Recenzja serialu

Ironheart (2025)
Samantha Bailey
Angela Barnes
Dominique Thorne
Lyric Ross

W cieniu legendy

Najnowsza produkcja studia już przed swoją premierą nie cieszyła się dużym zainteresowaniem, a często spotykała się też z niechęcią. Czy mimo sceptycznego podejścia widzów, nowy serial MCU okaże
Skoro główna bohaterka wielokrotnie podkreśla, że jej celem jest zbudowanie kostiumu, który będzie niezaprzeczalnie ikoniczny, wiemy, że będziemy mieli do czynienia z czymś niewątpliwie nowym w świecie Marvela. Pytanie pozostaje jedno - jak bardzo wyjątkowa okaże się zarówno zbroja Riri Williams (Dominique Thorne), jak i sam serial "Ironheart"? Najnowsza produkcja studia już przed swoją premierą nie cieszyła się dużym zainteresowaniem, a często spotykała się też z niechęcią. Czy mimo sceptycznego podejścia widzów, nowy serial MCU okaże się czymś, na co warto poświęcić czas?

Riri Williams to genialna konstruktorka, która po wydaleniu z uczelni, wraca do rodzinnego Chicago. W domu czeka na nią nie tylko ciepło bliskich i nostalgia, ale też ból spowodowany wciąż obecną żałobą. Riri straciła dwie bliskie jej osoby, a niełatwe wspomnienia wciąż potrafią, zupełnie znienacka, w nią uderzyć. Licznym porównaniom i nawiązaniom do postaci Tony’ego Starka towarzyszy motywacja i ambicja, które pchają tytułową bohaterkę do zrealizowania postawionego sobie celu.


Riri otrzymuje propozycję nie do końca legalnej oraz etycznej pracy, jednak przyświeca jej jeden cel - zarobić pieniądze i zainwestować je w rozwój swojego projektu. Bohaterka dołącza do tajemniczej ekipy, w której skład wchodzą zebrani wokół Parkera Robbinsa (Anthony Ramos) John (Manny Montana), Slug (Jaren Merrell), Stuart Clark (Eric André), Roz (Shakira Barrera),  Jeri (Zoe Terakes) oraz Clown (Sonia Denis). Oczywistym celem zespołu jest zarobienie, a może precyzyjniej - kradzież, znacznej ilości pieniędzy. W każdej drużynie, współpraca i zaufanie to podstawa, a w ekipie Robbinsa pojawiają się problemy i niewyjaśnione tajemnice. Nie da się przejść obojętnie obok serialu, który w obsadzie posiada takie znane osobistości jak Alden Ehrenreich oraz Sacha Baron Cohen. Ci panowie są gwarancją jakości, którą wnoszą do tej produkcji.

Serial "Ironheart" wprowadza do świata Marvela interesujące postacie, które istotnie będą miały znaczący wpływ na przyszłość MCU. Trzeba przyznać, że bohaterowie - przynajmniej w większości, zostali dobrze napisani i potrafią zaciekawić widza. Scenariusz w tym serialu jest zdecydowanie ogromnym pozytywem. Twórcy bardzo umiejętnie budują narrację serialu, przygotowując widza na kulminację, która z biegiem staje się coraz bardziej wyczekiwana. Postawiono na powolne rozpoczęcie, wprowadzenie i zbudowanie solidnych fundamentów. Później zaczyna się robić ostro!

Aspekt techniczno-wizualny "Ironheart" wypada zdecydowanie pozytywnie. W serialu, w którym efekty specjalne są istotne, twórcy nie zawodzą i dostarczają CGI na odpowiednim poziomie. Sceny walki okazują się być dużo przyjemniejsze niż w poprzednim serialu Marvela - "Daredevil: Odrodzenie (2025)Daredevil: Odrodzenie", gdzie tytułowy Diabeł z Hell’s Kitchen często wykonywał ciosy, który wyglądały nienaturalnie.


Riri jest osobą, która walczy ze swoimi własnymi myślami. Tytułowej postaci towarzyszy ogromny ból, spowodowany żałobą. Bardzo dobrym trendem w produkcjach Marvela - zapoczątkowanym w filmie "Thunderbolts*", jest to, że w czasach, gdy często scenariusz przestaje być tak istotny, twórcy znajdują chwilę, aby oprócz rozrywki, akcji, żartów, dostarczyć też życiową lekcję, powiedzieć o czymś ważnym, o problemach, z którymi każdy człowiek mierzy się na co dzień. Motyw żałoby jest jednym z przewodzących w serialu, a droga, jaką przebywa Riri, w próbie zaakceptowania rzeczywistości, okazuje się być naprawdę imponująca. Tajemniczy The Hood, który jest postacią znaną z komiksów, jest człowiekiem, który przy wykorzystaniu niebezpiecznego narzędzia, czyli peleryny, dąży do zaspokojenia swojej wielkiej ambicji. Dla niego przestają się liczyć pieniądze, a wartość nadrzędną zaczyna stanowić mania bycia wpływowym. Imponujące jest, jak wiele tematów oraz motywów życiowych udało się umieścić twórcom w "Ironheart". Wydawałoby się, że jednocześnie widzowie nie pozostają bez odpowiedzi, bez rozwiązań. Tutaj w jakiś sposób - mniej lub bardziej właściwy, możemy zobaczyć rozwiązania problemów, z którymi zmagają się bohaterowie.

Magia już wielokrotnie pojawiała się w filmach Marvela, jednak w takiej odsłonie jeszcze jej nie było. Riri Williams tworząc swój ikoniczny kostium łączy technologię z zaklęciami, które - jak już się wielokrotnie przekonywaliśmy, mogą nieść ze sobą poważne konsekwencje. Wydaje się, że mimo tej istotnej roli w serialu, wątek czarów okazuje się być potraktowany dosyć pobieżnie.


Dominique Thorne, dla której "Ironheart" jest drugą produkcją Marvela, w której ma okazję się pojawić, robi świetną robotę! Postać Riri Williams jest świetna w jej wykonaniu, a swoją charyzmą oddaje wszystkie emocje - zarówno te pozytywne, jak i negatywne, które towarzyszą głównej bohaterce. Anthony Ramos w roli Parkera Robbinsa czuje się jak ryba w wodzie. Choć bycie antagonistą nie jest łatwe, on przez cały serial trzyma solidny poziom. Oprócz pierwszoplanowych ról, pojawiają się też te, troszkę bardziej wycofane, jednak równie czarujące. Alden Ehrenreich, znany z roli Hana Solo w "Han Solo: Gwiezdne Wojny – historie" jako Joe McGillicuddy notuje kolejny udany występ w swojej karierze. Sacha Baron Cohen, w tajemniczej roli jest genialny, hipnotyzujący i niezwykle charyzmatyczny. Na wyróżnienie zasługuje też Lyric Ross grająca Natalie - zmarłą przyjaciółkę Riri oraz sztuczną inteligencję oraz młody Harper Anthony, który rolą Landona potrafi wywołać uśmiech na twarzy.

Czy mimo niskiego zainteresowania serialem "Ironheart" można zaliczyć go do udanych pozycji? Oczywiście, że tak! Zdecydowanie jest to produkcja, której poziom jest przyzwoity, a gdy akcja się rozwinie, widz z utęsknieniem czeka na obejrzenie kolejnego epizodu. Nie jest to tak zwana "topka Marvela", jednak bardzo przyjemny oraz przyziemny serial, który swoim charakterem potrafi wzbudzić zainteresowanie. "Ironheart" to serial, który warto docenić za jakość, którą wnosi do MCU. Mimo że nie jest to kino najwyższych lotów, kinowe uniwersum Marvela potrzebuje właśnie takiej stabilności i porządku.
1 10
Moja ocena serialu:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Ironheart
Trudno orzec, czy gdzieś tam Martin Scorsese śmieje się do rozpuku, patrząc na wyniki finansowe... czytaj więcej
Bartosz Czartoryski
Bartosz Czartoryski
5