Recenzja filmu

Prime Time (2021)
Jakub Piątek
Bartosz Bielenia
Magdalena Popławska

Zmęczenie materiału

W reinterpretującej znaną skądinąd sprawę – która wydarzyła się w sylwestrową noc 1999 roku – produkcji, czuć koślawość kilku budulcowych elementów filmu.
"Prime Time" to dopiero trzeci w chronologicznej kolejności polski film Netflixa. Głośno reklamowany obraz w reżyserii Jakuba Piątka to na pierwszy rzut oka produkcja niesamowicie elektryzująca. Historia oparta na faktach. Charakterystyczny, zyskujący popularność Bartosz Bielenia na pierwszym planie. Obecność na festiwalu w Sundance. Fabuła okraszona tajemnicą. Niepewność i buzujące emocje. A to wszystko w realiach nostalgicznego przełomu tysiącleci. Tak zapowiadany swoim zwiastunem "Prime Time" jest trafnym przykładem na to, jak umiejętnie przyciągnąć widzów przed telewizory. Jednocześnie zapowiadając coś, czym finalny produkt do końca nie jest.


W reinterpretującej znaną skądinąd sprawę – która wydarzyła się w sylwestrową noc 1999 roku – produkcji, czuć koślawość kilku budulcowych elementów filmu. Scenariusz w większości jedynie odhacza kolejne punkty zwrotne i momenty kulminacyjne. Tworzy to wrażenie obcowania z dziełem jakby zaprogramowanym na autopilocie, przez co dramaturgia ogromnymi fragmentami jest bliska zeru. Historia nakreślona przez scenopisarski duet Piątka i Czapskiego bardzo dobrze realizuje się za to na gruncie niedomówień. Karty do samego końca pozostają zakryte, co raczej przeczy ogólnej tendencji kina popularnego. Włączona zostaje tym samym zdolność interpretacji przez widza. To oczywiście nie tłumaczy wszystkich scenariuszowych niedociągnięć: śladowego napięcia, braku zżycia się z bohaterami, a nawet ogólnej obojętności prezentowaną fabułą. Te uczucia, choć w dużej mierze subiektywne, nie pozwalają wybić się filmowi ponad przeciętność.

Reżyser stara się wytworzyć w swoim obrazie silne wrażenie thrillera. Da się jednak odczuć tutaj gatunkowy rozdźwięk. Synteza dreszczowca i dramatu psychologicznego w "Prime Time" zdecydowanie nie zachwyca. Zarówno jedne, jak i drugie elementy tworzywowe obu, zostają potraktowane po macoszemu i ledwie zasygnalizowane. Przez to trudno czytać tę produkcję jako analizę głównego bohatera, człowieka będącego na życiowym rozdrożu. Również nie do końca "Prime Time" sprawdza się jako głębszy komentarz społeczny schyłku XX wieku. Emocje i napięcia, jeśli już się pojawią, zostają rozładowywane dość szybko i trącą schematami. Tym, co może robić wrażenie w filmie Piątka, jest za to świetna warstwa wizualna, gdzie scenografia, dekoracje i estetyka obrazu precyzyjnie się ze sobą zazębiają, oddając atmosferę późnych lat 90. Choć te, często nad wyraz sterylne, przypominają niekiedy realia zachodnie.


"Prime Time" to w rozrachunku film dość płaski emocjonalnie i chłodny wizualnie, można by nawet rzecz – pusty. Robiący wrażenie zaledwie pojedynczymi elementami. Podobnie jak w przypadku obsady, w której Bartosz Bielenia oraz Magdalena Popławska próbują odcisnąć ślad na obrazie, ale zostają przystopowani przez ograniczony scenariusz. "Prime Time" zarówno zapowiedziami, jak i samym swoim początkiem dużo widzowi obiecuje. Zostawia jednak z poczuciem obojętności wobec tego, co przed chwilą się przyswoiło. Trudno więc nie odnieść wrażenia, że film Piątka nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału. Zatem naczelny zarzut w kontekście większości produkcji Netflixa jest niestety obecny i tutaj.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Facet, broń i zakładnicy wciągnięci w jedność miejsca, czasu i akcji. Jeśli sądzicie, że tę formułę dawno... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones