Brzydka miłość

Jak mało która biografia potrafi też ukazać twórczy proces, który jest jednocześnie wyniszczający oraz oczyszczający, będąc nierozerwalną częścią i sensem istnienia artysty.
Są różne definicje piękna. Każdy ma w zasadzie swoją. Można również całkiem kwestionować jego istnienie. Rzadko jednak trafia się na próby określenia, czym jest brzydota. Ludzie nie wydają się zainteresowani tym, co nie jest według nich ładne. Stronią od mroczniejszej strony życia i zagłuszają to, co w ich mniemaniu jest negatywne różnymi zapychaczami typu media społecznościowe, wirtualna rzeczywistości czy oddanie się konsumpcji. Czy jednak podział na piękno i brzydotę jest zasadny? Kto o tym decyduje? Przecież dziewczyna z egzemą jest tak samo atrakcyjna, jak ta bez. Wszystko zależy od upodobań. Natura ludzka lubi jednak wszystko dzielić i szufladkować co ostatecznie działa na jej niekorzyść. Jeśli jednak już zgodzimy się z takim podziałem to, czy istnieje jakiś ideał brzydoty? Odpowiedź na tak postawione pytanie może dostarczyć seans filmu "Love Is the Devil: Szkic do portretu Francisa Bacona".



Do historii przeszło dwóch Francisów Baconów. Nas interesuje ten drugi w kolejności, czyli brytyjski malarz, który aktywny twórczo i seksualnie był w pierwszej połowie XX wieku. Triumfy świecił zwłaszcza w latach powojennych. Zdobył sobie sławę i międzynarodowe uznanie, a jego dzieła do dziś są cenione, będąc łakomym kąskiem dla kolekcjonerów. Bacon wypracował charakterystyczny styl, dzięki któremu jego prace są łatwo rozpoznawalne. Akcja filmu stanowi wycinek z jego barwnej i burzliwej biografii. Skupia się na okresie, w którym artysta poznał przez przypadek drobnego złodzieja George'a Dyera. Między mężczyznami szybko nawiązuje się nić sympatii, a Dyer staje się swoistą inspiracją dla Bacona. Ich relacja nie jest jednak usłana różami, stając się z czasem coraz bardziej wybuchowa i nieprzewidywalna.


Nakręcenie dobrej biografii to trudny orzech do zgryzienia. Życie wielu osób nadaje się idealnie na przeniesienie na srebrny ekran, będąc gotowym scenariuszem. Niestety nie wszystkie życiorysy zyskują godną filmową wersję. Gatunek ten oferuje bardzo wiele produkcji, stojących na odpowiednim poziomie. Brakuje im jednak często jakiejś iskry bożej, która dorównywałaby geniuszowi bohatera. Większość biografii jest zwyczajnie schematyczna i jest niejako laurką dla protagonisty, stroniąc od trudnych i negatywnych wątków. A nawet jeśli już je porusza, to robi to w sposób dość toporny, bez zgłębienia tematu. Reżyser "Love is the Devil", John Maybury, stanął zatem przed wymagającym zadaniem. Na szczęście wywiązał się z niego wzorowo. Przede wszystkim postawił na autorską wizję, zamiast skupiać się na odhaczaniu kolejnych wydarzeń z życiorysu artysty. Postanowił namalować na ekranie swoisty obraz, który stanowi wizualne odzwierciedlenie życia i twórczości Bacona. To właśnie forma jest tutaj najważniejszym elementem, określającym charakter produkcji.


"Love is the Devil" nie przypomina typowej biografii filmowej. W ogóle jest nakręcony w sposób odmienny do tradycyjnych dzieł, czego warto mieć świadomość, zasiadając do seansu. Autor, wykorzystując plastyczne środki wyrazu, kreśli wizję świata zaludnionego przez ludzi zmęczonych życiem i cynicznych. Są oni nierzadko odpychający i nie budzą sympatii. Widz dostaje wgląd w ich intymne sekrety, których być może wolałby nie poznawać. Film zbudowany jest obrazami obskurnych wnętrz i spoconych twarzy. Niczym twórczość Bacona, ekran wypełniony jest wyobrażeniami zniszczenia, przemocy i degradacji. To istny pokaz brzydoty i bólu, która tak bardzo inspirowała malarza. By w pełni oddać cierpienie jego umęczonego umysłu, reżyser musiał postawić na groteskowe i karykaturalne przedstawienie postaci. Uczynił to w dużej mierze dzięki zastosowaniu gry świateł i cieni oraz odpowiednio ciasnymi kadrami. Jego film nabrał w ten sposób niemalże klaustrofobicznego klimatu. Ta swoista wiwisekcja ludzkiej psychiki pełna jest negatywnych emocji, autodestrukcji i dekadencji. Produkcja jest przykładem awangardowego podejścia do kręcenia, pełnego eksperymentalnych rozwiązań i sugestywnych ujęć. Jak mało która biografia potrafi też ukazać twórczy proces, który jest jednocześnie wyniszczający oraz oczyszczający, będąc nierozerwalną częścią i sensem istnienia artysty.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?