Recenzja filmu

Dziewczyna z pociągu (2016)
Tate Taylor
Emily Blunt
Haley Bennett

Szklana miłość, szklane życie

Z pewnością "Dziewczyna z pociągu" nie jest idealna i nie zajmie miejsca obok "Zaginionej dziewczyny", widać to po mieszanych recenzjach, jakie zbiera produkcja, jednak warto ją wypróbować na
Na wstępie muszę zaznaczyć, że nie czytałem książki Pauli Hawkins, na której oparto recenzowany przeze mnie film i oceniam go z punktu widzenia niezaznajomionego z tematem kinomana, pragnącego rozkoszować się przewrotnym thrillerem.



Świat zza okna wydaje się nieco odmienny, od tego, który nas otacza. Taki odległy i bliski nam zarazem, niedostępny, ale pożądany. W tym witrażu będącym uosobieniem ludzkiej codzienności możemy dopatrzyć się wszystkiego, podobnie jak z obrazem, każda interpretacja odpowiednio poparta argumentami, będzie przecież dobra. Za czym jednak wzdychamy, podglądając innych ludzi? Przecież ich nie znamy, nie wiemy nic o ich życiu, a jednak je idealizujemy, porównując do naszego, szukamy nadziei i pocieszenia. Jednakże możemy jedynie obserwować migające nam przed oczami sceny, nie powinniśmy, a wręcz mamy zakaz w nie interweniować… Niestety Rachel postanowiła naprawić coś, co na jej pięknym witrażu okazało się szkaradną rysą, która zabrała bohaterce ostatni promyk nadziei.



Fabuła to solidnie przemyślana intryga, która naprawdę potrafi zaabsorbować uwagę. Twórcy powolutku snują swoją opowieść, która niemal od pierwszych chwil przybiera specyficznego klimatu. Historia została podzielona na kilka wzajemnie przeplatających się segmentów, których bohaterkami są trzy kobiety – Rachel, Megan i Anna. Zatem mamy do czynienia z aż potrójną narracją, każda z przedstawicielek płci pięknej snuje bowiem własną opowieść. Twórcy zgrabnie tutaj wykorzystują zabieg inwersji czasowej, przeplatając ze sobą przeszłość i teraźniejszość, jednocześnie przełączając się pomiędzy bohaterkami produkcji. Mimo iż początkowo można odnieść wrażenie, że obserwowana opowieść jest poszatkowana, nielogiczna i chaotyczna, o tyle im bliżej końca, tym większego nabiera sensu, dążąc do zaskakującej i szokującej konkluzji, która mrozi krew w żyłach.



Produkcja potrafi również chwycić za gardło. Posiada tzw. momenty, w których napięcie sięga zenitu, szkoda, iż takich scen jest raptem kilka, ponieważ robią wrażenie i zdecydowanie służą filmowi na korzyść. Kolejnym atutem jest kategoria wiekowa "R". Film jest bardzo brutalny, wręcz szokujący momentami. Byłem zdziwiony takim otwartym podejściem twórców – nagość, mocne słownictwo, bicie czy upokarzanie kobiet, a także morderstwo Megan… i nawet jeśli w ostatnim z przytoczonych przypadków posłużono się półśrodkami, to scena nie pozwala o sobie zapomnieć po opuszczeniu kina. Jestem pod niemałym wrażeniem.



Niestety "Dziewczyna z pociągu", jak każda inna, ma również swoje wady. Mimo iż uważam historię za naprawdę solidną, rzemieślniczą pracę, to czasem widać naciągnięcia rzeczywistości do wizji scenarzystki, celem uzyskania nowych twistów fabularnych, czy też potrzymania filmowej zagadki. Owszem, są to irytujące uchybienia, lecz bez zgrzytów zębami da się na nie przymknąć oko. Ponadto rozczarowujące w ogólnym rozrachunku może się okazać dla niektórych rozwiązanie fabularnej intrygi. Scenarzystka dzięki Emily Blunt (więcej o niej w kolejnych akapitach) miała możliwość zakończenia historii na przeróżne sposoby. Czemu więc wybrała ten najbardziej schematyczny? To już naprawdę pozostanie nierozwiązaną zagadką. Boli też niewykorzystanie potencjału filmowej intrygi – początek jest zjawiskowy, lecz twórcy zbyt szybko wykładają wszystkie karty na stół, przepraszam, kilka ukrywają przed czujnymi oczami kinomanów, aby ich jeszcze w końcówce zaskoczyć, lecz te najważniejsze od połowy seansu leżą przed widzami odkryte. Zabrakło ostatecznego szlifu, przez co na trzydzieści minut przed końcem projekcji wiemy, kto jest mordercą Megan.



Całości towarzyszy ponura scenografia i dołująca, ciężka muzyka. W zasadzie oprawa audiowizualna dobrze odtwarza marazm głównej bohaterki staczającej się powoli na samo dno. W filmie wykreowana rzeczywistość pełna jest kłamstwa i obłudy. Ponadto sprawia ona wrażenie brudnej, a także zwyczajnie odpychającej. Jest niemal namacalna. Widzowie więc mogą poczuć w powietrzu rozkład moralności – nie ma tutaj miejsca na akty dobroci, to nie ten świat, a jednak niesamowicie wciąga. Coś w nim jest, co mani i absorbuje… Tym czymś jest brutalność, seks, możliwość podglądania życia totalnie nieznajomej nam osoby z ukrycia i konieczność zaspokajania najbardziej prymitywnych potrzeb – to pociąga, a co za tym idzie, chcemy do omawianej rzeczywistości mimowolnie wkroczyć, czujemy, że to nasze miejsce.



Zachwyca fenomenalna po prostu Emily Blunt, która nadaje swojej postaci niezbędnej głębi. Jest ona wielowymiarowa i wyrywa się zdecydowanie z oków schematyczności. Aktorka wykonała ogrom pracy. W jej grze widać pasję oraz duże zaangażowanie. Tak po prawdzie otrzymała do odegrania postać, która mogłoby być bez problemu rozpisana na dwóch, może trzech innych bohaterów! Aż takim bogatym bagażem doświadczeń oraz złożoną osobowością może się poszczycić filmowa Rachel! Poza tym Blunt, która cechuje się delikatną i dziewczęcą urodą, dodaje swojej postaci koniecznej czasem niewinności. To właśnie za jej sprawą widzowie zaczynają darzyć Rachel sympatią, mimo iż w produkcji jest  ona przedstawiona w jak najgorszych barwach. Zatem główna bohaterka filmu to zarówno wrażliwa kobieta, słaniająca się na nogach alkoholiczka, tajemnicza nieznajoma z pociągu o duszy artystki, jak również strudzona życiem i upokorzona przez los kochająca żona, która straciła w swoim szczęśliwym bycie wszystko, na czym jej tak naprawdę zależało. Ta wielowymiarowość postaci pozwala snuć widzom na jej temat różne domysły i daje scenarzystce ogromne pole do popisu. Blunt zrobiła absolutnie wszystko, co w jej mocy, aby kinomani nie byli w stanie przejrzeć motywów Rachel, jej celu, a co najważniejsze, dociec prawdy – czy to kolejna pijacka wizja nawalonej kobiety, a może misternie uknuty i doskonale zrealizowany plan nieumiejącej poradzić sobie w życiu socjopatki, która postanowiła odebrać szczęście komuś innemu? Nie zapominajmy też o możliwości niewinności Rachel w sprawie zabójstwa Megan, przecież wygląda na dobroduszną osobę, lecz aparycja bywa rzecz jasna zwodnicza.



Ekranowymi partnerkami aktorki są Haley Bennett i Rebecca Ferguson. Pierwsza wciela się w Megan, będącą uosobieniem zwyczajnej, puszczalskiej zdziry, druga w Annę – przykładną żonę i matkę. Obie wyraźnie kontrastują z Rachel, lecz, mimo iż postacie te nie są tak dopieszczone, jak główna bohaterka, to z pewnością są bardziej złożone, niż się początkowo wydaje. Zresztą to jedna z najmocniejszych zalet filmu – ciągłe domysły i postacie mieniące się w odcieniach szarości. Zapomnijcie o krystalicznie dobrych i złych bohaterach, tutaj każdy chowa przed światłem dziennym sekrety, skrywa mroczną przeszłość, którą z nikim nie chce się dzielić. Wróćmy jednak do towarzyszących Emily Blunt aktorek… Haley Bennett i Rebecca Ferguson spisują się naprawdę solidnie i nie ustępują miejsca swojej zdecydowanie bardziej doświadczonej i utalentowanej koleżance, kradnąc miejscami oglądany thriller jedynie dla siebie. Warto na dłużej się zatrzymać przy pierwszej z nich. Haley Bennett w końcu dostała okazję do popisania się zdolnościami aktorskimi, do tej pory pełniła funkcję seksualnego obiektu. W "Dziewczynie z pociągu" wciela się w zagadkową i cechującą się pustym spojrzeniem kobietę pozbawioną życia. Ten chłód otaczający postać Bennett, ta wyczuwana obojętność intryguje oraz przyciąga uwagę. Na dalszym planie znajdują męscy aktorzy – Luke Evans oraz Edgar Ramirez, którzy stanowią jedynie silne zaplecze, umykające jednak uwadze widzów w zestawieniu z trójką genialnie grających pań.


"Dziewczyna z pociągu" posiada zarówno niezaprzeczane zalety, jak i kilka mniejszych lub większych uchybień, będących rysą na pięknym witrażu mieniącym się przeróżnymi odcieniami barw. Niemniej jednak jej wady giną w natłoku naprawdę pozytywnych cech, a co za tym idzie, nie są one w stanie odebrać przyjemności z prawie dwugodzinnego seansu. Niech za rekomendację filmu posłuży zebrana ze mną publiczność na pokazie przedpremierowym. Na kinowej sali widzowie siedzieli w napięciu i pełnym skupieniu przysłuchując się snutej przez scenarzystkę historii. Podczas seansu nikt się nie zaśmiał, a po skończonej projekcji u siedzących obok mnie dziewczyn zobaczyłem w oczach łzy, co oznacza, że na produkcji można się wzruszyć. Poza tym dało się usłyszeć wiele pozytywnych reakcji, nie wszyscy się obrazem zachwycali, ale nie usłyszałem żadnych skrajnie negatywnych komentarzy. Niech przytoczona sytuacja posłuży Wam za podsumowanie… Z pewnością "Dziewczyna z pociągu" nie jest idealna i nie zajmie miejsca obok "Zaginionej dziewczyny", widać to po mieszanych recenzjach, jakie zbiera produkcja, jednak warto ją wypróbować na sobie, nie sugerując się opinią innych. Być może to właśnie Ciebie porwie omawiane dzieło, zabierając w pełną intryg opowieść; może to waśnie Ty uronisz łzę, przyglądając się poruszającej historii traktującej o podupadłej na życiu kobiecie, desperacko próbującej odnaleźć na powrót sens w życiu i stanąć na nogi. 
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jeśli "Sicario" było filmem o twarzy Emily Blunt, podobnie jest z "Dziewczyną z pociągu". Denis... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones