Recenzja filmu

Siła witalna (1985)
Tobe Hooper
Steve Railsback
Peter Firth

Spice Girl

Jedna z największych osobowości polskiej krytyki filmowej – Zygmunt Kałużyński powiedział kiedyś, że w każdym, nawet najsłabszym filmie może znaleźć się: jedna scena, kadr, kwestia dialogowa,
Kosmiczny statek bada kometę Halleya, kiedy w przestrzeni galaktycznej odkrywa niezidentyfikowany obiekt. Okazuje się, że to prom z innej cywilizacji na pokładzie, którego znajdują się nagie ciała dwóch mężczyzn i kobiety. Podejmując lekkomyślną decyzję, kosmonauci postanawiają zabrać ciała na Ziemię w celu zbadania ich. Niestety po powrocie sytuacja wymyka się spod kontroli, ponieważ Kobieta z kosmosu (Mathilda May) budzi się i dosłownie wysysa energię Qi z naukowców, tym samym zwiększając swoją witalność. Celem jedynego ocalałego z wyprawy (Steve Railsback) będzie powstrzymanie tajemniczej istoty, zanim ta opanuję naszą planetę.

Lata osiemdziesiąte w amerykańskim kinie to okres, kiedy powstawało mnóstwo campowych hybryd z pogranicza horroru, fantastyki i dreszczowca. W dekadzie zdominowanej przez kino nowej przygody pojawiły się dzieła, które już wówczas zachwyciły publikę i do dziś cieszą się wielką popularnością ("E.T.", "Powrót do przyszłości"), ewentualnie obrazy, które wyprzedziły swoją epokę i zostały docenione dopiero z upływem czasu ("Coś", "Łowca androidów"), były też i takie, które już w dniu swojej premiery balansowały na pograniczu kina klasy b, jednak widzowie z jakiegoś powodu wciąż o nich pamiętają. Dziełem, które zalicza się do tej ostatniej grupy, jest "Siła witalna" Tobe Hoopera.



Reżyserem filmu jest twórca kultowej "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną", która dekadę wcześniej zrewolucjonizowała gatunek horroru gore i położyła podwaliny pod zupełnie nowy podgatunek – slasher. Nic więc dziwnego, że także w "Sile witalnej" Hooper łączy w swoim dziele elementy kina grozy (tym razem jest to body horror) z charakterystyczną campową fantastyką. Realizacyjnie niestety film nie przetrwał próby czasu. Porównując go do innych produkcji z tamtego okresu, dzieło twórcy "Ducha" jest po prostu brzydkie, razi po oczach kiczowatymi i niedopracowanymi efektami. Sam historia, choć z początku ciekawa to mniej więcej w połowie akcja zupełnie siada i wszystko zdaje się zmierzać do typowego amerykańskiego zakończenia. Na pochwałę zasługuję spora dawka brutalności, z jaką opowiadana jest historia. Szczególnie kiedy patrzymy na "Siłę witalną" z perspektywy dzisiejszych superprodukcji, które obniżają swoje kategorie wiekowe (analogicznie zmniejszając ich brutalność) tak, aby dany produkt mógł zarobić więcej pieniędzy.



Jedna z największych osobowości polskiej krytyki filmowej – Zygmunt Kałużyński powiedział kiedyś, że w każdym, nawet najsłabszym filmie może znaleźć się: jedna scena, kadr, kwestia dialogowa, grymas na twarzy aktora lub dowolny element świata filmowego, dla którego warto obejrzeć dany film. W tym przypadku takim elementem jest Mathilda May. 20-letnia wówczas aktorka, przez niemalże całą projekcję filmu paraduję nago, prezentując się znakomicie. Czasem mam wrażenie, że ów dzieło powstało tylko po to, żeby twórcy mogli bez skrępowania obnażyć piękne ciało aktorki. Pewnie tylko po to ten film powstał.

Patrząc na "Siłę witalną" z perspektywy ponad 30 lat od premiery, jednoznacznie można stwierdzić, że obraz nie przetrwał próby czasu i dzisiaj pamięta się głównie sceny ze zmysłową Francuską. Szkoda, że aktorka nigdy nie pokazała swoich aktorskich możliwości w bardziej ambitnym repertuarze.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Załoga promu kosmicznego "Churchill" wyrusza z misją zbadania komety Halleya. Podczas jej eksploracji... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones