Recenzja filmu

Final Fantasy (2001)
Hironobu Sakaguchi
Ming-Na Wen
Alec Baldwin

Ostateczna fantazja

<b>"Final Fantasy"</b> to tytuł znany wszystkim miłośnikom gier komputerowych i konsolowych. Seria ta powszechnie uważana jest za jedną z najpopularniejszych i najbardziej dochodowych w historii
"Final Fantasy" to tytuł znany wszystkim miłośnikom gier komputerowych i konsolowych. Seria ta powszechnie uważana jest za jedną z najpopularniejszych i najbardziej dochodowych w historii przemysłu komputerowego a oficjalna liczba sprzedanych jej egzemplarzy już dawno przekroczyła 30 milionów. Na całym świecie są miliony wielbicieli "Final Fantasy", którzy każdą z części gry ukończyli po kilka razy rozwiązując wszystkie zawarte w programie subquesty i sekrety. Seria składa się już z 10 części a kolejne są cały czas przygotowywane i z niecierpliwością oczekiwane przez fanów. Twórcom z firmy Squaresfot udało się dokonać rzeczy niezwykłej. Stworzyli produkt, który podoba się ludziom z różnych kultur i różnych krajów. Sprawili, że w słowniku gracza pojawiło się nowe pojęcie "japoński RPG", gatunek, który przez długie lata znany był jedynie mieszkańcom Kraju Kwitnącej Wiśni. Co więcej spowodowali, że ta forma gier zaczęła być również tworzona w innych krajach, czego wydany niedawno "Anachronox" firmy Ion Storm wydaje się być najlepszym przykładem. Artyści ze Squaresoft w pewnym sensie również zrewolucjonizowali sposób robienia gier. "Final Fantasy VII" był wszak jednym z pierwszych programów rozrywkowych, na którego produkcję przeznaczono miliony dolarów i który miał profesjonalną kampanię reklamową nie tylko w prasie tematycznej, ale również w telewizji, radio a nawet w raczkującym jeszcze wtedy internecie. Graficy Squaresoft jako pierwsi wykorzystali możliwości animacji komputerowych i wstawki FMV w realizowanych przez nich grach uważane są za najlepsze na rynku. Zrozumiała jest zatem decyzja producentów, którzy w dobie mody panującej na ekranizację gier komputerowych zgodzili się sfinansować realizację filmu inspirowanego "Final Fantasy". Od początku do projektu przystąpiono bardzo ambitnie. Nadzór nad pracami i reżyserię filmu powierzono Hironobu Sakaguchi, współtwórcy i producentowi serii gier, który jest również pomysłodawcą scenariusza do "Final Fantasy: The Spirits Within". Ekipa przeniosła się do Honolulu, gdzie znajduje się olbrzymie studio firmy Squaresoft i tam przez kilka lat artyści z całego świata pracowali nad obrazem, który miał zrewolucjonizować współczesne kino. "Final Fantasy" miał być bowiem pierwszym w historii zrealizowanym przy użyciu grafiki komputerowej filmem, w którym przedstawione zostaną hiper-realistyczne postacie ludzi, tak dokładnie, że nie będą różniły się od prawdziwych aktorów. Cóż, zapewnienia te okazały się być na wyrost, ale nie zmienia to faktu, iż "Final Fantasy", mimo pewnych braków i niedociągnięć jest filmem, który nie tylko warto zobaczyć, ale który z całą pewnością rozpoczyna nowy rozdział w historii kina. Akcja "Final Fantasy: The Spirits Within" rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Ziemia jest zniszczona, populacja się gwałtownie zmniejsza a niewielkie grupy ludzi żyją w zbudowanych pod specjalnymi kopułami miastach. Przyczyną tego stanu rzeczy są Fantomy, tajemnicze, pozbawione ciała istoty, które 20 lat temu pojawiły się na naszej planecie po tym, jak uderzył w nią olbrzymi meteoryt. Fantomy żywią się ludzkimi duszami i przez wiele lat nikomu nie udało się odnaleźć sposobu na ich ostateczne powstrzymanie. Przed taką szansą staje teraz główna bohaterka filmu doktor Aki Ross. Wspólnie ze swoim mentorem doktorem Sidem odkrywają oni, jak można pokonać Fantomy. Potrzebują do tego jednak 8 naznaczonych dusz pochodzących z różnych organizmów. Niestety, nasi bohaterowie nie mają zbyt wiele czasu na ich odnalezienie. Armia bowiem nalega, aby obcych zniszczyć przy pomocy potężnego działa Zeus. Problem w tym, że nikt go wcześniej nie używał, a doktor Sid podejrzewa, że siła tego ataku może zniszczyć nie tylko najeźdźców, ale również całą naszą planetę. Już na samym początku chciałbym zaznaczyć, iż fabuła "Final Fantasy" tylko pozornie nie jest skomplikowana. Podobnie, jak w grach z serii "Final Fantasy" historia opowiedziana w obrazie jest mocno "zakręcona" i miejscami naciągana. W filmie nie jest np. wyjaśnione, jak bohaterowie wpadli na to, że Fantomy można pokonać łącząc je z 8 naznaczonymi duszami, i dlaczego tych dusz musi być właśnie 8, a nie 6, czy 10? Cały wątek z duszami jest w ogóle mocno niedopracowany i muszę przyznać, że po zakończeniu filmu za bardzo nie wiedziałem, o co tak właściwie w nim chodziło. Szkoda, można to było rozwiązać lepiej. W ogóle fabuła filmu odbiega od poziomu, jaki Hironobu Sakaguchi narzucił sobie przy tworzeniu gier komputerowych. Niestety na niekorzyść produkcji kinowej. Oprócz niejasności wątku z duszami obraz obfituje również w pełne patosu sceny, w których dzielni żołnierze honorowo oddają życie za swoich towarzyszy a już zakończenie filmu do złudzenia przypomina końcówkę "Pearl Harbor" i brakuje w nim jedynie łopoczącej w tle amerykańskiej flagi. Fabuła "Final Fantasy: The Spirits Within" to zdecydowanie najsłabsze ogniwo filmu. Nie zapominajmy jednak, że twórcy zapowiadali, iż obraz ten będzie rewolucyjny nie pod względem opowiadanej historii, ale hiper-realistycznej grafiki i to ona jest najbardziej atrakcyjnym elementem produkcji. Stworzony przez setki grafików zrujnowany świat, w którym rozgrywa się akcja filmu jest niesamowity. Opustoszałe i zniszczone miasta, dawne pola bitew, które pokrywają szczątki zabitych żołnierzy, futurystyczne pojazdy i uzbrojenie, wszystko to wygląda niewiarygodnie. Trzeba przyznać, że Sakaguchi, który był pomysłodawcą wielu z tych projektów ma niesamowitą wyobraźnie. Niestety, o ile do wykonania i animacji przedmiotów oraz lokacji nie można przyczepić, to już graficzne przedstawienie bohaterów daleko odbiega od obietnic składanych przez twórców w trakcie prac nad filmem. Rzeczywiście są wykonane w sposób perfekcyjny. Każdy z 60 tys. włosów na głowie Aki został oddzielnie wyrenderowany, do płynnego oddania ruchów postaci zastosowano technologię "motion capture", a takie szczegóły, jak faktura skóry, błyski oczu, czy piegi rysowano ręcznie bez uciekania się do pomocy skanerów. Niestety, oglądając film widać wyraźnie, że bohaterowie to nie żywi aktorzy, tylko perfekcyjne animacje komputerowe. Ich ruchy nie są do końca naturalne, a mimika twarzy pozostawia wiele do życzenia. Twórcy "Final Fantasy: The Spirits Within" niepotrzebnie obiecali widzom zbyt wiele. Gdyby na długo przed premierą obrazu nie zapewniali ich, że grafika będzie hiper-realistyczna to zapewne reakcja na film byłaby inna. Te drobne niedociągnięcia nie zmieniają jednak faktu, iż "Final Fantasy", podobnie jak przed laty "Toy Story", to film w pewnym sensie przełomowy. Jego twórcy pokazali, że obrazy wykonane przy pomocy grafiki komputerowej nie muszą opowiadać o zabawkach, czy bajkowych stworach, które łatwiej jest narysować i zanimować niż ludzi. Oczywiście wykonanie bohaterów w "Final Fantasy" pozostawia jeszcze wiele do życzenia, ale jak znam życie za kilka lat to się zmieni. W końcu już jakiś czas temu ktoś powiedział, że nowoczesna technologia umożliwi realizację filmów, w których główne role zagrają np. Humphrey Bogart, czy Marilyn Monroe, którzy do życia zostaną przywróceni właśnie dzięki komputerowej grafice. "Final Fantasy: The Spirits Within" pokazuje, że moment premiery takiego obrazu nie jest już zbyt odległy. Polecam wybrać się na "Final Fantasy". Może nie jest to najlepszy film roku, ale z całą pewnością warto go zobaczyć i to na dużym ekranie. Jego wykonanie robi naprawdę niesamowite wrażenie. Miłośnicy gier też nie powinni być zawiedzeni. Choć film nie ma z nimi nic wspólnego to jednak swoją konstrukcją fabularną przypomina, schematy znane z komputerowych wersji "Final Fantasy". Główna bohaterka miewa tajemnicze sny, które okazują się kluczem do pokonania Fantomów, a ubrany w długi płaszcz generał Hein wygląda trochę jak Seifer z "Final Fantasy 8". "Final Fantasy: The Spirits Within" to film nowatorski, który wyznacza nowy kierunek w rozwoju kinematografii i choćby z tego powodu warto go zobaczyć. Mnie osobiście się podobał, choć przyznam szczerze, iż oczekiwałem po nim czegoś więcej.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones