Recenzja serialu

Cobra Kai (2018)
Josh Heald
Jon Hurwitz
William Zabka
Ralph Macchio

Bez litości

Serial broni się jako samodzielny utwór, jednak znajomość trylogii "Karate Kid" pozwoli Wam dostrzec rzeczy ukryte przed wzrokiem nowicjuszów. Cytaty z pana Miyagiego, wspomnienia LaRusso na
Bez litości
Pierwszy sezon "Cobra Kai" był przepięknym, ulepionym z nostalgii i dobrej muzyki, listem miłosnym do lat 80. Spotkanie ze starymi znajomymi, masa przebitek z "Karate Kid" oraz niezłych żarciochów zaowocowały serią, od której żaden karateka po trzydziestce nie mógł się oderwać. Twórcy byli jednak świadomi, że sentymenty to paliwo, które spala się wyjątkowo szybko, dlatego zaczęli mocniej romansować z serialami młodzieżowymi.


Gwoli przypomnienia: Johnny Lawrence, czarny charakter z oryginalnego "Karate Kid", choć nie porzucił pasji do karate i otworzył własne dojo pod tytułowym szyldem, wyrósł na życiowego przegrywa. Jego arcywróg, Daniel LaRusso, odniósł z kolei sukces dzięki potężnej sieci salonów samochodowych. Po trzydziestu latach los i scenarzyści znów skrzyżowali ich ścieżki, a ze snu przebudziły się demony przeszłości. Zwieńczeniem nowego rozdziału ich znajomości, jak nietrudno się domyślić, był wielki turniej karate, który tylko na nowo zaognił rywalizację.

Drugi sezon wita nas jeszcze mocniejszym uderzeniem: Daniel LaRusso zakłada własne dojo. Miyagi-Do ma być zupełnym przeciwieństwem Cobra Kai, a Johnny musi stawić czoła nie tylko nowo powstałej, podkradającej mu uczniów konkurencji, ale i swojemu dawnemu senseiowi, powstałemu ze zmarłych Kreese'owi. W tle kwitną nastoletnie miłości i dramaty, rozgrywają się szkolne pojedynki, padają ciosy poniżej pasa, a próby nawiązania jakiejkolwiek więzi między odwiecznymi rywalami stają się coraz trudniejsze. Będzie się działo!

Twórcy "Cobra Kai" odwalili kawał dobrej roboty, kreśląc obraz ekranowej rywalizacji. Zarówno Lawrence, jak i LaRusso mają swoje wady, lecz nikt nie wskazuje palcem, komu mamy kibicować (choć dla mnie naturalną koleją rzeczy było trzymanie kciuków za Johnny’ego). Drugi sezon to przede wszystkim opowieść o kolejnej szansie, o potencjalnej zmianie, przekierowywaniu swojego losu na inny tor – widać to zwłaszcza w dobrym wątku Johna Kreese'a, którego Lawrence obdarza kredytem zaufania. Nowe odcinki zdają się też mocniej obnażać pewną niedojrzałość oraz brak życiowego doświadczenia Lawrence'a, jednak dla równowagi widzimy również następującą w nim przemianę i wolę walki o bycie lepszym człowiekiem. I dość powiedzieć, że nie byłby to obraz tak wielowymiarowy, gdyby nie fenomenalny William Zabka w głównej roli.


Rozpoczęty w poprzednim sezonie wątek starć nastolatków jest tu odpowiednio rozwinięty, jednak momentami można odnieść wrażenie, że jest ich trochę za dużo, a wiele scen mogłoby zostać na montażowym stole. Cieszy utrzymywanie w serialu fantastycznego klimatu lat 80. wraz z ich ikonografią: odpowiednio dobraną muzyką, imprezami rodem z minionych lat czy obowiązkowymi scenami w centrum handlowym. Miejmy tylko nadzieję, że w pogoni za nowym odbiorcą twórcy będą potrafili w kolejnych seriach zachować odpowiednią równowagę pomiędzy frykasami dla nastolatków oraz tymi dla wiecznych nastolatków.

Serial broni się jako samodzielny utwór, jednak znajomość trylogii "Karate Kid" pozwoli Wam dostrzec rzeczy ukryte przed wzrokiem nowicjuszów. Cytaty z pana Miyagiego, wspomnienia LaRusso na temat tego, że kiedyś sam należał do Cobra Kai, tytuły niektórych odcinków czy też odpowiednio dobrana do konkretnych scen muzyka – wszystko smakuje jeszcze lepiej, kiedy serial podsyca naszą nostalgię. Druga seria zdaje się mieć trochę mniej dowcipasów niż poprzednia, jednak są one równie dobre, zaś pojedynek Johnny'ego z nowymi technologiami, choć mocno przerysowany, bawi za każdym razem.

"Cobra Kai" to prawdopodobnie najlepsza rzecz, jaka powstała w ramach YouTube Originals i choć czuć w drugim sezonie delikatny spadek formy, wciąż jest to seria, której koniecznie musicie dać szansę. Pośród wielu mniej lub bardziej przeciętnych rebootów klasyki lat 80., "Cobra Kai" to perełka, obok której nie wypada przejść obojętnie. Zwłaszcza, jeśli Wasz PESEL zaczyna się od ósemki.
1 10
Moja ocena serialu:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones