Recenzja filmu

Ryś (2007)
Stanisław Tym
Stanisław Tym
Krzysztof Kowalewski

"Ryś na miarę naszych chaotycznych czasów"

Czasem oglądam w telewizji występy kabaretów. Podczas niektórych z nich zastanawiam się, z czego ci ludzie tak się śmieją. Niektóre skecze są mocno naciągane, naprawdę kiepskie. No cóż,
Czasem oglądam w telewizji występy kabaretów. Podczas niektórych z nich zastanawiam się, z czego ci ludzie tak się śmieją. Niektóre skecze są mocno naciągane, naprawdę kiepskie. No cóż, psychologia tłumu ma w tym wszystkim swój niekwestionowany udział - śmieje się ktoś obok mnie, śmieję się i ja, choćby wydawało mi się wcześniej, że co jak co, ale ten kabaret nigdy mnie nie ubawi. Kiedy wybierałam się do kina na "Rysia", bałam się, że siedząc wraz z setką innych ludzi na sali, też będę się śmiała niezależnie od tego, czy będzie warto. Wyszło na to, że do dziś żałuję wydanych pieniędzy. Stanisław Tym mówił niedawno w telewizji, że przedpremierowy pokaz swojego filmu spędził gdzieś na zapleczu kina - słyszał, że ludzie się śmiali, ale jednocześnie zanadto się bał, by mógł film obejrzeć wraz z innymi. Mówił też w wywiadzie do "Wysokich Obcasów" (10 lutego 2007/6): "Słonimski powiedział, że jestem człowiekiem niecierpliwym tak jak on i dlatego piszemy komedie, bo mamy natychmiastowe recenzje". Tym zapewne, słysząc śmiechy na widowni, słyszał pozytywne recenzje. Ja natomiast, słyszałam nie tylko śmiech, ale i zamykane drzwi przez tych, którzy nie dotrwali do końca, oraz przede wszystkim pełną oczekiwania ciszę. Oczekiwania na kolejny udany dialog, który przerwie znudzenie. Film Stanisława Tyma ogląda się jak rozsypane puzzle. Wiemy mniej więcej, jaki obrazek ma nam wyjść na końcu - do puzzli dołączone jest odpowiednie zdjęcie - wiemy jednocześnie, że przed nami jeszcze mozolna praca. Ryś jest niedokończony. Wiemy, że miał być krzywym zwierciadłem naszej rzeczywistości. Twórcy filmu zapomnieli złożyć układankę. Widać w "Rysiu" geniusz Tyma - umiejętność pisania znakomitych dialogów. Tym świetnie naśladuje różne maniery językowe, mowę-trawę polityków (wystąpienie w sejmie posła Ochódzkiego), rozmowy o niczym szarych obywateli (posunięta do granic absurdu rozmowa sanitariuszy o rodzinie jednego z nich, w której każdy krewny ma a to dwie wątroby, a to cztery płuca), natchnione wypowiedzi księży utrzymane, niezależnie od sytuacji, w tonie kazań. Umie też Tym operować komizmem sytuacyjnym - sanitariusze jeszcze w karetce dzwonią do zakładu pogrzebowego "Bóg tak chciał", ksiądz Puder (Krzysztof Globisz), któremu spada but z nogi, wypala na ziemi ślady diablich kopyt, a Jarząbek (Jerzy Turek), jak w serialu "Złotopolscy", zostaje listonoszem. Potrafi też Tym zbudować przezabawne postaci - znakomity Janusz Rewiński - jąkający się biznesmen, który tylko, gdy śpiewa, może w miarę płynnie się wyrażać, czy Borys Szyc - nierozgarnięty policjant. Z tej układanki - przebłysków niekwestionowanego talentu Stanisława Tyma - mógłby powstać znakomity film, opisujący jakiś skrawek polskiej rzeczywistości. Dlaczego jednak się to nie udało? Po pierwsze, film - w odróżnieniu od "Misia", miał wyjątkowo słabą fabułę. Kolejne wydarzenia nie były zbyt dobrze umocowane w przeszłości bohatera czy w logicznym ciągu zdarzeń - Ochódzki dzięki technice qui pro quo zostaje wciągnięty w intrygę mafijną i mimo tego, że sprawa szybko się wyjaśnia, pozostaje bohaterem owej intrygi. Przypadków w życiu Ochódzkiego jest zresztą moc - jak deus ex machina pojawia się nagle w filmie dawny znajomy Ochódzkiego - Molibden (Krzysztof Kowalewski), który dzięki temu, że Ochódzki zna litewski (!!!), sprawia, iż mniejszość litewska kierowana przez Babunię (Martę Lipińską) mającą charakter bossa mafii wybiera Ochudzkiego na swego reprezentanta w sejmie. Okazuje się też, że Ochudzki ma trzydziestoletniego już syna - bezmyślnego żołnierza mafii prześladującej prezesa Tęczy. Na szczęście ze wszelkich zaś kłopotów głównego bohatera wyciąga Maria Wafel (grana przez Zofię Merle) - podrzędna pracownica klubu sportowego Tęcza, która znajdzie radę i na wielomilionowe długi mafijne swego szefa, i dzięki cudownemu przeczuciu uratuje mu życie, i - kiedy potrzebna jest dyskrecja - porozmawia z nim po chińsku (bo oczywiście wraz z nim przez cztery lata była w Chinach. Owszem, w komediach cudowne zbiegi okoliczności mogą się zdarzać w tak wielkim nagromadzeniu jak w "Rysiu". W tym jednak są one wyrazem nieudolności w zbudowaniu naprawdę sprawnego scenariusza. Czasem odnosiłam nawet wrażenie, jakby scenariusz powstawał dopiero na planie filmowym. "Miś" pod tym względem był inny - zdarzały się tam cudowne wydarzenia, pojawiały epizody nie mające znaczenia dla fabuły, niemniej jednak fabuła tworzyła w rezultacie spójną całość, ale "Miś" miał dwóch scenarzystów - także Stanisława Bareję. Być może tym razem zabrakło osoby, która zdyscyplinowałaby rozgadanego Stanisława Tyma? Po drugie - przeciętnego, a może nawet kiepskiego "Rysia" i tak będziemy porównywać z dobrym "Miś". Stanisław Tym, jak i inni twórcy filmu, mówił o tym, że "Ryś" to nie "Miś". O porównaniach szybko by jednak o zapomniano, gdyby film był naprawdę dobry. Wystarczy popatrzeć na "Dzień świra" i "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" Marka Koterskiego, przestano je porównywać, kiedy okazało się, że te filmy, choć połączone wspólnym bohaterem, są bardzo różne i niemal wybitne. Stanisław Tym, realizując swój film, też miał szansę na powtórzenie sukcesu Misia ? nasza dzisiejsza rzeczywistość nadaje się tak samo do obśmiania, jak czasy socjalizmu. Główny bohater zaś ? człowiek tchórzliwy i wygodnicki ? mógł świetnie dopasować się do innej rzeczywistości. W Rysiu musimy jednak śmiać się z tego, z czego śmialiśmy się już tysiące razy (z błyskotliwych karier politycznych ludzi, którym z butów słoma wychodzi, z populizmu, z wiejskich festynów, na których króluje disco?polo, z naśladującej katolicką telewizji, z tępoty pań pracujących na poczcie czy nawet z tego, że Ochódzki znów znajduje sobowtóra i wciąż jest pożądany ? nigdy tego nie rozumiałam ? przez młode, piękne kobiety), a nie możemy znaleźć w filmie niczego, co byłoby naprawdę świeże. Nawet forma filmu - inna od "Misia" - nie jest odkrywcza. Film jest dynamiczny, kolejne wydarzenia następują po sobie w błyskawicznym tempie. W "Rysiu" pojawiają się co i rusz znani aktorzy, tylko po to, by zagrać w kolejnym, w założeniu zabawnym i prześmiewczym, epizodzie. To już znamy z "Dnia świra". Tam jednak taka formuła miała sens - fabuła filmu nie była zbyt bogata, kolejne wydarzenia nie układały się w ciąg przyczynowo-skutkowy. Tu z kolei wiele wydarzeń pojawia się na siłę, po to tylko, by uzasadnić pojawienie się kolejnej znanej twarzy lub dialogu, który z innej okazji został wymyślony, ale teraz może się przydać. Raz jeszcze powiem - żałuję swojej wyprawy do kina. Mimo tego, że wraz z innymi śmiałam się czasem głośno, zbyt często spoglądałam na zegarek. Na film na miarę "Misia", odkąd obejrzałam "Wesele" Smarzowskiego czy "Dzień Świra"¸ już nie czekam, ponieważ wiem, że takie filmy także powstają. Trudno jest zrealizować dzieło, które byłoby w stanie w sposób całościowy opisać polską rzeczywistość, bo przecież już nie ma jasnego podziału sprzed 1989 roku na nas i władzę. Rzeczywistość jest teraz o wiele bardziej złożona, warto więc chyba, zanim nakręci się film, odpowiedzieć sobie na pytanie - czego ma on dotyczyć- To właśnie zrobili chyba Wojciech Smarzowski i Marek Koterski - pierwszy z nich opisał polską prowincję, drugi życie polskiego inteligenta. Obaj zdecydowali się na technikę pars pro toto - opisali część, ale z ich filmów mamy pogląd na pewną całość - na polską zachłanną, niemoralną zaściankowość czy na to, jak trudno jest zmagać się z codziennością w naszym kraju. Stanisław Tym też miał chyba ochotę na osiągnięcie podobnego celu tym samym zabiegiem - pokazując kilka dni z życia Ochódzkiego, chciał nam powiedzieć bardzo dużo o nas samych i o naszym kraju. Powiedział jedynie i to chyba przypadkiem, że w Polsce panuje trudny do ogarnięcia chaos. Ale to, jak kawały o Radiu Maryja, Lepperze czy policji, słyszymy na każdym kroku!
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Ryś" był zapowiadany hasłem <Widziałeś "Misia", zobacz "Rysia">. Sam reżyser i odtwórca głównej roli... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones