Mi się ostatni odcinek podobał bo było tak jak się nie spodziewałam :)
Niestety zgadzam się że drama była w pewnym momencie jak flaki z olejem... ciągła się i ciągła. bardzo się męczyłam oglądając ją. To tego ten posłaniec śmierci który cały czas pod koniec beczał!! To było tragiczne!!
Nie rozumiem jakim cudem ta drama ma 8,6!! Jest chyba jedną z najwyżej ocenianych!!!

Mnie też dziwi ta wysoka ocena, szczególnie że wtedy to była jedna z moich pierwszych dram, teraz bym ją ocenił jeszcze niżej.

Myślę, że wielu ludzi - w tym ja - w ogóle pomija przeciąganie się w ocenie dram koreańskich, a to z tego względu, że jest to taka przypadłość koreańskich seriali, której niestety nie udało się uniknąć w żadnej z oglądanych przeze mnie dram, a było ich już wiele. Po prostu po pewnym czasie człowiek jest w stanie się przyzwyczaić. Poza tym tego przeciągania nie odczuwa osoba, która ogląda serial w miarę jego emisji - jeden lub dwa odcinki na tydzień (w zależności). Jakby nie patrzeć historia przedstawiona w 49 days jest wzruszająca, przemawia ona do oglądających i dlatego jest wysoko oceniana. Poza tym trzeba przyznać, że aktorstwo w 49 days było na zdecydowanie lepszym poziomie niż w większości seriali azjatyckich.

Szczerze mówiąc ja tutaj nie zauważyłam za specjalnie tego przeciągania... Nie nudziłam się ani przez chwilę, strasznie się wciągnęłam i wszystkie odcinki oglądałam z zapartym tchem. Ogromnie podobał mi się pomysł na dramę, moim zdaniem raczej nietuzinkowy. I jestem pod wrażeniem aktorstwa Yu-won Lee, która świetnie balansowała między postaciami roztrzepanej i energicznej Ji Hyun, a apatycznej Yi Kyung. Moja ulubiona drama, nie zauważyłam tutaj jakichś wielkich minusów, ale wiadomo, każdy ma inne odczucia. W dodatku zaskakujące, wzruszające zakończenie. Na pewno kiedyś jeszcze wrócę do tej dramy.

Ostatni odcinek to jakaś pomyłka - zupełnie nie klei się do reszty i jest absurdalny.

Boże.... nienawidzę ostatniego odcinka!!! Jak oni mogli to tak zakończyć? Po wielu trudnościach i ciężkiej walce zdarzył się cud, można odetchnąć, uśmiechnąć się i zrelaksować, - A tu nagle BUM!! - katastrofa, obrót o 180 stopi, pogrzebane wszelkie nadzieje i koniec dramy. Załamać się można... A to co nam przedstawiają na końcu to jest tylko okropne zakończenie ładnie ubrane. Nie podoba mi się, dla żadnego z bohaterów drama nie zakończyła się szczęśliwie oprócz Song Lee Kyung, reszta po prostu robi dobrą minę do złej gry... Han Kang.... Ji Hyun... nie odżałuje ich... czy chociaż jedna para nie mogłaby mieć szczęśliwego zakończenia?? Jestem zrozpaczona. Zapomnę o ostatnim odcinku i sama sobie dopiszę zakończenie...

Sorry, że odgrzewam tutaj kotleta, ale muszę to napisać. Zgadzam się z przedmówcami, że drama się ciągnie i w pewnym momencie bardziej męczy niż intryguje. Zgadzam się, że Scheduler za dużo beczy, to fakt, ale zakończenie było majstersztykiem. Ja tak nie znosiłam "pewnego bohatera tej dramy - nie zdradzę jakiej płci", całą dramę tak mnie wkurzał zarówno odtwórca tej roli jak i sama postać, że kiedy w finale okazało się to, co się okazało (ten wspomniany obrót o 180 stopni), to wierzcie mi, ryknęłam śmiechem w monitor uradowana. Piękne zakończenie. Aż dałam ocenę wyżej. Pozdrawiam.