Recenzja filmu

Escape Room (2017)
Will Wernick
Elisabeth Hower
Evan Williams

Pokój zwierzeń

Gatunkowo "Escape Room" to pogrobowiec serii "Piła" z delikatnym twistem w postaci bohaterów, którym trudno kibicować. Na przekór tradycji torture porn, uświadamiającej, że nieszczęśnicy różnych
Nie ma ucieczki. Dosłownie i w przenośni - w czasie gdy bohaterowie filmu walczyli o życie w śmiertelnej pułapce, ja walczyłem ze snem w kinowym fotelu. Chociaż twórcy filmu dwoją się i troją, by rozkręcić karuzelę grozy, finezji starcza im jedynie na scenę namiętnego pocałunku w oparach stężonego kwasu. "Dobre i to" - odparłem dziesięć lat za późno.


Gatunkowo "Escape Room" to pogrobowiec serii "Piła" z delikatnym twistem w postaci bohaterów, którym trudno kibicować. Na przekór tradycji torture porn, uświadamiającej, że nieszczęśnicy różnych stanów i zawodów posiadają tę samą barwę krwi, tutaj z taśmociągu zjeżdżają pretensjonalne i zadufane w sobie bałwany, których chciałoby się własnoręcznie torturować. Ich czyśćcem okazuje się tytułowy escape room - ostatni krzyk mody, gra nagradzająca inteligencję, umiejętność logicznego myślenia oraz orientację w przestrzeni. Pytanie, które zadają twórcy, jest prowokujące: jak poradzić sobie bez tych cech?
   
Chociaż rozdająca talenty Bozia nie była dla nikogo zbyt szczodra, ofiary sadystycznego psychopaty jakoś pokonują kolejne łamigłówki i w regularnie uszczuplanym składzie brną w stronę napisów końcowych. Scenarzysta tymczasem wyciąga z kapelusza kolejne niespodzianki: tu zdrada, tam romans, raz kłamstwo, to znów sekret z przeszłości. Napina się na opowieść o ludziach prześladowanych przez własne demony, ujawniających najgorsze instynkty, odsłaniających mroki duszy. A jednak jakimś cudem zamiast antropologicznego traktatu o naturze bestii wychodzi mu piramidalny kicz. Spora w tym zasługa reżysera, który zasadę decorum ma obcykaną i kuriozalny tekst inscenizuje w równie kuriozalny sposób. Jeszcze większa - operatora i montażysty, dla których język kina grozy kończy się na niedoświetlonych kadrach i "dramatycznych" reaction shotach. Największa - wyrównanej stawki aktorskiej, dzięki której emocjonalna amplituda praktycznie nie istnieje. Strasznie fajnie to wyszło, nie powiem.


Ponieważ przywykłem już do tego, że twórcy podobnej, horrorowej pulpy regularnie podkradają mi czas i spokój, nie czuję się obrażony filmem Willa Wernicka. Przynajmniej dwa zgony zasługują tu na tydzień chwały w mojej pamięci, zaś w roli niepozornej Annabelle Stephenson widać nie tylko wstyd, ale i pragnienie błyskawicznej pokuty - jako jedyna próbuje ulepić z tych krzyków i wybałuszonych oczu jakąś postać. To oczywiście za mało i w ramach weekendowej alternatywy sugerowałbym raczej prawdziwy escape room. Sala kinowa się nie liczy.
1 10
Moja ocena:
3
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones