Recenzja filmu

Zona (2007)
Rodrigo Plá
Daniel Giménez Cacho
Maribel Verdú

Wielki Mur

"Zona" sprawdza się i jako thriller, i jako metafora społeczeństwa panoptycznego, która na własne życzenie poddaje się wielopoziomowej kontroli, pęta swoje życie za ciężkie pieniądze.
Nie mam pojęcia, czy komukolwiek, kto pisał o tym filmie, udało się zacząć inaczej, ale i ja będę oportunistą – pierwsza scena jest naprawdę mocna. Jej znaczenie jest oczywiste, obecność nieunikniona, a i tak robi wrażenie. W szybach jadącego samochodu odbijają się wypielęgnowane trawniki i wystawne posiadłości. Potem kamera przelatuje za motylkiem nad zieloną oazą rodzinnego szczęścia. Kończy się to agresywnym wtargnięciem w kadr drutu kolczastego i kamery przemysłowej, wieńczących olbrzymi betonowy mur. W tej odciętej od świata strefie mieszka nowobogacka wspólnota, która postanowiła odeprzeć zmasowany atak motłochu z Mexico City. Miasto poza Zoną wygląda jak potężna góra śmieci, usypana z ludzkiego nieszczęścia. Ile potrzeba, by ta iluzja spokoju rozsypała się jak domek z kart? Debiutant Rodrigo Pla przekonuje, że wystarczy banalne zdarzenie, awaria elektryczności, chwilowa śpiączka monitoringu. Taka błahostka kończy się w jego filmie obławą na złodziejaszka, który wraz z przyjaciółmi dostał się na teren osiedla i wziął udział w brzemiennym w skutkach napadzie. Kapitalistyczny system, pozwalający na to, żeby frazę "bronimy własnych interesów" zamienić na "robimy państwo w państwie", nadaje się do zmieszania z błotem, jednak Pla wystrzega się takich banałów. Wie, że konstruowanie fabuły w oparciu o zbyt proste opozycje (zbiorowość „wewnętrzna”, znieczulona i wyrachowana oraz zbiorowość „zewnętrzna”, emocjonalna, trawiona nienawiścią) to rozwiązanie niedojrzałe. Zamiast tego opowiada o ludziach i ich odwiecznej potrzebie funkcjonowania w utopijnej strukturze, a także o agresji, która rodzi się w momencie, gdy rzeczywistość weryfikuje marzenia. Bohaterowie, nakreśleni niespecjalnie głęboko, podporządkowani są tu egzystencjalnym aksjomatom. Łącznikiem Zony z resztą świata jest policjant, który traktuje mieszkańców jak „dezerterów z życia” albo po prostu ich nienawidzi. Sympatia widza jest po jego stronie, ale i tutaj Pla zręcznie wyślizguje się z objęć banału. Postawa stróża prawa także zostaje skompromitowana. Nie ma mocnych na korupcję, gdy struktury władzy państwowej się rozpadają. "Zona" sprawdza się i jako thriller, i jako metafora społeczeństwa panoptycznego, która na własne życzenie poddaje się wielopoziomowej kontroli, pęta swoje życie za ciężkie pieniądze. Do mnie najbardziej przemawia podsycanie wielkomiejskich lęków. Zastanowicie się jeszcze raz zanim wklepiecie pięciocyfrowy kod i przekroczycie progi "nowych" osiedli.
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
La Zona - wyodrębnione osiedle Mexico City. Strażnicy, wysoki mur, strzeżony wjazd, luksusowe domki,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones