PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78150
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

Hej,
z uwagi na fakt, że same się już gubimy w czytaniu tego natłoku historyjek własnych, postanowiłyśmy naszą etiudę wraz z postem-matką, który nas zainspirował do działania umieścić w nowym temacie. Dobra kupa nie jest zła-jak to mówią więc wszystko razem trzymać odtąd będziemy. Miłego czytanka. TO wszystko dla Was!
Czekamy na opinie i wskazówki!
Pozdrówki!!!
M&A

Rokitka

Dlaczego Booth został z Annie;-(
Ja bym ją....(cenzura)....

Rokitka

czytanie Waszej powieści jest jak jedzenie mielonki polanej miodem: solidna treść i dużo słodyczy :

po lekturze zrodziły mi się w mojej chorej głowie następujące pyatnia:
czy Brennan zobaczy w końcu gołe pośladki Bootha w swoim łóżku?
czy może prędzej zobaczy je Cullen?

piegza

Jestem jak zawsze pod wrażeniem ;D No ale może byście COŚ zrobili z tą Annie ? ;D Już sie nie wtrącam co ale "COŚ" ;D Wiecie o co mi chodzi ;D Pozdrawiam i czekam na kolejną część ;*

piegza

hah dobre pytania, przyłączam się do nich xD

Jak ty coś napiszesz to wymiękam po prosty :D

Rokitka

Nieładny Booth... chce mieć dwie dziewczyny! Ale kiedyś nadejdzie czas wyboru. I niech wybierze Brennan!
Cudnie opowiadanko. Jak zwykle z resztą :)

eSKa

tak właśnie nie może mieć dwuch na raz i niech jak najszybciej pojedzie do Brennan!!!

Kaja_Anna_12

kaja_anna_12

racja! on by chciał złapać dwie sroki za ogon! tak nie można!

roene_Alexx

XVII

***************************************************************************
W czasie nieobecności Bootha, Brennan została całkowicie odsunięta od współpracy w sprawach kryminalnych z FBI, zajmując się jedynie pracami zleconymi przez muzeum okręgowe. Praca w Jeffersonian stała się nudna i przewidywalna. Również atmosfera w instytucie była inna niż zwykle. Wszystkim wyraźnie brakowało błyskotliwego agenta-zagadki, który zjawiał się zawsze w najmniej oczekiwanym momencie, wprowadzając tym samym zamęt. Przynajmniej coś się działo, a tak- praca stałą się rutynowym wykonywaniem obowiązków, bez większych rewelacji.
Również dr Brennan wydawała się być inna niż zwykle. Chodziła podenerwowana, bez skrupułów wytykając swym współpracownikom najdrobniejsze uchybienia, nie wdając się w zbędne dyskusje, tym bardziej na tematy niezawodowe. Nawet Angela nie potrafiła do niej dotrzeć, choć były przyjaciółkami.
Tego dnia również nic nie zapowiadało, aby miało wydarzyć się coś szczególnego. Od samego rana zespół zajmował się badaniem szczątków kolejnego żołnierza z czasów wojny secesyjnej i była to standardowa procedura.
Brennan stała skupiona nad fragmentami kości, gdy nagle rozległ się dźwięk jej komórki.
- Brennan, słucham.
- Witaj Temperance...Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem Ci w pracy.- odezwał się dziwnie znajomy męski głos.
- Przepraszam kto...-przerwała, gdy nagle zdała sobie sprawę do kogo należy- S...Sully?- zapytała zdziwiona.
- Miło, że mnie jeszcze kojarzysz-stwierdził żartobliwie.
- Ale...Gdzie Ty właściwie teraz jesteś?
- Zawinąłem właśnie do pobliskiego portu, będę tu przez jakieś czas, więc pomyślałem, że moglibyśmy...Może jakaś kolacja...Dziś. Co ty na to?- zapytał.
Brennan nie wiedziała jak zareagować, co odpowiedzieć. Całkowicie nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji. Telefon Sully'ego całkowicie ją zaskoczył i zdezorientował.
- Hmm...Ja...Nie wiem czy...
- Nie daj się prosić Tempe, nie widzieliśmy się tyle czasu...Mam ci tyle do opowiedzenia.
- W porządku...
- To w takim razie o 20 na mojej łodzi. Przygotuję cos pysznego, nie będziesz żałować- dodał z wyraźnym zachwytem.
-Ok. Do zobaczenia - rzuciła, po czym szybko się rozłączyła.
Nigdy nie myślała o tym, że Sully mógłby wrócić. Nie mogła sobie w żaden sposób wyobrazić tego spotkania. Tym bardziej, że ona i Booth...Po tych wszystkich wydarzeniach między nimi i niejasnej sytuacji uczuciowej... A poza tym nie wiedziała, czego Sully oczekuje po tym spotkaniu. Do czego ono miało prowadzić? Chce tylko porozmawiać, czy znów będzie ją namawiał do wspólnego wyjazdu? Chociaż może byłoby to jakieś wyjście? Rozmyślała tak przez chwilę, po czym wróciła do swych wcześniejszych zajęć, koncentrując swe myśli wyłącznie na pracy. Czas do wieczora upłynął jej niewiarygodnie szybko.

***Przystań ***
Szła powoli, niepewnym krokiem mijając rzędy zacumowanych jachtów. Wreszcie jej oczom ukazał się znajomy widok łodzi Sully'ego, która nadal nosiła jej imię. Sully czekał na nią widocznie już zniecierpliwiony.
- Myślałem już, że mnie wystawiłaś!- przywitał ją z uśmiechem.
- Nie, miałam trochę zajęć...Witaj.
- Nawet nie wiesz jak miło Cię widzieć- podszedł do niej, uścisnął po przyjacielsku i pocałował w policzek.
- Jak tam twój rejs marynarzu?- zażartowała.
- Nie wiesz co straciłaś, ale zaraz ci wszystko opowiem przy kolacji.- oplótł ja ramieniem i weszli razem na pokład.
Podczas kolacji to on był stroną czynną w rozmowie, opowiadając z zapałem o swych licznych morskich przygodach, a ona słuchała w milczeniu. A przynajmniej udawała, że słucha bo jej myśli wciąż krążyły wokół Bootha, który nie dawał znaku życia od ponad tygodnia. Wprawdzie wiedziała gdzie jest i z kim, ale spodziewała się, że przynajmniej zadzwoni, powie jak się czuje lub chociażby zapyta o pracę czy coś. Jednak on cały czas milczał...Widocznie jest mu tam bardzo dobrze. A jeśli w ogóle nie wróci?- rozmyślała.
- Nie uważasz, że to fascynujące?- zapytał podekscytowany Sully?
Nie zareagowała wyraźnie zajęta czymś innym.
- Hej, Temperance! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- zapytał w końcu.
- Tak...Oczywiście, to wspaniałe - skłamała nie mając pojęcia o czym jej towarzysz do niej mówi.
- No, ale nie uważasz, że miałem bardzo dużo szczęścia, w końcu te rekiny...- przerwał zauważając, że myślami znów jest gdzieś daleko.- Ok Tempe, o co chodzi?
Spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale nie odpowiedziała.
- Wyraźnie widzę, że myślami jesteś daleko stąd. Coś nie tak? Jakieś problemy w pracy?
- Nie, skądże...Ja tylko...To był ciężki dzień i...- próbowała wyraźnie uwolnić się od dalszych niewygodnych pytań.
- Jakaś trudna sprawa w FBI? A może Booth znów zalazł ci za skórę? Wiem doskonale, że czasami potrafi być...
- Na razie nie pracujemy razem- przerwała mu.
- Co? Dlaczego? Rozdzielili was?- spytał wyraźnie zaciekawiony.
Nie chciała z nim o tym rozmawiać, ale w końcu uległa.
- Nie, miał wypadek podczas ostatniej sprawy i teraz jest...Musi dojść do siebie.
- Czyli jest tak jakby na urlopie?
- Można tak powiedzieć- odpowiedziała bez entuzjazmu odwracając wzrok.
-No cóż, widzę że nie leży ci najwyraźniej ten urlop Bootha.- podsumował.- A może nie leży ci to z kim on ten urlop spędza?- drążył dalej.
-Natomiast ja widzę, że coś za bardzo interesuje cię moje życie osobiste i wolałabym żebyś nie wściubiał w nie nosa.- odgryzła się i upiła łyk wina.
-Moja droga Tempie, wiem że drzwi do twojego życia osobistego zostały już dawno przede mną zamknięte na wszystkie możliwe spusty. Chodziło mi bardziej o twoje życie zawodowe. I pytam o nie tylko i wyłącznie z czysto przyjacielskiej troski.
-A ja z czysto przyjacielskiej życzliwości odpowiadam ci, że nic niepokojącego się nie dzieje i nie musisz się o mnie martwić.
-W porządku, jak sobie życzysz.- uniósł ręce w geście poddania się.
Reszta wieczoru upłynęła im na niczym nie zobowiązującej rozmowie. Jednak Sully był przekonany, że coś się wydarzyło między Temp a Booth’em i to coś na tyle poważnego, że zmieniło ją diametralnie. Zwykle ich rozmowy były rozmowami a nie monologiem wygłaszanym przez niego. Tak, coś musiało się wydarzyć. Coś niezwykłego i bardzo istotnego dla Brennan.
W drodze do domu znów myślami powróciła do Bootha. Nie zastanawiała się nad tym co sobie pomyśli Sully po ich spotkaniu, bo najwyraźniej wyczuł, że coś się dzieje. W tej chwili jej głowę zaprzątało cos zupełnie innego. Dlaczego się nie odzywasz?- pytała w myślach.
Droga do domu zajęła jej prawie dwie godziny, gdyż jeździła po mieście bez celu, wciąż zastanawiając się nad sytuacją z Booth’em. Od czasu jego wyjazdu nie mogła skupić się na niczym innym. Myślami wciąż była przy nim pomimo tego, iż kompletnie sobie na to nie zasłużył, ale...Nie mogła inaczej. Nawet praca nie dawała jej juz tej satysfakcji co kiedyś, gdyż nie mogła skupić się na tym, co robi. Chwilami bała się nawet, że powoli traci swój profesjonalizm, że w końcu popełni jakiś błąd, co podważy jej autorytet, na który przecież tak ciężko pracowała. Nie mogła sobie na to pozwolić, ale nie mogła także opanować kłębiących się w niej tak skrajnych emocji. Nigdy nie czuła czegoś podobnego, była to dla niej nowa sytuacja z którą jednak będzie musiała sobie w jakiś sposób poradzić...Niestety.
- Weź się w garść Tempe - powiedziała w końcu do siebie, co dodatkowo wzmogło jej niepokój, gdyż ostatnio robiła to coraz częściej.
Kiedy dotarła w końcu do domu z dalszych rozmyślań wyrwał ją dźwięk telefonu. Podbiegła szybko do aparatu w nadziei, że być może to...
- Brennan
- To ja Sully, chciałem tylko się upewnić czy bezpiecznie dotarłaś do domu.
- Oh...Dziękuję, ale mówiłam ci juz przecież, że nic mi nie jest, więc....
- Ok, w porządku. W takim razie dobrej nocy życzę.- zakończył pośpiesznie nie chcąc jeszcze bardziej rozzłościć swej rozmówczyni.
- Dobranoc.- odpowiedziała wyraźnie podenerwowana całą tą sytuacją, po czym odłożyła słuchawkę i usiadła na kanapie. Denerwowała ją ta nadmierna troska wszystkich wokoło, gdyż to świadczyć mogło tylko o tym, iż inni zaczęli zauważać, że dzieje się z nią cos dziwnego. Nigdy nie lubiła uzewnętrzniać swych uczuć, tym bardziej jeśli mogłyby to ujawnić oznakę jej słabości, więc teraz, kiedy przegrywała w walce z własnymi emocjami czuła się wyjątkowo bezsilna. I musiała to w końcu przyznać, przynajmniej przed sobą...Brakowało jej Bootha, brakowało jak nigdy wcześniej. Tym bardziej teraz, kiedy nie dawał znaku życia i kiedy wiedziała, że nie jest sam. Ta ostatnia kwestia budziła w niej największą obawę. Obawę, że Annie jej go odbierze, że on juz do niej nie wróci, że będzie czuła się wtedy jeszcze bardziej rozbita, że wszystko zmieni się diametralnie. Jej oczy zaczęły napełniać się łzami. Siedziała nieruchomo wpatrzona w ścianę, tocząc walkę z tymi wszystkimi obawami, nie wiedząc co z tym właściwie zrobić. W końcu zasnęła.
Rano obudziła się zziębnięta na kanapie w salonie z dziwnym bólem karku. Postanowiła, że nie będzie się juz nad sobą użalać, weźmie się w garść i naprawi nadszarpnięty wizerunek w pracy.
Wzięła prysznic, wypiła szybką kawę i pojechała do instytutu.
Gdy dotarła na miejsce, na wejściu przywitała ją Angela z informacją, iż wykonała juz dla niej rekonstrukcje, o które prosiła wczoraj i że w gabinecie czeka na nią przesyłka.
- Dzięki Ange - odpowiedziała- A co to za przesyłka?
- Sama zobacz - odparła z tajemniczym uśmiechem, widząc iż jej przyjaciółka wreszcie powoli wraca do siebie. Po czym obie udały się w kierunku gabinetu Brennan.
Gdy przekroczyły próg, wzrok Tempe przykuł stojący na jej biurku śliczny bukiet kwiatów. Spojrzała pytająco na Angelę, a ta odpowiedziała jej szerokim uśmiechem.
- Od kogo...
- W środku jest bilecik- nie wytrzymała Angela, czekając aż przyjaciółka podzieli się z nią informacją o tajemniczym nadawcy.
Tempe sięgnęła po karteczkę dołączona do bukietu.
" Przepraszam za swą dociekliwość. Mam nadzieję, że choć trochę poprawią Ci humor.
Całuję, Sully" .-Brennan czytała bilecik w milczeniu, uśmiechając się lekko.
- No i? Cóż to za tajemniczy wielbiciel?- zapytała wyraźnie zniecierpliwiona Ange, spoglądając na nią znacząco.
- To....
- Ja! -odpowiedział jej za plecami męski głos. Angela odwróciła się gwałtownie, nie mogąc ukryć zdziwienia na widok stojącego w drzwiach mężczyzny.
- Sully...-wykrztusiła wyraźnie nie wiedząc co powinna jeszcze powiedzieć.- Miło cię.... Ale niespodzianka!- dodała, spoglądając na przemian na niego i Tempe trzymająca jeszcze bilecik w dłoni.
- Witaj Angela!- przywitał ją z uśmiechem. Odpowiedziała mu tym samym, po czym zaczęła się wycofywać w kierunku wyjścia.
- Ok to ja pójdę sprawdzić czy Hodgins skończył już...-wyszła nie dokańczając.
- Dziękuję za kwiaty, są...
- Może i niepraktyczne, ale podobno kobiety je lubią-wtrącił Sully. Brennan uśmiechnęła się.
- Nie to dokładnie miałam na myśli. Są naprawdę piękne, dziękuję.
- Czyli mój plan nie zawiódł, jak widzę dziś humor bardziej ci dopisuje, a to znaczy, że lepiej się juz czujesz.- wygłosił wyraźnie zadowolony z siebie.
- Tak, ale....Wolałabym juz o tym nie rozmawiać.-dodała.
- Ok, w porządku, ale za to nie możesz odmówić mi wspólnego obiadu, aby zatrzeć jakoś to wczorajsze wrażenie..- nie dawał za wygraną.
- Wybacz, ale mam...- próbowała się wykręcić.
- Żadne ale...Wpadnę po ciebie w południe . To do zobaczenia!- pomachał jej z uśmiechem i szybko wyszedł z gabinetu. Nie zdążyła nawet odpowiednio zareagować. Zaskoczyła ja ta niespodziewana wizyta, ale jednocześnie dała nadzieję na to, że może dzisiejszy dzień będzie w końcu lepszy od pozostałych i wyrwie ją z tej beznadziejności, w której obecnie tkwiła. Uśmiechnęła się i poszła do reszty zespołu zająć się kolejnymi szczątkami.
- Dlaczego wcześniej nie wspomniałaś, że twój były wrócił?- zagadnęła w końcu Angela.
- Sama dowiedziałam się dopiero wczoraj, zresztą to bez znaczenia.
- Bez znaczenia? Kochanie, o czym ty do mnie mówisz?! Heej… pobudka, to Sully, on wrócił, do ciebie, nie rozumiesz tego?- próbowała coś uświadomić koleżance, choć z marnym skutkiem.
- Wrócił, aby spędzić święta z rodziną, później prawdopodobnie wyruszy w dalszy rejs.- zwróciła się do Ange, która wyraźnie oczekiwała innej odpowiedzi. - A poza tym teraz jesteśmy tylko przyjaciółmi, nic więcej.- dodała.
- Ale po tym wszystkim, co było miedzy wami...-kontynuowała Angela.
- Wybacz Ange, ale wolałabym o tym nie rozmawiać, a poza tym mamy dziś bardzo dużo pracy, więc powinniśmy skupić nasza uwagę nad dalszymi badaniami.
- W porządku -dotknęła jej ramienia w geście wsparcia i odeszła.
Dr Brennan zajęła się natomiast składaniem kolejnego szkieletu.
Około południa zjawił się Sully.
- Hej, gotowa?
- Dokończę jeszcze to....i możemy iść- odparła, nie odrywając się od pracy.
- Jak zawsze zajęta- dodał z lekkim uśmiechem, spoglądając w kierunku pozostałych równie pochłoniętych pracą zezulców.
- Ok, gotowe. Możemy iść, wezmę tylko żakiet- mówiąc to odeszła od stołu i skierowała się w kierunku gabinetu. Po chwili wychodzili już razem na obiad.
- Myślisz, że oni znów....tego, no wiesz...-rzekł Hodgins do stojącej obok Angeli, jednocześnie bacznie obserwując wychodzących.
- Myślę, że to juz nieaktualne- odparła Ange.
- Przecież nie ma nikogo nowego, więc....A może to tylko ja nie jestem na bieżąco, no dalej Ange- próbował wydobyć cokolwiek.
- Nic ze mnie nie wyciągniesz, zresztą gdybyś choć trochę logicznie pomyślał to nie musiałbyś...Chociaż nie, to niemożliwe, bo w końcu jesteś mężczyzną- odparła z ironicznym uśmieszkiem.
- Wow...Chciałaś przez to powiedzieć, że bycie mężczyzna pozbawia mnie zdolności logicznego myślenia?- zbulwersował się nieco.
- W pewnych kwestiach tak...Ale spokojnie kochanie, pocieszające jest to, iż nie tylko ty masz z tym problem- posłała mu czarujący uśmiech, musnęła dłonią po policzku i odeszła do swoich zajęć.
Hodgins natomiast stał jeszcze przez chwilę, próbując zrozumieć co dokładnie miała na myśli. Po chwili namysłu stwierdził jednak, że to jakaś niezrozumiała, wyższa kobieca filozofia, której nie warto nawet próbować rozgryźć, bo i tak nic z tego nie wyjdzie.
- Juz bardziej rozumiem swoje robaki- zaśmiał się pod nosem.
- Wszystko słyszałam! - zawołała do niego z daleka Angela, rzucając jednocześnie groźne spojrzenie. Tak naprawdę nie chciała, aby życie prywatne jej przyjaciółki stało się tematem rozmów w laboratorium, dlatego tez zbyła Jack'a, aby dalej tego nie drążyć. Sama jednak martwiła się tym co dzieje się z Temperance. Powiązała ze sobą kilka faktów i teraz była już pewna, że jej przyjaciółka wpadła po uszy , i że to jej dziwne zachowanie ostatnimi czasy spowodowało coś, a raczej ktoś, kogo doskonale znała z imienia i nazwiska-Agent specjalny Seeley Booth. I dopóki ten osobnik nie zjawi się tutaj z powrotem, to nawet Sully w niczym jej nie pomoże. Westchnęła, odwracając się w kierunku wejścia.
- O mój Boże!- wykrzyknęła na widok męskiej sylwetki przekraczającej próg laboratorium, nie wierząc własnym oczom.

***************************************************************************
Z życzeniami pozytywnych wrażeń ;)
M&A

marlen_3

Błagam!! Niech on się dowie, że Brennan wyszła z Sullym i jak wrócą do laboratorium to skopie mu tyłek!
Nie no przesadzam. Ale mogliby wrócić do laboratorium, a tam Booth rozmawiałby z Angelą i wywiązałaby się rozmowa z Brennan i Sullym. Brennan czułaby się niezręcznie, a Sully zorientowałby się że ona kocha Bootha, a Booth że jej na nim zależy...

Wprost nie mogę doczekać się jutra i kolejnej części!!

eSKa

zgadzam się i proszę żeby agent Boof i dr Temperance Brennan Byli razem i żeby Sully i Annie .....
No sami wiecie o czym muwie ....
prosze tylko o tragiczny wypadek albo krwawą miazgę to nie tak dużo ....


Kaja_Anna_12

eSKa

No możemy się jedynie domyślać czyja była ta męska sylwetka ;D Pozdrawiam ;*

marlen_3

widzę, że zostałyście zepchnięte na drugi plan na razie... :p
świetnie :p
tyle się u was dzieje...
potraficie zamącić xD

ala_bala2

Mamy tylko nadzieję, że nie zepchniecie nas na trzeci plan albo co najgorsze przestaniecie nas wogóle czytać :/
Pozdrófffffka
M&A

XVIII

***************************************************************************
- Spokojnie Ange, wiem że jestem tu niezastąpiony. A poza tym zabójczo przystojny i zapewne bardzo za mną tęskniliście, ale żeby tak od razu Boże? Chociaż z antropologicznego punktu wiedzenia- ciągnął dalej naśladując Bones- W niektórych plemionach mógłbym zostać uznany za Boga. A nawet i za cały Panteon.-roześmiał się.- Nie spodziewałem się aż tak wylewnego powitania, ciekawe co na to Hodgins- kontynuował nie mogąc się powstrzymać Booth. Angela stała jak wryta.
- Wszystko w porządku-zapytał w końcu Seeley- Jesteś jakaś....dziwna.
- Właśnie myślę o milionie baksów wpływającym na moje konto- odparła. Booth nie rozumiejąc co ma na myśli, zmarszczył brwi robiąc dziwnie zastanawiającą minę i nie przestając jej się uważnie przyglądać. Stała jakaś rozmarzona i mówiła mniej niż zwykle, co nasuwało dziwne obawy.
- Siła umysłu- wykrztusiła w końcu- Potęga podświadomości, to naprawdę działa!- dodała z zachwytem w głosie.
Booth nadal miał wrażenie jakby mówiła do niego po chińsku, a na jego twarzy pojawiały się coraz to nowe oznaki pogłębiającego się zdziwienia. W tym momencie podszedł do niego Hodgins.
- Hej Booth, witaj z powrotem!- zawołał poklepując go po plecach.
- Hej! Czy z nią wszystko w porządku?- wskazał Seeley palcem na Angelę.
- Cóż, szczerze mówiąc sam się nad tym rano zastanawiałem...Może to "te dni"?- obaj zaśmiali się. W końcu zjawił się tez Zack.
- Witam agencie Booth-rzucił na powitanie. Booth tylko skinął głową w jego kierunku.
-Co was tak śmieszy?- zapytał w końcu asystent Brennan, widząc ich wyraźnie rozbawionych. Zerknęli na niego i roześmiali się jeszcze bardziej.
- Jak dzieci- skomentowała Angela, powracając do rzeczywistości.- I tak nic z tego nie zrozumiecie, więc daruję sobie wszelkie tłumaczenia. Witaj!- podeszła do Bootha i obdarzyła powitalnym uściskiem.
- Teraz rozumiem, to z tęsknoty za mną- wybełkotał żartobliwie Seeley, napotykając złowrogie spojrzenie zazdrosnego Hodgins’a..- Spokojnie, tylko żartowałem-dodał.- Ale przyznajcie, że brakowało wam mojego towarzystwa przez cały ten czas-kontynuował ze swym słynnym juz wyrazem zadowolenia na twarzy.
- Na pewno nie tak bardzo nam, jak....-powstrzymała sie Angela, widząc spojrzenie jakim obdarzył ją Hodgins. Chyba w końcu zrozumiał co miała na myśli w ich porannej rozmowie.
- Jak komu?- dopytywał się Seeley.
- Musisz pytać? Chyba powinieneś to wiedzieć- rzuciła mu Ange, sprawiając że jego mina straciła już ironiczno- żartobliwy wyraz. Chociaż ucieszył się w duchu na samą myśl, iż faktycznie Tempe mogła za nim choć trochę tęsknić.
Zapadła chwila niezręcznej ciszy. Zack i Hodgins wycofali się, powracając do wcześniejszych zajęć, została tylko Angela.
- Bones...Jest u siebie?- zapytał wreszcie Booth.
- Nie wyszła na obiad- odpowiedziała nie patrząc na niego co wskazywało wyraźnie na to, że cos jest nie tak.
- Bones, na obiad? Sama? Przecież nigdy tego nie robi...- nie ukrywał swego zdziwienia.
- Nie, nie sama...Właśnie, chyba powinieneś wiedzieć, że...- nie wiedziała czy powinna mu o tym mówić.
- Że co?- domagał się jednak odpowiedzi.
- Sully wrócił i...i wyszli razem- wydusiła w końcu.
- Oh -zdołał jedynie wykrztusić. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewał. To diametralnie zmieniało postać rzeczy. - Wrócił tak? Na długo?- próbował się dowiedzieć czegoś więcej. Na jego twarzy nie gościł juz ten sam uśmiech, z którym witał ich jeszcze niedawno.
- Podobno wrócił na święta, ale jak to będzie...- nie dokończyła widząc, że nie takiej odpowiedzi się spodziewał- Nic więcej nie wiem, ale nie martw się ona nie...
- Nieważne- nie dał jej dokończyć. Motyw Brennan i Sully'ego był ostatnią rzeczą, o której chciałby w tej chwili rozmawiać.- Chciałem się tylko przywitać, w razie czego będę u siebie-dodał obracając się na pięcie i podążając w kierunku wyjścia.
- Ale Booth! Mam przekazać jej, że...- nie zdołała dokończyć, gdyż pomachał jej tylko ręką i zniknął za drzwiami.
-Biedak- pomyślała odwracając się i odchodząc w kierunku reszty zespołu.

***************************************************************************
Booth wsiadł do samochodu trzaskając drzwiami ze złości. - Po co on tu wrócił do cholery?- pytał w myślach. Był niemalże pewien, że Sully wykorzysta fakt żałoby Brennan po śmierci Jonathana, aby się do niej zbliżyć, no i sam fakt, iż byli kiedyś parą...A ona padnie w jego ramiona, aby się pocieszyć i będą żyli długo i szczęśliwie. Piękny obrazek, tylko całkowicie nie pasujący do jego scenariusza. Ale czego on się spodziewał? Że gdy spędzał urlop z inna kobietą, ona cały czas będzie czekała na jego powrót, nie przestając o nim myśleć? Że teraz rzuci mu się na szyję, kiedy tylko go zobaczy? To przecież nierealne.
Przekręcił kluczyk w stacyjce, zacisnął ze złością ręce na kierownicy i ruszył z impetem do swego domu.

Tymczasem w restauracji Brennan spędzała czas w towarzystwie Sully'ego. Rozmowa wyraźnie się nie kleiła, a ona jadła w pośpiechu, chcąc najwyraźniej mieć jak najszybciej z głowy całe to spotkanie i móc wrócić do laboratorium.
- Nie spiesz się tak bo w końcu się zakrztusisz albo dostaniesz niestrawności.- nie wytrzymał w końcu Sully. Spojrzała na niego speszona tym, iż zauważył jej pospiech.
- Zrozum mam dużo pracy, dlatego powinnam jak najszybciej-próbowała się tłumaczyć, jednak niezbyt dobrze jej to wychodziło.
- Kości nie zając- zażartował w końcu. Uśmiechnęła się.
- Taką chcę cię widzieć- dodał po chwili. Spojrzała na niego wymownie.
- Sully -westchnęła- wiem, że...Że kiedyś było coś między nami, ale...Od czasu twojego wyjazdu upłynęło dużo czasu i wiele rzeczy się zmieniło, tak więc...- przerwała, bo nie wiedziała co tak dokładnie chciałaby mu powiedzieć. Spojrzał w jej pełne smutku oczy, ujął jej dłoń w swoją.
- Tempie, rozumiem. Wiem, że wtedy nie powinienem stawiać przed tobą takiego ultimatum. Nie powinienem także zostawiać cię samej. To nie było fair, dlatego też doskonale rozumiem, że możesz mieć do mnie żal.- mówił ściszonym głosem.
- Ale ja nie mam do ciebie żalu, to ja nie chciałam wyjeżdżać. Jednak nie o to chodzi...Ja po prostu nie chcę juz wracać do tego co było, nie mogę...Zbyt wiele się wydarzyło....
Patrzył na nią z uwagą i powoli chyba docierało do niego co chce mu powiedzieć...Choć jego towarzyszka nie mówiła mu niczego wprost. A poza tym jej reakcja podczas wczorajszej kolacji na wzmiankę o urlopie Bootha. Wszystko jasne- pomyślał.
- Nie martw się, kiedyś wróci z tego urlopu- powiedział w końcu wiedząc, że i tak jest na straconej pozycji i nie ma większych szans na odbudowanie tego co miedzy nimi było. Spojrzała na niego ze zdziwieniem chcąc jakoś zareagować.- Nie musisz nic mówić- dodał jednak szybko. -Prawdziwy szczęściarz z niego-uśmiechnął się do niej widząc, że słowa więzną jej w gardle a oczy napełniają się łzami.- Będzie ok, Booth to porządny facet.-dorzucił na koniec nie wierząc, że wypowiedział te słowa.
-Dzięki za dodanie otuchy, ale uważam, że to zbyteczne.- Brennan skończyła jeść i odłożyła sztućce na talerz.- Muszę już wracać.- spojrzała wymownie na zegarek.- Jeszcze raz dzięki za obiad i rozmowę.
Wyszła pośpiesznie z restauracji. Nie miała najmniejszego zamiaru rozmawiać z Sally’m o swoich uczuciach. A już na pewno nie o uczuciach do Bootha. Nie chciała się do nich przyznać. Spychała je w podświadomości na najdalszy plan. Wszystkich których kochała prędzej czy później od niej odchodzili, opuszczali zostawiając ją samej sobie. Pragnęła kochać i być kochaną, jednak bała się tego tak bardzo, że była zdolna się poświęcić i zrezygnować z miłości. Gdy szła tak zamyślona mijając witryny pobliskich sklepów, zatrzymała się przed jedną z nich. Jej uwagę przyciągnęła pięknie przybrana choinka ze stosem prezentów pod spodem. Bardzo przypominała tą, którą zorganizował dla niej Booth rok temu, gdy jej ojciec był jeszcze w więzieniu. Pamiętała dokładnie co wtedy czuła, jak wiele znaczył dla niej ten gest. Stała tak jeszcze przez chwilę, po czym odwróciła się i poszła dalej.
-On wrócił.- przywitała ją Angela, gdy tylko stanęła w drzwiach swojego gabinetu.
-Kto?- zapytała udając, że nie rozumie.
-No Booth, skarbie.- wyjaśniła cierpliwie przyjaciółka przyglądając się jej uważnie.
-Aha. Co tam u niego?- Brennan udawała obojętną, przekładając dokumenty na biurku.
-Chyba ma się dobrze. Zresztą sama go zapytaj. Pojechał do domu. Zadzwoń do niego.- doradziła
-Nie teraz Ange. Mam dużo pracy.- próbowała się wykręcić.
-Jak chcesz.- kobieta wzruszyła ramionami.- Prędzej czy później i tak się spotkacie.
Wyszła zostawiając Brennan samą. Ta cicho westchnęła i wróciła do pracy.

***************************************************************************
Następnego dnia rano jako pierwsza pojawiła się w instytucie. Nie mogła spać w nocy i zerwała się z łóżka skoro świt. Myślała wciąż o tym co powiedziała jej Angela wczoraj. Tak, prędzej czy później się spotkają i będą musieli porozmawiać. Tylko, że ona nie bardzo wiedziała co ma mu powiedzieć, jak się zachować. Nie mogła mu mieć za złe, ze w końcu zaczął układać sobie życie. Jednak bardzo niewygodną stała się dla niej myśl, że robi to właśnie z inną kobietą. Była zazdrosna, owszem, ale to ona przecież go odrzuciła. Postanowiła, że nie będzie wtrącać się w jego życie prywatne choćby niewiadomo co.
Mijały kolejne godziny a Booth nie zjawiał się w Instytucie. Zaczynało ją to trochę drażnić. Czyżby specjalnie jej unikał?
-Hej Bones.- usłyszała w końcu znajomy głos. Odwróciła się powoli i ujrzała uśmiechniętego od ucha do ucha Bootha.
-Ćwiczysz przed występem w reklamie pasty do zębów, że się tak szczerzysz?- zapytała zrzędliwie, jednak po chwili na jej twarz również wpłynął uśmiech.- Witaj w domu.-Podeszła do niego i przytuliła.
Booth nie spodziewał się tak wylewnego powitania. Z radością uściskał Brennan. Jednak gdy tylko wyswobodzili się z objęcia zarobił silnego kuksańca w ramię.
-Dlaczego się nie odzywałeś przez tyle czasu?- zapytała z wyrzutem.
-To bolało...- wystękał pocierając miejsce w które otrzymał cios.- Będę miał siniaka.
-Zaraz będziesz miał ich więcej.- pogroziła mu.
-Dobra, dobra. Poddaję się- uniósł ręce.- Wszystko ci opowiem tylko mnie więcej nie bij.A zupa wcale za słona nie była.- zażartował.
-Nie rozumiem. Jaka zupa?- zapytała zdezorientowana.
Booth machnął tylko ręką.
-Bones, kiedy ty w końcu staniesz się człowiekiem?
Spojrzała na niego z udawaną złością.
-No nie patrz tak na mnie. Żartowałem tylko.- bronił się Booth.- Pójdziemy coś zjeść?
-Zupę?
-Niekoniecznie. Mogą być nawet robaki Hodgins’a... Chociaż nie, to nie jest najlepszy pomysł- skrzywił się.
-Dlaczego? Między innymi w Afryce i Ameryce Południowej takie stworzenia są prawdziwym rarytasem.
-Bones... proszę...- na jego twarzy pojawił się grymas obrzydzenia. Wiedziała doskonale, iż oznacza to, że znów odwołała się do niewłaściwego przykładu. Powstrzymała się wiec od dalszych komentarzy i wyszli razem na obiad.
- Więc? - zaczęła w końcu Brennan, przerzucając widelcem jedzenie na swym talerzu.
- Co?- zapytał zdziwiony.
- Jak to co? Juz zapomniałeś? Jeszcze przed chwilą obiecałeś mi, że wytłumaczysz się z tego swojego milczenia. Czyżbyś nagle się z tego wycofał? Zapadła chwila ciszy.- A może po prostu jest coś, o czym nie chcesz mi powiedzieć -nie dawała za wygraną- Ok, jeśli tak to zrozumiem, w porządku, tylko nie każ mi wszystkiego się domyślać, po prostu normalnie mi to powiedz.- mówiła dużo, gdyż podświadomie bała się jego odpowiedzi.
Booth natomiast ze smakiem wcinał swój stek, zastanawiając się kiedy ona w końcu powie mu o powrocie Sullivana. O ile w ogóle mu o tym powie. No właśnie, jeżeli tego nie zrobi, to czemu właściwie on miałby jej cokolwiek opowiadać- zastanawiał się w milczeniu.
- Czyli wychodzi na to, że teraz w ogóle się do mnie nie odezwiesz?- kontynuowała.- Jeśli znowu powiedziałam cos nie tak, to…
- Bones…-przerwał jej.- Powiem ci co tylko będziesz chciała, ale daj mi najpierw w spokoju zjeść obiad, ok.?
Zastanowiła się przez chwilę wpatrując w swojego towarzysza.
- Ok.- odpowiedziała zajmując się w końcu swoja sałatką.
Oboje w milczeniu spożywali zamówione przez siebie dania, spoglądając ukradkiem w swoja stronę od czasu do czasu. Skończyli niemalże równocześnie. Bones wytarła usta serwetką, upiła łyk wody, po czym wygodnie oparła się na krześle w oczekiwaniu na obiecane wyjaśnienia. Przyglądała się uważnie swemu partnerowi. Urlop wyraźnie mu posłużył, wydawał się być wypoczęty i…Ogólnie wyglądał o niebo lepiej niż w chwili, gdy wypisywali go ze szpitala.
Booth podnosząc wzrok znad talerza ujrzał swa partnerkę śledzącą z uwagą z uwagą każdy jego ruch. - Od czego by tu zacząć? - pomyślał.- Co ja właściwie powinienem jej teraz powiedzieć- rozważał.
- No więc…- wydusił z siebie w końcu.- W sumie to nie odzywałem się , bo…Bo nie chciałem wam przeszkadzać w pracy i w ogóle…- próbował jakoś zbyć Tempe, aby w końcu dała mu spokój z niewygodnymi pytaniami. Nie chciał z nią rozmawiać o pobycie u Annie, a już na pewno nie o tym, że już nie są razem. Jednak jego odpowiedź wyraźnie nie usatysfakcjonowała rozmówczyni.
- A nie pomyślałeś, że martwiliśmy się o ciebie przez cały ten czas? Przeszedłeś poważny uraz głowy, więc to normalna reakcja z naszej strony. – pochyliła się w jego stronę kierując jednocześnie pełne troski spojrzenie.-Mogłeś chociaż dać nam znać, że wszystko jest w porządku- powiedziała z wyraźnym wyrzutem w głosie.
- Ale jak widać jestem cały i zdrów więc…-uśmiechnął się próbując jakoś załagodzić sytuację.
- To cię nie tłumaczy- wypowiedziała nadal wyraźnie bocząc się na niego.- A Może byłeś zbyt zaabsorbowany…innymi sprawami? –rzuciła w końcu uśmiechając się wymownie. Sama nie wiedziała czemu zadała mu to pytanie i co chciała przez to osiągnąć.
- A może nie chciałem przeszkadzać tobie w zajmowaniu się ….innymi sprawami- odgryzł się wyraźnie akcentując końcówkę zdania.
Spojrzała na niego pytająco próbując rozgryźć do czego zmierza. On również przyglądał się jej z uwagą, czekając kiedy w końcu powie mu o powrocie swojego byłego. Nie wytrzymał jednak, musiał zapytać.- Tylko jak to zrobić, żeby nie ujawnić zżerającej go zazdrości -myślał.
- A co tam u Sully’ego?- wyrwało mu się jednak mimowolnie. Temperance wyraźnie zaskoczyło to pytanie. Skąd mógł wiedzieć o jego powrocie?
- U Sully’ego?- zapytała z udawanym zdziwieniem.
- Słyszałem, że wrócił i…- urwał nie wiedząc czy powinien dalej drążyć ten temat.
- A więc do tego pijesz…- wydusiła w końcu ciesząc się w duchu z reakcji Seeley’a, gdyż wyczuwała w niej nutkę zazdrości. – Sully wrócił raptem dwa dni temu, chce spędzić święta z rodziną.-dodała wyraźnie czekając na dalszy rozwój wypadków.
- Pewnie znudziła mu się już ta zabawa w marynarza, albo piraci go pogonili, więc teraz poszuka sobie nowej rozrywki na lądzie- zażartował, nie mogąc się powstrzymać.- Ale są w tym same plusy, teraz nic nie stoi wam na przeszkodzie abyście…- przerwał, gdyż po minie Brennan zrozumiał, że jednak zagalopował się z tą wypowiedzią. – Przepraszam, to nie moja sprawa-dodał jednak skruszony.
- Racja, ja nie wypytuję o szczegóły twojego turnusu rekonwalescencyjnego.-odparła.
Oboje zamilkli zastanawiając się nad swoimi reakcjami oraz nad sensem prowadzenia dalszej dyskusji. Siedzieli tak przez dłuższą chwilę przyglądając się sobie nawzajem i podziwiając widok za oknem od czasu do czasu.
- A co tam w pracy…ciekawego?- próbował ożywić nieco atmosferę Booth.
- Kończymy identyfikację ofiar z czasów wojny secesyjnej. W sumie to nie robimy nic innego od czasu twojego wyjazdu, więc może teraz w końcu coś się zmieni.- uśmiechnęła się.
- Po świętach na pewno przydzielą nam jakąś nowa sprawę, wiec znów będziemy ganiać za bandytami- zażartował, wyraźnie rozluźniając napiętą atmosferę.
- Zapewne spędzisz je z Parkerem jak co roku?- zapytała, ale nie odpowiedział, tylko wyraźnie posmutniał.
- …Święta- dodała sądząc, iż jej pytanie zostało wyrwane z kontekstu.
- Tak, wiem Bones, tylko…mam tylko nadzieję, że Rebeka znów nie wymyśli jakiegoś śmiesznego wyjazdu, co byłoby w jej stylu…-wyraźnie nie pasowała mu taka opcja.- A ty masz wreszcie szansę na pierwsze prawdziwie rodzinne święta…- Zmienił nieco kierunek rozmowy.- Z choinką i już nie w więziennej przyczepie…-ciągnął dalej.
-Nie…-przerwała mu.- Ojciec spędza święta z Russem i jego nową rodziną na Florydzie, a ja….Jadę na misję do Afryki, będę pomagała w identyfikacji ofiar epidemii malarii sprzed kilku lat.
- Nie, Bones…-skrzywił się wyraźnie usłyszawszy odpowiedź Tempe.- Myślałem, że dotarło już do Ciebie na czym polega idea świąt..- pochylił się ku niej i ściszył nieco głos.- Spędza się je w domu, z rodziną rozumiesz? Z r-o-d-z-i-n-ą- przeliterował dodatkowo. – A nie samotnie, gdzieś na drugim końcu świata. Nie o to w tym wszystkim chodzi.- próbował jej jakoś uświadomić.
Temperance popatrzyła mu tylko w oczy, wyobrażając sobie jego wspólne święta z Parkerem i z …Annie. Wyraźnie zasmuciła ją ta myśl.
- Znasz moje zdanie na ten temat- ocknęła się wreszcie odpowiadając.
- Bones, Bones…- pokręcił tylko głową widząc, że jego partnerka jest oporna na wszelkie reformy, więc nic wielkiego nie zdziała. Uśmiechnęła się do niego tylko wzruszając ramionami.

***************************************************************************

Made by M&A ;)

marlen_3

hejka

uważam że Boof i Brennan powinni się pogodzić jeszcze na tym obiedzie i resztę dnia spędzić z sobą zadowoleni z siebie

Kaja_Anna12

kaja_anna_12

Właśnie, że jest świetnie. Spędzą ze sobą święta? Ostatnio się właśnie zastanawiałam nad tym co mogło by się dziać, prezenty, te sprawy :)

andzia_45

Święta razem... ciekawa propozycja. I podobał mi się ten tekst z rodziną. Bo w końcu to on jest jej rodziną, bo "jest więcej niż jeden rodzaj rodziny". (2x11)

I cieszy mnie, że już nie jest z Annie
:)

marlen_3

cudo.
Podoba mi się ich rozmowa.
Taka... ich.
Tzn. W ich stylu.
atmosferka, ach ;P

marlen_3

ja chcę seksuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu
Brennan z Boothem, czy wam to coś mówi?????????
wpakujcie ich do łóżka, potem niech się kłócą, potem znowu do wyrka, potem znowu kłótnia :)
nie, żartuję, mam dołka
:I

świetne, wyczuwam nutkę Sienkiewicza, ciutkę Prusa, gram Tokarczuk i posypkę z Makuszyńskiego ;)

piegza

A teraz Piegża uważaj bo pojedziem Kingiem i Szymborską, no ewentualnie jeszcze Mickiewicza się trochę doda bo Norwid już nam się znudził... :D
Pozdrófffffka
M&A

p.s. Ludzie, co tu tak smutnawo? Zróbcie tu jakiś hałas :D

Rokitka

ja bym z chęcią zrobiła "rozróbę" ale niestety nie umiem śpiewać tak jak Brennan więc... i jak część osób na forum mam depresję po sławnym odcinku...
czekam na jakiekolwiek scenariusze... bo zwariuję... ale będzie dobrze :D musi być!!! a tak poza tym to bardzo podobają mi się wasze scenariusze!!!

Rokitka

...trochę Dody...nie Szymborskiej jakiejś

Snem było życieeeeeeeeeeeeee, dopóki ty

nie pojawiłeeeeeeeeeeeeeeeeeś się wtedy w nim,

obudzić chcęęęęęęęęęęęęęęę się wreszci lecz

nie jestem pewnaaaaaaaaaaaaaaaaaaa czy coś taaaaaaaaaaaaaam

piegza

A kto to jest DODA? :D
DODA albo nie DODA następnej części opowiadanka ;)))
Nie martwcie się. Mimo nękających mnie zaliczeń, bo Marlen to tam ściemę wali,że się uczy gdyż zdolne zwierze z niej i umie wszystko, DODAmy jutro kolejną część ;)

Rokitka

Rokitka, obydwa ktosie, które piszą taką powieść kryminalno - psychologiczno - kościstą, są uzdolnione i to bardzo !!!!!

DODAjcie koniecznie, szczekać będziem nieodzownie


bosze, jaki ten koniak pomocny...

marlen_3

*&^%%%^$$$%$^%^*&&^&$%$##@%&&&^^&^&^^&^&%%!#@^&()(*&^%$^&* Kabum!! tytwe! aFGSGFA! Agfhaghga! Aqwa! Wystarczy wam taki hałas? Scenariusze są świetne! 1000 razy lepsze od ostatniego odcinka bones.... Depresja!!! Pomocy!!!

Bea_przerwa_Alex

XIX

***************************************************************************
Mijały kolejne dni. Święta zbliżały się wielkimi krokami. Na świecie panowała wszechobecna radość. Nawet w Instytucie Jeffersona jego pracownicy porozwieszali ozdoby bożonarodzeniowe. Zapachy odczynników mieszały się z zapachem świerku. Angela i Hodgins całowali się pod każdą jemiołą, jaką tylko spotkali na swojej drodze. Był to efekt zamierzony gdyż rozwiesili ją wszędzie gdzie tylko się dało. Jednak świąteczna radość nie udzieliła się Booth’owi i Brennan. On chodził wściekły i smutny zarazem bo miał spędzić pierwsze święta od jakiegoś czasu sam, bez Parkera, a Brennan w ogóle nie dopuszczała do siebie myśli o Bożym Narodzeniu z wiadomych względów. Nie cieszył ja nawet wyjazd do Afryki. A robiła tak przecież co roku. Co roku wyjeżdżała do pracy skutecznie zabijając ducha świąt.
W końcu nadszedł dzień Wigilii. Tuż po pracy, która trwała krócej niż zazwyczaj ekipa zezulców urządziła sobie wspólną, skromną kolację po której, wymieniali się prezentami składając sobie nawzajem życzenia. Booth także był na nią zaproszony, jednak w ostatniej chwili otrzymał telefon od Rebecki, że jej obecny narzeczony miał wypadek i że jest teraz w szpitalu więc nici z ich wspólnego wyjazdu na narty do Aspen. Seeley miał zabrać Parkera do siebie, co go niezmiernie ucieszyło.
Gdy już wszyscy wyszli Brennan zabrała swoje rzeczy, gdyż zaraz po świątecznym spotkaniu miała jechać na lotnisko. Na dworze padał śnieg, który ze zwykłej zadymki zaczął przechodzić w regularną zamieć. Z trudem dojechała do miejsca przeznaczenia, jednak gdy już tam się znalazła okazało się, że loty wszystkich samolotów zostały odwołane ze względu na niesprzyjające warunki atmosferyczne. Wściekła jak osa wróciła do swojego samochodu pozostawionego na parkingu lotniskowym. Torbę rzuciła na tylnie siedzenie i usiadła za kierownicą. Przekręciła kluczyk w stacyjce, jednak silnik tylko zarzęził i zgasł. Spróbowała jeszcze raz i kolejny. Nic się nie działo.
-Tylko tego mi brakowało.- rzuciła wściekle i oparła głowę na kierownicy próbując zebrać myśli. W końcu wysiadła z auta, zabrała torbę. Postanowiła, że złapie taksówkę. Na pożegnanie kopnęła jeszcze samochód.
Przez piętnaście minut próbowała zatrzymać jakąkolwiek taksówkę. Niestety nie udało jej się. Wszyscy śpieszyli się do swoich domów, do swoich rodzin. Poczuła nagłe ukłucie żalu. Nie rozklejaj się Temperance.- pomyślała- Przecież Boże Narodzenie to typowo komercyjne święto wykorzystujące słabość ludzi do ludowych wierzeń. A ja nie muszę robić tego co wszyscy. Trzeba racjonalnie patrzeć na świat i twardo stąpać po ziemi.
Pocieszona tą myślą zaczęła zastanawiać się do kogo zadzwonić i poprosić o pomoc. Zack był już na pewno u swojej rodziny, Angela i Hodgins nie odbierali spędzając swoje drugie wspólne święta. Został tylko… Booth. Wybrała jego numer.
-Booth.- usłyszała w słuchawce jego głos a w tle jakąś kolędę.
-Hej, to ja.- powiedziała.- Mam mały problem z samochodem.
-Jakim samochodem?- zapytał zdziwiony.- Zabrałaś ze sobą do samolotu samochód?
-Nie zabrałam… Booth nie żartuj sobie ze mnie. Ja naprawdę mam problem.
-Oj dobra, już nie będę.- zapewnił ją uśmiechając się do słuchawki i przyglądając się Parkerowi jak próbuje zawiesić bombkę na gałązce świerku.- Co się stało?
-Samochód mi się zepsuł. Nie mogę go odpalić. Nikt inny nie jest w stanie mi pomóc…
-Parker! Zastaw tego aniołka, ja sam go zawieszę. Nie wchodź na to krzesło po spadniesz.- przerwał jej i po chwili dodał.- Przepraszam Bones, mów dalej.
-Może ja nie będę wam przeszkadzać. Nie było sprawy, poradzę sobie… jakoś
-Brennan bez przesadyzmu, mów gdzie jesteś. Zaraz po ciebie przyjedziemy z Parkerem.
Temp powiedziała mu gdzie się dokładnie znajduje i się rozłączyła.. Nie czekała długo. Tuż obok niej zaparkował czarny samochód Bootha, z którego wysiadł on sam z szerokim uśmiechem na twarzy, a z tylniego siedzenia wygrzebał się Parker.
-Bones!- krzyknął podbiegając do niej.- Mamy choinkę, wiesz? Tata pomagał mi ja zastroić…
-Przystroić.- poprawiła go odruchowo.
-Nooo i przyjdzie Mikołaj i będą prezenty.- ciągnął dalej nie zrażony.
-Parker, zabierzmy Bones do samochodu. Pewnie zmarzła czekając tu na nas.- wtrącił się Booth kucając obok syna.
-Dobra.- przystał na to mały i pociągnął Temperance za rękę w stronę samochodu. Booth zabrał jej torbę i podążył za nimi.
Jechali przez chwilę w milczeniu. Nawet Parker któremu buzia się nie zamykała teraz siedział cicho i przyglądał się bożonarodzeniowym wystawom sklepowym, które mijali.
-Odwołali ci samolot, czy postanowiłaś jednak spędzić święta w domu?- zapytał Booth przerywając ciszę.
-Odwołali mi samolot.- odpowiedziała nie patrząc na niego.
-Aha… To fatalnie.
-Tak. Fatalnie.- potwierdziła.- Hej! A gdzie ty jedziesz? Przecież to nie jest droga do mojego domu.
-Chyba nie myślisz, że zostaniesz sama w święta.- spojrzał na nią i się uśmiechnął.- Już wcześniej ustaliliśmy z Parkerem, że zabieramy cię do siebie. Prawda synu?- zerknął w lusterko.
-Tak. Będziemy zawieszać jejmiołe, ostry krzak…
-Ostrokrzew.- wtrącił Booth.
-… i będziemy się bawić i zostawimy ciastka i mleko dla Mikołaja, dla reniferów marchewkę i będą prezenty. Ja lubię prezenty i renifery też. Najbardziej to Rudolfa, a Ty Bones lubisz renifery?- mówił niczym niezrażony Parker.- Bo on ma taki duży czerwony nos i wskazuje Mikołajowi drogę…
Booth roześmiał się słysząc słodką paplaninę swojego syna. Brennan również nie mogła się powstrzymać i przysłuchiwała mu się mimowolnie się uśmiechając. Gdzieś tam w głębi jej serca zapaliła się iskierka radości, że spędzi te święta razem z Booth’em, Parkerem i… Annie.
Właśnie, Annie, zapomniała o niej.
-A co na to Annie?- zapytała, przyglądając się uważnie Seeley’owi.- Nie ma nic przeciwko temu, że zabieracie mnie do siebie?
-Jaka Annie?- rzucił zdziwiony Parker. Brennan spojrzała na małego a potem na Bootha, który jak nigdy dotąd skupił całą swoją uwagę na prowadzeniu samochodu.
-Zaraz będziemy na miejscu.- odpowiedział wymijająco i skręcił w przecznicę przy której stał jego dom. Wszyscy wysiedli z auta. Parker podbiegł pierwszy do drzwi i czekał, aż tata podejdzie i mu je otworzy. Booth i Brennan ślizgając się po oblodzonym chodniku prowadzącym przez trawnik do domu powoli zmierzali w jego stronę. Temperance była nieco zaskoczona brakiem odpowiedzi na jej pytanie dotyczące Annie, a jeszcze większa niespodzianka czekała na nią w domu kiedy okazało się, że Annie po prostu w nim nie ma. Spojrzała pytająco na Seeley’a, jednak ten wzruszył tylko ramionami i zabrał się za przygotowywanie kolacji wigilijnej.
Nieco później Booth poszedł położyć spać Parkera a Brennan usiadła z kieliszkiem wina na kanapie przed kominkiem. Wpatrzona w ogień pozwoliła swoim myślom błądzić wokół Bootha, Annie, Sully’ego i Jonathana.
-Co tam Bones?- z zamyślenia wyrwał ją głos Seeley’a, który właśnie wrócił. Usadowił się wygodnie na kanapie kładąc nogi, ubrane w pasiaste czerwono- czarne skarpetki, na jej boczną części a głowę na kolanach Temp.
-Wygodnie ci?- zapytała zaskoczona Brennan.
-Jak najbardziej- uśmiechnął się i zamknął oczy.
To była wyjątkowa sytuacja. Zapach świerku, ciepło bijące od kominka, głos Nat King Cole’a
śpiewający kolędy, głowa Booth’a na jej kolanach… Znów się zamyśliła i mimowolnie zaczęła głaskać Seeley’a po głowie.
-Bones?- odezwał się po chwili Booth.- Czy mogę cię o coś zapytać?
-Pytaj.- odpowiedziała i spojrzała mu w oczy.
-Czy ty i Sully… czy wy… no wiesz… jesteście razem?- wykrztusił w końcu nieco zażenowany, ale czuł że musi o to zapytać.
-Widzieliśmy się kilka razy.- rzuciła wymijająco.- A co jest między tobą a Annie? Dlaczego nie spędzacie razem świąt?
-Annie pojechała na święta do swoich rodziców, ja nie chciałem tam jechać ze względu na Parkera.
Brennan przypomniała sobie jak Booth mówił, że tegoroczne święta z Parkerem stoją pod znakiem zapytania, jednak nie chciała dalej drążyć tego tematu. Widocznie nie był on zbyt wygodny dla niego. Znowu zapadło milczenie. W tle Nat śpiewał, że marzy o białych świętach. Temp powoli zaczęła poddawać się chwili i świątecznemu urokowi. Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
-Lubię jak się uśmiechasz.- szepnął Booth delikatnie dotykając jej policzka. Spojrzała w jego ciemne, brązowe oczy i utonęła w nich. Jakaś nieziemska siła zaczęła ciągnąć ich do siebie. Seeley wplótł jej rękę we włosy i przyciągnął do siebie. Ich usta dzieliły tylko milimetry.
-Tato czy dzisiaj jest już jutro?- rozległo się nagle.
Booth zerwał się gwałtownie z kanapy.
-Nie Parker, jeszcze nie jest jutro.-podszedł do syna.- Musisz zasnąć bo inaczej Mikołaj nie dotrze do ciebie. On ma taki specjalny czujnik wykrywania snu. Jeżeli grzeczne dziecko zaśnie on natychmiast się zjawia razem ze swoimi reniferami.
-Ale nie zapomni o mnie?- zapytał Parker ziewając.
-Na pewno nie.- zapewnił go Booth wziął na barana i zaniósł do pokoju.
Po chwili już był z powrotem.
-Jak możesz? Przecież Mikołaj…- zaczęła Temp.
-Ani słowa Bones.- przerwał jej.- Ani słowa.
-Ale…
Podszedł do niej i położył palec na ustach.
-Ciii…- wyszeptał.- Powinniśmy już iść spać. Pościeliłem ci w mojej sypialni.
-Nie, będę spała na kanapie.- zaprotestowała.
-Bones…- westchnął ciężko.- Czy ty nie możesz chociaż raz posłuchać mnie i zrobic coś bez żadnych sprzeciwów?- podszedł do stolika stojącego obok choinki, na którym wcześniej razem z Parkerem położyli poczęstunek dla Świętego Mikołaja i jego reniferów, a mianowicie ciasteczka, mleko i marchewki.- Jesteś moim gościem więc będziesz spać u mnie w sypialni. Bez dyskusji.- podkreślił po czym ugryzł ciastko i popił mlekiem. Brennan spojrzała na niego pytająco i karcąco zarazem.
-No co?- poczęstował się kolejnym ciastkiem.- Chcę żeby Parker miał szczęśliwe dzieciństwo.
-Ja się nie wtrącam w twoje metody wychowawcze. To twoje dziecko.
-Właśnie.- uśmiechnął się i schował marchewki do pojemnika na warzywa w lodówce.- A teraz marsz do łóżka bo Święty Mikołaj nie da ci prezentu.
Temperance pokręciła głową widząc, że nic nie wskóra swoim sceptycyzmem.
-Seeley, jesteś dużym niereformowalnym dzieciakiem.
-Dobranoc Bones.- powiedział tylko opychając się dalej ciastkami.
-Dobranoc Booth.- odpowiedziała i poszła do jego sypialni.
Brennan w nocy długo nie mogła zasnąć. Leżała w sypialni Bootha, w jego łóżku. Mimo świeżej pościeli czuła zapach jego wody kolońskiej. Pokój był urządzony w typowym męskim stylu i zdawałoby się, że podwójne łóżko tu nie pasuje, jednak dzięki czyjeś pomysłowości idealnie się komponowało.
-Czy Booth sam urządzał pokój czy uczestniczyła w tym jakaś kobieta?- zastanawiała się.- Ile kobiet spało tu, w tym łóżku?
Przekręciła się na bok, próbując odgonić natrętne myśli, które nagle się pojawiły. W końcu zmorzył ją sen.

************************************************************************
I jak wrażenia? :)
M&A

Rokitka

Ach... ale się rozmarzyłam:) to było niesamowite dosłownie tak jakbym była tam z nimi i obserwowała to wszystko:D czekam na kolejna część:))

Rokitka

Śliiicznie :) Zaczynacie pisać jak scenarzyści i niedługo to odrywanie ich od siebie zacznie mi grać na nerwach :) Co nie zmienia faktu, że jesteście świetne i czekam na kolejną część :D

Rokitka

Super! Widzę, że mielonka z Biedronki dobrze działa na szare komórki:-) Chyba sama spróbuję;-)

Mino

Bo nie ma to jak mielonka....turystyczna!
Z Biedronki oczywiście hehe!!!

Gorąco wiec polecamy!

PS. I to nie jest żadna kryptoreklama, bo sami wiecie jak płaca w tym dyskoncie, więc.....oki wystarczy już;)

Rokitka

Czyli jednak spędzili razem święta... czekam na ich prezenty... ciekawe co Booth da Bones :)

jak zwykle cudo.

eSKa

wasze opowiadania sa swietne:) czekam na dalsza czesc:) Moze byscie tak pisaly dwa dziennie :D ? Aha i mam pytanie?co sie stalo z Cam?Nie wiem czy pomylilam sie w czytaniu ale nie pamietam by bylo gdzies cos o niej napisane..Pozdrawiam

biala_brzoza

to znow ja wlasnie koncze tłumaczyc napisy do odc 3 x 14:)

biala_brzoza

A po co skoro są? Na napisy.info i na napisy24.pl... :) Lepiej do 15 bo nikomu się nie śpieszy, chyba nikt nie chce do tego wracać :( Smutny The End ...

biala_brzoza

szkoda, że nie do 03x15 bo te 03x14 mamy już od jakiegoś czasu ;) szukamy do piętnastego odcinka

Rokitka

czasami ten ostatni odcinek oznacza się jako 14, bo The Player... to tak właściwie z 2 sezonu i do 3 niektórzy nie zaliczają- wiecie o co chodzi
Myślę że jej chodzi właśnie o ostatni odcinek

polly_darton

Chodziło mi o 14.Jak skończyłam tłumaczyć to kolega znalazl na napi:) postaram sie przetlumaczyc 15 odc. Nie wiem czy mi sie pomyliło,ale oglądając ostatnie odcinki 14 i 15.Kiedy Bones leży przy Boothie mówi do niego tak cicho:come on baby:) Proszę niech ktoś przesłucha byłabym wdzięczna,bo nie wiem czy mam głuchotę czy chciałabym,żeby to powiedziała:)

biala_brzoza

... szkoda... chyba chciałaś to usłyszeć jak wszyscy... ale nie jestem pewna... bo gdyby to powiedziała byłoby super!!!

polly_darton

Dlatego czytajcie nasze opowiadanie. Tu usłyszycie więcej (a raczej przeczytacie) niż w serialu :))

Rokitka

zaczynam tlumaczyc 15 odc.nie bedzie to dzieło sztuki,ale zawsze cos:)

Rokitka

XX

***************************************************************************
-Bones!- poczuła że ktoś wskoczył jej na łóżko i bezczelnie po nim skacze.- Bones! Już jest jutro. Prezenty! Chodź! No wstawaj no…
Parker ściągnął z Temp kołdrę i ponaglał żeby wstała.
-Już wstaję… już…- przewróciła się na drugi bok i nakryła głowę poduszką licząc, że chłopiec odejdzie i da jej jeszcze parę chwil snu w świątecznym prezencie. Rzeczywiście nastała cisza. Podniosła z podłogi kołdrę i się nią przykryła. Ta błoga chwila nie trwała długo gdyż nagle usłyszała podwójny stukot stóp i tym razem dwa kloce zwaliły się jej na łóżko i zaczęły po nim skakać. Ściągnęła poduszkę z głowy i ujrzała Parkera w pidżamie i Booth’a w koszulce z napisem New Jersey Devil’s i czerwonych bokserkach w Mikołaje.
-Wstawaj Bones!- krzyknął Seeley nie przestając się wygłupiać.
-Tak, wstawaj.- zawtórował mu syn.- Idziemy otwierać prezenty.
Zeskoczył z łóżka i pognał do salonu.
-Czekamy na ciebie. Zbieraj się.- dodał Booth i podążył za synem. Temperance rada nie rada musiała wstać. W związku z brakiem swojego owinęła się czarnym, frotowym szlafrokiem Booth’a. Poczuła jego zapach i uśmiechnęła się lekko.
W salonie panował rozgardiasz. Wszędzie porozrzucane były kolorowe papiery , wstążki i pudełka. Parker bawił się nowiusieńkim wozem policyjnym, a jego tata składał tory kolejowe dla kolejki, którą mu kupił. Brennan stała przez chwilę w wejściu i przyglądała się tej scenie. Nagle jakiś niewypowiedziany żal ścisnął jej serce a w oczach zakręciły się łzy. Czyżby odezwał się jej instynkt macierzyński o posiadanie którego nawet siebie nie podejrzewała?
-Hej Bones.- z zamyślenia wyrwał ją głos Bootha.- Święty Mikołaj dla ciebie też coś zostawił.- podał jej pudełko zapakowane w srebrny papier i przewiązane czerwoną wstążeczką. Rozwinęła papier i wyciągnęła piękny jedwabny, czarny szal z wyhaftowanymi na nim złotymi motylami. Wzruszenie i zachwyt odebrało jej na chwilę głos.
-Dziękuję. Jest piękny.- wyszeptała w końcu i pocałowała Booth’a w policzek.- Ja też mam coś dla ciebie.- przypomniała sobie i poszła do sypialni. Gdy wróciła wręczyła mu starannie zapakowaną paczuszkę. Booth rozerwał papier i jego oczom ukazał się długi męski szalik i para skarpetek w czarno- czerwono- niebieskie paski. Uśmiechnął się szeroko.
-Dzięki Bones.- cmoknął ją głośno w policzek i owinął się szalikiem. Wyglądał nieco komicznie. Dla lepszego efektu założył także skarpetki.
-Jak ci się podobam?- zapytał wędrując po salonie tam i z powrotem niczym model na wybiegu.
-Super tato!- wykrzyknął Parker odrywając się na chwilę od zabawy.
-Tak, super.- potwierdziła Temperance uśmiechając się.
Nieco później rozsiedli się na kanapie z kubkami gorącej porannej kawy i przyglądali bawiącemu się nieopodal Parkerowi. Booth naturalnie nie zdjął ani szalika ani nowych skarpetek. Wyciągnął nogi przed siebie i położył je na szklanym stoliku podziwiając prezent od Bones.
-Są świetne.- stwierdził w końcu.
-Cieszę się, że ci się podobają.
Przez jakiś czas pili w milczeniu kawę. Temperance zamyśliła się. W głowie szalało jej milion myśli. Dlaczego Booth chciał spędzić razem z nią święta? Dlaczego kupił jej tak piękny i zapewne koszmarnie drogi prezent?
-Dlaczego mi się tak przyglądasz?- ostatnie zdanie wypowiedziała na głos kątem oka zauważając przenikliwe spojrzenie Booth’a.
-Z żadnego specjalnego powodu.- wzruszył ramionami i uśmiechnął się chytrze.
-Nigdy jeden człowiek nie obserwuje drugiego człowieka bez wyraźnego powodu.
-Zastanawiałem się co chciałabyś zjeść na śniadanie.
-Nie prościej byłoby po prostu zapytać?
-Nie, tak jest fajniej.- mrugnął do niej i wstał z kanapy.
-Fajniej?- zapytała zdezorientowana.
-Tak.- odkrzyknął jej z kuchni.
Po bożonarodzeniowym śniadaniu Brennan zdecydowała, że wróci do siebie. Jednak Parker uparł się, zapewne za namową Bootha, że obaj wyciągną ją na spacer do parku. Zgodziła się bez większych protestów, gdyż tak naprawdę nie miała ochoty wracać do pustego i zimnego mieszkania. Była piękna, słoneczna pogoda i niewielki mróz. Gdy tylko przekroczyli bramę parku oberwała śnieżką.
-Przepraszam Bones!- krzyknął Parker zza pobliskiego drzewa.- Celowałem w tatę.
Nie zdążyła mu odpowiedzieć, gdyż trafiła ją druga śniegowa kulka. Odwróciła się w stronę z której nadleciała i ujrzała Seeley’a lepiącego kolejną pigułę.
-O ty!- wykrzyknęła po czym także zabrała się za lepienie śnieżek i rzucanie nimi to w Bootha, to w Parkera. Bawili się jak dzieci. Co chwilę słychać było wesołe pokrzykiwania i wybuchy radosnego, beztroskiego śmiechu. Podczas jednej z nielicznych przerw na odpoczynek i wytrzepanie śniegu zza ubrania Brennan zaczęła przyglądać się Booth’owi. Jeansy, czarny płaszcz do kolan i kolorowy szalik od niej idealnie do siebie pasowały. Seeley był wysokim i niezwykle przystojnym mężczyzną, jednak nie jego uroda była ważna. Ważne było to, że jest niezwykle czułym i wrażliwym człowiekiem. Patrzyła z jaką troskliwością zajmuje się Parkerem. Znowu jej serce ścisnęło wzruszenie.
-Hej Bones! Zamarzłaś tam?- krzyknął Booth odrywając się na chwilę od lepienia z synem bałwana.- Lepiej chodź do nas i nam pomóż.
Po udanej zabawie w parku nieco zmarznięci udali się do pobliskiej knajpki na gorącą czekoladę. Wyglądali jak udane małżeństwo. Nawet kelnerka obsługująca ich stwierdziła, że stanowią wyjątkowo dobraną parę, a ich syn to cudny aniołeczek.
-Ale my…- Brennan natychmiast chciała wyprowadzić kobietę z błędu.
-To bardzo miłe z pani strony.- przerwał Booth i pocałował w policzek swoją „żonę”.
-Seeley.- ofuknęła go gdy tylko kelnerka odeszła.
-No co?- uśmiechnął się rozbrajająco, mrugając jednocześnie do Parkera, który obserwował ich z otwartą buzią. Po chwili na jego małą twarzyczkę wpłynął uśmiech a’la tata. Niewątpliwego uroku dodały mu wąsy z czekolady zdobiące jego buzię. Brennan mimo wszystko musiała się uśmiechnąć. Parker był tak bardzo podobny do Bootha. Te same oczy, ten sam uśmiech.
Wieczorem mimo tego, iż Temp chciała wracać do swojego mieszkania Booth skutecznie to uniemożliwiał angażując ją w rozmaite zabawy z Parkerem. Gdy w końcu położyli małego spać, Seeley stwierdził, że jest za późno na to żeby wracała sama do domu taksówką, o on niestety nie może jej przecież odwieźć, zostawiając śpiącego Parkera samego w domu.
-Wszystko sobie zaplanowałeś prawda?- zapytała z udawaną złością tak pro forma, gdyż była bardzo zadowolona ze sprytnego wybiegu Bootha. Seeley uśmiechnął się tylko do niej i podszedł do barku. Nalał po lampce wina. Podał jej kieliszek i wzniósł toast.
-Za nasze wspólnie spędzone święta.
-Za święta.- stuknęła swój kieliszek o jego. Booth rozsiadł się na kanapie.
-Usiądź.- poklepał miejsce obok siebie. Temperance posłusznie wykonała polecenie i usiadła obok niego.
-Cieszę się, że zgodziłaś się zostać razem z nami w tych wyjątkowych dniach.- zaczął poprawiając się na kanapie i siadając przodem do niej.- Wiem co myślisz o świętach i tej całej ich oprawie a mimo wszystko zostałaś razem ze mną i z Parkerem. Bardzo doceniam to co zrobiłaś.
-Daj spokój Booth. Świetnie się bawiłam. Masz cudownego syna a ty jesteś wspaniałym ojcem. Parker jest niezwykłym szczęściarzem, że ma takiego tatę, a ja jestem niezwykłą szczęściarą, że to właśnie ty jesteś…- przerwała na chwilę gdyż wzruszenie ścisnęło jej gardło.-…moim przyjacielem.- dokończyła.
-Taa… przyjacielem.- powtórzył za Temp. Nie były to słowa, które chciał usłyszeć z jej ust. Nie wiedział czy kiedykolwiek je usłyszy. Mimo swojego rozgoryczenia uśmiechnął się i ją przytulił.

***************************************************************************
Kolejne dni upływały Brennan na pracy w Instytucie. Nie musiała tego robić, gdyż wszyscy pobrali urlopy i porozjeżdżali się jednak bezczynność ją dobijała. Sully dzwonił do niej kilka razy i zapraszał na obiad lecz nie chciała się z nim spotykać. Nie widziała także Booth’a od czasów świąt. Na drugi dzień po tym jak wyznała mu że jest szczęściarą, iż on jest jej przyjacielem Seeley odwiózł ja do domu. Chyba nie takich słów oczekiwał od niej, ale niestety nic innego nie mogła mu powiedzieć.
-Dzień dobry doktor Brennan.- z zamyślenia wyrwał ją głos doktora Goodman’a, który teraz był głównym przedstawicielem w pozyskiwaniu funduszy dla Instytutu.
-O! Dzień dobry.- odpowiedziała mu odkładając na stół żebro które właśnie oglądała.- Co pan tu robi?
-Roznoszę zaproszenia na sylwestra i właśnie pomyślałem, że tu panią znajdę. Proszę.- podał jej kopertę.
-Sylwester?- otworzyła i wyciągnęła kawałek brystolu złożonego na pół. Przeczytała tekst napisany złotymi tłoczonymi literami. „Instytut Jeffersona ma zaszczyt zaprosić dr Temperance Brennan na bal sylwestrowy, który odbędzie się… i tu data i adres restauracji.
-Mam nadzieję, że nie ma pani innych planów na ten wieczór.
-Nie, nie mam… To znaczy…- próbowała się wykręcić, gdyż nie miała ochoty na żadne bale jednak nie bardzo jej to wychodziło.
-Doktor Brennan, będą tam wszyscy pracownicy instytutu więc pani nie może tam po prostu zabraknąć. Poza tym zaproszono także kilka ważnych osobistości, które łożą dotacje na nasze badania.- przekonywał ją Goodman.
-No dobrze.- zgodziła się w końcu.
Goodman uśmiechnął się i szybko pożegnał. Temperance wróciła do przerwanej pracy.
Booth otworzył z rozmachem drzwi wejściowe.
-Doktor Goodman? Co pan tu robi?- zdziwił się widząc osobę stojącą na jego ganku.
-Dzień dobry agencie Booth.- przywitał się przybyły.
-Eeee… tak, dzień dobry.- zmieszał się.- Proszę wejść do środka.- otworzył szerzej drzwi.
-Dziękuję.- Goodman wszedł i podał Seeley’owi kopertę.
-Co to?
-Proszę otworzyć.
Booth rozerwał papier i wyciągnął zaproszenie takie samo jakie otrzymała Brennan.
-Bal sylwestrowy?- zapytał nie dowierzając temu co przeczytał.
-Tak.- potwierdził Goodman.- Takie zaproszenia otrzymało kilku agentów FBI, którzy współpracują z Jeffersonian no i oczywiście pańscy przełożeni. Mam nadzieję, że nas pan nie zawiedzie i zaszczyci swoją obecnością.
Booth podrapał się w brodę zastanawiając się intensywnie.
-Skoro muszę to przyjdę.- zgodził się w końcu.
-Świetnie.- ucieszył się Goodman.- W takim bądź razie do zobaczenia trzydziestego grudnia.- rzucił jeszcze na pożegnanie i wyszedł.
Ostatnie dni roku mijały zaskakująco szybko. Booth siedział w domu zajmując się papierkową robotą, czego wręcz nie znosił. Na skutek jego niechęci sporo się tego nazbierało. W międzyczasie był także oddać do pralni swój frak, który ostatni raz miał na sobie kilka lat temu. Zapobiegawczo przymierzył go jeszcze przed tym aby upewnić się czy na pewno będzie jeszcze pasował. Wszystko było ok.
-Jeszcze całkiem dobrze się trzymasz stary.- powiedział do swojego odbicia w lustrze i uśmiechnął się od ucha do ucha.
Brennan wyciągnęła z szafy sukienkę. Kupiła ją kiedyś w przypływie słabości w Londynie jednak ani razu nie miała na sobie. Była wtedy na jakimś seminarium. Angela obiecała jej, że wpadnie tuż przed balem i zrobi z niej bóstwo.
-Zobaczysz, powalisz ich na kolana.- mówiła.
W końcu po wszystkich przygotowaniach obie wsiadły w taksówkę i pojechały do restauracji w której miał się odbyć bal.
Seeley stał przy barze i powoli sączył drinka. Atmosfera była nieco sztywna więc postanowił pokręcić się trochę po sali i równo z wybiciem północy zniknąć. Zupełnie jak Kopciuszek.- zaśmiał się w myślach. Rozglądał się wokół podświadomie poszukując jednej osoby. Gdy w końcu stwierdził, że Brennan nie ma wśród nich odwrócił się w stronę baru i zamówił kolejnego drinka.
-Jak tak dalej pójdzie to do północy nie utrzymasz się na nogach.- usłyszał nagle. Odwrócił się i zobaczył Hodgins także ubranego we frak.
-Nie twój interes.- burknął znad szklanki.- Jesteś sam? Gdzie Angela?
-Pojechała po Brennan.- odpowiedział Jack zamawiając drinka także i dla siebie.
-Po Brennan? To nie przywiezie jej Sully?- zdziwił się Booth.
-O ile mi wiadomo to Temperance miała przyjść sama. A gdzie twoja towarzyszka?- zapytał Hodgins napotykając nieprzyjazne spojrzenie Seeley’a.- Wiem, nie mój interes… O! Już są.- przerwał spoglądając w stronę wejścia z zachwytem w oczach. Podszedł szybko do Angeli i ją ucałował a następnie porwał do tańca. Ange przepraszająco spojrzała na Brennan jednak ta tylko się uśmiechnęła i skinęła przyzwalająco głową.
Booth wpatrywał się osłupiony w Temperance. Wyglądała pięknie, ubrana w zjawiskową suknię z czarnej satyny odcinanej tuż pod biustem czerwonym pasem podkreślającym jej smukłą talię.Na ramiona założyła szal, który dostała od niego na Boże Narodzenie. Włosy miała delikatnie upięte z tyłu w taki sposób, że mogły swobodnie opadać na plecy, nie na twarz. Całości dopełniał sznur białych pereł na szyi i perłowe kolczyki.
Brennan zauważyła Booth’a stojącego przy barze i podeszła do niego uśmiechając się nieśmiało. Nigdy nie czuła się dobrze ubrana w sukienki.
-Witaj.- przywitała się
-Bones… jestem w szoku.- odpowiedział Seeley.- Wyglądasz… pięknie.- wydusił.
Temp zmieszała się lekko.
-Dzięki. Tobie także jest do twarzy w tym fraku.
-Zatańczymy?- zaproponował podając jej ramię. Skinęła głową i Booth poprowadził ją na parkiet.
Przez większość wieczoru tańczyli tylko ze sobą świetnie się bawiąc w swoim towarzystwie. Nie uszło to oczywiście uwadze ich współpracowników siedzących przy ich wspólnym stoliku. Angela przyglądała im się z uśmiechem na twarzy.
-Widzisz, tworzą udaną parę.- zwróciła się do Hodgins.- Oni jeszcze będą razem. Ja mam nosa do takich rzeczy.
-Ty masz nosa także do wielu innych rzeczy.- rzucił dwuznacznie Jack całując ją.
Tuż przed północą Brennan wyszła na taras, aby się trochę przewietrzyć. Po chwili dołączył do niej Booth niosąc dwa kieliszki szampana.
-Proszę.- podał jej jeden. Przez chwilę oboje patrzyli na zaśnieżony ogród. Brennan zadrżała z zimna więc Seeley odłożył swój kieliszek na balustradę, zdjął marynarkę i troskliwie ją nią otulił. Ich spojrzenia się skrzyżowały.
Dziesięć… Dziewięć…- z sali dobiegły ich odgłosy odliczania końcowych sekund starego roku.- Osiem… Siedem…- Booth przyciągnął do ją do siebie i delikatnie objął.- Sześć… Pięć… Cztery…- Ich twarze zaczęły powoli zbliżać się do siebie.- Trzy… Dwa… Jeden!!!- W końcu ich usta odnalazły się w namiętnym pocałunku.- Szczęśliwego Nowego Roku!!!- krzyczeli bawiący się, jednak oni zdawali się tego nie słyszeć całkowicie zatraceni w całowaniu. Na niebie zaczęły rozbłyskiwać sztuczne ognie wysyłane w powietrze przez obsługę restauracji.
Na taras zaczęli wylegać ludzie chcący obejrzeć pokaz fajerwerków, jednak ich uwagę przykuła namiętnie całująca się para. Zaczęli klaskać i wiwatować. Prowodyrem tych owacji była naturalnie Angela.
Booth i Brennan oderwali się od siebie i wydawali się być nieco zmieszani i zażenowani tą całą sytuacją. Pierwszy opanował się Seeley.
-Szczęśliwego Nowego Roku życzymy wszystkim.- objął Temp a na jego twarz wpłynął szeroki uśmiech. Był szczęśliwy.

***************************************************************************
Czekamy na komentarze :)
M&A

Rokitka

Jakbym mogła, zaczęłabym piszczeć! Te sceny ze świętami, noworoczny pocałunek !:) Można się popłakać. Nie wiem jak to robicie, ale jesteście genialne :D

Ah, muszę się pozbierać xD Czekam na komentarze Ang po tym wszystkim, może być zabawnie :))

andzia_45

Arrr..!! Cuudne! Oby więcej takich momentów :) A komentarz Angeli będzie na 100% powalający.. jak z resztą zawsze u niej... :)
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :))
Pzdr. :*

Rokitka

Jaaaa... Ale cudeńko!!! Nie dość że cudowne święta razem spędzili to jeszcze ten sylwester i noworoczny pocałunek... Ach pomarzyć zawsze można...

Serdecznie gratuluję talentu i pozdrawiam. No i naturalnie proszę o następne części!!! ;-)

Rokitka

Ekstra:-)Po prostu brak słów:-)

A tak nawiasem to czy skarpety Booth'a były z Biedronki;-)

Mino

Z przyjemnością czytam każdą kolejną część. Szkoda, że taki odcinek nie powstanie...

Rokitka

świetne!!! cudowne!!! wspaniałe!!!... nie wiem co jeszcze powiedzieć ;)
już nie mogę się doczekać następnej części :D

Rokitka

W S P A N I A Ł E
Ha... i w końcu pocałunek.
Czekam co będzie dalej. Czy Bones będzie od niego uciekać czy zapanuje sielanka...

marlen_3

Słodko... Już powoli wychodzę z depresji...

Bea_przerwa_Alex

Słodko zwykle pomaga w takich sytuacjach;-)

_LG_

Scenariusz przecudny:) nie mogę doczekać sie kolejnej części:D Dobrze że piszecie, dzięki waszym scenariuszom łatwiej będzie mi czekać na 4 sezon:)) pozdrawiam:*