Recenzja serialu

Nathan Barley (2005)
Christopher Morris
Ophelia Lovibond
Nicholas Burns

Idioci kontra Inteligencja

Nathan Barley − samozwańczy król Internetu, testujący "jackassowskie" dowcipy na swoim wyalienowanym współpracowniku o ksywie "Pingu" (a w roli tej Ben Whishaw, główny bohater "Pachnidła") tylko
Nathan Barley − samozwańczy król Internetu, testujący "jackassowskie" dowcipy na swoim wyalienowanym współpracowniku o ksywie "Pingu" (a w roli tej Ben Whishaw, główny bohater "Pachnidła") tylko po to, by następnie umieścić je na swojej stronie posiadającej wdzięczną domenę "co.ck" (specjalnie na użytek serialu strona ta została zarejestrowana na wyspach Cooka), staje się przekleństwem życia Dana Ashcrofta − pogardzającego popkulturą intelektualisty. W tym właśnie punkcie zaczyna się sześcioodcinkowy serial, który może i nie wszystkich skłoni do śmiechu, ale ludzi zorientowanych w temacie na pewno. Serial bowiem pozwala krytycznie spojrzeć na powstały pod koniec lat 90. trend wybiórczego buntu (koszulka z "Che Guevarą" + puszka coli), który na zachodzie Europy zdominował umysły młodych ludzi w nie mniejszym stopniu niż subkultura hippisowska pod koniec lat 60. Dan Ashcroft, dziennikarz, który w pierwszym odcinku daje się poznać jako autor felietonu o "idiotach", których śmieszy wszystko, co "losowe" i takowoż losowo połączone, nieoczekiwanie staje się ikoną grupy, którą wyśmiewa. Symbolem tej grupy jest właśnie tytułowy Barley, który stopniowo wkracza z butami w życie felietonisty, próbując poderwać jego siostrę i w nieco brutalny sposób zbratać się ze swoim guru. Pomysł jest z pewnością trafiony. Realizacja również wpisuje się w konwencję; postaci − mimo, iż nieco przerysowanie − są takie, jak powinny być: Nicholas Burns, mimo dobrej roli, wydaje się jednak grać siebie, chociaż na uwagę zasługuje pasująca raczej do formuły filmu dokumentalnego (zwłaszcza w pierwszych dwóch odcinkach) rola Juliana Barratta, od pewnego czasu guru brytyjskiej młodzieży, ze względu na współtworzenie komediowej grupy "Mighty Boosh", święcącej triumfy na wyspach. Jego Ashcroft jest niewątpliwie sfrustrowany nagłym zainteresowaniem ze strony osób, które otwarcie potępił, nazywając je idiotami, chociaż osoby te uważają, że miał on na myśli zupełnie inną grupę społeczną. Na uznanie zasługuje również Whishawa jako Pingu − chociaż w serialu gra on głównie mową ciała, jest to gra bardzo dobra. Nie każdy bowiem byłby w stanie podołać utrzymaniu postaci, która jest często rażona prądem i poddawana zabiegowi wrzucania petardy do nogawki, bądź wyskakiwania przez okno − on jednak zrobił to doskonale. Mimo pozorów utrzymania "jackassowskiej" konwencji, od połowy serialu dokładnie wiadomo, że nie o to chodziło współtwórcy scenariusza, Christopherowi Morrisowi − najbardziej znienawidzonemu, a jednocześnie uwielbianemu, komikowi anglojęzycznego świata; serial szydzi z "idiotów", skutecznie obnaża ich chęć podążania za trendami, choćby były nie wiadomo jak głupie. Kiedy w piątym odcinku Barley jest przerażony faktem, iż wykorzystał seksualnie trzynastolatkę, za chwilę, dowiedziawszy się od kolegów, że jest to "trendy", chwali się tym faktem rozmawiając głośno przez swoją sprowadzoną z Japonii komórkę przed pasażerami autobusu (mimo, iż dziewczyna okazuje się jednak 17-sto letnią ćpunką). Postępujące szaleństwo Ashcrofta, który obiera sobie Barleya za główny cel zniszczenia, ucieka uwadze tego drugiego − wydaje się mu bowiem, że jest to "cool" (nawiązując do ówczesnego slangu). Podobnie jest z fryzurą, z którą budzi się Ashcroft, zasypiając po pijanemu w wylewającej się z puszki farby; intelektualiście udaje się skutecznie wmówić, że fryzura ta powstała celowo, po czym Barley dumnie podąża do salonu fryzjerskiego, aby zafundować sobie coś podobnego. Jednocześnie jednak, będąc przeciwko postępującemu zidioceniu, zarówno wydawca Ashcrofta, jak i współpracownicy, również są idiotami, na co wskazuje między innymi zasądzona przez nich zmiana tytułu czasopisma z "SugaRape" na "Rape", co ma być posunięciem wywołującym szok, a jednocześnie wzmagającym reklamę. Ashcroft jest w stanie zaakceptować ich niemniej głupie pomysły za cenę podwyższenia gaży. Niewątpliwie serial nie każdemu się spodoba. Osoby nieobeznane z tym, co w poprzednich latach wprowadził do brytyjskiej komedii Christopher Morris, z pewnością pomyślą, że serial jest dość płytki i dosłowny. Jednak każdy, kto wcześniej usłyszał o działaniach tegoż człowieka, dostrzeże w nim drugie dno. Dostrzeże triumf idiotów, którzy skutecznie usuwają intelektualistów w cień, nie dostrzegając tego, jak bardzo różnią się od tego, co reprezentują sobą obrani przez nich "guru". Mimo tego jednak, idioci wydają się o wiele bardziej przyjaźni niż intelektualiści, którzy − jak pokazuje ostatni odcinek − próbują przetrwać kosztem idiotów, przy okazji krzywdząc niewinnych ludzi, nawet jeśli przypadkowo.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?