Recenzja filmu

Kraina jutra (2015)
Brad Bird
Waldemar Modestowicz
Britt Robertson
George Clooney

Byle do jutra

Bird zna reguły, jakimi rządzi się współczesne widowisko. Potrafi dowcipnie rozgrywać napięcia między bohaterami, pompować adrenalinę w rewelacyjne sceny akcji (patrz: ucieczka z domu
Jest w "Krainie jutra" scena, w której nauczyciele snują przed gawiedzią wizje nadciągającej apokalipsy. Wojny, kataklizmy, rewolucje – do wyboru, do koloru. W pewnym momencie zniecierpliwiona uczennica podnosi rękę i rzuca: No dobrze, ale jak temu wszystkiemu zapobiec? W pytaniu rezolutnej licealistki – a zarazem głównej bohaterki – kryje się credo nowego filmu Brada Birda. Na przekór kasandrycznej popkulturze reżyser dowodzi, że nauka i nowoczesne technologie mogą przynieść naszej cywilizacji coś lepszego niż inwazję zombie i nuklearną zimę.


Pozytywne przesłanie "Krainy jutra" kojarzy się ze złotą erą science fiction, gdy pisarze wierzyli jeszcze w ludzkość i postęp. Akcenty retro można dostrzec w nowej produkcji Disneya na każdym kroku: w kostiumach, scenografii, modelach futurystycznych gadżetów. Główni bohaterowie, choć wyjęci z innego porządku, również wydają się przybyszami z przeszłości. Idealistka z talentem do pakowania się w tarapaty, zgorzkniały, lecz niepozbawiony szlachetnych odruchów geniusz, wielozadaniowy robot w skórze dziewczynki – to przecież postaci rodem z Kina Nowej Przygody. Choć Clooney w przepoconej flaneli wciąż wygląda jak model Armaniego, a 25-letnia Robertson od dawna nie jest już nastolatką, oboje dobrze czują się w powierzonych rolach. Numerem jeden w obsadzie jest jednak Raffey Cassidy. Jej wielkooka Athena to kolejny (po Alicii Vikander w "Ex Machinie") android, który intryguje znacznie bardziej od swych ludzkich kompanów.


Bird zna reguły, jakimi rządzi się współczesne widowisko. Potrafi dowcipnie rozgrywać napięcia między bohaterami, pompować adrenalinę w rewelacyjne sceny akcji (patrz: ucieczka z domu Clooneya), puścić oko do fanów gatunku, a na deser zafundować widzom krzepiący, lekkostrawny morał. Siłą reżysera jest także popkulturowa wrażliwość. Najpełniej daje ona o sobie znać w scenie, w której Casey (Robertson) trafia do sklepu wypełnionego po sufit komiksami i zabawkami z filmów. Sposób, w jaki Bird rozwija całą sytuację, zadowoli zarówno miłośników ekranowej rozróby jak i geeków polerujących z nabożną czcią figurki Dartha Vadera.

Niestety, wraz z chwilą, gdy bohaterowie na dobre lądują w tytułowym świecie, "Kraina jutra" zaczyna drżeć w posadach. Trudno zrozumieć, dlaczego wyposażeni w niemal 200-milionowy budżet twórcy zawężają wówczas pole widzenia do opustoszałego hangaru, dwóch strażników uzbrojonych w fazery oraz Hugh Lauriego w śmiesznym wojskowym trenczu. W dodatku pomysł na rozwiązanie całej awantury jest tak absurdalny i pokrętnie wytłumaczony, że musiał narodzić się w głowie osławionego scenarzysty "Prometeusza", Damona Lindelofa.

Pomimo inscenizacyjnego ubóstwa i fabularnego bałaganu w finałowym akcie pieśń pochwalna na cześć zmieniających świat marzycieli i aktywistów nadal brzmi czysto. Po seansie przetrząśnijcie lepiej kieszenie – może i Wy otrzymaliście już przepustkę do "Krainy jutra".
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Kraina jutra" to jedna z tych produkcji, o których trudno wypowiedzieć się krytycznie bez poczucia, że... czytaj więcej
Na początku zastrzeżenie - w mojej ocenie (8/10) uwzględniłem to, że głównym odbiorcą tego obrazu nie są... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones