Freddy w wersji MTV

Kiedy Renny Harlin przybył do Hollywood w latach 80., był jednym z bardzo wielu początkujących reżyserów, szukających angażu w produkcji, która zapewniłaby im godny status. Harlin nie potrafił
Kiedy Renny Harlin przybył do Hollywood w latach 80., był jednym z bardzo wielu początkujących reżyserów, szukających angażu w produkcji, która zapewniłaby im godny status. Harlin nie potrafił się wówczas w pełni posługiwać językiem angielskim, więc początek jego kariery nie był łatwy. Został on jednak zauważony przez producentów dzięki filmowi "Więzienie" (1987), więc zaproponowano mu pracę nad czwartą częścią "Koszmaru z ulicy Wiązów". Seria ta przynosiła wtedy duże zyski finansowe niezależnej wytwórni New Line Cinema, która stawała się co raz bardziej rozpoznawalną w świecie kinematografii.

Młoda Kristen Parker (Tuesday Knight) nękana jest koszmarami zwiastującymi powrót Freddy'ego Krugera (Robert Englund) - mordercę ze świata snów. Zaniepokojona, alarmuje o tym fakcie dwóch przyjaciół - Kinkaida (Ken Sagoes) oraz Joeya (Rodney Eastman), z którymi wcześniej udało jej się pokonać złoczyńcę. Ci jednak zapewniają ją, iż nie ma powodu do obaw, twierdząc że Kruger został definitywnie zabity. Sytuacja zaczyna się komplikować, gdy giną pierwsze osoby. Kristen obwinia siebie za ich śmierć, podejrzewając użycie przez mordercę jej niezwykłego daru wciągania innych do swoich snów. Głównym celem zabójcy staje się teraz Alice (Lisa Wilcox) - nieśmiała przyjaciółka bohaterki.

Mimo tego że od poprzedniej części minął zaledwie rok, widać między nimi znaczne różnice techniczne, a to za sprawą o wiele wyższego budżetu. Choć sceny uśmiercania bohaterów nie są już tu tak wymyślne jak w "trójce", to postarano się o rozmach, który potrafi na wiele sposobów zaimponować. Nie sposób tu wymienić wszystkich "smaczków", którymi twórcy ozdobili film, gdyż za każdym razem, gdy któraś z postaci wkracza w krainę snu, dzieje się coś niesamowitego i nieprzewidywalnego. Do takich wątków zaliczyć można pizzę "przyprawioną" głowami zmarłych postaci, zjadaną przez Krugera lub też spektakularną scenę rozgrywającą się w kinie. Poważną wpadkę twórcy zaliczyli przedstawiając śmierć jednej z bohaterek, zamieniającej się w karalucha. Scena ta jest na tyle odpychająca (wręcz perwersyjna), że może obrzydzić nawet największego fana horrorów. Inna scena obrazująca zgon bohatera, charakteryzuje się zwyczajnym brakiem pomysłu. Przedstawiono tu jego walkę z niewidzialnym Freddym, mającym być główną atrakcją filmu. Na szczęście wydarzenia rozgrywające się w finale okazują się dużą rekompensatą tych minusów. Jesteśmy świadkami jednego z najbardziej spektakularnych zgonów Krugera na przestrzeni wszystkich dziewięciu filmów o tym antybohaterze.

Dobór rockowych piosenek, które słyszymy w poszczególnych scenach sprawił, że film nabrał bardzo młodzieżowego stylu. Miło jest usłyszeć takich wykonawców, jak Billy Idol, The Divinyls, Sinéad O'Connor, czy Dramarama, gdyż nadają całości znakomitego tempa i charyzmy, jakiej nie dane było doświadczyć wcześniej fanom serii. Ciekawie brzmi też score Craiga Safana, który w przeróżny sposób wykorzystał muzyczny temat przewodni, towarzyszący niemal wszystkim filmom o Freddym. Szkoda tylko, że partytura tego kompozytora nie radzi sobie równie dobrze w oderwaniu od obrazu. Teledyskowy styl niektórych scen sprawia, że produkcja adresowana była głównie do młodych odbiorców pokolenia MTV lat osiemdziesiątych.

Do dziś nie zostało oficjalnie potwierdzone, dlaczego Patricia Arquette nie przyjęła ponownie roli Kristen Parker. Plotki podają jako powód jej ciążę lub też inne zobowiązania filmowe. Ciekawie byłoby zobaczyć ją w tej roli. Została ona zastąpiona przez mniej utalentowaną, za to bardziej kobiecą Tuesday Knight. Nie zmienia to faktu, że od pewnego momentu w filmie na pierwszy plan wychodzi Lisa Wilcox jako Alice. Jest to największa aktorska niespodzianka we "Władcy snów", gdyż bohaterka ta, "dziedzicząc" moc i osobowość ofiar Freddy'ego, przechodzi stopniową metamorfozę. Z nieśmiałej, szarej myszki, nie mającej odwagi zagadać przystojnego kolegi ze szkoły, staje się waleczną, pewną sienie superbohaterką, stanowiącą poważne wyzwanie dla złoczyńcy ze snów. Wilcox okazała się bardzo wiarygodna jako Alice, a na uznanie zasługuje fakt, że nie powtarzała ona ról żadnej z wcześniejszych żeńskich postaci, stawiających czoła Krugerowi. Dobrze poradziła sobie reszta aktorów, grając bardzo charakterystyczne i sympatyczne osoby, które chciałoby się poznać w życiu poza ekranem. Robert Englund jest jak zwykle doskonały w roli Freddy'ego. Pojawiają się tu pierwsze wątki komediowe (np. Kruger zakładający okulary przeciwsłoneczne na plaży), które w kolejnych częściach przyczyniły się do przekształcenia tej postaci w błazna.

"Władca snów" zdobył duży sukces finansowy oraz status najbardziej dochodowej produkcji niezależnej. Okazał się mniej mroczny od poprzednich części, co jednak nie zmieniło faktu, że fani polubili go niemal równie bardzo, a przyczynił się do tego większy rozmach i widowisko. Krótko po premierze Renny Harlin otrzymał telefon od Stevena Spielberga z propozycją współpracy. Do dziś wyreżyserował takie filmowe hity, jak "Szklana pułapka 2" (1990), "Na krawędzi" (1993) czy "Piekielna głębia" (1999).
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones