Recenzja filmu

Vox Lux (2018)
Brady Corbet
Natalie Portman
Jude Law

Gdy scenariusz szwankuje, nawet największa gwiazda nie pomoże

Zwiastun "Vox Lux" oraz sugestywny plakat eksponujący twarz Natalie Portman w zadziornej scenicznej stylizacji budują określone oczekiwania, których film młodego reżysera absolutnie nie spełnia.
Zwiastun "Vox Lux" oraz sugestywny plakat eksponujący twarz Natalie Portman w zadziornej scenicznej stylizacji budują określone oczekiwania, których film młodego reżysera absolutnie nie spełnia. Można było oczekiwać studium fenomenu gwiazd popu i ich wpływu na współczesne społeczeństwa albo chociaż kolejnej historii autodestrukcyjnej silnej osobowości artystycznej z genialną kreacją aktorską Portman, ale zamiast tego dostajemy letnią i mdłą zupę, w której próżno szukać choćby kawałka filmowego "mięsa".

Natalie Portman jest jedynym atutem film, choć nawet ona nie może go uratować, bo na ekranie obecna jest tylko przez mniej więcej połowę filmu, a jej bohaterka jest raczej odpychająca i w sumie nie wiadomo, czy warto jej kibicować. Pozostałe postaci (manager Celeste, jej starsza siostra, córka) są kompletnie jednowymiarowe i stanowią nieistotne tło, choć każda z nich przez moment sprawia wrażenie, że może zostać wykorzystana do czegoś więcej, ale tego "więcej" nigdy nie dostajemy.

Zupełną pomyłką castingową jest obsadzenie tej samej aktorki w roli młodej Celeste, a później w roli jej nastoletniej córki. To rozwiązanie mogłoby się obronić, ale tylko pod warunkiem, że aktorka potrafiłaby stworzyć dwie odmienne kreacje, a stylista i fryzjer zadbaliby o wizualne odróżnienie tych postaci. Niestety o ten aspekt nie zadbano i nagły przeskok czasowy, dzięki któremu w rolę Celeste wchodzi Natalie Portman, powoduje jednocześnie, że młoda Celeste ciągle pozostaje na ekranie i jakoby jest teraz jej córką.

Scenariusz w pierwszej części filmu sprawia wrażenie, jakbyśmy mieli zobaczyć kolejną nieco kuriozalną odsłonę "American Dream" - nastolatka, która przeżyła tragiczną szkolną strzelaninę w małym miasteczku, nagrywa z pomocą siostry piosenkę, która staje się wielkim przebojem, szybko podpisuje kontrakt z wytwórnią i staje się ikoną popkultury. W odwodzie jest jeszcze lekko zarysowany konflikt dwóch sióstr, z których jedna - ponoć ta mniej utalentowana - zostaje gwiazdą, bo brała udział we wspomnianej strzelaninie, podczas gdy ta druga popada w zapomnienie i zostaje niańką córki sławniejszej siostry. To również mógłby być zaczyn ciekawej psychologicznej relacji czy rodzinnego konfliktu.  Niestety reżyser nie podejmuje żadnej z tych zarysowanych opcji.

Druga część filmu grzęźnie w mieliźnie wydumanego zamachu terrorystycznego na plaży w odległej Chorwacji, który jakoby ma coś wspólnego ze stylizacją naszej gwiazdy z jednego z jej wideoklipów.  Nagle okazuje się, że kluczową kwestią jest, czy Celeste ma odwołać wielki koncert z powodu owego zamachu i co ma powiedzieć mediom na konferencji prasowej. Tak, wiem - brzmi to absurdalnie, ale właśnie takie dywagacje stanowią treść drugiej godziny filmu.

Jedynych ciekawych rzeczy o karierze Celeste w okresie, który został pominięty przez przeskok czasowy, dowiadujemy się z głosu narratora.  Nie od dziś wiadomo, że wykorzystanie narratora jest często zabiegiem, po który sięgają mniej wprawni twórcy, by ratować dziurawy scenariusz i wypełniać luki, bez których historia zupełnie się nie klei. 

Podsumowując, "Vox Lux" nie opowiada żadnej historii, nie pokazuje żadnej przemiany bohatera, nie odsłania nawet kulis branży - ten film jedynie prześlizguje się po paru kwestiach, ale żaden temat nie wybrzmiewa z pełną mocą. To jest połyskująca "wydmuszka", do której Sia napisała kilka wpadających w ucho kawałków.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
O Bradym Corbecie można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest minimalistą. Amerykański reżyser... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones