PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78150
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

Hej,
z uwagi na fakt, że same się już gubimy w czytaniu tego natłoku historyjek własnych, postanowiłyśmy naszą etiudę wraz z postem-matką, który nas zainspirował do działania umieścić w nowym temacie. Dobra kupa nie jest zła-jak to mówią więc wszystko razem trzymać odtąd będziemy. Miłego czytanka. TO wszystko dla Was!
Czekamy na opinie i wskazówki!
Pozdrówki!!!
M&A

_LG_

Wiem, że zadam głupie pytanie ale nie spotkał się ktoś z napisami do 22 odcinka? Będę dźwięczna za linka

izalys

Pytanie mądre, ale nie ma na nie chwilowo mądrej odpowiedzi;(

_LG_

napisy najprawdopodobniej będą jutro rano!

zeet

Bardzo mi się podoba ten cedek. I nie mogę się doczekać kolejnej części!!!

marlen_3

Cóż... Nie potrzeba chyba więcej słów jak: czytajcie i komentujcie ;)

***77***

Sara pomachała mu jeszcze przez okno gdy wsiadał do auta i zamyślona udała się do swojego pokoju. Przekręciła klucz w zamku i podeszła do łóżka. Uklękła i wyciągnęła spod niego swoją walizkę. Wyjęła z jednej z wielu przegródek szarą kopertę. Otworzyła ją drżącymi palcami. Po chwili jej oczom ukazało się czarno- białe zdjęcie. Od częstego oglądania miało już postrzępione rogi i blizny zagięć, jednak twarz, która została na nim uwieczniona uśmiechała się do niej mimo upływu czasu. Sara przejechała palcem po kwadratowym męskim podbródku jak to robiła wcześniej wiele razy. Niemal czuła delikatne ukłucia jego zarostu. Palec powędrował nieco wyżej, musnął czoło i linię brwi. Westchnęła cicho czując nagłe ukłucie żalu w sercu.
-Dlaczego cały świat zaprzysiągł się przeciwko nam?- zapytała mężczyznę ze zdjęcia.- Dlaczego nie możemy być razem?- jedna mała słona łza spadła na papier i spłynęła po policzku postaci. Potem następna i następna. Temperance rozpłakała się na dobre wyrzucając z siebie cały swój żal do świata i okrutnego losu. Mężczyzna ze zdjęcia płakał razem z nią…

Seeley krok w krok chodził za śledczymi z wydziału. Każdemu patrzył na ręce i niecierpliwił się coraz bardziej. W jego mniemaniu wszystko szło im bardzo opornie. Swoją wizytą zaszczycił szpital sam dyrektor Cullen, który osobiście nakazał Booth’owi odsunięcie się od sprawy. Technicy dokonali skrzętnych oględzin miejsca zdarzenia jednak nie znaleźli nic, co mogłoby stanowić jakiś istotny szczegół prowadzący do odnalezienia małej Hazel Booth.
-Bardzo mi przykro, ale nic nie znaleźliśmy.- powiedział jeden ze śledczych, podchodząc do Cullen’a, który akurat dotrzymywał towarzystwa roztrzęsionemu ojcu zaginionego dziecka.
-Jak to nic? Przecież mała nie rozpłynęła się w powietrzu!- wykrzyknął Seeley, z trudem hamując napływające mu do oczy łzy bezsilności.
-Uspokój się.- na jego ramieniu wylądowała ręka przełożonego.- Oni robią naprawdę co mogą. Nie martw się, znajdziemy małą. Osobiście tego dopilnuję.- zapewnił go.
-Ale…
-Żadnego ale, Seeley.- dyrektor przerwał mu stanowczo.- Idź do domu i odpocznij. Bez dyskusji.
Booth wzruszył ramionami i powoli podążył w głąb korytarza.
-A! I wszystkie twoje sprawy przejmie agent O’Connor.- dodał jeszcze jego przełożony. Seeley nie zatrzymał się. Szedł przed siebie opętany tylko jedną myślą. Muszę znaleźć Hazel. Muszę znaleźć moje dziecko.- powtarzał w myślach jak mantrę.
Na jej twarzy pojawił się uśmiech, gdy go ponownie zobaczyła. Szedł zamyślony i zdawało się, że nie bardzo wiedział co się wokół niego dzieje. Zatroskany ojciec. Mężczyzna, który nie kryje swoich uczuć. Takich właśnie lubiła. Na pierwszy rzut oka wydawali się być zrobieni ze stali, jednak wystarczyło spojrzeć w ich oczy by dowiedzieć się co tak naprawdę skrywa ich dusza. Nicole urabiała takich facetów niczym ciasto, a potem, gdy już nimi się nasyciła porzucała bez wahania i zbytniego żalu.
Ruszyła w jego stronę i tuż po chwili wpadła w męskie, silne ramiona.
-Och… Najmocniej pana przepraszam.- wykrzyknęła, udając, że zderzyli się przypadkowo.- Ach… To pan.- uśmiechnęła się zalotnie, jakby dopiero teraz zorientowała się na kogo wpadła.- To już drugi raz. Nie uważa pan, że to jakiś znak?
-Owszem. Powinienem bardziej uważać.- burknął Booth, który nie bardzo miał ochotę na rozmowę, nawet z tak piękną kobietą jaką była nieznajoma pani doktor.
-Nie, to ja powinnam patrzeć gdzie idę.- ciągnęła dalej niezrażona Nicole.- Widzę, że coś pana trapi. Czy coś się stało?
Seeley przyjrzał się jej uważnie. Wysoka szatynka o dużych pełnych ustach i ponętnym ciele opiętym białym kitlem, przypominała mu bardziej gwiazdkę porno z kiczowatego filmu o wyuzdanej służbie zdrowia niż poważną panią doktor. Spoglądała teraz na niego z nieznanym mu błyskiem w oczach i uśmiechając się zachęcająco. Kilka górnych guzików fartucha miała odpiętych, odsłaniając tym samym spory dekolt czerwonego sweterka.
-Naturalnie nie jest to moją sprawą.- dodała pośpiesznie nieco speszona jego przenikliwym spojrzeniem.- Nie chcę, żeby pan pomyślał, że się wtrącam w pańskie życie.
-Nawet mi to do głowy nie przyszło.- skłamał, uśmiechając się blado.
-Nicole Hitch*.- kobieta wyciągnęła dłoń, którą agent delikatnie uścisnął.- Pracuję na tutejszym oddziale pediatrycznym. Zajmuję się noworodkami.
-Seeley Booth
-Właśnie skończyłam dyżur. Może da pan zaprosić się na filiżankę kawy?- zaproponowała szybko jakby bojąc się, że jej nowo upatrzony cel umknie w nieznane.
-Chętnie.- Seeley przystał na propozycję lekarki, dochodząc do wniosku, że podczas spotkania będzie mógł wypytać ją o kilka rzeczy. To, że do tej pory nie została przesłuchana przez któregoś z agentów świadczyło tylko o tym, że nie bardzo się przykładali do swojej pracy.
-Znam taką przytulną kawiarenkę niedaleko stąd. Może tam byśmy się wybrali? Nie polecam picia lury z tutejszego bufetu.
-W porządku.
-W takim razie niech pan tu na mnie poczeka, a ja pobiegnę się przebrać i za trzy minutki będę z powrotem.- rzuciła i z takim wdziękiem na ile pozwalało jej szpitalne obuwie, na płaskiej podeszwie, oddaliła się w stronę swojego gabinetu.

M&R

*- bez skojarzeń ;)

Rokitka

Rokitka super:)
czekam na kolejne:)

Inesita84

Ekstra opowiadanie. A jednak Sarze dalej zależy na Seleyu. Ciekawe czy odnajdą małą Hazel. Nie podoba mi się to, że pielęgniarka próbuje uwieść Bootha.
Czekam na następną część. Pozdrawiam:)

_nn_

Jak zawsze cudownie :)) Och.. Jakie to życie okrutne... Ona tęskni, on szuka córki... Oczywiście czekam na cdk :))

mala270

Bardzo fajna część. Ale chyba trochę za bardzo komplikujecie. Zamiast rozwiązywać, dodajecie kolejne problemy... Mam nadzieję, że niedługo przeczytam o spotkaniu B/B, i o wyznaniu przez nich miłości... Jedno mnie dziwi. Jak Bones nadal go kocha, to czemu nie zostawi tego księcia, i nie pojedzie do niego? W końcu CO MA DO STRACENIA? Najwyżej Seely będzie przez kilka dni w szoku, ale chyba się pozbiera, nie? A co do Annie, to mogła uciec z tym swoim kochasiem i z dzieckiem, i mieli jakiś wypadek... I stracili pamięć!!! O, to by było dobre! Tyle, że Booth ożenił się z tą... kobietą... To, cholera jasna, niech weżmie rozwód!

Ale się rozpisałam... Czekam na cedeka!

ewcia9494

W sumie racja, ale...

Jak nie skomplikujemy, to będzie trzeba zakończyć opowieść, a przyznam, że mamy do niej mały sentyment...
No bo jak inaczej? Szczęśliwe spotkanie, a potem saga rodzinna rodem z Klanu? Niee....Nie pasuje. Czyli byłby 'The End'.
Chociaż...Może ta opowieść już Was nudzi i naprawdę należałoby ją wreszcie zakończyć?
Jakie jest Wasze zdanie???

marlen_3

Nie w tym sensie! Tylko spróbujcie zakończyć! ;)
Chodzi mi tylko o to, że możecie przynajmniej jedną sytuejszon rozwikłać, żeby nie wyszła z tego Moda na sukces ;) (ona jest jego matką, ale też żoną i babcią:))
A jeśli komuś by się to nudziło, to radzę tu nie wchodzić i czytać. I będą mieli problem z głowy;)
Szczerze? Nie wyobrażam sobie, abym nie przeczytała jakiegokolwiek cedeka! To by było straszne! Zawsze, jak nie macie czasu, to tęsknię za wami... Chyba też mam do tego ff sentyment...
A jakby Bones przyjechała, ale gdy się dowie, że Booth ma żonę, to by go unikała w pracy, wróciły by niedomówienia i gęsta atmosfera...

Ale oddaje to w wasze ręcę, i wiem, że NIE SKNOCICIE tego ff!!!


Uściski i całuski
ewcia9494

ewcia9494

Będzie git- mamy już jako-taki plan rozwoju dalszej akcji i działo będzie się na pewno wiele;)

Cieszy nas niezmiernie fakt, iż są na tym forum jeszcze tacy, którym się nasze FF nie znudziło (bo niestety nie wszędzie tak jest;/- ale takie są w końcu prawa dżungli:)

Pozdrowionka dla Wszystkich!

marlen_3

Absolutnie Marlenko komplikacje nas (mówię za siebie) nie nudzą. Ciekawe zwroty sytuacji sprawiają, że w odcinkach nie ma nadmiaru goryczy czy słodyczy. Nudzi przesyt, a Was cechuje raczej oszczędność w dawkowaniu kolejnych dawek czytelnikom. Nie dziwcie się jednak, że pomarudzimy na kolejnego natrętnego babiszona. Miss Hitch tries to get hitch...
Pozdrowionka od stałej fanki LG

_LG_

No miało być najpierw "ryśkowo" i pani Heat zwać się miała....Ale nasza przebiegła Rokitka wolała przekombinować ją na "przeszkodę, komplikację, bądź nasz ulubiony- zaczep"- w naszym wolnym tłumaczeniu słowa "hith".

I chwała jej za to!
;D

marlen_3

Wasze opowiadania są wspaniałe. Strasznie komplikujecie sprawy, ale dzięki temu szybko nie skończycie.
Mam nadzieję że wnet ukaże się kolejna część:)

_nn_

Uważam tak ja NN... :)) Waszw opowiadanko jest cudnee.. :)) Takie pełne emocji, uczuć i wzsystkiego naraz :)) Oczywiste jest to co napisałm i to co napisze - czekam na cdk :))

mala270

Kiedy cedek- tego Wam nie powiem, ale....

Tu znajdziecie najnowszy odc BONES:

http://pianchi.blox.pl/2009/05/265-Bones-S04E25The-Critic-In-The-Cabernet.html

Warto obejrzeć jak najszybciej, chociażby dla samej końcówki....ehh...

mala270

Kiedy cedek- tego Wam nie powiem, ale....

Tu znajdziecie najnowszy odc BONES:

http://pianchi.blox.pl/2009/05/265-Bones-S04E25The-Critic-In-The-Cabernet.html

Warto obejrzeć jak najszybciej, chociażby dla samej końcówki....ehh...

marlen_3

Popełniłam dziś zbrodnię, lub wykroczenie (jak wolicie) - zapomniałam o Kościach... ;DDD Muszę to prędziutko nadrobić;)

_LG_

koncoweczka sweet:)
czekam na nastepny:)
tam sie bedzie dzialo:)))

Rokitka

Już widzę te wszystkie forumowiczki rzucające się na temat w nadzieji na kolejną część xD. Spokojnie dziewczęta, to tylko ja xD.

Uprzejmie przypomina się szanownym autorkom o stadzie wygłodniałych bonesomaniaczek wyglądających dalszych części opowieści spod znaku M&R.
Kilo mielonki za następną część...

Mortima

Hej! Jeśli poprosicie Rokitkę ładnie to może Wam coś stworzy...Ja niestety nie jestem w stanie ze względu na żałobę jaka na mnie spadła, więc pozostaje na razie tylko ona...

marlen_3

S.E.S.J.A- czyli System Eliminacji Studentów Już Aktywny, a Rokitka właśnie po pierwszym egzaminie. Tak jak obiecałam, że przy najbliższej wolnej chwili coś sklecimy i wrzucimy, no i tak też czynimy ;) Nie obiecuję, że wrócimy do regularności, ale się postaramy. Przede mną jeszcze 3 egzaminy a Marlen bronić się niedługo będzie więc ktoś za nią miecz, kopię i tarczę nosić musi ;) Dobrze, ze konia mi jeszcze nie dała ;P Żarty żartami, ale nieco niżej kolejna część do której przeczytania zapraszamy i na opinie czekamy ;)

***78***

Sweets nie mógł sobie znaleźć miejsca. Chodził z kąta w kąt sądząc, że to pomoże mu rozjaśnić nieco umysł. Coś go dręczyło. Miał niemiłe wrażenie, że coś pominął. Sęk w tym, że nie bardzo wiedział co. Podczas niedawnego przesłuchania Malcolma stał za lustrem weneckim i uważnie przyglądał się nieznajomemu mężczyźnie. Na pierwszy rzut oka wydawał się być porządnym człowiekiem. Przystojny, dobrze ubrany, wykształcony, jednak Sweets’owi coś w nim nie pasowało. Usiadł w końcu w fotelu i włączył dyktafon. Z urządzenia popłynął głos Seeley’a zadającego pytania i odpowiedzi udzielane z wyraźnym angielskim akcentem. Przesłuchiwał tę taśmę chyba z dziesięć razy. Nie wniosła do śledztwa nic odkrywczego. Lance ukrył twarz w dłoniach i westchnął głośno.
-Josephine, gdzie jesteś?
Po chwili podniósł się z miejsca i jak burza wypadł z gabinetu. Kierując się w stronę parkingu układał sobie w myślach zgrabną historyjkę, która nie zdradzałaby prawdziwego powodu jego najścia. Zamierzał sam porozmawiać z Malcolmem. W cztery oczy.

Tuż po tym, gdy złożyli zamówienie zapadła niezręczna cisza. Booth wnikliwie przyglądał się kobiecie siedzącej naprzeciw niego. Zastanawiał się czy kilka pytań, które zamierzał jej zadać naprowadzi go na jakiś trop. Nicole nieco speszona jego badawczym spojrzeniem poruszyła się niespokojnie na krześle.
-Pani Hitch…
-Panno.- poprawiła go pośpiesznie, uśmiechając się kokieteryjnie.- Nikt jeszcze nie podbił na tyle mojego serca żebym dała się zaobrączkować.- spojrzała na jego lewą dłoń, której serdeczny palec zdobił kawałek złota.- Widzę, że jest pan żonaty.
-Słucham?- zapytał nieco nieprzytomnie i po chwili jego wzrok również powędrował w stronę obrączki.- Tak… Jestem…- potwierdził i złożył dłonie w taki sposób, żeby nie było jej widać.
-Szczęściara z niej.- westchnęła lekarka i upiła łyk kawy.
-Panno Hitch…- zaczął ponownie Booth.
-Och… Proszę mi mówić Nicky.- przerwała mu po raz drugi.
-Oczywiście.- wycedził przez zęby zirytowany nieco Seeley.- Nicky, chciałbym zadać ci parę pytań. Mam nadzieję, że udzielisz mi na nie szczerej odpowiedzi.
-Nie mam w zwyczaju kłamać.
-Cieszy mnie to.-Seeley wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki służbowy notes i długopis.
Kobieta spojrzała na niego zdziwiona.
-Jestem agentem FBI.- wyjaśnił służbowym tonem.
Jej ust wydobył się jęk zawodu. Myślała, że udało jej się zaprosić na kawę jakiegoś wartościowego faceta, a tu okazuje się, że jest on funkcjonariuszem prawa i zamierza ją przesłuchać.
-O co chodzi?- zapytała rozsiadając się wygodniej na krześle. Machinalnie poprawiła dekolt swojej koszuli tak żeby mógł ujrzeć skrawek jej bielizny. Patrz i żałuj tego, co właśnie tracisz.- mówiły jej oczy i błąkający się po ustach ironiczny uśmieszek.
Booth chrząknął znacząco i otworzył notes.
-Dzisiaj z oddziału na którym pracujesz zniknęło dziecko… Dziewczynka.
-Tak, słyszałam o tym.
Seeley skinął głową i ciągnął dalej.
-Czy nie zauważyłaś czegoś niezwykłego, kogoś podejrzanie wyglądającego, kręcącego się po oddziale?
-Nie, nie przypominam sobie nic takiego.
-Jesteś pewna? Mała jest bardzo chora. Nie sądzę, żeby porwano ją żeby sprzedać na czarnym rynku jakiejś bezdzietnej rodzinie.
-Może ktoś zażąda okupu.- zasugerowała.
-Możliwe.- przytaknął.- Czy pamiętasz, kto pierwszy zauważył zniknięcie dziecka?
-Tak. Przed porannym obchodem jak zwykle pielęgniarki kąpią, przewijają i karmią dzieci… To znaczy tylko te które mogą przyjmować pokarm inny niż kroplówki.- wyjaśniła.- Sussan Darcy, pielęgniarka z ogromnym doświadczeniem miała się zająć Hazel Booth i trójką jeszcze innych dzieci. Gdy zauważyła zniknięcie dziewczynki z inkubatora przybiegła do mnie a następnie do ordynatora żeby poinformować o całym zajściu. Natychmiast poszłam na salę żeby się upewnić i rzeczywiście dziecka nie było. Na dokładkę zniknęła kroplówka do której była podłączona i jeszcze trzy, które nietknięte znajdowały się w szafce obok inkubatora i były przeznaczone dla tej dziewczynki. Poza tym stwierdziłam również brak kilku fiolek leków wspomagających pracę serca, również jej podawanych.
-Rozumiem.- Seeley zapisał coś w swoim notesie.- Co to były za kroplówki?
-Mieszanina glukozy, witamin, soli mineralnych i leków, teraz bez karty dziecka nie jestem w stanie ich przytoczyć. Jedno jest pewne.- zamilkła na chwilę.
-Co takiego?
-Ten, kto porwał Hazel Booth, nie chce jej zrobić krzywdy. I bardzo dobrze wiedział co robi, biorąc ze sobą jej leki.
-Masz rację. Dzięki za informacje.- zamknął notes i schował go do kieszeni.
-Zaraz, zaraz…- Nicole spojrzała uważniej na swojego towarzysza.- Ta porwana dziewczynka nazywa się Hazel Booth, a ty Seeley Booth… Czy…
-Tak, to moja córka.- odpowiedział, uprzedzając jej pytanie.
-Tak mi przykro.- w geście współczucia położyła swoją dłoń na jego i lekko uścisnęła.- Wybacz, że nie skojarzyłam wcześniej tych faktów.
-A gdybym powiedział ci, że jestem jej ojcem to powiedziałabyś mi więcej?- zapytał z goryczą i uwolnił rękę.
-No nie.
-Właśnie.- sięgnął po portfel i wyciągnął dwa banknoty.- Dzięki za kawę i rozmowę. Muszę już lecieć.- płożył pieniądze na stoliku i pośpiesznie wyszedł z kawiarni nie oglądając się ani razu. Był zły i zawiedziony. Nie dowiedział się niczego, co mogłoby doprowadzić go do porywacza jego córki. Po drodze do auta wyciągnął komórkę i wybrał numer do Annie. Już po raz setny tego dnia, głos operatora poinformował go, że abonent znajduje się poza zasięgiem. Może to i dobrze. Nie wiedział co ma jej powiedzieć. Przecież nie rzuci do słuchawki- „Kochanie, nasza córka została właśnie porwana. Nic się nie martw, porywacze na pewno zażądają okupu. Musimy siedzieć i czekać spokojnie na ich telefon.” Wsiadł to auta i trzasnął drzwiami. Oparł głowę na kierownicy i odetchnął głęboko, gdyż wielka gula żalu, która czaiła się gdzieś w jego wnętrzu zapragnęła wydostać się na zewnątrz i zaczęła go dusić.
-Boże, co ja takiego uczyniłem, że tak mnie doświadczasz?- wyszeptał, a z jego oczu popłynęły łzy.

M&R

Rokitka

Bardzo się cieszę że w końcu pojawiła się nowa część:)
Ciekawe kto porwał małą Hazel i dlaczego.
Czekam na następną część:))

_nn_

Ale niespodzianka mnie spotkała :) Super część... :) tylko jeszcze brakuje tu komentarza LG

PZdr.:)

OLUNIA16

a mi się wydaje trochę dziwne,że Annie też gdzieś zniknęła... może to ona zabrała dziecko..
nie wychodzicie z wprawy mimo tych (dłuuugich) przerw... jak zwykle świetne xD

Rokitka

Komentarza LG brakuje jedynie czasowo;)
Co by tu napisać? Część nie jest przełomowa, ale stanowi trybik wielkiej machiny. O denerwującej siostrzyczce już się nie będę powtarzać... Takie istoty są w powieści rzece niezbędne. Bez nich byłoby monotonnie;) Booth cierpi, i niech cierpi, bo jak mawiał mój dziadek: "Lepiej się utopić i pływać niźli się ożenić i biedy używać...". Z tego epizodu dowiedziałam się 2 rzeczy:
1) Sweets ma intuicję
2) Hazel porwał ktoś jej bliski (czyt. mamusia lub tatuś) lub ktoś, kto chce na niej zarobić egro dba o jej kruche zdrówko.

Już myślałam, że M&R w feworze walki zapomniały o swych czytelnikach. 3mam za Was kciuki babeczki.
Wasza LG

Rokitka

Jak zwykle kolejna cześć bardzo interesująca... ale za krótka stanowczo.
Na kolejną część czekam oczywiście i mam nadziej, że pojawi się o dużo szybciej bo człowiek młody a zapomina jak się kończyła poprzednia.

marlen_3

Bardzo dziękujemy naszym wiernym czytelnikom za miłe słowa. Postanowiłyśmy opublikować część kolejną. Nie mniej jednak nadal prześladuje nas niemiłe wrażenie, że coraz mniej osób czyta naszą "Niekończącą się opowieść" ;) Dlatego prosimy o pozostawienie po sobie jakiegoś śladu, żebyśmy wiedziały, że nadal jesteście z nami.
Pozdrawiamy i zachęcamy do czytania. Z góry przepraszamy za błędy i niedociągnięcia. Rozdział stworzony w przeciągu dwóch godzin (nawet mniej ;P)

***79***

Lance poprawił marynarkę i wyciągnął rękę aby zapukać do drzwi hotelowego pokoju. Po chwili stanął w nich Malcolm ubrany w nienagannie skrojony garnitur i zapewnie horrendalnie drogi.
-Witam pana. W czym mogę służyć?- zapytał.
-Eee… Tak. Nazywam się Lance Sweets.- dopiero po dłuższej chwili wróciła mu jasność myślenia i zdolność poprawnej artykulacji.
-Tak, wiem. Poznaliśmy się podczas przesłuchania.
-Naturalnie.- Lance podrapał się z zakłopotaniem w potylicę.- Zapomniałem. Czy moglibyśmy porozmawiać?
-Proszę.- Malcolm odsunął się nieco aby wpuścić gościa do środka.- Proszę usiąść, może napije się pan czegoś?
-Nie, dziękuję.- odparł i rozsiadł się na wygodnym skórzanym fotelu. Wnętrze apartamentu robiło naprawdę imponujące wrażenie. Sweets poczuł się nieco nieswojo. Przypomniało mu to pewne wydarzenie z przeszłości, kiedy wkradł się do pokoju gościnnego jednej z jego opiekunek. Była nią ponad pięćdziesięcioletnia kobieta, nakazująca nazywać się ciocią Betty. Pamiętał dokładnie ten dom i to pomieszczenie do którego nie wolno mu było zbliżać się nawet na krok. Tylko raz spojrzał na nie. Opiekunka otworzyła białe drzwi, pozwalając przez chwilę popatrzeć na to, co znajduje się w środku, po czym gwałtownie je zatrzasnęła i nakazała żeby zapamiętał sobie na przyszłość, iż nie wolno mu przekroczyć progu tegoż pokoju. Urządzony był z niezwykłym przepychem. Wszędzie stały zdobione meble, kryształy, skórzane sofy, a na podłodze leżały puszyste, białe dywany. Podczas gdy on spał na niemal przeżartym na wskroś przez korniki łóżku, w ciemnym pokoju, gdzie jedynym dodatkowymi meblami było stare biurko z odłażącą białą farbą i szafa, której drzwi trzymały się jedynie na „dobre słowo”. Lance wiedział, że jego „kącik” ciocia Betty urządziła zgodnie ze stylem „co Armia Zbawienia wyrzuci”. Pewnego dnia wrócił ze szkoły nieco wcześniej. Przechodząc obok zakazanego pokoju, ujrzał padające przez szparę pod drzwiami światło mieniące się wszystkimi kolorami tęczy. Wiedziony ciekawością i świadomością, że jego opiekunka wyszła rano do koleżanek i nie wróci przed wieczorem, nacisnął ostrożnie klamkę i uchylił drzwi. Torbę z zeszytami zostawił na korytarzu i powoli wsunął się do zakazanego świata. Odetchnął głęboko. Tu nawet powietrze miało inny zapach i smak. Ukucnął i dłonią przejechał po miękkim, kosmatym dywanie. Poczuł się tak jakby głaskał kota, którego tak bardzo chciał mieć. Podszedł do komody i po kolei obejrzał wszystkie ramki ze zdjęciami i szklane figurki, uważając na to żeby niczego nie dotknąć i nie wybrudzić. Na fotografiach widniały nieznane mu dzieci uśmiechające się od ucha do ucha a razem z nimi dorośli. Lance zgadywał, że to byli ich rodzicie. Poczuł bolesne ukłucie w sercu i łzy napływające do oczu. Pokręcił szybko głową. Nie, nie będzie płakał. Jego rodzice są w niebie i czuwają nad nim. Powinien być z tego powodu szczęśliwy. Tak bynajmniej powiedział mu jeden pastor podczas wizyty w domu dziecka i on chciał w to wierzyć. Tak bardzo chciał… Nagle przypomniał sobie po co tu wszedł. Spojrzał w stronę okna. Na parapecie stał przepiękny kryształowy łabędź. Światło słoneczne padające na niego tworzyło kolorowe refleksy migające po całym pokoju. Zafascynowany tym zjawiskiem podszedł nieco bliżej i dotknął zimnego szkła.
-Co ty tu robisz?!- nagle za jego plecami rozległ się wściekły głos ciotki Betty. Lance odwrócił się gwałtownie, trącając łokciem figurkę, która zachwiała się i spadła na podłogę, roztrzaskując się w drobny mak.
-Ty!!!- zaryczała kobieta, ruszając w jego stronę.- Ty wredny bękarcie! Pomiocie szatański!- krzyczała bijąc na oślep po głowie, plecach, rękach, którymi próbował się osłonić przed bolesnymi ciosami. Betty złapała wiszącą na ścianie szpicrutę, pamiątkę po jej dawnej miłości do koni i jeździectwa. Lance ruszył do ucieczki i gdy już był przy drzwiach kobieta mocno chwyciła go za ramię i szarpnęła do tyłu. Po chwili na jego plecy spadł pierwszy cios zadany elastycznym prętem. Biła go tak długo dopóki nie opadła z sił. Nie liczył razów jakie otrzymał ani też nie krzyczał. Po jego twarzy potokiem płynęły łzy, które były jedyną oznaką bólu, którego mu sprawiła.
-Do swojego pokoju!- warknęła kobieta, opadając na pobliski fotel. W ręku nadal trzymała narzędzie tortur. Lance powoli opuścił pomieszczenie i udał się na górę. Zamknął za sobą drzwi i klamkę podparł krzesłem. Dotknął ręką pleców. Pod palcami wyczuł poszarpany materiał koszulki i coś ciepłego. Gdy ponownie spojrzał na swoją dłoń, była cała zakrwawiona. Rzucił się na brzuch na swoje łóżko i zagryzł zębami poduszkę. Wył i płakał niemal bezgłośnie. Z żalu, bólu, rozpaczy…
-Więc o czym chciałby pan ze mną porozmawiać.- z bolesnych wspomnień wyrwał go głos Malcolma.
-Coż…- Sweets poprawił się nerwowym ruchem w fotelu, nie dotykając plecami oparcia, gdyż na samą myśl o tym co przeżył, od dawna zagojone blizny zaczynały go palić.- Chciałbym zapytać o kilka rzeczy.
-Wydaje mi się, że powiedziałem wszystko na przesłuchaniu, które ni stąd ni z owąd agent Booth postanowił mi urządzić.- odpowiedział Shaw a w jego głosie można było wyczuć nutę irytacji.
-Proszę wybaczyć, ale Josephine jest siostrą Booth’a. Dopiero niedawno się odnaleźli a teraz ona ponownie zniknęła z jego życia. Proszę się zastanowić jakby pan zachowywał się będąc w jego sytuacji.
-Racja. Przepraszam.
-Poza tym pan jest ostatnią osobą, która widziała ją żywą…- przerwał i poprawił się natychmiast.- Która ją widziała przed porwaniem.
-Czyli sądzicie, że jest to jednak porwanie?- zapytał Anglik.
-Znam Joss nie od dziś. Wiem, że jest odpowiedzialną kobietą i że nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego.
Malcolm pokiwał głową ze zrozumieniem.
-A pan jak długo ją zna?- zapytał Lance wnikliwie przyglądając się mężczyźnie.
-Hmm… Niech no pomyślę.- popatrzył w przestrzeń za Sweets’em tak jakby w ogóle go tam nie było.
„Źrenice skierowanie nieco w prawo więc nie tworzy, a przypomina.”- pomyślał terapeuta w duchu zaczynając sobie już powoli gratulować świetnego pomysłu z poddaniem Anglika czemuś na kształt przesłuchania neurolingwistycznego*.
-Jakieś dziesięć lat.- odpowiedział Malcolm po namyśle.
-To spory okres czasu. A gdzie się poznaliście?- Lance zadał kolejne pytanie. Shaw roześmiał się i zaczął mu opowiadać całą historię swojej znajomości z Joss. Sweets zadał mu jeszcze kilka innych pytań i z zadowoleniem stwierdził, że mężczyzna reaguje zgonie z klasycznym wzorcem. W końcu przyszła pora na kłamstwo. Czuł, że ten zadufany w sobie Anglik nie odpowie na nie szczerze.
-Czy jest pan zakochany w Josephine?
-Nie.- odpowiedział szybko Malcolm. Jego spojrzenie powędrowało nieco w dół i lewo.- Nie czuję nic więcej do Joss oprócz zwykłej przyjaźni.
„Mam Cię!”- wykrzyknął w myślach Sweets.
-Więc jesteś homoseksualistą?- wypalił ni stąd ni z owąd.
-Słucham?- zapytał Malcolm uznając, że się przesłyszał.
-Pytałem czy jesteś homoseksualistą.- powtórzył Lance z poważną miną.
-Nie, nie jestem. Co to w ogóle za pytanie?
-Musiałem się upewnić, gdyż w pańskiej opowieści nie było nic na temat relacji jakie nawiązują pomiędzy sobą kobieta i mężczyzna.
-Jakich relacji?
-Damsko- męskich. Pan jest przystojnym mężczyzną, Josephine jest atrakcyjną kobietą, to niemożliwe żeby takie dwie osoby, które spędzały ze sobą tyle czasu nic nie połączyło.
-Proszę mi wierzyć, że w tamtych czasach ja i Josephine byliśmy tylko przyjaciółmi.- zapewnił Malcolm dobitnie podkreślając dwa ostatnie słowa. Lance popatrzył na niego podejrzliwie.
-I naprawdę nic pan do niej nie czuł oprócz tego, że ją lubił?
-Lubiłem ją, szanowałem i kochałem jak siostrę.- spojrzenie Shaw’a przybrało wyzywający wyraz.
-Cóż…- nieco zbity z tropu Sweets zastanawiał się gorączkowo nad kolejnym pytaniem.- Czy chęć zwrócenia Joss komputera jest jedynym powodem pańskiego przyjazdu do Stanów.
-Tak.
Znów to samo, spojrzenie skierowane na lewo i nieco w dół. Kłamie jak z nut.
-Na pewno? Czy między nią a panem nie wydarzyło się nic co mogłoby przyczynić się do zniknięcia Joss?
-Nie!- wykrzyknął zdenerwowany Malcolm i poderwał się z miejsca.- Co pan insynuuje?
-Nic takiego.- odparł z niewinną miną Lance.- Chciałem tylko porozmawiać.
-Sugeruję aby zakończyć już to spotkanie.- stwierdził już opanowany Shaw.- Za trzy godziny mam samolot i muszę się jeszcze spakować.
-Rozumiem. Przepraszam jeśli zająłem panu zbyt dużą ilość czasu.- Sweets podniósł się z fotela i skierował w stronę drzwi.- Ach! Jeszcze jedno. Prawie bym zapomniał.
-Tak?- ton głosu Malcolma zdradzał zniecierpliwienie.
-Może mi pan przekazać komputer Joss. Pan wyjeżdża a ja jej go mogę zwrócić.
-Komputer tak? No nie wiem…
-Obiecuję, że go zwrócę Josephine jak tylko się odnajdzie.
-Nie sądzę aby to był dobry pomysł. Może ma w nim jakieś bardzo ważne dane i nie chciałaby aby wpadły w niepowołane ręce.
-Zapewniam pana, że przekażę go w ręce jej brata, które jak najbardziej są powołane do tego.
-Wolałbym jednak osobiście.- Malcolm nie dawał za wygraną i dalej próbował się wykręcić.
-A może po prostu powiesz mi że go nie masz? Że zwrot komputera był zwyczajnym kłamstwem, gdyż przyjechałeś tu z zupełnie innego powodu.
-Nie wiem o co ci chodzi człowieku. Proszę cię, wyjdź stąd i daj mi spokój.
-Co jej zrobiłeś bydlaku?!- wrzasnął Sweets tracąc nad sobą panowanie. Złapał za poły marynarki Malcolma i przycisnął go do ściany. Mimo, że Anglik górował nad nim wzrostem i zapewne mógł go położyć jednym ciosem, Lance się go nie bał.- Co zrobiłeś Joss?
-Nie wiem o czym mówisz. Nic jej nie zrobiłem.- wysyczał przez zęby Shaw i zwinnym ruchem się uwolnił.- Wyjdź stąd zanim wezwę policję i oskarżę cię o napaść.
-W porządku.- odpowiedział opanowanym głosem Sweets.- I tak ci nie wierzę więc miej się na baczności. Dowiem się co się tak naprawdę stało.
-Żegnam.
Lance zacisnął pięści i skierował się do wyjścia. Dwa kroki za nim podążał Malcolm.
-A! I jeszcze jedno.- odwrócił się i z całej siły Shaw’a. Mężczyzna zatoczył się do tyłu i upadł na stojący nieopodal fotel.- To żebyś nie zapomniał o mojej obietnicy.- rzucił i wyszedł. W apartamencie rozległ się trzask zamykanych drzwi przytłumiony przekleństwem rzuconym w języku gaelickim.
Dopiero gdy Lance znalazł się na parkingu, wyciągnął telefon i wybrał numer do Booth’a.
-Booth.- usłyszał w słuchawce nieco zmęczony głos.
-To ja, Lance.
-Wiem, że to ty Sweets. Nie wiem czy jesteś świadomy tego, że technologia poszła na przód i jest coś takiego jak identyfikacja numerów.
-No tak…- przytaknął psycholog z zakłopotaniem.- Mam dla ciebie wieści dotyczące Joss.
-Znalazłeś ją?- głos w słuchawce stał się nieco ożywiony.
-Nie, jeszcze nie, ale chyba wpadłem na pewien trop.
-Jaki?
-Byłem u tego Anglika i…
-Jezu, Sweets…- przerwał mu Seeley.- Po kiego diabła ty tam polazłeś? Wiesz, że mieliśmy go tylko obserwować. Nic na niego nie mamy, za to on jako lord jakiś tam może znaleźć coś na nas. Mało ci kłopotów?
-Masz rację, ale po rozmowie z nim jestem pewny, że on kłamie. Jego przyjazd tu ma związek ze zniknięciem Joss. Na dokładkę on dzisiaj chce wracać do Anglii.
-Jeśli to jakaś bujda, jeśli tylko sobie coś ubzdurałeś to przysięgam, że cię złapię, wywiozę na pustynię, zakopię po samą szyję w piasku i zostawię na pewną śmierć.
-Wiem co mówię.- powiedział z mocą Lance.
-W porządku. Zadzwonię do mojego zmiennika z prośbą o załatwienie nakazu i aresztowania naszego Anglika. Czas, żeby szef dowiedział się o zniknięciu Josephine.
-A dlaczego ty tego nie zrobisz?- zapytał Sweets.
-Cullen odsunął mnie od wszystkich spraw. Można powiedzieć, że zawiesił mnie w obowiązkach albo wysłał na przymusowy urlop.
-Ale dlaczego?- dociekał dalej psycholog.
-Ktoś porwał Hazel ze szpitala…

M&R




Przesłuchanie neurolingwistyczne- NLP- sposób przesłuchania powszechnie stosowany przez amerykańską policję; polega na obserwowaniu zachowań przesłuchiwanego; najpierw policjant zadaje proste pytania dotyczące „przypominania”, na przykład: „Od jak dawna uczysz się karate?”, „Od ilu lat mieszkasz w tym mieście?”, osoba przesłuchiwana uruchamia tę część mózgu, która odpowiedzialna jest za pamięć, przypominając sobie pewne szczegóły zupełnie nieświadomie wykonuje pewne gesty, ruchy, np. kieruje wzrok w prawą stronę (wzorcowy przykład); następnym etapem przesłuchania tego typu jest zadawanie pytań, które wymagają od osoby przesłuchiwanej ocenienia pewnych faktów, tu policjant posiłkować się może pytaniami mniej więcej o takim kontekście: „Jak myślisz, ile czasu trzeba poświęcić aby nauczyć się karate?”, „Ile osób może mieszkać w twojej okolicy?”; tu uruchamiana jest ta część mózgu, która odpowiedzialna jest za „tworzenie”, czyli wyrażenie własnego zdania, oceny sytuacji czy po prostu skłamania; wzorcową reakcją jest kierowanie wzroku w lewą stronę
Mam nadzieję, że dość klarownie to opisałam ;)
Rokitka

Rokitka

mnie sie wszystkie Wasze czesci podobaja:)
od czytania Waszych fikow zaczela sie moja przygoda z FW:)
i ja postanowilam cos napisac, i tak sie zaczelo:)
nie jestem, taka dobra ja Wy obie, ale nie jestesmy wszyscy idealni, prawda??
pozdrawiam i czekam na kolejne czesci
Waszej niekonczoacej sie opowiesci:)

Rokitka

Jak zwykle fantastycznie :) ja bym o ilość osób czytających się nie martwiła :)

karolina90908

Nie wiem skąd się u was bierze takie wrażenie!
Ja będę was czytać do końca, choćby nikt inny tego nie robił (w co wątpię)
Może dlatego nie ma ogromu odpowiedzi, bo zrobiłyście długą przerwę, i niektórzy stracili nadzieję na cedeka... Wiem coś o tym, bo sama piszę 2 ff o Kościach, i czasami, gdy zrobię dłuższą "przerwę" w dodawaniu kolejnych części, tracę czytelników. Ale to się później stabilizuje;)

Wierna do końca,
ewcia9494

Rokitka

Ale niespodziana! Super, że Rokitka znalazła momencik na naskrobanie tej części - zapewne pisząc spogladała w lewo;DDD. Rokitko droga, Ty wiesz, że ja czytam i zawsze zostawiam po sobie ślad. Czasem (czasem?) piszę głupoty, ale odzywam się zawsze i staram się oceniać obiektywnie (to oczywiście nie jest możliwe;).

Po dzisiejszej cząstce stwierdzam, że jest ona IMO jedną z najlepszych, jakie powstały. Trafiłaś w mój gust złociutka;DDD i jeśli dobrze pamiętam też kiedyś wspominałam w moich bazgrołkach i półkulach "tworzenia i przypominania", ale nie opatrzyłam tego komantarzem;))). Jest super i tak trzymać.

Zadowolona LG

Rokitka

zaznaczam swoją obecność i zapewniam o wierności ;) jak zwykle bardzo ciekawa część, czekam z niecierpliwością na kolejne, wiem, że sesja i nie ma jak, ale to już niedługo ;)...

gainka

My z Gainką zawsze sobie przypominamy o nowym odcinku i czytamy sumiennie;).

PS. Mogę podpisać nawet "lojalkę":DDD

Rokitka

Uprzejmie informuję, iż również jestem fanką Waszego opowiadania!!
Rzadko zabieram głos na formu. Wasze opowiedanie przeważnie czytam "biernie", tzn bez komentowania:) ale z racji, że poczułyście sie "nieczytane" postanowiłam się wypowiedzieć:D
Jesteście świetne!! Piszcie jak najwięcej i częściej!!:)

maclady81

Ekstra opowiadanie.
Podobało mi się przesłuchanie przez Sweetsa.
Czekam na kolejne części:)))

_nn_

byłam, zobaczyłam, się zachwyciłam <za krótko>

Rokitka

Oczywiście, że czytamy :)
Dzięki za kolejną część i czekam na więcej :)

Zuza_20

Ja też pragnę zaznaczyć moją obecność. Mimo iż zaprzestałam komentowania, to nadal czytam i oczekuję z niecierpliwością kolejnych części.

dombad

Cześć dziewczyny... (pokornie chylę czółko)
Tu ja, ktoś bardziej wam znany pod nickiem "kgadzinka". Zawiłości związane z filmwebem mnie dobiły, nawala mi coś ta stronka i nie mogłam komentować..
Ale wciąż czytam! I czekam na dalszą część!

kinjaneczka

Dziewczyny kiedy będzie nowa część Waszego opowiadania?

_nn_

Hej gdzie są wszyscy żywi? Pozostały tylko kości:)

kinjaneczka

super dziewczyny to opowiadanko...
przeczytalam je od poczatku i musze powiedziec ze mi sie bardzo spodobalo mam nadzieje ze szybcutko napiszecie dalsze opoka,bo juz nie moge wytrzymac...
pozdrowienia... :)

mara625

Coś tu towarzych zamarło, dlatego ja biorę się za pisanie kolejnej części. Chcę poinformować, że powoli zbliżamy się do końca. Możecie się cieszyć lub smucić. Dla tych którzy się smucą powiem, że jak skończę, spróbuje sił w one partach. Zobaczymy co z tego wyjdzie :P

zweifn

Takk próbuj próbuj... A ja chętnie zobaczę co z tego wyjdzie... ;)

OLUNIA16

Powrócimy jak tylko skończymy z naszymi hektarami!
Buszujące po polach straszycielki rolników - M&R

;)

Rokitka

Czekamy, czekamy i wierzymy, że po przestraszeniu rolników dostaniemy jakąś cząsteczkę choćby ociupinkowatą.

BTW Czy każdego rolnika przestrasza tekst???
- Witamy Pana, my z Agencji:DDD
Nie sądzę;)

_LG_

Właśnie dlatego w tym roku zaczynamy od słowa Kontrola...(a słowo Agencja dopiero później pada we właściwym kontekście;))

;)))