Recenzja filmu

Wymyk (2011)
Greg Zglinski
Robert Więckiewicz
Łukasz Simlat

Stara przypowieść

Twórcę należy docenić za wnikliwą obserwację rzeczywistości, jak również precyzyjny scenariusz (napisany wraz z Januszem Margańskim): nawet pozornie nieistotne dialogi mają tu swoją wagę i
Zaczyna się mocno, od uderzenia adrenaliny, które odczuwamy zarówno my, jak i bohaterowie: dwóch facetów ściga się samochodem z pociągiem. Mimo coraz gwałtowniejszych protestów pasażera (Łukasz Simlat) kierowca (Robert Więckiewicz) wciąż przyspiesza. Po chwili staje się jasne, że będzie chciał przejechać przez przejazd kolejowy przed pociągiem...

"Wymyk" szybko wytraca tę początkową intensywność i skręca w stronę obrazka obyczajowego. Staje się opowieścią o dwóch braciach, których życie jest zakute w konwencji dom-rodzina-praca. Ich rutynę przerywa nagły wypadek: młodszy brat, Jerzy, zostaje dotkliwie pobity. Starszy, Alfred, jest tego świadkiem, ale nie staje w jego obronie. Wtedy to następuje kolejna wolta: w rzeczywistość realistyczną wplata się niemal biblijna, z przypowieści o Kainie i Ablu, w której codzienne małe decyzje (co zjeść na obiad, jak rozmawiać z żoną i jak najlepiej prowadzić firmę) ustępują przed prymarnymi zagadnieniami – o winie i karze, o dobrze i złu.

My stajemy się niemymi obserwatorami przewinienia starszego brata: widzimy jego osłupienie (a może to niezdecydowanie? Czy też po prostu tchórzostwo?) w decydującym momencie. Potem patrzymy, jak narastają jego wyrzuty sumienia, a przede wszystkim – jak coraz głębiej wikła się w kłamstwa. Jak odgrywa szopkę przed ojcem, którego rodzicielska władza nad ponad czterdziestoletnim synem wciąż jest bardzo wyraźna. Jak powoli, z własnej (bez)woli pakuje się w sytuację bez dobrego wyjścia.

Wszystkie inne relacje pomiędzy członkami rodziny wcześniej lub później stają się w jakiś sposób związane z tragedią i wikłają Alfreda jeszcze mocniej: przecież Jerzy zyskiwał większą władzę w rodzinnej firmie i większe poparcie ojca. Czy Alfred w trakcie wypadku miał to w pamięci? Czy to obarcza go mocniej niż zwykły strach o własne życie? Nawet nieświadoma prawdy żona Alfreda, ba – nawet dzieci Jerzego, zostaną w pewien sposób zaplątane w tę nieczystą sytuację.

Greg Zgliński, który wcześniej wyreżyserował już niezłą "Całą zimę bez ognia", rozgrywa te poważne dylematy w kompletnie nieefekciarskich scenkach, bez cienia zadęcia i maniery pt. "teraz będę mówił o Ważnych Sprawach". Wszystko u niego jest bardzo zwyczajne: postacie, ich otoczenie. Jest tu podmiejski dom – ani specjalnie biedny, ani bogaty, mała firma z reklamą na płocie, jest kościół i szpital. Wszystko to bez serialowego make-upu, ale i bez prześmiewczego przerysowania. Podmiejska egzystencja w jej realistycznych barwach, czyli rzecz, która bardzo rzadko pojawia się w naszym kinie. Twórcę należy docenić za wnikliwą obserwację rzeczywistości, jak również precyzyjny scenariusz (napisany wraz z Januszem Margańskim): nawet pozornie nieistotne dialogi mają tu swoją wagę i znaczenie. Wszystko wydaje się do bólu zwyczajne, a jednak w kilku momentach wyłania się zza tej zasłony coś istotniejszego, prymarnego. Dostrzegli to jurorzy na Festiwalu w Gdyni, gdzie film otrzymał nagrodę za najlepszy debiut. Dostrzegą pewnie również ci widzowie, których nie zniechęci wybitna, jakby programowa, nieefektowność "Wymyku".         
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '82. Absolwentka dziennikarstwa i kulturoznawstwa na UW. Członkini Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI. Wyróżniona w konkursie im. Krzysztofa Mętraka. Publikuje w "Kinie",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones