"Gra o tron" stała się poniekąd fenomenem gatunku fantasy. Mało kto wierzył, że w tak genialny sposób uda się stworzyć udaną adaptację "Pieśni lodu i ognia" George'a R.R. Martina. Jest to serial,
Nie jest łatwo podejść do serialu, takiego jak "Gra o tron", z chłodną głową, gdy ma się w myślach setki tysięcy zachwytów najbardziej zagorzałych wielbicieli gatunku fantasy. Kłamstwem byłoby, jeśli powiedziałbym, że adaptacja cyklu powieści "Pieśń lodu i ognia" George'a R. R. Martina nie zyskała już miana kultowej. Czy dziś, w 2024 roku, wciąż są ludzie, którzy nie widzieli jeszcze "Gry o tron"? Wstyd się przyznać, ale tak – do niedawna to byłem ja.
Krew leje się strumieniami, w powietrzu wyczuć można chłód nadchodzącej zimy, a w pełnym intryg, spisków i wojen Westeros nieprzerwanie trwa walka o Żelazny Tron. W centrum rywalizacji znajdują się rody Starków, Lannisterów, Baratheonów oraz Targaryenów. To właśnie te rodziny toczą przez setki lat batalię o władzę nad siedmioma królestwami, stosując podstępy, zawierając sojusze i prowadząc zaciekłą, często brutalną, rywalizację. W czasie, gdy wielkie rody skupiają się na dążeniu do władzy, spoza wielkiego Muru, z dalekiej północy nadchodzą wieści o ogromnym zagrożeniu. Bezpieczeństwa żywych pilnuje Nocna Straż składająca się w głównej mierze z wyrzutków, bękartów oraz przestępców. To właśnie od nich będzie zależeć los całego Westeros, które poprzysięgli bronić.
"Gra o tron" ma w sobie coś, co mimo ośmiu sezonów się nie nudzi. Nie jest to serial, taki jak "Detektyw", gdzie pierwsze epizody są genialne, a reszta już zauważalnie gorsza. Tutaj wszystkie sezony są kapitalne i zrealizowane są na praktycznie równym, wysokim poziomie. Kontrowersyjnie i z zauważalnie mniejszym entuzjazmem można było odebrać decyzje twórców w ostatnim, ósmym sezonie, który był zwieńczeniem całej sagi. "Gra o tron" czaruje nie tylko wielkimi bitwami, ale i samym dialogiem. Jest to serial, który niezależnie od tego, co dzieje się w danej chwili, nieustannie zachęca widza do wpatrywania się w ekran i pilnej obserwacji trwających wydarzeń.
O tym, kto jest, kim w "Grze o tron" można opowiadać godzinami. Świat stworzony przez George’a R.R. Martina, a następnie rozwijany przez scenarzystów serialu jest ogromny i rozpoczynając oglądanie adaptacji powieści "Pieśń lodu i ognia" trudno się w tych zawiłych relacjach odnaleźć. "Gra o tron" nie ma protagonisty. Twórcy pozwalają sympatyzować widzowi z każdą postacią i z każdym rodem, jednak mianem "tych dobrych" najtrafniej można określić rodzinę Starków. Brutalność, podstępy i zbrodnie, czy przemoc seksualna stanowią normę w tym pozbawionym zasad świecie. Twórcy nie pieszczą się z widzem i nie boją się pokazywać niecenzuralnych realiów Westeros.
Jak tu nie pokochać "Gry o tron", gdy człowiek słyszy w tle utwór, taki jak "Dragonstone" Ramina Djawadiego? W jaki sposób nie czerpać zachwytów ze wspaniałego wykreowanego świata i przyjemności z kapitalnie napisanych oraz odegranych postaci? Jest to serial, który dostarczył mi masę emocji i zajął szczególne miejsce w moim sercu oraz na liście najlepszych produkcji, które kiedykolwiek widziałem.