Premiera , godz. 3:00 rano , HBO , wszytko jak zwykle .
Racja, Cersei zasłużyła na coś lepszego, zwłaszcza za to, że popierała sekularyzację i demontaż majątków kościelnych...
Z przedszkola zwanego "dobry produkt". Jeśli tworzysz jakąś postać w taki sposób żeby ludzie jej nie lubili. Jeśli przez tą postać ginie dużo pozytywnych postaci. To ludzie oglądający serial będą podświadomie wymagać żeby ta wykreowana na złą postać została w odpowiedni i satysfakcjonujący sposób zabita. Nic nie zrobiła? A wszystkie złe czyny których się dopuściła w trosce o dzieci? Rozumiem że skoro kochała dzieci to nagle skazywanie ludzi na śmierć przestaje mieć znaczenie. Kurczę Danka kocha swojego smoka więc to nie jest nic złego że kazała mu spalić całe miasto.
Dziecinne podejście do oglądania jest najlepsze. Daję najwięcej satysfakcji :)
Szaleństwo Danki niewiarygodne, przerysowane do granic absurdu. Jeżeli tego się spodziewałeś od 5 sezonu to gratuluję, że zgadzasz się z logiką DD ków.
To, co mnie absolutnie poruszyło w tym odcinku, to cała rzeź bezbronnych ludzi w Kings Landing. No i tu mamy, jak mi się wydaje, dwa wymiary: ogólny (zachowanie się nacierajacej armii) i Daenerysowy. No i ogólny to jest dla mnie super (choć potwornie smutna) rzecz, i jakiś tam powrót do GOT-owego realizmu - no bo z tego, co wiem, większość armii, zdobywajacych miasta, tak się właśnie zachowywała (rzeź, gwałty, rabunki). Tu wszystko było bardzo realistyczne - poza tym, że w historycznych atakach na miasta nie mieli smoka, który mocno zwiększył efektywność rzezi. I to ma też jakiś naprawde super wymiar moralny (znowu bardzo smutny, no ale prawdziwy) - armia, która była budowana jako pozytywna, ostatecznie niewiele się różni od zombiaków (nie sadzę, zeby to jakoś pocieszyło umireajacych w Kings Landing, że zabijali ich żywi ludzie). To jets jakoś dla mnie bardzo poruszające. Natomiast co do wątku Daenerys - on z kolei w ogóle mnie nie przekonuje. Wiadomo, że od paru odcinkow podkrecają wątek jej szaleństwa, wiadomo, że wcześniej też miała tego typu wyskoki, ale - zawsze dotyczyły one konkretnych wrogów (chociaż moze przy ,,kill the masters", było to dość ogólne już, ale tam tez, z tego co pamiętam, mówiła, zeby oszczędzić dzieci; a pozostałe momenty, jak robiła dracarys, to było przeciw walczącym przeciw niej jakoś tam wrogom). Było tez naprawdę mocno podkreślane, jak troszczy się o dzieci i generalnie o słabszych. Rozumiem - nienawidzi Cercei, za Missandei i w ogóle. Ale, no naprawdę, pzrecież ona siedzi na tym całym smoku, a smok, jak już parę razy się przekonaliśmy, umie latać. Wystarczyło, żeby poleciała nad miastem prosto do tej wieży, gdzie Cercei była, i ją rozwaliła. Ale nie - ona decyduje się zrobić totalną maskrę ludności, wiedząc, widząc, ze pali uciekające bezbronne osoby, w tym dzieci. Jak dla mnie, żadne wcześniej, w poprzednich sezonach odjazdy w stronę szaleństwa aż takiej akcji nijak nie usprawiedliwiają. To jest trochę jaiies hokus-pokus, Targaryenowie jak rzut monetą i tego typu mądrości, i nagle hop, z Daenerys mad king wyskakuje, zupełnie bez sensu. Kompletnie naciągane (sorry za powtarzanie tego, co juz dużo osób pisało, ale jak się człowiek wygada, to jakoś mu lepiej :) ).
Mnie to ganianie cywili przez Dany i palenie ulic jedna po drugiej skojarzyło się z Pacmanem
A mnie z bombardowaniem Drezna i burzą ogniową. Sytuacja mentalnie podobna, miasto nie bronione, nalot jako pokaz potęgi i to na użytek ówczesnego sojusznika, a nie tych palonych.
Mi się bardziej skojarzyło z koszeniem trawnika, ale jak tak o tym teraz myślę, to widzę, że porównanie do Pacmana też jest adekwatne :)
To by było super cool, jakbym tak mogła postraszyć somsiadów.
Chodziło mi bardziej o takie jedno ujęcie, kiedy widać, jakby smok metodycznie leciał z tym swoim ogniem z jednego końca miast w drugi, potem miał zawrócić i lecieć kolejny rządek, tak jak się jedzie po kolei kosiarką :)
Odcinek dobry, podobało mi się, obawiam się jednak najbardziej jakiegoś głupiego twistu w ostatnim, w stylu Arya kogoś ukatrupi (w domyśle Dankę) przebierze się za nią i zostanie dobrą królową wszystkich. Twórcy znowu nie mieli jaj żeby zabić Tyriona i Snowa, Cersei też nie wiadomo czy kopła w kalendarz pod tymi gruzami
Tak sie zakończy Arya zabije Dany i weźmie jej twarz żeby kontrolować jej armie a Jon poczuje że musi powstrzymać szaloną ciotke i zabija Arye przebraną za Dany tak będzie
w sumie to obstawiam że Sansa niechcący zabije Aryę(Danę) dźgając ją ostrym końcem ;-) tak jak uczyła ją siostra
Ciekawe, czy gdyby Arya włożyła twarz Danki, to smok zorientowałby się, że to nie jego Pani, czy nie?
Po ostatnim odcinku jestem MEGA zawiedziony. Pomijam nawet glupotki typu niezniszczalna Aria i kon, niesmiertelny Jamie chadza sobie po dwoch dzgnieciach czy pancerny Hound (w porownaniu do "kruchego" Qyburna), bo zaakceptowalem w tym serialu (i wielu innych), ze glowni bohaterowie musza miec wiecej szczescia czy wytrzymalosci niz zwykle postacie, bo takto zgineli by juz duzo wczesniej.
Jednak nie moge ogarnac z jaka latwoscia Denerys niszczy skorpiony. Po odcinku 4tym zastanawialem sie co zajebistego wymyslyli tworcy, bo przeciez skorpiony byly wielkim zagrozeniem dla smokow. W 5tym odcinku nie sa juz zagrozeniem - Denerys wchodzi we wszystko jak w maslo. W 4tym ledwo pojawila sie na horyzoncie i juz stracila smoka, w 5tym paczą sobie w niebo jak nadlatuje, a cala flota wystrzeliwuje ze 2 strzaly, zeby nie bylo za trudno smokowi robic uniki :-P ZENADA.
Najgorsze jednak co zrobili z Jamiem, Denerys, Tyronem i Varysem. Jamie przechodzil przez caly serial przemiane, aby ostatecznie po mianowaniu blondwlosej rycerzem i przespaniu sie z nia, stwierdzic ze on jednak jest zly i woli uratowac Cersei. Przez to, ze nie ma w tym wszystkim logiki jestem mocno rozczarowany, bo mogli chociaz sprobowac jakos naszkicowac jego motywacje by ocalic Cersei (lub mogl ja zabic i sam odplynac lodka w nieznane, co wg mnie byloby bardziej satysfakcjonujacym rozwiazaniem). Nastepny jest Tyron. Kreowali go na najmadrzejszego goscia w GoT, a ostatnio tylko zawala i... przeprasza. Nawet widzialem wywiad jak sie smieje ze swojej postaci, ze wysyla kobiety i dzieci razem ze soba do krypt i nie pomyslal o nieumarlych ;-). Teraz Denerys... Czlowiek sie czuje jakby zabraklo odcinka obrazujacego jej przemiane. Rozumiem, ze byly przepowiednie o niej itp., ale moj najwiekszy zawod to jak szybko nastapila jej przemiana. Niby caly sezon to pokazuje, ale dla mnie i tak zbyt szybko i latwo do tego doszlo. Na koniec Varys, ale to juz byc moze czepialstwo, bo gosciu lawirowal pomiedzy wieloma wladcami, a ostatecznie zginal wpadajac zbyt latwo.
Z calego odcinka podobal mi sie natomiast watek Hounda - mozna sie czepiac jak walczyli itp, ale wspolne zginiecie w ogniu niesie za soba jakas symbolike.
To tyle. Nie zrozumcie mnie zle - spodziewalem sie, ze postacie moga zostac poprowdzone w sposob, ktory mnie nie zadowoli, ale najbardziej boli sposob splycenia ich motywacji.
Mam wrazenie, ze tworcy nie chcieli powielic zadnej fanowskiej teorii, dlatego poprowadzili wszystko w nieprzewidywalny sposob, ale fani zrobili na prawde dobra robote i poprowadzenie wszystkiego inaczej musialo wymusic na tworcach brak logiki, niespojnosci czy uproszczenia no i wyszlo jak wyszlo.
Nadal czekam na final, ale jakby z mniejsza ekscytacja...
Nie mam już zwyczajnie siły i ochoty pastwić się dalej nad tym serialem, który w postępie geometrycznym powoduje u mnie wzrost negatywnych emocji. Ale muszę, po prostu muszę wylać z siebie jeszcze trochę tej żółci, która mi została ;)
Obiektywnie było w tym odcinku trochę pozytywów, wizualnie na poziomie, rozpierducha KL i rzeź - ekstra. Zagłada miasta przez smoka przemawiała do wyobraźni. Tylko szkoda, że to wszystko odbyło się kosztem logiki, kosztem kretyńskiego i chaotycznego skracania i upraszczania wątków, kosztem zyebania niemal wszystkich - z nielicznymi drugoplanowymi wyjątkami - bohaterów, kosztem robienia z widzów idiotów.
Szaleństwo Danki jako koncept sam w sobie i rzeź stolicy w jej wykonaniu bardzo mi pasowało jako swoista klamra jej historii (która zaczęła się przecież od kiełkującego w niej ziarenka chęci zemsty na oprawcach swojej rodziny, która w takiej samej rzezi stolicy została niemal doszczętnie wybita) i chętnie bym to zobaczył, ale na R'hlora! - Nie w taki sposób, nie w scenariuszu skleconym przez tych dwóch idiotów :(
Nigdy nie byłem wielkim fanem Danki, zwłaszcza tej serialowej odkąd dedeki uparcie zaczęły ją kreować na "perfect ruler" i dorabiać do tego cały ten komuszy bełkot. Ale to usilne przyprawianie jej teraz gęby wariatki - wbrew elementarnej logice, wbrew temu, co sami nam wciskali ledwo kilka odcinków wcześniej - to wyjątkowo żenujący fak ap i przyznam, że wqrwiło mnie to równie mocno jak onegdaj zeszmacenie mojego ukochanego Stannisa. Bo olano przy tym kompletnie jakiś sensowny rozwój postaci nastawiając się tylko na wywołanie efektu "szoku", zrobienia jakiegoś nagłego, kompletnie nierealnego z punktu widzenia logiki i psychologii postaci zwrotu, którym będzie można pchnąć Fabułę w wymyślonym naprędce kierunku. Tak jak Stach, kreowany na surowego, lecz sprawiedliwego władcę i dobrego ojca, nagle zwariował i spalił swą ukochaną córkę i dziedziczkę, żeby dedeki mogły się potem brandzlować przy czytaniu recenzji jakiż to serial jest nieprzewidywalny, mocny i okrutny, tak i teraz kompletnie zyebano postać Dany, żeby na szybko uzasadnić czymś malownicze rozpiżdżenie miasta okraszone scenami palenia i mordowania niewinnych szaraczków.
Bo efekt "zaskoczenia", efekt taniego 'szokingu' i trollowania urósł w tym serialu do rangi ostatecznej wyroczni. Kiedy zżymam się na to, czemu - skoro Dany miała skończyć jako córka swojego ojca - dedeki nie poświęciły choć trochę czasu ekranowego w poprzednich sezonach na to, by to jakoś uzasadnić, czemu nie zaprzęgły swych zwojów mózgowych do stworzenia jakiejś wiarygodnej podbudowy jej ostatecznego szaleństwa, to myślę, że oni to chyba zrobili z premedytacją i celowo, że może nawet wiedzieli, że rozpieprzą tym jakąkolwiek wiarygodność i prawdopodobieństwo, że fabularnie zarżną ten serial, ale mieli na to zwyczajnie wylane, bo bardziej jarała ich wizja szoku na twarzach targetu docelowego, który jeszcze się takimi rzeczami podnieca i który zdążył już zapomnieć jak ten serial wyglądał kilka lat temu.
Przy okazji poszły się yebać i inne postacie "okołodankowe" - Varys i Tyrion, kreowani w poprzednich sezonach na inteligentnych graczy, zostali zrównani z ziemią. Pająkowi jeszcze dopisali na koniec na szybko durną scenę śmierci, a Tyrion, nawet jeśli przeżyje (choć Dany powinna go teraz stracić w pierwszej kolejności), to równie dobrze może iść w p***u, bo dla mnie jako postać się skończył. Nie prezentuje już sobą niczego. Podobnie jak Jon, który im bardziej go cisną na królowanie i robią z niego ostatniego sprawiedliwego, tym bardziej jest miałki i bezjajeczny. Zmarnowano potencjał ich wszystkich. Zmarnowano też potencjał Dżejmiego szmaconego od kilku sezonów i ostatecznie skundlonego. Choć sama w sobie scena śmierci rodzieństwa L. w objęciach była ok, jakoś tam poetycka itd., słowem - kupiłbym ją, ale znów - po co było trollować z tą niby-przemianą Jaime'a, po co była ta wyprawa na Północ, żeby walczyć "za żywych"? Po to, żeby puknąć Brienne po czym stwierdzić, że jednak jest sqrwysynem i wraca do swojej siostry, żeby z nią umrzeć? Bez sensu. Było już go tam zostawić w tym KL. I tak jest ze wszystkimi po kolei postaciami, rzucanymi to tu tam w imię doraźnych potrzeb fabularnych i zachcianek szołranerów.
O innych pomniejszych debilizmach nie chce mi się już nawet pisać. Dobrze, że został już ostatni odcinek, bo i tak było tego stanowczo za dużo.
Na tym etapie wśród zatwardziałych miłośników GOT pozostały już tylko największe młotki xD
takie januszowate puste dzbany - miłośniki disneja połączonego z power rangers xD
Z rozrzewnieniem wspominam czasy, kiedy to książkowcy na forum gorączkowali się, czy aby NA PEWNO serialowcy czają, jaki Oberyn jest zayebisty po jego ukazaniu się w serialu, bo były tycie różnice takie a takie, typu, że gościu był bardzo wyedukowany i takie tam. Łza się w oku kręci jak się wspomni książkowców, których pretensje do serialu polegały na tym, że Tyrion powinien być brzydki, jego blizny bardziej okropne, a Danka po spaleniu na Khalowym stosie powinna być bodajże łysa, a w serialu miała włosy.
Smutne haha.
A potem przyszedł Stachu *po mojej śmierci królową ma zostać moja córka*nie będzie stosów* Baratheon palący swoją królewnę dla śmierdzącego niepranymi całą zimę onucami WINTERFELL, zgwałcona przez Boltona Sansa, upośledzeni LF i Varys a teraz Danka wariatka.
Tak że tak.
Najśmieszniejsze jet to, że serial nie tylko jest gwałtem na książkach, oni ruchają swoje własne dzieło :D Wątek Jona od zawsze kreowanego na kogoś, kto odegra kolosalną rolę w wojnie z Innymi, lub w wojnie o tron snuje się w finałowym sezonie po ekranie jak smród po gaciach robiąc dokładnie te miny, z których wszyscy mieli bekę w 1 sezonie i zgrywając cnotkę niewydymkę w obecności Danuty. Danka z szybkością shinkansena przemierza fabularne opary absurdu w kierunku wydumanego szaleństwa... kurde już mi się nie chce pisać, a o każdym mogłabym napisać referat ;D
I widać takie potwornie żenujące lazy writing. Weźmy chociaż scenę Jona z Danką. Oboje idą na wojnę, z której mogą nie wrócić, są liderami swoich ludzi, PODOBNO SIĘ KOCHAJĄ. I zaczyna Danka wylewając słuszne żale, szukając pociechy, szukając komfortu, psychicznego, jak i fizycznego, wsparcia jako królowa i jako zakochana kobieta. I co robi Jon? NIE DAJE JEJ NIC. Danka jest psychicznie w stanie głębokiej żałoby, załamania (ale nie ku*wa wariactwa!), widać to gołym okiem i jedyne, na co zdobywa się Jon, to "ale o co ci chodzi, przecież nie chcę być królem". Gówniany scenariusz nie przewiduje w tym momencie ROZMOWY, nie przewiduje pokazania Jona jako empatycznego człowieka, do którego ludzie się garnęli, bo był zwyczajnie dobrym człowiekiem.
Czy widziałeś dobrego człowieka w scenie z Danką?
Ja widziałam buca, który nie potrafi nawet przytulić ukochanej podobno kobiety, żeby ją pocieszyć po stracie ukochanych jej osób, jak już się tak strasznie brzydzi tego pokrewieństwa, że nie może zrobić nic więcej. Jon mówi, że ją kocha, ale te słowa są puste. I kiedy Danka się odsuwa i widać, jak zamyka się w sobie cyk! koniec sceny. On nawet nie próbuje się tłumaczyć, przepraszać, w jakiś sposób dać znać, że stara się, że chce to przezwyciężyć, że mu na niej zależy, że zrobi wszystko, żeby BYŁA SZCZĘŚLIWA.
Ta scena miała po prostu pokazać, ze Danka się "stacza". Jeżeli przy tym trzeba było zarżnąć postać Jona, to... no cóż. Jon musi odstać tę scenę z miną kota srającego na puszczy, wyzbyć się wszystkich cech, które uczyniły z niego Jona Snowa i rytualnie złożyć się w ofierze na ołtarzu Fabuły.
Uprzejmie przypomnę Jona w rozmowie z Mancem i Tormundem po ich uwięzieniu w CB. Jon był wobec tych mężczyzn milion razy bardziej empatyczny, rozgadany, przekonywujący, emocjonalny, żarliwy, niż w scenie z podobno własną ukochaną :D Jemu ZALEŻAŁO na nich, a tu wygląda, jakby miał na Danutę - ukochaną i przede wszystkim niebezpieczną babę na bardzo niebezpiecznym smoku, na czele bardzo niebezpiecznej armii - mocno wy*ebane :DD
Główni bohaterowie w 8 sezonie:
Jon - krąży bez celu, w bitwie z Innymi nic nie zrobił. Za każdym razem kiedy mówi "jesteś moją królową" gdzieś na świecie umiera mała panda.
Tyrion - jest namiestnikiem, a nic nie robi. Jedynie powtarza "musimy zdobyć stolicę bez ofiar cywilnych"
Sansa - wiecznie obrażona
Cersei - cały sezon patrzy z balkonu i płacze za słoniami
Arya - wielka zabójczyni, podróżuje 2 tygodnie do stolicy żeby w ostatniej chwili dobry wujek Sandor jej powiedział żeby odpuściła. Komedia
Danka - wali smuty, że Jona kochają a jej to nie. Walić to że na południu ludzie nie wiedzą kto to Jon, ale trzeba pokazać że jej smutno.
Bran - bez komentarza
Im dalej tym jeszcze gorzej. Varys człowiek, który zawsze spiskował po cichu nagle postanowił otwarcie "hej Jon chcę zdradzić Danke, wchodzisz w to?". Głównodowodzący wojskami Doliny jedyne co robi to kłania się Sansie i wychodzi.
Oni wiedzieli to wcześniej i ostrzegali :D www.youtube.com/watch?v=EA7UQOYskas
Przyznaje, że troche się zdziwiłam, że Arya odpuściła i nie poszła za Ogarem. Tyle czasu żyła zemstą na Cesrei a odpuściła po jego gadce.
Pamiętaj, że zmiana planów Aryi nastąpiła w sytuacji wyjątkowej, gdy wokół niej ginie miasto i umierają w męczarniach ludzie. Na tym tle jej plany i dążenia dostały punkt odniesienia. Nie sądzę, aby myślenie o własnej śmierci miało wcześniej dla Aryi znaczenie. Teraz okazało się, że nie musi to być chwilką i może przynieść cierpienie. Poza tym wszystko wskazywało na to, że Cersei i tak umrze, a szansa na dotarcie do niej, zanim to się stanie, była niewielka. Dotąd Arya działała na zimno, planowała i emocje nie przesłaniały jej myślenia. Ogar pokazał jej, że nienawiść przekreśla to wszystko i prowadzi do samozagłady. Moim zdaniem jej decyzja to było "Nie dzisiaj".
W tym momencie widać tylko, że się tynk sypie, Arya jest świadkiem rzezi dopiero później. Nie jest to sytuacja wyjątkowa, kiedy trzeba nagle podjąć decyzje życie-śmierć. Po prostu w trakcie iścia, rzut beretem od finału, do którego Arya prze od 1 sezonu, od kiedy zginął Ned, Ogar mówi nagle, kurde, zginiesz, na co Arya, o rany faktycznie, to ja już sobie pójdę, dzięki stary, uf, mało brakowało. Mówimy o TEJ Aryi, która dopiero co zaatakowała sama NK ryzykując życiem, ale teraz kitra przed spadającym tynkiem.
Z której strony nie spojrzę, dla mnie odpuszczenie zemsty przez Aryę praktycznie bez walki jest co najmniej naciągane.
Aż tak różowo nie było, aczkolwiek możliwe, że coś w chronologii pomyliłem.
Atak na NK był w trochę innej sytuacji. To trochę jak na wojnie, gdy w obliczu nieuchronnej śmierci żołnierze zaczynają myśleć, żeby jak najwięcej tych sk... zabrać ze sobą.
Wszystko rozumiem. Ale Joffrey i Cersei byli zawsze na szczycie Listy Aryi. Joffa już nie ma, Cersei jest prawie za rogiem.... musiałoby coś naprawdę się stać, żeby Aryę odwieźć od spełnienia swojego największego marzenia odkąd knowania Cersei i bezmyślne okrucieństo Joffa brutalnie wyrwało ją z błogiego dzieciństwa.
Mamy Arye z pustą twarzą, mordującą całe rody z szyderczym uśmieszkiem, mordującą ludzi w sali tronowej Winterfell, traktującą kochanków przedmiotowo, bez wahania ruszającą na podobno największego wroga Westeros, i cyk! mamy Aryę, której wystarczy sprzedać jednego suchara i całe jej jestestwo ulega w sekundzie zmianie.
To jest tak, jakby Danka stała tuż przed tronem i nagle Jon zapytał, czy na pewno chce rządzić, czy może zamieszkać z nim na farmie i hodować kozy. I Danka by powiedział, no kurde faktycznie, jeszcze mi się co stanie jak będę królową, dzięki Dżonie za uratowanie mej przyszłości, moje dotychczasowe marzenia i ambicje, które napędzały mnie przez 8 sezonów odłożę na półkę, bo wiesz, jeszcze umrę od tego królowania i co wtedy!
Arya sama zabijała bez mrugniecia okiem i mialaby odpuścić zemste bo Deanerys zaczeła niszczyć miasto?
I to jeszcze po słabym argumencie: "chcesz być taka jak ja"? Tzn. jaka, aktualnie najbardziej spójna, integralna i wierna sobie osoba, jaką zna? :D A może taka, której rozwój sama obserwowała, która jej pomogła wiele razy, chciała dostarczyć matce, niedwano ocaliła i nie zrobiła jej krzywdy? Faktycznie, kto by chciał tak skończyć :D
No i przemowa Ogara też z tych dziwniejszych. On nie przepadał za bratem, oględnie mówiąc, ale żeby miał żyć wyłącznie dla zemsty na nim - to się dowiedziałem dopiero w tej scenie. Leniwe scenopisarstwo ;)
Mnie już zazgrzytało kiedy powiedział wcześniej, że ma tylko jedno marzenie - w domyśle - zabić brata. Wiadomo, że go nienawidził i chętnie by go zabił przy pierwszej sposobności, ale żeby zabicie go było celem jego życia? Hmmmm...
Aktor odgrywający Varysa też wyraził swoje rozczarowanie
https://www.wprost.pl/prime-time/10216612/wciela-sie-w-role-varysa-w-serialu-gra -o-tron-udzielil-osobistego-wywiadu-ma-pretensje-do-tworcow.html
"Aktor wyznał, że wyraził też życzenie, aby jego finałowa scena była wspólna z Petyrem „Littlefingerem” Baelishem, granym przez aktora Aidana Gillena. – Byłem bardzo zmartwiony tym, że nie mam z nim ostatniej sceny. Byłoby to wspaniałe. "
OMG!
W podobnym tonie wypowiadali się już aktorzy grający Stannisa i Barristana.
A co najciekawsze jest, że
na 8x1 większość z nas czekała w emocjach - bo to początek finałowego sezonu - potem rozczarowania
Na 8x3 większość z nas czekała jeszcze w emocjach - bo starcie z NK - potem rozczarowania
Na 8x5 część z nas jeszcze mimo wszystko czekała - bo to walka o KL i może w końcu jakieś zaskoczenie od twurcuf - i jednak znowu rozczarowanie
I w końcu nadchodzi finałowy 8x6, na który powinniśmy czekać odliczająć sekundy, a który prawdopodobnie większość ma już w d.......
ja też obejrzę - i też mam nadzieję, że z przyjemnością. chodzi mi bardziej o to, że prawdopodobnie kiedyś większość ludzi miała swoich faworytów do ŻT a teraz to już pewnie zwisa bo w gruncie rzeczy nie ma ani jednego sensownego kandydata. ja np kilka sezonów temu stawiałem, że na tronie wbrew wszystkiemu finalnie zasiądzie Tyrion (ewentualnie z Sansą u boku), ale po tym jak scenariusz go zeszmacił to już nawet bym tego nie chciał.
W sumie jak sie tak zastanowić to ja nigdy jakos faworyta do ŻT nie miałam, dziwne.
Choć szkoda, że Martinowi nie chce się dalej pisać, bo moze coś lepszego by zaserwowal niz to co mamy w serialu.
ale stawiasz na Jona, Brana czy na Sansę? mi się wydaje, że tronie jednak klapnie Sansa. ktoś w innym temacie rzucił pomysł, żeby Drogon spalił wszystkich i to by było coś. scena , gdzie np. wszystkie główne postacie są zgromadzone w jednym miejscu np. przy koronacji Danki, Jona/Arya zabija Dankę a wtedy widać jak smok się wścieka, nadlatuje i pali wszystko i wszystkich do gołej ziemi (łącznie z kluchą Jonem, który nie zasługuje na bycie Targiem) byłaby naprawdę dobra.
i teraz fantazja na całość - potem smok odlatuje na wywczasy a spośród szaraczków nagle wychodzi Bronn, spogląda na zgliszcza, na przestraszony tłum, na stopiony ŻT i mówi do siebie "a może kurła Lord to trochę za mało ambitnie?" ;-)
Ja też obstawiam Sansę. Tak ją łopatologicznie kreują od kilku sezonów na najmądrzejszą w całej wsi,że nie zdziwiłoby mnie wcale, gdyby okazała się "najbardziej godna" tej roli.
Tylko że stolicą Westeros tym razem nie będzie KL, tylko Winterfell :D
no zobaczymy, jeszcze mam ułamek procenta złudnej nadziei, że zakończenie będzie na najwyższym poziomie wykonawstwa i scenariusza.
najgorsze jest to, że kiedyś na praktycznie każdy odcinek GoT czekało się na zasadzie - "kurła, dopiero wtorek! ile jeszcze do tej niedzieli! co tam się będzie działo?!"
a teraz - "zieeeew, aha, za parę dni ostatni odcinek ostatniego sezonu, zieew, ciekawe co DD znowu spierd...lą? zieeeew, no to co z tym, zieeeeew, żelaznym tronem? zieeew, a może go oleją jak olali NK? zieeeew,"
Mi się caly czas wydaje dziwne, ze ten przygłupawy Bran który tylko siedzi, podobno myśli i się mądrzy nie przewidział w swojej dennej łepetynie że Danka oszaleje i będzie zabijac ludzi. Ten gnojek zna przyszłości, przeszlosc i ni erobi z tego zadnego użytku, tylko siedzi i się patrzy? Jak nic zrobia twist, ze Bran to wszystko sobie przekminił, wykalkulowal bo chce być królem Westereos. Taka intryga Brana byłaby bardzo w stylu Dedeków. I byliby z siebie tacy dumni, ze wymyślili taki TWIST nad TWISTY. A ja chyba skonam ze smiechu.
Co do empatii, to żadem ze Starków jej nie miał, dobry =/= empatyczny. Jest to ładnie opisane w tym filmiku, wrzucam od momentu omawiania Jona, jeśli nie chcesz tracić czasu na pozostałych: https://youtu.be/ccrQObMjg1U?t=434
Haha, racja - pamiętam, jakeśmy się zżymali na rozmaite nieścisłości książkowe, na to, że ten czy ów był w danym momencie fabuły gdzie indziej, że nie ten bohater, a inny powiedział jakąś kwestię, albo powiedział ją inaczej. Pamiętam, jak sam się wkurzałem na brak paluchowego "Only Cat" :D Chciałbym mieć teraz takie problemy :D
Jeśli idzie o postać Jona, to widać po jego niemrawej relacji z Danką i w ogóle po jego kompletnej bezużyteczności w tym sezonie, jakim żałosnym i tanim fanserwisem było całe to shipowanie ich "epickiego romansu". Od początku nie kleiło się to fabularnie, dramaturgicznie, ani aktorsko, bo z tego co kojarzę Emilka i Kit nie pałają do siebie sympatią :D I to widać. I cały ten romans jest bez sensu, sztuczny, upychany do fabuły na siłę, dociskany kolanem z góry, gdy boki rozłażą się w szwach. Dedeki po prostu chciały rzucić coś na żer siuśmajtkom, a teraz muszą to jakoś mozolnie składać, bo z jednej strony ma być love story, z drugiej Fabuła kazała zrobić z Danuty wariatkę, z trzeciej Jona - znów na siłę - pchać na żelazne krzesło. A niestety dedeki nie są w stanie poprowadzić sensownie dużo prostszych do ogarnięcia wątków, więc musiało się to skończyć takim barachłem. Gówniany scenariusz, jak słusznie zauważyłaś, sprawia, że każda próba wyjaśnienia motywacji, uczuć, planów bohaterów w jakiejkolwiek wspólnej scenie, rozmowie, spełza na niczym.
Wątek Jona - do którego wcześniej też mieliśmy przecież rozmaite uwagi, ale który mimo wszystko dał się jeszcze lubić - od spotkania z Daenerys pruje się jak stare gacie. Bo Fabuła coś każe, więc Jon służy jako narzędzie do osiągnięcia tego. Fabuła kazała odfajkować NK, więc żeby Dany poleciała bronić Północy, Jon musiał ją w sobie rozkochać (tzn. de facto nie musiał - mógł ją po prostu przekonać, ale jak ustaliliśmy - fanserwis), potem Fabuła kazała wykreować jakiś głupi konflikt z Sansą i resztą Północy, więc w tym celu Jon oddał Dany Północ w podzięce (znów - nie musiał, zwłaszcza, że zgodziła się mu pomóc już bez stawiania warunków), potem trzeba było wykreować jakiś sztuczny konflikt na linii Jon-Dany związany z pochodzeniem tego pierwszego (sztuczny, bo Jon nie chce królowania, ale trzeba mieć kogoś w zanadrzu jak już z Dany zrobi się wariatkę), więc Jon ni z tego ni z owego robi swoją nową ukochaną w ch*ja i rozgaduje wszystkim o swoim pochodzeniu, właściwie nie wiadomo dlaczego (bo Fabuła kazała). I tak dalej i tak dalej. On w ostatnich dwóch sezonach nie ma kompletnie nic do roboty jako podmiot wydarzeń, jako postać, która miałaby na cokolwiek wpływ (nawet w bitwie o WF niczym się nie wykazał i nic mądrego nie zrobił oprócz latania na smoku w te i we wte...). Jest takim ładnym elementem dekoracji, który od czasu do czasu coś bąknie bez przekonania, zrobi zbolałą minę, albo pomilczy wymownie, jak już dedekom nie chce się wymyślić mu kwestii. Smutne, bo jeszcze dwa-trzy sezony temu wizja Jona na tronie byłaby dla mnie ok. Teraz jawi mi się to jako kompletny absurd.
Mnie osobiście bardziej by pasowało, gdyby Jon pomimo swej prawej do obrzydliwości natury, okazał się graczem i widząc słabość Daenerys do siebie, po prostu ją uwiódł dla korzyści politycznych. Również gdyby miał wyobraźnię, zakazałby Samowi i Branowi rozpowszechniać informację o swym prawdziwym pochodzeniu, a sam trzymał gębę na kłódkę. "Prawda" spowodowała tylko kłopoty, brak jest jakichkolwiek korzyści z jej ogłoszenia. Pozycja Jona wynikała nie z pochodzenia, tylko z tego kim był i co zrobił.
Jon był podmiotem do momentu przybycia Sansy do CB.
Ten sezon to tylko formalność, papierek potwierdzający jego mentalną i charakterologiczną kastrację. Zupełnie nie widzę sensu jego istnienia, jego rolę mógłby zagrać jakiś kolejny najemnik.
Jon został zrównany z Euronem, który też był miotany po całym Westeros, bo Fabuła kazała mu być w danym miejscu, nie ważne jak daleko od poprzedniego. To nie te czasy, kiedy bohaterowie byli w jednym miejscu, ewentualnie podróżowali gdzieś cały sezon. Teraz w kilka odcinków Jon zalicza Winterfell, Smoczą Skałę, Mur, za Murem, KL, ponownie Smoczą Skałę. Bez sensu, ładu i składu. Ale jest norma do wyrobienia, punkciki na mapie Fabuły do zaliczenia, pan każe, Jon wykonuje.
Zgadzam się z tym o napisałaś w 100 %. Rozmowa Jona z Daenerys a właściwie odtrącenie jej miłości było dla niej gwoździem do trumny. Jak ktoś woli - ostatecznym elementem strącającym ją w pokłady szaleństwa. Bez sensu jest doszukiwanie się tego rzekomego szaleństwa w jej DNA czy w poprzednich sezonach...Jon Snow okazał się cymbałem i zakutą pałą... Cytując Haringtona: "rozczarowanie".