Recenzja gry PC

Hitman: Krwawa forsa (2006)
Peter Fleckenstein
Rasmus Højengaard
David Bateson

Łysy cały na biało

Swego czasu tytuł obowiązkowy dla fanów skradania. Mnie ta odsłona aż tak nie chwyciła, ale doceniam kunszt IO Interactive.
Seria "Hitman" jest dowodem na to, że można pozostać wciąż żywym w branży, jednocześnie nie odcinając się od korzeni. Za jedną z jej najlepszych odsłon uznaje się "Hitman: Krwawa forsa" z 2006 roku. Po średnio przyjętym przeze mnie "Hitman: Kontrakty" nie garnąłem się do kontynuacji. Jednak cała masa pozytywnych recenzji dzieła IO Interactive z 2006 roku skłoniła mnie do sięgnięcia po ten tytuł. Oczywiście na platformie PC. Czy było warto?


Oprawa wizualna jak na 2006 rok prezentowała się (tylko) dobrze. Porównując wersje pecetowe i konsolowe, śmiem stwierdzić, że najlepiej wyglądała na blaszakach. Muzycznie i dźwiękowo jest dość nierówno. Do brzmienia wystrzałów broni i kroków nie mogę się przyczepić, jednak do całej reszty już tak. Technicznie mamy do czynienia z porządnym produktem. "Hitman: Krwawa forsa" działał płynnie na średniej klasy pececie. Nie natknąłem się na większe błędy, które jakoś bardzo miałyby uprzykrzać rozgrywkę. Oczywiście, kilka mniejszych się znalazło, ale to drobiazgi. Gra sama się nie wyłączała. To było wtedy najważniejsze.


Do dyspozycji dostaliśmy tryb dla jednego gracza w formie kampanii fabularnej. W jego ramach gracz ponownie wciela się w znanego nam dobrze łysego protagonistę o kryptonimie agent 47. Tym razem cichy zabójca rusza za tropem członków organizacji trudniącej się likwidowaniem pracowników agencji ICA. Fabuła jest równie bujna jak fryzura tytułowego bohatera. Można ją streścić słynnym powiedzeniem brzmiącym "jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze". Przynajmniej dubbing przyzwoicie się prezentuje. 

Rozgrywka jest dość prosta. Jak to w skradnkach bywa, najważniejsze jest pozostać niezauważonym. Czasem musimy chować się po kątach. Jeszcze innym razem dobrym wyjściem będzie wtopić się w tłum, ale to akurat rzadkość. Strzelanie nie prezentuje się zjawiskowo. Podoba mi się poziom urozmaicenia arsenału. Wybór narzędzi przeznaczonych do likwidowania wroga jest przedni. Przynajmniej jak na 2006 rok. Wracając do samego skradania, wypada bardzo dobrze, ale nie podnosi adrenaliny ani na moment. Wielka szkoda. Wiem, że nie jest to gra akcji, ale w innych odsłonach cyklu udało uzyskać się ten efekt. Sterowanie za pomocą myszki i klawiatury pozwala na wysoką precyzję strzału, co deklasuje doznania konsolowe. Minimalistyczny interfejs także oceniam pozytywnie. Możemy dzięki temu skupić się na otoczeniu, w którym to nasz cichy zabójca wykonuje swoją pracę. Ogólnie kampania nie jest za krótka. Nie porównuję jej z nowszymi odsłonami, gdyż mijałoby się to z celem. 


Podsumowując, "Hitman: Krwawa forsa" to dobra gra, której dzisiaj nikomu nie polecę. Zdecydowanie lepszym wyborem będzie "Hitman" z 2016 roku i jego kontynuacja. Każdy, kto miał szczęście ograć ten klasyk z 2006 roku, wie, o czym mówię. Ta gra strasznie się zestarzała. Nie tylko pod względem oprawy audiowizualnej, ale przede wszystkim rozgrywki. Swego czasu tytuł obowiązkowy dla fanów skradania. Mnie ta odsłona aż tak nie chwyciła, ale doceniam kunszt IO Interactive. W przyszłości może pięknie się prezentować w jakimś muzeum elektronicznej rozrywki w sekcji gier.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones