PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78083
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

Treść? Przecież wszytsko jasne...;)...................................................

_LG_

Ja chyba jestem największą fanką, Lg jesteś genialna. Czekam na ostatnią cześć

Zuza_20

Nie spierajmy się o kwestie wzrostu;)) Część się pisze... Może będzie na wieczór.

_LG_

Czekam, czekam a będzie to co lubię najbardziej??

Zuza_20

Będzie i m.in. dlatego pewnie dziś nie zdołam skończyć...

_LG_

Hmm...No trudno, ale skoro czekanie zostanie nam potem wynagrodzone porcją jak zwykle znakomitej treści, to już ewentualnie...
;)))

marlen_3

Spoko, sama chcę to szybko skończyć, ale z 2 strony nie chcę oddać byle czego...;) Cierpliwości lachony.

_LG_

Jak widać cierpliwość nie należy do moich mocnych stron, no ale rozumiem Cię doskonale;) Poczekamy, bo warto;)

_LG_

Dziś nie będzie :( szkoda. Ale czekam kochana pisz, pisz a będzie Ci to wynagrodzone pochwałami

Zuza_20

Nie powiedziałam, że na 100% nie zdążę... staram się. Jeśli do 22 nie będzie, to pojawi się jutro;) Pozdr.

_LG_

"dzieci"? ja mam mroczki przed oczami, czy na serio przeczytałam "dzieci"???
dlaczego ja mam wrażenie, że widzę ich pod koniec jak Scully i Muldera z kinowej wersji TXF??? bo bardzo mi się to podoba:D:D:D
coś widzę że muszę poczekać na jutro....
licze na to, że będzie warto!

ocenił(a) serial na 9
kgadzinka

Kqadzinka, jeżeli masz mroczki przed oczami, to za dużo "m jak miłość" oglądasz.

LG, a ja cię gorąco dopinguję, zeby opowiadanko było jesscze dziś. Co nie znaczy, że naciskam.

Mino


Koniec! Wreszcie koniec! Dała mi w kość ta historia i chyba prędzej sto razy pomyślę nim zacznę pisać następną. Zamysł był zupełnie inny. Zamierzałam z B&B uczynić ochroniarzy świadka komisji na dłużej, ale wpadł Jared i zamącił, a Michael ledwie się pojawił, to już padł...

Proszę teraz jeszcze raz pomyśleć o całym opowiadanku i przyznać, czy spodziewałyście się takiego zakończenia wątku sensacyjnego i losów B&B;)
Wasza LG
_________________________________________________________________
OCZYSZCZAJĄCA MOC PRAWDY - XII. Co Bóg złączył, FBI rozdzieli?

Po powrocie do Waszyngtonu dla Bootha i Brennan stało się jasne, że pomimo ich samozadowolenia z zamknięcia sprawy Catera-Stiresa nikt (może z wyjątkiem Angeli, Cam i Hodginsa) nie uważał ich za bohaterów tamtych wydarzeń. Przedstawiano ich raczej jako kreatorów smutnego Pyrrusowego zwycięstwa. Nie mieli zatem ochoty myśleć o tym, co dalej z ich papierowym małżeństwem oraz czy i kiedy Booth powinien się wyprowadzić. Konsekwencje strzelaniny w domku Stiresów spadły przede wszystkim na śledczego – został on zawieszony w czynnościach służbowych do czasu wyjaśnienia sprawy. Agent odbył długą rozmowę prywatną z Cullenem. Szef obiecał, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by nie pozwolić uczynić z Seeleya kozła ofiarnego. Nawet Jared, który początkowo był bardziej widzem niż uczestnikiem całego zamieszania, został wezwany przez swych mocodawców do Pentagonu. W końcu ośmielił się zastrzelić dyplomatę akredytowanego w Waszyngtonie. Nikogo nie obchodziło, że zastrzelony mężczyzna oprócz swego agrement(1) oraz listów uwierzytelniających posiadał jeszcze sporego kalibru pistolet i mordercze zamiary. Pozostali „poszkodowani”, pełniący w Stanach rolę chargé d'affaires, mimo obrażeń postrzałowych zostali „pilnie wezwani do kraju” i wyjechali z Ameryki w zorganizowanym pośpiechu, czyli uciekli. Cóż, sprawiedliwość jest ślepa – myślała Brennan krzątając się po mieszkaniu. Na nowe śledztwo nie mogła liczyć, a Cam sama zaproponowała jej wolny dzień na odstresowanie się po spotkaniu z komisją senacką. Po południu Angela miała jej zaprezentować w praktyce dobroczynny wpływ zakupoterapii na skołatane nerwy kobiety. Tymczasem antropolożka snuła się sennie po domu i zastanawiała się jak małżeństwo z Boothem wpłynie na ich dalszą pracę. Agent wrócił kilka kwadransów później zły.

- Tłumaczyłem Cullenowi i komisji dyscyplinarnej, że trudno jest dbać o nietykalność pracownika dyplomatycznego w warunkach regularnej bitwy, i to bitwy rozpoczętej przez tegoż nietykalnego. – Mówił już od drzwi i ciskał gromy w kierunku niesprawiedliwego demiurga, który wymyślił i zesłał na złość ziemianom dziwadło prawne w postaci immunitetu.
- Po dokonaniu trzech morderstw ci mężczyźni powinni dostać śmiertelny zastrzyk, a tymczasem uznanie ich za „persona non grata” i wydalenie z USA jest najwyższą możliwą karą. – Słowa te napełniły Temperance goryczą i złością bezsilności.
- Jaką decyzję podjęła komisja dyscyplinarna? – Zapytała kobieta, by zapomnieć choć na chwilę o niesprawiedliwości losu.
- Wciąż obradują – powiedział mężczyzna ze smutkiem i zaraz dodał nostalgicznie – zabrali mi broń i samochód służbowy... dobrze choć, że moja żona ma solidne auto. – Temperance nie wiedziała jak go pocieszyć, nie znajdowała odpowiednich słów, więc podeszła tylko do niego i objęła mocno. Miał to być uścisk pokrzepiający, i tak było na początku, a potem on powiedział cicho.
- Gdy obudziłem się obok ciebie w Vegas, myślałem że śnię. Musiałem użyć całej siły woli, by cię nie obudzić pocałunkiem.
- Z tym ostatnim nie musisz czekać do rana – zaproponowała Brannan, a on ochoczo przystał na to zaproszenie. – Jej ostatnią trzeźwą myślą było zaskoczenie, że jednak istnieje coś ponad seks. Czasem ktoś na ciebie działa odrobinkę, a ktoś inny pociąga cię szalenie. W końcu z tych samych pierwiastków – wodoru i tlenu – powstaje zwykła woda, a zdarza się, iż łączą się one w „ciężką wodę”, której używano do produkcji bomby atomowej. W tym przypadku mamy zdecydowanie do czynienia z wybuchową mieszanką. Para w szaleńczym tańcu zrywała z siebie ubrania i potykała się o różne sprzęty. Booth drąc jej bluzkę wpadł na regał z książkami i wiedza pokoleń antropologów posypała się na podłogę. Pomyślał, że te bezużyteczne przedmioty nie będą zbyt wygodne i pognał za Temperance, a ta tymczasem zahaczyła ręką o półkę z bibelotami i jej zabytkowa mizerykordia spadła z brzękiem na kafelki. Nie przetrwał także nowy wazon, który dostała niedawno od agenta. Walczyli ze sobą i otaczającą ich martwą materią, choć przecież chodziło im o jeden, upragniony cel. W końcu minimalizując ewentualne dalsze zniszczenia opadli w salonie na puszysty dywan. On znacząc gorącą ścieżką pocałunków jej brzuch, zdołał jedynie wyszeptać.
- Wiesz lubię ten twój dywan. – Ona zaś zachichotała.
- Potrafisz prawić kobiecie komplementy. Może jednak pójdziemy do sypialni? – Propozycja była kusząca, ale i to mogło poczekać.
- Potem – obiecał śledczy wiedząc, że tej obietnicy dotrzyma na pewno.

Znacznie później agent odebrał telefon od szefa i ponownie się zmartwił.
- Wszystkie zarzuty oddalono, ale pozostaje kwestia fraternizacji(2)... – powiedział i zapytał – mówi ci to coś? – Kobieta usiadła na łóżku i gorączkowo zbierała myśli.
- Booth, ja i Cam to załatwimy... – Ale on wiedział, że polujący na czarownice nie lubią jak ich ofiary nie są choć trochę pognębione.
- Nie ustąpią. – Ukrył twarz w dłoniach i lamentował. – Co myśmy najlepszego zrobili Bones?
- Gorliwie wypełniliśmy obowiązek małżeński? – Podsunęła. Równie dobrze mogła nazwać jedzenie lodów, kuracją medyczną. On jednak nie ustawał w przeglądaniu oczyma duszy najczarniejszych scenariuszy, potwierdzając słuszność maksymy: omne animal post coitum triste(3)
- Rozdzielą nas, choćbyśmy się zgodzili, aby nasłali na nas tuzin nastoletnich psychiatrów. – Potok jego żalu zdawał się płynąć rwącym, górskim nurtem. - Łóżko ma dwa metry, ale życie jest znacznie dłuższe.
- Tu nie chodzi o łóżko, tylko o twoje podejście do instytucji małżeństwa. – Odparowała antropolożka - Więc anulujmy je Booth, papier i tak nie jest nam do niczego potrzebny – zaproponowała rzeczowo wciąż przytulając się do niego. – Ale agent miał już dosyć kłamstw i rzekł z goryczą.
- Nie chcę już oszukiwać i bawić się w pokrętne sofizmaty. Jakoś sobie poradzimy – I trwali tak w swoim małym świecie nie myśląc o jutrze.

Tradycją już stało się, że ich spokój zakłóciło dobijanie się do drzwi. Agent jęknął i zaproponował.
- To pewnie znowu on. Nie otwierajmy, to sobie pójdzie... – „on” miał jednak denerwujący zwyczaj pukania do skutku. Zza podwoi dało się słyszeć narzekanie.
- Dlaczego zawsze się muszę dobijać? Niechęć do otwierania mi drzwi weszła wam w krew.
- Inny by już dawno zrozumiał aluzję – powiedział Seeley pod nosem narzucając na siebie w pośpiechu ubrania. Brennan przetrząsała garderobę w poszukiwaniu swego ulubionego, czarnego szlafroka. W salonie Booth rozmawiał już z bratem.
- Co słuchać? – Zagaił przedsiębiorca odkładając swojego oliwkowego stetsona.
- To zależy, gdzie przyłożysz ucho – odparł śledczy najpogodniej jak w tej chwili potrafił, czyli smutno. Dołączyła do nich Temperance i zaproponowała coś do picia.
- Jeszcze w waszej lodówce stoi szampan kupiony z okazji mojego przyjęcia do Departamentu Obrony, a mnie już stamtąd wylali za uczestnictwo w pewnej „międzynarodowej aferze”, to co napijemy się? – Spytał, a Booth i Brennan skrzywili się na wspomnienie ostatniego zakosztowania Bachusowych specjałów. Gość jednak przyjrzał się gospodarzom uważnie i rzekł.
- Hej wyglądacie jak żałobnicy i ofiary kataklizmu z jednym. – Rozejrzał się dokoła i dostrzegłszy porozrzucane oraz porozbijane sprzęty gwizdnął przeciągle i rzekł. – A tędy przeszła Katrina lub spadł tu B-52, jak w Palomares(4).
- Wiesz, skoro tu już jesteś bracie... – Zaczął Booth niepewnie. – Choć to teraz nie ma już najmniejszego znaczenia, muszę ci wyznać, że ja i Bones wcale... hm... nie byliśmy zaręczeni.
- Naprawdę? – Spytał były pracownik Pentagonu. Jego głos brzmiał dość niepewnie, a już na pewno nie wyrażał wielkiego zaszokowania. Agent nie zwracał jednak na to uwagi, bo próbował ubrać w słowa to, co go dręczyło. Zaś sfingowane narzeczeństwo było obecnie najmniejszym problemem.
- Gdybym miał się ożenić, to Bones byłaby pierwsza... szkopuł w tym, że przez to, że się pobraliśmy nie możemy teraz razem pracować... – w wywód wtrąciła się dotąd pasywna Brannan.
- Gdybym chciała mieć dziecko, to geny Bootha bardzo mi odpowiadają...
- Co?!? – Śledczy wyrwał się z odrętwienia i przyjrzał się małżonce, jakby widział ją pierwszy raz w życiu.
- Miała być szczerość... – wyjaśniła antropolożka. Jared zaśmiał się odrobinę sztucznie, jakby tuszując niepewność.
- Też ci się teraz zebrało na rozmowy o prokreacji... – wysyczał Seeley do Temperance z zażenowaniem.
- Nie rozumiem, w czym rzecz – odparł młodszy brat. – Skoro nie byliście zaręczeni i pobraliście się w Vegas pod wpływem... sytuacji, to teraz unieważnijcie to małżeństwo i wracajcie do współpracy na płaszczyźnie zawodowej – recepta zaprezentowana przez naturalizowanego Teksańczyka wydawała się być idealna i prosta jak konstrukcja cepa. Problem w tym... no właśnie, był mały problem. Jared dopiero teraz przyjrzał się baczniej gospodarzom, ich niekompletnej garderobie i spłoszonym spojrzeniom. Tego się nie spodziewał i nie mógł się powstrzymać od śmiechu... śmiał się jak osoba dotknięta szaleństwem, łzy napłynęły mu do oczu i pewnie by nawet dostał czkawki, ale widocznie jego przepona była dziś oporna i niechętna do współpracy. Antropolożka i agent przełamali pierwszą falę konsternacji i przyglądali się napadowi Jareda – ona z ciekawością, on ze zdziwieniem. Młodszy mężczyzna próbował się uspokoić i zapanować nad oddechem, ale wciąż był daleki sukcesu, bo ilekroć spojrzał na brata lub jego lubą, to zaczynał kolejną rundę maratonu chichotu. Po dłuższej chwili, wyczerpany powiedział wreszcie.
- Wiedziałem, że jak się wam stworzy dogodną sytuację, to z miejsca pękniecie i wykorzystacie nadarzającą się okazję – Brennan nie miała pojęcia, co przedsiębiorca może mieć na myśli i tylko spojrzała na partnera, ten zaś zerkał na gościa z czujną rezerwą, by w końcu zapytać przywdziawszy dobrotliwą maskę spokoju.
- Mamy dziś chwilę prawdy, więc racz nam wyjaśnić, co miałeś na myśli wspominając o „tworzeniu dogodnych warunków”. – Temperance chyba zaczynała rozumieć, o czym mowa, bo nerwowo poprawiała poły szlafroka. Teksańczyk zaś był wciąż rozbawiony, a w dodatku dał się oszukać zwodniczemu spokojowi braterskiego oblicza. Wyjaśnił zatem rzeczowo.
- Nim przyjechałem do D.C. miałem pewne rozeznanie w sytuacji, jaką tu zastanę... – co było eufemizmem omawiającym skorzystanie z usług prywatnego detektywa. – Rutynowo przygotowywałem się do procesu Marca. – Kontynuował przedsiębiorca. – Gdyby Hamilton skrzywdził któreś z was, nie zeznawałbym na rzecz jego obrony – te wyjaśnienia nie brzmiały groźnie ani podstępnie, ale zakładały pewną dozę fałszu niedopowiedzenia, lub raczej przemilczenia swej wiedzy.
- Twierdziliście, że jesteście zaręczeni, ale tańczyliście wokół siebie na paluszkach nie śmiejąc się dotknąć... hm... pomyślałem więc, że trochę was podrażnię – mówiąc to mężczyzna wzruszył niewinnie ramionami.
- I...? – Booth z trudem panował nad niecierpliwością.
- I na tym by się skończyło, gdyby nie Vegas – przedsiębiorca tracił pewność siebie i wyglądał na skruszonego, albo przynajmniej przekonująco udawał skruchę. Spojrzał niepewnie na brata i powiedział.
- Tamtej szalonej nocy, gdy Temperance grała w bakarata poprosiłem cię byś skoczył po pewien rzadki lek do apteki. Wiedziałem, że zajmie ci to trochę czasu... – Jared unikał spojrzenia Seeleya, przezorność opłaciła się, bo zerkanie w oczy Gorgonom byłoby w tej chwili rozsądniejsze.
- Diabeł mnie podkusił i pognałem do najbliższego jubilera, w tym wypadku do sieci Harry’ego Winstona i nabyłem parę obrączek. Pomyślałem, że to świetny kawał. – Brennan nie wierzyła, że jej „szwagier” miał tak mocno rozbudowane poczucie humoru, aż za mocno jak na jej gust.
- Na szczęście obrączki pasowały – mówił dalej młodszy brat – i założenie ich nie było trudne, bo jak was odprowadzałem, to nie zauważylibyście nawet, gdybym wam zrobił tatuaże. – Tu przerwał i dodał po krótkim namyśle. – Z tatuażami nie byłoby tyle zabawy... Jak rano udawaliście, że wszystko jest w porządku, to dopiero było coś. – Dodał z uśmiechem. Temperance zaś podsunęła mu.
- Akt ślubu... – Jared skinął do niej dłonią i mówił z dumą osoby przedsiębiorczej.
- Załatwienie go też nie stanowiło wielkiej trudności, postanowiłem iść w zaparte, ale trudniej było go wam podrzucić rano. Włożyłem papier do twojej torby „bratowo”, bo gdzieś schowałaś torebkę... Byłem pewien, że to nie przejdzie, że mnie zdemaskujecie, nawet chciałem byście się zorientowali, ale zajęliście się pracą, a potem... sami wiecie. – Jego szczera opowieść uszłaby mu może na sucho, gdyby nie bezczelny uśmieszek. Gdy zorientował się, że gospodarze nie podzielają jego zamiłowania do sztuki komplikujących życie dowcipów, było już zbyt późno na ucieczkę. Dwa anioły zemsty zbliżały się do byłego pracownika Pentagonu powoli i złowieszczo.
- Dajcie spokój, nie skrzywdzicie przecież swego gościa! Nie rzucicie się chyba na mnie we dwoje! – Próbował oponować zmierzając w kierunku drzwi, ale brat go zatrzymał.
- Masz rację, to nie byłoby sprawiedliwe... – powiedział Booth tłumiąc odruchy walki – Nawet z Herkulesa d... jeśli się nań rzuci ludzi kupa(5).
- Braciszku – Jared nie ustawał w wysiłku udobruchania Seeleya, ale nie bardzo mu to wychodziło. – Świetnie się z wami bawiłem... – Agent miał na ten temat wyrobiony pogląd.
- Nie tyle „z nami”, co „nami” młody, a to znaczna różnica... – potem zaś rzekł, niczym Muammar Kadafi do swojej wiernej gazeli(6) – Bones, ja wiem, że on bardzo chciał to od jakiegoś czasu usłyszeć, więc zrobimy mu przed wyjazdem przyjemność – „Jest cały twój” – i zrobił gest jakby ją przepuszczał mówiąc „panie przodem”, a sam stąpając ciężko dowlókł się do pogrążonej w nieładzie sypialni i usiadł na łóżku. Po dłuższej chwili Brennan usiadła obok niego masując nadgarstek. Agent zapytał tylko.
- Lepiej ci Bones? – Kobieta zaś tylko przytaknęła bezgłośnie i oparła głowę na jego ramieniu. Tak wiele się wydarzyło, że nawet ich ogromne zdolności adaptacyjne nie wystarczały im, by ogarnąć cały ten galimatias.
- Gdybym wiedział, że przyłożenie Jaredowi zapewni ci komfort psychiczny, to już dawno bym ci to polecił. A co z nim? – Śledczy starał się odwrócić jej uwagę od niewesołych myśli.
- Nie umrze od potłuczonych żeber i podbitego oka. Wyleczyłam jego manię wielkości z kolejnych „zabaw” w Boga i marionetki, ale z podłym charakterem nic nie mogłam zrobić. – Potem westchnęła i dodała.
- My zaś wróciliśmy do punktu wyjścia – antropolożka podsumowała wpływ ostatnich rewelacji na ich życie.
- Niezupełnie... – odparł mężczyzna bezwiednie masując jej kark. – Zaczynam dostrzegać coraz więcej zalet wolnych związków... – powiedział ostrożnie, a siedząca obok niego partnerka uśmiechnęła się do siebie i zmieniła temat, wiedząc, że nie powinna go w pewnych kwestiach naciskać.
- Wiesz Booth, nie zgadzam się by śmierć Chrisa, Michaela i Eleny poszła na marne i by akta tej sprawy zalegały w ukryciu. Przewodnicząca komisji senackiej na osobności przedstawiła mi pewną propozycję. – Brennan polubiła tę mieszkankę Kalifornii i czuła, że jeszcze kiedyś ją spotka.
- Co chcesz zatem zrobić? – Zaniepokoił się mężczyzna.
- Opiszę to... dajmy na to pod pseudonimem – pomysł ten wzbudził jej entuzjazm.
- Jakim pseudonimem? – Dopytywał wciąż niewystarczająco przekonany agent.
- Na przykład „LG”! – Rzuciła kobieta pospiesznie.
- To głupi pseudonim... – oponował Booth bez większego przekonania, bo jego myśli zaprzątała inna sprawa.
- Bones z tym dzieckiem, to chyba żartowałaś, prawda? – Spytał w końcu.
- Oczywiście. – Odparła przekornie. - W takim samym stopniu jak ty, odnośnie ślubu. – Dodała kobieta z zagadkowym błyskiem w oczach. Potem zaś zalotnie szepnęła.
- Pozwól, że korzystając z zalet naszego wolnego związku przekonam cię, że mój nowy pseudonim wcale nie jest idiotyczny. – Zaczęli zatem swoją bez słów rozmowę.

Czy Booth dał się przekonać? Same wiecie najlepiej, ale w ostateczności, to nie rezultat, lecz samo przekonywanie było najważniejsze.
____________________________________________________________________________
1) Małe nadużycie, ponieważ w stosunku do pracowników dyplomatycznych niższego, trzeciego szczebla agrément nie jest wymagany. Procedura dotyczy jedynie szefów misji pierwszej i drugiej klasy. Podobnie jest z listami uwierzytelniającymi. Wybaczcie nieścisłość, ale to tak ładnie brzmiało;)
2) Fraternizacja – bratanie się. Leksem ten ma w większości przypadków pejoratywne konotacje, np. fraternizacja z wrogiem, czy z cywilami – co sugeruje zdradę, konflikt interesów, działania nieprofesjonalne i nieetyczne. Fraternizacja rozumiana jako stosunki służbowe pomiędzy osobami spokrewnionymi, zaprzyjaźnionymi, małżonkami lub kochankami jest ściśle limitowana w takich kontekstach instytucjonalnych jak: siły zbrojne, korpus dyplomatyczny, parlamenty, więzienia, szkoły, korporacje, zespoły sportowe... Co do FBI nie mam pewności, jak to działa, ale jest wielce prawdopodobne, że małżeństwo agenta i jego partnerki wzbudziłyby zastrzeżenia.
3) Omne animal post coitum triste – każde zwierzę po stosunku zwierzęta są smutne.
4) Palomares – nadmorska wioska w hiszpańskiej Andaluzji. W jej pobliżu doszło do poważnej katastrofy lotniczej. W 1966 roku, czyli w czasach, gdy Synowie Wuja Sama nie dysponowali jeszcze rakietami dalekiego zasięgu do przenoszenia głowic nuklearnych, ich bombowce z bombami atomowymi krążyły nieprzerwanie nad światem nie lądując nawet by zatankować paliwo. Jeden z takich bombowców podczas powietrznego tankowania uległ wypadkowi. Na ziemię spadły samolot cysterna i bombowiec B-52 oraz 4 bomby termojądrowe. W dwóch bombach na skutek uszkodzeń wybuchła część ładunków. Skutki tamtej katastrofy są odczuwalne w Hiszpanii do dziś, choć Amerykanie wywieźli stamtąd nawet skażoną glebę. Ciekawe, jakby Jankesi zareagowali, gdyby wybuchły całe 4 ładunki, ale wtedy zapewne nie mieliby nawet komu w Hiszpanii składać wyrazów współczucia:/
5) Zabawne tłumaczenie łacińskiej sentencji – „nec Hercules contra plures” – tłumaczonej zwyczajowo jako - „siła złego na jednego”.
6) Pułkownik Muammar al-Kadafi – libijski polityk, znany z ekscentrycznych pomysłów dyktator. Jest on jednocześnie „śmiałym” reformatorem; np. w swojej „Zielonej książeczce” zawarł wywrotowe stwierdzenie, że „kobieta jest człowiekiem”, z czym nie zgadzają się fundamentaliści z jego kraju i twardogłowi legiści szariatu. Kadafi panicznie boi się o swoje życie i wpadł na cwany pomysł, by jego ochrona osobista składała się wyłącznie z kobiet komandosów. Panie ochroniarze zwane gazelami są o wiele bardziej spostrzegawcze i dokładniejsze niż panowie. Potrafią przewidywać zagrożenia, w czym pomaga im przysłowiowa, kobieca intuicja i mniej rzucają się w oczy, gdy towarzyszą osobie ochranianej. Poza tym Arabowie nie strzelają do kobiet, zatem dyktatorowi teoretycznie nic nie zagraża.

