Recenzja wyd. DVD filmu

Mroczna plaża (2003)
Martin Murphy
Lenka Kripac
Charlie Garber

Mądrość piaskiem osłonięta

Świat bywa bezlitosny, a życie każdemu potrafi porządnie skopać tyłek. Wszyscy miewamy chwile, w których myślimy o poszukiwaniu własnej drogi, zawędrowaniu gdzieś daleko – jak najdalej, na
Świat bywa bezlitosny, a życie każdemu potrafi porządnie skopać tyłek. Wszyscy miewamy chwile, w których myślimy o poszukiwaniu własnej drogi, zawędrowaniu gdzieś daleko – jak najdalej, na koniec świata, a może i poza jego rzeczywistość. Tylko czy to właściwa ścieżka? Odpowiedzi na to pytanie udzielają twórcy australijskiego horroru "Lost Things".

Wypad na dziką plażę okazuje się koszmarem dla czworga przyjaciół z liceum. Przez chłopców przemawiają hormony i infantylność, podczas gdy dziewczęta prześcigają się nawzajem w weryfikowaniu na kolegach metod flirtu, wystawiając swoją przyjaźń na próbę. Najwięcej nieprzyjemności sprawi jednak młodym nieoczekiwana wizyta miejscowego dziwaka. Zippo opowie im o pięknie młodości oraz udowodni, jak wiele mają do stracenia.

W swojej lidze – lidze offowego, niezachodniego horroru – "Lost Things" jest wydarzeniem i niespodzianką. To wyważony i dojrzały dreszczowiec, który odebrać można jako metaforę panicznego lęku przed dorosłością, być może nawet chmurną lekcję: żyj szybko, nim ktoś odbierze ci życie za młodu. Ponura symbolika trzeciego filmu Martina Murphy'ego raz po raz wykrzykuje z ekranu, że nic nie jest stałe – wśród rekwizytów użytych w scenach plażowych ujrzymy blady, wysuszony bukiet czy manekina sklepowego, połamanego, na wpół zakopanego w piasku. Jeszcze bardziej klarowna jest ścieżka dźwiękowa. Pośród wielu zgorzkniałych motywów muzycznych (w filmie wykorzystano wyłącznie melodie instrumentalne, nie posłużono się żadną piosenką wokalną) dominuje żałobna, skrzypcowa kompozycja, jakby obwieszczająca nadejście zagrożenia. Horrorem niezależnym i niezamerykanizowanym, do popularnych wątków i tradycji kina popularnego tylko nawiązującym, Murphy udowodnił, że budżet i nazwiska nie są potrzebne, by móc się przebić. Choć jego splendor trwał krócej niż pięć minut, pozostawił po sobie frapującą pamiątkę.

Film, w Polsce znany jako "Mroczna plaża", jest wyrafinowany i ambitny, choć bez wątpienia brak mu klasy takiego szlagieru jak chociażby "Zagadka nieśmiertelności", a występującym w nim aktorkom daleko do Catherine Deneuve. Największym mankamentem obrazu, właściwie scenariusza, są dialogi – niewybredne i rustykalne. Znacznie lepiej niż sceny przebrzmiałe rozmowami bohaterów demonstrują się ujęcia nieme. Widok posępnej, agresywnej natury oraz postaci milczących w trakcie niepokojących sytuacji napędza nastrój tajemnicy i strachu. Wystarczy wskazać tu dwa motywy: zauważalny brak kroków na piasku za stojącymi po kostki w morzu chłopcami oraz wspaniale hermetyczne, czerwone kolce, wbite w piach i chwiejące się na tle słonecznego, bezchmurnego nieba. Surrealizm okazał się siłą "Mrocznej plaży", a poszczególne ujęcia imponują tym bardziej, że powstały przy pomocy taniej, drugorzędnej kamery.

Człowiek to zagadka. Nic nie jest prawdziwe, świat jest martwy. Takie przesłanie zdaje się płynąć z ust scenarzysty filmu. "Lost Things", projekt o życiu i śmierci, młodości i wiecznej starości, przepadł bez echa wkrótce po swojej premierze, a nie powinien. Ambitne kino grozy z kraju Krokodyla Dundee i Mad Maksa warto chwalić i promować. Stąd też krótka konkluzja: sięgnijcie po "Mroczną plażę", warto.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?