Dobra, Fune, rozumiem, że każdy ma swoje sympatie, antypatie i miłostki, ale takie przewrotne naginanie faktów, jakie Ty stosujesz to już przesada. Ale odpowiem raz jeszcze, mimo, że mam wrażenie, że rzucam grochem o ścianę.
Przede wszystkim, raz jeszcze zachęcam do obejrzenia sceny w namiocie.
Fajnie, że Sansa chciała ostrzec brata, służyć radą, podzielić się swoimi obawami i przygotować go na najgorsze. Szkoda, że zamiast tego nakrzyczała na niego, nazwała cieciem, kazała olać Rickona (o którego cała afera się rozchodzi!) i ZATAIŁA INFORMACJĘ O MOŻLIWOŚCI POZYSKANIA DODATKOWEJ ARMII. Zdumiewające, że jesteś w stanie z tym polemizować.
Podaj mi proszę rozsądny argument za tym, że Sansa słusznie zrobiła, zatajając przed Jonem info o spotkaniu z Littlefingerem i jego ofercie. To już była skrajna głupota, ale mogła to naprawić mówiąc o wysłanym liście. Chyba oczywiste jest, dzielenie się wiedzą z bratem i dowódcą wojska???????????? Bo dzięki temu będzie wiedział, że warto poczekać, inaczej zaplanuje taktykę i nie pójdzie na śmierć. Zaufanie i komunikacja, kuźwa. Czego się bała, że Jon ją wyśmieje i pociągnie za warkoczyk?
Co właściwie Jon miał zrobić? Odmrażać dupę w śniegu, bo Sansa tak mówi, nie podając za tym ŻADNYCH argumentów? Bo argumentem nie jest tekst, że Ramsay jest Zuy i nie można mu ufać, o tym wszyscy dobrze wiedzą. Na co Jon miał czekać, wiedząc, że nie zbierze więcej ludzi, że zaraz nadciągnie zima, która może go pogrzebać tak samo jak Stannisa? Mógł albo ruszyć z tym, co miał, albo darować sobie całą imprezę, wrócić do Castle Black i liczyć, że pogróżki Ramsaya okażą się palcem na wodzie pisane.
Przecież to Sansa z ogniem w oczach namawiała Jona do szturmu na Winterfell, do odbijania Rickona!!! Pięć minut później zmieniła zdanie i stwierdziła, że Rickon w sumie i tak ma przechlapane... Gdzie tu jest logika? O podstawowych ludzkich i rodzinnych uczuciach nie wspominając... Wygląda na to, że Sansa wykorzystała najmłodszego Starka do zagrania na uczuciach Jona, żeby zebrał armię, którą później pośle się w charakterze mięsa armatniego, eliminując ew. zagrożenie związane z dziedziczeniem. Takie coś już bardziej byłabym w stanie kupić, pod warunkiem, że Jon stanowiłby dla Starkówny jakiekolwiek zagrożenie, albo gdyby było pokazane, jak odbija jej szajba i staje się paranoiczną, knującą, wyrachowaną graczką. Tyle, że nic takiego się nie pojawiło, więc wiele widzów słusznie ma problem ze zrozumieniem, o co tej babie chodzi.
"No teraz to mnie nie rozbrajaj." Nie wiem, co mam na to odpowiedzieć. Chcę wierzyć, że to nie gruboskórność z Twojej strony.
Nie wiem, też jak możesz oskarżać Jona o egoizm i słaby charakter, mając obok Sansę dla porównania. Po prostu tego nie rozumiem.
"Jon na nikogo nie patrzył i niczego nie słyszał, widział tylko Ramsaya, na którego bezrozumnie ruszył. Davos jedynie potem reagował na jego decyzję, co było ewidentnym błedem."
No raczej nie. Po raz setny: Jon się gapił, Davis krzyknął o szarży, Boltonowie posłali strzały, Jon ruszył. Różnie można to interpretować, ale właśnie taka była kolejność wydarzeń. Jasne, że ruch Davosa był głupi. Jon mógł później zawrócić, ale nie wiem, czy coś by to dało, skoro jego armia i tak ruszyła.
Trudno powiedzieć, jak potoczyłaby się bitwa, gdyby nie zabicie Rickona. Może Jon by zwyciężył, może Ramsay i tak by go zmasakrował, biorąc pod uwagę przewagę liczebną, świetnie wyszkolonych i uzbrojonych żołnierzy.
Nie wiemy, jak zachowałby się Petyr, całkiem możliwe, że tak jak piszesz. Tylko skąd Sansa mogła to wiedzieć? No chyba, że taka już z niej graczka, że czyta w myślach innych. Skoro chciała pomóc Jonowi i wygrać bitwę, powinna powiedzieć o rycerzach z Doliny. Czy była ich pewna, czy nie, czy domyślała się że Petyr ich oszuka, czy nie, jej psim obowiązkiem było powiedzieć. Nie ma dla niej usprawiedliwienia, ani moralnie ani logicznie. Koniec kropka.
Mi to w ogóle sie wydaje, ze dla całego widowiska byłoby lepiej gdyby ta ruda glista powiedziała co wiedziała, wszyscy spokojnie i zwyczajnie zaczekaliby na petyrowe wojska i bitwa rozegrałaby sie z wyrównanymi szansami. Dla mnie to juz by bylo ciekawsze niż to "zaskoczenie" które absolutnie zadnym zaskoczeniem nie bylo i chyba nawet go nie udawalo. Zastanawiałam sie tylko kiedy przybędą słowiczki i kiedy zabiją Tormunda (tutaj mnie zaskoczyli, przyznaje).
"Zastanawiałam sie tylko kiedy przybędą słowiczki"
nie wiem, czy była jakaś dusza na świecie, która nie czekała na odsiecz w tej bitwie. To była tak oczywista oczywistość, że już bardziej oczywiste to być nie mogło. Szczególnie, że Sansa nie była obecna, nawet nie obserwowała bitwy, a przecież od tego jak się potoczy podobno miało zależeć jej życie, to co się nie interesowała. O interesowaniu się życiem braci nie wspominam, bo to już uczucia wyższe.
No więc wiadomo było, że ratunek przyjdzie. Element zaskoczenia poziom: -100.
Ja też czekałam na śmierć Tormunda, ale akurat padło na innego. Zawsze musi umrzeć jakiś ktoś z imieniem/wyróżniającego się w takich bitwach, kiedyś zabito tą fajną kobitę w Hardhome, teraz wylosowano WunWuna.
"rozumiem, że każdy ma swoje sympatie, antypatie i miłostki, ale takie przewrotne naginanie faktów, jakie Ty stosujesz to już przesada. Ale odpowiem raz jeszcze, mimo, że mam wrażenie, że rzucam grochem o ścianę. "
Normalnie z ust mi to wyjęłaś :D
"Fajnie, że Sansa chciała ostrzec brata, służyć radą, podzielić się swoimi obawami i przygotować go na najgorsze. Szkoda, że zamiast tego nakrzyczała na niego, nazwała cieciem, kazała olać Rickona (o którego cała afera się rozchodzi!) i ZATAIŁA INFORMACJĘ O MOŻLIWOŚCI POZYSKANIA DODATKOWEJ ARMII. Zdumiewające, że jesteś w stanie z tym polemizować."
Nie zamiast tego, bo to właśnie zrobiła. Mimo, że ją wcześniej olali, ostrzegła brata, podzieliła się swymi obawami, jaki i przygotowywała na najgorsze. Konkretnie na to - Rickona nie da się uratować, Ramsay użyje go jako zabawki, Jon wpadnie w jego pułapkę a nie odwrotnie. I zdumiewające, że jesteś w stanie z tym polemizować, skoro te słowa padły, a Jon i tak na polu bitwy zdziwiony.... Cieciem to go nie nazwała, ale jak się okazało i w tym miałaby rację.
Afera rozchodzi się o odzyskanie WInterfell (o czym wielu na tym forum marzyło). Co Jona jakoś za specjalnie nie interesowało. Potem doszła sprawa Rickona, która przekonała Jona do zaangażowania się. Sansa co do losu Rickona nie miała złudzeń (ktoś na forum miał?). Jak sie okazało, Północ pamięta, ale inaczej i Sansa bała się (wiedząc, że będą mieli tylko jedną szansę), że z tymi siłami nie mają szans, więc naciskała, żeby poczekali. Chciała kupić czas, bo może miała nadzieję, że Petyr jedak odpowie. Dla niej parę dni nie robiło różnicy, bo nie wierzyła, że Rickon przeżyje (słusznie). Możliwość pozyskania armii była wtedy jedynie hipotetyczna, Jon i tak nie wziąłby tego na poważnie, bo mu zależało na czasie, i tak go stracił na czekanie na odpowiedź z Riverrun, a Ramsay robił tik tak. Petyr zapewne i tak by przybył z odsieczą niespodzianką, bo tytuł wybawcy Jona był mu bardziej na rękę.
Zresztą najlepsze w tym wszystkim jest to, że działania Sansy były wystarczające. Informacja o liście nie była Jonowi do niczego potrzebna. Wystarczyłoby, gdyby zachował sie jak na dowódcę przystało i wszystko skończyłoby się zgoła inaczej.
"Podaj mi proszę rozsądny argument za tym, że (...) Bo dzięki temu będzie wiedział, że warto poczekać, inaczej zaplanuje taktykę i nie pójdzie na śmierć"
To Ty mi podaj argument, że warto było ryzykować życiem Rickona (przypominam, że nie mówimy o realizmie tylko o myśleniu Jona) dla hipotetycznego wsparcia od wzgardzonego i urażonego wcześniej Petyra, ktory nie miał nic do pomocy WInterfell (wciąż mówimy o Jonie, który nie miał pojęcia o umowie Lf z Koroną, a za to mógł mieć pojęcie, że to ten sam koleś, co ją sprzedał Boltonom), no i mowa o armii Doliny, co to odmówiła wsparcia samej Cat, no że już nie wspomnę o tym, że sam rodzony wuj ich olał, woląc zamiast im pomóc, wbić sie w miecze Freyów. No i jeszcze Jon nie bardzo miał poważanie, jeżeli chodzi o Sansę i narady wojskowe. A to co mówiła, jednym uchem wpuszczał, drugim wypuszczał.
Taa, na pewno by czekał, czując oddech Ramsaya.
No i że powtórzę - najlepsze w tym wszystkim jest to, że działania Sansy były wystarczające. Informacja o liście nie była Jonowi do niczego potrzebna. Wystarczyłoby, gdyby zachował sie jak na dowódcę przystało i wszystko skończyłoby się zgoła inaczej.
"Co właściwie Jon miał zrobić? Odmrażać dupę w śniegu, bo Sansa tak mówi, nie podając za tym ŻADNYCH argumentów? Bo argumentem nie jest tekst, że Ramsay jest Zuy i nie można mu ufać, o tym wszyscy dobrze wiedzą. Na co Jon miał czekać, wiedząc, że nie zbierze więcej ludzi, że zaraz nadciągnie zima, która może go pogrzebać tak samo jak Stannisa? Mógł albo ruszyć z tym, co miał, albo darować sobie całą imprezę, wrócić do Castle Black i liczyć, że pogróżki Ramsaya okażą się palcem na wodzie pisane."
Nie, no bardzo dobrze, że ruszył. Miał przecież całkiem niezły plan (a przy okazji i wojska niespodziankę).
Szkoda tylko, że jak już ruszył to zatańczył dokładnie tak, jak zagrał mu Ramsay, ku jego uciesze. Zrobił dokładnie tak jak Sansa ostrzegała. A co do tego planu to wywalił go w piz#du, a co za tym idzie i wszystkich swoich ludzi. Za których - że przypomnę - on był odpowiedzialny, nie Sansa. I którzy - że przypomnę - walczyli dla niego, nie dla Sansy.
Bo, że się znow powtórzę - informacja od Sansy nie była mu do niczego potrzebna i nie przez jej brak zachował się jak dupek, a nie dowódca.
"Przecież to Sansa z ogniem w oczach namawiała Jona do szturmu na Winterfell, do odbijania Rickona!!! Pięć minut później zmieniła zdanie i stwierdziła, że Rickon w sumie i tak ma przechlapane... Gdzie tu jest logika?"
Really? Muszę to tłumaczyć? Sansa namawiała na przywrócenie w WInterfell sztandaru wilkora. Jon miał wtedy doła i nie bardzo go to obchodziło. Ramsay przysłał list, zwróc mi żone, mam Rickona. Jon zmienia zdanie. Chce atakować tym co ma, z każdym kolejnym dniem bardziej martwiąc się o Rickona. Sansa, doskonale zdająca sobie sprawę z tego, że Rickon będzie jedynie wykorzystany do wciągniecia Jona w pułapkę, boi się ryzykować z tym, co mają. Z akcentem na 'mają', nie co mogą 'hipotetycznie mieć'. To tak samo jak Blackfish, przekonany (w tym przypadku niesłusznie), że Edmure i tak zostanie stracony, skupiał się chociaż na tym, żeby Ryba wisiała na herbie w Rverrun, żeby nie dostało się w obce ręce. Nie możesz poświęcać całej sprawy dla uratowania jednostki, gdy uratowanie jej jest niemożliwe. Oczywiscie, że nalepiej jest uratować jedno i drugie, ale nie zawsze jest to realne. Na smutek przyjdzie czas później. Winterfell powinno być Starkow. A szansa była tylko jedna. Sansa bała się ryzykować, Jon chciał ryzykować. Oboje się mylili, warto było ryzykować, ale nie z takim Jonem. Z nim oznaczało to jedynie porażkę i znów Sansa miałaby rację, gdyby Petyrowi nie zależało tak na namiestnikowaniu Północą.
"Nie wiem, też jak możesz oskarżać Jona o egoizm i słaby charakter, mając obok Sansę dla porównania. Po prostu tego nie rozumiem."
Jona, ktory wysłał wszystkich swych ludzi na pewną śmierć, bo emocje wzięły nad nim górę?
Jona, który wcześniej powiesił za to samo dziecko? Dziecko, które widziało brutalny mord na swoich rodzicach, i któremu potem kazano się bratać z tym wrogiem? Już widzę, jak Jon się brata z Ramsayem.
I stawiasz tu w ogóle Sansę dla porównania? Porównania czego?
"No raczej nie. Po raz setny: Jon się gapił, Davis krzyknął o szarży, Boltonowie posłali strzały, Jon ruszył. Różnie można to interpretować, ale właśnie taka była kolejność wydarzeń. Jasne, że ruch Davosa był głupi. Jon mógł później zawrócić, ale nie wiem, czy coś by to dało, skoro jego armia i tak ruszyła. "
Jon się gapił najpierw na Rickona, potem na Ramsaya, I to był cały jego świat. Nie widział nic z tyłu ani z boku. Tormund tylko sie modlił pod nosem, żeby Jon nie robił tego, co Jon już zdecydował, że zrobi i co Ramsay już wiedział, że zrobi. Że ruszy do przodu. Wtedy się wszystko rozstrzygnęło dla Jona. Panika Davosa (który też zresztą wiedział, co Jon zrobi) nie ma tu nic do rzeczy. Jon dał się zrobić jak dziecko.
"Trudno powiedzieć, jak potoczyłaby się bitwa, gdyby nie zabicie Rickona."
Akurat zabicie Rickona było jedną ze stałych tego starcia, nie zmiennych.
"Może Jon by zwyciężył, może Ramsay i tak by go zmasakrował, biorąc pod uwagę przewagę liczebną, świetnie wyszkolonych i uzbrojonych żołnierzy. "
Gdyby Jon trzymał sie planu, nie jest trudno stwierdzić jak by się to skończyło. Przegraną Ramsaya. Z nieporównywalnie większą liczbą pozostałych przy życiu ludzi Jona. Z Wun Wunem na czele.
"Nie wiemy, jak zachowałby się Petyr, całkiem możliwe, że tak jak piszesz. "
Za to wiecie jak na pewno zachował się Petyr i jak sie zachowała Sansa :D Knuła z Petyrem, co by wyciąć Jona i Rickona :D
"Tylko skąd Sansa mogła to wiedzieć? "
O Petyrze? Nic. Nie miała od niego wieści, stąd sie tak bała. Nie wiedziała też, że Petyr ma chrapkę na WInterfell od dawna i że tylko dlatego sprzedał ją Boltonom. Za to wiedziała, że wcześniej go odrzuciła i nim dość mocno wzgardziła. A to, co wiedziała o Ramsayu to powiedziała, szkoda tylko, ze strzępiła język po próżnicy.
"jej psim obowiązkiem było powiedzieć."
A psim obowiązkiem Jona było zachować się jak dowódca. I trzymać się ustalonej strategii zamiast myśleć tylko o swych uczuciach. To była bitwa, za ktorą był odpowiedzialny, a nie wizyta u ewy drzyzgi.
"Nie ma dla niej usprawiedliwienia, ani moralnie ani logicznie. Koniec kropka."
Za to dla Jona raczka nieboraczka biedaczka są i moralne i logiczne :D Którego zachowanie równało się też śmierci Sansy. Ale to ona niby ma wylane na śmierć w rodzinie :D
KTO RZĄDZI PÓŁNOCĄ!?
RAMSAY!
KTO RZĄDZI PÓŁNOCCCCĄĄĄĄĄĄ!!!!!????
RASMAYYYYYYYYYY!!!!!!
hahaha
ich ostatnia wieczerza!
bo chyba starki nie pozwolą żyć takim zwierzakom - ludojadom...
A w ogóle co się stało później z piesełkami? Znowu zniknęły? Przecież nie było francowatej Brienne of Tit, żeby uciekły biedactwa w przerażeniu!
Albo w gorszym - ze Żmijowymi Patolkami.
...
Btw - co z Dorne?, nie to że narzekam. Mam nadzieję, że już nigdy nikt pod żadnym pozorem nie wróci do tego wątku.
Myślę ze są w Krainie Zapomnienia razem z Gendrym i juz nie będę musiala patrzec na ten komiczny wątek.
Komentarz mi się nie pojawił - albo się pojawi za parę godzin?
Chciałam tylko napisać, że obstawiam Mandarynki wychylające się zza czyichś plecków z zakrwawionym nożem w ręce w finale sezonu :)
Ale, ze Cercetka czy Tomeczek? Przewiduje te dwa zgony w przyszłym odcinku. Chociaż chyba Jamie w nim trochę nabroi. Stawiam, że zatłucze siostrzyczke:(, moze Gimbusiary załatwią młodego. Nie wiem, ale na pewno kogoś załatwią. To wychylanie się zza czyichś pleców z chytrym uśmieszkiem jest absolutnie w konwencji i serialu i Patolskich Gimbusiar - też to widze:P.
Odcinek świetny, bitwa wspaniała. Co do wydarzeń w Meeren to już mnie to nudzi. Nie ważne jak wielką masz armię, wystarczy, że twój przeciwnik ma smoka i już przegrywasz, bo on spali wszystko a ty go nie możesz nawet drasnąć. Czy tak to teraz będzie wyglądać? Daenerys przybędzie do Westeros i spali każdą armię, która stanie jej na drodze? Wprowadzenie smoków było moim zdaniem błędem ponieważ przez nie każda bitwa przestaje być ekscytująca. Co z tego, że wyskoczy potężna i odziana we wspaniałe zbroje armia rycerzy, skoro przyleci sobie taki niezniszczalny smok, zionie ogniem i zostanie z nich tylko popiół.
II Bitwa o Winterfell
Świetna, obfitująca w dramaturgię (śmierć Rickona) i wiele zwrotów akcji bitwa. Nie ma się co rozpisywać, to trzeba zobaczyć. I pojedynki:
Bastard bowl
Jon Snow defeated Ramsay Bolton
Gdy Jon obijał mu mordę to była przyjemność nie do opisania dla moich oczu. Tyle sezonów musiałem oglądać jak Ramsay krzywdzi innych z uśmiechem na twarzy i wszystko mu się udaje. Teraz role się odwróciły.
Beard bowl
Tormund defeated Smalljon Umber
Walka dwóch brodaczy. Nie spodziewałem się tego, ale Smalljon to był idealny przeciwnik dla Tormunda, podobnie jak Tormund dla Smalljona. No i to ugryzienie niczym w walce Tyson vs Holyfield. :)
Końcówka bitwy była do przewidzenia. Nadciągający z odsieczą Littlefinger AKA Gandalf to coś, co już jednak widziałem w innej produkcji, a nawet w tym serialu (odsiecz Tywina w Bitwie nad Czarnym Nurtem). Brakowało tylko sceny, w której Baelish wyjeżdża naprzód na swoim białym koniu, mówiąc: "Jon Snow został sam", a wtedy z tyłu wyjeżdża nasz mały Słowiczek Robert Arryn i mówi: "Już nie sam", i jazda. :)
Co by nie mówić jedna rzecz z listu do Jona od Ramsaya, w którym Bolton pisał co się stanie, sprawdziła się, a mianowicie: "... ogary zrobią resztę". Brawo Ramsay, spełniłeś obietnicę. :)
P.S. Ciekawe co teraz zrobi Davos po odnalezieniu jelonka, mam nadzieję, że zabije Melisandre.
Ta należałoby się Mel za te wszystkie stosy z żywymi "niewiernymi"... jeszcze słyszę krzyki Shireen...
Ale z drugiej strony ona ma moc (truciznę pić może jak wino :-) no i odratowała Jona co przyczyniło się do odzyskania Północy od Boltonów ....
Może po prostu ją wygnają z Westeros??
To ciekawe... A kto wydawał rozkazy o paleniu tych niewiernych? Że już o złożeniu swej córki w ofierze nie wspomnę... Gdyby jednak nie dał takiego ciała pod Winterfell to też miałby zostać zabity? Bądź wygnany z WInterfell? Szczerze wątpię. Raczej hype na niego miałby się w najlepsze....
Miałem nadzieję, że Ramsay zginie od miecza Jona, ale zagryzienie przez własne ogary było o wiele lepsze.
Ale chciałem żeby to Jon go zabił. Liczyłem na pojedynek bękartów 1vs1, ale wczoraj zdałem sobie sprawę, że to nie byłoby ekscytujące ponieważ Jon rozwaliłby go w kilka sekund. Ramsay to zwykła ciota, myślę, że on nawet walczyć na miecze nie potrafi, bije tylko kobiety, do mężczyzn startuje tylko wtedy gdy są obezwładnieni i nie mogą mu nic zrobić (tak jak Theon przywiązany do krzyża lub osłabiony torturami). A gdy w końcu stanął do walki z mężczyzną, to ten zrobił mu z ryja marmoladę. Jedyne co potrafi to strzelać z łuku.
"A gdy w końcu stanął do walki z mężczyzną, to ten zrobił mu z ryja marmoladę."
Jedna z najlepszych scen;)
Ramsay nie został wyszkolony do walki, został wychowany jako zwykły bękart. Więc nie ma co się dziwić, że nie miał żadnych tego typu umiejętności. Nie sądzę, żeby to czyniło z niego ciotę, nie każdy musi zaraz walczyć na miecze i nie czyni do z niego jeszcze cioty, jak się nadrabia innymi walorami ;) Jako strateg to np. wymiata.
Nie będzie się pchał na takiego szermierza jak Jon, nie jest głupi. Stannis też się nie pchał na Renly'ego, tylko wolał go zabić ukradkiem.
Co do pojedynka bękartów - Jon był skłonny dać mu możliwość śmierci honorowej, by uniknąć bitwy, no ale po niej to już nie miał po co być taki łaskawy. Ba, miał nawet jeszcze więcej powodów, by nie być ;)
Ramsay książkowy. Serialowy to badass madafaka z gołą klatą przegryzający się przez oddział zbrojnych. Nawet standardowe zamkowe szkolenie, by go tego nie nauczyło. Wyczuwam Ra's al Ghula ;)
O Ramsayu książkowym i jego umiejętnościach strategicznych czy innych takich nie mam za wysokiego mniemania :D Roose próbuje go edukować i próbuje, ale wciąż jak głową o ścianę :D A serialowy po prostu mierzy siły na zamiary ;)
No wiesz gadał że teraz się zgadza, według niego to był chyba "pojedynek":P
Ps; pojedynek rozpoczął się od walenia mordy Boltonowi
Ramsay uważał, że z łukiem ma większe szanse przeciwko Jonowi. Co dziwne, bo wcześniej dobrze sobie radził z mieczem ;) A poza tym, łuk to nie była ryzykowna broń biorąc pod uwagę niewielki dystans dzielący przeciwników? Przecież wyciągnięcie strzały zajmuje czas, pozwalający wrogowi na przybliżenie się, co też Jon wykorzystywał. Ramsay źle zrobił, że nie zaryzykował walki mieczem - Jon był zmęczony, osłabiony, pewnie miał złamanych parę żeber... Ramsay mógł go pokonać. Nie żeby Bolton miał opuścić Winterfell cało, ale jednak mógł zabrać Jona ze sobą na tamten świat ;)
Zapomniałem o tej scenie. Nie walczył mieczem, tylko sztyletem i maczugą. Ale jednak walczył, więc nie jest aż takim tchórzem za jakiego go uważałem.
Chciał ratować życie, stąd zamiast zabijać Jona, próbował przemówić do jego honoru. To raczej zachowawcze działanie. Tylko, że honor Jona się wyłączył w momencie samotnego ruszenia na całą armię przeciwnika, a to peszek.
Ramseyowi nigdy nie udałoby się uratować swoje życie, nawet gdyby był honorowy pojedynek Jon vs Ramsey i Bolton wygrałby i tak Sansa zadbałby o jego zejście. Ona gdzieś miałaby ten cały honor, pojedynek...;p
No wiadomo, ale zadziałał zwykły instynkt samozachowawczy. Myślał, że gadaniem coś ugra, a gadać to on lubił :D RamsAy (tak przy okazji, a nie żaden Ramsey;), na moje, nie był nawet specjalnie świadomy tego, że tam zginie, raczej sądził, że - skoro był lordem - wyżyją na nim swą złość (fizycznie), a potem po prostu zamkną do lochu.
Wtedy zarówno Sansa, jak i Jon, mieli honor gdzieś, ku zdziwieniu lorda Boltona
RamsAy (tak przy okazji, a nie żaden Ramsey;)
Oczywiście, pokornie proszę o wybaczenie:D
Ramsay jest dla mnie ciotą ponieważ, tak jak już wcześniej pisałem, bije tylko kobiety, a z mężczyznami boi się walczyć, atakuje ich tylko wtedy gdy wie, że mu nie zagrażają, tak jak obezwładnionego Theona lub tego żołnierza z armii Stannisa, który miał ucięte nogi.
Ależ trzeba umieć mierzyć siły na zamiary. Nie jest debilem jak Jon, który leci sam na całą armię :D Ramsay [serialowy, żeby nie było] jest człowiekiem, który nigdy nie dostałby nagrody Darwina.
To, że ruszył sam na całą armię nie znaczy, że jest debilem. To był impuls. Zobaczył ciało martwego brata i przestał trzeźwo myśleć, skupiając się wyłącznie na zemście. A Jon kilkakrotnie udowodnił, że jest inteligentny, np. podczas obrony Muru przed Dzikimi, świetnie się spisywał (m.in. pomysł żeby zawalić wejścia, z którego Alliser nie skorzystał).