Recenzja Sezonu 1

Siły Kosmiczne (2020)
Paul King
Tom Marshall
Steve Carell

Kowboje i obcy

"Siły Kosmiczne" częściej niż bezlitosną satyrą, jakiej oczekiwalibyśmy od twórców kultowego "Biura", są po prostu sympatyczną komedią charakterów, która zróżnicowanych etnicznie i kulturowo
Kowboje i obcy
Choć Greg Daniels i Steve Carell zarzekali się, że tytuł ich nowego projektu nie ma nic wspólnego z wymarzonym przez Donalda Trumpa nowym rodzajem sił zbrojnych, wiadomo było, że coś jest na rzeczy. A ponieważ aktualny klimat sprzyja odświeżaniu zimnowojennych narracji, twórcom nie brakowało pola do popisu. Radosny wyścig ku samozagładzie, będący tematem choćby "Dr. Strangelove'a", nie interesuje ich wprawdzie tak bardzo jak wyrażone na Twitterze fantazje prezydenta o podboju kosmosu, trudno jednak nie zauważyć, że średnio raz na odcinek świat zatrzymuje się na krawędzi III wojny światowej. 


Oficjalnym celem utworzenia tytułowych Sił Kosmicznych – szóstej siły amerykańskiej armii – jest oczywiście prowadzenie badań naukowych, które przyczynią się do poprawy dobrostanu całej ludzkości (ach, te szlachetne Stany Zjednoczone!). W praktyce pokojowe działania są jedynie przykrywką dla chęci skolonizowania nowych terenów i położenia łapy na znajdujących się na nich zasobach. A jak wiadomo, takie sytuacje bywają stresujące i mogą skłonić kogoś do uruchomienia maszyny zagłady (szczególnie kiedy okazuje się, że inne państwo ma większą rakietę lub zdążyło już rozbić obóz na wybranym na lądowisko miejscu).

Bohaterem odpowiedzialnym za powodzenie misji (i zadowolenie głowy państwa) jest generał Mark R. Naird – weteran wojny w Bośni namaszczony do sprawowania pieczy nad tytułową jednostką. To mężczyzna, którego John Wayne poklepałby po ramieniu: żołnierz wiernie służący ojczyźnie, a jednocześnie gotowy zbuntować się przeciwko rozkazom, jeśli są one niezgodne z jego kodeksem moralnym. Reaguje oburzeniem, kiedy żona proponuje mu otwarty związek, a zmęczenie i nadmiar obowiązków nie są dla niego powodem, by odmówić nastoletniej córce pomocy w zadaniach z algebry. Za fasadą nieskazitelnego munduru kryje się jednak człowiek zestresowany, wciąż odtwarzający w głowie wojenną traumę, rozdarty między służbą dla kraju a walką o rozpadającą się rodzinę. 


Steve Carell bezbłędnie wygrywa jego neurotyczny charakter, dzięki czemu udaje mu się pokazać bohatera tragicznego w swej śmieszności: generał Naird to pozornie pionek w biurokratycznej machinie służącej spełnianiu zachcianek rozkapryszonego dużego dziecka (czyt. prezydenta), a jednocześnie osoba zdeterminowana, by stawić czoła nawet najbardziej wymagającemu zdaniu i rozwiązać problemy, które przyprawiłyby o ból głowy Alberta Einsteina. Kiedy więc w desperacji ukrywa się przed współpracownikami, aby dla ukojenia nerwów zaśpiewać piosenkę Beach Boysów, widzimy, jak niewiele brakuje mu, by stracić kontrolę nad sytuacją. 

Kontrapunktem dla bohatera Steve'a Carella jest grany przez Johna Malkovicha dr Adrian Mallory. Ekscentryczny naukowiec we współpracy z amerykańską armią widzi możliwość rozwoju badań, których wyniki przyczynią się do poprawy jakości życia milionów ludzi na całym świecie. Skupiony na swojej osobistej misji musi brać jednak poprawkę na militarny charakter jednostki, co często prowadzi do starć między nim a Nairdem. Barwnych postaci jest tu zresztą więcej: specjalista od social mediów nazywany pieszczotliwe Fiutem Tonym, młody geniusz słuchający w wolnych chwilach k-popu czy wygadana pilotka marząca o karierze astronautki to tylko kilkoro z nich. I choć wydaje się, że mają ze sobą niewiele wspólnego, łączy ich jedno: razem stoją po właściwej (tj. amerykańskiej) stronie. Oto kwintesencja nieznanego w Chinach dobra – demokracji przez duże D.


Wszystko to sprawia, że "Siły Kosmiczne" częściej niż bezlitosną satyrą, jakiej oczekiwalibyśmy od twórców kultowego "Biura", są po prostu sympatyczną komedią charakterów, która zróżnicowanych etnicznie i kulturowo bohaterów wpisuje w schemat narracji przeniesiony z kina lat 50. Owszem, nie brakuje w niej nawiązań do aktualnych wydarzeń (czy to przypadek, że premiera serialu zbiegła się w czasie z rozpoczęciem wspólnej misji NASA i Space X?), wydaje się jednak, że Greg Daniels i Steve Carell wolą zachować bezpieczny dystans od polityki, a ich celem jest raczej rozbawienie widza niż skłonienie go do refleksji nad losem naszej planety i wpływem, jaki prowadzone w poza Ziemią badania będą miały na naszą przyszłość.

Nie jest to oczywiście zarzut, ale umówmy się, że z podboju kosmosu można było wycisnąć znacznie więcej. W pamięci pozostaną nam zresztą właśnie te sceny, w których twórcy decydują się wdrożyć najbardziej absurdalne pomysły – jak wówczas, gdy do naprawienia uszkodzonego satelity zaangażowany zostaje… szympans. Na szczęście dla nas w ostatnich odcinkach rozgrywka o dominację nad srebrnym globem robi się coraz ostrzejsza, a do akcji wkraczają dowódcy sił zbrojnych żywcem wyjęci z przywołanej wcześniej kultowej komedii Stanleya Kubricka. Dzięki temu możemy mieć nadzieję, że w kolejnym sezonie Daniels i Carell nie będą się już hamować.  
1 10
Moja ocena serialu:
6
Rocznik '89. Absolwentka filmoznawstwa i wiedzy o nowych mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. Napisała pracę magisterską na temat bardzo złych filmów o rekinach. Dopóki nie została laureatką VII... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones