PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78150
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

Hej,
z uwagi na fakt, że same się już gubimy w czytaniu tego natłoku historyjek własnych, postanowiłyśmy naszą etiudę wraz z postem-matką, który nas zainspirował do działania umieścić w nowym temacie. Dobra kupa nie jest zła-jak to mówią więc wszystko razem trzymać odtąd będziemy. Miłego czytanka. TO wszystko dla Was!
Czekamy na opinie i wskazówki!
Pozdrówki!!!
M&A

mala270

oliwek1994!
Znowu się spotykamy;-)no i zwyczajowe:czekam na cedeka!

marlen_3

Wiem, że krótko, ale to zawsze lepsze niż nic, prawda? ;P No i trzeba powoli stopniować napięcie bo jeszcze zawału dostaniecie i co nam po zmarłych czytelnikach? ;P
Miłego czytanka ;)

***73***

-W czym mogę panu pomóc?- zapytał agent, przyglądając się mu uważnie.
-To dość skomplikowana sprawa… Czy moglibyśmy porozmawiać w cztery oczy?- Malcolm przepraszająco uśmiechnął się do towarzyszących im kobiet.
-Cam i Ange są moimi przyjaciółkami. Możemy rozmawiać w ich obecności.- Booth nieco niepewnie zerknął w stronę Angeli. Nazwał ją swoją przyjaciółką nieco na wyrost, gdyż pamiętał zajście w restauracji tego wieczoru, gdy oświadczył się Ann. Wtedy to, Ange dobitnie mu uświadomiła, że przestała się uważać za jego przyjaciółkę. Chociaż ostatnimi czasy, z niemałą radością, zauważył ocieplenie stosunków między nimi. Także i teraz, plastyczka nie dała mu do zrozumienia, że nie życzy sobie takiego tytułowania. A może nie dosłyszała?
-Skoro tak.- Shaw zrobił nieco kwaśną minę. Nigdy nie zrozumie tych wszystkich amerykańskich zwyczajów. Na Wyspach kiedy ktoś prosi o poufną rozmowę to po prostu taką prośbę się spełnia, a tu… Cóż, musi do tego i jeszcze wielu innych rzeczy najzwyczajniej w świecie przywyknąć.- Szukam pańskiej siostry, Josephine.- powiedział prosto z mostu. Ze zdumieniem zauważył, że agent momentalnie pobladł. Chyba jednak mylił się, sądząc, że nie ma nic do ukrycia przed swoimi przyjaciółkami.
-Booth nie ma siostry.- powiedziała Cam po chwili milczenia, jakie zapadło pomiędzy nimi.- Prawda Seeley? Seeley…?
-Wyjdźmy na zewnątrz.- Booth zrobił znaczący gest ręką po czym obaj mężczyźni opuścili Instytut, zostawiając osłupiałe kobiety same sobie.
-Co to wszystko znaczy?- zapytała w końcu Ange.
-Nie mam pojęcia.- odpowiedziała Cam, zakładając ręce na piersiach.- Wiem natomiast jedno, nie podoba mi się to wszystko.

Rozejrzała się dookoła. Jej oczy przyzwyczaiły się już do światła. Pomieszczenie nie było tak duże, jak początkowo sądziła. W kącie stało stalowe łóżko z podejrzanie wyglądającym materacem. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym, co na nim mogło bytować. Wstała, powoli rozprostowując zdrętwiałe nogi. Dała parę kroków na przód, próbując zignorować nieprzyjemne mrowienie. W drugim kącie, naprzeciwko rozklekotanego łóżka stało wiadro. Podeszła nieco bliżej, lecz po chwili się cofnęła czując ostry zapach uryny. Widocznie zanim tu ją przywieziono, ktoś inny był przetrzymywany w tym pomieszczeniu. Podłoga była betonowa, jednak ściany nierówne i gdzieniegdzie pokryte zielonym nalotem. Dotknęła jej powierzchni.
-Lita skała.- wymruczała sama do siebie.- Wilgoć…
Tuż obok łóżka leżała mała taca z przygotowanym dla niej posiłkiem. Dopiero teraz ją zauważyła. Rzuciła się do jedzenia niczym wygłodniały lew na antylopę. Dopiero po kilku kęsach uświadomiła sobie, że mogło być zatrute. Wypluła to, co miała w ustach i spróbowała zmusić się do wymiotów, jednak jej ciało było tak osłabione, że nawet żołądek odmówił posłuszeństwa. Rozpłakała się z bezsilności. Gdy już się trochę uspokoiła, dostrzegła małą paczkę leżącą na tacy i kopertę pod kubkiem z wodą. Sięgnęła po paczkę i ostrożnie rozwinęła papier. Jej oczom ukazała się skórzana obroża, nieco szersza niż dla psa ze stalowym kółeczkiem na smycz. Odrzuciła ją od siebie z obrzydzeniem i do ręki wzięła kopertę. Wyciągnęła z niej krótki liścik napisany zamaszystym odręcznym pismem:
-Mam nadzieję, ze prezent przypadł Ci do gustu. Już niedługo będziesz miała okazję aby go włożyć. Na łóżku leży szata dla Ciebie. Chcę abyś miała ją na sobie, gdy następnym razem Cię odwiedzę. Czekaj na mnie…- przeczytała na głos. Wydawało jej się, że jeszcze długo po tym jak skończyła czytać, słowa tego ohydnego liściku odbijały się od kamiennych ścian. Zmięła kartkę i rzuciła ją w stronę drzwi. Podeszła do łóżka na którym rzeczywiście leżał kawałek materiału wyglądem przypominający coś na kształt szlafroka. Swoją bielą wyraźnie się odbijał od poszarzałego materaca. Dotknęła tkaninę i pod palcami wyczuła przyjemny chłód i miękkość.
-Satyna.- stwierdziła.- Boże… Co tu się dzieje? W co ja się wpakowałam?- zaczęła się cofać, aż w końcu dotknęła nagimi plecami zimnej ściany. Jedynie jej chłód był czymś rzeczywistym, czymś mniej obcym, czymś, co znała. Usiadła na podłodze i podkurczyła nogi. Zaczęła kołysać się w przód i tył rytmicznie dotykając zimnej powierzchni i odsuwając się od niej. W jej piersiach wzmagał się płacz. Narastał z każdą chwilą aby w końcu wydostać się na zewnątrz przenikliwym rykiem. Rykiem osamotnionego zwierzęcia zaatakowanego przez krwiożerczego drapieżnika.

cdn...

M&R

Rokitka

Piesząc tę ostatnią scenę Rokitko powinnaś była zaznaczyć, że jest drastyczna;DDD Kazać komukolwiek zakładać satynę w jaskini pełnej wilgoci i przeciągów jest szczytem tortur;))). Od razu wpada do głowy Hiszpańska Inkwizycja... niespodziewanie wpada;)

Poważnie zaś przyznaję, że wciąż nieznane mi są Twoje zamiary odnośnie dalszych losów Tempe i siostry Bootha. Dziś zaś odniosłam niejsane wrażenie, że zechcesz Joss uśmiercić... Scena z lochu jest bardzo sugestywna i realistyczna, że nie powiem naturalistyczna. Pozycja embrionalna i kołysanie się znamionuje osoby pod wpływem ogromnego stresu. Masz dar obserwacji, co już nie raz i nie dwa razu nam udowodniłaś. I nie tylko obserwujesz, ale i wykorzystujesz swe obserwacje w twórczy sposób. Pisz tak dalej, o więcej nie proszę.
Wierna fanka LG:)

Rokitka

Ja to zawału dostanę z braku częstych postów;D A potem zmartwychwstanę, coby czytać dalejXDXDXD

Mortima

oj, widzę, że zakrawa sie na jakiś mały horror... w stylu sado-maso;-)
Czekam na cedeka :)

ewcia9494

Wow... Noo i co ja mam napisać??
Chyba tylko to że jak zwykle świetnie i że czekam na cedeka :))

mala270

muszę przyznać, że również cięzko mi cokolwiek w tej sytuacji przewidzieć, co ,mnie niewątpliwie drazni, ale tez fascynuje. Choć nie uwielbiam Joss, nie chciałabym, by zginęła, więc nawet o tym nie myślcie... albo.. albo właściwie... ja się zgadzam na wszystko. Byleby to było twoje, Rokitko, bądź twoje, Marlen.
Podsumowując - wow ;DD

loose_cannon

Świetne opowiadanko. Mam nadzieję że nie uśmiercisz Joss.

_nn_

napisze wam, że kiedy czytałam wasze opowiadanie niecały rok temu, po raz pierwszy, nie myślałam, że aż tak się rozkręci! Mam nadzieję że nie planujecie końca w tym dziesięcioleciu:)

marlen_3

Kurczę, no już faktycznie prawie rok jak zaczęłyśmy pisać dla Was. Ale ten czas szybko leci... Nasze małe dziełko chyba skończymy w tym dziesięcioleciu, gdyż nie chcemy żeby stało się ono nigdy niekończącą się historią w stylu "Mody na...", gdzie kolejna tura każdy z każdym powtarza się już chyba z dziesiąty raz ;) Miłego czytanka Wam życzymy i jak zawsze czekamy na to, abyście pozostawili tu po sobie jakiś ślad ;) Pozdrowienia from Olsztyn & Toruń :)

Wasze na zawsze

M&R

***74***

-Kim jesteś i czego chcesz od Joss?- warknął Booth, tuż po tym jak znaleźli się na parkingu Instytutu.
-Niech się pan uspokoi. Jestem jej przyjacielem…- zamilkł na chwilę jakby się wahał.- To znaczy do niedawna nim byłem.
-Co to znaczy „byłem”?!- wykrzyknął Seeley chwytając mężczyznę za poły płaszcza.- Gadaj co wiesz o mojej siostrze bo inaczej łeb ci ukręcę!
-Uspokój się człowieku.- ton Malcolma nie zdradzał nawet najmniejszej nuty irytacji.- Joss, niedawno była w Szkocji, my… pokłóciliśmy się i ona wyjechała.- Shaw gładko skłamał na temat wydarzeń w nocy poprzedzającej jej wyjazd. Wyjawienie prawdy bratu Josephine nie pomogłoby mu w tej sytuacji.
-Co ona robiła w Szkocji?- Booth zdezorientowany puścił Malcolma i potarł dłonią czoło.
-Z tego co mi wiadomo to przyjechała odpocząć od pewnych wydarzeń, które niedawno miały miejsce tu, w Stanach.- Shaw, z niezwykłą pieczołowitością zaczął wygładzać materiał płaszcza.
-No tak…- przyznał Seeley, którego niemal natychmiast dopadły wyrzuty sumienia za niedawną kłótnię z Joss. Ach… Gdyby tylko mógł cofnąć czas…
-Bardzo zależy mi na tym, żeby się z nią zobaczyć.- wyjaśnił Malcolm.- Szukałem jej w FBI, ale powiedziano mi, że kilka dni temu wzięła urlop i do tej pory z niego nie wróciła. Polecono mi, żebym skontaktował się z panem, jako jej partnerem.
-No to mamy problem.- Booth podszedł i oparł się o maskę swojego samochodu, który stał nieopodal.
-Problem? Nie rozumiem. Nie chce mi pan powiedzieć gdzie ona jest? Jak mogę się z nią skontaktować? Dlaczego?- mężczyzna zalał agenta lawiną pytań.
-Człowieku, ja sam… Sam nie wiem gdzie ona jest. Podejrzewam, że… że…- nerwowym ruchem zwilżył językiem spierzchłe wargi, jakby to właśnie one były powodem tego, że ostatnie słowa, nie chciały mu przejść przez gardło.-… że została porwana.- dokończył cicho.
-Porwana?!- wykrzyknął zdumiony mężczyzna.- Ale… jak to? Kto?
-Nie wiem. Próbujemy się tego dowiedzieć.- agent obszedł samochód i otworzył drzwi od strony pasażera.- Korzystając z okazji, że przyleciał pan do Stanów i zna Josephine, chciałbym pana przesłuchać. Oficjalnie.- zaakcentował mocno ostatnie słowo.- Zapraszam.- ruchem ręki wskazał miejsce Malcolmowi. Mężczyzna wzruszył ramionami po czym wsiadł do auta.

-Saro?
-Tak?- odłożyła piórko i uśmiechnęła się do przystojnego mężczyzny, który od niedawna był jej oficjalnym narzeczonym.
-Mama chce żebyśmy razem z nią zjedli podwieczorek i porozmawiali o naszych zaręczynach.- Patrick przysiadł na brzegu biurka przy którym pracowała nad czymś od kilku godzin. Mimo że był bardzo ciekawy, co takiego ukrywa przed nim i nie raz prosił aby ujawniła mu swój sekretny rękopis, ona pozostała niewzruszona i nie uchyliła mu nawet rąbka tajemnicy.
-Na pewno jest na nas zła, za to że oświadczyłeś mi się na tym balu u Dieckhoff’ów, gdzie nie była obecna.- stwierdziła, chowając plik kartek do szuflady i przekręciła kluczyk, który następnie doczepiła do łańcuszka noszonego na szyi.
-Wręcz przeciwnie skarbie. Mama jest bardzo zadowolona, z faktu iż jesteśmy narzeczeństwem.- zsunął się z biurka i przyklęknął obok jej fotela.- No może z początku było jej przykro, że nie była przy tym, ale już jej przeszło.- uśmiechnął się radośnie.- Właśnie zaczęła planować nasze wesele i chyba o tym chce z nami porozmawiać. Czyż to nie wspaniale?- dłonią dotknął jej twarzy i lekko przyciągnął do siebie a następnie czule pocałował.- Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.- powiedział, gdy w końcu przerwali pocałunek dla złapania oddechu.
-Ja również.- odpowiedziała, wywołując na twarzy sztuczny uśmiech. Dobrze wiedziała, że kłamała. Po rozmowie z kobietą, która podawała się za siostrę Booth’a wróciły do niej wszystkie uczucia ze zdwojoną siłą. Uczucia, które schowała na samym dnie serca, obrazy, które zepchnęła w najdalszy kąt świadomości. Oszukiwała Patricka, ale starała się go pokochać ze wszystkich sił. Gdy już była pewna, że jej się udało, musiała zjawić się ta cała Josephine. Nie wiedziała co ma robić. Wszystko zaczęło się toczyć nie po jej myśli.

Minęło kilka dni. Annie mieszkała w domu Booth’a i wzorowo wypełniała obowiązki żony. Także ich córka miała się coraz lepiej i lekarze coraz częściej zaczęli mówić o wypisie do domu. Mała Hazel była jedynym jasnym światełkiem w mroku świata, który otaczał Seeley’a. Odwiedzał córkę, kiedy tylko mógł. Śledztwo w sprawie porwania Joss nie posunęło się na przód ani o krok. Utknęło w martwym punkcie.
Annie jak co dzień krzątała się w kuchni robiąc śniadanie dla siebie i Seeley’a. Nakryła i podała do stołu po czym wyszła na ganek aby przynieść poranną gazetę i pocztę. W drodze do kuchni pobieżnie przejrzała listy. Wśród kilku rachunków i ulotek reklamowych znalazła kopertę zaadresowaną do Booth’a. Nie byłoby w niej nic szczególnego, gdyby nie adres nadawcy- Stanowe Laboratorium Badań Genetycznych. Tknęło ją niemiłe przeczucie. Schowała list do kieszeni fartucha, a resztę położyła na stole.
Po wspólnym śniadaniu Seeley wyszedł do pracy a ona została w domu sama. Rozsiadła się z kubkiem gorącej kawy na kanapie w salonie. Po chwili przypomniała sobie o tajemniczym liście. Wróciła do kuchni i włączyła czajnik elektryczny. Powoli otworzyła list, trzymając kopertę nad parą. W środku znajdowała się kartka z wynikami badań genetycznych. Przeczytała pobieżnie kilka pierwszych zdań, jednak to, co kryło się w treści na samym dole było niepokojące. Szybko chwyciła za telefon i wybrała numer pod który dzwoniła już wiele razy.
-On wie.- rzuciła krótko, gdy tylko po drugiej stronie rozległo się zaspane „słucham”.
-Kto?- mężczyzna momentalnie wrócił do rzeczywistości.
-Booth. Musimy działać. I to szybko.- głos Annie brzmiał bardzo stanowczo.

cdn...

Rokitka

OMG... czekam na cedeka!

Ps. Coś ostatno szybciej dodajecie nowe części;-) I muszę przyznać, że BARDZO mnie to cieszy:)

ewcia9494

jak zawsze świetnie! super! ekstra! bombowo!

pozdrawiam i czekam na cedeka :)

Rokitka

no no akcja się ostro rozkręca :) super piszecie i mam nadzieję, że jeszcze długo będziecie zabawiać nas tą interesującą opowieścią ;)

gainka

Jedyne co moge teraz napisać to Wow...
Ja mam nadzieje że mnie, znaczy nas wszystkich nie zawiedziecie, i niedługo pojawi się cedek, bo ja jak zwykle żyć nie bd mogła... ;p

Rokitka

Super! Cieszę się, że tak często ukazują się notki. Czekam na dalsze:)

_nn_

Rokitko droga- dokładnie 6 maja obchodzić będziemy rocznicę istnienia naszego tematu na FW (choć działalność twórczą zaczęłyśmy wcześniej na Zakończeniu.
Hmm...To jak będzie jakaś imprezka, czy jak? ;-)

A tak poza tym to bijcie pokłony przed naszą drogą Rokitką, która wytrwale ubiera w słowo pisane nasze wcześniejsze przemyślenia i szkice odnośnie dalszych losów naszych bohaterów. Gdyby nie ona zapewne czekalibyście w nieskończoność na ciąg dalszy, a potem okazałoby się w końcu, iż nasz temacik "siedzi, czeka i nie żyje" i zwyczajnie odszedłby w zapomnienie...
Ale dość czarnowidztwa- na szczęście jest Rokitka, jest impreza;)
Ja na razie mogę ją wesprzeć jedynie pomysłem lub planem wydarzeń, jeśli w chwili słabości pomysły by ją opuściły, co jednak zdarza się wyjątkowo rzadko.

Dobra- dość tego dobrego- szara rzeczywistość czeka i inna działalność twórcza niestety też...

Pozdrowionka serdeczne dla wszystkich wiernych czytelników!

:*

Rokitka

W tej chwili to ja "siedzę, czekam i nie żyję". Moje odczucia ograniczają się do dość monotonnego komunikatu- MORE, MORE MORE!!!!!!!

Mortima

Gratulacje i powinszowania - wytrzymałyście rok i macie spory dorobek

To kiedy ta impra, bo od pojutrze mam wolną chetę, ale tylo 2 tyg.!!!

marlen_3

Jak zwykle kiedy mam się uczyć, to robię wszystko tylko nie to ;) Mam nadzieję, że spodoba Wam się ta część. Miłego czytanka ;)

***75***

To była już kolejna noc z rzędu, kiedy Seeley wrócił do domu koło północy. Zmęczony od razu, nie zapalając światła, powlókł się do sypialni i rzucił w ubraniu na łóżko. Zamknął oczy i czekał aż Annie się obudzi i zacznie go besztać za niechlujstwo. Jednak nic takiego się nie stało. Nie miał nawet siły zastanawiać się dlaczego. Od razu zasnął.
Po kilku godzinach obudziło go rażące światło wschodzącego słońca. Widocznie Annie zapomniała zaciągnąć wieczorem kotary. Przewrócił się na brzuch i sięgnął po budzik stojący na szafce nocnej. Było parę minut po piątej. Spojrzał na lewą stronę łóżka, gdzie zazwyczaj spała jego żona i ze zdziwieniem stwierdził, że jej tam nie ma. Pomyślał, że pewnie znowu wyszła wcześnie rano jak to miała w zwyczaju. Raz zapytał, gdzie się wybiera a ona odpowiedziała, że pobiegać. Zaintrygował go fakt dlaczego ktoś chodzi biegać z torbą i w stroju nie do joggingu, ale nie wnikał w to dalej. Próbował jeszcze trochę się przespać, jednak wszelkie podjęte próby spełzły na niczym. Westchnął zrezygnowany i wstał. Zrzucił z siebie ubranie i tak jak go Pan Bóg stworzył powędrował do łazienki. Po krótkiej porannej toalecie, założył świeżą koszulę i w samej bieliźnie poszedł do kuchni, żeby wzmocnić się kubkiem gorącej kawy. Chociaż niespecjalnie był mu potrzebny bo czuł się dzisiaj dziwnie pobudzony. Coś go niepokoiło. Wszystkie mięśnie miał napięte jak postronki. Nie wróżyło to nic dobrego. Właśnie nalewał sobie kawę do kubka gdy zauważył leżący na stole list zaadresowany do niego. Wczoraj przeglądał przy śniadaniu pocztę jednak nie przypominał sobie, żeby miał go w rękach. Odłożył kawę i wziął list. Przez chwilę obracał go w dłoniach, uważnie się mu przyglądając.
-Stanowe Laboratorium Badań Genetycznych.- przeczytał na głos. Przez chwilę zastanawiał się co w nim może się znajdować. Najprostszym rozwiązaniem byłoby go po prostu otworzyć- podszepnął mu głos rozsądku, a tuż po chwili dodał.-Wyniki badań genetycznych na ustalenie ojcostwa.
Rzucił kopertę z powrotem na stół jakby papier poparzył mu palce. Przez moment wpatrywał się w nią bezmyślnie. Nie miał odwagi, żeby wziąć list znów w dłonie i po prostu go otworzyć. Rozwiać wszelkie wątpliwości. Wziął głęboki oddech i już miał to zrobić, gdy zauważył, że koperta zaklejona była nierówno. Jakby już ktoś wcześniej sprawdzał jej zawartość.
-Co do licha?- zapytał sam siebie i w tej chwili rozdzwoniła się jego komórka. Wstał i pobiegł do sypialni.
-Booth.- rzucił do słuchawki.- Co? Ale…ale jak to możliwe?! Jestem spokojny! Niech mi pani nie próbuje mydlić oczu! Zaraz tam będę…- rozłączył się i rzucił w stronę szafy aby skompletować swoją garderobę. Po chwili gnał na sygnale swoim służbowym samochodem w stronę szpitala.

Po przesłuchaniu przez Booth’a Malcolm wrócił do swojego pokoju w jednym z luksusowych hoteli. Rzucił się na łóżko. Był bardzo zmęczony jednak myśli kłębiące się w jego głowie i tak nie pozwoliłyby mu zasnąć. Wpatrywał się więc tępo w sufit apartamentu prezydenckiego, który wynajął, a obrazy minionego dnia przewijały mu się przed oczyma. Josephine prawdopodobnie została porwana. Tak bynajmniej powiedział mu jej brat. Zachowywał się w stosunku do niego nieco agresywnie zapewnie sądząc, że to on jest sprawcą. Malcolm westchnął głośno i zamknął oczy. Owszem, wyrządził Joss krzywdę, ale na pewno jej nie porwał. Może po prostu kobieta, dotknięta do żywego i przerażona tym, co się stało w Glasgow, uciekła przed ludźmi i zaszyła się gdzieś. Miał wielką nadzieję, że tak właśnie się stało. Codziennie użerał się z wyrzutami sumienia, które nie pozwalały mu normalnie funkcjonować. Nie był złym człowiekiem, jednak zbyt duża ilość wypitego alkoholu i uczucia jakie żywił do Josephine, zrobiły swoje. Pragnął jej od dawna i nigdy nie przestał żywić do niej cieplejszych uczuć. Tak samo jak nigdy nie chciał jej skrzywdzić.
-Dobry Boże…- wymruczał sam do siebie.- Shaw jesteś skończonym draniem.

Zamek w drzwiach ustąpił z cichym kliknięciem. Joss skuliła się jeszcze bardziej, jednak szeroko otwartymi oczyma spoglądała w ich stronę. Chciała ujrzeć twarz swojego oprawcy. Drzwi otworzyły się powoli i pojawiła się w nich wysoka, zakapturzona postać. W rękach trzymała tacę z przygotowanym jedzeniem.
-Kim jesteś?! Dlaczego mnie tu trzymasz?! Wypuść mnie natychmiast!- krzyczała ochrypłym od płaczu głosem.
Tajemnicza postać spojrzała na nią unosząc lekko głowę, z której zsunął się kaptur. Twarz do połowy zasłaniała czarna maska, ozdobiona metalowymi ćwiekami. Wykrzywiła usta w szyderczym uśmiechu.
-Droga Josephine…- odezwał się w końcu, dobitnie akcentując jej imię.- Jesteś tu z bardzo ważnego powodu, ale pozwól, że jeszcze dzisiaj ci go nie zdradzę.- podszedł do miejsca, gdzie poprzednim razem zostawił jedzenie. Joss spojrzała szybko na niego, a następnie w stronę otwartych drzwi i jednym ruchem poderwała się do ucieczki. Już była przy wyjściu z celi, gdy silne ramię objęło ją w tali i gwałtownie szarpnęło do tyłu. Drugą ręką zatrzasnął drzwi.
-Gdzie się wybierasz księżniczko?- szepnął jej wprost do ucha. Kobieta zaczęła wyrywać się z jego uścisku, gryząc i kopiąc. Zawył z bólu, gdy ugryzła go w rękę i brutalnie rzucił na łóżko.
-Doigrałaś się!- wykrzyknął i uderzył ją w twarz. W ustach poczuła metaliczny smak krwi.- Myślisz, że jesteś taka sprytna? No to ja ci pokażę po co tu jesteś.
Joss z przerażeniem zauważyła, że mężczyzna zrzucił z siebie pelerynę, odsłaniając goły tors. Odsunęła się w najdalszy kąt łóżka. Zaśmiał się gardłowo, po czym jego ręce zaczęły manipulować przy rozporku skórzanych spodni.
-Nie… nie…nie…- krzyczała z każdą chwilą coraz słabiej.

cdn

M&R

"R"- z nadal utkwioną w pamięci latarką prof. G ;D

Rokitka

Straszną traumę oczekiwania serwujecie nam lachony;) Booth wściekły z powodu mydlin w oczętach, Shaw pyszniący się własna przebiegłością i ten denerwujący gostek - jesteś tu z bardzo ważnego powodu, ale pozwól, że jeszcze dzisiaj ci go nie zdradzę. - Cholewcia!!! Dlaczego nie zdradziasz???;)))
Niecierpliwa LG

PS. "E" - ilekroć przypomnę sobie wypadek z prof. G, to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to jednak był klucz francuski, a nie latarka;DDDD

_LG_

A ja powoli dochodzę do wniosku, że może była to po prostu...
Półlitrowa butelka....
Czystej i zdrowej...
Niegazowanej wody...
Mineralnej oczywiście;D

marlen_3

Jeśli to była woda, to zapewne gazowana;D

Rokitka

Niezłe emocje nam tu serwujecie xD Porwanie Joss ( ciekawe, o co kaman? )Booth jadący na sygnale do szpitala ( podejrzewam, że Annie zabrała dziecko) no i Shaw, ten napalony kretyn xD Czekam niecierpliwie na cedeka:*

Rokitka

Ekstra opowiadanie. Kiedy w końcu dowiemy się czemu i przez kogo została porwana Joss? Czekam na dalsze opowiadanie.

_nn_

Jaa... I znów nie wiem co napisać... xd
Jak zwykle cudoo i standardowe"czekam na cedeka" :))

mala270

nawiązując do suerte- ja bym się nie zdziwiła, gdyby anne chciała zrobić krzywdę małej... znając ją...

kgadzinka

a ja próbuje rozkminić kto porwał Jos i nie zdziwiłabym się, gdyby to był lord Shaw vel narzeczony Bones ;>
uwielbiam waszą twórczość i czekam na cedeka ;D

agrafka28

Wchodzę sobie legalnie na filweba, a tu co widzę? Suprajs! Cedeczek;-) A może by tak skłócić Brenn i jej kochasia? Oj, coś mi sie wydaje, że Annie podmieniła wynik na ojcostwo... Albo podrobiła... oby nie!

ewcia9494

Wasze opowiadanka sa super:) zapraszam na forum do tematu Jak to sie zaczelo tam zamiescilam moje opowiadanka pozdrawiam:)

Inesita84

Gościmy i czytamy, tylko na komentowanie niestety jak na razie czasu brak...Tak jak i na nowe notki u nas..;/
Pozdrawiamy również;)

marlen_3

OD MARLEN DLA ROKITKI :))))))

Z okazji urodzinek życzę Ci :
Szczęścia w życiu osobistym, sukcesów w pracy, dobrego zdrowia, domku z ogrodem i basenem, eleganckiej limuzyny, samych zwycięstw, spełnienia marzeń, miłych niespodzianek losu, grona prawdziwych przyjaciół, niewyczerpanych pokładów energii, uśmiechu na co dzień , drogi usłanej różami, genialnych pomysłów, słodkiego, miłego życia, anielskiej cierpliwości przy czytaniu tych życzeń, świeżości spojrzenia, głównej wygranej w totka, pozytywnej aury, pogody ducha, pomyślnych wiatrów, gorącej miłości , wygodnych butów, cudownych wakacji, szczęścia, punktualnych pociągów, świętego spokoju, jachtu, żadnych trosk, powodzenia u płci przeciwnej, wysokich lotów, rześkich poranków, pomyślności, trafnych decyzji, intuicji w interesach, prezentów od losu, dużego łóżka, pękatego portfela, szerokiej drogi, miłego szefa, jasności umysłu, niebanalnych wyzwań, miłych snów, pewności siebie, wielkiej fortuny, wielu uśmiechów, bogatego wujka, , romantycznych wieczorów, udanych łowów, pasjonującej pracy, szansy na sukces, dużo słodyczy, pozycji lidera, szampańskiej zabawy , mocnego dachu nad głowa, samych pozytywnych wibracji, pełni życia, wielu niezapomnianych chwil, dużo słońca , olimpijskiej kondycji, pomyślności, jak najmniej zmartwień, wyjścia z każdej sytuacji, pasma sukcesów, niezmiennie zielonego światła, czystego nieba, stu lat życia, końskiego zdrowia, sławy, pokaźnego konta, manny z nieba, wysokich wygranych, ciągle nowych rekordów, wielu ciekawych znajomości, wygranych przetargów, sumiennych dłużników, taaaakiej ryby, najwyższego miejsca na podium, dobrego fryzjera, radosnych świat, serca jak dzwon, pewnej ręki, komfortowych warunków, przyjemnych doznań, wielu wzruszeń, mocnej głowy, powodzenia, otrzymania najwyższych odznaczeń, osiągnięcia wyznaczonych celów, pełnego sejfu, szczęścia w kartach, sprzyjającej pogody, dobrych zbiorów, kolorowych chwil, twórczego podejścia do pracy, połamania pióra, góry pieniędzy, mnóstwa prezentów, udanych negocjacji, serdecznych przyjaciół, grzecznych dzieci, udanych wakacji, miejsca w Księdze Rekordów Guinessa, większości w parlamencie, miłego wypoczynku, wesołego towarzystwa, dobrego apetytu , szczęśliwej podróży, złotej jesieni, poczucia humoru, wiecznej młodości, licznego potomstwa, niezawieszającego się komputera, sławy i chwały, lekkości bytu,hojnych sponsorów, korzystnego układu gwiazd, miłosnych uniesień , czytelnych instrukcji, cichych wielbicieli, mistrzowskich zagrań, dobrej nocy, wielkiej przygody, słodkich snów, zgranej ekipy, pomyślności na nowej drodze życia, pociechy z pociechy, lojalnych współpracowników, bujnej wyobraźni, interesujących przeżyć, rodzinnej atmosfery, pomyślnych wieści, radości życia, dobrego serca, pełnego szkła, syto zastawionego stołu, złotej rybki, zimnego piwa, zasięgu w każdym miejscu, gry fair play, nieomylnych decyzji, miejsca w historii, głównych ról, kreatywności, podróży dookoła świata , udanych szkoleń, efektywnych poszukiwań, pakietu kontrolnego, bogatej kolekcji, dużo wolnego czasu, beztroskiego życia, dobrej passy, celnych strzałów, zdobycia Mount Everestu, wolności, trafnych wyborów, gradu prestiżowych nagród, spokoju ducha, oddechu od codzienności, samych piątek w szkole, godnych przeciwników, szczerych komplementów, wszelkiej pomyślności, codziennych atrakcji, świetlanej przyszłości, hossy na giełdzie, korzystnego horoskopu, zdjęcia na okładce, miłych sąsiadów, wiary w sukces, mocy zawsze z Wami, wielu alternatyw, przychylności bogów, tolerancji, własnego odrzutowca, gorączki sobotniej nocy, piwniczki pełnej wina, silnej woli, wyrozumiałego spowiednika, zamku w Szkocji, ambitnych planów, kilku odkryć i kilku wynalazków, owacji na stojąco, zniewalającego uśmiechu, szczęśliwego trafu, płomiennych uczuć, pomocnej dłoni, niezawodnej pamięci, nieprzemijającej urody, asa w rękawie, nadzienia w pączku, strumieni szampana, kominka, rozbicia banku, recepty na szczęście,pociechy z potomstwa, zabawy do białego rana, odwagi cywilnej, dobrej prasy, ptasiego mleczka, przygód z happy endem, długich wakacji, dużo rodzynek w cieście, zmysłowych nocy, gwiazdki z nieba, wiernego psiaka, celnego oka, sportowego wozu, różowych okularów , ruchu w interesie, zgrabnej figury, siły perswazji, zdolności nadprzyrodzonych, ostatniego słowa, dobrego smaku, własnego sposobu na życie, w zdrowym ciele - zdrowego ducha, właściwych wniosków, widoków na przyszłość, podzielnej uwagi, czterolistnej koniczyny......
STO LAT!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

;*

marlen_3

MArlen powiedziała już tyle, że nie sposób nic dodać. Dlatego po prostu podpisuje się pod jej życzeniami.

STO LAT!

loose_cannon

a ja chciałam jeszcze dorzucić wiecznej weny:] wszystkiego najlepszego!xD

_Lena_

Ja całkowicie zgdadzam się z Loose_cannon i Leną :)) Napisze tylko, ale prosto z serca, Wszystkiego naj!!! :))

mala270

Rokitka wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!!!!

_nn_

Dołączam się do życzeń;DDD
Życzę miłych, niemoherowych teściowych i ciekawych pomysłów na opowiadanka - takich jak zderzenie z profesorkiem i wspaniałych przybiedronkowych imprez;))))

_LG_

Korzystając z nieobecności Rokitki na forum...
Zderzeń ze słynnym profesorkiem było więcej...;D
Ale takie rzeczy to tylko na prv konferencji oczywiście...kiedyś...jeśli czas pozwoli na zgranie się w czasie całej ekipy..;)

marlen_3

Że też mnie nie zdarzają się takie bliskie spotkania 3 / 4 stopnia!!! Pewne osoby są otwarte na propozycje prv;D

_LG_

WSZYSTKIEGO NAJ!!! (swoją drogą, na początku myślałam, że życzenia marlen to kolejne część ff... ;-))
Hm, a może tak taki torcik z mielonki z biedronki? Mogę zrobić! (...)

ewcia9494

Sto lat, sto lat, sto lat!
Hej Marlen, a można dorzucić do życzeń spotkania Bootha? Bo na pewno się przyda:)

kgadzinka

A pewnie, że można!
Podejrzewam, że każda z nas by sobie tego życzyła, co nie?
Bo która by nie chciała...
;-D

marlen_3

Zaglądam sobie na forum nieco przygnębiona upływającym szybko (za szybko) czasem a tu.... TAKA NIESPODZIANKA :) Bardzo, ale to bardzo Wam wszystkim dziękuję za tak miłe życzenia i słowa. Chlip.... Chlip.... Chlip.... (dwa pociągnięcia nosem)... Wzruszyłam się normalnie. Jeszcze raz bardzo dziękuję :)

Wasza, już może nieco leciwa... w każdym razie o rok starszawa
Rokitka

marlen_3

Oj jak dawno nas tu nie było... No ale wróciłyśmy i mamy nadzieję, że zostaniemy na dłużej. Niestety żadna z nas nie posiada zbytniej ilości wolnego czasu, ale staramy się coś zawsze tam wygospodarować. Mamy nadzieję, że kolejna część będzie się Wam podobała.

W hołdzie wszystkim latarkowcom ;D

***76***

Biegł przez szary korytarz jakby zależało od tego jego życie. Czuł rozrywający ból w piersiach spowodowany brakiem powietrza. Oddychaj!- nakazał sobie w myślach i przyśpieszył. Zza rogu wyszła właśnie kobieta w białym kitlu, niosąca stos papierów. Wpadł na nią z całym impetem. Oboje wylądowali na podłodze w pozycji horyzontalnej a rozrzucona masa dokumentów spadła na nich niczym pierwszy zimowy śnieg.
-Co pan do diabła wyprawia?!- usłyszał i uniósł nieco głowę. Spojrzał w duże, brązowe oczy, które ciskały pioruny gniewu.
-Bardzo… Bardzo panią przepraszam.- wykrztusił zakłopotany.
-Przyjmę przeprosiny jeśli pan raczy w końcu łaskawie ze mnie zejść.- głos kobiety złagodniał a w oczach zobaczył błysk rozbawienia.
-No tak.- dopiero teraz zdał sobie sprawę, że przygniata ją całym swoim ciężarem. Wstał i pomógł podnieść się swojej ofierze.
-Naprawdę bardzo panią przepraszam.- kajał się, zbierając rozrzucone dokumenty.- Nic pani się nie stało?
-Nabiłam sobie potężnego guza.- pogładziła się po potylicy.- I stłukłam sobie…- jej dłonie zatrzymały się u podstawy pleców.- Gdzie pan się tak śpieszył?- uśmiechnęła się najbardziej czarująco jak tylko potrafiła. Wszyscy mężczyźni, których poznała do tej pory, zawsze tracili dla niej głowę.
-Do dziecka.- powiedział Booth i w jednej chwili podniósł się z klęczek. Świadomość po co tu przyjechał wróciła do niego ze zdwojoną siłą. Oddał jej to, co pozbierał.- Przepraszam, muszę…- zrobił ręką nieokreślony gest i ruszył w głąb korytarza. Lekarka odprowadziła go pożądliwym spojrzeniem i cicho westchnęła.
-Niezły jesteś.- mruknęła cicho.- Szkoda tylko, że zajęty.- klęknęła i zaczęła zbierać dokumenty z podłogi.- Ale to, że zajęty, nie oznacza, że jest nieosiągalny.- podniosła ostatnią kartkę i uśmiechnęła się chytrze. Rozpięła górny guzik kitla, rozchyliła nieco poły skrywanej pod nim koszuli i ruszyła w ślad za mężczyzną, który przed paroma minutami wylądował na niej.
-Co to znaczy, że jej nie ma?!- Booth nie mógł powstrzymać się od krzyku.- Przecież to jest szpital! Jak ktoś może wam wynieść chore dziecko z oddziału?!
-Proszę się uspokoić.- lekarz odsunął się nieco do tyłu, spoglądając przestraszonym wzrokiem w stronę rozsierdzonego agenta. Mógł być nieobliczalny w stanie takiego wzburzenia.- Naprawdę nie wiemy gdzie się podziała pańska córeczka. Jej nieobecność stwierdziliśmy po dzisiejszym porannym obchodzie.
-Boże…- Seeley nerwowym ruchem dłoni przeczesał włosy.- Co tu się dzieje?- zapytał bardziej siebie niż lekarza. Wyciągnął telefon komórkowy i wybrał numer.- Osobiście dopilnuję, żeby ktoś za to odpowiedział.- wysyczał czekając na połączenie po czym oddalił się nieco aby bez świadków porozmawiać ze swoim przełożonym.

Obudziła się z przerażającą świadomością, że boli ją każdy skrawek ciała. Powoli otworzyła oczy bojąc się tego co może ujrzeć. Na szczęście był to tylko szary, brudny sufit ze smętnie majaczącą pośrodku niego nagą żarówką. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Była sama. Z niemal nieziemską siłą zmusiła się do zmiany pozycji z leżącej na siedzącą. Każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał jej ból. Zauważyła, że materac na którym wcześniej leżała był poplamiony krwią. Dotknęła ręką napuchniętego policzka i rozcięcia na wardze. Jej ręce i nogi zdobiły siniaki niemal we wszystkich kolorach tęczy. Na piersiach zauważyła ślady ugryzień.
-Boże…- wyszeptała głosem zachrypniętym od krzyku. Zgwałcił ją… Nie zważając na ból zerwała się z łóżka. Czuła się brudna… Tak bardzo brudna… Zaczęła drapać się po całym ciele chcąc ściągnąć z siebie niewidzialną pajęczynę niedawnych wydarzeń. Jej palce sięgnęły do szyi. Po chwili zorientowała się, że ma na niej coś dziwnego. Nie wiedziała kiedy porywacz założył jej obrożę, którą znalazła na tacy z posiłkiem. Poraniła sobie palce próbując ją ściągnąć. W końcu wyczerpana usiadła na podłodze w rogu pomieszczenia. Nie miała siły żeby płakać... Nie miała siły żeby krzyczeć… Nie miała siły żeby walczyć… Nie miała siły żeby dalej żyć… Ułożyła się na zimnej posadzce i zwinęła w kłębek. Beton przyjemnie chłodził jej rozpaloną twarz. Było jej już obojętne co się dalej stanie. Chciała żeby ten koszmar jak najszybciej się skończył. Wszystko jedno w jaki sposób.

-Saro?!- Patrick od dłuższego czasu przemierzał zamek w poszukiwaniu swojej narzeczonej.- Saro, kochanie, gdzie jesteś?
-Tutaj.- odpowiedział mu w końcu kobiecy głos.
-Tu, to znaczy gdzie?- stanął zdezorientowany na środku korytarza, próbując zlokalizować skąd padła odpowiedź.
-Tu, to znaczy, ze tu.- Sara wyszła zza ogromnej rzeźby.- Czy ty wiesz jakie skarby masz tutaj?- pogładziła z czułością posąg, nie przestając mu się wnikliwie przyglądać.
-Powiem ci szczerze, że…- uśmiechnął się rozbrajająco.- Nie mam zielonego pojęcia. Nie interesują mnie te wszystkie starocie.
-Och…- Sara przyjęła nadąsaną minę.- Jak możesz być aż takim…
-Żartowałem.- podszedł bliżej i ją objął.- Dla mnie ty jesteś największym skarbem.- pocałował ją delikatnie.
-Hmm… Tak?
-Tak.- potwierdził z zapałem i pocałował ją po raz kolejny. Po dłuższej chwili, gdy para kochanków nasyciła się sobą w dostateczny sposób Patrickowi przypomniało się co miał powiedzieć Sarze, gdy ją w końcu znalazł.-Dzwonił Malcolm.
-I co w związku z tym?- zapytała obojętnie Sara, ściągając niewidoczna nitkę z marynarki narzeczonego.
-Jest w Waszyngtonie. Josephine, kobieta, która towarzyszyła mu na ostatnim balu, prawdopodobnie została porwana.
Sara zamarła. Zapadła chwila niezręcznej ciszy.
-Kiedy… kiedy to się stało?- zapytała w końcu, unikając wzroku mężczyzny.
-Kilka dni temu. Wyleciała z Glasgow do Waszyngtonu i zniknęła. Malcolm poleciał za nią, żeby zawieźć jej komputer, który zostawiła w pokoju hotelowym, ale moim zdaniem chyba się w końcu zakochał i dlatego udał się do Stanów, do niej…- przerwał, gdyż Sara wyswobodziła się z jego ramion i stanęła przy oknie, tyłem do niego.- Co się stało kochanie?
-Nie, nic…- odwróciła się i spojrzała prosto w oczy. Uśmiechnęła się lekko.
-To dobrze. Muszę załatwić jeszcze kilka spraw. Zobaczymy się na kolacji.- pocałował ją przelotnie i oddalił się szybkim krokiem.

M&R

Rokitka

coż.

WOW ;D napięcie wciąż rośnie i.. musze przyznać, że naprawdę nie wiem co się wydarzy. I to mi sie podoba ;D

Rokitka

Marlen Rokitka cudowne to
Wasze opowiadanko:)
Chyle czoła przed Wami
pozdrawiam:)

Inesita84

Nareszcie doczekałam się nowego opowiadania, bardzo mi się ono podoba. Teraz Booth martwi się o córeczkę i pewnie nie będzie szukać ją a nie Joss.
Czekam na kolejne opowiadanie.
Pozdrawiam:)

Rokitka

Z Rokitką jak z winem - im starsza, tym lepsza :D

Mortima

Oo jaa... KOchane jak zwykle cudownie :) Aż mi dech zaparło na to jak Bones zareagowała :) Oczywiście czekam na cdk :))

mala270

oooo. ale suuuuuuuuper ;
czekam na cdk.

Rokitka

Rokitka i Marlenka rewolucję wprowadzają. Bootha jakieś osobniki rodzaju żeńskiego w kitlach podrywają... grrr wiele nie wskórają;). Joss nie lubiłam, a teraz mi jej szkoda. Mam nadzieję, że będzie miała okazję do zemsty. Proszę to uwzględnić w planach epilogowych. Cząstka ma zasadniczą wadę - Jest zbyt krótka.
Prosząca o więcej LG