Recenzja filmu

Mission: Impossible - Fallout (2018)
Christopher McQuarrie
Tom Cruise
Henry Cavill

Tomek i przyjaciele

Szósta część "Mission: Impossible" urzeka fakturą obrazu. W niektórych momentach możemy odnieść wrażenie, że oglądamy "Spectre" (2015) czy "Mrocznego Rycerza Powstaje" (2012). Dzieje się tak za
Można odnieść wrażenie, że od kiedy pieczę nad kolejnymi odsłonami sprawuje wytwórnia J.J. Abramsa Bad Robot Productions, seria "Mission: Impossible" przeżywa swoisty renesans. Jeszcze kilka lat temu nikt by nie przypuszczał, że film Briana De Palmy z 1996 roku, bazujący na popularnym niegdyś serialu o agentach Impossible Missions Force, doczeka się aż pięciu kontynuacji. I kiedy wydawać by się mogło, że temat został już praktycznie wyczerpany do cna, na stanowisku reżysera melduje się po raz kolejny Christopher McQuarrie (również autor scenariusza). "Fallout" to niezaprzeczalnie najlepsza część cyklu, której przyjemna dla oka oprawa wizualna wprawi w zachwyt niejednego wymagającego konesera.

Scenariusz nie jest jakoś nadzwyczajnie skomplikowany i to chyba jedyny aspekt, który może przemówić na minus. Pozostałości członków złowrogiej organizacji Syndykat (od teraz znani jako Apostołowie) szykują z pomocą norweskiego fizyka zamach terrorystyczny z użyciem bomb atomowych. Co więcej, zakończona niepowodzeniem akcja IMF w Berlinie sprawia, że radioaktywny pluton trafia w ręce ekstremistów. Ethan Hunt (Tom Cruise) bierze na siebie odpowiedzialność i opracowuje natychmiastowy plan odzyskania niebezpiecznych ładunków aby odkupić winy. Szansą okazuje się organizowane w paryskim Grand Palais spotkanie niejakiej Białej Wdowy (Vanessa Kirby) z tajemniczym panem Larkiem. Zaczyna się wyścig z czasem…



Tom Cruise, choć ma już swoje lata, robi wszystko, aby nie pójść w odstawkę. Dla niewtajemniczonych, to jeden z zaledwie kilku aktorów w Hollywood, który do scen kaskaderskich nie potrzebuje dublera. W "Rogue Nation" mogliśmy m.in. podziwiać jak dzięki dobrze wyćwiczonym mięśniom brzucha można się uwolnić będąc przykutym do słupa. Tym razem Cruise idzie na wyżyny swoich fizycznych umiejętności ocierając się wręcz o szaleństwo. Mówię tu o imponującej scenie, w której samemu wykonuje skok HALO (aby nie zostać wykrytym otwierasz spadochron na jak najmniejszej wysokości) z pułapu 8 tysięcy metrów! Podczas kręcenia innej sceny w Londynie, Cruise doznał poważnego urazu stawu skokowego, która skutkowała opóźnieniem premiery filmu. Co ciekawe, twórcy postanowili zachować ujęcie rejestrujące ten wypadek i przez chwilę widzimy jak kulejący Hunt kontynuuje pościg.


Jak już wspominałem na wstępie, szósta część "Mission: Impossible" urzeka fakturą obrazu. W niektórych momentach możemy odnieść wrażenie, że oglądamy "Spectre" (2015) czy "Mrocznego Rycerza Powstaje" (2012). Dzieje się tak za sprawą operatora Roba Hardy’ego, który sprawnie eksperymentuje z kolorami kliszy poprzez nasycenie ciemnej, renesansowej wręcz palety barw. W efekcie, zabarwienie wnętrza hali Grand Palais umbrą może się kojarzyć z ponurym gabinetem organizacji Spectre, natomiast ujęcia Kaszmiru ze szczyptą różowych akcentów, przywodzi na myśl Florencję z ostatniej sceny "Mrocznego Rycerza".



To samo można powiedzieć o dźwięku, który czerpie inspirację chociażby z "Ultimatum Bourne'a" (2007). Popisowa scena walki Toma Cruise'a i Henry'ego Cavilla w łazience jest pozbawiona podkładu muzycznego. Słyszymy jedynie zadawane ciosy, pękające ściany czy wyrywanie armatury. Historia pokazuje, że zazwyczaj taki popis montażu dźwięku jest doceniany Oscarową nominacją, a niekiedy i wygraną. Czy tak samo będzie z "Mission: Impossible - Fallout"? Wiele na to wskazuje, gdyż poza wspomnianą walką dźwiękowcy oferują w zanadrzu od groma wybuchów, strzałów i ryku silników (zachęcam upewnić się przed seansem, że mamy dobrze udźwiękowaną salę).



Muszę się przyznać, że od kiedy obejrzałem "Rogue Nation", naprawdę polubiłem serię "Mission: Impossible" i z wypiekami na twarzy wyczekiwałem kontynuacji. Zgodnie z moimi oczekiwaniami "Fallout" bije na głowę wszystkich swoich poprzedników. Odeszły już w niepamięć czasy komiksowej karykatury, jaką była dla mnie druga część w reżyserii Johna Woo. Christopher McQuairre postawił na sprawdzony od kilku lat zabieg uczłowieczania naszego poniekąd superbohatera granego przez Toma Cruise’a. Jego Ethan Hunt zupełnie odbiega od swoich poprzednich wcieleń. Bardziej mu zależy na losach jednostki, a niżeli na dobru ogółu. Niekiedy nawet zdaje sobie sprawę, że niektóre misje po prostu są niemożliwe.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nie tylko nazwisko współproducenta "Mission: Impossible – Fallout", J.J. Abramsa, i logotyp studia Bad... czytaj więcej
"Mission: Impossible" znów powróciło po trzech latach z tą samą werwą i niestarzejącym się Tomem Cruisem.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones