... żeby pokazać, że nawet zdeklarowany ateista może uwierzyć w bozię, aniołki i życie wieczne, mógł
jeszcze na koniec przyjąć święcenia kapłańskie. Rozwiązanie całej sprawy też średnio
satysfakcjonujące, bo nic specjalnie odkrywczego w tym nie było. Mimo wszystko cały serial miał
wciągający klimat i był bardzo dobrze zagrany. Dałbym 8/10, ale końcówka była co najwyżej taka
sobie.
"Pod tą ciemnością było coś jeszcze" "Wiedziałem, że moja córka tam na mnie czeka" - to dość oczywiste wyrażenia
No, w Boga może nie uwierzył, ale w sens życia tak. Na końcu stwierdza nawet, że światło zwycięża mrok. Czy coś w tym stylu.
Okazało się coś, co musiało się okazać, bo to przecież serial HBO, a nie jakieś badziewie: w ostateczności nie kryminalna intryga była najważniejsza, ale przemiana McConaugheya. :P
Uwierzyć w bozię... Jeśli dla Ciebie przemiana Rusta jest żałosna, to powinieneś jeszcze raz obejrzeć pierwsze 3 odcinki, do tego przypomnieć sobie scenę po wyjściu ze szpitala :)
Mnie także nie zbyt podobała się końcówka gdzie Rust rezygnuje że swoich poglądów i zaczyna wierzyć w wszech obecną dobroć i życie pośmiertne.Ale i tak Świetny serial 10/10.
Wydaje mi się, że nie było tam nic o uwierzeniu w Boga. Rust mówił, że przenosił się w pustkę która była dla niego ukojeniem. A historyjka o gwiazdach dotyczyła ich walki jaką stoczyli i odnosiła się do tego ile jest jeszcze do zrobienia. Tak ja to przynajmniej odebrałem.
Świetny serial. Zdecydowanie....., ale do 5 odcinka włącznie. Później każdy szczerze musi przyznać, że było coraz słabiej. A szkoda bo potencjał był niesamowity. Wyglądało to trochę tak jakby 5 pierwszych odcinków zrobił ktoś inny niż pozostałe 3.
Szanuję Twoją opinię, ale zupełnie nie rozumiem dlaczego poruszono w serialu tak wiele wątków, pozostawiono tak dużo różnych znaków skoro tak naprawdę serial skończył się .... BANALNIE. Gdzie podziały się wszystkie teorie w stylu: to Rust jest mordercą lub rytualne morderstwa i zamieszani w nie wpływowi ludzie itp. Zakończenie naprawdę wypadło bardzo blado.
Wydaje mi się że wypadło by lepiej gdyby ten pseudo ogrodnik pokazał się nagle ,a nie pod koniec siódmego odc.
Dobrze prawisz. Ostatni odcinek to kapiszon który nawet nie wystrzelił. Takiego banału chyba nikt się nie spodziewał. Gdzie rozwiązanie wątków zamieszanych w to ludzi. Co z tą córką jego co się gziła nagle jej przeszło? Co z tymi obrazkami co tu wszyscy wklejali że są takie same i to coś znaczy, pełno symboliki z której nic nie wynikało. Boże drogi ten finał to jedne z największych nieporozumień chyba w serialach. Zbudowali atmosferę tak duszną i tak tajemnicza po czym dostajemy taki banał że mi się śmiać chciało. Zostawiam ocenę 9 za niesamowitą atmosferę ale tak do 6 odcinka ale za finał powinno być 6. Dawno mnie tak finał nie rozczarował to jakby ktoś inny wogule nakręcił eh szkoda gadać. Pan tomekB ma całkowitą rację dawno nie było niczego tak banalnego. Tu każdy liczył na istne trzęsienie ziemi.
Odcinek tragiczny nie był jednakże myślałem że w tym serialu odchodzą od schematów.Widać się myliłem był schematyczny do bólu a katarsis Rusta to gwóźdź do trumny.ale i tak 10/10 za całokształt.
Ludzie, mam wrażenie, zupełnie nie zrozumieli PO CO była ta córka, która układała lalki w gwałty. Otóż po to, żeby pokazać, że zło jest wszechobecne, że nie trzeba się natknąć na psychopatycznego mordercę-pedofila, żeby zdawać sobie już w dzieciństwie sprawę z tego, że zło istnieje na świecie i że życie może być popaprane.
A to, że ludzie sobie robili w sieci jakieś teorie spiskowe to, z całym szacunkiem, nie wina twórców serialu. :)
A finał b. dobry. Rozwalili kolejnego popaprańca, ale wiemy dobrze, że nie wszystkich, co - jak gdyby - współgra z tym, co napisałem wyżej: zło jest i nie można go pokonać ot tak, wysyłając dwóch detektywów przeciwko światu.
Poza tym to był jeden z najlepszych scenograficznie odcinków w historii telewizji.
McConaughey też miał swoje najlepsze 5 minut w całym serialu właśnie na końcu ostatniego odcinka. :)
Jeśli lubisz tak zwane walki z "bossem" to twój wybór jak dla mnie było to zbyt schematyczne i za często używane w filmach.
Zaś co do wszechobecnego zła się zgadzam jednak nasz szanowny Rust na koniec mówi nam że to dobro zwycięża i jest go coraz więcej. Jednakże nie można zapominać że sam zszedł na mroczną ścieżkę i popadł w obsesje by odnaleźć sprawcę. Ale jest też coś z czego dałem sobie nie dawno sprawę.Mianowice to że przemiana Rusta nastąpiła znacznie wcześniej.Mianowicie przez 10 lat jego nieobecności.Ale ta diametralna zmiana po śmierci klinicznej psuje zakończenie.
Mnie nawet przekonała, fakt, że może jest nazbyt nagła, ale fajnie napisana i zagrana, sfilmowana też rewelacyjnie, a ja jestem wiele w stanie wybaczyć, jeśli twórcy podchodzą z szacunkiem do widzów i nie odstawiają badziewia, a to HBO, u nich się to w zasadzie nigdy nie zdarza. :P
Walki z bossem, jak walki, ale ciarki mi kilka razy po plecach przeszły i prawdę mówiąc nie mogłem, znowu, wyjść z zadziwienia, że HBO jest gotowe wydać mnóstwo kasy na wystrój tych "kanałów" dla w sumie raptem kilkunastu minut jednego odcinka jednego serialu! Ciekawe, kiedy dożyjemy w Polsce czegoś takiego! :P
Ale dobra, nie ukrywam, że jestem wielkim fanem HBO i tego, co ta stacja zrobiła ze współczesną telewizją, więc jestem nieco bezkrytyczny. :P
Heh lepiej zapytać co tu w 8 odcinku nie było zepsute. Ja po finale czuję się tak oszukany że to do teraz nie mieści mi się w głowie że można tak banalnie rozwiązać finał serialu który swoją tajemniczością i klimatem chyba choć trochę po tylu latach zbliża się do twin peaks choć to całkiem inne klimaty ale do 6 odcinka czułem to samo podniecenie "Co się tam kryje". No ale finał to zwykłe nieporozumienie. Tak jak mówię kapiszon który nawet nie wystrzelił. Dalsze śledzenie 2 sezonu odpuszczam może zobaczę ale zero podjarki już. Do 6 odcinka tak to było coś niesamowitego. Od czasu twin peaks znowu poczułem tą niepewność i niezdrową fascynację "co tam się kryje?" Niestety porównując zakończenie dzieła lyncha a tutaj to po prostu waga ciężka a wagą piórkową. Takiego zawodu chyba nie miał żaden final serialu.
No ta cała Carcosa jakoś wyolbrzymiona, a ten Król w żółci jakoś w ogólne nie rozwinięty. Jednak nadal uważam, że końcówka była bardzo dobra :)
Cóż , wygląda na to że na tym całym filmwebie publika jest już tak wysmakowana że prawdopodobnie nikt i nic nie jest już w stanie zaspokoić wysublimowanej wrażliwości na banał. Ja uważam że zakończenie filmu jest skomponowane w sam raz aby zamknąć tę część opowieści i pozostawić otwartymi wątki poboczne które jak myślę zostaną podjęte w następnej serii przez nowy zespół . Nie widzę też banału w takim a nie innym zakończeniu - ja , w przeciwieństwie do wielu tu piszących osób nie uważam pozytywnej puenty za coś co obniża wartość "Detektywa" , więcej - sądze że serial utrzymany w takim klimacie powinien wręcz zakończyć się czymś co jednak daje jakiś promień nadziei na zwycięstwo Jasności nad Ciemnością . W KAŻDYM Z NAS . pozdrawiam Wszystkich
Właśnie dobrze, że było tyle niedopowiedzeń. Ostatni odcinek pokazał, że Errol to tylko czubek góry lodowej. Zresztą Rust i Martin rozmawiali o tym, że innych nie da sie złapać.
E tam według mnie to ktoś inny robił finał czyli 8 odc to katarzis cuchnie kiczem.
Finał zdecydowanie robił ktoś inny, i chyba robili go dość niedawno, bo nawet aktorzy nie byli zbyt przekonujący. Najlepsze momenty, czyli rozmowa w samochodzie i końcowa w szpitalu były prawdopodobnie nakręcone już wcześniej. Teraz to wyglądało jakby się znów spotkali na planie, świadomi już sukcesu serialu i dokręcili ten finał jako tako, bo jakiś finał musiał być.
dokładnie tak. za pierwszych pięć odcinków 8/10. ostatnie trzy to już równia pochyła w stronę tragicznego finału ósmego odcinka, za który dałbym 1/10. wielki zawód.
No to jak Ci sie nie podobala koncowka to czemyu dajesz 10/10? ;-) Jakby sie podobala to bys dala 11/10?
Oceniam całokształt ,a nie skreślam potencjał serialu z powodu małego no może większego potknięcia.Moje kryteria oceniania to:
fabuła-10/10
muzyka-10/10
dialogi(scenariusz)-10/10
efekty specjalne-10/10
suma:10/10
Cała tajemnica :D
Fragment o miejscu gdzie córka na niego czeka i jest tam też ojciec jest dość oczywisty.
samo przez się rozumie, że chodziło o to, że istnieje coś po śmierci, że śmierć to nie koniec, a Rust miał nadzieję/chciał wierzyć, że jednak koniec.
Bog to milosc, milosc to Bog. opowiadal ze tam, w sali szpitalnej, zobaczyl cos pod ciemnoscia, czyli z tej ciemnosci (za pewne jakas smierc kliniczna) ukazala mu sie swiatlosc, niebo, corke, czyli cos czego pragnal, szczescie.
Zadeklarowani ateiści są tak samo ślepi jak zadeklarowani chrześcijanie. Jesteśmy częścią jakiegoś porządku. Dobro i miłość istnieje. Zło i nienawiść również. Nazywaj to sobie jak chcesz. Nazwy nie mają znaczenia.
Oj, Matthew może stracić w notowaniach- najpierw na Oscarach przyznał się do wiary w Boga (jak mógł!!!) a teraz to! Niewiarygodne! Jak to można się od tak nawrócić!?
Zresztą, nie pada tam ani razu słowo Bóg. Rust doszedł tylko do wniosku, że po śmierci wcale wszystko się nie kończy, że jest tam coś jeszcze. Ukojenie, miłość, "bozia", nazywaj to jak sobie chcesz. "Ciemność przezwyciężająca mrok" to akurat nawiązanie do Biblii, ale potraktuj to sobie jak kolejne nawiązanie do "zwykłej" książki.
To czy ktoś jest wierzący czy nie mnie w ogóle nie interesuje. Chodzi mi tylko o to, że taka nagła przemiana mizantropa, który wszystko widzi w ciemnych barwach i jest zdecydowanie niewierzący w człowieka, który czuje obecność swojej nieżyjącej córki i nagle zauważa, że "światło wygrywa nad mrokiem" jest typowo hollywoodzkim zagraniem i dlatego końcówka średnio mi się podobała.
Ale zauważ, że nie stało się to od tak, tylko po śmiertelnym zranieniu, które doprowadziło niemalże do śmierci. Nie twierdzę że każdy, kto coś takiego przeżyje, od razu się nawraca... Jednakże dla Rusta to wydarzenie przypomniało o tym, że nie zawsze był taki. Kiedyś potrafił w coś wierzyć, czuć szczęście i miłość. Jego życie to "niekończące się pasmo nieszczęścia i cierpienia", jednak miłość córki potrafiła wszystko zmienić. Można tego nie kupować, ale taka była wizja scenarzysty :)
hmmm nie spotkałem jeszcze nigdy człowieka, któremu w obliczu nieuchronnej i bliskiej śmierci nie zmiękłaby rura, a znam kilku prawdziwych skur...li... o ten aspekt zakończenia tej historii akurat najmniej bym się czepiał... kiedyś pewnie sam złapiesz się na tym, bez względu na to czy jesteś wierzący czy nie, nie ma to absolutnie żadnego znaczenia...
przeszedł śmierć kliniczną, gdybyś sam tego doświadczył, inaczej byś gadał
ja osobiście wcale nie odniosłam wrażenia, że mówił o Bogu
Śmierć kliniczna to żaden argument. Nie wszyscy, którzy ją przeszli, zmieniali magicznie swoje dotychczasowe poglądy.
Ja tu nawet gdzieś pisałam przy pierwszym odcinku, że w postaci Rusta przeszkadza mi to, że jest stworzony przez pryzmat traumy. Nihilista, abnegat po przejściach (jakby to była taka naturalna droga, jak ateista to koniecznie czymś skrzywiony). Kolejne wydarzenie odmienia go w drugą stronę. To już M.O., i to dosyć banalne (śmierć -> gniew, ocalenie -> wiara, nadzieja). Dla mnie to spłycenie postaci - w obu przypadkach. Ludzie nie są koniecznie sumą doświadczeń, to raczej przemyślenia budują integralność człowieka.
Mowy o bogu tu nie było. Rust powiedział, że czuł jedynie cień swojej świadomości, a jego jaźń odchodziła w niebyt - czyli tam gdIe była jego córka i ojciec. Jeżeli w w coś uwierzył, to w miłość która jako cześć świadomości w tym niebycie nie znika, a zostawia swój ślad. "Ask me - the light's winnig" - zakończenie w duchu całej opowieści, Rust ścigając zło, które umacniało jego wiarę w bezwartosciowość życia i wreszcie konfrontując się z jego ucieleśnieniem zrozumiał, że jednak warto trochę powalczyć. Plus interakcja prawdziwych detektywów w finale - pokrzepiająca. Jest 9/10, ciekaw jestem cóż twórcy pokażą w następnym sezonie i jakim duetem nas uraczą.
"jego jaźń odchodziła w niebyt - czyli tam gdIe była jego córka i ojciec" - Jak można być w niebycie? Rust wspominał coś o obecności, chyba nie tylko chodziło mu o jego bliskich (ich istnienie "gdzieś tam" swoją drogą, musiałoby być gwarantowane przez coś innego). Interpretacja zakończenia jest najbardziej zrozumiała, lecz nadal w świetle poprzednich odcinków dla mnie nieprzekonująca.
Czy tylko ja zauważyłem, że Rust widząc swoje odbicie w szybie wygląda jak Jezus?
Równie dobrze jak spojrzysz w lustro to też zobaczysz Jezusa. Jezus to nie tylko długie włosy.
Wizualizacja Carcosy wsparta halucynacjami Cohle'a. Pochłaniający światło mroczny wir. Zobaczył to, co prawdopodobnie widział morderca.