Zatańczmy jeszcze raz

„Wolfenstein: The Old Blood” ukazuje się rok po premierze fenomenalnego „The New Order”. Blazkowicz wraca na kilka godzin solidnej kampanii i parę bonusowych wyzwań. Cena? Trzy razy mniej niż
Wolfenstein: The Old Blood” ukazuje się rok po premierze fenomenalnego „The New Order”. Blazkowicz wraca na kilka godzin solidnej kampanii i parę bonusowych wyzwań. Cena? Trzy razy mniej niż standardowe strzelanki. Czy coś mogło pójść nie tak?



W założeniu „The Old Blood” to rozszerzenie wyśnione przez każdego marudę. W oceanie nędznych DLC pokroju „jedna zbroja, jedna misja” dostajemy za niewielkie pieniądze samodzielny dodatek do świetnej gry. Przejście całej kampanii „The Old Blood” to około sześć godzin. Nieco więcej, jeśli zechcemy poznać odgałęzienia głównego wątku, znaleźć wszystkie sztabki nazistowskiego złota, przeczytać listy czy rozegrać dodatkowe wyzwania. Ba, do tego dochodzą poziomy w postaci sennej mary, jaką jest granie w podkręconą wersję „Wolf 3D”. Jest tego znacznie więcej niż w podstawowej grze. Jako żywo dodatek ten przypomina zatem złote czasy gier lat 90., gdzie samodzielne kampanie dołączane do gier pokroju „Blood” czy „Duke Nukem 3D” miały przebieg równy dzisiejszym, wymuskanym shooterom. Teoretycznie więc powinienem pomrukiwać z radości jak miś koala po dużej porcji eukaliptusa.



Niestety „The Old Blood” kuleje w kilku miejscach, a pierwsze zauważamy zaraz po włączeniu konsoli. Gra podzielona jest na dwa epizody po cztery rozdziały każdy. Pierwsza część toczy się w zamku Wolfenstein, druga – w okolicy miasteczka Wulfburg. Pierwszy epizod jako żywo przypomina nieco starsze gry z serii, pełen jest zresztą mniejszych i większych smaczków, np. w postaci prototypowych żołnierzy na kablach. W pełnej wersji gry spotykamy ich już jako samodzielne maszyny do zabijania. Jest trochę listów, wycinków z gazet czy czerstwych dialogów. Niestety, prysł czar „The New Order”, w którym główny trik polegał na przeskoku czasowym. Zaczynaliśmy co prawda w czasie wojny z nazistami, ale przeważająca część gry działa się w latach późniejszych, kiedy to Rzesza trzymała Europę w uścisku żelaznej, zasilanej prądem łapy. „The Old Blood” rozgrywa się przed tymi wydarzeniami, a więc odpada nam cały powojenny sztafaż i zostaje coś na kształt biedniejszego kuzyna „Return to Castle Wolfenstein”. W drugiej partii gry pojawiają się klimaty okultystyczne i choć „nazistowskie zombie” wciąż brzmi zabawnie, brakuje tu polotu.




Nie pomaga także to, że z nietuzinkowej historii, którą poznaliśmy w „The New Order”, Blazkowicz został teraz zredukowany do kolejnego zadania do wykonania. Co prawda rzuci czasem jakimś dętym monologiem, ale ze względu na brak humorystycznego kontrapunktu, który mieliśmy w głównej grze, wygląda to blado i jest nie na miejscu. Zdarzają się oczywiście dobre scenki rodzajowe, jak np. dwóch nazistów, którzy kłócą się o gramatykę i podejście do poprawności językowej. Są to jednak nieliczne momenty w dość średnio napisanym scenariuszu. Nie porywa ani Blazkowicz, ani Helga von Schabbs, która jest jedną z „tych złych”. Brakuje tu charyzmatycznych wrogów pokroju Trupiej Główki, obłąkanego Bubiego czy frau Engel.



Nieco dołujący jest też początek gry. W „The New Order” mieliśmy oczywiście elementy skradane, były one jednak raczej opcjonalne i równie dobrze można było bawić się w totalną rozwałkę. „The Old Blood” zmusza nas w początkowych etapach do łażenia wyłącznie po cichu, gdyż każdy nazista, który nas dojrzy, natychmiast woła kolegów i po krótkiej strzelaninie oglądamy ekran z napisem „załaduj grę”. Prawdziwa rzeź zaczyna się dopiero później i wtedy „The Old Blood” nabiera rumieńców. Zestaw broni jest dość skromny, ale całkowicie wystarczający. Mamy karabiny maszynowe, w miarę szybkostrzelnego shotguna, karabin wyborowy z opcjonalną lunetą oraz niepozorny pistolecik, który z wrogów robi shoarmę. Każdej broni używa się inaczej, a strzelanie daje masę satysfakcji. Co jak co, ale MachineGames potrafią zrobić to tak, byśmy się czuli jak królowie życia.



Podczas gry zwiedzimy najpierw duszne i klaustrofobiczne korytarze twierdzy Wolfenstein. Otwartego terenu tu niewiele, sporo za to pomieszczeń laboratoryjnych, krypt i oczywiście całych nazistowskich batalionów, które nawiną nam się pod lufy. Późniejszy Wulfburg i okolice dają z kolei złudne poczucie bardziej przestronnych etapów, głównie ze względu na to, że ta część gry przynajmniej przez pewien czas polega na pokonywaniu kolejnych zaułków miasteczka. Nadal jednak, gdyby się przyjrzeć, struktura jest mocno korytarzowa i nie ma co za bardzo liczyć na zbyt wiele odnóg wiodących od głównego traktu miasta. Nie jest to wada, aczkolwiek po ciasnych zakamarkach nazistowskiej twierdzy chciałoby się odetchnąć nieco świeższym powietrzem.



Gdyby tylko „The Old Blood” ukazała się przed główną grą, nie miałbym z takim produktem żadnych problemów. Jest to bowiem prolog zarówno w kwestii fabularnej, jak i rozgrywki. Świetnie spina dwie gry, tyle że jego podstawowym błędem jest to, że brakuje tych wszystkich smaczków, które przyciągały do powojennego świata w rytmie Tysiącletniej Rzeszy i z akompaniamentem retro sci-fi. Większość tych elementów została wyrugowana z „The Old Blood” i o ile logika takiego posunięcia jest całkowicie zrozumiała, o tyle to, co dostaliśmy w zamian, cieszy już mniej. Nazistowskie zombiaki to ograny motyw, obłąkani antagoniści nie są godni czyścić oficerek Irene Engel, a nużące etapy skradane w początkowych partiach gry tylko zniechęcają do dalszej wycieczki po twierdzy Wolfenstein.



Wyrzucenie „The Old Blood” do kosza byłoby jednak bardzo niesprawiedliwe. To nadal potwornie solidny shooter, którego przebieg jest dłuższy niż dwa ostatnie „Call of Duty”, strzela się znakomicie, a płonące zombie mają w sobie jakiś urok. Nie zapominajmy też o tym, że dodatek wydany jest samodzielnie i za bardzo rozsądną cenę. Dobra gra.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Wolfenstein" to fenomen wśród gier FPS (first-person shooter). Seria zadebiutowała w 1981 roku i przez... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones