PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=654010}

Detektyw

True Detective
2014 -
8,4 162 tys. ocen
8,4 10 1 162496
7,8 56 krytyków
Detektyw
powrót do forum serialu Detektyw

Jestem po pierwszym odcinku i serial nie zwalił mnie z nóg. Odcinek w zasadzie cały przegadany,
nic sie praktycznie nie działo. Cały serial jest zrobiony w tym samym klimacie, czy to tylko ten
początek jest taki smętny?

cegla1213

Witam . Nie będę się długo rozpisywał,napiszę krótko - WARTO!!!!!

ocenił(a) serial na 7
cegla1213

Klimat to słowo klucz w tym serialu, bo najfajniejszy jest właśnie klimat jaki tworzy. Jeśli Ci się nie podoba to raczej sobie odpuść, bo pilot jest reprezentatywny dla całości (to zresztą chyba najlepszy odcinek). W serialu nie ma dużo akcji, sama zagadka też nie powala swoją logiką, więc jeśli atmosfera serialu i bohaterowie nie przypadli Ci do gustu to poszukaj raczej czegoś innego, w końcu tyle jest tych seriali...

creep_

Za mało akcji, za mało krwi... chyba za dużo Hannibala oglądałem. Gdzieś tam po cichu liczyłem, że serial będzie coś w deseń właśnie Hannibala.

Dzięki za odpowiedzi.

ocenił(a) serial na 8
cegla1213

Hannibal i Detektyw to zupelnie inne seriale, pod wzgledem akcji jak i klimatu. Uwielbiam Hannibala, i bardzo lubie Detektywa (jestem dopiero po trzecim odcinku, i wszystko moze sie zmienic), serial faktycznie nie powala swoja akcja, ale jestem typem widza ktorego nie interesuje jedynie srednia ilosc przelanej krwi na odcinek i mi to nie przeszkadza, potrafie w spokoju wczuc sie w akcje i klimat, jezeli serial Cie meczy- to odpusc, jezeli cos Cie w nim ciekawi i intryguje to ogladaj dalej :)

ocenił(a) serial na 8
cegla1213

Nie zrażaj się pilotem, bo to najsłabszy odcinek serialu. Drugi epizod też nie powala na kolana, ale im dalej w las tym ciekawiej. Moja rada: oglądaj!

cegla1213

Obejrzyj i oceń. Nie sugeruj się opiniami innych. Dla mnie np. ten serial jest wyjątkowo przereklamowany. Wręcz ociekający pseudo-intelektualizmem. Nie ma w nim absolutnie nic wartościowego. No, ale - jak widać - miliony much mają inne zdanie ;)

ocenił(a) serial na 10
cegla1213

Serial wszech czasów, Arcydzieło deklasujące wszytko co do tej pory widziałem

- brawurowe aktorstwo;
-niepokojący, duszny klimat Tajemnicy;
-serial, pomimo że mówi o Sprawach Ważnych, opowiada przy okazji ciekawą historię;
zarazem poetycki, jak i realistyczny obraz amerykańskiego Południa;
-montaż i zdjęcia – majstersztyk;
-subtelne odwołania i nawiązania tego co ja osobiście w kulturze kocham: opowieści detektywistycznych, klasycznych opowieści grozy, prozy T. Capote, „Miasteczka Twin Peaks”, „Siedem”;
-naładowanie serialu kwestiami filozoficznymi; sporo to odwołań do nihilizmu egzystencjalnego, egzystencjalizmu, Nietzschego czy nawet gnostyków;
- świetne dialogi;
-przekonujące postaci (czy postacie? - nigdy nie wiem), posiadające charakter, spójne pod względem psychologicznym: rzadkość w telewizji czy filmie;
-bardzo sprawny i inteligentny sposób prowadzenia narracji; pomimo że serial opowiada o wydarzeniach z przestrzeni 17 lat, używając kilku planów czasowych, nie ma tu chaosu;
- intrygujący wizualnie, z bardzo udaną scenografią;
-wielopłaszczyznowość historii: jest to i kryminał, i dramat małżeński, i historia trudnej relacji między bohaterami, i historia szukania sensu życia, i bardzo krytyczne (nawet karykaturalne) spojrzenie na amerykańskie południe. Każda z tych płaszczyzn jest tłem dla pozostałych;
-„zrównoważenie” wszystkich powyższych elementów. Serial nie jest świetny dlatego że ma ciekawą fabułę, czy znakomite dialogi – wszystko powyższe się liczy i jako całość składa się na najbardziej dopracowany i najinteligentniejszy obraz jaki w ciągu kilku ostaniach lat widziałem;
-genialna muzyka;
-wykorzystywanie gatunkowych klisz i schematów nie po to, aby w nie popaść, serwując widzowi to, co już dziesiątki razy widział, ale po to aby je twórczo rozwinąć – serial w bardzo inteligentny sposób pogrywa sobie z wieloma znanymi motywami;
-świetne zakończenie – z jednej strony zakańczające najważniejszy wątek, z drugiej zaś pozostawiające sporo miejsca dla interpretacji oraz nie narzucające widzowi jedynie słusznej interpretacji. A w dodatku zakończenie solidne, logiczne i zgodne z dotychczas przyjętą koncepcją postaci oraz rozwojem fabuły.

pegaz_filmweb

Nie mam najmniejszej ochoty prostować wszelkich głupot wypisanych wyżej, więc zajmę się pobieżnie jednym punktem (świetne dialogi). Przykłady dialogów z Detektywa:

“There’s a weight, and it’s got its fish hooks in your heart and your soul” (Jest w tym ciężar, który chwyta cię haczykami na ryby za serce i duszę).

"There was other times I thought I was mainlining the secret truth of the universe." (Co, znając styl innych dialogów, należałoby chyba przetłumaczyć: Innego razu byłem przekonany, że wciągam [jak narkotyk] sekretną prawdę wszechświata)

"You think your betrayal’s removed by its interruption?" (Sądzisz, że twoja zdrada została usunięta z powodu przerwy?)

Albo, rozwodząc się o rzeczywistości złożonej z większej ilości wymiarów (niż nasze 4), taka "mądrość": to us, it's a sphere, but to them, it's a circle (dla nas to jest kula, ale dla nich - koło). LOL

To wcale nie są najlepsze przykłady. Po prostu te mam pod ręką w recenzji filmu. Serial jest wypełniony po brzegi taką grafomanią (to samo tyczy się wspomnianej "filozofii", która polega na wrzucaniu w monologi pseudo-intelektualnych fraz wyjętych z niedorozumianego egzystencjalizmu). Nie dziwię się - jak się okazuje, autor scenariusza nie ma niemal żadnego doświadczenia w tworzeniu filmów, a jest profesorem literatury.

Przykłady pochodzą z recenzji w NYT autorstwa Mike'a Hale'a. Warto też zajrzeć do recenzji w popmatters. Równie krytycznej. Zgadzam się z nimi w pełni.

Jeśli ktoś pisze o jakimkolwiek serialu, że to największe arcydzieło w historii, a już w szczególności o serialu w którym znajdujemy takie prześmiesznie grafomańskie kwiatki, najlepiej w ogóle go nie czytać.

ocenił(a) serial na 10
Lost_in_space

Jakie masz jeszcze argumenty, poza wyrywanymi z kontekstu fragmentami dialogów?


There’s a weight, and it’s got its fish hooks in your heart and your soul - akurat ten cytat padł w 3 epodzie, bodajże, i ma swój ciąg dalszy, swój kontekst i znaczenie, wynikające z owego ciągu dalszego i kontekstu. To zdanie, samo w sobie nie jest ani złe, ani dobre. Ale w kontekście tego w jakiej sytuacji padło, oraz co po nim nastąpiło - jest genialne. Jeśli uważasz inaczej - udowodnij.

Grafomania, psudo - filozofia, ludzie którzy uwielbiają serial piszą głupoty, a po za tym nie znają realiów, i są jak miliony much. Twoje wypowiedzi to sporo epitetów, trochę inwektyw i ZERO argumentów. Bo przecież przytaczanie pojedynczych zdań, żeby udowodnić że w serialu są złe dialogi, to żaden argument. Bo widzisz, dialog to jest "rozmowa dwóch osób, zwłaszcza bohaterów powieści, sztuki lub filmu" jak to definiuje Słownik Języka Polskiego. No dobro, skoro te zdania są złe, skoro to jest grafomania, to dlaczego?

Ach... przepraszam... jest jeden argument "autor scenariusza (...) profesorem literatury" - no, to faktycznie źle swiadczy o jego kompetencjach.

Z jednym zdaniem z Twojej wypowiedzi nie sposób się nie zgodzić: "zajmę się pobieżnie jednym punktem (świetne dialogi)". To fakt, zająłeś się polemiką z tym punktem pobieżnie. Nawet bardzo.

Serdecznie pozdrawiam.

pegaz_filmweb

Cóż, jak nie potrafisz pojąć, że haczyk na ryby w sercu i duszy, to jest grafomania w czystym wydaniu, to już Twój problem. Natomiast jeśli chodzi o profesurę autora serialu - najpewniej w przeciwieństwie do Ciebie, ja mam takich profesorów wśród znajomych, swego czasu odbyłem w zbieżnym kierunku wykształcenie, i doskonale znam skrzywienie różnych osobistości "od literatury". I powiem Ci tyle - ono wyłazi z każdej sceny tego dziełka. Sztuczna, napuszona intelektualizacja. Zero dramatyzmu. Jakieś niby głębokie (a w istocie pseudo-intelektualne) analizy charakterów i ich historii. Nawiązania wlepiane bez ładu i składu w co drugą scenę. Tak się nie robi filmów. Tak się pisze prace "naukowe" o literaturze po uniwersytetach - profesorowie dla profesorów, bo nikt rozsądny takiego przelewania z pustego w próżne nie czyta. Ten serial to efekt pisania o czymś, o czym nie ma się żadnego realnego pojęcia, w czym nie ma się żadnych życiowych doświadczeń, efekt ślęczenia nad teoryjkami. Ostatecznie dochodzi do tego, że samo śledztwo - rzecz podstawowa w filmie detektywistycznym - schodzi na trzeci plan (arbitralnie pojawiające się tropy, wzięte znikąd rozwiązania), a zamiast tego widzowi serwuje się kolejne "mądrości"

Ten fakt uderzył mnie już w pierwszym epizodzie. Serial skończyłem wczoraj. Dzisiaj przejrzałem recenzje. I dopiero dzisiaj dowiedziałem się, że autor scenariusza jest profesorem literatury bez większego doświadczenia w pisaniu na potrzeby kina. Wszystko trafiło na swoje miejsce. Nazwij to przypadkiem i wierz dalej w wybitność tej dramy.

pegaz_filmweb

BTW. Właśnie mi się przypomniała kolejna wybitna cytata. W momencie kiedy jeden z naszych detektywów wyraża oburzenie, że w przytułku rozpusty zatrudniona jest nastolatka:

"Girls walk this earth all the time screwing for free. So why is it you add business to the mix and boys like you can’t stand that thought? Because suddenly you don’t own it the way you thought you did."

'Dziewczyny chodzą po tej ziemi puszczając się za darmo przez cały czas. Dlaczego więc kiedy tylko dodać do tego wymiar finansowy chłopcy tacy jak ty nie mogą znieść tej myśli. Powiem ci dlaczego. Ponieważ nagle nie masz na dym kontroli w sposób, w jaki sądziłeś, że masz.'

Jakież to głębokie, nie? ;) Szkoda tylko, że to popowa kalka nastawień obecnych w niektórych teoriach feministycznych (parę zdań wcześniej słyszymy, że ciało należy do kobiety, jej własność, jej sprawa - można spaść z krzesła ;)). Widzisz więc, w czym problem. Nawiązania muszą być rozsądne. Dozowane w odpowiednich momentach. Naturalnie wynikające z okoliczności fabularnych. Artystycznie przetworzone, żeby można było się ich ewentualnie doszukać, ale żeby nie wyglądały, jak fragment przepisany z podręcznika do teorii literatury. True Detective natomiast rodzi wrażenie, jakby taki właśnie podręcznik przemielono i rozdano aktorom fragmenty kartek z których co jakiś czas wyczytują jakkolwiek pasujące ustępy.

Właśnie coś takiego określa się mianem pseudo-intelektualizmu.


ocenił(a) serial na 10
Lost_in_space

"Grafomaństwo"... zawsze mnie zastanawiało gdzie zaciera się granica między nią a geniuszem. Gdyby czepiać się tak absurdalnych błahostek to każdego można by określić tym mianem. Sporo piszesz, ale mało rozumiesz, na siłę szukasz odniesień które poprą twoją absurdalną tezę. Śmiał można nazwać True Detective arcydziełem, nie wiem czego ty wymagałeś od tego serialu, ale jak dla mnie jest fenomenalną produkcją i próżno szukać tak charakterystycznych postaci jak Rhust Cohle. Z pewnością wiele osób się utożsamia z tą potacią, bo jak on mają identyczne przemyślenia, w najmniej odpowiednich momentach. Dawno nie widziałem takiego czepiania się na siłę :)

pegaz_filmweb

Owe wspaniałe i genialne odwołania do egzystencjalizmu (nb. z tych odwołań absolutnie nic nie wynika; wrzucone są bezwładnie w film jako przyprawa, na tej samej zasadzie jak posępne, mroczne krajobrazy; zamysł był taki, że ma to kreować klimat, ale jest w sposób tragicznie oczywisty widoczne jako chwyt, pokrywający pustkę treści), najlepiej podsumowuje ten fragment:

I think human consciousness, is a tragic misstep in evolution. We became too self-aware, nature created an aspect of nature separate from itself, we are creatures that should not exist by natural law. We are things that labor under the illusion of having a self; an accretion of sensory, experience and feeling, programmed with total assurance that we are each somebody, when in fact everybody is nobody. Maybe the honorable thing for our species to do is deny our programming, stop reproducing, walk hand in hand into extinction, one last midnight, brothers and sisters opting out of a raw deal.

Sądzę, że ludzka świadomość to tragiczna pomyłka ewolucji. Staliśmy się zbyt świadomi siebie, natura stworzyła aspekt samej siebie oddzielny od niej samej. Jesteśmy stworzeniami, które zgodnie z prawem naturalnym nie powinny istnieć. Istotami, które żyją w iluzji posiadania siebie, spiętrzeniem bodźców, doświadczeń i uczuć, zaprogramowanym by myśleć, że jest kimś, kiedy w rzeczywistości jest niczym. Być może godną rzeczą dla naszego gatunku byłoby zaprzeczenie temu oprogramowaniu, zaprzestanie reprodukcji, i pójście razem, ręka w rękę, w nicość, ku wymarciu. Ostatnia północ, bracia i siostry wypisujący się z tego okrutnego kontraktu.

[Cóż, to nawet jakoś tam brzmi, tyle, że takich gadek jest pełno, pojawiają się jak króliki z kapelusza, brzmią sztucznie i nadęcie, nic z nich nie wynika, jest to zwykła popowa zrzyna z pewnych nurtów ludzkiej refleksji; jak to określiła autorka pewnej recenzji: Nihilizm 101. W sensie - nauka nihilistycznych fraz dla nastolatków w weekend. I takie właśnie wrażenie rodzą dialogi i monologi w tym filmidle]

ocenił(a) serial na 10
Lost_in_space

„z tych odwołań absolutnie nic nie wynika” – wynika. Służą one, m.in. do pokazania ewolucji postaci, jej motywacji, jej relacji z innymi postaciami, jej stosunku do świata.
„wrzucone są bezwładnie w film” – każda z wypowiedzi Rusta ma swój kontekst (który Ty uparcie pomijasz).
Akurat kontekstem tej wypowiedzi która przytaczasz, jest rozmowa Rusta i Mart'ego przed wizytą tego pierwszego na rodzinnej kolacji u tego drugiego. Kolacji, w czasie której Ruts, będzie musiał się zmierzyć z wspomnieniami o tym co stracił.
Ta wypowiedź ma też szerszy kontekst. Jest to racjonalizacja własnej autodestrukcji – Rust sam przyznaje że nie ma odwagi do samobójstwa „jednorazowego”, jego życie natomiast jest pełne degeneracji i przemocy.
Z tej wypowiedzi, z każdej zresztą, coś wynika i czymś jest uwarunkowana.


Tekst „There’s a weight, and it’s got its fish hooks... itd.” jest,owszem, patetyczny, i „tani” ale skoro widziałeś serial to wiesz do kogo i w jakich okolicznościach Rust to mówił? Facet, chcąc jak najszybciej uzyskać przyznanie się, przemawia do pełnego poczucia winy luizjańskiego rednecka, dlatego używa maniery egzaltowanego kaznodziei. Taki zabieg scenarzysty nie świadczy o jego grafomanii – a raczej o znajomości realiów.

Co do reszty Twojej wypowiedzi powyżej – daruje sobie polemikę z Twoimi uwagami kogo ty znasz, a kogo ja i jakie są skrzywienia profesów literatury. Nic z nich nie wynika.

pegaz_filmweb

Inaczej: to są żywcem wyjęte, bez żadnego starania o artystyczne przetworzenie, frazy z różnych książek (niemal kryptocytaty) i podręczników, wygłaszane przez postaci, które nigdy w realnym świecie nie wygłaszałyby tekstów rodem z teorii literatury, literatury feministycznej, czy tekstów egzystencjalnych, w totalnie niedorzecznych okolicznościach. Nie wiem, może to w zamierzeniu miała być komedia? Bo jak inaczej nazwać - wszystko jedno kim jest Rust, wyżej cytowany monolog mający miejsce w... radiowozie. Albo jak nazwać burdelmamę oczytaną w feminizmie? Do tego dochodzą właśnie takie patetyczne, tanie, grafomańskie fragmenty, jak ten z haczykami.

Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla takich chłytów. To jest czysta grafomania. Czysty pseudo-intelektualizm. W ogóle to nie współgra z założonym klimatem: mrocznym, posępnym, pełnym dzikich, niszczejących przestrzeni. Nie współgra ponieważ w ten świat rozlewisk, bagien i rozpadających się miasteczek wrzucono teksty rodem z wykładów prowadzonych przez znudzonych życiem profesorów literatury głoszących swoje wydumane teorie. Rzeczywistość tego filmu jest skrajnie sztuczna. Nic do niczego nie przystaje. Czy taki był zamysł? (znowu ten egzystencjalizm) Być może.

Ale jeśli tak, to z tego absolutnie nic nie wynika. Mamy postmodernistyczną kupę o o postmodernistycznej kupie (braku sensu). Czyli dokładnie to, o czym mówiła autorka pewnej recenzji: nihilism 101; nihilizm dla nastolatków w weekend; nihilism for dummies, shaum's outline of nihilism. Nie mamy za to nawet porządnej zagadki tetektywistycznej, porządnej intrygi. Beznadziejny serial.

ocenił(a) serial na 10
Lost_in_space

Piszesz: „ wygłaszane przez postaci, które nigdy w realnym świecie nie wygłaszałyby tekstów rodem z teorii literatury, literatury feministycznej, czy tekstów egzystencjalnych, w totalnie niedorzecznych okolicznościach”. Tak jakby owe teksty były wygłaszane przez każdą z postaci w jakichkolwiek okolicznościach. Otóż tak nie jest. Wygłasza je jedynie Rust, w specyficznych okolicznościach, albo niechętnie, sprowokowany przez partnera, albo po sześciu Long Starach. Naprawdę uważasz, że poruszanie kwestii światopoglądowych gdy ktoś Cie o nie spyta (a Rust był pytany kilka razy), albo na bańce jest niespotykane? No, mnie się tak zdarza....

Wszystkie spotykane postaci, gliniarze, ćpuny, prostytutki mówią tak jak w realnym świecie. Rust nie jest jednym z typowych mieszkańców bagien. Nie jest „stąd”, nie jest „białym śmieciem”, nie jest „typowym gliną z Luizjany”, tylko specjalistą, który latami mieszkał poza stanem, po paskudnych przejściach, a głównym wyposażeniem jego mieszkania są całe kartony książek. Marty, chociaż też detektyw prezentuje inny styl wypowiedzi, inny światopogląd, inną wrażliwość.

Wszystkie elementy serialu mają swoje uzasadnienie, mają swoją logiczną przyczynę, i swój skutek, są uwarunkowane światem przedstawiony, a świat przedstawiony jest zgodny z istniejącymi realiami.

Co do buredlmamy oczytanej w feminizmie. Argument totalnie nietrafiony.... bo widzisz, na studiach uczestniczyłem od drugiego do piątego roku w kole naukowym patologii społecznej. Jego opiekunem naukowym był facet, który miał habilitować się ze społecznych przyczyn oraz kryminologicznych skutków prostytucji. Przez półtora roku pomagaliśmy mu przygotowywać materiały – m.in. analizowaliśmy wywiady oraz ankiety wypełnione przez dziewczyny z agencji towarzyskich oraz ogłaszających się na stronach z anonsami o sponsoringu. Uwierz mi, teksty o chłopakach wkurzających się z tego powodu, iż dziewczyny puszczają się za kasę, jest ŻYWCEM wzięty z tych wypowiedzi.

Może jest odwrotnie, może to feministki słuchają burdelmam?

„Dla osób, które są tak przeintelektualizowane, że nie rozróżniają rzeczywistości od teoryjek i sądzą, że w ten sam sposób zachodzi rozwój charakteru lub historii” - ja poczytują to za komplement w moją stronę. Dziękuje.

pegaz_filmweb

Otóż mylisz się. Takie teksty wygłasza nie tylko Rust, ale i jego partner Marty, żona Marty'ego i wiele innych postaci. Rust po prostu robi to do znudzenia. Nie ważne ile ten człowiek tych książek przeczytał, ludzie są wynikiem okoliczności życia, a nie przeczytanych książek. Można oczywiście zwalać absurdalne zachowanie Rusta na jego depresję (wiem, bo nie wygłosił on w filmie tezy, jakiej ja nie wygłosiłem swego czasu w pewnych stanach), ale w istocie jest to tylko wygodna wymówka dla scenarzysty, żeby wrzucić te teksty.

Teksty te czynią z Rusta postać żałosną. Chłop ma co najmniej 40 na karku. Ja, kiedy gadałem w ten deseń, byłem w liceum i na początku studiów. To jest ten poziom namysłu. Pop-bzdura dla nastolatków. Do tej pory pamiętam jak koleżanka przestraszyła się moich wywodów o tym jaką nieodpowiedzialnością jest sprowadzanie dzieci na ten świat i zaczęła mnie wówczas unikać.

Mamy więc kolejną nieprzystawalność: wieku do wygłaszanych bzdur. W dodatku, podobnie jak w Housie i paru innych serialach, mamy jakoby wierzyć, że wygłaszanie takich niedorzeczności jest oznaką inteligencji. To jest taki kit, że szyby rozsadza. Kit wciskany nam w kolejnych serialach. To nie jest objaw inteligencji, to jest objaw niedojrzałości. Ostatnio się ludziom jedno z drugim myli. Większość prezentowanych nam seriali jest o osobach dziecinnych i niedojrzałych. Może taka jest prawda czasu (coś w tym jest, że teraz takie wyrastają całe pokolenia), ale po dziełach filmowych można by się spodziewać czegoś więcej, niż prezentowania nam współczesnej głupoty.

W przypadku dziwek - ok. mogę uwierzyć, że to feministki czerpią od prostytutek, a nie odwrotnie. Zawsze miałem o nich nie najlepszą opinię. Zawsze uważałem, że próbują ludziom opowiedzieć własne niedostosowanie i problemy emocjonalne, jako jakąś "naukową" teorię.

Zadziwia mnie tylko jedno. Nie jestem jedyną osobą, która niezależnie powiedziała o tym serialu dokładnie to samo. O kiczu, pseudo-intelektualizmie, sztuczności, grafomanii, tekstach, które wyglądają lepiej na papierze, niż w dziele filmowym, braku zrozumienia dramaturgii itp. Dla mnie to jest kolejny serial wyhypeowany przez nastolatków podnieconych poważnie brzmiącymi bredniami i mrocznością dla gimbazy.

Podaj mi - to jest dobre pytanie - przykład jednej rzeczy jakiej się nauczyłeś dzięki temu serialowi, jednej myśli, która wydała ci się nowa i odświeżająca. Jesteś w stanie? Nie? Więc się zastanów nad swoim systemem ocen filmów.

ocenił(a) serial na 10
Lost_in_space

„Takie teksty wygłasza nie tylko Rust, ale i jego partner Marty, żona Marty'ego i wiele innych postaci” - „takie” to znaczy jakie? Bo w poprzednim poście piszesz o „frazy z różnych książek”. Przykłady? Kolejna ocena bez uzasadnienia.
„To nie jest objaw inteligencji, to jest objaw niedojrzałości” - może i masz rację? Po pierwsze jednak niedojrzałość nie wyklucza inteligencji, po drugie – zdecyduj się, czy Twoje zarzuty odnoszą się do tego że Twórcy przedstawili postać niedojrzałą, czy nierealistyczną?

„Do tej pory pamiętam jak koleżanka przestraszyła się moich wywodów o tym jaką nieodpowiedzialnością jest sprowadzanie dzieci na ten świat i zaczęła mnie wówczas unikać” - dobrze, ale nie był w liceum gdy to mówił, Rust stracił córkę, poza tym pracował w jednym z najpaskudniejszych miejsc na ziemi, jeśli chce się wybrać pracę policyjnego detektywa (poczytaj trochę o rozmiarach brutalnej przestępczości, stopniu penalizacji, oraz liczbie zabójstw na 100 tys. - mieszkańców – Luizjana nie była wybrana przez przypadek). Przy takich doświadczeniach dziwne by było, aby inteligentny człowiek miał inne spojrzenie na świat.

„Podaj mi - to jest dobre pytanie - przykład jednej rzeczy jakiej się nauczyłeś dzięki temu serialowi, jednej myśli, która wydała ci się nowa i odświeżająca”

Podam Ci, ale mam wrażenie że zaraz zalejesz mnie potokiem ocen, bez silenia się na jakąkolwiek argumentacje, lub epitetów (na czele z Twoim ulubionym: pseudo – intelektualny) z których nic nie wynika – oprócz tego, że Ty tak myślisz.

Ale to już wiem.

Serial dużo mówił mi o:

- percepcji zła przy postawie programowej obojętności wobec zła;
- tym że jest możliwe postawa bycia „cynikiem z zasadami”;
- idei „wiecznego powrotu”;
- synkretyzmie religijnym Luizjany;
- tym jak można zdemolować kilka rożnych klisz fabularnych spotykanych w kryminałach i dramatach;
zakażeniu złem całej społeczności – zło jako element Systemu;
- zestawieniu demoniczności i banalności zła.
- Utracie i uzyskiwaniu seansu życia – a w zasadzie bezsensowności poczucia bezsensu;
- że każdy świat który potrzebuje Mesjasza, uzyskuje go – ale na swoją miarę;

i wiele innych.

To tylko hasła, za którymi kryje się treść. I zanim zaczniesz mnie zaliczać do grona „nastolatków podnieconych poważnie brzmiącymi bredniami i mrocznością dla gimbazy” (pewnie masz racje) to może zechcesz abym któreś z nich rozwiną? (btw, są „podniecone nastolatki”, jest „gimbaza”, a gdzie „lemingi”?).

Z porady skorzystam – wierzę że dałeś mi ją w dobrej wierze - i zastanowię się nad swoimi ocenami filmów.

Serdecznie pozdrawiam.

pegaz_filmweb

1. Bez uzasadnienia? Człowieku. Np. odpowiedź - niby naiwna - Marty'ego, kiedy Rust oskarża religię i ocenia ją jako sposób podporządkowania sobie ludzi, odpowiedź, która stwierdza coś w rodzaju: sam się wyrwałeś ze świata, nie czujesz jedności z ludźmi, nie rozumiesz ich potrzeb bycia we wspólnocie i dzielenia się sobą, i sam własną nieprzystawalność wynosisz do miana wyższego zrozumienia, a tak naprawdę jesteś sam i się boisz, jesteś przerażony (zazdrościsz?) i stąd niszczysz, to jest standardowa - i bardzo trafna - odpowiedź na wywody Nietzschego i inne przeintelektualizowane tezy rewolucjonistów (mistrzów podejrzeń i psucia wszystkiego w czym sami nie uczestniczą). Analogiczne argumentacje wytaczano też np. w kierunku Gombrowicza, z naszego podwórka.

Ale przyznam - w tym przypadku było to chociaż trochę przetworzone, więc nie wydawało się strasznie sztuczne. Niemniej jednak - to jest szablon. Podobnie jak brednie Rusta.

2. To, że stracił córkę i pracował w najpaskudniejszym miejscu na Ziemi, to oznacza, że powinien się cofnąć w rozwoju do poziomu licealisty z problemami, a twórcy powinni nam cisnąć kity, że mamy to odbierać jako przejaw inteligencji i oczytania?

3.

a) rozwiń - w ramach serialu, a nie własnych wydumek na temat
b) banał
c) idiotyzm - zerżnięty powierzchownie od Nietzchego, bez żadnej treści jakąś Nietzsche w to włożył - nie chodzi o okrucieństwo świata (depresyjny Rust w tym kontekście o tym mówi, w kontekście bezsensu tego co się wokół dzieje), ale o to, że należy żyć tak, żeby być w stanie zaakceptować tę ideę. Wola mocy i te sprawy. Tego nie ma. Jest nastoletnie biadolenie.
d) super! synkretyzm religijny Luizjany! Jak całych USA. No i?
e) rozwiń - widziałem miliony filmów, które znacznie bystrzej bawią się konwencjami, i tak - wspomnę - sztampowo - chociażby tarantino
f) trywializm
g) trywializm
h) trywializm - tłumacząc z przeintelektualizowanego na ludzkie: rzeczywistość ma miarę możliwości (wyżej dupy nie podskoczysz, LOL).

Tak, to są tylko hasła. A jeśli kryje się za nimi treść, to - uświadom to sobie - nie w filmie, ale w Twojej głowie. Dajesz się nabierać jak dzieciak. Ktoś nasikał pod krzaczek, a ty myślisz, że dokonuje analiz rozproszenia watah wilków. Otóż nie - ktoś tylko nasikał pod krzaczek, żeby osoba, która rozumie, że to coś może oznaczać zachłysnęła się własnym odkryciem i nazwała serial genialnym. Typowy chłyt pseudo-intelektualnych dzieł w rodzaju Losta, nBSG itp.

ocenił(a) serial na 10
Lost_in_space

Czyli jednak.... epitety i oceny „tego co jest w mojej głowie” zamiast wysłuchania. Twoja sprawa, Twój problem.

Najczęściej powtarzasz - trywializm. Czyli, oznacza to, iż uważasz, że dany element jest mało wyszukany, zupełnie pospolity, ordynarny wręcz. Gdyby się uprzeć, stosując odpowiednie sztuczki erystyczne, to można 99% tego co jest w kulturze zbanalizować, stosując argument „bo gdzieś już to było”. A jeśli uważasz historię, która w porywający sposób, kontrastuje Zło banalne i Zło demoniczne, wraz z skonfrontowaniem tego zestawiania z dwoma kompletnie rożnymi postaciami, za zbyt dla Ciebie pospolitą i mało wyszukaną, to powtórzę – to Twoja sprawa, Twój problem. W żadnym wypadku nie świadczy on jednak o jakości serialu. Bo problemem tej dyskusji jest to, że operujesz ocenami na podstawie kryteriów tak arbitralnych i tak subiektywnych, że uniemożliwią jakąkolwiek dyskusje – chyba, że będziesz rozmawiał z tymi, którzy akurat z Tobą się zgadzają.

Zaproponowałeś mi rozwinięcie kwestii:

- percepcji zła przy postawie programowej obojętności wobec zła – rozwinąłem, a w zasadzie rozwinęliśmy. Ja i emo_waitress w dyskusji kilkanaście tematów niżej, przy okazji postaci Marty'ego . Zajrzyj.

- tym jak można zdemolować kilka rożnych klisz fabularnych spotykanych w kryminałach i dramatach – jw. Jest kilka różnych dyskusji na ten temat. Zajrzyj.

Ok, zdarza Ci się coś konkretnego napisać. „synkretyzm religijny Luizjany! Jak całych USA” - Co? A skąd to Ci się wzięło? Nie, to bzdura. Stany są krajem pluralistycznym religijnie, ale synkretyzm religijny, to specyfika Luizjany. Co innego koegzystowanie rożnych religii, co innego ich łączenie w jedno (np. senteria). Dobra, można dyskutować o tym, że ów synkretyzm został przedstawiony w bardzo karykaturalny sposób, można negować tezę serialu, o tym, że w połączeniu z socjologiczna specyfiką Luizjany powoduje on degeneracje społeczności – ale takie podejście w serialach czy filmach to ewenement.

PS. Lost wiem co to jest, faktycznie, kiepskie, ale to nBSG to co

pegaz_filmweb

Nie szukaj wymówek do braku argumentów w moich epitetach. Twój powyższy post dowodzi, że nie masz nic do powiedzenia. Szukasz tylko sposobu, żeby to uzasadnić - dla głupców.

Nie obchodzą mnie inne dyskusje. Czekam, aż pokażesz, że jesteś słowny i opiszesz mi tu szerzej tematy, które wyszczególniłem. W końcu sam się domagałeś, żebym nie kwitował twoich hasełek słowem banał (niektórych się nie dało), tylko się domagał. Więc przestań teraz bredzić i pisz co masz do powiedzenia.

"Co? A skąd to Ci się wzięło? Nie, to bzdura. Stany są krajem pluralistycznym religijnie, ale synkretyzm religijny, to specyfika Luizjany. Co innego koegzystowanie rożnych religii, co innego ich łączenie w jedno (np. senteria)."

Ty bredzisz i to tak, że głowa boli. Ilość wyznań w USA wynika m.in. z synkretycznego łączenia różnych rytów religijnych. Mam wrażenie, że Ty więcej udajesz, że coś wiesz, niż wiesz cokolwiek.

pegaz_filmweb

"A jeśli uważasz historię, która w porywający sposób, kontrastuje Zło banalne i Zło demoniczne, wraz z skonfrontowaniem tego zestawiania z dwoma kompletnie rożnymi postaciami, za zbyt dla Ciebie pospolitą i mało wyszukaną, to powtórzę – to Twoja sprawa, Twój problem."

A ja powtórzę, człowieku urodzony wczoraj:

a) to jest trywializm, opowiedziany miliony razy po Holocauscie i tysiące przed
b) nie znajdujemy w tym serialu ani szczątka nowej myśli w temacie
c) miałbyś spore problemy, żeby wykazać, że w tym serialu w ogóle istnieje jakieś zło demoniczne. Prawda jest bowiem taka, że ten cały serial traktuje o źle banalnym, to tylko Ty sobie roisz demonizm. Wynika to z tego, że jesteś wielce przestraszony seryjnym, rytualnym mordem.
d) jeśli istnieje tu jakiś temat w tej płaszczyźnie, to temat zła odbieranego uczuciowo, kontra zła intelektualizowanego. Co też jest trywializmem i do którego tematu serial absolutnie żadnej świeżej myśli nie wnosi.

Ty sam nie wiesz o czym piszesz. Mam wrażenie, że piszę z dzieckiem, które wczoraj odkryło pewne tematy i wczoraj odkryło seriale czy filmy. Na Twoim miejscu przestałbym czytać pseudo-intelektualnego Ciorana, a poczytał trochę literatury faktu, czy poważnych dzieł literatury pięknej. Jesteś dzieckiem głupoty współczesności, jak ja to widzę.

ocenił(a) serial na 10
Lost_in_space

"Nie obchodzą mnie inne dyskusje. Czekam, aż pokażesz, że jesteś słowny i opiszesz mi tu szerzej tematy, które wyszczególniłem" - kiedyś istniało coś takiego jak netykieta. Np. nie staramy się obrażać innych, nie cross - postujemy. Skoro już raz poruszałem temat w jakimś miejscu to nie powinienem powtarzać tego w innych postach. Staram się tego trzymać, nie zawsze mit to wychodzi, ale staram się. I nie widzę powodu aby teraz robić wyjątek.

Piszesz że nie obchodzą Ciebie inne dyskusje - brzmi to szalenie wiarygodnie. Ale widzisz, albo chcesz poznać argumenty oponenta, ale... no właśnie, nie obchodzą Cie one. Ja chciałem poznać Twoje.


Wiesz, mógłbym się powołać na kilka prac w sprawie synkretyzmu religijnego. Na Ch. Stewart, albo F. Koniecznego. Ale po co? Przecież jestem "dzieckiem głupoty współczesności". To również poczytuje za komplement, dziękuje. Obiecuje także, iż nie będę Ciebie, jako żem głupi nastolatek z gimbazy, niepokoił pytając czemu masz takie a nie inne oceny.

Tak, banalność zła była wałkowana milion razy. W serialu pokazane jest też Zło demoniczne - okultystyczna sekta (i jej symbolika) krzywdząca dzieci (naruszająca najbardziej fundamentalna tabu). Jest Zło banalne - zdradzający mąż, nieczuły na to że mu się rodzina rozpada, a starsza córka podpada w zepsucie. Serial przedstawia skutki i przyczyny ślepoty na Zło banalne, oraz niemożność pokonania Zła demonicznego, skoro jest się ślepym na Zło małe, tuż obok - jest to w skrócie, naprawdę w skrócie, jeden z aspektów postaci Marty'ego. I o tym pisaliśmy z innymi użytkownikami, tu na tym forum.

Nie wiem, czy jest to "świeże". Według mnie tak.

Kultura jest to ciągła dyskusja na te same tematy, jest niestający i niekończący się dialog. Skoro "banalność zła" była milion razy wałkowana przed Holokaustem, czy to znaczy że H. Ardent albo T. Capote są bezwartościowi? Idiotyzm. W takim razie kultura powinna być jedynie zbiorem pojedynczych, nie związanych ze sobą komunikatów. Ważne żeby każdy jeden był świeży, i broń Boże nic nie powtarzał po poprzednikach.

Rytualny mord jest demoniczny. Sekta wyznająca kult łączący elementy luizjańskiego folkloru z elementami zaczerpniętymi z literatury grozy jest demoniczna. Ale rozumiem, jestem tylko głupkiem, nic nie wiem i urodziłem się wczoraj - i roje sobie pewne rzeczy.

Bogu dzięki, że mamy takich jak Ty, którzy potrafią rzeczową, kulturalną, merytoryczną dyskusją takim głupkom jak ja udowodnić iż są głupkami.

Pozdrawiam szczerze, i jeszcze raz dziękuje.

Dobranoc.

pegaz_filmweb

Ani to świeże, ani nie rozumiesz co to jest zło demoniczne. Zło demoniczne, to zło metafizyczne. Złamanie tabu społecznego nie czyni czegoś złem demonicznym. Tabu musiałoby być przez kogoś rozpoznawane jako metafizyczne, wykraczające poza ludzką rzeczywistość. A tak w tym serialu nie jest. Ten serial jest dość ostro nihilistyczny. Wręcz ośmiesza religijność i myślenie w kontekście wartości absolutnych, nadrealnych. Nie ma w tym serialu zła demonicznego. Jest tylko mniejsze i większe zło. W kontekście czysto ludzkim. Brednie Rusta niczego tu nie zmieniają, ponieważ wyrażają w istocie właśnie takążsamą myśl - istnieje tylko człowiek. Mylisz pojęcia.

Rytualny mord nie jest demoniczny. Sekta przedstawiona w filmie nie jest demoniczna.Byłyby demoniczne, gdyby przekraczały pewną metafizyczną granicę, np. wykraczały przeciwko prawu boskiemu, groziły załamaniem pewnej struktury rzeczywistości. Czegoś takiego w tym filmie nie ma. I właśnie o to chodzi. Nie ma - bo nie istnieje nadrzeczywistość, nie istnieje żadna wyższa struktura. Cały świat, jest ludzki. A to, że Rust będąc nihilistą jednocześnie nim nie był i zbudował sobie jakieś metafizyczne wizje -- to, jak wiele osób już wskazało przede mną, kolejna głupota intelektualna tego filmu. Albo kolejne banalne przesłanie - każdy tworzy historyjki o gwiazdach (finał sezonu).

Daruj sobie przytaczanie tytułów jakichś prac. Mogę wejść na Amazon.com i znaleźć takich setkę. Istota jest taka, że niewyobrażalna wręcz dla Polaków ilość kultów w USA zrodziła się z rozłamów i połączeń różnych wierzeń. Synkretyzm jest tam powszechny. A jeśli ktoś bredzi, że tak jest wyłącznie w Luizjanie, to chodzi mu wyłącznie o to, że w Luizjanie doszło do wymieszania kultów, które gdzie indziej są ustabilizowane jako oddzielne od pewnego czasu, a więc uzyskały już jakiś czas temu rozpoznanie jako kulty z pieczątką oficjalna. Tudzież chodzi o połączenie kultów nadmiernie - w stosunku do innych połączeń - odległych. Więc tak - nie rozumiesz pojęć jakich używasz. Nie rozumiesz, że porządek klasyfikacji nie oznacza jakiejś obiektywnej, ahistorycznej rzeczywistości, a jest tylko kryterium porządkowania myśli.

ocenił(a) serial na 10
Lost_in_space

Dobra, mój błąd – uprościłem.

Problem polega na tym, że jest kilka różnych definicji synkretyzmu religijnego. Spory już czas temu czytałem esej udowodniający idiotyczność tego terminu – bo w gruncie rzeczy każda religia jest „synkretyczna” - bo albo przejmuje wpływ innych, albo umiera. Można się zgodzić, można się nie zgodzić, nieważne. Ja pisząc o synkretyzmie religijnym miałem na myśli łączenie dwóch rożnych tradycji religijnych – chrześcijańskiej i animistycznej. Jasne zdarza to się, ale bardziej na zasadzie wyjątku także gdzie indziej (żeby nie powiedzieć: patologii) ale akurat w Luizjanie, w tych środowiskach jakie były sportretowane w TD jest to powszechne. W innych częściach i w innych okresach, oczywiście, dochodziło i dochodzi do różnego rodzaju schizm i połączeń – ale zawsze w ramach jednej tradycji – głównie chrześcijańskiej.

„Sekta przedstawiona w filmie nie jest demoniczna. Byłyby demoniczne, gdyby przekraczały pewną metafizyczną granicę, np. wykraczały przeciwko prawu boskiemu, groziły załamaniem pewnej struktury rzeczywistości”

Tak jest, dokładnie tak jest. Po raz kolejny powołam się na kontekst przedstawionych wydarzeń. Zauważ, że symbolika i odwołania wprost kierują ku horrorowi kosmicznemu, z którego korzystali moi ulubieni pisarze z tego gatunku - Lovecraft i Ligotti. I nie ważne czy zaliczymy TD do czarnego kryminału, czy do supernatural horror, i nie ważne czy Errol był faktycznie inkarnacją Króla w Zółci, czy jedynie szaleńcem – celem tych rytuałów było złamanie struktury rzeczywistości. DOSŁOWNIE!!! Serial mówi o tym pośrednio – przez dowołania do Roberta W. Chambersa (którego znałem jeszcze przed TD) a tym samym do jego spuścizny. Tak więc negując mój pogląd o demoniczności zła, przez przypadek trafiłeś w samo sedno. Problemem z TD jest jednak jego hermetyczność. Aby zrozumieć dokładnie wszystko trzeba jednak znać pewien dość niszowy gatunek literacki.

Demoniczność w praktykach kultu też polegała na załamaniu podstawowego tabu – wyrządzenie najsilniejszej, możliwej do pomyślenia krzywdy dziecku w imię rytuałów obcych i bluźnierczych. Jest to ekstremum, z punktu widzenia, oczywiście, kogoś kto mniej więcej trzyma się systemu wartości uznanych społecznie. To zło jest demoniczne, bo maksymalnie stara się załamać akceptowany porządek rzeczy.

PS. mylisz mnie z jadowitym69. Co mi pochlebia, jemu raczej nie.

pegaz_filmweb

Zauważyłem, że zacząłem Was mylić. A raczej zostało mi to podane do wiadomości przez Jadowitego. Sorry.

Nie sądzę, że jest tu mowa o demonicznym źle. Same odwołania do tego nie wystarczają. Wezmę przykład z literatury i ogólnie sztuki science-fiction, którą znam lepiej. Otóż jednym z kryteriów (bo jak to w sztuce, tak jak w religii vide. synkretyzm - nie ma jasnych granic) wyróżnienia science fiction jest stosunek do nauki i naukowego poznania. Niektórzy twierdzą, chcąc odróżnić rzeczywiste science fiction od dzieł posługujących się tym sztafażem, że kryterium różnicującym jest to, czy obiektywizm naukowy, metoda naukowa jest w danym świecie kryterium prawdy, czy postacie same rozpoznają naukę tak jako metodę intersubiektywnego dochodzenia do prawy, która z zasady może wyjaśnić całą rzeczywistość. Czyli czy patrzą na naukę, tak jak patrzą na nią nasi naukowcy (w szczególności ci o bardziej scjentystycznych przekonaniach).

Myślę, że tutaj należy zastosować dokładnie analogiczne kryterium. Zewnętrzne odwołania nie mają żadnego znaczenia. Liczy się główna perspektywa, wyrażana w tym filmie przez dwóch głównych bohaterów. Otóż ona jest taka, że nawet jeśli Marty dopuszcza jakiegoś abstrakcyjnego Boga, to w przypadku tych mordów i całej sprawy, zarówno on jak i Rust obaj się zgadzają, że jest to sprawa typowo ludzka. Co najwyżej różnią się w moralnych ocenach kondycji świata i ludzi.

Nie ma więc tutaj mowy o żadnym demonizmie. Jeśli w jakikolwiek sposób mogłaby być o nim mowa, to jedynie jako o rzeczywistości przez bohaterów intelektualnie przekroczonej, która może przez chwilę - i paradoksalnie - skusiła na moment Rusta (z jego całymi schizofrenicznymi wahaniami). Nie ma tu zła demonicznego. Jest tylko zło. Ale - jak to ludzkie zło - stopniowalne. Nie ma więc też całego tematu - chyba, że przez ten temat rozumieć infantylne wywody Rusta o pustce świata i bezsensie życia w błędnym kole cierpienia i błędu.

Co do synkretyzmu w Luizjanie. No to załóżmy, że mamy tam animizm połączony z Chrześcijaństwem. I gdzie tu treść? Tak było przez wieki w Europie. Połowa świąt chrześcijańskich opiera się na datach, a nawet zwyczajach pogańkich. Topiłeś kiedyś marzannę? Obchodziłeś noc świętojańską?

ocenił(a) serial na 10
Lost_in_space

Skoro nie przekonują cie odwołania do mojego ukochanego gatunku literackiego... Dobra. Mój kolejny argument też Cie nie przekona. Stopniowalność zła ma swoje granice. To jest tak że zło w pewnym momencie staje się Złem. To co jest „tylko” ohydne, głupie, szkodliwe staje się demoniczne. Gwałt i morderstwo dziecka w imię bluźnierstwa JEST poza granicą tego co wyobrażalne. Teoretycznie jesteś w stanie sobie to wyobrazić, jasne. Ale doświadczenie tego, nawet na poziomie prowadzenia śledztwa, obcowanie z TYM na co dzień – zupełnie inna bajka. I dla mnie ten serial tu jest bardzo wiarygodny – jestem ojcem dwójki dzieci, i doświadczenie bycia rodzicem to jedyne metafizyczne doświadczenie w moim życiu. W każdym znaczeniu tego słowa.

pegaz_filmweb

No nie wiem. Z pewnych przyczyn uważam, że mam pewne zrozumienie takich rzeczy - nie pedofilii, rzeczy związanych jakoś z mocno pikantnym seksem (jeśli rozumiesz o co chodzi) - i poza tym, że nie czuję tego w sobie jak można by się w tych sprawach posunąć do rzeczywistej przemocy i krzywdy, to myślę, że dość dobrze rozumiem na czym polega swego rodzaju rytualizacja seksu, i wiem, że to jest w istocie banalne.

Czytałem kiedyś artykuł, tylko nie pamiętam autora, gościa, który wyraził taką mniej więcej myśl: że gdyby jakaś kobieta chciała wskoczyć mu do łóżka i grać głupią blondynkę, to byłby bardzo chętny. Po czym dodał, że w tym sensie doskonale rozumie - chociaż nie podziela zainteresowań - sadomasochistów. Trafił w sendo! Pamiętam, że uznałem - proszę, wyjątkowo przenikliwy koleś, i odważny, żeby takie rzeczy pisać w wywiadzie dla Onetu.

Także - na poziomie stylizacji - mamy banalność. Co natomiast się kryje głębiej? Co się kryje w głowach osób, które schodzą na ścieżkę przemocy? Ale czy to naprawdę, aż tak tajemnicze? Psychopatia (brak wyrzutów sumienia, całkowity), upośledzenie umysłowe (powodujące życie w okowach żądz), inne psychopatologie.

Mam na myśli - gdzie tu demonizm. Jasne, ja to w pełni rozumiem, że z perspektywy doświadczeń z czymś takim, bezpośredniego kontaktu, mogłoby to rodzić takie wrażenie, w ten sposób oddziałać na zdrowego człowieka psychicznie. Ja nawet sobie nie wyobrażam, że miałbym np. takiego człowieka przesłuchiwać. Ale czy to sprawa demonów, czy raczej mojego tchórzostwa?

Czy w którymkolwiek momencie Rust, lub Marty pokazali swoim zachowaniem, że patrzą na to inaczej, niż w sposób naturalistyczny? Może w wyjątkowych momentach słabości. Ale czy to ogólnie jest obecne w tym filmie? Chyba nie.

A może ja po prostu już za dużo zbieżnych produkcji w życiu widziałem i jakoś niespecjalnie mnie ten film przekonał swoim mrokiem. Bardziej mnie razi jak ktoś w filmie, nie wiem, np. rozcina dłoń nożem, żeby zawiązać więzy krwi, niż takie sceny jakie widzieliśmy w TD. Przecież ten film nie epatował szczególnie obrazami, a o seryjnych mordercach mamy nawet całe seriale (patrz Dexter).

Ponadto - nie wiem dlaczego - ale w ogóle do mnie nie trafiła konstrukcja symboliki i psychiki działania tego "demona" w tym filmie. A już końcówka zupełnie mnie rozwaliła - jakbym przeniósł się do hobbitonu (chociaż mam świadomość, że różne rzeczy się dzieją w rzadko odwiedzanych miejscach).

ocenił(a) serial na 10
Lost_in_space

Słowo "demoniczny”, oznacza mający cechy przypisywane demonom lub mający związek z demonami.

Kult z TD ma związek z demonem, czczonym przez nich Królem W Żółci. Pomińmy to na razie, pisałem już o tym, i rozumiem, że akurat ten motyw serialu jest zrozumiały dla tych, którzy znają temat.

Ale czy Kult z TD jest też demoniczny, bowiem ma cechy przypisywane demonom? Niezależnie od tego, do jakiej mitologii czy religii sięgniemy, demony są istotami pośrednimi, czymś pomiędzy – sferą boską a ludzką, są od ludzi doskonalsze, ale ciągle niedoskonałe, są w stanie permanentnego zwieszenie – a więc obce. Nigdzie - do – końca – nie – przynależne. Usunięte z panteonu Bogów, a jednak nie mogące przynależeć do ludzi – a więc obce. W religiach animistycznych, totemistycznych, pierwotnych trochę ten paskudny los demonów był lepszy. Bo ludzie, widzieli iż pomimo wszystko, to są istoty potężne, a wściekłe i samotne. Więc na wszelki wypadek, warto takiemu od czasu do czasu złożyć ofiarę, warto aby ten ból zawieszenia, ten smutek nie – przynależnością – nigdzie wywołany trochę ukoić. Jednak nastał czas religii monoteistycznych, które demonom odebrały nawet te szczątki respektu. Bóg ze Starego Testamentu jest Bogiem zazdrosnym. Nie wolno nawet od czasu do czasu demonom składać ofiary – Bóg zazdrosny okrutnie za to karał. W ten sposób wyobcowaliśmy bardziej to, co i tak obce już było. Przy okazji chrześcijaństwo przypieprzyło demonom jeszcze bardziej – identyfikując je jednoznacznie z diabłami – personifikacją zła.

Czyli, podsumowując, kult z TD będzie demoniczny, jeśli będzie a. obcy oraz b. zły/będzie nie uosabiał zło - o ile przyjmiemy chrześcijańską perspektywę. A chrześcijańskiej perspektywy nie sposób nie przyjąć, w przypadku serialu, który robił amerykański profesor literatury dla widzów dużej zachodniej stacji. Ten serial robiony był przez KOGOŚ dla KOGOŚ. I to wcale nie jest tak że cytaty i nawiązania są rzucone bez ładu i składu, chaotycznie, bałaganiarsko. Jest tu bardzo wyrażana hierarchia użytych mitów, idei i konfrontatywnych za sobą wartości. I czy komuś się podoba czy nie, idee i wartości chrześcijańskie zajmują tu miejsce szczytowe.

Są one konfrontowane z czymś, co ja określiłem jako „demoniczne”. Nie „diaboliczne” lecz właśnie „demoniczne”. Niestety musimy, chcąc nie chcąc wrócić do nieszczęsnej mitologii i symboliki „kosmicznego horroru” spod znaku Chambersa i Lovecrafta. I jest to kolejny GENAILNY zabieg Pizzolattiego.

Horror to gatunek, tak naprawdę bardzo chrześcijański. Mamy w nim, przedstawioną walkę dobra ze złem. Ten gatunek, w swojej klasycznej postaci narodził się w 1816 r., w „roku bez lata” kiedy wprowadzano do literatury postać Wampira. Z perspektywy chrześcijańskiej obyczajowości, eschatologii i pierwotnych norm integrujących chrześcijańskie społeczności Wampir był Zły: był rozwiązły seksualnie (łamanie obyczajowości) nie umierał (łamanie prawideł odnoszących się do rzeczy ostatecznych w życiu człowieka) i pił krew (łamał pierwotne judaistyczne tabu).

Lovecraft, i jego poprzednicy, zerwał z tą tradycją. Byty w jego mitologii nie były „demoniczne” bo Złe, bo niszczyły chrześcijański porządek, były „demoniczne” bo straszne, bo niepojęte i obce. Nawet nie to, że nie – z – tego – świata, ale już nie –z - tego – wszechświata.

Gdyby TD trzymał się jedynie tradycji klasycznej (chrześcijańskiej) to by przeciwnikami detektywów była sekta satanistyczna, albo okultystyczna albo jakaś inna, nie tylko w czynach, ale i w symbolice antychrześcijańska. Ale sekta, oraz postać Króla w Żółci, za którego inkarnację uważa się Errol to motywy wzięte z horroru kosmicznego. Których przeciwnikiem jest cierpiący Mesjasz. Czyli jednak nawiązanie do chrześcijaństwa.

Rzecz Która Nie Powinna Być, Dybuk, Buffalo Bill obdzierający dziewoje ze skóry, Nosferatu, Ksenomorf , czy szwędacz z The walking dead są OBCE, ale czy zawsze demoniczne? TD sugeruje zę tak, że to co co OBCE będzie miało w sobie pierwiastek demoniczności, mniejszy lub większy. Im mocniej ktoś/coś zejdzie na ścieżkę destrukcji, to tym bardziej będzie ten ktoś/to coś OBCE – i siła rzeczy tajemnicze.

To MY patrzymy na tajemnicę – oglądając jak patrzy na nią Bohater, albo jak tworzy ją OBCY. Rust nie musi wiedzieć, iż Carrcossa to miejsce POZA, a Król w Żółci jest wiecznym podróżnikiem otaczanym przez naznaczone przez akolitów dzieci, które stały się jego aniołami.

MY to wiemy. No, przynajmniej niektórzy.

pegaz_filmweb

Dodam jeszcze jedno. Zastanowiwszy się, muszę stwierdzić, że jednak filmy w istocie mnie znieczuliły na takie tematy. Już mnie to tak nie szokuje na ekranie jak kiedyś. A jestem osobą wrażliwą na filmy. Potrafię się popłakać. Ale takie wzruszenia wywołują raczej we mnie proste uczucia, a jeśli chodzi o żal i złość, to w szczególności - zawiedzione nadzieje. Nie uwierzysz, ale skoro rozmawiamy w dużej mierze o nihilizmie, więc powiem. Pisałem, że jestem podobny do Rusta w pewnych względach. Otóż doprowadziłem swoją duszę do takie stanu, że potrafi mnie boleć słowo "mój", "moja" itp. Czasami mnie wówczas uderza takie zestawienie ludzkich chęci i marzeń, przypisywania sobie pewnych rzeczy czy relacji do osób (moja mama; albo - moja lalka - jakież to uosobienie nicości), z ułudą tego wszystkiego, z tym, że to tak naprawdę nie tak i wszystko w piz... Także ja wiem o czym mówi Rust. Wiem to aż zbyt dobrze.

pegaz_filmweb

Jak wejdziesz w historię USA, którą znam skrajnie pobieżnie, to masz tysiące przykładów połączeń, rozpadów, wymieszań. Ba! Czymże innym jest scjentologia, jak nie synkretycznym wymieszaniem teorii spiskowych o kosmitach, archeologii i wierzeń chrześcijańskich (oraz innych). To jest zupełnie normalne. Tak samo było w początkach Chrześcijaństwa (tysiące sekt - patrz np. manicheizm będący mieszanką judaizmu, religii wschodu, chrześcijaństwa, religii greckiej itp. -- co też zależało od odłamu).

pegaz_filmweb

I dodam jeszcze jedno. Nie dość, że to jest tego typu trywializm (i ten sam trywializm widzimy wszędzie), to jest to w kinie popularnym. W kinie popularnym, które nie jest dobrym popularnym kinem, bo się sprzedaje ideom. Ideom, które sprowadza do prymitywizmu (trywializmów). Mamy więc podręcznikowy przykład pseudo-intelektualizmu. I tyle. Nie musisz tego akceptować. Możesz nadal wierzyć, że to dzieło. Twoja przypadłość, nie moja. Mnie takie coś brzydzi. I doskonale widzę jak się miliony much mogą tu omylić. Nie ma nic prostszego, niż pozorowanie intelektu słownictwem, czy przytaczaniem strzępów tematów, szczególnie jak ma się czas posiedzieć i popisać. Nie raz to w życiu robiłem. Dla mnie jest to przejrzyste całkowicie. Miałem i takie w życiu przypadki, że dziewczyna inteligentniejsza ode mnie, tak się przejęła moją zdolnością wypowiadania się, że wpadła niemal w depresję (ja nie umiem tak mówić jak ty itp.).

ocenił(a) serial na 10
Lost_in_space

Dobra, odfochowałem się.

„Nie dość, że to jest tego typu trywializm (i ten sam trywializm widzimy wszędzie), to jest to w kinie popularnym. W kinie popularnym, które nie jest dobrym popularnym kinem, bo się sprzedaje ideom. Ideom, które sprowadza do prymitywizmu (trywializmów)”

Teraz będzie banał: nasza kultura (czyli materialny i niematerialny dorobek ludzkości) opiera się na trzech filarach – rzymskim prawie, żydowskiej religii i greckiej mitologii i filozofii. I nic „głębszego” oraz „świeższego”, ponad to, co w Biblii, u Paltota i Arystotelesa i w jurysprudencji nie znajdziesz. Wszytko PO będzie jedynie mieleniem na rożne sposoby wątków, tematów, idei, treści.

Co roku w Polsce ukazuje się nawet do 3 tys. publikacji z dziadziny prawa prywatnego. Tylko w Polsce, w Niemczech dużo więcej. Ale tak naprawdę w swojej istocie jest to ciągłe przetwarzanie rzymskich konstrukcji z prawa rzeczowego i zobowiązaniowego, rzadziej z prawa osobowego i rodzinnego. No ale współczesne prawo rodzinne bardziej już czerpie z wyrosłej na gruncie chrześcijańskim etyki – co nie zmienia faktu, że dalej pozostajemy w kręgu tych trzech źródeł.

Na gruncie sztuki, rozumianej szeroko, wąsko czy jeszcze inaczej mamy tak samo. Są pewne toposy, one sięgają Antyku i Biblii – i to wszystko. Od gówna aż po perełki, od Dantego aż po „Kod Leonarda da Vinci” - wszystko to „już było”. Nie ma nic „świeższego” ani „głębszego” - a to Twoje podstawowe argumenty. Liczy się natomiast sposób podania, oraz zestawienie tematów, jakie są, jak to powiedziałeś „wałkowane milion razy”. A dla mnie najbardziej się liczy CEL który UZASADNIA użycie takiego a nie innego tematu, motywu, treści itd. Pod tym względem TD jest perfekcyjny.

Pod bardzo niestrawną pozą, jaką przyjmujesz w tej dyskusji, nie masz nic specjalnego do powiedzenia. Twój podstawowy ( w zasadzie jedyny) argument – jest strasznie głupi, oderwany zupełnie od istoty tego czym żyjemy od 2 tys. lat.

Na czym polega sprowadzanie Idei do prymitywizmu w TD? Serial korzysta z wielu z nich tworząc specyficzny, ale bardzo spójny kolaż. Użycie każdej z nich ma swoje UZASADNIENIE w konstrukcji opowieści, w jej bohaterach, oraz w każdym z elementów świta przedstawionego. Jak chcesz, mogę Ci spróbować udowodnić dlaczego tak myślę. Tylko proszę, podawaj konkrety bez paplaniny o nastolatkach i gimbazie, bez pustych haseł, bez epitetów i bez tonu wszystkowiedzącego, co to „w życiu widział setki filmów i seriali” - bo to trochę żałosne. Zresztą Twoja sprawa, Twój problem.

BTW. Czy nie ma lepszego przykładu pseudo-intelektualizmu niż doszukiwanie się wysublimowanych treści intelektualnych w serialach kanapowych. Które, zresztą, mogą być nieraz zabawne, czasami mądre.

pegaz_filmweb

1. Totalnie się z tym nie zgadzam. Dobrych parę lat temu zwróciłem swoje zainteresowania w kierunku science-fiction, popularnym ujęciom nauki, literaturze faktu, realnej historii i wciąż odkrywam nowe treści. One oczywiście zazwyczaj nie są nowe w sensie doświadczenia ludzkości, ale są wiele poziomów powyżej tego, co serwuje nam taki TD, czy w ogóle większość kina. Naprawdę, uważam to za wyjątkowo płytki serial. Zazwyczaj nawet w głupawych serialach znajduję stwierdzenia, które odświeżają moje myślenie. Ot, ujmą coś co nazywamy banałem od nowej strony i sprawią, że kolejny raz przekonam się, iż to co uważałem za banalne, wcale takie - dla mnie - nie było, tylko o czymś nie pomyślałem. Ten serial? Zero, absolutne zero takich rewelacji. I powiem Ci dlaczego - właśnie dlatego, że nie jest w najmniejszym stopniu szczerą analizą, jest przytaczaniem książkowych, utartych sloganów. I to jest właśnie w nim, tragicznie wręcz pseudointelektualne.

2. Prawo może sobie czerpać z trzech źródeł. Nie zmienia to faktu, że naprawdę dobry prawnik wciąż odkrywa nowe wnioski w nowych sytuacjach. Nikt pośród ludzi nie domyślał wszystkiego. I to jest między innymi rolą sztuki - eksplorować nieznane, chociażby przy użyciu starych pojęć. Tego TD nie czyni. Uczyniłby np. gdyby melancholijne zapędy Ciorana zapędził na nieznane grunty i z nimi je zderzył. Wówczas moglibyśmy tak my - jak i autorzy filmu (tak właśnie!) - dojść do nieoczekiwanych wniosków. Ale ten film zadowala się wygłaszaniem.

3. Ja zawsze mam taką pozę. Nic na to nie poradzisz. Ani ja. Mój podstawowy argument wcale nie jest głupi. Przeciwnie - dotyczy martwoty współczesnej pseudo-sztuki, która nie szuka, a bawi się schematami, albo wygłasza.

4. Kolaż w przypadku idei - to czysty prymitywizm. Idee żyją dopóty, dopóki są eksplorowane, a nie lepione na płótnie jako etykiety. Nie wiem dlaczego tego nie pojmujesz, albo udajesz, że nie pojmujesz. Sztuka nie polega na tym, że masz rozpoznawać nawiązania - to jest sztuka idiotów, wyrodzona w postmodernizmie. Sztuka polega na ożywianiu idei w sytuacji.

Weźmy np. jakieś zmyślenie science fiction. Science fiction to coś w rodzaju mitu. Mit, to coś w rodzaju duszy idei. Weźmy np. twoją złość na mnie. W fantasy mógłbyś ją zakląć w szklaną kulę i mogłaby potem niszczyć świat. W sci-fi może się przenieść przypadkiem np. w trakcie jakiegoś eksprymentu i spięcia w jakiegoś robota, uzyskać samoistny byt, zacząć podróżować po świecie. Co z tego wynika? Nie wiem. Wiedziałbym więcej, gdybym napisał o tym robocie książkę. Bo oto wszedłby do biblioteki i tam ta złość miałaby jakieś znaczenie, podobnie jak w kuchni przy obieraniu ziemniaków. To jest właśnie prawdziwa literatura (żyjąca obecnie szczególnie w fantastyce). To jest coś o czym twórcy TD nie mają zielonego pojęcia.

ocenił(a) serial na 10
Lost_in_space

Kolaż idei, czy też jak wolisz, lepienie na płótnie, to jest jeden ze sposobów eksplorowania idei. To tylko metoda, nic więcej – a to jak jest zastosowana, determinuje czy mamy do czynienia faktycznie z eksploracją, czy jedynie głupkowatą zabawą. Prymitywizmem, jak wolisz. To czy z danego kolażu wyjdzie coś pięknego, czy bohomaz zależy od artysty. I tyle. Z tego co piszesz wynika, że są „słuszne” i „niesłuszne” (naprawdę masz prawicowe poglądy?) metody – kolaż a priori uznany został za niesłuszną. Sztuka nie polega na tym, że masz rozpoznawać nawiązania – Jezu Chryste, ja tak wcale nie twierdze. Ale jest to jedna z metod stosownych w Sztuce. I jeszcze raz powiem – moim skromnym zdaniem głupka z gimbazy, o jej trafności czy nie decyduje cel jej zastosowania. Bawię się, OK, ale po co? Albo szerzej, nie tyle cel, co jej uzasadnienie. A to uzasadnienie wynika z wielu elementów – kontekstu dzieła, zastosowania innych metod, ich koherencji itd., itp. Cel wprowadzenia jakiejś metody, albo cel wprowadzenia jakiegoś elementu treści (dialogu, postaci, sceny itd.), która przy użyciu metody/metod jest opowiadana to ważny, ale nie jedyny element uzasadnienia.

Sztuka polega na ożywianiu idei w sytuacji (…). Mit, to coś w rodzaju duszy idei – uwierz mi, ale znowu trafiłeś w sedno. To jest właśnie to, co mnie w TD urzekło najbardziej. W TD mamy zderzenie dwóch mitów, dwóch dusz idei – jedna to chrześcijaństwo wraz z tym co z chrześcijaństwa wyrosło, z drugiej Mit demona – z – poza.

PS. Co do Twojej pozy – przyzwyczaiłem się, nie mam o co się fochować. Dziecinada z mojej strony. Czasem masz racje, czasem nie, czasem piepszysz gupoty, a poza to otoczka - nieistotna

pegaz_filmweb

Ok. Przesadziłem. Kolaż może być użyteczny, także w przypadku idei. O ile oczywiście jest tylko jedna z użytych metod, bo sam w sobie jest statycznym - patrz o czym wiem i rozpoznaj. Otóż ja twierdzę, i Ty się najwidoczniej z tym nie zgadzasz, że cały TD to jest właśnie wyłącznie taki kolaż. Totalna statyka. Którą jedynie Ty - swoją wiedzą i zainteresowaniem pewnymi tematami, swoją wyobraźnią - pchnąłeś w ruch. Uważam, że jest to typowe dla współczesności dzieło: nasadź kropek, dodaj do tego mroczny podpis, a okrzyknął Cię genialnym malarzem, który oddał... każdy coś tam sobie w stawi.

Czyli pustka uruchamiana przez widza. Tego się nie da ściśle udowodnić. Ale w moim głębokim przekonaniu tak jest w przypadku tego filmu. Uważam też, że od pewnego czasu większość filmów i seriali, szczególnie tych etykietkujących się różnymi metodami jako zagadkowe, tajemnicze, mroczne, polega na tym tanim tricku.

To jest dokładnie tak samo jak z pisaniem prac na wydziałach humanistycznych: cytujesz Kanta czy Nietzschego, dajesz przypis i sugerujesz, że coś na ten temat przemyślałeś. Nie przemyślałeś nic, może nawet nie znasz dzieła, tylko wziąłeś z biblioteki, ale sugerujesz klimat tej wiedzy i myśli. Profesor najpewniej dopowie sobie resztę. Uważam, że to jest bardzo żałosna metoda. Ale bardzo - zarazem - chytra (nie da się kogoś na niej złapać za rękę).

ocenił(a) serial na 10
Lost_in_space

Jedno z zdań, które tak Ciebie zniesmaczyło, to jak Rust mówił o tym, iż ojcowie muszą mieć nieposkromioną pychę, aby pchnąć dusze z nieistnienia w to... mięso, to bardzo trafne ujęcie czegoś, co tkwi we mnie, głęboko, jest i paskudne i bardzo intymne. Jakiegoś... nie wiem, lęku?.. refleksji? nie wiem jak to nazwać. Uwielbiam być ojcem, pewnie nie jestem złym, ale czasem – no czasem odzywają się we mnie takie myśli, DOKŁADNIE takie jak to co wtedy usłyszałem. I to jest Sztuka, nie grafomania, nie psudo – intelektualizowanie. To jest życia, ja – moje córki, ja moje lęki i zniechęcenie do czegoś co jest jedynym prawdziwie wartościowościowym w moim życiu. Pytałeś mnie o coś, co TAK NAPRAWDĘ wyciągnąłem z TD – no to masz. Ja nie mogłem ocenić TD inaczej. Chrzanić kosmiczny horror i egzystencjalistów, dla mnie to jednak zabawa. Ale jak ktoś na głos mi wypowie myśli, których bardzo się wstydzę - „Boże, czy ja naprawdę byłem tak zadufany w sobie, tak pyszny i tak bezmyślny, iż zdecydowałem się spłodzić i wychować dziecko w tym syfie?”.... No, sorry, to już zabawa nie jest. Nie wiem co kiedy ostatni raz mną coś tak wstrząsnęło, jak te zdanie.

To nie może być pustaka. To nie ja poruszam działo, tylko dzieło mnie. Poważnie. Paskudnie się poczułem, słysząc z usta degenerata który stracił stracie, moje własne myśli o rodzicielstwie, i to te, których szczerze nienawidzę.

Nie wiem, może to grafomania, może to banał, mam to w dupie, bo naprawdę mną to ruszyło. Miałem o tym nie pisać. Dobra, późno jest. Dobranoc i dzięki, tym razem bez focha.

pegaz_filmweb

Słuchaj, ok., ja też miałem takie myśli (nie mam dzieci - i nie będę miał, na ile znam siebie). Nawet je wielokrotnie wygłosiłem. Właśnie dlatego to nie jest żadna sztuka. To jest najwyżej powiedzenie głośno czegoś, o czym wiele osób myśli, ale woli nie mówić. Ale to nie jest żadne odkrycie. Takie tezy wygłaszano nie jeden raz. Współcześnie istnieją całe ruchy osób aseksualnych, które wprost i otwarcie głoszą takie hasła (w takich czasach żyjemy). Dla mnie Rust jest zlepiony z kalek myślowych, z fiszek, które nie raz widziałem, nie raz czytałem, nie raz sam je odkryłem i nie raz sam się ich wstydziłem. To są kalki dość typowe dla stanów depresyjnych i nerwicowych i tutaj wszystko się zgadza. Ale nie nazwę kiepskiego (pod względem fabuły i dramaturgii) filmu detektywistycznego arcydziełem, dlatego, że wygłosił parę niewygodnych, dołujących tekstów. Szczególnie, że jawnie je zerżną z filozofów egzystencjalnych (fragmenty jakie wyżej cytowałem to niemal kalka np. z Sartra - Byt i nicość; chociaż gość wyciągnął inne, jakoby pozytywne wnioski z ludzkiego przekleństwa wyrwania ze świata; wyciągnął wniosek, że jesteśmy absolutnie wolni).

Tak się nie ocenia - imho filmów. Ja doceniam film, który mnie czegoś uczy, pozwala zobaczyć coś nowego, albo np. wyciągnąć wnioski z tego, co mnie męczy. A nie film, który odkryje z wielką pompą coś, co mnie męczy. Mimo mojego ego (wymieszanego z zaniżonym poczuciem wartości) nie uważam się za na tyle interesującą osobę, żeby uznawać, że film powtarzający moje przemyślenia czy lęki i nie p-otrafiący powiedzieć nic więcej, był godny intelektualnie uwagi.

Rzecz jasna różnimy się doświadczeniami. Co jest dla jednego odkryciem, dla drugiego nie jest, co jest dla dla drugiego, pierwszego nudzi. Ale ten film wyjątkowo nie miał mi nic nowego do powiedzenia. Wyjątkowo. Uważam, że więcej bym wyniósł oglądając Modę na sukces. Chyba, że naprawdę miałem jakieś uprzedzenie (bo pewne miałem) po wysłuchaniu paru dołujących dialogów Rusta, które przypomniały mi teksty jakie czytałem i własne doświadczenia i potem nie lubiałem go już podświadomie. Ale wątpię.

ocenił(a) serial na 10
Lost_in_space

No i może właśnie dlatego True Detective zrobił dla mnie takie wrażenie. Słuchając Rusta bawiłem się, wszak seriale to przede wszystkim rozrywka, i znalazłem coś w sam raz dla mnie, ani za mądrego, ani za głupiego. Nihilistyczne czy egzystencjalne wycieczki Rusta łechtały moje ego, o Jezu słodki, jaki ja mondry jestem, potrafię rozpoznać zapożyczenia czy parafrazy! Okultystyczne, mitologiczne i religijne literackie nawiązania ożywiły we mnie pasje może i szczeniackie, ale – jak się okazuje – ciągłe żywe. A tu nagle dostałem tekstem, który mną wstrząsnął. To nie jest jednak tak, że z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że wiem aż zbyt dobrze, o czym mówi Rust, i że mogę siebie z nim identyfikować. To by było nawet zbyt gówniarskie jak na mnie – aby pozować na ciężko doświadczonego przez los nihilistę, pesymistę i co tam jeszcze o nim można powiedzieć.

Jestem człowiekiem – a więc funkcjonuje i jako rozumna istota, i jako cześć świata, a więc jestem skazany na wolność, i skazany na świat. I jakoś ni cholery nie potrafiłbym zdobyć się na jakiś ogólny a kategoryczny sąd w stylu że świat to kosmiczny śmietnik albo, człowiek to wrażliwe mięso. Nie byłbym w stanie też zgodzić się, iż jest ten świat urządzony według boskiego planu, tak że już kurna nie można lepiej. Świat, człowiek, życie, los itd. to pojęcia ogólne, może i oddające istotę rzeczy, ale naprawdę wątpię czy ktokolwiek, gdziekolwiek i kiedykolwiek będzie w stanie ową istotę rzeczy w pełni ogarnąć. Na formułowanie takich sądów ja się silił nie będę, ale wysłuchać i postarać się je ogarnąć (przy świadomości tego, że co najwyżej, przy odrobienie farta, mogę się do istoty rzeczy zbliżyć) – o tak, to mogę. Jestem wolny, ja to czuję, to rozumiem, jest to coś tak oczywistego jak procesy życiowe, albo prawa mechaniki kwantowej. Dlatego też MOGĘ ale NIE MUSZĘ.

Jestem skazany na świat, ale nie oceniam czy to summa sumarum kara czy nagroda. Skoro MOGĘ to NIE MUSZĘ formułować jakichśkolwiek uniwersalnych, kategorycznych sądów na temat pojęć które ze swojej natury mają oddawać istotę rzeczy. Więc skoro tak jest, to pozostawiłem sobie ten komfort. Odbieram to co uznaję za świat, los, człowieka tak jak w konkretnej sytuacji do mnie to dociera. Raz się na Ciebie fochuje, raz Ciebie słucham bez podciągania tej sytuacji pod jakiś poglądzik w stylu „człowiek to chamowate bydle które szuka okazji do poniżenia innego” czy coś w tym stylu.

Jednak ta myśl, tłumiona i powracająca, o tym że byłem pełen barku pokory albo głupoty skoro zdecydowałem się na dziecko w świcie tak pokręconym jak ten, to już mi zlatuje takimi właśnie poglądzikami- które mogłem próbować zrozumieć, ale raczej nie formułować. Bycie ojcem uświadamia mi że komforcik MOGĘ ale nie MUSZĘ był bardzo, ale to bardzo kruchy. Bo bycie ojcem to doświadczenie metafizyczne, bez względu na to, czy to rozumiemy czy nie. Tu nie chodzi jedynie o proste uczestniczenie w biologicznej sztafecie – tu chodzi o współuczestnictwo w powołaniu do życia kolejnej, żywej, wolnej istoty skazanej na świat. I na świat zaczynam parzyć inaczej – bo co jeśli to skazanie jest faktycznie skazaniem, karą, przekleństwem, dramatem? Uczestnicząc w świecie mogę mieć głęboko w dupie recesje, głupotę, ruskie tanki na Krymie, gówniary z gimnazjum wciągające mefedron, i co tam jeszcze syfiastego jest, bo ja sobie z tymi tankami lepiej lub gorzej poradzę, najwyżej mnie rozjadą.... ale popchnięcie kogoś, w ten świat, to już poważniejsza sprawa. I ja jestem za to odpowiedzialny, ja i moja Żona, gdy zdecydowaliśmy się na Alicję.

Ja się totalnie z Tobą nie zgadzam, nie zgadzam się zupełnie gdy mówisz że nie jest Sztuką powiedzenie głośno czegoś, o czym wiele osób myśli, ale woli nie mówić. TO WŁAŚNIE jest esencja sztuki. Tworzymy sobie jakiś głupiutki komforcik, jakąś wygodną iluzję, ale Rzeczy Ważne, te najważniejsze, upomną się o swoje. W moim przypadku upominały się kolejnym skazanym na świat wolnym stworzeniem za którego powołanie ja jestem odpowiedzialny. PO TO JEST Sztuka i TO JEST SZTUKĄ co pozwala nam zdefiniować, zobrazować i pozwala nam na łatwiejsze ogarnięcie Rzeczy Ważnych – w sytuacji gdy Rzeczy te naprawdę nie pozostawiają nam wyboru.

pegaz_filmweb

Ja nie twierdzę, że ten film jest pusty absolutnie. Twierdzę, że jest pusty jako dzieło filmowe. W sensie - nie jest dobry jako film. Źle korzysta z materiału (i nie ważne czy materiał jest zacny). Pusty nie jest i być nie może, bo - chociażby - czerpie myśli z różnych nurtów intelektualnego namysłu. Ale tak się nie robi filmów. Chcesz poznać te nurty - sięgnij po książki. Po co komu jakaś popowa wersja tego. Szczególnie, że to wcale - ale to już imho - nie są wartościowe nurty. To są nurty śmierci. Nurty dekadencji. Nurty nihilizmu. Człowiek powinien szukać życia. A ciemne myśli każdemu się trafiają - nie ma co się tym przejmowac, to normalne. To nie natura wyrzuciła nas ze swego łona i uczyniła potworami. Sami się nimi czynimy. Przez nadmiar zbędnej refleksji. Dlatego właśnie takie nurty myślowe zawsze się rodzą w czasach nadmiernego luksusu, łatwości życia (czasem kiedy zostanie ona przerwana trahedią - jak wojna). Zdrowe społeczności nie zaprzątają sobie głowy takimi samobójczymi, niszczącymi duszę rozważaniami.

pegaz_filmweb

Ludzie najpierw zabijaką Boga, a potem rozpaczają, ze im nie dobrze. Po co było go zabijać? W imię jakiejś niby tam obiektywnej prawdy? A cóz to jest niby prawda - przy naszych ludzkich możliwościach? To są czyste brednie i postać Rusta doskonale to uosabia. Psuje wszystkim humor, psuje sobie, a i tak sobie roi o gwiazdach czy tym, że dobrze jest umierać jako dziecko (czyli łudzić się). Czyli - pogardza ułudą, ale jednocześnie jej pragnie. To chyba jedna z inteligentniejszych rzeczy w tym filmie. Ale i to już kiedyś rzuciłem w twarz wojującym ateistom (sam jestem ateistą - niestety, jestem Rust z wyrzutami sumienia). Że niszczą, bo sami czują że nie czują.

pegaz_filmweb

Wiesz co - przyszło mi do głowy, że może ja tego serialu tak nienawidzę, bo nienawidzę Rusta, a nienawidzę Rusta, bo przypomina mi mnie (moje doły), a w dodatku jest znacznie bardziej przystojny i umie rysować :)

Pozdrawiam, i nie wyrzucaj sobie fochów, bo to ja się zachowuję jak cham, ale nie umiem tego zmienić... Tak już mam. Dlatego mnie nie warto brać poważnie. Używam epitetów jak mi podejdą klawisze ;)

pegaz_filmweb

Wiesz co najlepiej zrób? Poczytaj sobie o IWŚ. Tego roku mamy 100 rocznicę. Polecam obecnie popularne, dziennikarskie, popowe ujęcie: G.J.Meyer -- A world undone, The story of the Great War, from 1914 to 1918. Dlaczego? Bo nawet popularne ujęcie literatury faktu ma jakąś szansę Cię otrzeźwić.

Jednocześnie jest to naprawdę nieźle napisana książka, która daje pewien obraz wydarzeń. Do znalezienia w necie w formie ebooka (po angielsku - ale przecież czytasz).

ocenił(a) serial na 10
Lost_in_space

Czyli jednak.... epitety i oceny „tego co jest w mojej głowie” zamiast wysłuchania. Twoja sprawa, Twój problem.

Najczęściej powtarzasz - trywializm. Czyli, oznacza to, iż uważasz, że dany element jest mało wyszukany, zupełnie pospolity, ordynarny wręcz. Gdyby się uprzeć, stosując odpowiednie sztuczki erystyczne, to można 99% tego co jest w kulturze zbanalizować, stosując argument „bo gdzieś już to było”. A jeśli uważasz historię, która w porywający sposób, kontrastuje Zło banalne i Zło demoniczne, wraz z skonfrontowaniem tego zestawiania z dwoma kompletnie rożnymi postaciami, za zbyt dla Ciebie pospolitą i mało wyszukaną, to powtórzę – to Twoja sprawa, Twój problem. W żadnym wypadku nie świadczy on jednak o jakości serialu. Bo problemem tej dyskusji jest to, że operujesz ocenami na podstawie kryteriów tak arbitralnych i tak subiektywnych, że uniemożliwią jakąkolwiek dyskusje – chyba, że będziesz rozmawiał z tymi, którzy akurat z Tobą się zgadzają.

Zaproponowałeś mi rozwinięcie kwestii:

- percepcji zła przy postawie programowej obojętności wobec zła – rozwinąłem, a w zasadzie rozwinęliśmy. Ja i emo_waitress w dyskusji kilkanaście tematów niżej, przy okazji postaci Marty'ego . Zajrzyj.

- tym jak można zdemolować kilka rożnych klisz fabularnych spotykanych w kryminałach i dramatach – jw. Jest kilka różnych dyskusji na ten temat. Zajrzyj.

Ok, zdarza Ci się coś konkretnego napisać. „synkretyzm religijny Luizjany! Jak całych USA” - Co? A skąd to Ci się wzięło? Nie, to bzdura. Stany są krajem pluralistycznym religijnie, ale synkretyzm religijny, to specyfika Luizjany. Co innego koegzystowanie rożnych religii, co innego ich łączenie w jedno (np. senteria). Dobra, można dyskutować o tym, że ów synkretyzm został przedstawiony w bardzo karykaturalny sposób, można negować tezę serialu, o tym, że w połączeniu z socjologiczna specyfiką Luizjany powoduje on degeneracje społeczności – ale takie podejście w serialach czy filmach to ewenement.

PS. Lost wiem co to jest, faktycznie, kiepskie, ale to nBSG to co to?

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
pegaz_filmweb

Raczej przeintelektualizowania nie powinieneś poczytywać za komplement. To oznacza, że jesteś osobą inteligentną, która jednak utraciła grunt, a odnaleźć go potem - żeby zacząć normalnie rozumować i czuć rzeczywistość - to często są lata, a może i życie. Taka osoba jest jakby "zagubiona w czasie i przestrzeni".

Ale ogólnie nie powinieneś brać moich przytyków do siebie, bo ja przypominam w wielu płaszczyznach Rusta. Też uważam, że moja obecność jest dla ludzi szkodliwa, stają się przeze mnie smutni. Oczywiście - jeśli biorą mnie poważnie.

pegaz_filmweb

No dobrze - powiedzmy inaczej - z tych wypowiedzi coś wynika. Dla osób, które są tak przeintelektualizowane, że nie rozróżniają rzeczywistości od teoryjek i sądzą, że w ten sam sposób zachodzi rozwój charakteru lub historii. To jest totalny absurd. Trudno o większą sztuczność w filmie. I przypominam - właśnie takie podejście określa się mianem pseudo-intelektualizmu. Może myślisz, że to słowo oznacza coś innego, ale oznacza właśnie a) brak wyczucia przystawalności treści intelektualnych do sytuacji (lub ich nieprzystawalności) b) hasłowość treści intelektualnych, ich szablonowość zastępującą szczerą, rzeczywistą analizę

ocenił(a) serial na 10
Lost_in_space

No i bardzo dobrze! W końcu oprócz jakiejś wypowiedzi przytoczyłeś kontekst! Szkoda tylko że wypowiedź przetłumaczyłeś jakoś tak dziwnie.
Tak masz rację, opiekunka owego przybytku w ten sposób racjonalizuje fakt, że jest tam niepełnoletnia. I w tej wypowiedzi chyba nie chodziło „teorie feministyczne” tylko o realistyczne przedstawienie dialogu pomiędzy zakłamanym stróżem prawa, a zirytowaną jego oburzeniem burdelmamą. Nawet jeśli, (co jest całkiem realne) Pizzolatto w ten sposób odwołał się do teorii feministycznych (o których mało wiem, przyznaję) było to całkiem na miejscu. Bo widzisz.... tego typu osoby, FAKTYCZNIE tak myślą, i FAKTYCZNIE mówią w taki sposób, gdy przychodzi im wyjaśniać swoje poglądy, postawy i postępowanie przed kimś, kogo uznają za osobę spoza ich świata.

pegaz_filmweb

Nigdy się nie spotkałem z tak myślącą prostytutką, czy puszczalską. Z mojego nikłego doświadczenia wynika raczej, że - przynajmniej na pozór - mają takie zarzuty w dupie i nie zmyślają do tego wykoncypowanych teorii. Owszem, wkurza je to, że ktoś wsadza nos w ich sprawy. Mają wrażenie, że ludzie wchodzą z butami w ich życie. Bo i tak w sumie po części jest. Ale nie opowiadają o tym bajek w feministycznych frazach. Prędzej nazwą cię chujem i każą wypier... Dlatego mi się wydaje, że Pizzolatto, po raz tysięczny, wykorzystał swoje niezwykle bogate doświadczenie życiowe i sięgnął do wspominka z biblioteki. Ale być może się mylę. Może jednak w USA gdzie feminizm jest tak modny, że leży na każdej półce, istnieje jakaś wzajemna wymiana doświadczeń między prostytutkami, a feministkami. W którąkolwiek ze stron. Szczególnie, że feministki - znudzone już same sobą - swego czasu zaczęły zaglądać do półświatka.

Tak czy owak - wyjątkowe szczęście mieli nasi detektywi, że trafili na taką intelektualną, gotową do głoszenia nauk, burdelmamę. Na takim zadupiu? Cóż - najwidoczniej bohater musiał się rozwinąć i doznać nauki.

ocenił(a) serial na 9
Lost_in_space

"Nigdy się nie spotkałem z tak myślącą prostytutką, czy puszczalską." Standardowy błąd argumentacyjny. To, że ty nie spotkałeś się z jakimś zjawiskiem, nie oznacza, iż ono nie zachodzi. Wniosek, do którego doszła "burdelmama" ani nie jest specjalnie odkrywczy, ani zaskakujący, więc dlaczego starasz się przypisywać mu charakter wiedzy "tajemnej", dostępnej tylko Dobrze Wykształconym I Obeznanym Kobietom Obracającym Się Przy Okazji W Środowiskach/Kołach Feministycznych?
"Dlatego mi się wydaje, że Pizzolatto, po raz tysięczny, wykorzystał swoje niezwykle bogate doświadczenie życiowe i sięgnął do wspominka z biblioteki." A czy ty nie zachowujesz się dokładnie tak samo, skoro piszesz wcześniej: "Z mojego nikłego doświadczenia wynika raczej, że - przynajmniej na pozór - mają takie zarzuty w dupie i nie zmyślają do tego wykoncypowanych teorii."?
Światopogląd Rusta jest bardzo zbliżony do tez, jakie spotykamy u Ciorana. Co więcej, gdy czyta się "Na szczytach rozpaczy", podobieństwa wypowiedzi, czy nawet ich tożsamość bardzo rzuca się w oczy (choćby np. "This is the world, where nothing is solved" - dokładny tytuł jednego z esejów filozofa). Sam powód, dla którego Cohle wygłasza co chwila swoje mądrości, również możemy znaleźć u Ciorana. Detektyw w którejś ze scen, mówi mniej więcej swojemu koledze, że za długo zgłębiał swój umysł, by teraz rezygnować z wygłaszania swoich tez, myśli na rzecz czyjegoś spokoju. Taka postawa, to efekt "bycia lirycznym", pozwolę sobie zacytować naszego rumuńskiego nihilistę: "Być lirycznym znaczy nie móc trwać zamkniętym w samym sobie. Ta potrzeba uzewnętrznienia jest tym intensywniejsza, im liryzm jest intymniejszy, głębszy i bardziej skupiony." ; "Być lirycznym wskutek cierpienia znaczy przeżywać proces wewnętrznego płonięcia i oczyszczania; wówczas rany przestają być zewnętrznymi objawami bez głębszych komplikacji, owszem, zyskują udział w jądrze naszego jestestwa. Liryzm cierpienia to pieśń krwi, ciała i nerwów. Prawdziwe cierpienie ma źródło w chorobie. Dlatego w prawie wszystkich chorobach kryją się moce liryczne."; "Stajemy się liryczni tylko w następstwie totalnej organicznej zapaści.". Tytułowy detektyw stracił wszystko, co nadawało wartość, sens jego życiu, osiągnął "szczyt dna". Targany rozpaczą, cierpieniem, myślami o córce, o istocie, celu tego wszystkiego, dochodzi do możliwego intuicyjnego wniknięcia esencjalnego, pojmuje "rzecz", intersubiektywną dynamikę, aż w końcu nie może powstrzymać wewnętrznej eksplozji, eksplozji wyznania, niemożliwej do zatrzymania potrzeby wyrażenia się. Dlatego czasem wydaje się, iż za bardzo odpływa, czy wygłasza "coś" kompletnie znikąd.
Oczywiście kwestia możliwości istnienia postaci detektywa-filozofa-poety jest dyskusyjna. Fakt, że czasem wstawki Rusta mogą się wydać sztuczne, sztucznie wprowadzone. Ale nie zgodzę się z tezą, że są pozbawione sensu.
Sam serial nie rości sobie prawa do bycia video-traktatem filozoficznym. Rust nie wygłasza żadnej specjalnie oryginalnej myśli, a strzela często cytatami, bądź parafrazami. Zagadnienie zła jak dla mnie, jest niestety zbyt pobieżnie potraktowane. Zbyt uproszczone. Niemniej jednak, widowisko nie stara się zrobić z widza totalnego głupca, straszliwie wciąga, fascynuje i połyka klimatem, a może nawet kogoś zachęci do zgłębienia, zapoznania się z zagadnieniami kochanej "Sofii"