Recenzja wyd. DVD filmu

Zatańcz ze mną (2004)
Peter Chelsom
Richard Gere
Jennifer Lopez

Dziękuję... już nie tańczę

Każdy z nas pamięta muzyczny hit wszech czasów pod dużo mówiącym polskim tytułem "Wirujący seks". Równie niezapomnianym filmem była opowieść o pewnej prostytutce, która całkiem przypadkowo
Każdy z nas pamięta muzyczny hit wszech czasów pod dużo mówiącym polskim tytułem "Wirujący seks". Równie niezapomnianym filmem była opowieść o pewnej prostytutce, która całkiem przypadkowo spotyka swojego księcia, w którego równie przypadkowo wciela się Richard Gere. Szczęśliwym trafem "Pretty woman" przetłumaczona na język polski nie została. Dlaczego przywołuję tu te tytuły? Ponieważ przed obejrzeniem "Zatańcz ze mną" nasuwały mi się one nieustannie. Spodziewałam się wybuchowej mieszanki, połączenia bajki o kopciuszku rozgrywającej się na parkiecie, suto przyprawionej urokiem pana Gere. To co zobaczyłam, zaskoczyło mnie. Ale czy pozytywnie? Poukładane życie Johna Clarka poznajemy na samym początku. Systematyczna praca biurowa, zabiegana żona spełniająca się zawodowo, dorastające dzieci. Sielanka, można by rzec. Jednak Clark daje się ponieść nagłemu impulsowi i odwiedza mijaną każdego dnia szkołę tańca, gdzie lekcji udziela zarówno młoda, jak i piękna Paulina (Jennifer Lopez). Tu aż się prosi o gorący romans. Jednak scenariusz nie przewiduje takiego przebiegu zdarzeń, co szczerze mówiąc, zaskoczyło mnie jako widza. Bohaterowie nie stają się kochankami, lecz są niejako "bratnimi duszami". Jako romans więc, film nie spełnia podstawowych kryteriów. Z kolei jako film muzyczny, przejawia się kilkoma dobrymi utworami, jednak one pojawiają się na samym końcu. Pozostaje pytanie, czy warto czekać na nie i męczyć się z tą zbyt prostą i banalną fabułą? Moja odpowiedź brzmi: nie! Filmu nie ratuje ani kilka piosenek, ani uroda i sprawne ciało Jennifer Lopez, ani przystojna i sympatyczna twarz Richarda Gere, ani niezastąpiona Susan Sarandon w roli zaniepokojonej żony. Wszystkie te nikłe plusy są przytłumione monotonią. Bo pomimo tego, że ten film ma aspirację bycia afirmacją życia, sam to życie tłumi. Wszystkie sytuacje zdają się być wymuszone, naciągane, nieprawdziwe, tak jak sami bohaterowie. Brakuje tu jakiegoś impulsu, motywacji, emocji. Bez tego film jest tylko pustą opowieścią o tanecznym hobby (bo słowa "pasja" tutaj na pewno użyć nie mogę...). Podobno ta produkcja amerykańska jest wzorowana na wcześniejszej, japońskiej "Shall We Dansu". Trudno jest mi się wypowiedzieć o pierwowzorze, gdyż osobiście go nie oglądałam, ale podobno jest on bardzo ciepłą opowieścią o przezwyciężaniu udręk "wieku średniego". Gdyby Amerykanie zagubili to ciepło, goniąc za efektywnym widowiskiem, byłoby to nawet zrozumiałe. Ale w "Zatańcz ze mną" nie ma ani urokliwej atmosfery, ani emocjonujących scen. Co zatem chcieli stworzyć jego twórcy? Pamiętam wieczór, kiedy po raz pierwszy widziałam "Dirty Dancing". Muzyka grała mi w uszach jeszcze przez następny tydzień i tanecznym krokiem zasuwałam gdzie się dało, szukając odpowiedniego partnera. Po "Zatańcz ze mną" ziewnęłam i położyłam się spać... Kino amerykańskie się zmieniło czy może ja wyrosłam z bajek o porywającym ciała tańcu? Trudne pytanie...
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po seansie "Zatańcz ze mną" doszedłem do wniosku, że kręcenie filmów tylko i wyłącznie dla pieniędzy... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones