Szybcy i spokojni

Zabrzmi czerstwo, ale akurat ta seria potrzebowała szybkości, bo od jakiegoś czasu jechała na oparach. I choć comeback Criterion Games – studia, które po prawie dekadzie przerwy zastąpiło za
Szybcy i spokojni - Recenzja "Need for Speed Unbound"
Zabrzmi czerstwo, ale akurat ta seria potrzebowała szybkości, bo od jakiegoś czasu jechała na oparach. I choć comeback Criterion Games – studia, które po prawie dekadzie przerwy zastąpiło za sterami serii szwedzkie Ghost Games – faktycznie się marce przysłużył, a "Need For Speed Unbound" to odświeżająco solidna gra po paru suchych odsłonach, to nie ma mowy o rewolucji, bo i fundamenty pozostały te same. Dokonane modyfikacje, oszlifowany i przyjemny model jazdy, ambitny, acz nie zawsze uczciwy system progresji oraz znacznie lepsze niż ostatnimi czasy decyzje designerskie to jednak wystarczające powody, aby się "Unbound" zainteresować.



Rdzeniem gry jest tryb fabularny, może niespecjalnie porywający, ale oferuje spore wyzwanie, szczególnie na samym początku. Chodzi z grubsza o to, że jako bezimienna postać – do wyboru mamy kilka modeli, możemy sobie nawet z czasem kupić kurteczkę od Versace – mamy do skopania tyłek dawnej przyjaciółce, która wywinęła nam numer. Nie jest to proste, bo po tej przewrotce zostaliśmy ze złomem, a nie samochodem. Musimy się odkuć, ale wyścigi nie są łatwe, zwłaszcza kiedy gra jasno nas informuje, że tu czy tam nie mamy szans.



Często bywa też tak, że samo wpisowe jest na tyle wysokie, że zajęcie miejsca innego niż na samym szczycie podium naraża nas na straty – pieniędzy albo czasu. Jako że gra podzielona jest na cztery tygodnie, a każdy z nich zwieńczony jest rajdem kwalifikacyjnym, musimy przez sześć dni i nocy zebrać dość gotówki, aby stać nas było na kupno bileciku. Jeśli jednak się nam ta sztuka nie powiedzie, to powtarzamy cały proces. Wymusza to dość upierdliwy grind, bo otrzymywane przelewy nie są zbyt duże, a przeciwnicy bywają mocni. Co więcej, nawet kiedy już się odpowiednio dopakujemy, to gra niejako przemyca nas do wyższej ligi i nie ma mowy, że nagle zaczniemy dublować tych słabszych; ciągle będziemy rywalizować z potencjalnie mocniejszymi.



Same wyścigi nie są zbyt różnorodne, głównie to kółeczka po mieście albo jazda od punktu A do punktu B, i mimo że trudno wymagać od gry wyścigowej jakiejś rewolucji na tym polu, to przy rzeczonym grindzie prędko może człowieka dopaść znużenie. Urozmaiceniem jest obecność policyjnych patroli, które nie odpuszczają nawet po zakończeniu wyścigu i ganiają za nami rownież w trybie swobodnej jazdy po otwartym świecie, czyli ciekawie zaprojektowanym, może i zbyt spokojnym, ale jednak żywym i naturalnym Lakeshore City, ponoć wymodelowanym na podobieństwo Chicago. Na ekranie wyświetlone jest info, jak bardzo w danej chwili interesuje się nami policja – im większa cyferka, tym mamy bardziej przechlapane, ale po czasie zamiast ekscytacji, ciągłe ucieczki przed zaaferowanymi gliniarzami powodują zmęczenie. I chyba to jest największa bolączka "Unbound", zachłyśnięcie się oferowanymi rozwiązaniami, upychanie pod korek każdej aktywności, aż ta nam się opatrzy i znudzi. Podobna uwaga dotyczy także fabuły.



Postaci nawijają bowiem niemalże nieprzerwanie, a polski dubbing, choć wykonany na najwyższym poziomie, trąci niezręcznym językiem moich rówieśników usiłujących mówić po młodzieżowemu. Wszystko to współgra to z oprawą graficzną i komentarzem muzycznym, bo na ścieżce dźwiękowej znajdziemy głównie hip-hop i pochodne, ciuchy przypominają te, którymi chwaliły się dzieciaki ze słynnego filmiku spod jednej z warszawskich galerii, a fury, które można okleić czym popadnie u znajomego mechanika (tam też będziemy tuningować auta; spędzicie przy tym sporo czasu, bo dostosować można każdy konieczny dla nas szczegół), przy drifcie albo paleniu gumy pozostawiają po sobie komiksowy dym spod opon. Trochę to wszystko aż nazbyt przejaskrawione, ale z drugiej strony pasuje do arcade’owego charakteru gry, jako że zręcznościowe "Need For Speed" nigdy przecież nie aspirowało do miana symulatora jazdy.



Dlatego jeśli odrzeć grę do gołej kości i zapomnieć na chwilę o wszystkim, na co przed momentem kręciłem nosem, zostaniemy z dynamiczną ścigałką o nieco rozedrganym charakterze. Z jednej strony mamy porywające nielegalne uliczne wyścigi, z drugiej – cokolwiek spokojną atmosferę całości, bo na każdym kroku przypomina nam się, że to tylko zabawa. Nie bez kozery mówi się, że "Need For Speed Unbound" to najlepsza od lat odsłona serii, ale nadal jest to swoisty checkpoint na długiej drodze do upragnionego zwycięstwa. 
1 10
Moja ocena:
7
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones