O ile Coppola w "Ojcu chrzestnym 2" zmieścił dwa aktorskie ega w jednym filmie, a Mann w "Gorączce" zaledwie w jednej scenie dialogowej, o tyle twórca "Zawodowców" postanowił pójść dalej i
Al Pacino i Robert De Niro po latach królowania w aktorskim panteonie na starość, by zadbać o godną emeryturę i domek z basenem, rozmieniają się na drobne. O ile Coppola w "Ojcu chrzestnym 2" zmieścił dwa aktorskie ega w jednym filmie, a Mann w "Gorączce" zaledwie w jednej scenie dialogowej, o tyle twórca "Zawodowców" postanowił pójść dalej i nasycił nimi prawie każdy kadr. Niestety nie jest to już ta unikatowa waluta, co kiedyś, ale seryjnie trzepany pieniądz. Praca w nowojorskiej policji to nie jest łatwy kawałek chleba. Niebezpieczeństwo czyha za każdym rogiem, uposażenie nie należy do najwyższych, a emerytura jest niepewna. Wszytko to jednak rekompensuje władza i szacunek, jaki daje odznaka, oraz poczucie sensu wynikające z wymierzania sprawiedliwości. Rzecz jednak w tym, że czasem bardzo łatwo posunąć się za daleko. A granica, jaka oddziela prawo od bezprawia, jest bardzo cienka. "Zawodowcy" to historia dwóch gliniarzy, którzy na starość muszą zmierzyć się ze swoimi demonami. Na ulicach Nowego Jorku ktoś na własną rękę wymierza mętom sprawiedliwość. Bez niepotrzebnych procedur i procesów - kulka w łeb i po sprawie. Wszystko wskazuje na to, że sprawca jest gliniarzem, a atmosfera zagęszcza się jeszcze bardziej, kiedy okazuje się, że podejrzanym jest jeden z naszych bohaterów. W "Zawodowcach" niby jest wszystko, co potrzeba, aby zbudować świetny thriller, czyli kilka dobrze rozpisanych postaci połączonych niejednoznaczną relacją. Jeżeli do tego dodać tak wspaniałych aktorów, jak wspomniani laureaci Oscara, można by spodziewać się naprawdę solidnego kina najwyższych lotów. Tym bardziej zaskakuje, że jest dokładnie odwrotnie. Pacino i De Niro budują swoje kreacje na jednym dobrze znanym grymasie, scenariusz sprawdza się przyzwoicie jako sensacyjna historyjka, kompletnie jednak zawodzi jako dramat postaw, czy nawet nietypowy i frapujący thriller. Brak w nim napięcia, prawdziwej ambiwalencji, dobrze rozpisanej aktorskiej partytury i nerwu. Koniec końców film Avneta to niestety jedynie odcinanie kuponów od aktorskiej legendy gwiazdorów-emerytów. Inaczej mówiąc, widz dostaje za cenę biletu przeciętne widowisko, które czasem, kiedy nie próbuje udawać czegoś więcej, niż jest, cieszy a nawet bawi.