Recenzja filmu

Diuna (1984)
David Lynch
Francesca Annis
Kyle MacLachlan

Czerwie pustyni

To właśnie na planie "Diuny" zaczęła się owocna współpraca Lyncha i MacLachlana, niestety ich pierwszy projekt nie wskazywał, że będzie to początek wspaniałej przyjaźni. Nie pomogła również
W 1984 roku David Lynch otrzymał szansę wkroczenia w hermetyczny świat hollywoodzkich filmowców. Jego debiut wzbudził skrajne opinie, ale ze względu na swoją specyficzną formę nie zdobył poklasku masowego odbiorcy. Przełom przyszedł na początku lat osiemdziesiątych wraz z rewelacyjną ekranizacją biografii Josepha Merricka, która dała Lynchowi rozpoznawalność, a nawet nominacje do Oscara. Pozytywne opinie sprawiły, że reżyser nie był już tylko ekscentryczną filmową ciekawostką, ale stał się reżyserem o dużo większym potencjale. Jednak ekranizacja kultowej powieście science-fiction Franka Herberta, okazała się bardzo dużym wyzwaniem.

Rok 10191. Wszechświatem rządzi Imperator Shaddam IV. W futurystycznym świecie najcenniejszą substancją jest przyprawa zwana melanżem, którą wydobywa się na pustynnej planecie Arrakis. Ta substancja ma wiele zastosowań, dlatego od dekad w kosmosie toczą się walki o jej złoża. Ten, kto wygra ten batalię, będzie mógł rządzić całym uniwersum "Diuny".



Z perspektywy czasu śmiało można stwierdzić, że David Lynch był najgorszym możliwym wyborem do wyreżyserowania hollywoodzkiego blockbustera. To filmowiec, którego widownia pokochała za unikalne kino autorskie, w którym czuje się jak ryba w wodzie. Sam reżyser przyznał po latach, że na planie "Diuny" miał do dyspozycji ogromne środki finansowe i... minimalną swobodę artystyczną, a to niestety negatywnie odbiło się na samej produkcji.

Przede wszystkim "Diuna" prezentuje się bardzo nieatrakcyjnie pod względem formalnym. Co prawda film ma już swoje lata, ale pamiętajmy, że w tamtych czasach powstały przecież m.in. "Łowca androidów" czy "Powrót Jedi", które przecież zachwycają do dziś. Obraz Lyncha wygląda natomiast jak drugoligowe science-fiction o pustynnej planecie przeznaczone na rynek kaset VHS.


To właśnie na planie "Diuny" zaczęła się owocna współpraca Lyncha i MacLachlana, niestety ich pierwszy projekt nie wskazywał, że będzie to początek wspaniałej przyjaźni. Nie pomogła również obecność Stinga, który jest nieporównywalnie lepszym muzykiem niż aktorem. Na osłodę zostaje urocza Sean Young znana z kultowego filmu Ridleya Scotta.

Kolejny problem to treść. Saga stworzona przez Franka Herberta to arcydzieło literatury fantastycznej, więc z odpowiednim budżetem i reżyserem, który rozumie fenomen literackiego pierwowzoru, moglibyśmy się doczekać epickiej space opery dorównującej "Star Trekowi" czy "Gwiezdnym wojnom". Być może ta sztuka uda się Denisowi Villeneuve'owi, który dokonał niemożliwego — udanie przenosząc na ekran kontynuację "Łowcy androidów". Oby udało mu się kolejny raz, bo o wersji z 1984 roku powinniście jak najszybciej zapomnieć.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones