Recenzja filmu

Szepty (2011)
Nick Murphy
Rebecca Hall
Dominic West

Uwierz w ducha

Tematyka nawiedzonych przybytków nauki nie jest mi obca. Cztery lata szkoły średniej spędziłam w zabytkowym internacie zlokalizowanym (tak się złożyło), cztery piętra nad kaplicą, pod której
Tematyka nawiedzonych przybytków nauki nie jest mi obca. Cztery lata szkoły średniej spędziłam w zabytkowym internacie zlokalizowanym (tak się złożyło), cztery piętra nad kaplicą, pod której posadzką spoczywał cały zastęp dawno zmarłych zakonnic i świetnie pamiętam wieczorne opowieści o tym, że ktoś… kiedyś… w nocy… na końcu korytarza, przy wejściu na strych… WIDZIAŁ… 
Były to - rzecz jasna - opowieści, które w świetle dnia wywoływały jedynie kpiący uśmiech na twarzy. Uśmiech ten stawał się nieco bledszy i znacznie mniej kpiący w weekendy, kiedy internat pustoszał, a światła gasły. Przyznaję (o wstydzie), że w obliczu konieczności samotnego pokonania skrzypiącej klatki schodowej i labiryntu korytarzy co najmniej raz zupełnie przestałam odczuwać głód i chęć udania się na kolację… 

Tu też mamy zabytkowy internat, przestrzenne halle, długie korytarze i ducha. Tyle, że ten duch nie ogranicza się do przemykania po kątach i manifestowania mglistej obecności na corocznych zdjęciach klasowych, ale w swej działalności posuwa się znacznie dalej. Zabija. Co gorsza – zabija dziecko, jednego z małoletnich uczniów szacownej instytucji. Walter zostaje znaleziony martwy na schodach, a przerażeni chłopcy zaczynają typować, który z nich będzie następny…
W tej sytuacji zarządcom szkoły nie pozostaje nic innego, jak wezwać na miejsce światowej sławy pogromczynię duchów, pannę Cathcart (Rebecca Hall) – kobietę, której powołaniem jest demaskowanie fałszywych spirytystów i hochsztaplerów żerujących na ludzkiej wierze i nadziei. Uzbrojona w najnowocześniejszy sprzęt detektywistyczny Florence pewnie wkracza w posępne mury angielskiego dworu i rozpoczyna najważniejszą misję swojego życia…

"Szepty" (skądinąd nie bardzo rozumiem, dlaczego nie zachowano wierności w tłumaczeniu – znaczącego przecież – oryginalnego tytułu) nie są typowym horrorem, a zwolennicy dosłowności w stylu gore / slasher niewiele tu dla siebie znajdą. Nie oznacza to jednocześnie, że filmowi brakuje napięcia czy emocji - tych mamy pod dostatkiem, choć niekoniecznie są one wynikiem osadzenia w centrum zdarzeń tajemniczej zjawy. 
No właśnie. Budowaniu nastroju wprawdzie podporządkowane tu są elementy nieodzowne w klasycznej opowieści o duchach, czyli drzwi zamykające się cicho za plecami bohaterów, powiewy wiatru w zamkniętych pomieszczeniach czy kula bilardowa „znikąd” tocząca się wolno po schodach –  to nie one jednak decydują o charakterze obrazu i nie one tworzą sens fabuły. Tego typu „ozdobników” jest tu raczej niewiele, stosunkowo mało mamy też na ekranie bezpośrednich śladów aktywności paranormalnej. Nastrój w znacznej mierze budują zagadki ukryte w przeszłości bohaterów i wyraźne napięcie we wzajemnych relacjach mieszkańców Rookford: niezrównoważonego McNaira (Shaun Dooley), bohatera wojennego Mallory’ego (Dominic West), nieokrzesanego ogrodnika Judda (Joseph Mawle), zarządczyni Maud (Imelda Staunton) i wreszcie samej Florence, której maska nieustraszonej racjonalistki nieoczekiwanie łatwo rozpada się w pył w trakcie postępu śledztwa. Wszystko dlatego, że to nie pogoń za przysłowiowym „białym prześcieradłem”, a właśnie ludzie i ich tłumione uczucia są w tym filmie najważniejsze. Nie bez powodu w jednej ze scen z ust Maud padają znaczące słowa o samotności i nie bez powodu bohaterowie – choć zgromadzeni na stosunkowo niewielkiej przestrzeni – wciąż mijają się w pustych korytarzach i prawie nie spędzają czasu tak naprawdę wspólnie…

Jak oceniam ten film? To trudne zadanie. Nie potrafię nie odwołać się tu do wcześniejszych obrazów o podobnym sposobie budowania atmosfery i konstrukcji fabuły, jak choćby "Innych" ze świetną Nicole Kidman czy hiszpańskiego "SierocińcaBayony. Oba te filmy uważam za udane i lubię – głównie za umiejętność utrzymania „ciśnienia” od początku do końca, spójność fabuły i konsekwentny, zaskakujący dla widza sposób rozwiązania zagadki. Tymczasem "Szepty" intrygowały mnie do momentu wyjaśnienia tajemnicy ducha nawiedzającego Rookford, a potem zainteresowanie całą historią… cóż, nieco opadło. Tu zaznaczam, że moim celem nie jest absolutnie zarzucenie fabule braku logiki, a scenarzystom – pomysłu na zakończenie, bo takie zarzuty z pewnością byłyby niesprawiedliwe. Chodzi raczej o to, że do mnie przyjęte rozwiązanie przemówiło średnio, co absolutnie nie oznacza, że dla innego widza  nie będzie doskonałe. Bo nie o błąd w konstruowaniu opowieści tu chodzi, a jedynie o indywidualny tej opowieści odbiór. 

Dla mnie na szóstkę – w tym między innymi za obsadę aktorską, która wykonała kawał dobrej, solidnej, brytyjskiej roboty oraz przepiękne plenery i posępną urodę posiadłości Manderston (znakomite zdjęcia Eduarda Graua utrzymane w powściągliwej, stonowanej palecie barw). 
Czy warto się wybrać do kina? Warto – choćby po to, by samodzielnie zbadać tajemnice Rookford i jego mieszkańców. Myślę, że niezależnie od opinii na temat zakończenia (co do którego interpretacji pojawiły i wciąż pojawiają się liczne kontrowersje) nie będą to pieniądze stracone. 
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Szepty" Nicka Murphy'ego wchodzą do kin jako horror. W tym przypadku ta etykieta wprowadza w błąd. Bo... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones