Recenzja filmu

Trzy tysiące lat tęsknoty (2022)
George Miller
Idris Elba
Tilda Swinton

Narratologia stosowana

Ekranizując opowiadanie brytyjskiej pisarki A.S. Byatt Miller oferuje nam tu rewelacyjny konflikt, brawurowo odegrany przez Swinton i Elbę: oto spełniający życzenia Dżinn kontra kobieta, która
Narratologia stosowana
źródło: Materiały prasowe
Dawno, dawno temu pewien lekarz z Sydney nakręcił niskobudżetowy film o policjancie z drogówki walczącym z gangiem motocyklowym. Film osiągnął status kultowego i pozwolił lekarzowi się przebranżowić. 36 lat później ten sam – już wówczas były – lekarz nakręcił bardzo wysokobudżetową, trzecią z kolei kontynuację tamtego filmu. Kontynuacja zdobyła 6 Oscarów i 4 nagrody BAFTA, powszechnie uznaje się ją za jeden z najlepszych filmów akcji w historii, a wspomniany były lekarz właśnie pracuje nad jej równie wysokobudżetowym prequelem. W międzyczasie nakręcił jednak coś… trochę innego. Zamiast oparów benzyny, kolczastych samochodów i zawrotnego tempa dostaliśmy tym razem baśń o pani profesor i dżinie, którzy siedzą w szlafrokach w pokoju hotelowym. Zapnijcie pasy, jesteśmy trzy tysiące mil od poetyki "Mad Maksa".

Idąc do kina na "Trzy tysiące lat tęsknoty", lepiej nie myśleć za dużo o "Na drodze gniewu". Dobrze natomiast pamiętać, że George Miller to twórca, który na przestrzeni swojej niezwykle eklektycznej filmografii zabierał nas nie tylko do postapokaliptycznej Australii, ale i na lodowiec, gdzie tańczy pewien pingwin ("Happy Feet") oraz do metropolii, w której gubi się pewna świnka ("Babe – świnka w mieście"). Że oprócz "Wojownika szos" i "Pod kopułą Gromu" nakręcił też "Czarownice z Eastwick" oraz "Olej Lorenza". A także, że swego czasu przygotowywał się do realizacji widowiska o Lidze Sprawiedliwości.



O Lidze Sprawiedliwości (oraz Avengers) jest nawet w filmie mowa. Grana przez Tildę Swinton narratolożka Alithea przylatuje do Stambułu na konferencję naukową, by wygłosić wykład o współczesnej roli mitu. Jej teza jest prosta: wraz z postępem nauki mity i legendy ulegały stopniowej degradacji. Dziś nie widzimy już w nich fundamentów rzeczywistości tylko – po prostu – metafory. Albo inaczej: opowieści, chociażby o superbohaterach Marvela czy DC. Alithea wyświetla swoim słuchaczom slajd z komiksowymi herosami, tłumacząc, że choć są wszechobecni, nie mają tej rangi co niegdyś ich mityczni poprzednicy. Nagle na widowni materializuje się jednak lokalny duch, by wykrzyknąć "bzdury!" – i film idzie dalej tym tropem. Kiedy Alithei objawi się Dżinn (Idris Elba), który przesiedział kupę czasu w butelce, kobieta będzie musiała zweryfikować swoją teorię mitu.

Alithea jednak również zaskoczy Dżinna. On oferuje jej realizację marzeń, ona tymczasem węszy podstęp i szuka haczyka. Narratolożka wie przecież swoje: mało która tego typu historia kończy się happy endem. Ekranizując opowiadanie brytyjskiej pisarki A.S. Byatt, Miller oferuje nam tu rewelacyjny konflikt, brawurowo odegrany przez Swinton i Elbę: oto spełniający życzenia Dżinn kontra kobieta, która nie chce wypowiedzieć życzenia. Całe "Trzy tysiące lat tęsknoty" zbudowano na takich przesunięciach. Chociaż szkatułkowa kompozycja i orientalna ikonografia filmu czerpią wprost z "Księgi tysiąca i jednej nocy", reżyser raz za razem odwraca bieguny i ucieka od tego, co znajome. Alithea opowiada więc o swojej codzienności językiem baśni. Kładzie akcent na niesamowitość współczesnego świata, który jest w istocie przesiąknięty magią – tyle że magią najnowszych technologii. Niezwykła okoliczność spotkania z nadprzyrodzonym bytem zostaje zaś uziemiona i zbanalizowana. Miller inscenizuje bowiem negocjacje bohaterki z Dżinnem jako wspomniane szlafrok-party w pokoju hotelowym.



Rezultat jest cokolwiek ekscentryczny i trochę działa, a trochę nie. Miller żongluje tonacjami, aranżuje imponujące jazdy kamery, jakich nikt-jeszcze-nigdy-nie-widział, popisuje się reżyserską wyobraźnią i wdzięcznie balansuje między imponującym przepychem a sympatycznym kiczem, między kinem Tarsema Singha czy sióstr Wachowskich a widowiskami z Bollywoodu. Ale przy całym tym rozmachu "Trzy tysiące lat tęsknoty" to też dziwne love story, które niezbyt wzrusza, i dziwna meta-narracja (powtórzę: bohaterka jest narratolożką!), która jakoś nie dopina metafory. A do tego wszystko skąpane jest w egzotycznym sosie opowieści o niesamowitym uroku obcego kulturowego dziedzictwa. Dość niefortunnie.

"Mad Max: Na drodze gniewu" był skalibrowaną do najmniejszej śrubki, diabelsko precyzyjną kinową machiną. Miller rozkręcił tam trzymający na krawędzi fotela samochodowy pościg, który był zarazem zabójczo aktualną feministyczno-ekologiczną alegorią. Dlatego może dziwić, że w "Trzech tysiącach lat tęsknoty" reżyser nie tylko wyraża się dużo mniej jasno, ale też ociera się o pełen "dobrych intencji" orientalizm. Twórca daje nura w świat baśni tysiąca i jednej nocy, pławi się w przepychu bizantyjskich ornamentów, uwodzi nas zamorskimi smakami i aromatami, snuje misterny "perski" dywan opowieści w opowieści w opowieści. Ale robi to, przymykając oko na cokolwiek kolonialny wymiar relacji między dobrze sytuowaną intelektualistką z Zachodu i kulturą szeroko rozumianego Wschodu. A potem nagle daje nam scenę rozwiązującą problem rasizmu, gdzie ksenofobiczne sąsiadki Alithei zostają poskromione… podarkiem w postaci orientalnego przysmaku. I już. To wybory zaskakujące w filmie mającym za bohaterkę uczoną, która chce dekonstruować narosłe wokół mitów pnącza sensów. Pytanie, czy to Alithea nie czytała Edwarda W. Saida, czy też nie czytał go Miller? Kto tu jest ślepy?



Koniec końców wszystko sprowadza się właśnie do optyki. Powtórzę: Miller patrzy tu pod pewnym bardzo specyficznym kątem, odwracając porządki "zwykłego" i "niezwykłego". Odchyl się jako widz kilka centymetrów w bok, i czar pryska. Przychylna interpretacja byłaby chyba taka, że reżyser próbuje ocalić samą praktykę opowiadania historii. Gest poczęstowania orientalnym przysmakiem ma być gestem międzykulturowego pojednania, gestem ocalenia opowieści z okowów kontekstów. Tak jakby Miller mówił: "teoria postkolonialna teorią postkolonialną, Edward Said Edwardem Saidem, ale nie zapominajmy, że historie o starożytnych królach, baśniowych serajach i nabitych w butelkę dżinach są po prostu fajne". W końcu to film, w którym - przypomnę - starożytny duch nazywa naukowy wykład o mitach "bzdurami". Czyli co: szkiełko i oko do śmietnika, patrzaj sercem?

Tyle że z sercem też nie jest tu tak prosto. Jak już pisałem: jak na love story "Trzy tysiące lat tęsknoty" daje nam trochę za mało romantycznych uniesień. Ale to też chyba nie przypadek. Na przykładzie burzliwych losów Dżinna, który raz za razem wraca do pechowej butelki, Miller opowiada nam o miłości-jako-pięknej-pułapce. Co więcej, nie tylko uczucie do drugiej osoby okazuje się tu przekleństwem. Wychodzi bowiem na to, że samo marzenie o znalezieniu miłości może prowadzić na manowce. Kluczem do tego ostatniego niuansu - tak jak i chyba do całego filmu - jest główna bohaterka.



Postać Alithei można czytać bowiem przez pryzmat neuroróżnorodności (czy też neuronienormatywności). Nasza narratolożka odbiera świat inaczej, promieniując tę osobność na cały film: stąd biorą się wspomniane odwrócenia biegunów znaczeń czy płaska "nieemocjonalna" dramaturgia. Stąd bierze się też sedno naczelnego konfliktu: rzeczowe i sceptyczne podejście Alithei do oferty spełnienia trzech życzeń. Może dlatego Miller ignoruje kulturowe konteksty rodem z "prawdziwego świata": bo opowiada o nieprzystosowaniu do "prawdziwego świata", o życiu jakby obok. Da się przecież obejrzeć "Trzy tysiące lat tęsknoty" jako baśń podnoszącą na duchu, ale da się obejrzeć "Trzy tysiące lat tęsknoty" jako baśń tragiczną. Metabaśń: opowieść o micie, który staje się azylem przed rzeczywistością. Opowieść o złotej klatce, która daje schronienie, zarazem będąc zamknięciem. A czy ta szklanka (albo butelka) jest w połowie pełna czy w połowie pusta? Wypowiadajcie życzenia w komentarzach.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones