Od czasu premiery głośnego dramatu "Czekając na wyrok" Marc Forster uznawany jest za jednego z najciekawszych hollywoodzkich reżyserów młodego pokolenia nieunikającego w swojej twórczości tematów
Od czasu premiery głośnego dramatu "Czekając na wyrok" Marc Forster uznawany jest za jednego z najciekawszych hollywoodzkich reżyserów młodego pokolenia nieunikającego w swojej twórczości tematów trudnych i niepopularnych. Nic więc dziwnego, że premiera jego najnowszego filmu "Marzyciel" oczekiwana była przez widzów i krytyków z dużym zainteresowaniem. Również w Polsce o "Marzycielu" zaczęto mówić na długo przed wejściem obrazu na ekrany. Powód - muzykę do filmu skomponował Polak - Jan A.P. Kaczmarek, który za swoją pracę otrzymał w tym roku Oscara. "Marzyciel" traktuje o losach pisarza Jamesa Barrie, który stara się znaleźć inspiracje do napisania swojej kolejnej sztuki, przesiadując w parku całymi dniami. Pewnego dnia spotyka tam Sylwię wraz ze swoimi dziećmi, co na zawsze zmienia jego życie. Od tej pory codzienne wspólne zabawy stają się inspiracją do jego nowego dzieła, jakim jest opowieść o Piotrusiu Panie i o dzieciach, które nie chcą dorosnąć. Film Forstera ogląda się bardzo przyjemnie, a co najważniejsze mało w nim typowej amerykańskiej tandety. Mniej więcej tak samo można, by się wyrazić o muzyce ilustrującej ten obraz autorstwa Polaka, Jana A. P. Kaczmarka. Przyglądając się z bliska filmografii kompozytora, można by stwierdzić, że tematyka filmu idealnie uderza w możliwości artysty do oprawy muzycznej tego typu filmów. Spodziewałem się czegoś na miarę "Niewiernej" czy "Trzeciego cudu". Jednak po przesłuchaniu tej płyty, doszedłem do wniosku, iż kompozytor stworzył coś o wiele bardziej dojrzałego niż wymienione wyżej prace. Płyta składa się z 23 utworów, które łącznie trwają nieco ponad 58 minut. Warto przestrzec zwolenników hucznych, orkiestrowych kompozycji przed tą kompozycją, ponieważ wszystko tu brzmi raczej kameralnie. Faktem jest, że od pierwszego dźwięku jesteśmy poddani lekkiemu i przyjemnemu nastrojowi, który trwa praktycznie nieustannie, aż do samego końca płyty. Wsłuchując się w nagranie, można łatwo dostrzec, że "filarem" całej kompozycji jest fortepian. Rozpisując tak dużą część partytury na ten instrument, kompozytor musiał znaleźć kogoś, kto profesjonalnie zagrałby te fragmenty. Wybór padł na pianistę-jazzmana Leszka Możdżera, który zdążył już zdobyć sławę, współpracując ze Zbigniewem Preisnerem. Profesjonalizm wykonania dokładnie czuje się, słuchając takich utworów, jak: "The Park on Piano", "Neverland - Minor", a w szczególności "Neverland - Blue". Przy tym ostatnim chciałbym się na chwilkę zatrzymać. To co uderza podczas słuchania go, to głębia tego utworu podkreślona niezwykłą dynamiką. Daje ona o sobie znać, gdy pianista praktycznie w jednej chwili ostrymi uderzeniami w klawisze fortepianu podnosi ton utworu, by po chwili wzburzenia wrócić do spokojnych i romantycznych dźwięków. Podobną kompozycją utworu popisał się Kaczmarek w "Niewiernej", gdzie w utworze "Unfaithful" (piano variation) doświadczamy równie pięknych fortepianowych solówek. Niemniej ważną rolę w kompozycji odgrywa także orkiestra. Po pierwsze stanowi idealne uzupełnienie muzyczne do wariacji fortepianowych Leszka Możdżera. Po drugie rozwija tematy przewodnie, nadając im więcej magii i uroku. Dobrym przykładem na to może być utwór otwierający partyturę "Where Is Mr. Barrie?" jak i wieńczący ją "Forgotten Overture". W obu przypadkach orkiestrze towarzyszy chór chłopięcy, który idealnie wkomponowany w tło tworzy lekką i przyjemną w słuchaniu muzykę. Ciekawym zjawiskiem jest wykorzystanie mandoliny w utworach takich jak "Dancing With The Bear", czy "This Is Neverland". Podkreśla to luźną tematykę filmu, ale zapewne stanowi także element świadczący o integracji kompozytora z kulturą Europy środkowo-wschodniej. Po raz kolejny Kaczmarek udowodnił, że jest wartościowym kompozytorem, że potrafi stworzyć dzieło, które dokopuje się do najgłębszych ludzkich emocji, wyciąga je na wierzch i prezentuje nieskrępowane żadnymi tandetnymi trendami muzycznymi objawiającymi się nawet ostatnio w muzyce filmowej. "Marzyciel" to kolejna wizytówka twórczości tego kompozytora, a przede wszystkim jego talentu. Należy mieć nadzieję, że dobra passa towarzysząca temu artyście będzie trwać dalej, a z każdym nowym projektem będzie prezentował nam równie wysoki poziom jaki trzyma teraz. Kto wie, może niedługo Kaczmarek stanie się symbolem muzyki filmowej jak John Williams, czy nieżyjący już Jerry Goldsmith. Ta pozycja jest praktycznie obowiązkowa dla fanów muzyki Kaczmarka. Serdecznie poleciłbym zmierzenie się z nią wszystkim, którzy cenią sobie artyzm w muzyce filmowej, albowiem jest to dzieło, obok którego nie powinno przejść się obojętnie. A dowodem na to niech będzie chociażby zdobyta nominacja do Złotego Globu, czy statuetka Oscara.