Recenzja wyd. DVD filmu

Zombiebobry (2014)
Jordan Rubin
Rachel Melvin
Hutch Dano

Noc Martwych Bobrów

Kino klasy B żyje i ma się dobrze. Koneserzy tego specyficznego nurtu mają powody do zadowolenia, a liczba tytułów, jaka pojawiła się na rynku przez ostatnich kilka lat, zadziwia nie tylko
Kino klasy B żyje i ma się dobrze. Koneserzy tego specyficznego nurtu mają powody do zadowolenia, a liczba tytułów, jaka pojawiła się na rynku przez ostatnich kilka lat, zadziwia nie tylko miłośników VHS-u. Wysyp tego typu produkcji sprawił, że twórcy sięgają po coraz to bardziej wymyślne fabuły, których zadaniem jest przykucie uwagi potencjalnego widza. Bo skoro można sprzedać rekiny uwięzione w tornadzie ("Rekinado") czy nazistów z kosmosu ("Iron Sky"), to czemu nie dać szansy zmutowanym bobrom-zombie?

Twórcy filmu nie popisali się niestety oryginalnością i serwują nam najbardziej utarte dla tanich horrorów schematy. Mamy zatem trzy urocze dziewczyny, które udają się na weekend do położonej gdzieś na odludziu chatki nad jeziorem. Z dala od problemów, bez telefonów i swoich zazdrosnych chłopaków. Sielankowa atmosfera zostaje jednak zakłócona, ponieważ pozostawieni w domu panowie postanawiają złożyć niezapowiedzianą wizytę swoim lepszym połówkom, rujnując tym samym babski weekend. Nie jest to jednak największe zmartwienie naszych bohaterek. W pobliskim jeziorze dochodzi bowiem do bardzo nietypowego zdarzenia - beczka z toksycznymi odpadkami ląduje w bobrzej norze i zmienia te spokojne ssaki w rządne krwi kreatury. Zmutowane stworzenia nie próżnują i od razu przystępują do ataku. 

Fabuła jest oczywiście absurdalna. Ale czego spodziewać się po scenarzystach takich "klasyków" jak "Dinokrokodyl kontra supergator" czy "Piraniokonda"? Na pewno sporej dawki czarnego humoru, a tego w "Zombeavers" na szczęście nie brakuje. Wystarczy z resztą zerknąć na plakaty promujące film. Tytułowe bobry - ich wygląd i zachowanie - także są oczkiem puszczonym w stronę widza. Miał być kicz, więc jest kicz. To samo tyczy się każdej sceny, w której nasi bohaterowie zmuszeni są do obrony bądź ataku. Noże i kije idą w ruch, a sztuczna krew leje się gęsto. Twórcy nie błysnęli na tej płaszczyźnie niestety niczym oryginalnym i dostajemy jedynie minimum gatunkowe. Jeśli ktoś ma zginąć, to zginie, a bliższy kontakt z zębami bobra nie kończy się happy endem.


Pod względem aktorskim film prezentuje się nie najgorzej. Wiadomo, nie są to role pisane pod nominacje do Złotych Globów. Dziewczyny są słodkie i głupiutkie, panowie raczej działają, niż myślą. Z całego grona głównych bohaterów najbardziej wybija się w mojej opinii Cortney Palm, której postać jest chyba najbardziej charakterna. Na osobną uwagę zasługuje znany komik Bill Burr. Sceny z jego udziałem to chyba najjaśniejsze punkty tego filmu, szkoda tylko, że jest ich tak mało. 

Debiutujący za kamerą Jordan Rubin zdaje sobie sprawę, że "Zombeavers" ma raczej śmieszyć, niż straszyć. Filmowi bliżej zatem do czarnej komedii niż do horroru. Szkoda tylko, że do bardzo przeciętnej czarnej komedii. Być może z większym budżetem  udałoby się skroić coś na miarę "Domu w głębi lasu", który pokazał, że w tym gatunku można zrobić jeszcze coś ciekawego i oryginalnego. 

Nie wiem, czy jest sens polecać komuś ten film. Jeśli ktoś nie wie o jego istnieniu, to pewnie nie bez powodu. Fanów tego typu produkcji zachęcać raczej nie trzeba. Niecałe 80 minut, jakie trzeba poświęcić na seans z "Zombeavers", można oczywiście wykorzystać lepiej. Ale można też wyłączyć myślenie i dać szanse zmutowanym bobrom.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones