Hej,
z uwagi na fakt, że same się już gubimy w czytaniu tego natłoku historyjek własnych, postanowiłyśmy naszą etiudę wraz z postem-matką, który nas zainspirował do działania umieścić w nowym temacie. Dobra kupa nie jest zła-jak to mówią więc wszystko razem trzymać odtąd będziemy. Miłego czytanka. TO wszystko dla Was!
Czekamy na opinie i wskazówki!
Pozdrówki!!!
M&A
Najpierw przypomnienie.
Post-matka. Za który dziękujemy Andzi1133.
Wpadł mi do głowy pomysł i napisałam taką krótką scenkę, która opowiadaniem o całym odcinku raczej nie jest. Wszystko dzieje się po wspólnej nocy, ale przed jakąkolwiek ciążą.
Brennan i Booth są w trakcie jakieś tam sprawy. Siedzą razem na kanapie w jej gabinecie i obgadują jakie znaleźli dowody. Nagle przychodzi do nich Angela z bukietem ślicznych kwiatów.
Brennan: Co to?
Angela: Dla ciebie.
Brennan: Dla mnie?
Booth: Dla niej?
Tu mordercze spojrzenie Brennan i niewinny uśmieszek Bootha.
Temperance bierze kwiatki i szuka wśród listków prawdopodobnie jakiejś karteczki. W końcu znajduje i odczytuje w myślach:" Wróć do mnie Tempe- Michael" (ten jej nauczyciel w którym była w pierwszym sezonie niecały jeden odcinek xD)
Booth: Od kogo?
Brennan: Tak nagle znowu interesuje cię moje życie prywatne?
Booth wzrusza ramionami. Angela podchodzi do przyjaciółki i czyta liścik na głos... Brennan patrzy wyczekująco na nią, jakby potrzebowała rady.
Booth: Co zamierzasz zrobić? (tu mina jak z odcinka kiedy Sully odpływał, a ona spytała go czy ma płynąć z nim)
Brennan: Nie wiem...- wzdycha. Na jej szczęście Cam przylazła do gabinetu i powiedziała, że mają nowego podejrzanego, więc poszli zobaczyć nowe znaleziska Zaca.
Powiedzmy, że pojechali na przesłuchania i dorwali mordercę. Teraz scena w samochodzie, kiedy Booth zaoferował się, że odwiezie Brennan do domu, bo szczerze wolał się upewnić, czy nie spotka się z Michaelem.
Booth: Bones, mam do ciebie pytanie...
Brennan: Jeśli chodzi o związek naszej wspólnej nocy i moją decyzję co do Michaela to nic jeszcze nie zdecydowałam...
Booth: Wiesz, czasem jesteś zbyt dosłowna... Chciałem cie zapytać o coś innego...
Brennan odwraca się w jego stronę. Booth patrzy prosto na drogę, żeby uniknąć jej spojrzenia.
Booth: Znajomy z pracy zakochał się w swojej partnerce i...
Brennan: Przecież wiesz, że nie mam pojęcia, jak zachowywać się w takich sytuacjach...Z antropologicznego punktu widzenia, miłość to tylko egoistyczne przywiązanie emocjonalne do jednej osoby, wybranej podświadomie...
Booth: Mogłabyś mnie po prostu wysłuchać do końca?
Temperance zamyka się w końcu i odwraca w jego stronę, a on znów chce uniknąć patrzenia na nią.
Booth: Więc, ten "znajomy" nie wie, jak wyznać jej tą miłość, bo boi się popsucia stosunków w pracy...
Brennan: Co ja mam do tego?
Booth: Jestem ciekawy, jak ty byś coś takiego przyjęła?
Brennan: Jeśli dobrze rozumiem, to zakładam, że ty musiał byśmi to powiedzieć, co jest niemożliwe...
Booth odwraca się do swojego odbicia w oknie i mówi do siebie:" Jeszcze byś się zdziwiła", po czym uśmiecha się pod nosem i wraca do rozmowy.
Brennan: Nie mogę wyobrażać, sobie czegoś co nie może mieć miejsca w realnym świecie...
Booth odwraca się, patrzy jej poważnie w oczy.
Booth: Kocham cię.
Brennan: Rozumiem, że bardzo chcesz pomóc temu koledze...( tzn. ona oczywiście przyjęła to jako scenkę, odegraną by pokazać jej, jak mogła by się zachować)
Booth: Bones, ja tego nie powiedziałem, żebyś mi doradzała.
Brennan łapie za kierownicę, Booth ledwie co nadąża zahamować.
Booth: Co ty wyprawiasz?!
Brennan " wisi" teraz nad nim trzymając rękę na kierownicy i patrzy mu w oczy. Booth powoli przesuwa dłoń i kładzie ją na ręce Brennan. Temperance pochyla się nad nim i całuje go delikatnie w usta. On powoli głaszcze ją po włosach i " czołgają się" na tylne siedzenia samochodu...
Więcej wam widzieć nie wolno !! xD
****od tego się zaczęło
A teraz nasze części, które już widzieliście:
I
Dobra to mały cedek, czyli to, czego nam widziec nie wolno hehe:)Żeby to taki zupełny koniec nie był, skoro tak dobrze się zaczęło....
Booth drżącymi z emocji palcami rozpina guziki koszuli Temp nie przestając jej zachłannie całować. Ona nie pozostaje mu dłużna i z niewiarygodną szybkością rozwiązuje krawat i wyciąga koszulę ze spodni. Pieszcoty przybierają coraz bardziej na sile, gdy nagle Booth odrywa się od pani antropolog:
-Ała!!!!- wykrzykuje łapiąc się za ucho
-Co się stało?
-Ugryzłaś mnie! To boli!
-Oj nie przesadzaj, poniosło mnie trochę, a poza tym gryzienie w ucho jest jedną z form pieszczot gry wstępnej u wielu...
Nie skończyła gdyż zamknął jej usta pocałunkiem a ręce ponownie rozpoczęły wędrówkę po smukłym ciele Kości.
Pogrążeni w wzajemnym obdarowywaniu się pocałunkami w najbardziej wymyślnych miejscach nie usłyszeli jak zatrzymuje się tuż obok samochodu Bootha policyjny radiowóz...
II
Trzask zamykanych drzwi samochodu, zbliżające się kroki... Nagle w samochodzie rozbłysło światło latarki i rozlega się pukanie w szybę...
- Co u diabła?- wystękuje poirytowany Booth, jednocześnie kątem oka spostrzegając policjanta - No pięknie, jeszcze tego tu brakowało!
W pośpiechu oboje podnoszą sie i próbują ogarnąć, co niezbyt dobrze im wychodzi, zderzają sie głowami itp... W końcu Booth opuszcza szybę w aucie.
Policjant- Proszę wysiąść z samochodu i przygotować dokumenty.
Booth ze zmieszaną miną , mrużąc oczy od blasku latarki odwraca się w kierunku swej partnerki...Temp przegrzebuje torebkę w poszukiwaniu dokumentów jednocześnie próbując zapiąć bluzkę...Booth zwraca się do niej:
- Poczekaj, ja to załatwię....Wysiada z samochodu i rusza w kierunku funkcjonariusza..W drodze próbuje się doprowadzić do porządku zapinając do końca koszule itp.
Będąc już wystarczajaco blisko powoli wyjmuje odznakę. Policjant znów kieruje snop światła swej służbowej latarki w kierunku Bootha. Ten umazany szminką i w koszuli pozapinanej w nowy, niespotykany dotychczas sposób rzuca tekstem:
- Dobra kolego ,teraz opuść to światełko, jeśli nadal chcesz mieć wszystkie zęby w tym samym miejscu!
Lekko wkurzony zachowaniem Bootha funkcjonariusz, z ironicznym uśmieszkiem na twarzy:
- Hej, może trochę grzeczniej! Dokumenty!!- warknął.
Booth wyciąga legitymację służbową. Policjant kieruje światło latarki na odznakę i po chwili ją opuszcza. Ulicę oświetlają tylko reflektory radiowozu.
-Hmm... No cóż agencie Booth...- zmieszał się funkcjonariusz,- -nie sądzę żeby auto było odpowiednim miejscem do tego typu rzeczy...W dodatku służbowe...-rzekł z nieznikającym z jego twarzy ironicznym wyrazem...
- Ok, bez zbędnego zagłębiania się...Coś jeszcze?!
Booth nie ukrywa swego lekceważącego tonu w stosunku do podrzędnego funkcjonariusza....
- W drodze wyjątku, koledze po fachu jeden wyskok mogę darować...Ale na przyszłośc radzę zorganizowac coś lepszego, no chyba, że wy tam w FBI....- spogląda na coraz bardziej rozwścieczoną minę Bootha i czując, że wkracza na niebezpieczny grunt powstrzymuje się. - Ok. Po czym zwraca mu dokumenty.
-W takim razie szerokiej....znaczy miłego....yyy Dobranoc!- rzuca na koniec, machając zdawkowo ręką na pożegnanie, wsiada do radiowozu i odjeżdża....
- "Koledze po fachu..."cytuje ironicznie pod nosem wypowiedz policjanta Booth. Po czym wraca zmieszany do samochodu i oczekującej tam na niego Tempe.
III
No to ruszamy dalej....
Kości zdążyła w tym czasie przesiąść się na przednie siedzenie i doprowadzić do jako takiego ładu swoją garderobę. Booth usiadł na miejscu kierowcy i oparł głowę o kierownicę. Zapadła chwila niezręcznej ciszy. Temp poruszyła się niespokojnie na swoim miejscu głośno wzdychając. Seeley spojrzał na nią ukradkiem po czym zaczął się śmiać. Na początku cichutko jednak po chwili ogarnął go dziki rechot. Brennan zaczęła mu się przyglądać wnikliwie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Gdy Booth opanował się i wytarł rękawem marynarki łzy, które przypadkiem uronił, odezwała się Temp
-Wiesz co? Zaczynam się coraz bardziej martwić o stan Twojego zdrowia psychicznego. Może jeszcze kilka wizyt u doktora Sweet’a?
-Takich rzeczy nie życz nawet najgorszemu wrogowi- oburzył się Booth, jednak z jego twarzy nie zniknął szelmowski uśmieszek jakim obdarzył partnerkę i dodał po chwili mrugając- To jak? Do mnie czy do Ciebie?
-Jak do mnie czy do Ciebie?
-No gdzie jedziemy dokończyć to co zaczęliśmy?
-Co zaczęliśmy?- Temp droczyła się z nim dalej.
-No to… dziki seks na tylnym siedzeniu mojego samochodu- zniecierpliwił się- Nie pamiętasz? Masz jakieś zaniki pamięci krótkotrwałej czy co? Może Tobie potrzebna by była wizyta u doktora Słodkiego?
-Aaa…- udała nagłe olśnienie.
-No właśnie- uśmiechnął się Seeley- Żadna kobieta nigdy mnie nie zapomniała.
-Mówisz o tym wsadzaniu języka w gardło i nieporęcznym ściskaniu kobiecych „wyposażeń”?
-Jakie gardło?! Jakie nieporęczne wyposażenia?!
Brennan nie wytrzymała już dłużej i roześmiała się głośno. Booth mało zadowolony z żartu antropolog, uruchomił silnik.
-Czyli do mnie- skwitował.
-Nie- zaprzeczyła gwałtownie- do mnie.
-Jak wolisz- uśmiechnął się pod nosem i w oczach zapaliły mu się figlarne ogniki.
-To znaczy ja idę do mojego łóżka...Sama- zaakcentowała dobitnie ostatnie słowo- i Ty do swojego…
-Sam?- dokończył
-W to już nie wnikam...
-W porządku- odburknął i ruszył z piskiem opon.
IV
(omyłkowo wstawiłyśmy ją wyzej, ale gdy juz to usuną to ok będzie-sorki-roztargnienie)
Tera lirycznie nieco.......
Tego wieczoru jak na ironię oboje nie mogli zasnąć...Temp nieustannie przewracała się z boku na bok, nie mogąc znaleźć odpowiedniej pozycji do snu...Booth lezał nieruchomo na wznak wpatrując się pustym wzrokiem w sufit...
*Mieszkanie Brennan*
Zapala lampkę, sprawdza godzinę...4.30. Siada na łóżku, myśli....W końcu wstaje, udaje się w kierunku kuchni, wyciąga z lodówki butelkę wody...Pije zachłannie próbując ugasić dziwnie ogarniające ją
pragnienie, lecz nie odczuwa spodziewanej ulgi...Wzdychając opiera się obiema rękami o blat stołu....
- Co się ze mną dzieje?-mówi do siebie zdziwiona, choć nigdy wcześniej tego nie robiła...
*U Bootha*
Wstaje, sprawdza godzinę...Nie zdziwi nikogo zapewne fakt, że zegar w jego mieszkaniu wskazuje dokładnie ten sam czas....Łyk wody, potem marsz do salonu. Siada na kanapie, włącza tv i przeskakuje po kanałach...Wpatruje się nieruchomo w ekran odbiornika, zupełnie nie zwracając uwagi na mrożącą krew w żyłach scenę z akurat emitowanego horroru czy czegos tam...Jego myśli krążą wokół wydarzeń sprzed kilku
godzin, w samochodzie, z Temp...(mała retrospekcja). Gdyby nie ten policjant...Wszystko potoczyłoby się inaczej...zupełnie...Tylko do czego miałoby to prowadzić? Przecież Temperance nie jest typem dziewczyny na jedną noc...(Choć biorąc pod uwagę wcześniejsze wydarzenia to byłaby już ich druga, ale wracajac do rozmyślań...)
Nie może jej tak traktować...Ale przecież nie traktuje jej tak...Chce być z nią tu teraz,bez przerwy...Chce mieć ją przy sobie...
(oczywiście to taka powieściowa bardziej relacja "sytuacji umysłowej" Bootha, że tak to nazwę, co moze odbiegac od tradycyjnego scenariusza, no ale forma pisana często tego wymaga dla lepszego zobrazowania sytuacji)
Próbuje skupić swa uwagę na jakimś filmie, ale jego myśli wciąż wracają do Tempe, ciągle widzi w myślach jej twarz...Przypomina sobie swoje wyznanie w aucie, które- jak mu się zdało nie zrobiło oczekiwanego wrażenia na Tempe...
-Kretyn z ciebie stary -mówi do siebie- Na co ty liczyłeś?,-po czym wraca do łóżka, zakrywa głowę kołdrą i próbuje zasnąć.
Tymczasem Brennan próbując skupić na czymś swą uwagę siada do swej nowej
powieści. Tyle ze po chwili łapie się na tym, że od 15 minut gapi się w ekran komputera i...nic więcej...Otwiera plik z powieścią, próbuje pociągnąc dalej kolejną akcję jej bohaterki zmagającej się z tajemniczą śmiercią znanego polityka...Tyle, że po chwili odkrywa, że w swojej wizualizacji calej książkowej sytuacji w roli partnera bohaterki widzi...Bootha...Dlaczego? Nigdy wczesniej jej się to przecież nie zdarzało... Potem jej myśli powracają do wczesniejszych wydarzeń w aucie...I słow Bootha: Kocham Cię! Mówił poważnie, czy to jednak było elementem jego historyjki...Zastanawia się...Nie-mówił, że to na serio, ale....Może po prostu próbował najzwyczajniej w świecie sprawdzić jej reakcję, coś w rodzaju testu..? Ale dlaczego na to zareagowała w...wiadomy sposób? Nie powinna...Przecież są partnerami, a tamta chwila zapomnienia to tylko pod wpływem emocji...Nic znaczącego...Nic więcej nie powinno się wydarzyć....Tylko dlaczego tak bardzo chciała, aby jednak się wydarzyło....
Rozmyślania trwają.....
- To bez sensu-stwierdza po dłuższej chwili, po czym udaje się w stronę swego łózka i bezskutecznie próbuje przywołać sen.
* Nazajutrz w Jeffersonian*
Lekko spóźniona, co nigdy wcześniej się jej nie zdarzało, Brennan wpada do swojego gabinetu, gdzie czeka już na nią zdenerwowana Cam z pytaniem o rozwiązanie sprawy..jakiejś tam sprzed kilku dni...
- Wszystkie dane są w teczce...Tylko gdzie ja ją...- z wyraźnym roztargnieniem przetrząsa dokumenty na biurku. Roztargnienie poddanej nie daje się umknąć uwadze Camille:
- Wszystko w porządku Brennan?- pyta.
- Taa, czemu miałoby nie być w porządku-rzuca jej zdziwiona Temperance.
- Jesteś jakaś....dziwnie...niespokojna, a może mi się tylko tak wydaje...
- Racja, wydaje Ci się...O Proszę tu masz wszystko-podaje jej teczkę, wyraźnie chcąc jej się pozbyć jak najszybciej i uniknąć niewygodnych pytań...
- Nie muszę Ci chyba przypominać o sprawie tego malarza. Dziś chcą miec kompletny raport...-dodaje Cam.
- Pamiętam- Brennan stara sie ukryć swą zaskoczoną minę, bo kompletnie o tym zapomniała.
Cam bierze teczkę, jeszcze raz nieufnie spogląda na Brennan, odwraca się i wychodzi.
Tymczasem do gabinetu wpada Angela.
-Hej, kochanie mogłabyś rzucić na to okiem. Świeża sprawa Booth właśnie kazał abyś....
-Nie jesteśmy tu od tego, aby wykonywać polecenia Bootha, mam teraz co innego na głowie, a poza tym jeśli chce, abym cokolwiek dla niego zrobiła, niech sam mi to powie, a nie wydaje polecenia moim współpracownikom. Nie ma upoważnienia do tego aby...
- Spokojnie-przerwała jej nagle Angela, - chciałam tylko abyś...
-Nie...To ja...Przepraszam, nie powinnam tak na Ciebie naskakiwać, ale mam teraz tyle na głowie, że....
- Dawno nie widziałam Cię tak rozwścieczonej złotko, czy wszystko w porządku? Czyżby ta sprawa z Michaelem i kwiatami...
-Nie-wtrąciła jej Brennan,- Nie o to chodzi....Ja...Ja po prostu. Ostatnio dzieje się ze mną coś dziwnego i nie wiem jak...Znaczy co o tym sądzić... Z antropologicznego punktu widzenia mogłabym stwierdzić, że....
I tu przerwał jej nagle wchodzący do gabinetu Booth.
- Bones, zbieraj się-kolejna sprawa...
- W porządku kochanie, dokończymy później-mówi zbierając się do wyjścia Angela i uśmiecha się do przyjaciółki..
Booth spogląda na Tempe, po czym oboje bez słowa wychodzą z gabinetu i udają się na miejsce zbrodni....
Tego dnia ich rozmowy nie odbiegają od tematyki czysto służbowej i nie wkraczają na prywatny grunt nawet o krok...Sytuacja staje się coraz bardziej niezręczna....
V- nowość:)
No to kolejna część etiudy naszej- Dr Sweet...
Popołudnie-sesja u Sweet'a
- Agencie Booth wyczuwam dziś w pana głosie jakieś dziwne napięcie.
- Wydaje Ci się-rzuca Booth.
- Nie sądzę, ale....Ok mieliśmy dziś poruszyć temat zaangażowania emocjonalnego w Waszym zespole...A właśnie- gdzie dr Brennan?
- Pojęcia nie mam.
- Ale przecież teraz przychodzicie tu razem i....
- Najwidoczniej od dziś to się zmieni-nie daje mu dokończyć Booth.
- Ale pracujecie razem, więc dlaczego...-nie daje za wygraną Sweets.- Gdzie jest pana partnerka?
- Czy ja wyrażam się nie dość jasno-nie mam pojęcia gdzie jest Bones, nie monitoruję jej 24 godziny na dobę, nie mam takiego obowiązku, nie chodze za nia krok w krok więc nie wiem gdzie w tej chwili przebywa, ok?! - wykrzykuje mocno podenerwowany Booth, co wprawia w osłupienie doktorka. W tym momencie do gabinetu wbiega Brennan:
- Przepraszam, spóźniłam się, ale musiałam....- tu przerywa wyczuwając niezdrowa atmosferę w gabinecie, gdzie po krzykach agenta zapanowała niezreczna cisza. - Coś mnie ominęło? A może wam przeszkadzam?-pyta nie spuszczając wzroku z wpatrzonych w siebie dziwnym wzrokiem mężczyzn.
- Proszę usiąść dr Brennan...
- Możemy więc zaczynać....Ok, jeśli chodzi o te wasze relacje....-Booth i Brennan spoglądają na siebie ukradkiem, szybko odwracając wzrok i kierując go na Sweet'a. - Obawiam się, że mamy tu do czynienia już nie tylko ze zwykłym czysto partnerskim w sensie relacji zawodowych zaangażowaniem....
- Co chcesz przez to powiesziec? -przerywa mu Brennan, udając zaskoczenie jego stwierdzeniem...
Booth nie mogac ukryć swego zdenerwowania, bawi się jakimś dziwnym
przedmiotem, który chwilę wcześniej podprowadził z biurka doktorka i udaje niezbyt zainteresowanego całą dyskusją...Przedmiot ten przypomina kształtem męskiego członka. Agent specjalny odkłada szybko dziwną rzecz na biurko i wyciera ręce o spodnie. Coraz bardziej utwierdzając się w przekonaniu że doktorek jest co najmniej nieźle stuknięty. Może jakiś uraz z dzieciństwa?
- Śmiem wysunąć stwierdzenie, iż wasze relacje przypominają raczej...
- No śmiało!- wcina się Booth
- Powiem wprost...- chwila ciszy i zawahania.
- No dalej, przecież cię nie pobiję.To jest terapia-tak? Więc możesz wysuwać te swoje najdziwniejsze teorie bez obaw, bo tak czy siak i tak to, co tutaj zostanie wypowiedziane i tak nie wyjdzie poza ściany tego gabinetu...Przynajmniej nie powinno, więc....
-Booth, wystarczy- przerywa mu Brennan....-Daj mu dojsc do słowa, ok? Na tym polega jego zadanie, aby przedstawić nam swój punkt widzenia, a my odpowiednio sie do tego ustosunkujemy i....A poza tym im szybciej zacznie, tym szybciej bedziemy mogli sobie stąd pójść, więc....
-OK, dawaj!- rzuca Sweetwi w końu Booth.
Z zachowania obojga łatwo wywnioskowac można, iż spodziewają się co Sweet's chce im przekazać, lecz wyraźnie boją się usłyszeć słowa prawdy z ust specjalisty...W ogóle z ust kogokolwiek z osób postronnych.
- Może więc tym razem mi sie uda. Otóz uwazam, że ktoś, kto spotkałby was po raz pierwszy, po dniu spędzonym w waszym towarzystwie uznałby was raczej bardziej za parę niż partnerów z pracy...
- Dlaczego? - z udawanym spokojem pyta Brennan.
- Po prostu...Więź, jaka wytworzyła się między wami wykracza poza ramy zwyłego czysto zawodowego partnerstwa...
- Na jakiej....-wtrąca sie Booth.
- Agencie Booth, najpierw moj punkt widzenia-nie daje za wygraną dr Lance.- To zrozumiałe, spędzacie ze soba bardzo dużo czasu, z dnia na dzień poznajecie coraz bardziej swego partnera,jego zwyczaje, chronicie się wzajemnie, radzicie w różnych sprawach...Nic więc dziwnego, że z czasem traktujecie się coraz bardziej....serio. Znaczy mam na myśli to, iż ta druga osoba staje się coraz bardziej dla nas ważna, coraz bliższa... A gdy w grę wchodzi brak partnerów życiowych-jak w obecnej sytuacji jest w waszym przypadku, bardzo trudno nie zauważyć kiedy przekroczyło się już tą granicę, za którą do akcji wkracza...uczucie...I wtedy pojawia się problem co z tym zrobić...
- Zaraz zaraz, chcesz powiedzieć, że my....mamy problem?-wkracza Booth.
- Może źle sie wyraziłem, chodziło i raczej o to, że nawet początkujący student psychologii zauważyłby po pobieżnej obserwacji, że wy jesteście już nawet w dalszej fazie niż " Nie wiem co z tym zrobić..."
- Sweet-próbuje wtrącić Brennan.
- Proszę pozwolić mi skończyc. Z zachowania was obojga jasno wynika, iż zdajecie juz sobie sprawę z tego co jest miedzy wami i od czego uciec już raczej się nie da, tylko boicie się, że zepsuje to wasze stosunki w pracy, gdyż będzie to dla was nowa sytuacja i dlatego tłumicie to w sobie, czekając na rozwój wypadków...
W tej chwili Brennan dziwnym wzrokiem spogląda na Bootha. Oboje patrza na siebie przez chwile doskonale wiedząc ile doktorek ma racji....Sweet nagle przerywa....Chwilę się zastanawia po czym mówi:
-Chwileczkę...Cos mi tu nie gra....Jesteście jakoś dziwnie spokojni...Spodziewałem się raczej wywołać burzę, co zazwyczaj w 99% przypadków dzieje się w tym momencie, a tu...- chwila tajemniczego zastanowienia...Badawcze spojrzenie w kierunku pacjentów.
- Chyba, że...nieee- ze zdziwiono-śmiejącą się miną i szeroko otwartymi ustami niemalże wyspiewuje doktorek.- Nie skończyło się na tej jemiole w Boze Narodzenie, prawda? Wasz spokój daje mi tylko pewnośc co do tego, że jesteście już na...dalszym etapie niż sądziłem...No no...
Oboje dziwnie milczą, chyba zdając sobie sprawę, że nie warto walczyc z Lancem, gdyż prędzej czy później i tak wszystko z nich wyciągnie....Spojrzenie na siebie, na doktorka...Potem w podłogę....
- I co teraz z tym zrobimy?-rzuca Sweet.
- MY?- pyta zdziwiony Booth. - To chyba raczej bardziej nasz problem...-przerywa.
- Dokładnie, to nasz....Zresztą my....I to było...tylko....Emocje, to wszystko...ta noc i...-Brennan gubi się w słowach.
-Noc? Cała...noc?-wypowiada podekscytowany doktorek.
-Sweets!-wykrzykuje Booth.- Ok, wystarczy. Powinnismy o tym porozmawiać-dobra, da się załatwić. Ale to my, sami bo to nasz problem i sami powinniśmy się z tym uporać, więc...
-Spokojnie, przeciez jestem tu, żeby wam pomóc tak? Nie jestem waszym wrogiem, nie będę was krytykował, więc ta irytacja jest zupełnie niepotrzebna.
- Sweet's ma rację-dodaje widocznie zmęczona całą sytuacją i mało aktywna dziś Brennan.
Booth milknie. Lance uśmiecha sie widząc jaki wpływ ma na niego partnerka, ale powstrzymuje się od komentarza.
- Nie zespujcie tego. Takie uczucie nie zdarza się często...Nie każdy jest w stanie wytworzyć miedzy soba tak silną więź....Powiem więcej, obawiam się, że wasze dotychczasowe związki nie miały racji bytu z uwagi na fakt, iż zawsze podświadomie dążyliście do tego, aby być razem, ze sobą..Partner stawał się wazniejszy niż kochanek. Jesteście jak dwie połowki we wszechświecie szukające...- Sweets rozwodzi się nad tym
zafascynowany jak w jakimś transie...Na twarzach obserwujących go pacjentów rysuje się uśmiech...
- O czym on mówi?-Brenna do Bootha.
- Wiesz Bones, ty raczej tego nie zrozumiesz- wyzsza filozofia...W dodatku naczytał się jakichś Harlequinów pewnie i...
- Czego?-wtrąca Brennan.
- Nieważne. Idziemy stąd? Pewnie i tak nie zauwazy...
- Porozmawiać?-pyta Tempe z zagadkowym usmiechem.
- Taa...Porozmawiać- odpowiada jej Booth ze swym uroczym wyrazem zadowolenia na twarzy...
Wychodzą.....- Które wreszcie się odnajduja!!-nadal kontynuuje Sweets odwracając się w końcu od okna...- Dr Brennan? Ahencie Booth? Gdzie oni..? - mówi zdziwiony, gdy wreszcie zauważa iż został sam w gabinecie.....
*****
I tu do akcji wkracza Rokitek tworząc ciąg dalszy, bo moj czas dziś juz się skończył niestety....
Czekam...czekam...czekam... i doczekać się nie mogę! Kiedy następna część?
V część jest super... dzięki Bogom za doktorka :)
Hej!!! Tu Rokitek. W końcu się zalogowałam :) Z niemałymi problemami niestety, ale jestem:) Co zrobić? Złośliwość rzeczy martwych... Oki, to ja może nie będę się za bardzo rozpisywać tylko przejdę do meritum sprawy czyli kolejnej części naszego opowiadanka. Życzę miłego czytania i czekamy na konstuktywną krytykę :)
VI
-To gdzie się udamy aby w spokoju porozmawiać?- zapytała Brennan, gdy wymknęli się z gabinetu doktora.
-No nie wiem- Booth uśmiechnął się rozbrajająco, po raz pierwszy tego dnia- Decyzja należy do ciebie.
-Może kawa gdzieś na świeżym powietrzu?- zaproponowała mimowolnie spoglądając na zegarek. Chciała jeszcze dzisiaj wrócić do instytutu i przyjrzeć się po raz kolejny szkieletowi z czasów wojny secesyjnej. Przywieziono go jej dzisiaj rano. Jakiś robotnik trafił na kości podczas budowy nowego odcinka autostrady parę mil za miastem.
-Ok.- zgodził się Booth- Tylko tym razem bez całowania mnie po rękach, dobrze?
-To był czysty przypadek- oburzyła się- Sam mi podstawiłeś tę swoją wielką, okropnie włochatą łapę pod nos.
-Nie narzekałaś gdy ta okropna włochata łapa jeszcze niedawno cię pieściła i rozpalała do czerwoności- odgryzł się i podszedł do obwoźnego mini-baru aby kupić kawę.
Temperance zamurowało. Miała już na końcu języka ciętą ripostę, ale w ostatniej chwili się opanowała i sapnęła tylko ze wściekłością. Założyła ręce na piersi i czekała aż jej partner wróci z kawą.
Booth kupując kawę uśmiechał się pod nosem. Uwielbiał ich potyczki słowne i gdy Kości się na niego złościła. Wyglądała wtedy tak słodko z tymi rumieńcami na policzkach. Zupełnie niespodziewanie przed oczami pojawiły mu się obrazy z ich jednej, jedynej wspólnie spędzonej nocy. Z zamyślenia wyrwał go głos sprzedawcy
- Dolar dwadzieścia poproszę
-Już- odpowiedział wracając do rzeczywistości i zaczął przetrząsać kieszenie w poszukiwaniu pieniędzy. Gdy w końcu znalazł, podał je sprzedawcy i wrócił do Brennan, która już zdążyła ochłonąć.
-Poszukajmy jakiegoś miejsca i usiądźmy- zaproponował.
-Ok.- wzięła od niego kawę, starannie unikając zetknięcia się dłoni i ruszyła przodem.- Może tu?- wskazała na ławeczkę nieco oddaloną od parkowej ścieżki, ukrytą pomiędzy drzewami i usiadła.
Booth dołączył do niej i zapanowała chwila niezręcznej ciszy. Siedzieli tuż obok siebie popijając w spokoju kawę, ciesząc się ze swojej obecności.
-Mieliśmy porozmawiać.- odezwał się w końcu Booth.
-Tak- potwierdziła jednak nie bardzo wiedziała od czego ma zacząć. Zaczęła przyglądać się papierowemu kubkowi z takim skupieniem jakby to była najciekawsza rzecz pod słońcem.
-Więc?- Seeley odwrócił się w jej stronę.
-Booth… Nie wiem co powiedzieć.- spojrzała na mężczyznę.- To wszystko co się wydarzyło… Co się dzieje nadal… To…- starała się dobrać odpowiednie słowa jednak wzrok jej partnera sprawiał, że się gubiła. Odetchnęła głęboko- To nigdy nie powinno się stać.- wykrztusiła z siebie szybko i ponownie utkwiła wzrok w kubku.
-Ale… Jak to?- zapytał zaskoczony.- Czy to nic dla ciebie nie znaczyło…? Nie znaczy?
-Znaczyło… Bardzo wiele znaczyło i znaczy nadal. Ale zrozum… Nic z tego nie będzie.
-Nie rozumiem…
-Postaraj się. Ja bardzo cię lubię i szanuję, ale jedyne co to możemy zostać przyjaciółmi.
-Przyjaciółmi?!- powtórzył za nią- Temp, ty chyba nie wiesz co mówisz.
-Wiem. Znam siebie i najlepiej będzie jak te wydarzenia pójdą w zapomnienie. Uwierz mi i postaraj się zrozumieć…
-Tak łatwo i szybko przekreślasz to co zaczęło się między nami rodzić. Zaiskrzyło między nami i nie wmówisz mi że tak nie było. Ale jak wolisz.- zmiął pusty kubek w ręku i wstał z ławki- Do zobaczenia jutro w pracy doktor Brennan.- rzucił krótko i pośpiesznie odszedł.
-Seeley!- krzyknęła za nim jednak on się nie odwrócił. Ukryła twarz w dłoniach. Kłamała, cały czas kłamała. Podczas sesji terapeutycznej dotarła do niej brutalna rzeczywistość. Kochała Bootha, pokochała swojego partnera. Popełniła najgorszy błąd jaki kiedykolwiek mogła popełnić. Zawsze oddzielała życie prywatne od zawodowego a teraz pozwoliła aby uczucia wywróciły jej starannie uporządkowany świat do góry nogami. A poza tym bała się.....Zawsze traciła tych, których kochała...Odchodzili prędzej czy później a ona zostawała sama. A za nic w świecie nie chciała stracić Booth’a, więc może...Może tak będzie po prostu lepiej..?
Z kieszeni żakietu wydobył się dźwięk dzwoniącego telefonu.
-Doktor Temperance Brennan- przedstawiła się
-O! Dobrze że Cię złapałam.- ze słuchawki popłynął głos Angelii.- Przywieźli kolejny szkielet. Ofiara morderstwa. Kazałam Zack’owi i Hodgins’owi nie dotykać ich zanim Ty nie wrócisz. Musisz je zobaczyć.
-W porządku. Zaraz będę.- rozłączyła się i pośpiesznie wyszła z parku.
Przepraszam że tak krótko, ale miałam kolokwium z fizjologii na głowie a i moja "współpisarka" swoje zaliczenia. Postaramy się żeby następna część była dłuższa :)
Pozdrawiamy
M&A
Powiem tak: korzystając z chwilki wolnego czasu tworzymy dalej i to ze zdwojoną siłą (tym razem coś jeszcze dłuższego), więc...Ale obiecujemy, że WASZA cierpliwość zostanie nagrodzona....
I dzięki za opinie:))
M&A
Krótkie? Nie za bardzo... ale nawet jeśli...to jaka treść! Super. Aż chciałabym zobaczyć Emily w roli kłamiącej Bones
Mam nadzieję że szybko to odwoła i wyzna mu co naprawdę czuje...choć ciekawa też jestem jak się akcja potoczy jeśli tego nie zrobi :)
Czekamy... ale mam nadzieję że nie piszecie tego kosztem zaliczenia. Wtedy czułabym się nieco winna że was do tego namawiam... choć sama zazwyczaj przekładam przyjemność ponad naukę :)
"WŁOCHATA ŁAPA"!!!!! normalnie się wzruszyłam ;)
jak dla mnie psychologii może być o 100% więcej, nigdy dosyć tych nieujawninych uczuć i niewypowiedzianych słów :)
No to jedziemy dalej! :)
VII
Gdy dotarła do instytutu zaczęło się już ściemniać. Szybko pobiegła do swojego gabinetu, przebrała się, związała włosy i podążyła do laboratorium. Zastała Zack’a, Angelę i Hodgins’a pochylających się nad stołem na których leżał szkielet.
-Co my tu mamy?- zapytała podchodząc do nich.
-O! Jesteś w końcu skarbie- ucieszyła się Angela- to do ciebie- podała jej kopertę.
Temp rozerwała ją w pośpiechu i zaczęła czytać:
„Droga Temperance,
Całkiem niedawno dowiedziałem się, że pracujesz jako biegła antropolog w Instytucie Jeffersona. Tak się składa, że mam nietypową sprawę i nie bardzo wiem jak sobie z nią poradzić. Chciałem się z Tobą już wcześniej skontaktować drogą telefoniczną (jedyny komputer z dostępem do Internetu znajduje się w komisariacie policji jednak teraz jak na złość się zepsuł), ale nie mogłem Cię zastać w instytucie a prywatnego numeru nikt
nie chciał mi podać. Jednak może przejdę do rzeczy: otóż tydzień temu wezwano mnie do Gibbstown w stanie New Jersey. Odnaleziono tam szczątki pewnej kobiety. Niestety nie jestem w stanie ich zidentyfikować, ale mam pewne podejrzenia, że jest to dziewczyna, która zaginęła kilka lat temu w dość dziwnych okolicznościach. Poza tym znalazłem kilka dziwnych śladów na kościach przedramienia i wielu innych. Dołączyłem także kilka zdjęć z miejsca znalezienia szczątek. Zwróć uwagę na ich dziwne ułożenie.Nie ukrywam, iż liczę na twoja pomoc. Niżej podaję numer telefonu pod którym mnie zastaniesz.
Pozdrawiam serdecznie
Jonnathan Walsh.”
Jonnathan Walsh? Nie wierzyła w to co przeczytała. Jednak czarny tusz na białym papierze nie kłamał. Trzymała w ręku list od niego.
Jonnathana poznała jeszcze na studiach. Studiował wtedy medycynę i spotykali się najczęściej podczas zajęć w prosektorium. Pamiętała go jako wysokiego, smukłego bruneta z bujną czupryna o ciemnozielonych oczach...Jednak zawsze najbardziej podobały jej się jego dłonie: szczupłe, ale jednocześnie silne...I te jego długie palce-wymarzone dłonie chirurga...Jednak jego losy potoczyły się inaczej: najpierw był patologiem w Zakładzie Medycyny Sądowej w San Francisco, a teraz został
koronerem. Choć ich znajomość trwała zaledwie dwa lata zawsze miło go wspominała. Najpierw był dobrym kumplem, potem prowadzili razem badania struktur kostnych w chorobach nowotworowych, co ich do siebie bardziej zbliżyło. Przez chwilę myślała nawet, że będzie z tego coś więcej, jednak potem Jonnathan otrzymał propozycje wyjazdu na stypendium do Oxfordu, którą oczywiście przyjął, a ona zajęła się nowymi badaniami i tak ich drogi się rozeszły. A teraz ta niespodziewana wiadomość...Ciekawe jaki jest....teraz? Jak bardzo zmienił się przez te wszystkie lata? O ile w ogóle się zmienił…- rozmyślała. Z zadumy wyrwał ją głos Angelii
-Co to jest?- zapytała.
-Co?- Kości odpowiedziała pytaniem na pytanie, gdyż jeszcze nie w pełni wróciła do rzeczywistości.
-No to co trzymasz w ręku- uświadomił ją Hodgins.
-A! To?
Wszyscy troje pokiwali zgodnie głowami.
-I to- Zack wskazał na szczątki leżące na stole.
-Cóż…-zaczęła i w skrócie opowiedziała swoim współpracownikom o prośbie swojego znajomego. Gdy skończyła spojrzała na zegarek. Dochodziła 20.
-Słuchajcie, nie będę miała wam za złe jeżeli będziecie chcieli pójść do domu. W końcu to taka „nadprogramowa” sprawa jest, a zrobiło się już późno. Więc może zaczniemy jutro z samego rana?
-Sam to chciałem właśnie zaproponować- rzucił Hodgins
-No to możecie już iść.- odpowiedziała Brennan przyglądając się kości piszczelowej.
-To pa złotko!- krzyknęła Angela wychodząc. Temp pokiwała jej dłonią na pożegnanie i uruchomiła dyktafon. Chciała sama w spokoju obejrzeć szczątki. Praca pozwalała jej nie myśleć o sprawach osobistych. A teraz wolałaby nie myśleć o dniu dzisiejszym.
Nazajutrz z samego rana do Jeffersonian wpada Booth.
-Hej Kości! Szykuje się dłuższy wyjazd, dziwna sprawa..
-Tak , wiem-przerywa mu przeglądając zdjęcia otrzymane wczoraj od Jonnathana.
-Cos jak z Archiwum X....-kontynuuje Booth
-Nie wiem co to znaczy.....
-Nieważne, a skąd Ty o tym...?
-Kolega ze studiów- Joe konsultował się ze mną wstępnie w tej sprawie.- odpowiedziała nadal przyglądając się zdjęciom.
-Oh... Ok, nieważne. Zbieraj się za 2 godziny wyjeżdżamy. Wpadnę po ciebie do domu.
-Ok.
-Dobra, to do zobaczenia.-rzucił wychodząc.
-Tak, na razie...
Zatrzymał się jeszcze na chwilę, mając nadzieję że Brennan chociaż raz spojrzy na niego, jednak ta wydaje się być bardzo pochłonięta tym co robi. Westchnął cicho i wyszedł.
Dopiero gdy usłyszała kroki odchodzącego Bootha podniosła wzrok znad fotografii. Słyszała jego głosie żal, jednak nie mogła nic na to poradzić. Czuła, że ten wyjazd będzie udręką dla nich obojga. Schowała zdjęcia i jeszcze kilka innych niezbędnych rzeczy do teczki, zabrała z laboratorium swoją walizkę ze specjalistycznymi przyrządami i pojechała do domu aby spakować trochę ubrań. W Gibbstown o tej porze roku musi być chłodno.
Właśnie pakowała ostatni ciepły sweter do walizki, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Wychyliła się do przedpokoju. Za przeszklonymi drzwiami stał Booth. Otworzyła mu je.
-Wejdź.
-Gotowa?- zapytał, zdejmując okulary przeciwsłoneczne. Mimo późnej jesieni pogoda nadal dopisywała. Brennan zauważyła, że zamienił służbowy garnitur na jeansowe spodnie, sportową bluzę i kurtkę z napisem FBI na plecach.
-Tak. Pozwól że zabiorę torbę ze sypialni. W salonie jest moja teczka i walizka z instytutu. Możesz już je zanieść do samochodu. Ja zaraz przyjdę- rzuciła jeszcze na odchodnym i zniknęła w sypialni. Booth zabrał wskazane rzeczy i wyszedł.
Jechali w milczeniu od czasu do czasu spoglądając na siebie ukradkiem tęskniącym spojrzeniem, jakby chcieli sobie przekazać coś ważnego, co mogłoby odmienić ich życie na zawsze...Jednak jedyne słowa jakie padły podczas tej podróży, to pytanie o kierunek jazdy i jakieś fakty dotyczące sprawy-czyli czysto służbowa wymiana zadań.
Kiedy dotarli na miejsce, przywitał ich szeryf wraz z zabójczo przystojnym brunetem, widocznie rozpromienionym na widok Brennan.
-Tempie!- wykrzyknął tajemniczy nieznajomy wyciągając ręce w kierunku pani antropolog.
- Joe-odpowiedziała mu, niemalże wpadając w jego ramiona, co wyraźnie przykuło uwagę Seeley’a. Gdy po dłuższej chwili oswobodziła się z uścisku dawnego znajomego, zaczęła:
- To mój partner- Agent Specjalny Seeley Booth; Booth-to jest mój....przyjaciel ze studiów Jonnathan Walsh.
- Dla znajomych po prostu Joe-rzucił jednocześnie wyciągając rękę do Bootha.
- Miło mi...Jonnathan-dodał bez większego entuzjazmu Booth, wyraźnie jednak akcentując imię przyjaciela Kości.
- A to szeryf Charles Johnson.
- Miło mi was gościć, szkoda tylko, że sprowadziły was tu takie a nie inne okoliczności.-stwierdził szeryf.
- Wskaże wam drogę do naszego hoteliku, gdzie będziecie mogli się trochę ogarnąć i zostawić swoje rzeczy a potem zajmiemy się sprawą.- zaproponował Joe.- Ja też tam mieszkam. Nie jest to co prawda Plaza, ale da się mieszkać.-uśmiechnął się do Temp.
Kobieta naturalnie go odwzajemniła, po czym pojechali w stronę hotelu.
Na miejscu okazało się, że pojawiły się małe komplikacje.
- Niestety w tej chwili mamy tylko jeden wolny pokój. To wszystko przez te jutrzejsze zawody wędkarskie, mam nadzieję, że nie sprawi to państwu zbyt wielkiego problemu...-dodał zmieszany recepcjonista, wyraźnie zawiedziony tym, iż nie sprostał zadaniu, przyjmując tak ważnych gości.
Brennan i Booth spojrzeli na siebie.
-Poradzimy sobie- stwierdziła Brennan i udali się na górę.
Pokoik nie był zbyt duży. Na środku stało dość duże łóżko, w prawym rogu kanapa, niewielki stolik, fotel i mały telewizor obok, po lewej stronie natomiast- duża szafa i komoda z zawieszonym nad nią lustrem. Pokój miał własną łazienkę i dość duży taras, co mogłoby wnioskować, iż był swego rodzaju "apartamentem" w tutejszym "Hiltonie".
- Jestem wykończony- wystękał Booth lądując na łóżku i przeciągając się leniwie.
Brennan zmierzyła go dziwnym spojrzeniem. Seeley spojrzał w kierunku kanapy.
- Spokojnie, ja będę spał tam-wskazał na niezbyt wygodnie wyglądający mebel.
- W porządku-odparła Tempe i udała się w kierunku łazienki. Komórka Bootha zaczęła dzwonić
-Booth- odebrał- Tak , rozumiem… Za chwilę będziemy.-rozłączył się i krzyknął do drzwi łazienki:
- Kości! Pośpiesz się. Jest kolejna ofiara.
Po godzinie udali się do miejscowej kostnicy, gdzie Temperance zajęła się oględzinami znalezionych szczątków wraz z Jonathanem, natomiast Booth wraz z szeryfem zabrał się za przesłuchiwanie mężczyzny który znalazł zwłoki.
-Kobieta. Lat około 25, biała. Po stopniu rozkładu wnioskuję że nie żyje już jakieś dwa miesiące.- mówiła do dyktafonu i do Jonathana..- Zmasakrowana twarz uniemożliwia identyfikację, wyrwano także wszystkie zęby.-wyłączyła dyktafon i zwróciła się do Joe:
- Jezu, to musi być jakiś psychopata.
-Też tak myślę- odpowiedział przyglądając się bliżej ugryzieniom na prawej ręce.- Co o tym myślisz? Zwierzę czy człowiek?
-Na kości promieniowej został ślad po ugryzieniu. Widzisz?
Joe pochylił się nad szczątkami.
-Trzeba oczyścić kości z tkanek i potem zrobić odlew śladów zębów i porównać ze znanymi nam wzorami
-Masz rację.- przytaknęła i wyciągnęła telefon. Wybrała numer do Hodgins’a.
-Słucham doktor Brennan- odezwał się głos w słuchawce.
-Hodgins, masz już może wyniki badań próbek ziemi z miejsca znalezienia zwłok tych co nam przysłano wczoraj?
-Tak, pani doktor. Tłuszczo-wosk i pozostałości po rozkładzie w ziemi z ubrań wskazują że ciało było w ziemi przynajmniej przez pół roku.
-Jest zgodność pomiędzy klimatem, pH ziemi i stopniem rozkładu.- tym razem w słuchawce usłyszała Zack’a.
-Zack, czy Angela zrobiła już rekonstrukcję twarzy?- zapytała.
-Tak.
-To niech wyśle obraz faksem na numer posterunku policji. Wyślę wam jeszcze dzisiaj kolejne próbki.
-Dobrze, doktor Brennan.
-W takim bądź razie do usłyszenia- rozłączyła się. Przez ten czas Joe przyglądał się jej wnikliwie. Nic się nie zmieniła od chwili kiedy ostatni raz ją widział. Uśmiechnął się na wspomnienie tych wszystkich dni a nawet i tygodni spędzonych wspólnie nad badaniami.
Ona spokojna, poukładana, zawsze dobrze zorganizowana, on bałaganiarz, wieczne gdzieś pędzący.
-Z czego się śmiejesz?- zapytała wyrywając go z zamyślenia.
-Z niczego. Uśmiecham się do ciebie- odparł czarująco wyszczerzając zęby w uśmiechu.
-Wracajmy do pracy- Brennan chciała zachować rzeczowy ton jednak nie wytrzymała i także się uśmiechnęła.- Cieszę się, że znów nasze drogi się skrzyżowały i że się spotkaliśmy po tylu latach.
-Ja też- podszedł do niej i odgarnął jej włosy z twarzy- Śliczna jak zawsze.
-Nie czaruj mnie, bo i tak nie wywiniesz się od pracy.
-Nawet nie miałem takiego zamiaru- zaprzeczył z mina niewiniątka.
-Uważaj bo ci uwierzę- zaśmiała się i oboje wrócili do swoich zajęć.
...c.d.n
**Chyba jednak był to dobry pomysł z założeniem własnego tematu, bo zamiast zakończenia całe odcinki nam wychodzą;)
M&A
Kurcze dziewczyny... ja juz nie wiem czy bardziej czekam na nowe odcinki czy na wasze propozycje odcinkow :) GENIALNA ROBOTA!!!
uwielbiam te scenariusze z KOŚCImi, ale muszę przyznać, że ten jest najlepszy, jaki kiedykilwiek czytałam! poprostu Bosko, kochani! czekam na dalszy ciąg z niecierpliwością, już się nie mogę doczekać!!!! pozdro.
Nawet nie wiecie jak miło czyta się takie komentarze. Nie myślałysmy nawet, ja skromna studentka bioinżynierii zwierząt i moja współpisarka administracji, że stworzymy coś co może się tak podobać. Cóż więcej? Czytajcie i oceniajcie :)
Pozdrawiamy
M&A
P.S. Hmm... Jeszcze trochę i będziemy miały dylemat: czy wrzucić to w "inglisz" i do FOXa wysłać czy nakręcić polską wersję ;))
Racja racja.... W sumie teraz i tak nam wolno idzie przez ten kontakty online, no ale w przyszłym tygodniu Juwenalia, a jak się wtedy na żywo razem po imprezie do tego dorwiemy, to....Oj będzie sie działo!!!!
Toruń i Olsztyn pozdrawiają Resztę Świata!!!!
VIII
Wieczorem Jonnathan zaprosił Tempe do okolicznego baru na kolację, podczas której opowiadali sobie o swoim życiu w czasie, gdy nie mieli ze sobą kontaktu.
- Tempie, cały czas mówisz tylko o pracy, a co z życiem prywatnym? No wiesz...-podpytuje zaciekawiony.- Tak piękna kobieta zapewne nie jest sama...
- Wiesz, nie mam zbyt dużo czasu na...
- Nie mów...Myślałem, że ty i ten agent...Widziałem jak na ciebie patrzy i wyraźnie nie był zachwycony naszym powitaniem, dlatego pomyślałem....
- Jesteśmy tylko partnerami-odpowiedziała wymijająco. - Lepiej porozmawiajmy o tobie. Jak tam twoje "sprawy sercowe"?
- Cóż...Widzisz w życiu nie wszystko układa się po naszej myśli. Czasem nie dostrzegamy rzeczy najważniejszych, a potem nic juz nie możemy zmienić...-w tym miejscu zaciął się na chwilę i pociągnął łyk piwa. - Była ale już jej nie ma....
- Przepraszam jeśli....
- Nie, w porządku... Była moją najlepszą przyjaciółką-pracowaliśmy razem. Była jak najlepszy kumpel zawsze na miejscu, była przy mnie kiedy tego potrzebowałem. A ja dopiero zdałem sobie sprawę jak bardzo była dla mnie ważna, jak bardzo ją kochałem, kiedy...Kiedy było już za późno, bo ją straciłem...straciłem na zawsze. Zginęła w wypadku samochodowym....
- Joe, tak mi przykro-powiedziała, kładąc swoją dłoń na jego dłoni. Uśmiechnął się do niej .
W tej samej chwili ulicą przechodził Booth wraz z szeryfem i ujrzał tą scenę przez szybę baru. Przyglądał im się przez chwilę. Od zaciskania ze złości pięści zbielały mu kostki. Tak bardzo chciałby siedzieć tam na miejscu tego łapiducha i trzymać a swojej dłoni dłoni Brennan. Żeby ona tak patrzyła i tak się uśmiechała do niego jak uśmiecha się i patrzy na Jonathana. Pokręcił ze zrezygnowaniem głową i wsiadł do radiowozu.
Gdy wróciła do hotelu Seeley siedział na łóżku obłożony stosami dokumentów i robił jakieś notatki.
- Jak się udał wieczór?- spytał bez entuzjazmu.
- W porządku- odpowiedziała i poszła do łazienki. Booth narysował małego człowieczka stojącego przed wysokim zboczem a z góry lecący ogromny głaz. Z satysfakcją napisał pod pokracznym ludkiem- Jonnathan.
Gdy Brennan wyszła z łazienki podzieliła się z partnerem jak to miała w zwyczaju faktami z dokonanych oględzin, a Booth wiadomościami uzyskanymi z przesłuchań. W końcu zrobiło się późno i oboje stwierdzili, że pora już spać. Brennan wskoczyła do łóżka a Booth zebrał swoje notatki po czym powędrował do łazienki. Wrócił po paru minutach. Temp słyszała jak próbuje się wygodnie ułożyć na kanapie, kląc przy tym cicho.
Tradycyjnie oboje nie mogli zasnąć, czując że są tak blisko i jednocześnie tak daleko. Temperance leżała na boku wpatrując się w półmroku w miotającego się na kanapie Bootha, aż w końcu zasnęła.
Obudził ją brzęk tłuczonej szyby i krzyk Bootha. Zerwała się z łóżka i szybko zapaliła światło. Ktoś wrzucił do środka cegłę owiniętą jakimś papierem niefortunnie trafiając w głowę śpiącego agenta. Brennan szybko podbiegła do rannego kolegi, który stoczył się z kanapy i teraz klęczał przy niej trzymając rękę po lewej stronie twarzy. Spomiędzy palców płynęły strużki krwi.
- Booth...- wystękała odciągając jego rękę od rany i zaczęła fachowo jej się przyglądać.
- Nic mi nie jest, jeszcze żyję-Booth odsunął się od niej.
-Seeley, nie bądź dzieckiem. Masz rozcięty łuk brwiowy. Trzeba to zszyć i sprawdzić czy nie ma uszkodzeń czaszki.- poszła do łazienki i wróciła ze zmoczonym ręcznikiem.- Przyłóż to.
-Dzięki.
Brennan wyszła z pokoju i zapukała do drzwi Jonathana. Otworzył jej zaspany w samych bokserkach.
-Co jest?- zapytał nieprzytomnie, jednak widok Temperance w krótkiej koszulce nocnej z plamami krwi szybko go otrzeźwił.- Boże, Temp, co ci się stało?
-Mnie? Mnie nic. Ktoś wrzucił cegłę przez okno i Booth jest ranny.
-Cegłę…? Ale jak…? Dobra…- szybko zebrał myśli- Wróć do pokoju i zadzwoń do szeryfa. Ja coś wciągnę na siebie i zaraz przyjdę.
Wrócił do pokoju, wciągnął bluzę i spodnie, znalazł apteczkę i szybko podążył w stronę pokoju Temp. Drzwi były uchylone więc wszedł bez pukania. Agent Booth siedział na łóżku, trzymając ręcznik przy twarzy, a obok stała już ubrana Temperance, trzymała dłoń na jego ramieniu, jednocześnie rozmawiając przez telefon. Widok ten wstrząsnął Jonathanem. Poczuł niemiłe ukłucie czegoś na kształt zazdrości.
-Tak szeryfie, wleciała przez okno… Nie, nie dotykaliśmy jej… Jakaś kartka jest okręcona dookoła… Dobrze, czekamy- rozłączyła się.- O Joe, dobrze, że jesteś.
-A ten tu czego?- Burknął Booth.
-Joe przyszedł cię opatrzyć.- wyjaśniła.
-Nie potrzebuję pomocy żadnego łapiducha. Już ci mówiłem, to nic wielkiego. Nic mi nie jest.
-Seeley- spojrzała na niego z wyrzutem.
-No dobra- skapitulował.
Joe podszedł do niego i ostrożnie odsunął ręcznik, który zmienił barwę z białej na czerwoną.
-Uuuu…. Paskudnie wygląda- stwierdził.- Rana nie jest rozległa, ale głęboka. Myślę, że pięć szwów wystarczy. Nie mam niestety środka znieczulającego. Nie zemdlejesz mi tu?- zapytał z udawaną troską.
-Nie martw się o to.- przez chwilę mierzyli się złowrogim wzrokiem. Z rany Bootha na nowo zaczęła płynąć krew. Wąska strużka spływała mu po policzku, szyi aż w końcu kończyła swój bieg wsiąkając w materiał koszulki.
-W porządku- rzucił Joe i poszedł do łazienki aby umyć ręce. Gdy wrócił wciągnął gumowe rękawiczki, wyjął środek antyseptyczny, igłę, nić chirurgiczną i zabrał się do roboty. Booth nagle pobladł nie wiadomo czy wskutek ubytku krwi czy widoku igły.
-Gotowe.- rzekł Joe robiąc supełek na końcu ostatniego szwu i przecinając nić. Założył jeszcze opatrunek i schował wszystkie zbyteczne już rzeczy do apteczki.
-Dzięki- odpowiedział Booth, który mimo szczerej antypatii do Jonathana nie zapomniał o dobrych manierach.
-Nie ma sprawy. Powinieneś jutro pojechać do szpitala. Jest on co prawda oddalone o parędziesiąt kilometrów ale musisz zrobić sobie prześwietlenie żeby wykluczyć ewentualny uraz czaszki czy też mózgu.
Booth pokiwał tylko głową gdyż nie miał najmniejszej ochoty wdawać się z nim w rozmowę.
Do pokoju wszedł szeryf razem ze swoim asystentem i właścicielem hoteliku. Po krótkiej rozmowie i oględzinach miejsca zdarzenia, szeryf podniósł z podłogi cegłę i ostrożnie rozwinął przyczepiony do niej papier.
-Zabierajcie się stąd. Diabeł nie śpi- przeczytał głośno.
-Co to może znaczyć?- zapytała Brennan.
-Nie macie tu czasami jakichś ugrupowań o charakterze satanistycznym?- wtrącił się Booth
-Agencie Booth to jest mała mieścina, tu raczej są wszyscy bardzo bogobojni.- zaczął wyjaśniać asystent szeryfa.
-Tylko nie wiadomo w jakiego boga wierzą- skwitowała Temp.
Po paru minutach i dokładnym przeczesaniu najbliższej okolicy, szeryf i jego ludzie odjechali. Właściciel wydał polecenie posprzątania w pokoju swoich wyjątkowych gości i zasłonięciu czymś okna gdyż z braku pokoi nie mógł im zaproponować czegoś w zastępstwie.
Gdy już wszyscy wyszli, Booth podążył do łazienki aby się umyć i przebrać. Spoglądając w lustro odsunął nieco opatrunek, żeby przyjrzeć się ranie.
-Nie pierwsza, nie ostatnia.- mruknął.
- Powinieneś się położyć-powiedziała Brennan gdy wrócił. Na te słowa Booth zaczął obmyślać plan w miarę wygodnego ułożenia się na znienawidzonym juz meblu.
- Nie, nie możesz tam spać...Ja pójdę na kanapę.
- Zapomnij, tam się nie da....
-Sam widzisz- urwała mu w pół zdania.- Kładź się!
Booth widząc ze nic nie wskóra ruszył posłusznie w kierunku łóżka, a Brennan zabierając poduszkę udała się na kanapę.
- Jeśli mogę cos dodać…Wiem, że to może zabrzmieć co najmniej dziwnie, ale....To łóżko jest wystarczająco duże abyśmy....-spojrzał na Brennan i przez chwilę zgubił wątek- Eeee…Do rana i tak dużo nie zostało, a my musimy być choć trochę wypoczęci więc…- kontynuował.
- Mamy spać... razem? Booth...
- Tak spać...I nic więcej...Czasem trzeba się poświęcić....
Spojrzała na kanapę i w końcu dała się przekonać...Była zbyt zmęczona, żeby z nim polemizować. Ułożyła się więc z powrotem na swoim miejscu próbując zasnąć jak najszybciej...
Rano obudziła się bardzo wcześnie. Gdy otworzyła oczy ujrzała twarz Bootha. Leżał tuż obok, zwrócony w jej stronę. Tak blisko, że czuła jego oddech na swojej twarzy. Jeszcze spał. Patrzyła tak na niego przez chwilę, po czym ostrożnie dotknęła jego rany, chcąc wybadać, czy wszystko jest w porządku. Jej dłoń delikatnie pogładziła go po policzku. Poruszył się, a po chwili otworzył oczy...
- Przepraszam, nie chciałam cię obudzić, sprawdzałam tylko czy....
- W porządku- odpowiedział wyraźnie jeszcze zaspany.
Brennan podparła się na łokciu, pochyliła nad Booth’em i jeszcze raz sprawdziła opatrunek- tym razem dokładniej.
- Na szczęście nic złego się nie dzieje. Miałeś rację, to faktycznie nic wielkiego.
- Trafna diagnoza pani doktor-odpowiedział jej z lekkim uśmieszkiem. Odpowiedziała mu uśmiechem po czym wstała i udała się do łazienki.
- No to kolejna wspólna noc za nami-wybełkotał ironicznie pod nosem i zaczął się ubierać.
I kolejna część :) Mamy nadzieję, że Wam sie spodoba. Kolejna jutro :)
Czytajcie i komentujcie. Tylko Wasza opinia motywuje nas do dalszej pracy.
Pozdrówki
M&A
Brak mi słów! Świetne po prostu! Jak ja bym chciała zobaczyć tą scenę, kiedy Brennan opiera się na łokciu w łóżku z Boothem i na niego patrzy... ah ;]
Świetne scenariusze ! Szkoda że dopiero teraz tu zajrzałam było warto ! ;D Czekam na następny świetny scenariusz. Pozdrawiam ;*
Witam. Świetny pomysł po pierwsze z tym wspólnym pokojem, po drugie z tym wrzuceniem cegły przez okno, no i oczywiśie the best wspólna noc ;-)
Booth oczywiście zazdrosy, ale to do niego bardzo pasuje. Taki mężny wytrzymał szycie bez znieczulenia... ;-)
Z niecierpliwością czekam na kolejna część i gorąco pozdrawiam... ;-*
Hejka! Pomyślałyśmy, że skoro ciągniemy dalej wątek Brennan-Bootch po pierwszej wspólnej nocy...To ukażemy tą że noc w naszej wersji....Żeby początek jakiś nasz tez był... Tak więc po małej obróbce technicznej (bo scena gotowa prawie już), zamieścimy ją do waszej oceny. No a poza tym jak to mówią "jadziem dalej" z naszą akcją,wiec kolejne odcinki na bank sie tu pojawią. Piszemy nadprogramowo, aby w czasie sesji tez jakiś kawałek się tu pojawił (bo wtedy na pisanie raczej czasu nie będzie;).
Dzięki za opinie!
Buziaki!
M&A
IX
Po śniadaniu oboje pojechali na posterunek policji. Szeryf czekał już na nich z faksem z instytutu. Była to rekonstrukcja twarzy wykonana przez Angelę.
-Doktor Brennan, zidentyfikowaliśmy ofiarę na podstawie tego zdjęcia z instytutu- zaczął Johnson.- To Katy Dorian, miała 25 lat, mieszkała w Gibbstown od urodzenia i zniknęła 13 maja tego roku.
-Czyli pół roku temu, Hodgins miał rację.- odpowiedziała Temp.
-Chciałbym przejrzeć akta tej sprawy.- wtrącił Booth- I osobiście porozmawiać z jej rodzicami.
-Akta leżą już przygotowane, natomiast z jej rodzicami może być mały problem.
-To znaczy?
-Cóż…- szeryf podrapał się w głowę- Od czasu jej zniknięcia państwo Dorian bardzo się zmienili. Ciągle obwiniają o śmierć ich córki diabła.
-Diabła?- zdziwiła się Temp.
-Tak, diabła. Po okolicy krąży pewna legenda, która miałaby być wytłumaczeniem dla wszelkich dziwnych zdarzeń i zniknięć.- do komisariatu wszedł Joe. Temp natychmiast się rozpromieniła na jego widok, co nie uszło uwadze Bootha.
-Jak tam twoja głowa Booth?- zapytał Jonnathan, nie przestając się uśmiechać do Temp.
-W porządku- odpowiedział agent- Zabierajmy się do pracy bo czas ucieka.
-Booth, miałeś jechać do szpitala.- przypomniała mu z wyrzutem Brennan. Seeley machnął lekceważąco ręką i wyszedł.
-Booth!- krzyknęła za nim, jednak w odpowiedzi usłyszała tylko trzask zamykanych drzwi.
-Zostaw go. Jest już dorosły, doskonale wie co robi.- Joe położył jej po przyjacielsku rękę na ramieniu.- Chodźmy do kostnicy. Odczynniki pewnie już odwaliły swoją robotę i czeka na nas już tylko czyściutki szkielecik.
-Dobrze.-zgodziła się i wyszła razem z Jonathanem.
Na miejscu rzeczywiście czekały na nich czyste szczątki. Brennan zrobiła odlew odcisków zębów na kościach, a Joe wnikliwie przyglądał się czaszce.
-Hmm… Uszkodzenie tylnej części czaszki obejmujące lewą część jej podstawy. To mi wygląda na dość silny cios, zadany powiedzmy jakimś grubym kijem, pałką- zastanawiał się głośno.
-Wyślemy czaszkę, odciski zębów i próbki gleby do instytutu- zarządziła Brennan.- Żałuję tylko że nie widziałam miejsca znalezienia szczątek.
-To da się szybko naprawić. Mogę cię tam zawieźć.
-Dobrze, tylko spakuję te rzeczy do wysłania i możemy jechać.
***************************************************************************
-Dzień dobry. Agent specjalny Seeley Booth FBI- przedstawił się i pokazał legitymację kobiecie, która właśnie otworzyła mu drzwi.- Czy pani Mary Dorian?
Pokiwała głową.
-Chciałbym porozmawiać o zniknięciu pani córki.
Mary zawahała się przez chwilę, ale wpuściła funkcjonariusza do środka.
-Proszę niech pan wejdzie.
-Dziękuję.
Zaprowadziła go malutkiego saloniku urządzonego z niezwykłym gustem i bardzo przytulnego.
-Proszę, niech pan siada-wskazała na kanapę.- Zawołam męża i zrobię herbaty, dobrze?
-Bardzo pani miła, dziękuję.
Gdy kobieta wyszła Booth zaczął się rozglądać po pomieszczeniu. Ze zdjęć ustawionych nad kominkiem uśmiechała się do niego śliczna blondynka niemalże identyczna z rekonstrukcją Angelii. Uznanie dla jej pracy i talentu wzrosło w nim jeszcze bardziej.
-Dzień dobry. Jack Dorian- do salonu wszedł mężczyzna koło pięćdziesiątki i podał mu rękę.
-Agent Specjalny Seeley Booth, FBI- odwzajemnił uścisk dłoni.
-Żona mówiła mi, że chciałby pan porozmawiać o naszej córce. Znaleźliście ją? Nie żyje?
-Bardzo mi przykro, znaleźliśmy jej szczątki, nie żyje już od pół roku…
Przerwał mu brzęk tłuczonego szkła, Mary upuściła tacę z herbata, którą właśnie wnosiła.
-Nie!!! Nie, nie, nie!!!- zaczęła krzyczeć i płakać- Moje dziecko!! Moje jedyne dziecko!! To nieprawda! To nieprawda!!!
Jack podbiegł do rozhisteryzowanej żony i próbował ją uspokoić.
-To on!! Mówiłam ci że to on!! Że przyjdzie i zabierze nam dziecko!! Nasze jedyne dziecko!!- krzyczała dalej.
-Mary, proszę uspokój się. Już dobrze. Teraz bynajmniej wiemy co się stało. Lepsze to niż życie w niepewności.- mówił do niej głosem wezbranym od duszonych łez.- Uspokój się. Wszystko będzie dobrze. Chodź, zaprowadzę cię do sypialni. Weźmiesz lekarstwo.
Mary nadal szlochała mu w koszulę.
-Przepraszam na chwilę.- zwrócił się do Bootha.- Zaraz wrócę.
-Poczekam- odrzekł Seeley i gdy Jack wyszedł zabrał się za zbieranie potłuczonego serwisu. Gdy się nachylił jego skroń przeszedł przeszywający ból. Usiadł na chwilę i poczekał aż ból minie. Postanowił, że pojedzie do apteki po jakieś proszki gdy tylko skończy rozmawiać z państwem Dorian. Ból minął więc skończył sprzątanie i tacę ze skorupami położył na stoliku.
-Jeszcze raz przepraszam. Żona wzięła leki uspokajające i teraz śpi- Jack wrócił i usiadł naprzeciwko Bootha. Oczy miał zaczerwienione od płaczu.
-Nic się nie stało. Rozumiem doskonale, przeżywają państwo ogromną tragedię.
-Tak… Żyliśmy w niepewności przez pół roku. Nawet przez chwilę nie przestaliśmy jej szukać…A teraz…- głos mu się łamał- Co pan chciałby wiedzieć? Złożyliśmy już zeznania w tej sprawie i od tego czasu nic się nie zmieniło, aż do teraz…
-Chodzi mi o to czy pan może kogoś podejrzewa o uprowadzenie i zamordowanie Katy?
-Nie… Nie miała żadnych wrogów, była raczej lubiana. Zawsze pogodna, wesoła, uśmiechnięta…
-A on? Znaczy ten ktoś o kim wspominała pańska żona? Że to jego wina, że to on wam zabrał dziecko?
-Hmm… Proszę zrozumieć. Moja żona od czasu zniknięcia córki była pod opieką psychiatry. Szukała najróżniejszych usprawiedliwień, najróżniejszych możliwych rozwiązań… wytłumaczeń… Aż…- przerwał i odetchnął głęboko- Aż stwierdziła, że to diabeł zabrał nam dziecko- dokończył z bólem w głosie.
-Nie rozumiem. Diabeł?- zdziwił się agent.
-Legenda mówi, że kilkaset lat temu w stanie New Jersey pojawiło się pewnie stworzenie, które terroryzowało okoliczne wioski i miasteczka. Znikały zwierzęta. Ludzie znajdowali je martwe, w bestialski sposób rozszarpane. W miejscach w których się pojawiało, odnajdywano także kilka śladów, bardzo nietypowych. Na policję zgłaszało się wiele osób, które jakoby widziały tego potwora. Najgorsze jednak miało nadejść później, kiedy to oprócz zwierząt zaczęli także znikać ludzie. Nie udowodniono jednak ani istnienia tego potwora ani tego że za te dziwne zniknięcia kilku osób miałby być odpowiedzialny właśnie on.
-A pańska żona w to wierzy?
-Tak.
-No cóż. Nie będę zajmował panu już więcej czasu.- Booth wstał z miejsca i podał dłoń Jack’owi- Jeszcze raz składam panu wyrazy szczerego współczucia. Gdyby jednak coś się zmieniło, gdyby pan sobie przypomniał coś to proszę dzwonić o każdej porze dnia i nocy.- podał mu swoją wizytówkę.
Dorian pokiwał głową i odprowadził gościa do drzwi.
***************************************************************************
Booth wychodząc z domu państwa Dorian spojrzał na zegarek. Zbliżała się pora lunchu. Postanowił udać się do jedynej knajpki w tym mieście żeby coś zjeść. Do tej samej w której wczoraj widział Temp i Jonathana.
Usiadł przy stoliku, zamówił sobie obiad i wyciągnął swoje notatki.
-Diabeł…- rozmyślał- Nic bardziej niedorzecznego jeszcze nie słyszał.
-Przepraszam, czy mogę się dosiąść?- usłyszał nagle i podniósł głowę. Jego oczom ukazała się śliczna blondynka, ubrana w jeansy i ciemny golf.- Przez te zawody wędkarskie, nigdzie nie można miejsca znaleźć- tłumaczyła.
-Oczywiście. Proszę.- uśmiechnął się i wstał z krzesła jak na gentelmana przystało.
-Bardzo panu dziękuję. Nazywam się Annie Brown.- podała mu rękę.
-Seeley Booth- odwzajemnił uścisk.
-To pan jest tym agentem FBI ściągniętym tutaj w sprawie tych dwóch ciał?
-Tak się akurat złożyło.
-To straszne, że Katy Dorian nie żyje.
-Skąd pani wie że to akurat Katy? Nie podawaliśmy do informacji publicznej że zidentyfikowaliśmy jej szczątki.
-To małe miasteczko. Tutaj wieści bardzo szybko się rozchodzą.
-No tak. Nie pomyślałem o tym.- przyznał się i podziękował kelnerce, która właśnie przyniosła mu obiad, Annie zrobiła to samo.
-Czym się pani zajmuje?- zapytał żeby podtrzymać rozmowę.
-Jestem nauczycielką historii w tutejszej niewielkiej szkole. Ale niech mi pan mówi po imieniu- zaproponowała.
-W takim razie niech to działa w obie strony Annie.
-Z przyjemnością Seeley.- uśmiechnęła się.
-Powiedz mi czy znasz dobrze państwo Dorian?
-Myślę że tak. Mieszkam na tej samej ulicy, dwa domy dalej. Znałam także dość dobrze Katy, chociaż nie można było tego nazwać przyjaźnią.
-A czy jest to rodzina wierząca?
-Tak jak wszyscy tutaj. A dlaczego pytasz?
-Byłem dzisiaj u Dorianów i dowiedziałem się, że Mary Dorian o porwanie i śmierć Katy obwinia diabła. Jej mąż coś mi wspominał o jakimś nieziemskim stworze.
-Masz na myśli Diabła z New Jersey?
-Nie mam pojęcia co mam na myśli.- rozłożył bezradnie ręce i się roześmiał. Annie zawtórowała mu i po chwili dodała
-Jeśli postawisz mi kawę, mogę opowiedzieć ci legendę która krąży po okolicy i wielu ludzi w nią wierzy.
-Cóż… Myślę, że mogę przystać na tę propozycję. Dwie kawy proszę- powiedział do przechodzącej kelnerki.- Więc, słucham.- usadowił się wygodniej na krześle.
- Przez ponad 350 lat mieszkańcy New Jersey żyli w strachu przed niezwykłą istotą. Istotą tak dziwną, że jej istnienie zdaje się zaprzeczać wszelkiej teorii zoologii. Wiele osób zastanawiało się, w jaki sposób taki potwór znalazł się na ziemi. Pewna legenda mówi o tym, że kiedy pani Leeds z Estelville urodziła w 1735 roku swoje trzynaste dziecko, w szoku poporodowym przeklęła je. To dało początek diabłu, który miał rozprostować swe skrzydła i wylecieć z domu przez komin. Inną ,,stworzycielką" potwora obwołano później panią Shrouds z Leeds Point. Mimo absurdu tych opowieści, coś pojawiało się w okolicy. Zdarzało się to zbyt często, aby uznać to za zwykłą halucynację czy przywidzenie. Ponad 1000 osób o nieposzlakowanej opinii widziało tajemniczą istotę. Większość relacji opisuje ją jako zwierzę wysokie na cztery stopy, z końską głową, skrzydłami nietoperza, nogami żurawia, końskim kopytami, a także czasem posiadające ogon podobny w kształcie do trójzębnego widelca. Poszczególne opisy różnią się od siebie jedynie w mało ważnych detalach. Podobnie, jak potwór z Loch Ness, diabeł z New Jersey widywany był przez takie osoby jak szanowani lekarze, prawnicy, policjanci i inni wiarygodni obywatele. Jedna z ciekawszych obserwacji miejsce w 1800 roku, kiedy to komandor Stephen Decatur i jego ludzie ćwiczyli strzelanie z działa. Nagle przed ich oczami pojawił się lecąc dziwny stwór. Kiedy znalazł się w zasięgu działa, oficer rozkazał strącić potwora. Jednak po wykonaniu jego polecenia, kula przeszła przez bestię, które leciało dalej, jakby nic się nie stało. Po prostu kula armatnia nie uczyniła potworowi żadnej szkody. Tuż potem miał miejsce okres, a mianowicie lata 40' XIX wieku, w którym nasiliły się obserwacje potwora. Jednocześnie ginęło wiele owiec i kur, zabijanych przez nieznane zwierzę. Odkryto również wiele dziwnych śladów, a świadkowie przysięgali, że słyszeli przeszywające odgłosy wydawane przez coś bliżej niezidentyfikowanego. Ludzie donosili o obserwacjach bestii w nocy, kiedy to przyłapywali ją na podkradaniu się w pobliże ludzkich siedlisk. 16-23 stycznia 1909 r. miało miejsce apogeum aktywności tej istoty. Cały stan New Jersey został przez nią po prostu sterroryzowany. Ludzie byli tak zastraszeni, że nikt nie opuszczał z własnej woli domu, nawet w dzień. Szkoły były pozamykane, ponieważ żadne dziecko nie odważyło się do nich przyjść. Podobnie było z fabrykami. Ogromne owczarki niemieckie odnajdywano martwe, potwornie okaleczone, żywy inwentarz z wielu gospodarstw rozdzierany był dosłownie na kawałki przez stwora, kury i koty były kompletnie masakrowane, miało też miejsce wiele zniknięć ludzi. Wielu odważnych ludzi próbowało wytropić bestię, podążając za jego śladami, które jednak urywały się w najmniej spodziewanych miejscach, np. na środku pola, na drodze, lub też zaczynały się np. na szczycie dachu. Thack Cozzens z Woodbury widział lecące stworzenie ze świecącymi oczyma. Nelson Evans z Gloucester i jego żona zostali obudzeni w nocy przez coś znajdujące się na podwórku przed ich domem. Przez 10 minut obserwowali diabła z New Jersey. Byli bardzo przerażeni tym co zobaczyli. Istnieje wiele teorii próbujących wyjaśnić, czym była niezwykła istota. Według Cassidy’ego z Clayton był to pewien gatunek ptaka, nazywanego ,,Scrowfoot Dick", jednak jest on o wiele mniejszy niż opisywana bestia. Część przypadków wyjaśnia żuraw Sandhilla, który jest dość dużym ptakiem, wydającym podobne do opisywanych dźwięki. Jednakże ten ptak nie zabija zwierząt, zwłaszcza dużych owczarków niemieckich. Prof. Bralhopf jest przekonany, że diabłem z New Jersey był jakiś prehistoryczny potwór, być może pterodaktyl. Jeszcze inni wierzą, że było to zdeformowane dziecko pani Leeds z 1735 r., które zatraciło swą ludzką naturę. Jednakże w 1909 r. musiałoby ono mieć już 174 lata, a także musiałoby umieć latać. Według bardziej mistycznych teorii, diabeł z New Jersey był esencją zła lub też uosobieniem wojny.
-Wow- powiedział Booth, gdy skończyła.- Ty chyba w to nie wierzysz?
-Sama nie wiem co mam o tym myśleć. Moi rodzice też to widzieli a oni prości farmerzy z małej mieściny raczej nie mieli skłonności do fantazjowania.
-Hmm…- spojrzał na zegarek.- Wybacz, ale ja muszę już lecieć.
-W porządku. Dziękuję za kawę.- odpowiedziała z uśmiechem.
-Nie, to ja dziękuję za mile spędzony czas- zaczął ubierać kurtkę.
-Zobaczymy się jeszcze kiedyś?- zapytała z nadzieją w głosie.
-Mam taką nadzieję. I w takim razie do zobaczenia.- rzucił i wyszedł z knajpki.
***************************************************************************
W drodze na komisariat wstąpił jeszcze do apteki po jakieś proszki na ból głowy. Pogoda się zepsuła i zaczęło lać. Odcinek od samochodu do wejścia na posterunek policji pokonał biegiem, ale i tak nieźle go zmoczyło. Poprosił szeryfa o wszystkie akta dotyczące tajemniczych zaginięć z okresu ostatnich 10 lat. Uzbierał się tego niezły stos. Większość spraw była zamknięta ze względu na brak dowodów.
Około dwudziestej pierwszej Booth stwierdził że nie ma sensu dalsze siedzenie nad papierzyskami. Był już zmęczony i bolała go głowa skutecznie zaćmiewając logiczne myślenie. Postanowił wrócić do hoteliku. Na dworze nadal padało i zrobiło się zimno.
-Nienawidzę jesieni- mruknął pod nosem i za chwilę zaklął cicho gdy kilka zimnych kropel deszczu wpadło mu za kołnierz. Wsiadł do samochodu i odjechał.
Drzwi były zamknięte. Przekręcił klucz w zamku i wszedł do ciemnego pokoju.
-Hej Kości. Śpisz już?- zapalił światło. W pokoju nikogo nie było. Wzruszył ramionami- Pewnie zasiedziała się w kostnicy.-pomyślał.
Powiesił kurtkę, rozebrał się i poszedł do łazienki wziąć prysznic. Gdy wrócił odsunął kanapę od okna. Wolał nie ryzykować kolejnego ciosu cegłą w głowę. A propos głowy. Nadal go bolała. Wziął proszki i się położył. Pragnął jak najszybciej zasnąć, jednak intrygowało go to gdzie podziała się Temp. Wyciągnął telefon i wybrał jej numer. Przesłodzony głos operatorki poinformował go, że ten numer jest w tym momencie nieosiągalny. Wstał i rzucił telefon na łóżko. Było już po 22.
Zaklął po nosem, wciągnął spodnie i poszedł do pokoju Jonathana. Zapukał szybko i nie czekając na zaproszenie nacisnął klamkę. W pokoju zastał Temperance ubraną w męską flanelową koszulę i Jonathana w koszulce i spodenkach, pijących wino i zaśmiewających się do łez.
-O, przepraszam, chyba w czymś przeszkodziłem- rzucił i szybko się wycofał. Wrócił do swojego pokoju i trzasnął drzwiami. Jak mógł być tak głupi i myśleć że Brennan siedzi do tak późna i pracuje a ten zadufany w sobie łapiduch nie wykorzysta żadnej nadarzającej się okazji żeby zaciągnąć ją do łóżka.
Rzucił się ze złością na kanapę na chwilę zapominając o bólu głowy. Stare sprężyny zajęczały po jego ciężarem. Nie wiedział ile czasu leżał bezradnie miotając się na niewygodnym posłaniu co i rusz waląc pięścią w poduszkę niby dla lepszego jej ułożenia, gdy do pokoju weszła Brennan. Po omacku doszła do łóżka i zapaliła nocną lampkę.
-Booth, śpisz?- zapytała cicho.
-Nie- mruknął odwrócony do niej plecami.
-Dlaczego?
-Bo martwiłem się o ciebie. Myślałem że coś ci się stało, ale widocznie zupełnie niepotrzebnie.
-Tak, zupełnie niepotrzebnie bo jak widzisz nic mi nie jest. Byłam z Joe w lesie na miejscu znalezienia tych drugich szczątek i zaskoczył nas deszcz. Jonathan przywiózł mnie do hotelu i zabrał do swojego pokoju, gdyż nie mógł otworzyć drzwi od naszego. Na dodatek komórka mi padła. To wszystko i…
-Nie musisz mi się tłumaczyć- przerwał jej gwałtownie i naciągnął kołdrę na głowę- Dobranoc.- burknął jeszcze spod niej i zamknął oczy.-Nie doceniałem go- pomyślał ze złością- Nie mógł drzwi otworzyć. Bujda na resorach.
Słyszał jak Brennan jeszcze się krząta po pokoju i kładzie do łóżka. W końcu zasnął.
Mamy nadzieję, że się spodoba :)
M&A
Świetne. Biedny Booth:-(
A skoro o niewytłumaczalnych zjawiskach wspomniałyście, to tak odchodząc od tematu polecam książkę Viktor'a Farkas'a Niewytłumaczalne zjawiska. Tam można znależć podobną historię:-)
Czekam z niecierpliwością na kolejne części:-)
WOW powtórzę się, że brak mi słów? Nikt nie jest bardziej zazdrosny od Bootha i wkurzyłam się na Temperance ;/ świetnie wszystko opisałyście i tekst "bujda na resorach" ;] dobre :))
Nie no i jak ja wytrzymam do kolejnej części waszego opowiadania:/
Nie każcie czekać zbyt długo!!!
Booth potrafi być zazdrosny:) świetnie to ujęłyście;)z niecierpliwością czekam na dalsze części i pozdrawiam:)
Niezłe... biedny Booth. Mam nadzieję że Bones padnie z zazdrości jak zobaczy go z tą kobietą :)
Opowieść super. Wymyślacie nie tylko same sceny miłosne ale też kryminalne. Z tego powodu duży plus mimo iż wolałabym żeby oni byli razem w końcu... mam nadziję że się doczekam :)
suuuper M&R! naprawdę bosko! uwielbiam czytać wasz scenariusz, jest super, taki jak trzeba. pasuje do KOŚCI!!!! pozdrawiam :)
Świetny scenariusz ;D Ciekawe co będzie w następnym już mnie zżera ciekawość ;D Czekam na kolejną część z niecierpliwością. Pozdrawiam serdecznie ;*
***DZIŚ TROSZECZKĘ INACZEJ****
Przepraszamy, że dziś cedeka nie będzie...Myślę, że wytrzymacie do jutra, ale za to mamy dla WAS coś innego....Coś jak część pilotażową, która powinna znaleźć się na początku.
Mała retrospekcja i NASZA wizja tej PIERWSZEJ wspólnej nocy;) Bo w końcu nasza dalsza akcja rozwija sie po tym istotnym wydarzeniu.
Przyjmujemy, iż rozpoczniemy w dniu uniewinnienia ojca Brennan...
Jak wiemy skończyło się na uściskach przed gmachem sądu....(coś jak pociągnięcie dalej odc.13 III serii).
*****************************************
Brennan radośnie ściska swego ojca, wpatrując się jednocześnie w stojącego nieco dalej uśmiechniętego Bootha. Zack. Hodgins i Angela podeszli do niej aby pogratulować skompletowania rodziny. Gdy w końcu odchodzą, zostaje tylko ona, Max, Russ i Booth.
- Udało się, znów jesteśmy razem! Chodźmy to jakoś uczcić!- wykrzyczał rozradowany Max.
- Popieram-odparł Russ
- W takim razem chodźmy do mnie, nie mam ochoty na żaden bar, czy coś w tym stylu.
- Masz rację, uczcijmy to kameralnie w gronie rodziny i przyjaciół.- odpowiedział ojciec Brennan kierując swoją wypowiedź także do Bootha. Ona również spojrzała na niego z lekkim uśmiechem.
- Oh, dzięki, ale....Szczerze mówiąc...-gubił się we własnych słowach Seeley.- To bardziej rodzinne święto, więc ja...
- Daj spokój-przerwała mu Tempe, złapała pod rękę i wszyscy udali się w kierunku samochodu.
*Mieszkanie Brennan*
Siedzieli razem uśmiechając się, co chwilę padały kolejne toasty. Brennan czuła się szczęśliwa mając wokół siebie wszystkich, którzy są jej najbardziej bliscy.
- Kochani, obiecuję że szybko nadrobimy stracone lata! Jesteśmy rodziną i w końcu możemy być razem...- w oczach Maxa pojawiły się łzy, co wyraźnie udzieliło się pozostałym. Nawet spojrzenie Bootha zrobiło się nieco szkliste.
Wzrok Maxa wreszcie skierował się w stronę agenta, który wyraźnie czuł się nieswojo świętując uwolnienie człowieka, którego sam aresztował...
- Booth, słuchaj...Wiem doskonale, że ty....Wykonywałeś swoją pracę i tyle, więc nie mam do ciebie żalu. Mało tego.- podchodzi do Bootha, dotyka jego ramion.- Dziękuję.- mówi w końcu, co wprawia Seeley'a w osłupienie.
- Ale...za co?- pyta nie ukrywając zdziwienia Booth.
- Za Temperance, za to co dla niej zrobiłeś, za to co nadal robisz...Za to , że ją wspierasz. Za to jak broniłeś jej w sądzie...Widziałem z jaką trudnością przychodziły ci dzisiejsze zeznania. Za to wszystko ci dziękuję. I wiedz, że bardziej traktuję cię jak drugiego syna, niż jak wroga.- wygłasza Max, po czym następuje akt pojednania wyrażony w męskim uścisku.
Russ z wyraźnym zadowoleniem odwrócił się w kierunku stojącej obok siostry i rzucił zniżonym głosem:
- No siostrzyczko, to by oznaczało, że teraz musielibyście z Booth’em....
- Co?- spojrzała na brata udając, że nie rozumie.
- No wiesz...-próbował kontynuować- Niezła byłaby z was para, nie powiem...
- Daj spokój-przerwała mu gwałtownie. Próbując nie dać znać po sobie jakie wrażenia na niej wywarły słowa brata.
Potem siedzieli jeszcze razem przy winie, gawędząc w najlepsze o tym jak teraz będzie wyglądało ich życie. Zdecydowali, że na razie Max zamieszka z synem, a potem cos wymyślą na dłuższa metę.
- Ok, jak na dziś to chyba wystarczy nam wrażeń-stwierdził Russ- Czas na nas, zresztą jutro rano musze się stawić w pracy.
- Ale....przecież jeszcze nie jest tak późno-próbowała protestować Brennan.- Chcecie zostawić mnie samą?
- Będziemy mieli teraz dużo czasu córeczko- uspokoił ja ojciec głaszcząc po włosach.- A poza tym nie zostajesz sama - dodał wskazując na Bootha.
Wiedziała, że dalsze dyskusje nie mają sensu, więc pożegnała się i odprowadziła rodzinę do drzwi. Zamknąwszy je za wychodzącymi oparła się o nie, odetchnęła głęboko i spojrzała na stojącego w salonie Bootha. Wyglądał bardzo pociągająco w koszuli z podwiniętymi rękawami, poluźnionym krawatem i kieliszkiem wina w dłoni. Uśmiechnęła się do niego jednak po chwili jej oczy nie wiadomo dlaczego zaczęły powoli napełniać się łzami. Westchnęła nie dowierzając, że to wszystko dzieje się naprawdę...
- Zamierzasz stać tam do rana? Hej Bones wszystko....w porządku? - mówił podając w kierunku partnerki. Gdy był już przy niej akurat łza spłynęła jej po policzku...
-Heej…- wyszeptał, dotykając delikatnie dłonią jej policzka i kciukiem ocierając spływająca strużkę.- Już po wszystkim... Już wszystko dobrze...
Spojrzała mu głęboko w oczy..
- Nawet nie wiesz jak bardzo się bałam...Bałam się, że go stracę, choć wierzyłam, że jest winny...Wierzyłam ,że jest winny, a to przecież mój ojciec. Nie powinnam...-pojawiły się kolejne łzy- Jestem złą córką Booth...
- Cii…- przerwał jej, kładąc palec na ustach, po czym ujął w dłonie jej smutna twarz.- Nie obwiniaj się już o nic... Nie warto.. To już koniec, wszystko stało się jasne. Twój ojciec jest wolny i teraz będzie już tylko przy tobie. Tak samo jak Russ...Odzyskałaś swoją rodzinę, więc uśmiechnij się i ciesz na myśl o tym wszystkim co was teraz czeka. Co będziecie mogli robić razem. I nie rozmyślaj o tym co było, o tym co powinnaś, a czego nie. Patrz sercem Bones... Sercem... I ciesz się...- mówił cały czas patrząc jej głęboko w oczy. Na koniec obdarzył ją swym rozbrajającym szczerym uśmiechem rodem z reklamy pasty do zębów. Zamarła. Przez chwile nie mogła wydobyć z siebie ani słowa...
W końcu przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
Poczuła się bezpiecznie jak nigdy dotąd. W jednej chwili wszystkie obawy odeszły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zawsze tak na nią działał. Był jedyna osobą, która potrafiła momentalnie poprawić jej humor samą swoja obecnością.
Wtuliła się w niego mocno wdychając delikatny zapach jego wody kolońskiej, a on delikatnie gładził jej włosy. Trwali w tym uścisku przez dłuższą chwilę. O wiele dłuższą niż zdarzało im się to dotychczas.
- Dziękuję...-wyszeptała w końcu, a następnie oswobodziła się nieco z jego mocnych ramion na tyle, aby spojrzeć mu w twarz.- Dziękuję...że jesteś- dokończyła uśmiechając się. Odpowiedział jej tym samym. Patrzyli teraz na siebie, a ich twarze były niewiarygodnie blisko. Niebezpiecznie blisko, a odległość ta zmniejszała się coraz bardziej w miarę upływających sekund. W końcu ich usta zetknęły się - najpierw ostrożnie i niepewnie, aż w końcu złączył je delikatny, acz pełen wyrazu, czuły pocałunek.
Brennan poczuła, że miękną jej kolana, jej ciało przeszedł dziwny dreszcz i niemalże zakręciło jej się w głowie. Nie wiedziała czy to na skutek wypitego wina czy to była wina pocałunku Bootha. Czuła się co najmniej dziwnie. Dziwnie acz wyjątkowo...przyjemnie. Ale nie chciała o tym myśleć, a juz na pewno nie teraz...
Spojrzeli na siebie niepewnie, jednak nie było to już to samo spojrzenie jakim obdarzali się na co dzień. Było w nim coś więcej. Znacznie więcej.
Poddając się urokowi chwili, złączyli swe usta w kolejnym, tym razem bardziej namiętnym pocałunku.
Chwyciła go za krawat i z całej siły przyciągnęła do siebie, przywierając tym samym mocniej do drzwi. Sytuacja zdawała się coraz bardziej wymykać spod kontroli. Ich pocałunki były coraz bardziej namiętne, zachłanne, łapczywe. Objęła go mocno za szyję, nie przestając całować. On zaczął teraz błądzić ustami po jej twarzy, szyi. Rozwiązała do końca krawat, rzuciła na podłogę i zaczęła wyciągać jego koszulę ze spodni. On zajął się guzikami jej bluzki.
W całym tym szaleństwie nie dostrzegli nawet jak szybko znaleźli się w sypialni Brennan. Booth spojrzał na nią czule, kiedy kończyła akurat rozpinać jego koszulę, czekając jakby na przyzwolenie. Gdy Temp obdarzyła go kolejnym namiętnym pocałunkiem, wziął ja na ręce i delikatnie ułożył na łóżku, nie przestając całować. Co chwilę jakieś części ich garderoby lądowały na podłodze. Chwilę później sprawy potoczyły się znacznie dalej <cenzura>....
Rano tuż po przebudzeniu, uśmiechnęła się na wspomnienie tego cudownego snu, w którym... Zaraz zaraz... Poczuła na karku czyjś oddech i obejmujące ją mocno męskie ramię. Czy to możliwe, aby...Odwróciła się lekko i ujrzała śpiącego w najlepsze i mocno w nią wtulonego Bootha. Dopiero teraz tak naprawdę dotarło do niej to co się wydarzyło. Poczuła się wyjątkowo niezręcznie, aczkolwiek bardzo przyjemnie- nie wiedząc do końca dlaczego. Jak powinna się teraz zachować? Poczekać przy nim aż się obudzi, czy wyjść bez słowa. Rozmyślania przerwał dzwonek komórki Brennan. Zerwała się na tyle szybko na ile pozwoliła spoczywająca na jej talii ręka Bootha. Usiadła na brzegu łóżka.
- Brennan, słucham.
- Cześć kotku, tu Angela mamy juz wyniki badań, o które prosiłaś. O której będziesz w instytucie, bo chcielibyśmy...
- Najpóźniej za godzinę-przerwała jej zmieszana Tempe.
- W takim razie czekamy.
- Do zobaczenia.-odpowiedziała słysząc jednocześnie za plecami, iż Booth juz nie śpi..
Odwróciła się wyraźnie zakłopotana przykrywając się prześcieradłem pod samą brodę.
-Hej-wykrztusiła jakimś cudem.
- Hej- odparł jej Booth z podobna miną, zmieniając pozycję z leżącej na siedzącą, opierając się o wezgłowie.
- Dzwoniła Angela...Maja wyniki badań, więc musimy...Powinniśmy...
- Ok- skwitował Booth szukając wzrokiem jakiejś części swojej garderoby.
- Pójdę do....-wskazała palcem w kierunku łazienki, po czym ściągnęła z łóżka całe prześcieradło i owinęła się nim dokładnie niczym mumia egipska. Booth został całkowicie odkryty więc sięgnął szybko po jaśka i zakrył nim niczym listkiem figowym dziedzictwo rodzinne.
- Jasne-odpowiedział zażenowany, nie patrząc na nią.
Po drodze pośpiesznie zbierała swoje rzeczy i weszła do łazienki zamykając cicho drzwi.
-Wow!- wydusił pod nosem Booth, nie wiedząc co ma myśleć o tym wszystkim i zaczął się ubierać.
Potem z wyraźnym skrępowaniem i w bardzo napiętej atmosferze wypili szybka kawę i pojechali do instytutu.
Gdy dotarli na miejsce, przyjaciele przywitali ją razem, widocznie jeszcze żyjąc wydarzeniami dnia poprzedniego.
- Jest pani w zaskakująco dobrym humorze dr Brennan-rzucił Zack po chwili wcześniejszych konwersacji.
- A ty jakbyś się czuł mając za sobą jeden najszczęśliwszych dni w życiu?- zapytała go Angela.- Prawda kochanie?- zwróciła się tym razem do Brennan.
- Zdecydowanie-odpowiedziała jej spoglądając ukradkiem także w kierunku Bootha, co nie umknęło jego uwadze...
Później wkracza wątek Andzi1133 od którego zaczęłyśmy naszą twórczość:)
Mam nadzieję, że spodoba się nasza wizja;)
Pozdrówki jak zawsze! Jutro już planowo następny odcinek;)
M&A
" Na koniec obdarzył ją swym rozbrajającym szczerym uśmiechem rodem z reklamy pasty do zębów."- na samą myśl robi się gorąco xD Świetnie ujęte :D
I całe w ogóle świetne ;] Potrafisz tak fajnie, subtelnie, nie przesadzając z niczym wszystko opisać. Nie mam pojęcia jak to robisz, ale gratuluje :))
Tylko kiedy my się tego doczekamy...?
Znów się powtórzę mówiąc że ten scenariusz jest po prostu genialny ! Jak wy to robicie ? ;D Tak cudne pomysły wam do głowy przychodzą . . . No pozazdrościć tylko ;D Czekam na kolejną część. Pozdrawiam ;*
Te wasze porównania....: "...obdarzył ją swym rozbrajającym szczerym uśmiechem rodem z reklamy pasty do zębów", "wszystkie obawy odeszły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki". :)
Podobały mi się odczucia Brennan po tym jak Booth ją przytulił do siebie. Cudownie opisane.
Całość imponująca. Teraz tylko... kto będzie tym mordercą z New Jersey?
:)
Cierpliwości... Obiecujemy, że Wasze oczekiwanie zostanie sowicie wynagrodzone. Tworzymy cały czas pod wpływem chwili, a Wasze opinie są naszym dodatkowym "motorkiem". Dziękujemy za wszystkie komentarze i czekamy na następne.
Pozdrówka z prawie juwenaliowych miast: Torunia i Olsztyna :)
M&A
Nie było mnie kilka dni. I sporo do nadrobienia się nazbierało.
Ale efekt lepszy jak się na raz więcej czyta.
Powiem wam, że to po prostu jest cudowne, co wy tworzycie.
W życiu bym nie wymyśliła zbrodni i śledztwa, rzecz jasna bonsowego.
Inne(prostsze typu; kryminalni, w11, detektywi) to co innego :p
Co do opisów, to pełen profesjonalizm. Zastanawiam się, czy wy czasem już czegoś podobnego kiedyś nie pisałyście.
Gdy się je czyta to normalnie czujesz jakby to ciebie dotyczyło. jakbyś to ty tam stała.
Bosko.
Czekam na dalsze części :)
Powodzenia wam życzę i duużo weny twórczej.
Pozdrawiam.
X
Temperance obudził dźwięk telefonu.
-Doktor Temperance Brennan- odebrała, mocując się z kablem ładowarki
-Dzień dobry Temp- w słuchawce usłyszała głos Jonathana.- Mamy kolejną ofiarę. Przyjedź na komisariat razem z tym swoim agentem.
-Dobrze. Już jedziemy.-rozłączyła się i zerwała z łóżka- Booth, wstawaj.
-Jeszcze chwila…- rozległ się spod kołdry na wpół przytomny głos.
-Nie ma czasu. Jest kolejna ofiara, wstawaj.- mówiła ubierając się.
Seeley przewrócił się na plecy.
-Chwilami nienawidzę tej roboty.- powiedział do sufitu, gdyż Temp już była w łazience. Wstał z łóżka, jednak ból sprowadził go na nie z powrotem. Brennan weszła do pokoju akurat wtedy gdy łykał proszki.
-Booth, co ci jest?- zapytała zaniepokojona.
-Nic- wstał i sięgnął po spodnie.
-Boli cię głowa? Byłeś wczoraj w szpitalu?- dociekała dalej. Podeszła i wyciągnęła rękę aby sprawdzić opatrunek.
-Już ci mówiłem, że nic mi nie jest.- zignorował jej gest i wyszedł do łazienki.
Brennan popatrzyła na niego, nic nie rozumiejąc.
Booth oparł głowę o lustro. Był zły na siebie za to, ze tak traktuje kobietę którą kocha. Postanowił być nieco milszym dla niej. Tylko niech go przestanie boleć ta cholerna głowa. Może rzeczywiście powinien jechać do tego szpitala? Nie, najpierw skończy śledztwo, a potem zajmie się sobą. Opłukał twarz zimną wodą i zmienił sobie opatrunek. Na golenie nie było czasu.
***************************************************************************
Przed posterunkiem czekało na nich kilka radiowozów.
-Jedziemy do Wąwozu Świętego Huberta. Jakiś myśliwy podczas polowania znalazł ciało i zatrzymał przejeżdżający akurat patrol.-poinformował ich szeryf
-Rozumiem.- odpowiedział Booth- Nie traćmy czasu, jedźmy.
Wszyscy wsiedli do aut i ruszyli kolumną na sygnale przez miasteczko. Po drodze Booth jako profesjonalista, który przedkłada pracę nad uczucia opowiedział Brennan o swojej rozmowie z rodzicami zabitej dziewczyny i o swoich spostrzeżeniach. Temperance także podzieliła się ze swoim partnerem uzyskanymi informacjami.
Wjechali w wąską, leśną drogę. Po przejechaniu kilkuset metrów zatrzymali się na małej polanie. Stał tam już stary, ciemnozielony pikap należący zapewnie do myśliwego i radiowóz.
-Tutaj proszę- policjant z patrolu poprowadził ich do miejsca znalezienia zwłok.
Gdy już tam dotarli ich oczom ukazał się wykopany dół, a w nim ciało ze zmasakrowaną twarzą i w początkowym stadium rozkładu.
Brennan założyła gumowe rękawiczki i razem z Jonathanem zabrała się za oględziny prowizorycznego grobu.
Szeryf po krótkiej naradzie z Booth’em nakazał swoim ludziom przeczesanie najbliższej okolicy. Wiedział, że to nie ma większego sensu, gdyż myśliwy musiał przeszkodzić mordercy w pochowku swojej ofiary i do tego czasu zdążył uciec daleko stąd. Mimo wszystko Johnson chciał mieć pewność, że zrobił w tej sprawie wszystko co mógł zrobić. Jednak w momencie znalezienia trzeciej ofiary zamordowanej prawdopodobnie w ten sam sposób, a wszystko na to wskazywało, szeryf czuł się coraz bardziej bezsilny. Po pobieżnym skoordynowaniu poszukiwań dołączył do agenta Bootha, który miał zamiar przesłuchać człowieka, który znalazł zwłoki.
-Grób ma długość stu osiemdziesięciu centymetrów i szerokość siedemdziesięciu. Zgaduję że ofiara ma około metra siedemdziesiąt pięć wzrostu.- Brennan obchodziła dół z miarą i referowała głośno Jonathanowi swoje spostrzeżenia.- Morderca skrupulatnie przygotował się do pochówku swojej ofiary.
-Skąd takie wnioski?- zapytał Joe.
-Mogiła ma kształt idealnego prostokąta. Nawet rogi są perfekcyjnie wykończone- wyjaśniła i wskoczyła do środka aby bliżej przyjrzeć się ciału. Było tam niewiele miejsca więc Joe pozwolił zająć się zwłokami kobiecie a sam przykucnął na skraju dołu.
-To kobieta, no oko około dwudziestu paru lat, zmasakrowana twarz i wybite zęby jak u dwóch poprzednich ofiar, ale…- przerwała- Joe, podaj mi zestaw do pobierania próbek.
-Proszę- wręczył jej małą szarą kopertę. Brennan, wyciągnęła ostro zakończony drewniany patyczek i probówkę z korkiem. Zza paznokci ofiary wydobyła naskórek.
-Dziewczyna się broniła.- stwierdziła podnosząc jej dłoń i dokładnie oglądając..- Musiała nieźle podrapać swojego oprawcę. A poza tym, opuszki palców są nietknięte, więc możemy ją zidentyfikować po odciskach palców.
-O ile mamy je w bazie.- wyraził swoje wątpliwości Joe.
-Ale po co morderca masakruje twarze i wybija swoim ofiarom zęby, pozostawiając nam inne możliwości ich zidentyfikowania?- zastanawiała się głośno.
-Chciałbym zaznaczyć, że bez twojej pomocy, dwie ostatnie ofiary pochowalibyśmy jako N.N.- Joe uśmiechnął się czarująco do Temp.
-A właśnie. Druga ofiara.-przypomniała sobie i przy małej pomocy Jonathana wydostała się z grobu.- Ja muszę zadzwonić do instytutu a ty weź do pomocy ze dwóch policjantów i wyciągnijcie ją z tego dołu. Może dowiemy się czegoś więcej.
:)))
M&A
Bardzo fajnie ;D Tylko wkurza mnie ten gość ten Jonathan czy tam Joe ;D Jakiś taki jest za bardzo do Brennan podobny ale to dobrze ;D Bardzo mi sie podoba ta scenka, czekam na następną ! Pozdrawiam ;*
XI
Wybrała numer instytutu. Odebrała Angela i po krótkim przesłuchaniu przeprowadzonym przez nią i udzieleniu odpowiedzi na liczne pytania, Brennan poprosiła ją aby rozmowę przełączyła na głośnik i żeby wszyscy troje zrelacjonowali jej to co się dowiedzieli.
-Wiem już, że druga ofiara zginęła w taki sam sposób jak pierwsza, przez silny cios w tył głowy zadany tępym narzędziem- pierwszy do odpowiedzi wyrwał się Zack.
-A co z tymi śladami zębów?- zapytała Brennan.
-Cóż…- tu odezwał się Hodgins.- Odlew ugryzienia nie pasuje do żadnego znanego nam wzoru zębowego. Pod wieloma względami przypomina ludzki, jednak oprócz kłów także siekacze są ostro zakończone, a poza tym człowiek nie ma takiej siły, żeby pozostawić tak wyraźny ślad po ugryzieniu i to na kościach.
-Więc co? Było to zwierzę.- podsumowała Temp.
-Nie jestem do końca pewny. Sprawdzę jeszcze kilka innych wariantów. Jeżeli wpadnę na coś bardziej konkretnego dam znać.- Hodgins był nieco zakłopotany i równocześnie zaskoczony tym, że po raz pierwszy nie może jednoznacznie zidentyfikować dowodów.
-Złotko, rekonstrukcję twarzy ofiary wysłałam ci faksem na numer posterunku.- wtrąciła się Angela.
-Dzięki. Jeżeli to wszystko to wracam do pracy. Jak będziecie wiedzieć coś więcej to dzwońcie. Do usłyszenia.- pożegnała się i rozłączyła.
-Możemy wracać do miasteczka.- Jonathan podszedł do Brennan i po przyjacielsku otoczył ją ramieniem. Naturalnie nie uszło to uwadze Bootha, który zacisnął tylko zęby ze złości. Nic nie mógł zrobić, gdy ten zadufany w sobie łapiduch najzwyczajniej w świecie podrywał mu partnerkę.
-Wracamy?- zapytał Temp gdy podeszli do niego.
-Tak- odpowiedziała, kierując swe kroki w stronę samochodu Bootha.
-Tempie, coś mi się przypomniało!- krzyknął Joe, wyraźnie niezadowolony, że kolejna okazja zbliżenia się do niej ucieka mu sprzed nosa.
-Co takiego?- zatrzymała się zaciekawiona.
-Za długo żeby opowiadać. Może wrócisz ze mną do miasteczka?- zaproponował uśmiechając się.
Brennan spojrzała na Bootha pytająco.
-Jak tam chcesz- rzucił krótko w odpowiedzi, wsiadł do samochodu i ruszył gwałtownie.
-On zawsze taki narwany?- Jonathan otworzył jej kurtuazyjnie drzwi od strony pasażera.
-Nie wiem co go ugryzło.- skłamała, gdyż dobrze wiedziała, co Booth ma jej za złe.
Seeley ze złości zaciskał dłonie na kierownicy tak mocno że aż kostki mu zbielały, a pedał gazu coraz bardziej zbliżał się do podłogi. Szybka jazda zawsze go odstresowywała, jednak nie tym razem. Cały czas przed oczami miał Temperance i Jonathana zabiegającego o jej względy. Zalewała go gorąca fala zazdrości, skutecznie zaćmiewając zdolność logicznego myślenia. Od samego początku wiedział ze nie polubi tego łapiducha, już sama jego obecność działała na agenta jak czerwona płachta na byka.
Dojechał do miasteczka. Szeryf oraz Brennan razem ze swoim adoratorem zostali daleko w tyle. Postanowił, że zje obiad zanim oni wrócą. Zresztą jego obecność nie była niezbędna przy oględzinach zwłok. Zdecydował, że po obiedzie odbierze raport i dalej zajmie się śledztwem.
Gdy wszedł do knajpki od razu zauważył młodą nauczycielkę historii siedzącą przy tym samym stoliku co wczoraj. Tym razem to on do niej podszedł i z uśmiechem zacytował jej wczorajsze pytanie
-Przepraszam czy mogę się dosiąść? Przez te zawody wędkarskie, nigdzie nie można miejsca znaleźć.
Spojrzała na niego znad książki i od razu się rozpromieniła.
-Oczywiście, proszę.- wskazała ręką miejsce naprzeciw siebie.- Chyba sprowadziłam cię myślami. Miło cię znowu widzieć, Seeley.
-Mi ciebie również- obdarzył ją jednym ze swoich czarujących uśmiechów.- Czy zjesz ze mną obiad?
-Bardzo chętnie.- zgodziła się.
Czas obiadu minął im na miłej pogawędce. Booth zapomniał na chwilę o prowadzonym śledztwie, Jonathanie i bólu głowy.
-Dziękuję ci Seeley za cudownie spędzony czas.- powiedziała w końcu Annie, zbierając się do wyjścia.- Niestety muszę już iść.
-W sumie ja też powinienem się już zbierać- odpowiedział Booth, spoglądając na zegarek.-Obowiązki mnie gonią.
-Rozumiem.- pokiwała głową i nieco posmutniała żałując, że ich spotkanie tak szybko dobiegło końca.
-Słuchaj… Czy byłaby to wielka zbrodnia, gdybym zaprosił cię na kolację dzisiaj wieczorem?- zaproponował jakby odgadując jej myśli.- Tutaj o 20?
Uśmiechnęła się i zgodziła bez zbędnych oporów.
***************************************************************************
Temperance wróciła razem z Jonathanem do miasteczka. Przez całą drogę starała się uważnie go słuchać, jednak jej myśli ciągle zaprzątał Booth. Rozumiała jego rozżalenie, jednak nie myślała, że dorosły facet może zachowywać się w ten sposób. Nie znała go od tej strony.
-Dam grosik za twe myśli- odezwał się Joe, który zaparkował już przed kostnicą i przyglądał się Temp, która wydawała się nie zauważać tego.
-Słucham?- wróciła do rzeczywistości spoglądając na niego.
-Co ci tak zaprząta tą śliczną główkę?- ponowił swoje pytanie w nieco innej formie.- Czyżby ten niepokorny funkcjonarzyna ganiający z naładowaną pukawką i straszący ludzi?
-Jonathan!- ofuknęła go.- Booth jest świetnym agentem i moim przyjacielem. Miejmy nadzieję, że jeszcze nim jest- ostatnie zdanie dodała w myślach.
-Przepraszam. Nie chciałem cię urazić.
-W porządku.- wysiadła z samochodu, nie czekając na jego pomoc.- Zabierajmy się do pracy. Muszę przygotować raport dla Bootha.
***************************************************************************
Booth skończył pracować około godziny 19, wpadł do hotelu, wziął krótki prysznic i się przebrał. Ściągnął opatrunek, żeby obejrzeć swój rozcięty łuk brwiowy. Musiał przyznać Jonathanowi, że bardzo profesjonalnie założył szwy. Rana goiła się całkiem nieźle, jednak niepokoiły go te częste bóle głowy. Właśnie nadeszła kolejna fala tej niedogodności więc szybko łyknął proszki i zaczął zbierać się do wyjścia.
W drzwiach zderzył się z Brennan.
-O! Booth, mam raport dla ciebie.
-Później.- rzucił szybko i wyszedł zostawiając zdumioną Temp samą w pokoju.
W knajpce zjawił się sporo przed czasem. Usiadł przy wolnym stoliku pod oknem. W sumie mógł porozmawiać z Kości, ale nie miał na to najmniejszej ochoty. Powoli docierała do niego ta przykra świadomość, że miała rację mówiąc mu, że nic z tego nie będzie. Że i tak by im nie wyszło. Wygłupił się tylko z tym wczesnym wyjawianiem swoich uczuć. Otworzył przed nią swoje serce myśląc, że ona to doceni. Mylił się… O Boże, jak bardzo się mylił…
-Witaj zamyślony nieznajomy.- usłyszał nagle. Podniósł wzrok i ujrzał uśmiechniętą Annie, ubraną w długą czarną sukienkę i jasny żakiet.
-Przepraszam, czy my się znamy?- podjął tę grę uśmiechając się promiennie.
-Nie, ale bardzo by mi zależało na nawiązaniu znajomości.- roześmiała się.
-Ślicznie wyglądasz- wstał od stolika i odsunął jej krzesło.
-Ty też nie najgorzej.
Zamówili kolację dla siebie. Jedząc opowiadali sobie o swoim życiu, zainteresowaniach, upodobaniach kulinarnych i tym podobnych. Z każdą chwilą poznawali się coraz lepiej.
-Pada- stwierdziła Annie spoglądając przez okno, gdy ich spotkanie dobiegało już końca
-Odwiozę cię- zaproponował Booth.
-Chętnie skorzystam. Dziękuję.
-W takim bądź razie możemy się już zbierać do wyjścia.
Wyszli na zewnątrz. Lało jak z cebra. Booth rozłożył nad nimi swoją kurtkę i podbiegli do jego samochodu. Szybko otworzył drzwi i wpuścił Annie do środka po czym sam obiegł wóz i zasiadł za kierownicą. Uruchomił silnik i ruszył.
-To nawiguj, gdzie mam jechać- zwrócił się do swojej towarzyszki.
Annie w skrócie wytłumaczyła Seeley’owi gdzie ma się kierować. Po niedługim czasie znaleźli się przed jej domem. Zapadła niezręczna cisza.
-Może wejdziesz na kawę?- zaproponowała nieśmiało.
-A wiesz, że z przyjemnością się napiję.
-To zapraszam.- uśmiechnęła się i wysiadła z samochodu. Drogę do drzwi wejściowych pokonali biegiem trzymając się za ręce i śmiejąc się jak dzieci.
W środku Booth pomógł jej ściągnąć przemoczony żakiet. Odwróciła się w jego stronę i spojrzała mu głęboko w te nieziemsko brązowe oczy. Seeley odgarnął jej mokre włosy z czoła. Annie wtuliła twarz w jego silną, ciepłą dłoń.
Może to jest jakieś rozwiązanie- pomyślał i przyciągnął ją do siebie a następnie pocałował. Z początku delikatnie, jednak gdy poczuł że ona pragnie tego samego, pogłębił pocałunek. Annie w przypływie namiętności zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego całym ciałem. Ręce Bootha szybko odnalazły suwak i wyswobodziły ją z sukienki. Jego oczom ukazała się śliczna blondynka o nienagannej figurze ubrana jedynie w skąpy czarny komplecik bielizny. Wziął ją na ręce i między namiętnymi pocałunkami a instrukcjami Annie, gdzie ma iść, zaniósł ją do sypialni. Postawił obok łóżka i pomógł jej z pozbyciem się jego garderoby.
Tej nocy kochali się wiele razy. Powoli, namiętnie poznając swoje ciała centymetr po centymetrze. A potem zasnęli wtuleni w siebie.
Booth’a obudził dzwonek jego telefony. Zapalił lampkę na stoliku nocnym i zaczął przetrząsać poszczególne części swego ubioru w poszukiwaniu źródła dźwięku. Gdy w końcu znalazł komórkę spojrzał na wyświetlacz. Na ekraniku widniał napis Bones i pytanie czy odebrać. Wcisnął guzik z czerwoną słuchawką. Spojrzał na zegarek. Dochodziła trzecia nad ranem.
-Kto dzwonił?- zapytała przebudzona Annie zaspanym głosem.
-Nikt ważny.- odpowiedział jej wracając do łóżka.- Już nie…
Miłego czytanka życzymy i czekamy na Wasze opinie :))
Buziaki
M&A
Oj niedobrze Booth, niedobrze...
Część ekstra, pomysł jeszcze lepszy, ale chociaż sobie zasłużyła to mi sie trochę żal Brennan zrobiło po tym ostatnim zdaniu :(
Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! I kolejny! I Następny! On nie może być z Annie!
Tak naprawdę myślę, że to dobrze że ona została wprowadzona. Booth będzie myślał o Annie, Brennan będzie zazdrosna jak zobaczy ich razem- na co mam olbrzymią nadzieję. Ale miłość nie pozwala tak po prostu o sobie zapomnieć. Więc.... czekam na ciąg dalszy
No i opowiadanie- jak zwykle genialne :)
Oj Booth . . . nikt ważny . . . jak tak można się okłamywać ? Bones . . . nie dostrzegasz skarbu który masz obok siebie ( Na pewno nie Joe). Pozdrawiam ;* I zachęcam was do pisania kolejnej części ;*