Recenzja filmu

Duża ryba i begonia (2016)
Xuan Liang
Chun Zhang
Guanlin Ji
Shangqing Su

Ryby i ludzie

Są w "Dużej rybie i begonii" obrazy, które zostaną pod Waszymi powiekami na długo, oraz surrealistyczne cuda, które najpewniej powrócą w Waszych snach: delfiny pływające wśród morza chmur,
W oceanach żyje wielka ryba, którą nazywają Kun. Kiedy nadchodzi czas, zmienia się w szybującego po niebie ptaka zwanego Peng. Zanim jednak dostąpi zaszczytu tej transcendencji, musi złożyć coś na ołtarzu miłości. I właśnie o tym dziwacznym stanie zakochania, w którym przestajemy żyć dla siebie, a zaczynamy dla innych, opowiada zakorzeniona w chińskiej mitologii animacja Xuana Lianga i Chuna Zhanga


Twórcy "Dużej ryby i begonii" odwracają fabularny wektor i zamiast odsłaniać przed śmiertelnikami metafizyczną podszewkę świata, pokazują bóstwa przekraczające granice naszej rzeczywistości. Owe istoty, zwane po prostu Innymi, przyjmują zwierzęce formy, zaś w ramach rytuału inicjacji odwiedzają homo sapiens i podglądają naturę w całym jej majestacie. Jak nietrudno się domyślić, wszelkie interakcje z ludźmi mogą mieć dramatyczny finał, o czym szybko przekonuje się główna bohaterka, przybierająca postać delfina Chun. Kiedy młody rybak poświęca swoje życie, by ją uratować, obciążona poczuciem winy dziewczyna rozpoczyna żmudny proces przywracania chłopaka do życia. Nie obejdzie się bez poświęceń: Chun musi – całkiem dosłownie – oddać połowę swojego życia. Od tej pory bohaterowie będzie dzielić smutki i radości, udręki ciała i bolączki duszy. 

Są w "Dużej rybie i begonii" obrazy, które zostaną pod Waszymi powiekami na długo, oraz surrealistyczne cuda, które najpewniej powrócą w Waszych snach: delfiny pływające wśród morza chmur, rozrywająca burzowe niebo fala powodziowa, festiwal fajerwerków i lampionów w wybudzonym ze snu mieście, wreszcie – kaskada szczurów wystrzeliwująca z pluszowej zabawki. Połączenie komputerowej animacji z tradycyjną kreską uwypukla te efektowne sceny – stanowi nie tylko o wizualnej tożsamości filmu, klei się również całkiem nieźle z samą historią, w której dostrzeżemy motywy obecne od lat w filmach kultowego japońskiego studia Ghiblii. Chińską produkcję łączy z obrazami Hayao Miyazakiego choćby panteistyczna filozofia – to w dużej mierze opowieść o Matce Naturze jako manifestacji boskiej siły, o życiodajnej energii płynącej pomiędzy wszystkimi żywymi organizmami. Wkraczająca w dorosłość Chun dojrzewa nie tylko do – wydawałoby się, niemożliwej – miłości. Staje się także strażniczką "kościoła natury" i równowagi w przyrodzie. 

 

Chociaż twórcy mnożą wizerunki fantastycznej flory i fauny, a po ekranie szaleje parę tuzinów kolorowych postaci, na każde dwie chwile szczerego zachwytu przypada moment czkawki. To nagromadzenie wątków i bohaterów nie zawsze służy filmowi – zwłaszcza że ekspozycja jest tutaj mało rozbudowana, a płynący z offu głos narratorki, która rozgryza za nas specyfikę boskiego świata, kiepsko sprawdza się jako narzędzie narracyjne. Jeśli zatem chińską mitologię łykacie na śniadanie, a Smoczy Król, Pangu i Nefrytowy Cesarz to Wasi starzy znajomi, możecie spokojnie doliczyć jedno "oczko" do oceny. Jeśli nie, pozostanie Wam uniwersalna historia miłości pokonującej czas, przestrzeń i opór hydrodynamiczny. To wciąż całkiem niezły interes. 
1 10
Moja ocena:
7
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones