PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78150
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

Hej,
z uwagi na fakt, że same się już gubimy w czytaniu tego natłoku historyjek własnych, postanowiłyśmy naszą etiudę wraz z postem-matką, który nas zainspirował do działania umieścić w nowym temacie. Dobra kupa nie jest zła-jak to mówią więc wszystko razem trzymać odtąd będziemy. Miłego czytanka. TO wszystko dla Was!
Czekamy na opinie i wskazówki!
Pozdrówki!!!
M&A

piegza

XII

************************************************************************
Nie do końca jeszcze rozbudzony Booth przesunął rękę w poszukiwaniu ciepłego ciała kobiety, z którą spędził ostatnią noc. Natrafił jedynie na puste miejsce. Było zimne. Otworzył oczy. Nigdzie nie było Annie. Przewrócił się na plecy. Zauważył, że drzwi od tarasu były uchylone a lekki podmuch listopadowego wiatru poruszał firankami. Wstał z łóżka i wciągnął spodnie. Na tarasie stała Annie. Odwrócona do niego plecami podziwiała mgłę cofającą się z łąk w stronę lasu.
-Już myślałem, że mi uciekłaś.- odezwał się do niej. Poruszyła się i odwróciła. Seeley stał oparty o framugę drzwi tarasowych, ubrany w same jeansy. Przez chwilę podziwiała jego tors, umięśniony brzuch, które dane jej było tyle razy całować tej nocy. Silne ramiona, które ją tuliły.
-Witaj mój książę.- odpowiedziała w końcu z uśmiechem i podeszła do niego. Obdarzyła go długim i czułym pocałunkiem. Booth cicho jęknął i wciągnął ją z powrotem do sypialni. Szybko pozbył się jej szlafroka i swoich spodni.
Nieco później leżąc przytuleni, Annie westchnęła cicho.
-Dobrze mi z tobą, wiesz?- powiedziała, spoglądając mu głęboko w oczy.
-Mi z tobą też.- pocałował ją w czubek nosa.- Muszę się zbierać.
-Zobaczymy się jeszcze dzisiaj?- zapytała całując go w ucho. Booth uśmiechnął się.
-Jeszcze ci mało?
-Tego co dobre nigdy za wiele.- odpowiedziała figlarnie.
-W takim bądź razie zadzwonię jeszcze.- wstał i zaczął się ubierać.- A teraz wybacz. Obowiązki wzywają.- pocałował ją na pożegnanie i pośpiesznie wyszedł.
Dzieliło go kilka kroków od samochodu, gdy jego głowę przeszyła ostra fala bólu. Zachwiał się i z wielkim wysiłkiem podszedł do auta. Otworzył drzwi i wsiadł. Miał uczucie jakby jego głowa miała zaraz rozpaść się na milion kawałków. Drżącymi rękoma wyciągnął fiolkę z proszkami i je zażył. Oparł głowę o zagłówek fotela w oczekiwaniu aż ból chociaż trochę zelżeje. Po kilkunastu minutach poczuł, że tabletki zaczynają działać. Ból powoli ustępował. Uruchomił silnik i odjechał.

************************************************************************
-Booth!!!- wykrzyknęła Brennan gdy ujrzała go w drzwiach posterunku.- Gdzie ty się podziewałeś?!!!
-Czy to ważne?- zapytał wzruszając ramionami.
-Tak. Bardzo ważne.- odpowiedziała ze złością.- Martwiłam się o ciebie. Dzwoniłam. Myślałam, że coś ci się stało.
-Jak widzisz nic mi nie jest.- odgryzł się jej tymi samymi słowami jakie ona jeszcze całkiem niedawno użyła w stosunku do niego. Potarł ręką skroń, jakby to miało zniwelować ból.
-Booth, boli cię głowa? Byłeś u lekarza? Zrobiłeś sobie prześwietlenie?
-Przestań mnie traktować jak dziecko!- naskoczył na nią.- Nic mi nie jest. Zajmij się lepiej Jonathanem. On zapewne liczy na taką troskę, a może nawet i na coś więcej, więc…
-Jak możesz?!- przerwała mu, a w oczach zalśniły jej łzy.- Nie masz prawa tak do mnie mówić.
Zabrała z wieszaka kurtkę i wybiegła z komisariatu. Seeley ze złością uderzył pięścią w stalową szafkę na dokumenty. Ból ręki otrzeźwił go trochę. Usiadł na krześle.
-Boże, co ja robię?- wyszeptał i schował twarz w dłonie. Z odrętwienia wyrwał go dźwięk faksu. Podszedł do biurka na którym stało urządzenie. Była to wiadomość z instytutu z badaniami DNA materiału pobranego wczoraj przez Kości spod paznokci zamordowanej dziewczyny.
-Daniel Murphy.- przeczytał głośno.- Notowany za drobne kradzieże i gwałt. Od stycznia 2007 roku zamieszkały przy Short Street 48 w Gibbstown. Ofiara to Dorothy Scott. Zaginęła 13 października 2008 roku, sprawa przejęta przez FBI ze względu na uczestniczenie w programie ochrony świadków. Sprawa przeciwko Juan’owi Toro, szefowi kartelu narkotykowego.- Booth pamiętał tę sprawę i to zagadkowe zaginięcie. Podejrzewali, że w jakiś sposób informacje o Dorothy Scott wypłynęły z biura i nowi szefowie kartelu dowiedzieli się, że mieszka teraz w Gibbstown. Wyciągnął telefon komórkowy i wybrał numer szeryfa.
-Szeryfie Johnson.- zwrócił się do mężczyzny, który odebrał telefon.- Mamy podejrzanego. To Daniel Murphy… Tak, trzeba go zatrzymać. Spotkamy się pod jego domem. Tylko żadnych syren. Nie chcę żeby drań dał nogę.- rozłączył się i wyszedł z komisariatu.
Pod domem Murphy’ego stał tylko jeden radiowóz. Policja często patrolowała tę ulicę więc nie wzbudzał on większych podejrzeń. Kolejne trzy policyjne auta stały dwie przecznice dalej. Funkcjonariusze otoczyli dom a Booth razem z Johnson’em i jego zastępcą podeszli od drzwi frontowych. Agent FBI zadzwonił do drzwi i krzyknął
-FBI, otwierać!
Gdy nie doczekali się żadnej reakcji, wyciągnęli broń, a Booth kopnięciem otworzył drzwi. Poruszali się szybko, wzajemnie się osłaniając, jak na profesjonalistów przystało. Nagle usłyszeli z pokoju po prawej stronie brzęk tłuczonego szkła. Murphy uciekał przez okno. Jakimś cudem znalazł lukę w policyjnym szpalerze i biegł teraz ulicą. Booth wdał się w pościg za nim.
-Stój! FBI!- krzyczał biegnąc za nim, jednak ten nie zwracał na niego uwagi. Na szczęście kondycja Bootha była o niebo lepsza od kondycji zbiega więc ten szybko go dogonił. Gdy ten widząc że mu nie ucieknie wyciągnął z kieszeni nóż. Booth wycelował w niego
-Nie zmuszaj mnie żebym tego użył- powiedział lecz gdy nie odniosło to pożądanego skutku, wystrzelił w niebo po czym znowu skierował lufę pistoletu w stronę Murphy’ego.
-Ok!- rzucił nóż i podniósł ręce do góry.
Po chwili dołączyli do nich szeryf i kilku innych policjantów.
-Skuj go- nakazał jednemu z nich.

************************************************************************
Temp weszła do kostnicy i trzasnęła drzwiami. Była wściekła i miała ochotę coś rozwalić. Najlepiej na głowie Bootha.
-Co u diabła?- Jonathan wyjrzał z pomieszczenia na zapleczu chwilowo zaadaptowanego na jego biuro.- A to ty Tempie. Prawdziwe wejście smoka.- uśmiechnął się do niej
Brennan obdarzyła go spojrzeniem pełnym wściekłości, jednak po chwili jej oczy napełniły się łzami. Szybko odwróciła się do niego plecami. Nie chciała żeby widział chwilę jej słabości.
-Co się dzieje Tempie?- podszedł do niej i położył ręce na jej ramionach.
-Nic.- odparła pociągając nosem jednocześnie ocierając łzy wierzchem dłoni.
-Nie kłam, przecież widzę, że coś jest nie tak.- odwrócił ją przodem do siebie.- Płaczesz?
-Nie, to nadczynność gruczołów potowych.- próbowała zażartować.
-Od kiedy pocisz się oczami?- roześmiał się ścierając kolejną łzę, która właśnie popłynęła po policzku. Po chwili jednak zapytał poważnym tonem.- Kto jest winny temu, że tak piękne oczy są teraz smutne? Czy to ten mierny funkcjonarzyna jest tego sprawcą?
-Oh… Jonathan…- rozpłakała się na dobre.- Nawet nie wiesz jak mi źle.
-Już dobrze.- przytulił ją.- Nie płacz skarbie. On nie jest wart twoich łez.
Trzymał przez chwilę Temp w ramionach. Gdy już się trochę uspokoiła, odsunął się nieco i włożył palec pod jej brodę tym samym zmuszając aby spojrzała mu w twarz. Pochylił się nad nią i najpierw delikatnie pocałował jedno zapłakane oko, potem drugie, a na koniec złożył delikatny pocałunek na jej ustach słonych od łez.
-Nie płacz już więcej.- poprosił i pocałował po raz drugi, tym razem bardziej namiętnie. Brennan z początku nie wiedziała jak ma się zachować jednak po chwili oddała mu pocałunek z równą pasją.

************************************************************************
M&A




Rokitka

Eeee... sorki, ale wdarła się drobna literówka, można nawet rzec że cyfrówka, a mianowicie Dorothy Scott zaginęła 13 października 2007 roku a nie 2008 ;) Małe roztargnienie :))
Miłego czytanka.
M&A
p.s. Musicie nam wybaczyć, ale w końcu mamy JUWENALIA ;)))

Rokitka

wesołej zabawy !!!

ale tak naprawdę to życzę Wam wesołej zabawy podczas pisania, nie marnujcie czasu na tańce i pijaństwo, pamiętajcie, my czekamy! :D

Rokitka

ooooo, tak!!!!
tylko co dalej???!!!

powiem szczerze, czuję jakiś wewnętrzny opór, gdy czytam ich romantyczne sceny z innymi ludźmi; sceny są świetnie napisane, ale nie ma tego ognia między bohaterami, to tylko fizyczna sprawa ;)

piegza

"KORTOWIADA, KORTOWIADA!!! SŁOŃCE ŚWIECI, DESZCZ NIE PADA!!!"

.... nie martwcie się, ciąg dalszy nastąpi... ;)
buziaki
M&A

Rokitka

Ok jak ciąg dalszy nastąpi to wspaniale ;D Nie wiem co mam już napisać o tym scenariuszu ;D Bardzo fajny choć krótszy niż zwykle ;D Rozumiem ;D Czekam na ciąg dalszy Pozdrawiam ;*

Rokitka

Świetnie:-) Pięknie zobrazowałyście te sceny. Tylko ta Annie działa mi na nerwy. Taka słodka....;-) A może to po prostu dlatego, że bliżej mi do Brennan...Ten wrodzony cynizm:-)

Rokitka

A ja tam współczuje Annie i Jonathan`owi...
Będzie im potem ciężko jak zostaną brutalnie odtrąceni przez naszych głównych bohaterów. ;P (bo będą nie? xP)
A swoją droga to nie wiedziałam, że Bones i Booth będą tak okrutni w stosunku do sienie samych, siebie na wzajem i A. i J. xD
Już się nie mogę doczekać kolejnej części ;P

ala_bala2

XIII

************************************************************************
-Imię i nazwisko?- szeryf zaczął przesłuchanie podejrzanego. Booth stał pod ścianą małego pokoju przesłuchań, przyglądając się. Naprzeciwko Johnson’a siedział Murphy z rękoma zakutymi w kajdanki.
-Daniel Alex Murphy.- odpowiedział patrząc buntowniczo na Bootha.
-Adres zamieszkania?- kontynuował Charles.
-Przecież macie to wszystko w papierach. Po co ten cały cyrk?
-Nie podskakuj śmieciu.- włączył się do przesłuchania Booth.
-Trochę szacunku agencie. Nie uczyli was w tym wielkim mieście manier?- rzucił zadziornie podejrzany. Booth nie dał się sprowokować.
-Kto cię tak ładnie podrapał?- zapytał Seeley wskazując na gojące się już głębokie zadrapania na jego twarzy.
-Kot mnie podrapał. A raczej pewna bardzo napalona kotka.- uśmiechnął się lubieżnie.
-Słuchaj, nie igraj ze mną.- wycedził Booth przez zęby.- Znaleźliśmy trzy ciała. Trzy kobiety, które zostały zamordowane w ten sam bestialski sposób a ty jesteś głównym podejrzanym.
-Nic na mnie nie macie.- wzruszył lekceważąco ramionami Murphy.
-Pod paznokciami ostatniej ofiary znaleźliśmy twoje DNA więc się nie wykręcisz.
-Nikogo nie zabiłem!- wykrzyknął.
-Dorothy Scott. Mówi ci to coś?
-Dorothy Scott?- zastanawiał się głośno.-Nie, nie przypominam sobie.
-Mieszkała tutaj, w Gibbstown, a ty ją zabiłeś.- Booth odkręcił stojące przy stoliku krzesło i usiadł na nim okrakiem.
-Już ci mówiłem, że nikogo nie zabiłem!
-A może jednak? Taka śliczna, wysoka brunetka. Musiała ci się spodobać. Nie mogłeś się jej oprzeć, ale ona niestety była innego zdania i ją zabiłeś. Z dwiema poprzednimi kobietami zrobiłeś to samo. A może było ich więcej?- drążył dalej Seeley.
-No dobra.-Murphy skapitulował.- Znałem Dorothy Scott. To ona mnie tak urządziła, wskazał na swoją twarz. Spotkałem ją na festynie w październiku. Trochę za dużo wtedy wypiłem i przystawiałem się do niej a ona zwyczajnie potraktowała mnie paznokciami. Ale jej nie zabiłem.
-Wiesz? Jakoś ci nie wierzę.- skwitował Booth i wstał z krzesełka.
-Musisz! Przysięgam na Boga, że nikogo nie zabiłem!!
-Szeryfie Johnson, proszę się odpowiednio zająć naszym gościem.- rzucił ironicznie i wyszedł z pokoju. Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza. Wyszedł przed posterunek. Sięgnął do kieszeni spodni w poszukiwaniu fiolki z proszkami przeciwbólowymi. Gdy ją znalazł, okazało się że jest pusta. Przeszedł na drugą stronę ulicy i skierował swe kroki do apteki.

************************************************************************
Po drodze zadzwonił do Annie tak jak obiecał. Umówili się na kolację wieczorem u niej u domu i zapewnie już tam zostanie.
-Bynajmniej jej łóżko jest wygodniejsze od hotelowej kanapy- pomyślał cynicznie. W aptece zaopatrzył się w niezbędne medykamenty i postanowił poszukać Brennan aby ja przeprosić. Nie zachował się w stosunku do niej tak jak powinien. Teraz nękały go wyrzuty sumienia. Może te przeprosiny zdołają naprawić chociaż trochę ich relacje. Uśmiechnął się do swoich własnych myśli i energicznie otworzył drzwi kostnicy.
-Hej Bones!- krzyknął wchodząc. Nikt mu nie odpowiedział więc wszedł dalej.- Wow!- dodał ujrzawszy całującą się parę. Temp i Joe bardzo pochłonięci sobą nie zwrócili na niego uwagi.
-Hmm…- chrząknął dosyć głośno i znacząco. Wszystko w nim się gotowało ze złości jednak powstrzymał swoje emocje. Przyszedł tu aby pogodzić się z Brennan. Nie mógł mieć jej za złe tego, że całowała się z Jonathanem, gdyż on nie zgrzeszył świętością idąc do łóżka z Annie i tym samym pakując się w nowy związek prawdopodobnie bez przyszłości.
-O! Booth.- powiedziała zażenowana uwalniając się z objęć Jonathana. Jednak po chwili wróciły do niej wydarzenia dnia dzisiejszego i cała jej złość na Seeley’a.- Co chcesz?- zapytała dość opryskliwie.
-Brennan czy moglibyśmy porozmawiać na osobności?- odpowiedział pytaniem na pytanie znacząco spoglądając na Jonathana.
-A mamy w ogóle o czym rozmawiać?
-Bones, proszę…
-No dobrze.- zgodziła się.- Joe, czy mógłbyś zostawić nas samych?
-Skarbie jesteś tego pewna?- zapytał Jonathan rzucając nienawistne spojrzenia w stronę Bootha. Pokiwała twierdząco głową.
-Gdyby jednak coś się działo to wystarczy tylko krzyknąć, będę tuż za ścianą.- dodał jeszcze i wyszedł.
Zapadła niezręczna cisza. Booth założył ręce na piersi i z wielkim zainteresowaniem przyglądał się swoim adidasom. W pomieszczeniu panowało mdłe oświetlenie rzucane przez promienie słoneczne wpadające przez odsłonięte świetliki, a w powietrzu unosił się zapach lizolu.
-Więc co chciałeś mi powiedzieć?- pierwsza odezwała się Brennan.
-Cóż… Hmm… Ja…-gubił się we własnych słowach.- Ja po prostu chciałem cię przeprosić za moje dzisiejsze zachowanie… Za wszystko… Za to, że cię zraniłem swoimi słowami. Nie byłem sobą. Proszę cię również o jedno… postaraj się mnie chociaż trochę zrozumieć… Nie wymagaj ode mnie tego, że po tym co między nami zaszło będę zachowywał się normalnie, że przejdę nad tym do porządku dziennego. Musisz dać mi trochę czasu abym mógł się z tym uporać i poukładać sobie pewne rzeczy.
Gdy skończył zauważył, że Brennan patrzy na niego oczyma szklistymi od łez.
-Ja też cię przepraszam.- wyszeptała w końcu i wpadła w jego objęcia.- Boże Booth… Zachowywaliśmy się jak dzieci. To było takie niedojrzałe.
-Masz rację.- odsunął się od niej.- Może nie będę już cię dłużej przytulał bo Jonathan będzie zazdrosny.
Na jej twarz wpłynął wymuszony nieco uśmiech. Nagle rozdzwoniła się komórka Bootha.
-Booth.- odebrał.- Słucham szeryfie?
-Właśnie odebraliśmy zgłoszenie od zaniepokojonych sąsiadów o jakiejś awanturze w domu przy Private Drive 18, musi pan to zobaczyć. Moi ludzie są już na miejscu.
-Już jedziemy.- rozłączył się.- Private Drive 18? O Boże, Annie…- wyszeptał przerażony.
-Booth, co się stało?- zapytała Brennan słysząc strzępki rozmowy.
-Bones, musimy jechać. Coś mogło się stać Annie.- odpowiedział podając jej kurtkę.
-Nic nie rozumiem. Jakiej Annie?- pytała dalej zdezorientowana Brennan.
-Wyjaśnię ci po drodze.- niemal siłą wypchnął ją za drzwi i już sam miał wychodzić, gdy usłyszał za plecami
-Hej! Booth!
Odwrócił się i w tym momencie poczuł silny cios w szczękę. Zatoczył się do tyłu.
-To za krzywdy wyrządzone Temp.- wycedził Jonathan.- Należało ci się.
-Tak, należało.- potwierdził Booth badając palcami rozciętą wargę. Wyciągnął chusteczkę i wytarł płynącą strużkę krwi. Spojrzał na Jonathana z uznaniem. Jak na łapiducha miał całkiem silny prawy sierpowy. Po chwili jednak wyszedł. Nie miał teraz czasu na osobiste porachunki z nim.
-Booth, co ci się stało?- zapytała Brennan gdy wsiadł do samochodu.
-A nic, zasłużyłem sobie.- wzruszył ramionami i potarł ręką obolałą szczękę.- Teraz są ważniejsze sprawy.- ruszył z piskiem opon. Po drodze opowiedział Temp o Annie, naturalnie przemilczał fakt spędzonej wspólnie nocy.

************************************************************************

Mimo tego, iż umknął nam gdzieś jeden dzień planowo zamieszczamy kolejną część naszego opowiadanka. Zachęcamy do czytania, komentowania etc. etc.
M&A
p.s. Pamiętajcie, że Wasza opinia jest dla nas bardzo ważna i właśnie ona warunkuje to, czy będziemy dalej pisać, dlatego śmiało ją wyrażajcie :))

Rokitka

Ekstra. A scena przeprosin miodzio:-) Mam nadzieję, że Annie została zabita:-) Jakoś jej nie trawię...:)

Mino

To było wredne... ale masz zupełną rację z tą Annie ;> Denerwuje mnie. No i dziewczyny nareszcie wywołałyście u mnie uśmiech. Uwielbiam, kiedy godzą się ze sobą po kłótni. Tylko dlaczego zawsze telefony przerywają takie chwile uniesienia? :(

Rokitka

Brawo nareszcie się godzą!!! czekam na dalszą część z niecierpliwością:)

Rokitka

Moim zdaniem.... pojadą tam, Annie będzie ranna, Bones zobaczy że ona coś jednak dla Bootha znaczy coś więcej i zrobi się jej przykro, potem będzie zła i zerwie z Joe. Następnie znajdą Annie zabitą i Brennan będzie pocieszać Bootha.

Mam nadzieję że nie jesteście złe za to moje "Moim zdaniem". To już mi się chyba zdarza 2 raz... ale muszę to z siebie wyrzucić. Scenariusz jak zwykle świetny. I ta scena przeprosin...cudo. Tylko ten Joe- Jak on śmie bić Bootha?

eSKa

Nie, złe nie jesteśmy. Z zaciekawieniem czytamy wasze domysły ;) Jednak co tak naprawdę się wydarzy dowiecie się niebawem :)))
Buziaki
M&A (zagubione w czasie z lekkim bólem głowy;))

Rokitka

Jestem nowa ale od dawna obserwuje waszą twórczość
Moim zdaniem Boof powinien dostać ten cios ale (niewiem jak wy) uważam że Boof powinien powiedzieć wszystko Brennan i Joe powinien być znienawidzony przez Brennan(niecierpie go jest kujonem i Boof powinien wybrać go na pojedynek bo umie boks)

Dzięki za przeczytanie to tylko moja wypowiedż więc nie trzeba jej słuchać ale to moje zdanie



Pozdrowionka dla was i życzę wam dobrego pisania (i szybkiego!!!)

Rokitka

ja nie mogę czytać waszego opowiadania... ;P
Świetne. ;)

marlen_3

Świetne senariusze! Piszcie dalej!! Kocham sceny z bójkami (ten cios też się do nich zalicza) Pozdrowionka!!

Bea_przerwa_Alex

A czy ja muszę wyrażać opinię ? Jest oczywista ;D Ja po prostu jestem pod wielkim wrażeniem waszej twórczości. A poza tym ten cios był słusznie zasłużony dla Bootha . . . Pozdrawiam ;*

Rogata

XIV

***************************************************************************
Przed domem Annie stały już dwa radiowozy. Wszędzie kręcili się policjanci.
-Dobrze, że już jesteście.- szeryf wyszedł im na spotkanie.- Agencie Booth, mamy prawo podejrzewać, że doszło do kolejnego porwania przez tego psychopatę. Oby nie było już za późno dla panny Brown.
-Przecież Murphy siedzi w areszcie! Chyba go nie wypuściliście?!- wykrzyknął Seeley.
-Nie, ale najwidoczniej to nie on jest porywaczem i mordercą.- odpowiedział zmieszany Johnson, jednak Booth już go nie słuchał tylko skierował się w stronę domu. Drzwi wejściowe nosiły ślady porządnego kopniaka użytego do ich wyważenia. Powoli wszedł do środka, Brennan podążała za nim. Pod ich stopami zachrzęściły szkła pochodzące z rozbitych obrazków i wazonu. Uważnie się rozglądając dotarli do salonu. Nagle Booth zatrzymał się. Na ścianie znajdował się namalowany czerwoną substancją ogromny pentagram oraz przybita pośrodku niego świńska głowa w stadium rozkładu.
-O mój Boże…- wyszeptał przerażony i po chwili zasłonił usta aby w jakiś sposób zniwelować odruch wymiotny.- Czy to…?- zapytał płytko oddychając.
-Tak, to krew.- odpowiedziała Brennan przystępując do badania malowidła.- Nie jestem w stanie określić w tej chwili, czy należy ona do człowieka.
Booth wyszedł na świeże powietrze. W jego głowie kłębiło się milion myśli, jednak żadna nie stanowiła rozwiązania tej sprawy. Nie miał też pojęcia gdzie w tej chwili znajduje się Annie. Czy jeszcze żyje.
-Znaleźliśmy jeszcze to.- szeryf podał mu kartkę spreparowaną tak samo jak ta przyczepioną do tej feralnej cegły którą oberwał.- On nie śpi. Poniesiecie zasłużoną karę.- przeczytał głośno.- Co to za chory sukinsyn?!!- krzyknął.
-Booth!- Brennan wybiegła z domu.- Dzwonił Hodgins. Nie mógł wcześniej zidentyfikować wzoru zębowego uzyskanego ze śladów po ugryzieniach na szczątkach ofiar. Teraz jednak znalazł rozwiązanie. Może on należeć do człowieka, który urodził się w miejscu skażonym radioaktywnymi odpadami. W aktach jest mnóstwo informacji o zdeformowanych dzieciach ludzi, którzy bez względu na niebezpieczeństwo pozostali w swych siedzibach. Noworodki rodziły się zdeformowane, z różnymi wadami genetycznymi. Do takich można by było zaliczyć także człowieka, który po ugryzieniu zostawia takie ślady zębów.
-Czyli mamy do czynienia z psychopatycznym wyznawcą diabła, który porywa swoje ofiary, zabija je, zjada ich mięso a następnie grzebie?- podsumował Booth
-Tak myślę.- przyznała Brennan.- Szeryfie Johnson, czy tu na pańskim terenie wywożono kiedyś odpady radioaktywne?
-Starsi ludzie opowiadali, że jakieś 50 lat temu pewna firma zatrudniała osoby z miasteczka do wywożenia dziwnie oznakowanych beczek. Dobrze płacili więc rąk do pracy nie brakowało. Jednak po powrocie z kilku takich „wycieczek” ludzie ci zapadali na różne choroby a następnie umierali.- odpowiedział szeryf.- A co do okaleczonych dzieci to…
-No co?- zapytał zniecierpliwiony Booth.- Szeryfie, nie mamy czasu.
-Słyszałem o takiej jednej rodzinie, która mieszkała jakieś 20 kilometrów stąd, za rzeką, niedaleko miejsca do których prawdopodobnie wywożono te dziwne ładunki. Nazywali się Mitchell czy jakoś tak. Mieli ono dwanaścioro dzieci, ale niedługo po tym jak najstarsi synowie i ich ojciec dostali tą dziwną pracę kobieta zaszła w ciążę po raz trzynasty. Podobno dziecko, które się urodziło było bardzo zdeformowane i wyglądało jak mały potworek. Nie żyło długo. Umarło po tygodniu.
-Diabeł, trzynasty dzień miesiąca, trzynaste dziecko…- Booth zaczął wiązać fakty z legendy, która opowiedziała mu Annie z wydarzeniami, które miały miejsce.- Gdyby to trzynaste dziecko Mitchellów żyło to miałoby teraz około 50 lat. Jego matka mogła opowiedzieć ludziom, że umarło aby tylko dano im spokój. Podejrzewam, że ludzie sprzed pół wieku i mieszkający w tak małej mieścinie nie byli zbyt tolerancyjni. A to dziecko, ze względu na swój wygląd mogło utożsamić się z diabłem z New Jersey, tym o którym krąży legenda…
-I zabijać aby móc się pożywić.- weszła mu w słowo Brennan.
-Nie traćmy czasu.- Seeley przejął dowodzenie.- Szeryfie, proszę zebrać wszystkich swoich ludzi, trzeba zorganizować poszukiwania. Czuję, że jeżeli jest to ten Mitchell, to nie oddalił się on od swojego domu rodzinnego. Musi być gdzieś w pobliżu.
Szeryf podszedł do samochodu i przez radio zaczął wywoływać swoich podwładnych i wydawać im polecenia. Brennan wróciła po swoje rzeczy do zdemolowanego domu. Booth czuł, że podjął właściwą decyzję. Jego intuicja jeszcze nigdy go nie zawiodła. Znów zaczęła boleć go głowa. Aby zapobiec nasileniu się bólu wziął większą dawkę proszków niż zwykle. Nie mógł sobie pozwolić na niedyspozycję, musiał zachować jasność umysłu.
Nad Gibbstown zebrały się czarne, kłębiaste chmury. Zerwał się silny wiatr. Gdy wsiadali do samochodu zaczęło lać a nad ich głowami rozległ się głośny pierwszy grzmot. Kolumna samochodów jechała w ulewie tak szybko na ile pozwalały im warunki. Wycieraczki nie nadążały z odbieraniem wody. W samochodzie Bootha i Brennan panowała cisza. Temp w milczeniu przyglądała się Seeley’owi. Był nienaturalnie blady na tle dwudniowego zarostu. Cienie pod oczami i lekko spuchnięta dolna warga wskutek rozcięcia sprawiały, że wyglądał wyjątkowo mizernie. Miała ochotę go przytulić, jednak było to niemożliwe.
-Co u diabła?- zapytał nerwowo Booth, zatrzymując się za policyjnymi radiowozami, które jechały na przedzie. Wyskoczył z samochodu i podbiegł do szeryfa..- Co się dzieje?!- usiłował przekrzyczeć kolejny grzmot, szum wiatru i deszczu.
-Ulewa sprawiła, że rzeka wezbrała i zerwała most. Nie przedostaniemy się na drugą stronę.- krzyczał Johnson trzymając kapelusz aby wiatr mu go nie zerwał.- Skontaktuję się z jednostką wojskową, żeby przysłali nam most pontonowy. Ale to potrwa. Czuję że dziś musimy zrezygnować z prób przedostania się tam.
-Nie ma innej drogi do tego miejsca?
-Niestety. Przykro mi.
Kląc na czym świat stoi Seeley wrócił do auta. Uderzył ręką w kierownicę wyrzucając z siebie jeszcze jedno niecenzuralne słowo. Po chwili jednak się uspokoił i przekazał Brennan to, co powiedział mu szeryf.
-W takim razie musimy wracać do miasteczka.- posumowała Temp.- Przykro mi Booth. Miejmy nadzieję, że Annie nic się nie stanie.
-Tak, miejmy.- odpowiedział zawracając samochód i ruszył w stronę Gibbstown.

***************************************************************************
Jonathan rozprostował powoli palce. Bolała go ręka po uderzeniu. Ten funkcjonarzyna miał strasznie twardą szczękę. Początkowo myślał, że mu odda, ale powstrzymał się, przyznał mu rację i wyszedł. Joe nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Planował, że sprowokuje partnera Brennan, ten go pobije a Temp jeszcze bardziej zbliży się do niego odsuwając od niezrównoważonego Seeley’a. Plan nie wypalił. Spojrzał ze złością na zwłoki kobiety leżącej na stole sekcyjnym. Usłyszał trzask zamykanych drzwi. W kostnicy nie było nikogo oprócz niego i martwych ciał w lodówkach dlatego trochę się przeląkł. Nigdy nie mógł się przyzwyczaić do ciszy panującej w prosektoriach. Wyszedł z głównej sali, żeby sprawdzić co się stało. Drzwi wejściowe były nie domknięte i wraz z podmuchami wiatru uderzały we framugę. Pewnie Booth wychodząc nie zamknął ich dobrze.- pomyślał. Do środka naleciało trochę wody. Już miał wziąć mop aby wytrzeć kałużę, gdy zauważył mokre ślady prowadzące do pomieszczenia z którego przed chwilą wyszedł. To nie mogły być ani jego ślady ani nikogo innego gdyż był sam. Przyglądając się im wszedł z powrotem do głównej sali. Nagle do jego nozdrzy doleciał silny, nieprzyjemny zapach, jakby gnijącego mięsa. Usłyszał głośny charczący oddech. Przerażony podniósł głowę i ujrzał coś, co było niemożliwe. Ostatnim obrazem jaki dane było mu zobaczyć to błysk białych kłów. Krzyk uwiązł mu w gardle, które teraz było bestialsko rozrywane.

***************************************************************************

Trochę ostatnio nas ponosi ;) No i teraz brakuje nam już półtora dnia. Widział go może kto? ;)
Z życzeniami miłego czytania i komentowania
M&A (z mniejszym kasem niż zazwyczaj;)))

p.s. Kort... no wiecie co ;)

Rokitka

I dobrze, że go zażarło i oby tą Annie też ;> ( Wiem, że jestem wredna) Martwię się o tą ranę Bootha, ciekawe jak to zakończycie...
A co do zdeformowania, czyżbyście oglądały coś typu: Zły Skręt albo Wzgórza Mają Oczy?

andzia_45

Wzgórza Mają Oczy : ten film obejrzałam i po prostu mnie zatkało. Jak zobaczyłam jak wyglądają ci zdeformowani wyglądali naprawdę DZIWNIE ! Więc jeżeli mam sobie wyobrazić tego mordercę z waszego opowiadania to aż ciarki mnie przechodzą. No to ciekawe co będzie w następnej części ;D Pozdrawiam ;*

Rogata

Prawdę mówiąc nie widziałam tych filmów, a to nasze nawiązanie do mutacji genetycznych to może dlatego nam do głowy przyszło z tego względu, że ja na studiach mam dużo do czynienia z genetyką, fizjologią i biochemią kręgowców ;)
A.

Zachęcamy do czytania i komentowania. Może jakieś wskazówki?
Pozdrówka
M&A

Rokitka

no to Jonatana mamy z głowy, teraz proszę o jakąś krwawą miazgę z Annie, a na koniec Brennan robi Boothowi na głowie okład z ....

wskazówka może być tylko jedna: dawajcie, co macie!!! Społeczeństwo czeka na dalszy ciąg!!!

piegza

Krwawa miazga? Hmmm a może to Brennan zacznie stosować swoje antropologiczne teorie i zaznaczy swoje miejsce wraz ze swoim " samcem alfą" xD W końcu dobrze walczy... ;> Ale ona nie jest taka...więc życzymy smacznego naszemu potworowi :)

piegza

O tak, Annie to zaraza:P Albo współpracuje z mordercą i jest niezrównoważona psychicznie, a porwanie upozorowała:-)

Mino

A tak na poważnie, skoro miałyśmy rzucać propozycje...
Dajmy na to rozwiązali tą sprawę- scena, w której są obecni: Booth, Annie i Brennan. Temperance obładowana torbami pyta go czy wraca z nią do " domu", a ta cała Annie łapie go za rękę. On tylko stoi, patrzy na zaszklone oczy Brennan i jakby przystaje na to co ta Annie robi, więc Temp odchodzi. Booth od razu czuje jakiś żal, nie może tak żyć i już po kilku dniach chce do niej wrócić. Zostawia naszą byłą porwaną i odjeżdża. Potem robi Brennan mega niespodziankę i tak dalej...

andzia_45

tak fajne ale.... Jakoś tak dziwne, ale myślę że ta Annie powinna umrzeć i Brennan zobaczy Boof'a gdy się upija. A pużniej gdy dojdzie do domu uświadomi sobie co zrobiła i że nie tak naprawdę gdy Boof opowiadał jej historię z Annie była cholernie o niego zazdrosna i rano do niego pujdzie i ......
(konie sami wymyślcie.)

sorrry bo to wasz scenariusz i ja nie powinnam się odzywać ale musiałam to wszystko z siebie wyrzucić


Pozdrawiam i życzę naj naj naj pisania !!!

Kaja_Anna_12

marlen_3

Moim zdaniem całkiem niezłe... <<za krótki>>

Ewi

No dobra, skoro tak lubicie Ridża to dzisiejszy odcinek będzie z nim w roli głównej :)

ŻARTOWAŁAM!!!!! (taki mały żart sytuacyjno- literacki) ;)

XV

***************************************************************************
-Booth, podjedźmy jeszcze do kostnicy. Zapomniałam zabrać stamtąd dokumenty, które chciałabym jeszcze przejrzeć.- poprosiła Brennan.
-Ok.- odpowiedział Seeley trochę nieprzytomnie. Jego myśli cały czas krążyły wokół Annie.
Brennan pierwsza weszła do budynku.
-Jonathan!- zawołała jednak odpowiedziała jej tylko cisza.-Jonathan!- podążyła dalej rozglądając się uważnie. Coś ją niepokoiło. Może to ten dziwny zapach unoszący się w powietrzu? Nie był to lizol, jednak coś równie znajomego. Mięso. Rozkładające się mięso i krew.
-Nie, tylko nie to.- pomyślała z przerażeniem i weszła do głównej sali. Gwałtownie się zatrzymała jakby jakaś szklana ściana wyrosła nagle przed nią i nie pozwalała iść dalej. Jej oczom ukazał się makabryczny widok. Ogromna plama krwi, a pośrodku niej coś, coś co przypominało kiedyś człowieka.
-Hej Bones, co tak…- do środka wszedł Booth-… długo?- dokończył przyglądając się Temp a następnie kierując swój wzrok na coś co przykuło jej uwagę. Momentalnie zrobiło mu się słabo. Przytrzymał się ściany i odwrócił głowę od tego co zobaczył. Był żołnierzem. Na świecie widział już wiele cierpienia i zmasakrowanych ciał. Również jego praca nie oszczędzała mu tego jednak teraz nie mógł powstrzymać nadchodzących fali mdłości. Na czoło wstąpił mu zimny pot. Oddychając głęboko spojrzał na Brennan. Stała nieruchomo w miejscu. Po chwili jednak zaczęła się niebezpiecznie chwiać. Booth szybko do niej podszedł i podtrzymał ją przed upadkiem.
-Bones, spójrz na mnie.- poklepał ją lekko po policzku.- Boże, Temp nie mdlej mi tu.- wziął ją na ręce i wyniósł na świeże powietrze. Na dworze ciągle lało i zimne krople deszczu otrzeźwiły ją. Seeley postawił ją obok samochodu.
-Booth… tam… tam był Joe…- mówiła urywającym się głosem.- Ja muszę tam wrócić… ja…
-Nie, Brennan. Nie wrócisz tam.- odpowiedział odgarniając jej mokre włosy z czoła.- Jemu już nie pomożesz. On nie żyje…
-Ale…- próbowała zaprotestować.
-Żadne ale.-powiedział stanowczo i pomógł jej wsiąść do auta.
Booth zawiadomił szeryfa o zwłokach Jonathana, a raczej o tym co z nich zostało znalezionych w prosektorium. Potem usadowił się na miejscu kierowcy i pojechali do hotelu.
Od chwili gdy Booth wyniósł ją z prosektorium, Brennan zachowywała się jak automat. Weszła do pokoju i usiadła na kanapie.
-Ściągnij tą przemoczoną kurtkę.- Booth podszedł do niej z ręcznikiem i jej go podał. Sam się rozebrał z przemoczonego wierzchniego ubrania i został tylko w samych spodniach. Brennan nie poruszyła się. Seeley westchnął cicho i sam ściągnął jej kurtkę a następnie zielony golf, spodnie… Została w samej bieliźnie. Gdyby działo się to w innych okolicznościach Booth byłby bardzo zadowolony z tego widoku, jednak teraz zwykła ludzka przyzwoitość nakazywała mu podejść do tego bez emocji. Wyciągnął z torby Brennan jakiś gruby sweter i pomógł jej go włożyć. Zachowywała się jak szmaciana lalka, jakby dusza z niej uciekła pozostawiając ciało samemu sobie. Skierował ją do łóżka i pomógł się ułożyć okrywając troskliwie kocem.
-Nie możesz się przeziębić Bones.- mówił do niej byleby tylko coś mówić.- Ja wciągnę coś na siebie i zejdę na dół zrobić ci jakąś herbatę. A ty leż tu spokojnie i czekaj na mnie.
Jak powiedział, tak zrobił. Gdy wrócił Temp siedziała na łóżku oparta o wezgłowie, otulona kocami. Spojrzała na niego z niezwykłym bólem w oczach.
-Seeley dlaczego? Dlaczego właśnie Jonathan?- zapytała głosem pełnym hamowanych łez.- Był moim przyjacielem, a teraz go nie ma…
-Nie wiem Temp.- odpowiedział Booth podchodząc do niej i siadając obok. Otoczył ją ramieniem, a ona ułożyła głowę na jego piersi i rozpłakała się. Szlochała jak małe dziecko i długo nie mogła się uspokoić. Booth był bezradny. Mógł jedynie mocno ją tulić i szeptać słowa ukojenia, które nie wiadomo czy odnosiły jakikolwiek skutek. W końcu Brennan zasnęła. Seeley delikatnie odsunął się od niej i ułożył jej głowę na poduszce.
W nocy nie mógł spać. W głowie kłębiło mu się tysiąc myśli. Bardzo wstrząsnęła nim śmierć Jonathana. Nie lubił go jednak nie życzył mu śmierci. Nie takiej śmierci. Miał nadzieję, że Annie nadal żyje. Jednak to światełko powoli w nim gasło.
Około godziny szóstej rano zadzwonił szeryf z wiadomością, że przyjechało wojsko i że rozkładają już most. Szybko zebrał swoje rzeczy i spojrzał na śpiącą Brennan. Nie chciał jej budzić więc napisał do niej kilka słów i kartkę położył na stoliku nocnym pod jej telefonem. Wyszedł.

***************************************************************************
Brennan obudziła się dwie godziny po wyjściu Bootha. Sięgnęła po komórkę aby sprawdzić która jest godzina i zauważyła kartkę ze znajomym charakterem pisma.
„Wybacz, że Cię nie obudziłem i nie zabrałem ze sobą, ale myślę, że tak będzie lepiej. W hotelu będziesz bezpieczna. Booth.”- przeczytała i ogarnęła ją złość. Czemu on zawsze jej to robił? Niby martwiąc się o jej bezpieczeństwo odsuwał ją od sprawy. A to teraz była także jej sprawa. To zwierze w ludzkiej skórze rozszarpało jej przyjaciela. Zerwała się z łóżka i szybko ubrała. Żałowała, że nie ma broni. Nagle przypomniała sobie, że Jonathan miał pistolet. Wybiegła z pokoju. W jednej chwili znalazła się przy kontuarze recepcjonisty.
-Dzień dobry doktor Brennan.- przywitał ją młody mężczyzna.- W czym mogę pomóc?
-Potrzebny mi klucz do pokoju Jonathana Walsh’a- powiedziała łapiąc oddech.
-Ale…
-Bez dyskusji.- ucięła krótko.- Jonathan Walsh został zamordowany wczorajszego wieczoru. A teraz proszę dać mi klucz od jego pokoju.
Recepcjonista bez słowa podał jej to o co prosiła. Brennan złapała klucz i pobiegła szybko na górę. Ze łzami w oczach zaczęła przeszukiwać rzeczy przyjaciela. W końcu znalazła pistolet i kluczyki od prywatnego samochodu. Podczas pobytu w Gibbstown poruszał się radiowozem.
Zabezpieczoną broń włożyła za pasek spodni. Za hotelem stał nowy, czerwony, lśniący Dodge. Jonathan zawsze kochał dobre samochody. Usiadła za kierownicą i ruszyła z piskiem opon. Wyjechała za miasto i skierowała się w stronę prowizorycznego mostu.

***************************************************************************
Ze starego domu Mitchellów pozostały tylko jakieś zarośnięte ruiny. Booth myślał, że właśnie tutaj znajdzie odpowiedź na dręczące go pytania. Niestety cały jego plan spalił na panewce. Siedział w samochodzie i myślał intensywnie co dalej. Przed godziną zażył kolejną podwójną dawkę proszków na ból głowy. Teraz czuł, że przestawały działać. Chyba się na nie już uodporniłem- pomyślał i wziął ich jeszcze więcej niż ostatnio. Musiał odnaleźć Annie.
-Agencie Booth.- do auta podszedł szeryf.- Rozdzieliłem moich ludzi i kazałem im przeszukać las. Do akcji włączyło się także wojsko.
-Myślisz że to coś da szeryfie Johnson?- zapytał Seeley jakby szukając zapewnienia, że na pewno odnajdą Annie. Nie chciał się przyznać przed samym sobą, ale ta kobieta zaczęła coś dla niego znaczyć. Nie chciał jej skrzywdzić, jednak mimowolnie stała się lekiem na złamane serce. Jak to powiadają klin zawsze trzeba wybić klinem. Nie chciał siedzieć bezczynnie więc postanowił, że jeszcze raz przejrzy mapy terenu. Nagle jego uwagę przykuł jeden mały punkcik znajdujący się całkiem niedaleko miejsca w którym teraz byli.
-Szeryfie Johnson.- wysiadł z samochodu i rozłożył mapę na masce samochodu.- Co to jest?- zapytał wskazując palcem miejsce.
-To o ile się nie mylę stara żwirownia i huta szkła… Myśli pan, że on tam może być?
-Nie wiem, zgaduję po prostu. Lepsze to niż siedzenie tu i czekanie na informacje. Jak tam może być daleko?
-Jakieś dziesięć kilometrów. Chce pan tam jechać bez wsparcia? Agencie, niech pan poczeka, ściągnę kilku swoich ludzi i pojedziemy razem. Pewnie daleko nie odeszli.
-Nie ma na to czasu.- odpowiedział wsiadając do samochodu i ruszając gwałtownie.
Jechał starą drogą przez las i co chwilę spoglądał na mapę. W pewnym momencie jazdę przerwało zwalone drzewo. Nie było szans na ominięcie go. Resztę drogę pokonał na pieszo. Na szczęście nie było daleko. Zarośla nagle się urwały i ujrzał miejsce do którego zdążał. Odbezpieczył broń i zaczął szybko skradać się do budynku starej huty. Zmysły miał wyostrzone na najdrobniejszy ruch czy szelest. Przywarł do ściany i ostrożnie zajrzał przez okno. O dziwo szyby nie były powybijane jak to zwykle bywa w pustostanach. Nie ujrzał nic konkretnego. Postanowił wejść do środka. Obszedł dookoła budynek i w końcu znalazł uchylone, rozpadające się ze starości drewniane drzwi. Nie chciał wybijać szyb z okien gdyż to mogłoby spłoszyć mordercę.
-O Boże, byle żeby jeszcze nie było za późno.- pomyślał i wszedł do środka. Gdy jego oczy przyzwyczaiły się już do panującego półmroku zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Jego uwagę przykuła jasna łuna odbijająca się na przeciwległej ścianie. Wyglądało na to, że ktoś w głębi tuż za ścianą działową palił ognisko. Podszedł bliżej i wtedy do jego nozdrzy dotarł paskudny odór gnijącego mięsa. Powstrzymał falę nudności która go ogarnęła i starał się nie oddychać przez nos. Ostrożnie wyjrzał zza rogu. Nikogo nie było oprócz Annie przywiązanej do krzyża umieszczonego pośrodku ogromnego pentagramu namalowanego na murze. Nie dawała żadnych oznak życia. Booth rozejrzał się szybko czy w pobliżu nie czai się morderca i czy przypadkiem nie jest to pułapka. Nic na to nie wskazywało, więc pośpiesznym krokiem zbliżył się do kobiety. Annie gdy tylko usłyszała, że ktoś nadchodzi podniosła głowę i spojrzała pełnym przerażenia wzrokiem. Nie mogła krzyczeć, gdyż miała zakneblowane usta. Booth włożył broń za pasek spodni i zabrał się za jej uwalnianie.
-Już dobrze skarbie.- mówił do niej.- Tak się cieszę że żyjesz.- odwiązał jej knebel.
-To pułapka!- wykrzyknęła, gdy tylko wyciągnął jej brudną szmatę z ust. Booth odwrócił się gwałtownie i ujrzał zniekształconą istotę biegnącą z wyszczerzonymi kłami prosto na niego. Zbliżała się niesamowicie szybko. Dzieliły ich już tylko ułamki sekund. Seeley wyciągnął pistolet jednak nie zdążył wystrzelić gdyż poczwara zwaliła się na niego całym swym cielskiem. W tym sam czasie usłyszał huk wystrzału. Z wielkim wysiłkiem zrzucił ją z siebie i pośpiesznie wstał. Potwór nie żył. Miał przestrzeloną czaszkę, a on jego krew na sobie. Spojrzał w stronę z której padł strzał i ujrzał stojącą Brennan z pistoletem w dłoni.
-Booth, nic ci nie jest?- zapytała.
-Nie.- odpowiedział jej i się uśmiechnął.- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mnie nie posłuchałaś.
-I w tym momencie powinnam ci porządnie skopać tyłek.- rzuciła z udawaną złością.
Booth nie odpowiedział tylko zabrał się za odwiązywanie Annie, która wpadła mu w ramiona jak tylko to zrobił. Brennan widząc tą scenę poczuła niemiłe ukłucie zazdrości. Aby nie patrzeć na nich podeszła do nienaturalnie wyglądającego człowieka i zaczęła mu się z uwagą przyglądać. Seeley postanowił wyprowadzić Annie na świeże powietrze. Była trochę pokaleczona i posiniaczona, ale ogólnie czuła się dobrze. Po chwili dołączyła do nich Brennan.
-Jak mnie znalazłaś?- zapytał Booth pomagając Annie usiąść na trawie.
-Szeryf mnie tu przyprowadził. Zresztą zaraz powinien tu być razem ze swoimi ludźmi i pomocą medyczną.
Rzeczywiście po kilku minutach przed starą hutę podjechało kilka radiowozów i karetka.
-Jechaliśmy okrężną drogą więc trochę czasu nam to zajęło- zaczął się tłumaczyć Johnson.
Sanitariusze natychmiast zajęli się Annie i zabrali ja do karetki aby opatrzyć. Booth przez chwilę rozmawiał z szeryfem i Brennan, jednak nie bardzo mogł się skupić na konwersacji. Czuł jak ból głowy chce mu rozsadzić czaszkę. Zrobiło mu się słabo a przed oczami ciemno. Zachwiał się i osunął na ziemię.
-Booth!- krzyknęła Brennan i uklękła obok niego.- Booth, co ci jest?- poklepała go po policzku.- Proszę, odezwij się.
-Nieee!!!- polanę przeszył rozdzierający krzyk Annie.-Seeley!- podbiegła do niego a tuż za nią sanitariusze.

***************************************************************************

Zachęcamy do komentowania.

Buziaki dla Was wszystkich ;)
M&A

A my idziem na mielonkę ;)))))

Rokitka

Smacznego :)

Ale ja chce wiedzieć co dalej z tą Annie! Zapomnijcie na chwile o Ridżu i Słonecznym Patrolu i piszcie mi tu dalej :D

andzia_45

ja bym chciała żeby Boof z Brennan się pogodził!!!

nie wiem jak wy ale proszę o usunięcie z planu pani Annie !!!

żeby Annie zniknęła a wy wymyślcie w jaki sposób!


oczywiście to tylko moja wizja

jesteście na mnie złe???

Kaja_Anna_12

kaja_anna_12

Nie jesteśmy na nikogo złe, za to że wyraża swoją opinię :) Z przyjemnością czytamy każdy Wasz komentarz :) No i prosimy o więcej.
Zachęcamy także do czytania kolejnych części. Mamy nadzieję, że się podoba to wszystko co robimy ;)
Pozdrówki
M&A

Rokitka

wiem, pobiją sie o niego, Brennan z annie, bedą się lały, aż w koncu Brennan chwyci pistolet i ją zastrzeli :D

piegza

jak wymyślałam, to wydawało mi się fajne, ale teraz przypomniał mi się, ze coś takiego już gdzieś widziałam ;) fu, co za plagiat

piegza

Myśl intrygująca, ale nie do wykorzystania przez nas- mamy swoją wizję ;) Chociaż Wasze pomysły są całkiem ciekawe ;) Czytajcie z uwagą dalsze części- BĘDZIE SIĘ DZIAŁO ;)
Pozdrówki dla Was wszystkich. Bez Was i waszych opinii nie byłoby sensu dalej pisać :)
M&A

Rokitka

a kiedy będzie następna część? bo już nie mogę się doczekać :D

polly_darton

Planowo nowy odcinek ukaże się już jutro. Serdecznie zapraszamy już dzisiaj. :)))
M&A

Rokitka

Będzie walka o serce Bootha... nieźle. Mam nadzieję że on się wtrąci i wybierze.... no przecież wiecie że chodzi mi o naszą ulubioną doktor Bones. A Annie... niech przyjedzie do instytutu i pokocha Zacha albo zadowoli się tą waszą mielonką... o ile się oczywiście z nią podzielicie.
:)

Rokitka

Jaką śmiercią powinna zginąć Annie:
a) wpaść w ruchome piaski, kiedy będzie biegła w stronę Booth'a.
b) dostać łopatą od niecierpliwego sanitariusza.
c)umrzeć na kleszczowe zapalenie opon mózgowych, bo skoro tyle przebywała z tym stworem, to pewnie jakieś kleszcze miałą.
d) zostać poćwiartowana przez Ridża i Stefani:-)

marlen_3

miała być krwawa mizga z Annie, a wy z niej nawet mielonki nie zrobiłyście :(((

hihihi

napięcie rośnie.... i bardzo dobrze

co dalej, mielonki fanki???????

marlen_3

Tak! Tak! Bójka Brennan z Annie! Kocham takie sceny!!! Chce bijatyk!!!

marlen_3

ja chce Ridża!!!!
ja chce Ridża!!!!
ja chce Ridża!!!!
ja chce Ridża!!!!
ja chce Ridża!!!!

marlen_3

Piegża, spokojnie. Napewno się jeszcze pojawi w twojej ankecie
Ps: Sorki że się tam wepchałam

Bea_przerwa_Alex

tak z tą Annie to dobry pomysł.....
Kaja_Anna_12

kaja_anna_12

Aaaaa.. i ja mam pytanie do rokitki
i bardzo chciałam dostać odp.!!!

Dlaczego tylko ty piszesz a nie marlen k ???
Kaja_Anna_12

kaja_anna_12

A dlaczego ma pisać tylko marlen k a nie ja? ;) Żartuje sobie oczywiście. Przez ostatnie kilka dni marlen była u mnie (na dalekiej północy jak mówiła ;D) i tworzyłyśmy razem. Nie chciało jej się logować ;)
Ale skoro tak jej Wam brakuje to niedługo się zjawi.

Rokitka

Wy nie musicie nikogo zachęcać do czytania kolejnych części ;D Wasze scenariusze wpisały się na trwałe w mój plan dnia ;D Pozdrawiam i czekam na więcej i więcej i jeszcze więcej ! Ups za bardzo się rozpędziłam z tym "więcej" ;D

Rogata

Rogata mamy nadzieję, że będzie więcej i więcej i jeszcze więcej bo pomysłów mamy multum ;) A i już trochę naskrobałyśmy na zapas, żeby takie przyziemne wydarzenia jak na przyklad moje jutrzejsze kolokwium z fizjologii nie spowodowało braku kolejnej części ;)
Pozdrówka

Rokitka

M&A, przepraszam, że ostatnio nie komentowałam, ale to nie znaczy że nie czytałam na bierzącą!

u mie tak samo wasze scenariusze wryły się w plan dnia. niech się pali, niech się wali, a ja i tak tu przychodzę i czytam. tylko, ze jak zkończe, to mie zawsze zatka i nie wiem co napisać, żeby się nie powturzyć, bo za kazdym razem możby było pisać to samo: cudo, bosko, super, genialnie, gratuluję pomysłowości, czekam z niecierpliwością, nie mogę się doczekać dalszej części, jesteście super, pozdrawiam .

wole nie podawać swoich propozycji, bo co bym nie wymyśliła, to i tak mie zaskoczycie. chociaż mi osobiście szkoda by było zabijać Annie. ją nawet polubiłam, chociaż oczywiście nie może być z Boothem. współczuję też Joe. marna śmierć , nie ma co. ale to dobrze. martwie sie też o Bootha. powinien się był wcześniej wybrać do lekarza, a nie się zapierać.

:)

roene_Alexx

No i już chyba tradycyjna część naszej etiudy ;) Taka jubileuszowa :)))
Z dedykacją dla wszystkich czytających i komentujących ;)
To dla Was.
Pozdrowka i duża buźka
M&A

XVI

***************************************************************************
Seeley otworzył powoli oczy, w uszach dźwięczał mu sygnał karetki. Ktoś kurczowo ściskał jego dłoń. Chłodne palce głaskały go po policzku, przynosząc lekkie ukojenie. Słowa… Jakieś słowa wwiercały mu się w podświadomość jednak nie mógł ich zrozumieć. Ujrzał nad sobą twarz Annie, płakała. Temperance stała za nią. Na jej twarzy malowało się przerażenie. Powieki miał takie ciężkie… Przed oczami zaczęły mu tańczyć czarne mroczki, aż w końcu nie widział nic innego oprócz ciemności. Syrena karetki wyła coraz ciszej i ciszej…
-Jak daleko jeszcze do szpitala?- zapytała Brennan.- Nie możecie jechać szybciej?!
-Jeszcze tylko pięć kilometrów, zaraz będziemy na miejscu.- odkrzyknął jej kierowca.
-Boże Seeley…- płakała Annie.- Obudź się proszę…
-Płaczem mu nie pomożesz.- rzuciła chłodno Temp.-Zresztą on i tak pewnie cię nie słyszy. To musi być jakiś uraz mózgu. Mówiłam mu, że ma się przebadać to mnie nie posłuchał. Uparty osioł.- żachnęła się, próbując przez swoją obojętność ukryć strach o życie Bootha. Nie, on nie może jej zostawić tak jak Jonathan.
Po dotarciu do szpitala lekarze od razu fachowo zajęli się Booth’em. Annie została na korytarzu razem z Brennan. Wyglądała wyjątkowo żałośnie w podartym i zakrwawionym ubraniu z kurtką jakiegoś sanitariusza na ramionach. Temp przyglądała jej się przez chwilę jakby próbując odgadnąć, co takiego ma w sobie, co urzekło Seeley’a.
-Nic mu nie będzie, prawda?- zapytała ją nagle Annie.
-Nie wiadomo.- odpowiedziała nie zwracając uwagi na to, że mogła by być nieco delikatniejsza.
Annie skuliła się na krześle jeszcze bardziej i znowu zaczęła płakać. Brennan nie mogła usiedzieć spokojnie więc chodziła po korytarzu tam i z powrotem.
Po godzinie z oddziału intensywnej terapii gdzie przewieziono Bootha wyszedł lekarz.
-Panie doktorze, co z Seeley’em?- Annie zerwała się z krzesła i podbiegła do niego, to samo zrobiła Brennan.
-A kim panie są dla pacjenta?- zapytał lekarz patrząc na nie uważnie.
-Doktor Temperance Brennan.- pierwsza odezwała się Temp.- Jestem partnerką agenta specjalnego Seeley’a Booth’a, a ta pani to…- urwała i spojrzała na Annie. Nie bardzo wiedziała jak ma ją przedstawić.- To jego bardzo bliska znajoma.- dodała w końcu.
-No dobrze.- lekarz zajrzał do karty którą trzymał w ręku.- pacjent został do nas przywieziony nieprzytomny z przerywanym oddechem, ciśnienie podwyższone, rozszerzone źrenice nie reagujące na światło, lekki niedowład lewej kończyny dolnej. Po przeprowadzeniu badania tomokomputerowego stwierdziliśmy krwiaka płata czołowego mózgu wywołanego zapewne urazem, którego ślad mamy w postaci szycia łuku brwiowego. Mam rację?
-Tak, Booth został uderzony w głowę cegłą, która wleciała do pokoju hotelowego przez okno.- potwierdziła Brennan.
-Rozumiem.- lekarz skinął głową i wrócił do opisu stanu pacjenta.- Krwiak nie jest zbyt duży więc postanowiliśmy, że na razie powstrzymamy się od leczenia operacyjnego. Wprowadziliśmy go w śpiączkę farmakologiczną i spróbujemy rozbić krwiaka lekami. Jeżeli to nie pomoże będziemy operować.
-Dziękujemy panie doktorze. Czy możemy go zobaczyć?- do rozmowy włączyła się dotąd milcząca Annie.
-Dobrze, ale tylko na chwilę i pojedynczo.- zgodził się lekarz.- Dzisiaj jest bardzo decydujący moment naszej kuracji więc wolałbym, żeby nie niepokojono pacjenta.

***************************************************************************
Brennan czekała na swoją kolej odwiedzin w pokoju przyłączonym do sali w której leżał Seeley. Pielęgniarka dyżurowała przy komputerach monitorujących jego procesy życiowe. Przez przeszkloną ścianę widziała jak Annie ostrożnie pochodzi do niego, łapie za rękę i ją całuje co chwila ocierając łzy. Nachyla się i szepce mu coś do ucha, potem składa czuły pocałunek na czole i wychodzi.
-Teraz twoja kolej.- powiedziała do Brennan zamykając za sobą drzwi. Temp obdarzyła ją wymuszonym uśmiechem, założyła fartuch i weszła na salę. Booth zaintubowany leżał nieruchomo na łóżku. Gdyby nie ta rurka w gardle, niezwykła szarość cery i cienie pod oczami, wyglądałby jakby spał. Jakby przyszedł do jej gabinetu i ze swoim charakterystycznym wdziękiem rozłożył się na jej kanapie aby przespać się chwilę.
-Booth…- wyszeptała ze łzami w oczach.- Proszę cię, nie zostawiaj mnie…
Delikatnie pogładziła go po zarośniętym policzku i dotknęła jego ręki.
-Obudź się i powiedz mi, że wszystko będzie dobrze…- szeptała dalej ocierając łzę, która spłynęła jej po policzku-… że wszystko będzie tak jak dawniej…
Poczuła delikatny ruch jego palców. Uśmiechnęła się przez łzy. Słyszał ją.

***************************************************************************
Przez następne trzy dni Brennan czuwała przy Booth’ie na zmianę razem z Annie. Nie miała dużo chwil kiedy mogłaby posiedzieć z nim sam na sam, gdyż ta „bliska znajoma” jak nazywała ją w myślach nie chciała odstąpić od niego nawet na krok. Jednak cieszyła się tymi momentami, kiedy Annie wyszła coś zjeść albo się przebrać. Opowiadała mu o tym co się dzieje w instytucie, że wszyscy za nim tęsknią i że życzą mu szybkiego powrotu do zdrowia.
Lekarz informował Temp o postępach w leczeniu. Krwiak się zmniejszał i w większym stopniu uległ już wchłonięciu. Zdecydował, ze powoli zacznie go wybudzać ze śpiączki. Brennan bardzo się ucieszyła słysząc tak dobre wiadomości. Postanowiła, że skoro Booth’owi się poprawia to wróci na jeden dzień do Gibbstown i uporządkuje tam sprawy Jonathana. Owszem zawiadomiono już jego najbliższą rodzinę o tym tragicznym wydarzeniu i zabrano ciało do rodzinnego miasteczka aby go tam pochować, ale pozostała jeszcze dokumentacja, którą Brennan chciała zabrać. No i oczywiście chciała także wysłać ciało mordercy do Instytutu, gdzie będzie mogła je dokładnie przebadać.
Zapadał zmrok gdy wróciła do szpitala. Na miejscu czekała na nią niespodzianka. Booth odzyskał przytomność i siedział teraz na łóżku wsparty na poduszkach, rozmawiając z Annie. Już miała wejść do środka, gdy ujrzała, że kobieta nachyla się nad nim i namiętnie całuje. Zamurowało ją. Miotały nią sprzeczne uczucia. Z jednej strony cieszyła się, że znalazł sobie kobietę, dzięki której zapomni o niej, z drugiej była diabelnie zazdrosna. W końcu kontrolę nad jej ciałem przejęła ta zazdrosna Temperance i bez żadnych skrupułów weszła na salę chorych.
-Widzę, że już ci lepiej.- przywitała go ironicznie. Booth oderwał się od Annie i opadł z powrotem na poduszki. Wyszczerzył do niej zęby w uśmiechu.
-Wróciłem z dalekiej podróży więc chyba należy mi się czułe przywitanie?
Annie zachichotała cicho słysząc te słowa. Temp zmroziła ją wzrokiem, jednak ona zdawała się tego nie zauważać.
-Annie, czy mogłabyś przynieść mi wody?- poprosił Booth, chcąc zostać z Brennan na osobności.
-Jasne.- uśmiechnęła się nie zauważywszy jego wybiegu i wyszła.
Brennan usiadła na krzesełku znajdującym się przy jego łóżku, dotąd zajmowanym przez Annie. Zapadła cisza podczas której oboje się do siebie uśmiechali.
-Widzisz, nie zostawiłem cię.- wyszeptał w końcu Booth.- Tak jak prosiłaś.
Brennan zmieszała się lekko. Słowa wypowiedziane pod wpływem chwili utknęły w pamięci Booth’a.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że nic ci już nie jest.- odpowiedziała podnosząc się i siadając na łóżku.- Witaj wśród żywych.- uścisnęła go. Trwali chwilę w takiej pozycji ciesząc się swoją obecnością.
-Może już wystarczy tych czułości.- powiedział Booth odsuwając się nieco od niej.- Muszę iść tam, gdzie król chadza piechotą.
-Jaki król?- zapytała Brennan.- Nie rozumiem.
-No tam muszę iść.- wskazał palcem drzwi z tabliczką WC.
-Aaa…- zrozumiała w końcu.- Ale Booth, ty nie możesz jeszcze chodzić, jesteś za słaby. Poczekaj, zawołam pielęgniarkę.
-Nic mi nie jest.- odpowiedział i wstał z łóżka. Ubrany był jedynie w krótką szpitalną koszulkę, wiązaną z tyłu. Była nieco za mała jak na takiego mężczyznę i nie zakrywała wszystkiego, o czym przekonała się Brennan ujrzawszy nagie pośladki mężczyzny podążającego w stronę toalety.
-Hmm…- chrząknęła gdy właśnie z niej wychodził.- Booth?
-Tak?
-Wiesz, znam cię długo, ale nigdy w życiu nie posądzałabym cię o tak skrajny ekshibicjonizm.- wyrzuciła z siebie głosem pełnym hamowanego śmiechu.
-Jaki ekshibicjonizm?- zapytał zdezorientowany.
Brennan w końcu nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
-Chyba pomylili koszulki szpitalne i dostałeś rozmiar dziecięcy.- wykrztusiła i dalej się śmiała.
-Jak dziecięcy?- Seeley nic nie rozumiejąc zaczął się sobie przyglądać. Przejeżdżał dłońmi po materiale koszulki, aż w końcu trafił na gołą skórę i zrozumiał o co chodziło Temp.- Bardzo zabawne.- rzucił i szybko znalazł się w łóżku dokładnie się przykrywając.
-Ale przyznaj się, podobały ci się.- powiedział gdy Brennan nieco się uspokoiła.
-Widywałam zgrabniejsze.- odgryzła mu się.
-Jasne.- uśmiechnął się chytrze.- Jestem posiadaczem najseksowniejszej pupci w całym Waszyngtonie a może nawet i dalej.
W końcu nadszedł dzień kiedy wypisano Bootha ze szpitala. Na korytarzu czekał już Cullen jego przełożony z FBI, poinformowany o wydarzeniach które miały miejsce. W końcu był jego najlepszym człowiekiem. Booth otrzymał miesięczny urlop na rekonwalescencję. Mimo dobrego samopoczucia mogły wystąpić jakieś powikłania, a i lewa noga nie wróciła jeszcze do pełni sił po tym chwilowym niedowładzie. Booth postanowił ten czas spędzić z Annie w Gibbstown. Brennan wróciła do Waszyngtonu razem z szefem Booth’a.

***************************************************************************