To już jest koniec, nie ma już nic - jesteście wolne, możecie iść;)))

_LG_

oł, bejbe, toś zamieszała ;)))
Jared stał się od razu moim idolem i zastanawiam się, czy w serialu też tak znaczącą rolę odegra...

wniosek na zakończenie: jeżeli w opowiadaniu pojawia się puszysty dywan,koniecznie powinien zostać on wykorzystany jako materac ;)

ocenił(a) serial na 9
_LG_

Pozbieram się, to coś napiszę...
...
...
...
Trochę to trwa....
...
Zatem- bardzo zaskakiwujące rozwiazanie małżeństwa.
Myślał sobie Jared, że taki braciszek-spryciaszek jest. Dobrze, że mu się od Brennan oberwało.
A i jeszcze pseudonim. Niech za komentarz posłuzy mi mój długi, wściekły chichot

ocenił(a) serial na 9
_LG_

Jak zwykle LG pokazała klasę:) Opko świetne, ja jednak nadal liczę, że nasza Wielka Autorka, pomimo twórczego zmęczenia, uraczy nas jeszcze kiedyś alternatywą z Jaredem w roli szczęśliwego żonkosia;)
Tak, tak, wiem, męcząca jestem, ale tak mi młodszy Booth przypadł do gustu, że nie mogę się z nim rozstać^^

Mortima

no wiesz ty co? ale ty masz pomysły... :)
rechotać mi się chce, jak czytam opowieść Jareda:)

do koleżanki wyżej- nieznoszę m jak malarii:)

kgadzinka

a ja nie mogę przestać się śmiać...:]świetne zaskoczyłaś mnie tym małżeństwem...
swoją drogą dobrze tak Jaredowi... Bones nieźle go poobijała;))))

_Lena_

Dotrzymałam obietnic, a jednocześnie nie doprowadziłam do niczego nieodwracalnego...;D

Mortima

Do Meteory. Może kiedyś nabazgram jedną cząstkę... ale nie dziś i nie zaraz;)

Dziękuję wszystkim dziewojom za współpracę i doping:DD
Wasza LG

ocenił(a) serial na 10
Mino

Ciąg dalszy mojego opowiadania. Wiem, ze jeszcze nie udzielam się na forum, ale jestem dopiero na zakończeniu 3 na 10 stronie i jeszcze trochę mi zostało do przeczytania. Ciąg dalszy mojego opowiadania jest dość krótki, ale mam nadzieję, ze się wam spodoba:).

-Booth nie lepiej iść drogą?
Brennan szła potykając się o korzenie i przedzierając przez gęste krzaki.
-No dobrze możemy iść drogą, przyznam szczerze, że skrót przez las nie był dobrym pomysłem. Tylko musisz mi powiedzieć, gdzie jest ta droga.
Uśmiechnął się zniewalająco, ale wściekła Temp nie zwróciła na to uwagi.
-Zgubiliśmy się? Myślałam, że wiesz, gdzie idziemy.
-Ale ja nic takiego nie powiedziałem....
-No świetnie –rzuciła wściekła. –Czyli jesteśmy sami w środku lasu, bez wody i jedzenia...
Opadła bezsilnie na pobliski kamień.
-I nie ma zasięgu.
Wyjął komórkę i spojrzał na wyświetlacz.
-Nim znajdziemy cywilizację zdążymy umrzeć z głodu bo źródełko pewnie uda nam się znaleźć.
-No co ty, jedzenie jest tu mnóstwo, jakieś korzonki czy robaki. Zawsze przecież mogę też zjeść ciebie.
Podszedł do niej i szczerząc zęby udawał, że chce ja ugryźć.
-Przestań nawet tak żartować, z antropologicznego punktu widzenia silniejszy osobnik najpierw zje słabszego.
-Więc przyznajesz się, że jestem lepszy od ciebie?
-Wcale nie, nie oddam mojego mięsa tak łatwo!
-Mięsa, Ha, Ha! Chyba raczej kości.
-Może wolałbyś tę pięść co? To nie jest odpowiednie miejsce na wygłupy!
-Ale to ty zaczęłaś, a tym mięsem to tylko narobiłaś mi apetytu. Już widzę ciebie jak pieczesz się wolno nad ogniskiem.
Rozmarzył się, ale Brennan nie była zadowolona już chciała mu coś wygarnąć, ale położył jej palec na ustach.
-Cii, Bones, słyszysz? Samochód!
Zwróciła głowę w stronę, która wskazywał Booth.
-Rzeczywiście.
-Czyli tam musi być droga!
Pobiegli w stronę hałasu, przeskakując nad przeszkodami, ale kiedy tam dotarli okazało się, że to wcale nie była droga tylko....

kryfionka_2

Troszę krótko... ciekawie, ale zbyt krótko;)

_LG_

Świetnie..... tylko co dalej kryfonka pisz dalsza cześć

kryfionka_2

"Pobiegli w stronę hałasu, przeskakując nad przeszkodami, ale kiedy tam dotarli okazało się, że to wcale nie była droga tylko.... "

...rów melioracyjny (bo na mapach ewidencyjnych oznacza sie je tak samo!)- wiemy z doświadczenia, heh...;)

Mino

Ciąg dalszy nastąpił :D

Wychodzą z wody nie spoglądając na siebie. Bones siada na kocu i suszy włosy, Booth patrzy się na nią ma ochotę coś powiedzieć, ale nie wie w jaki sposób. Pierwsza odzywa się Temp
- Chyba już powinniśmy wracać - wyciera włosy.
- Ok - odpowiada - Bones??.... a z resztą już nic - jego głos wydaje się bardzo zawiedziony.
- To już się stało, nikt tego nie zmieni -odpowiada po dłuższym milczeniu. Chwila zastanowienia - A tak po za tym całkiem, całkiem fajnie całujesz - uśmiecha się pod nosem. Jej stwierdzenie bardzo zaskoczyło Bootha, który usłyszawszy te słowa nie wiedział gdzie ma podziać swój wzrok. Z lekkim uśmiechem i małym zawstydzeniem odpowiada.
- To co teraz było to było nic w porównaniu do tego co potrafią moje usta - opiera się o samochód. Ich wzroki wymieniają się pełnym skrywanej przez siebie miłości.
- Tak?? - pyta z ironią.
- A co chcesz się przekonać?? - jego propozycja była nie na miejscu, ale uświadomił sobie to dopiero wypowiadając te słowa.
- No taka propozycja?? Muszę to przemyśleć - odpowiada pisarka z żartem w głosie. Jeszcze wtedy nie świadoma co się wydarzy za chwilę......Mija chwila.
Mimo iż te słowa wypowiedziała z żartem wstała i podeszła do Bootha. Przyciągnęła Go do siebie i zaczęła całować. Lekko zdezorientowany Seeley mimo wielkiego zaskoczenia i jeszcze większego zdziwienia odwzajemnia jej pocałunek, który jak się później okazało był pierwszym krokiem do romansu kochanków. Przytuleni do siebie partnerzy czuli nawzajem swoje perfumy i bojące swoje serca. Oderwali się na chwilę.
- Mówiłem Ci, że jestem niezły - jego głos jest lekiem na całe jej zło, lekko podniecający a zarazem zniewalający. Oczywiście nie zabrakło jego zabójczego uśmiechu.
Bones nic nie powiedziawszy z uśmiechem na twarzy na znak zgody całuje ukochanego. Ich pocałunki stają się coraz bardziej namiętne, opętany Booth tą całą magią zaczyna pieścić szyję partnerki. Jego usta masują jej kark jest im bardzo dobrze, są żądni siebie i tego co może sie wydarzyć. Do Brennan dotarło gdzie się znajdują.
- Booth - odpycha Go lekko od siebie. - Chyba sobie tego nie wyobrażasz, że zrobimy to tu na kocu?? - jest wyraźnie podniecona.
- A dlaczego nie. Zawsze marzyłem o tym no wiesz..aby to zrobić przy blasku księżyca. - Bones mimo zdziwienia i kuszących całusów Seeleya zgadza się.
Była ok 21-ej, mimo iż było to lato już robiło się ciemno, a na niebie była pełnia księżyca. Partner pieścił jej twarz i usta. Wziął ją na ręce i delikatnie położył na kocu dalej całując. Ona zaczęła rozpinać jego spodnie, ona zaś zdejmował z niej nadal mokre ubrania. Zostawszy tylko w bieliźnie wstąpiło w nich nieopanowanie nie mogli się powstrzymać zachowywali się jak para nastolatków uprawiająca sex po raz pierwszy w życiu. Gdy zostali nadzy Booth pieścił całe ciało Bones, ona zaś jego. Nastała chwila kiedy ta para zjednoczyła się to był piękny moment. Oboje wpatrzeni w siebie nic ich nie obchodziło co powiedzą inni?? co będzie potem?? Chcieli tylko być blisko siebie.
Po stosunku Bones i Booth leży nadzy uroku tej pięknej chwili dodawał księżyc odbijający się w tafli wody. Nic się nie odzywali może chcieli aby ta chwila była wieczną albo bali, wstydzili się odezwać, lecz ktoś musiał sie pierwszy odezwać a odezwał się Booth.
- Bones....- nie wiedząc jak sformułować zdanie zamilkł.
- Tak?? - odpowiada wtulona w niego partnerka. Cisza. - Booth może już powinniśmy wracać do domu. - podnosi lekko głowę i daje mu całusa.
- Tak, to jest dobry pomysł - dodał po chwili zastanowienia.
Uwierali się on i ona lekko speszeni. Gdy Booth już się ubrał czekał pod samochodem patrząc na Temp, która ubiera się niezgrabnie w wilgotne ubrania robiąc przy tym miny niezadowolenia.
- Może się nie ubieraj - zaproponował uśmiechem na twarzy i lekko ironią. Bones nie wiedząc, że partner sobie żartuje dodaje.
- Tak, pewnie jak sobie to wyobrażasz?? - Oburza się. Zakłada mokra podkoszulkę.
- Normalnie, możesz przecież owinąć się kocem. - żartuje nadal.
- A jak wysiądę z samochodu. Booth jak?? - wiedział, że jego partnerka jest nie życiowa, ale nie wiedział, że aż tak.
- Mogę Cię wnieść jak chcesz - wybucha śmiechem. Bones tylko patrzy na niego wściekłym wzrokiem jak by miała Go zaraz zjeść


ocenił(a) serial na 10
Zuza_20

Ach, ostro. Takie opowiadania to ja lubię, pełne uczuć i miłości. Noc na kocu przy świetle księżyca fajny pomysł. Świetne opowiadanko, a szeczególnie wypowiedź Brennan "A tak po za tym całkiem, całkiem fajnie całujesz" nie ma to jak komplement z ust Temp. Czekam, aż znowu coś napiszesz. Ja może jutro dodam kolejny fragment bo mam już pomysł. A co do nadrabiania w czytaniu forum to jestem na 14 stronie zakończenia 3 czyli przeszłam już przez kolejną akcję z "z tym niezdrowym co jest w kawie, a co daje niezłego kopa" (żeby nie nazywac po imieniu). Przyznam szczerze, ze to forum strasznie mnie wciągnęło.

ocenił(a) serial na 10
Mino

Witam i dość szybko daję nową część. Ta jest trochę przynudnawa, ale za to dłuższa niż ostatnio. Mam nadzieję jednak, że nie to co napisałam nie jest, aż takie złe. Mi się nawet podoba. Życzę miłego czytania.

Jest to dalsza część mojego opowiadania.
W ramach ścisłości: Booth i Brennan wyjechali z Instytutu w godzinach popołudniowych.
*************************
Ujrzeli niewielka polankę oświetloną zachodzącym słońcem. Naprawdę słyszeli dźwięk samochodu, ale wydobywał się on z...
-Magnetofon?
Bones podeszła do niewielkiego, przestarzałego już urządzenia stojącego na trawie. Z niewielkiego głośniczka słychać było dość kiepskiej jakości nagranie ruchu ulicznego. Coraz bardziej zachrypnięte i cichsze ryki samochodów wskazywały na to, że w przenośnym odtwarzaczu wyczerpywały się baterie.
-Nie no świetny kawał. Może masz jakieś logiczne wytłumaczenie na to zjawisko Bones?
Booth stanął za nią i również przyglądał się cichnącej machinie.
-Nie Booth na to NIE ma żadnego antropologicznego punktu widzenia, bo niby po co jakieś stare radio sprzed dziesięciu lat, stoi w środku lasu i zwabia ludzi odgłosem starych samochodów, to nie ma sensu.
Nim jednak agent zdążył coś powiedzieć usłyszeli szelest w pobliskich krzakach, Seeley wyciągnął broń i skierował ją w stronę miejsca z którego dochodził hałas.
-Ha! Mam was, daliście się nabrać!
Zza zarośli wyskoczył mały, jasnowłosy chłopiec, który musiał mieć nie wiele ponad 10 lat, ubrany był w staromodne ubrania, które pamiętały zapewne czasy magnetofonu na trawie. Kiedy dzieciak ujrzał spluwę w rękach agenta, przystanął i wytrzeszczając swoje niebieskie oczy otworzył usta w zachwycie.
-Prawdziwa? Jest pan gliną?
Seeley dopiero w tej chwili zorientował się, że wciąż w niego celuje więc szybko opuścił ręce.
-Jestem agentem FBI nazywam się Seeley Booth, a to moja partnerka dr Temperance Brennan.
Temp do tej pory nie odezwała się ani słowem.
-WOW! Ale super! –zachwycił się malec –Koledzy mi nie uwierzą jak im to opowiem!
Podskoczył z radości i zaczął przyglądać się im wręcz z uwielbieniem. Jednak po chwili przyjął pytający wyraz twarzy.
-A kim pani właściwie jest?
To pytanie było oczywiście do Brennan, która wciąż była zszokowana obrotem wydarzeń.
-Jestem antropologiem.
-Antro... co? –zdziwił się i szukał ratunku u Bootha mając nadzieję, że ten mu wytłumaczy.
-Bada kości. –odparł agent i puścił do niego oko.
Temperance jednak coraz mniej podobała się przedłużająca rozmowa.
-Właściwie o co ci chodziło, kiedy mówiłeś, że nas nabrałeś?
-Bo myśleliście, że tu jest droga, a to tylko moja kaseta.
-Więc specjalnie wprowadzasz w błąd ludzi?
Nie rozumiała jego toku myślenia, niby po co robić coś tak głupiego?
-Tak, bo w tym lesie wiecznie się ktoś gubi i lubię patrzeć jak z nadzieją wpadają na tę polankę, a potem szok, że to tylko małe radyjko. Potem wyskakuje ja i za drobną opłatą wskazuję jak dojść do prawdziwej drogi, to niezła zabawa i świetny interes.
Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i potrząsnął kieszenią, w której zabrzęczały monety.
-Twoi rodzice ci na to pozwalają? A ty nie boisz się, że kiedyś spotkasz kogoś kto ci może zrobić krzywdę?
Antropolożka zdziwiła się strasznie, że dzieciak w jego wieku chodzi sobie sam po lesie bez jakiejkolwiek opieki i jeszcze naraża się na gniew ludzi.
-Mieszkam o tam. –wskazał w bliżej nieokreślonym kierunku –To blisko więc nie ma się czym martwić.
Słońce już prawie całkiem zaszło, a wiatr wiał coraz mocniej i był coraz zimniejszy.
-Musimy już iść Booth. –Temp spojrzała na ciemniejące niebo. –Pewnie już zaczęli nas szukać.
Spojrzał na nią i musiał przyznać jej rację, powinni być na miejscu już od dobrej godziny.
-No to mały, gdzie jest droga?
-Za darmo wam nie powiem.
Widać było, ze chłopak ma żyłkę do interesów, więc Seeley pogrzebał w kieszeniach, wyciągnął piątaka i włożył mu w zmarzniętą dłoń.
-Dziękuję. –odparł –Droga jest naprawdę blisko wystarczy iść w stronę tego dużego dębu, a potem już ją widać.
-No dobra smyku zmykaj do domu bo się przeziębisz.
Chłopak zwinął swój odtwarzacz z ziemi i pobiegł w głąb lasu, jeszcze przez chwilę słyszeli jego śmiech, który jakoś dziwnie utkwił im w pamięci.
-To było dość dziwne. –Brennan zamyśliła się
-Dzieci nigdy nie zrozumiesz, mają niezłą wyobraźnię.
Ruszyli do starego drzewa, a zza konarów powoli wynurzała się srebrna wstęga szosy.
-Byliśmy tak blisko!
Podeszli do nawierzchni, ale nie było widać by jakikolwiek samochód zbliżał się do nich.
-Booth może tu będzie już zasięg.
Wyjął komórkę, ale po chwili zaklął dość ostro.
-Rozładowała się, akurat teraz. Głupi złom!
Zaczął walić aparatem o dłoń jakby mając nadzieję, że w ten sposób cudownie się uruchomi.
-Poczekaj chwilę, ja przecież mam telefon! –wykrzyknęła Brennan wyjmując go.
Wystukała numer i już po chwili w słuchawce rozległ się zdenerwowany głos:
-Gdzie wy jesteście? Już miałem zamiar wysłać zgłoszenie o waszym zaginięciu...
Wysłuchała jeszcze długiego wykładu na temat ich nieodpowiedzialności, a potem wyjaśniła dokładnie sprawę i poprosiła o przysłanie jakiegoś transportu, ale to nie wystarczyło, musiała jeszcze tłumaczyć dlaczego nie zadzwonili i nie poinformowali o tym, że się zgubili. Jednak niewystarczająca była odpowiedź, że nie było zasięgu. W końcu udało jej się jakoś przebrnąć przez tę rozmowę, ale klęła w duchu, że to Seeley powinien się tłumaczyć, ponieważ to on zapomniał zatankować.
-Tak, jasne, poczekamy. –odparła zrezygnowana do słuchawki.
Rozłączyła się i spojrzała na agenta, który przeskakiwał z nogi na nogę.
-Booth musisz iść za potrzebą? –zapytała niepewnie. –Bo jakby nie patrzeć dużo tu drzew i w każdej chwili możesz iść.
Spojrzał na nią dość niewyraźnie:
-Nie, po prostu jest mi zimno.
Rzeczywiście temperatura spadła dość znacznie i jej także w cienkim sweterku nie było zbyt ciepło. Zadrżała, miała nadzieję, że nie będą musieli długo tu sterczeć.
-Musimy się jakoś rozgrzać, a ja mam pomysł.
Trochę się przestraszyła, z góry wiedziała, że często jego „genialne” pomysły nie okazują się zbyt udane. Przykładem mógł być np. dzisiejszy „skrót” przez las. Spojrzała na niego, ze zdziwieniem stwierdziła, że zaczął tańczyć jakiś taniec-połamaniec śpiewając przy tym „Get Back” Beatlesów.
-Przestań wariacie. –skarciła go, ale na jej twarzy zawitał uśmiech choć sama nie widziała czemu.
-„Get back to where you once belonged...” –wydzierał się tak, ze echo odbijało się po lesie, a potem chwycił ją za rękę, najpierw opierała się jak mogła, ale w końcu, jakby wbrew samej siebie poddała się i ruszyła w ten dziwny rytm razem z nim, kręcąc się i poruszając w rytm trochę sfałszowanej melodii. Od razu zrobiło się im cieplej, a ich uśmiechy zdradzały, że zabawa była przednia.
Po „Get Back” przyszła kolej na „Money”, a potem „Rock And Roll Music". Wyczyniali najdziwniejsze figury taneczne jakie im tylko przyszły do głowy.
Dopiero przy słowach „I took my lover on over 'cross the tracks...” zorientowali się, że na drodze stoi czarny Hummer, a nieznany im agent w kucyku. oparty o maskę przygląda się ich wyczynom.
Szybko stanęli prosto z dość nietęgą miną, zarumienieni z wysiłku.
-Brawo, brawo. –zaczął klaskać mężczyzna. –A może tak teraz wejdziecie do środka i pojedziemy wreszcie na miejsce zbrodni.
Dość zawstydzeni weszli do wozu, ale jakoś wesoły uśmiech nie mógł zniknąć im z twarzy.
-Jeśli ty komukolwiek, o tym... –Seely nachylił się do mężczyzny w garniturze.
-Nie no spokojnie, ja nikomu nie powiem, w końcu nie mnie oceniać...
Booth opadł bezsilnie na siedzenie tuż obok Brennan.
-“Just let me hear some of that rock and roll music...” –zanucił jej cicho, ale widząc jej piorunujące spojrzenie umilkł.
-Ten dzień naprawdę jest dziwny. –pomyślał głośno.
-Z antropologicznego punktu widzenia dzień nie może być uznany jako dziwny, ewentualnie pewne zdarzenia między wschodem, a zachodem słońca mogą wydać się nam odchodzące od przyjętego przez nas ogólnego wzorca świata.
Ale Booth jej nie słuchał obserwował tylko małego żuka, który leniwie wspinał się po jej włosach.
-Masz żuka na włosach. –odparł, a potem delikatnie zdjął go.
Otworzył okno samochodu, a głuchy świst rozległ się w środku zagłuszając grające radio. Wyrzucił robaka, a potem szybko znów zamknął okno.
-Przy tej prędkości i tak nie przeżył. –odparła Brennan –Mogłeś go równie dobrze zabić tutaj.
Westchnął tylko i z zrezygnowaniem spoglądał to na swoją partnerkę to na szybko przesuwający się krajobraz za szybą. Miłe były te tańce na poboczu, zawsze lubił, kiedy Bones była bardziej na niego otwarta. Brennan także podobała się ta spontaniczność, w ostatnim czasie tak brakowało jej dobrej zabawy i oderwania choć raz myśli od pracy. Oboje głęboko zamyśleni nie odzywali się, w tle delikatnie grała muzyka, a kierowca cicho podśpiewywał: „Oh, darling. If you leave me, I'll never make it alone...”



Widać, że tylko ja nie mam co robić w weekend tylko siedzę na forum :)

kryfionka_2

Fajnie mi sie podoba takie zabawne i śmieszne. Czekam na cd.

ocenił(a) serial na 8
Zuza_20

dziewczyny zepsuł mi się komputer i usunęły się 4 nowe opowiadania jestem załamana ;(. O was nie wypominając opowiadanka rewelacyjne..

umc__

O to słabiutko mam nadzieję, że napiszesz nowe :)

ocenił(a) serial na 10
umc__

Szkoada AguŚ, ze się sakasowały, miałam nadziję, że sobie cos poczytam bo jestem chora i siedze w domu. Niestety komputer to wredne urządzenie i zawsze psuje się w nieodpowiednim momencie (złośliwośc rzeczy martwych).

ocenił(a) serial na 8
kryfionka_2

Napisał, ale to nie będzie już takie fajne ;(.
Znaczy moim zdaniem jest takie sobie..

( Tempe i Booth mają wolne jest Maj. )




Wszyscy smacznie spali tylko Seleey był na nogach, przygotowywał śniadanie dla całej rodziny nagle usłyszał
jak płacze Gaby, wszedł po schodach na piętro i wziął ją na dół do kołyski.
Na śniadanie przygotował kanapki i sałatkę, bawił małą, nakarmił ją mlekiem z butelki i poszedł
obudzić Parkera i Temperance.
- Wstawaj kochanie już dzień.
- Daj mi jeszcze 5 minutek. - Mówiła zaciągając kołdrę na głowę.
- Za 10 minut bądź na dole mam niespodziankę !
- W porządku.
Przeszedł kilka pokoi dalej i zatrzymał się przy białych drzwiach ten pokój był przeznaczony dla Parkera
zapukał 3 razy i usłyszał proszę, wszedł rozglądając się za synem ani się obejrzał, a Parker już na komputerze
rozmawiał z kolegami i dziewczyną.
- Synu co to za Jessica?
- Moja dobra przyjaciółka.
- Przyjaciółka?
- Tato daj spokój !- Wygasił monitor i wyszedł z pokoju.
- Czekaj Parker.
- Co chcesz ?
- Nie mów tak do mnie, na dole jest Gaby pobaw się z nią, a za 5 minut będzie śniadanie.
Parker zszedł na dół wziął Gaby na ręce i usiadł na fotelu, który się bujał.
Po kilkunastu minutach zeszła Tempe z Seleey`m i usiedli do stołu wołając Parkera, że już jest śniadanie.
Rozmawiali przy jedzeniu co będą robić popołudniu Booth zaproponował, żeby pojechali dziś do jego rodziców.
Pomysł był ciekawy w końcu Gabrielle już miała 8 miesięcy, a Parker za 2 miesiące kończy 10 lat, a babci i dziadka
nie widzieli już bardzo długo. Po śniadaniu Tempe wzięła się za sprzątanie domu, Booth z Parkerem poszli na boisko
do koszykówki, a potem do garażu uprzątnąć sprzęt. Dochodziła godzina 14 byli już po obiedzie zbierali się do wyjazdu,
Tempe pakowała ubrania swoje, Seleey`ego i Gabrielle, a Booth Parkera.
Do rodziców Booth`a jedzie się jakieś 3, 4 godziny więc postanowili pojechać tam na 3 dni.
- Tempe gotowa jesteś ?
- Tak tylko jeszcze butki Gabrielle i swoje spakuje, gdzie ona jest ?
- Kto ?
- Gaby ?
- Nie ma jej z tobą ?
- Booth nie żartuj nawet, gdzie jest Gaby do jasnej cholery miałeś jej pilnować !!
- Już idę jej poszukać... - Booth z skwaszona miną odwrócił sie na pięcie i pobiegł szukać dziecka.
Zszedł na dół, ale tam jej nie było, w kołysce też nie ma, wyszedł na taras też jej nie było pomyślał,
że może Parker gdzieś z nią poszedł. Wyszedł przed dom i zobaczył Parkera z siostrą na podjeździe, siedzieli
i bawili się samochodzikami, ten widok był cudowny. W sercu, aż Bootha coś ukuło, jak zobaczył swoje
dzieci to miał uśmiech od ucha do ucha na twarzy.
- Tempe znalazłem ich.- Krzyknął tak głośno, że z domu naprzeciwko, aż sąsiadka do okna wyszła.
- Zbierajcie się jedziemy zaraz.
- Już tato.
Wsiedli do auta i ruszyli. Jechali, jechali i jechali, po godzinie Parker był głodny, musieli się zatrzymać,
żeby mógł coś zjeść. Zatrzymali się w Mc`Donald Booth zamówił sobie i Tempe kawę, a Parkerowi Hamburgera,
frytki, cole i shake. Usiedli przy stoliku i zjedli, do domu rodziców Bootha była jeszcze godzina drogi,
oczywiście jak nie będzie korków jak na razie nie było.



***

Dojechali na miejsce w drzwiach na ganku stała mama Booth`a uśmiechając się i machając ręką do nich,
podbiegła do Tempe i ściskała ją, potem Parkera wycałowała, a na końcu mocno się przytuliła do syna.
- Nareszcie nas zaszczyciłeś swoją obecnością.
- Oj mamo daj spokój.
- Dzieńdobry pani.- Powiedziała lekko uśmiechając się Tempe.
- Jaka pani...- Przytuliła Tempe mama Booth`a i wzięła Gaby na ręce.- Jaka ona słodka, a Parker co u
ciebie słychać chłopcze?
- Dobrze babciu, mam dziewczynę.- Krzyknął niespodziewanie, wszyscy popatrzyli na Parkera ze zdziwieniem
- O jak ma na imię twoja młoda dama?
- Jessica. - dodał śmiejąc się do taty.
- Parker ! Mówiłeś, ze to przyjaciółka.
- Bałem się twojej reakcji.
- Czyś ty chłopie oszalał, gratulacje.- Powiedział Booth puszczając oczko do Tempe.
- Wchodzicie do środka nie będziemy stać na progu, dziadek będzie wieczorem, pojechał do miasta po kosiarkę.
Pod wieczór tak jak powiedziała matka Seleey`ego przyjechał dziadek, czyli ojciec Booth`a przywiózł
prezenty dla całej rodziny dał każdemu do ręki i powiedział, żeby rozpakowali.
Booth dostał bardzo ładną zieloną koszulę, Parker wypasiony telefon komórkowy, Tempe dostała elegancką
czerwoną sukienkę, a Gaby śliczną bluzę w kropki.
- Skąd pan znał mój rozmiar.- Powiedziała zaskoczona Tempe.
- Od czego się ma telefon i syna.- Dodał śmiejąc się.
- Dziękuję, bardzo dziękuję.- Wstała i przytuliła ojca Booth`a.
Wszyscy podziękowali dziadkowi i położyli się spać bo było już bardzo późno.

umc__

Fajne, oczywiście czekam na cd.
Kiedy to Bones się zaczynają bo już nerwicy dostaje bez nich.

ocenił(a) serial na 10
umc__

parker ma dziewczynę, hehe a jeszcze niedawno był taki malutki. Fajnie, że ktoś wreszcie napisał opowiadanie. Aguś naprawde fajne, wątki rodzinne sa super. Czekam na dalsze opowiadania.

Mino

To ja znów coś wstawiam.

Temp tylko zamknęła jego usta pocałunkiem wpychając swój język w jego anielskie usta.....

Była godzina 15 gdy oboje wtuleni w siebie partnerzy spali spokojnie jak niemowlęta. Ona opierała swoją głowę na jego silnym przedramieniu zaś rękę trzymała na jego klatce piersiowej, on obejmował ją delikatnie trzymając dłoń na biodrze. Był to ważny moment dla tej pary, dla ich związku i dla ich samych siebie. Kochankowie po trudach życia codziennego i przeszkodach mogli nacieszyć się sobą, nie wiedząc jak długo ta chwila może potrwać postanowili iść na całość. Poszli na całość nie licząc się ze zdaniem innych i jak oni zareagują być może na ich przyszły związek. Docierała godzina 16 gdy obudził się Booth był początkowo zdezorientowany ale bardzo szczęśliwy, że jest z kobietą do której coś czuje. Z wielkim uśmiechem na twarzy wpatrywał się w Bones. Po kwadransie satysfakcji podniósł głowę i namiętnie pocałował partnerkę budząc ją przy tym. Temp otworzywszy oczy była bardzo przestraszona, że jakiś mężczyzna leży kolo niej i na dodatek ją całuje. Chwilowo była zdezorientowana, lecz po chwili sobie przypomniała co się zdarzyło przed kilkoma godzinami. Tak to był uśmiechnięty od ucha do ucha Booth, który obudził ją w taki romantyczny sposób. Żadne z nich się nie odezwało gdy wstali. Seeley był bardzo szczęśliwy i radosny, natomiast kobieta czuła się jak by oszukiwała sama siebie, bo przecież to nie taki był plan, miało nie być ich, mieli być osobno tylko jak przyjaciele. Booth widząc lekki strach i zawstydzenie partnerki rozpoczął pierwszy rozmowę.
- Bones, czy coś się stało – pyta troskliwie podchodząc do niej i lekko przytulając.
- Nie dlaczego się pytasz – unika prawidłowej odpowiedzi, bo nie chce go zranić.
- Dlatego, że jesteś inna. Czy ty żałujesz tego. – zadał to pytanie w cesarskich cięciach słów.
- To nie tak… jak tylko się strasznie boje. Ja wiem ja potrzebuje kogoś kto mnie będzie pocieszał kiedy będzie mi źle, kiedy będę smutna i będzie razem ciszył się ze mną kiedy będę szczęśliwa, ale ja czasami nie potrafię kochać. Ja jestem inna niż inni.
- Wiem ja to wszystko wiem, ale ja Ciebie chce taką jaka jesteś – uśmiecha się i daje lekkiego całusa w czoło.
- To jest trudne, ja nie wiem czy dam radę. Wszystkie moje związki się bardzo szybko rozpadały. Ja nie chce Cię zranić. – Lekko zaszklone oczy Bones wskazywały na to jak bardzo przezywa tą całą sytuację j jak jej jest z tym trudno, bo przecież Go kocha. Pierwszy krok sama zrobiła, którego już sama nie wie czy go żałuje czy nie.
- Ale ja chce być z Tobą i chce przezywać te emocje jakie Ty będziesz przeżywała. Chce Cię
pocieszać kiedy Ty będziesz smutna i chce być szczęśliwy razem z Tobą. Przecież nie będę Cię obwiniał za to ze nam nie wyszło, to by było chore – ociera spływająca łzę z policzka Bones.
Oboje po tej rozmowie skierowali się ku kuchni, aby zjeść obiad, który miał przygotować Booth. W czasie gdy on gotował, ona poszła do łazienki aby się odświeżyć. Siedziała tam dość długo rozmyślała o wielu rzeczach ale jej myślą przewodnią był Seeley, tak rozmyślała do momenty kiedy zapach przyrządzanej potrawy przez niego wywabił ją stamtąd. Wchodząc do kuchni czuła zapach kurczaka, jej twarz rozpromieniła się. Na stole ujrzała drób, frytki i kilka rodzajów surówki. Była inna dziwnie się zachowywała, ale nie aż tak aby on mógł to zauważyć czuła skrępowanie na każdym centymetrze swojego ciała. Usiadła przez ten cały czas ani razu nie spojrzała mu w oczy sama do siebie mówiła „Co się ze mną dzieje” to pytanie krążyło jej w głowie do póki nie powróciła na ziemię. Obiad jedli w skupieniu żadne z nich nie odważyło się odezwać. Czas upływam niemiłosiernie. Czas obiadu skończył się oboje zmywali naczynia i sprzątali po nim. Wreszcie nadszedł czas odpoczynku kiedy oboje mogli porozmawiać lub milczeć wybrali tą drugą opcję nie wiadomo dlaczego, usiedli na kanapie. Czas płyną z minuty na minutę, coraz szybciej byli senni ale żadne z nich ani na chwilę nie zmrużyło oka. Po nieskazitelnie długim milczeniu nadszedł czas, że mogli porozmawiać pierwszy tą barierę milczenia przełamał agent.
- Znów jesteś jakaś dziwna – popatrzył sam na siebie z niedowierzaniem, że pierwszy coś powiedział, że w ogóle się odważył. Jego partnerka popatrzyła chwilę na niego i zdecydowanie powiedziała.
- Nie chce o tym rozmawiać, jestem zmęczona idę spać – rzuciła chłodno i wstała.
- Ale tak nie wolno…przecież – nie widział co ma powiedzieć znalazł się w sytuacji, w której nikt by się nie chciał znaleźć. Czuł się niezręcznie nie mógł jej pomóc chodź tak bardzo chciał. On tez po chwili zastanowienia wstał „Ok. to będzie lepiej jak ja tez pójdę do siebie” zabrał swoje rzeczy i wszedł.
Temperance Brennan czuła w tej chwili jak by sama wbiła sobie nóż w serce, tak bardzo ją to bolało lecz nie potrafiła się przełamać zrobić tego jednego kroku dalej. Na zewnątrz była silna zawsze sobie radziła, a w środku była jak niemowlak, który potrzebuje aby zając się nim na każdym kroku. Czuła się bezradna do tego co się wydarzyło w ostatnich dniach jej życia. On zaś nie czuł się o wiele lepiej tłumaczył sobie, że to tylko tak na teraz, że to wszystko minie miał w sobie więcej optymizmu niż realizmu co mogło Go zgubić. Radkiem kiedy każde w swoim domu wstało, byli bez wigoru, byli obydwoje inni wydalało się jakby już oboje żałowali tego co zrobili. Bones miała wolne w pracy przez najbliższe dwa tygodnie wiec wolno ubierała się i jadła śniadanie. Booth zaś musiał robić to bardzo szybko, gdyż musiał iść do pracy. Dzień był dla niego jednym z najtrudniejszych dotychczas nie potrafił się skupić, pałętał się po biurze. Wiedział, że przez najbliższe dwa tygodnie czeka go praca za biurkiem co Go jeszcze bardziej dobijało. U partnerki w domu wcale nie była lepsza atmosfera, próbowała odpocząć lecz nie potrafiła spać w dzień. Pod chwilą emocji w jednej minucie postanowiła, że wyjeżdża. Spakowała swoje rzeczy, lecz jeszcze postanowiła zadzwonić do partnera, że wyjeżdża na jakiś czas żeby się o nią nie martwił bo jedzie na urlop.
- Słucham – odezwał się męski głos.
- Cześć to ja Brennan, dzwonie do Ciebie aby Cię poinformować i żebyś się nie martwił, że
wyjeżdżam na urlop. – rzuciła sucho.
- Ale gdzie i skąd taka decyzja.
- Po prostu che odpocząć, chce wszystko sobie przemyśleć. – rozłączyła się szybko, gdyż wiedziała, że może tego nie wytrzymać i wybuchnąć płaczem.
Nie powiedziała mu gdzie jedzie co Go bardzo zaniepokoiło, lecz nie mógł wyjść z pracy bo miał strasznie dużo pracy, a komórki Temp nie odbierała. Ona tak jak postanowiła tak zrobiła. Wyjechała….

Zuza_20

Fajnie ... Mam nadzieje że Temp w końcu wróci. A jak nie to nich on do niej pojedzie:):):):)

ocenił(a) serial na 8
OLUNIA16

zuza bardzo fajnie ;D ja jestem w trakcie pisania kolejnego opowiadania ;D myślę, że będzie się działo

Mino

ogłaszam akcję: RATUJMY ZAKOŃCZENIE4 !!!!!!!!!!!!!

ocenił(a) serial na 8
piegza

Trzeba coś zrobić !! Co tu w ogóle się stało nikt ni9c nie pisze hej dziewczyny !

piegza

My pawrócili i bedzie... DZIKI SZOŁ
:)))
Pozdro from stąd
od nas- bo my to żem som
M&R

Mino

Wróciłam!!

Czy ktoś zauważył, że zniknęłam? Nie było mnie przez miesiąc! Kłopoty z komputerem.
OMG!! Ile będę miała do czytania!!

Działo się coś ciekawego gdy mnie nie było? Nie wiem, Piegża kupiła bombę atomową, LG uciekła z Danielem Wielebą, Azura wróciła, Mino rzuciła szkołe, Marlen i Rokitka stały się islamskimi terrorystkami, któraś z was poślubiła Ridża, ktoś zajął moje miejsce (jeśli ma nick Andzia ukamieniuję ją wiadomo czym), ktoś dokończył moje opowiadanko (prędzej (zła)Andzia będzie miała pod koniec roku 6 z matmy), zrobiłyście mój pogrzeb (prędzej wygram w totolotka), ktoś znowu przyszedł nas dręczyc itp.

No to zabieram się za czytanie!

Bea_przerwa_Alex

Oczywiście, że Twoja nieobecność została zauważona. Brak Ciebie widać też m.in. w ankiecie. Miło, że wróciłaś, a to o mojej ucieczce miało być tajemnicją...;D

Bea_przerwa_Alex

cze, Beaciu!
fajnie, że jesteś :D

za tę bombę atomową to nie wiem, czy Cię zastrzelić, czy adoptować ;DDD
(tekst Ala Pacino z Zapachu kobiety)
:D

piegza

Tylko zaznaczam,że to nie był Wieleba. Gdyby to był on, to siedziałabym wówczas w pace za morderstwo... kto by go zniósł na dłuższą metę?
Sorki musze kończyć, bo klawisze gaszą światło;))))

_LG_

Cześc Dziewczyny rano tłukł mi się taki pomysł i oto jest

______________________________________________________________


Jadąc samochodem myślał, co będzie robił, a wybór był duży. Dzisiaj pracę skończyli wyjątkowo wcześnie, więc mógł zaszaleć. Gdy tylko wszedł do domu usłyszał dźwięk dzwonka telefonu. Podszedł i podniósł słuchawkę odezwał się jego kolega jeszcze z piaskownicy, który w przeciwieństwie do Booth’a nie lubił pracy w FBI. Chociaż jego uważał go za dobrego kumpla.
- Cześć- prawie wykrzyknął- myślałem, że cię nie zastanę. Chciałbyś wyskoczyć z kumplem na małe piwko no wiesz okazja… ja stawiam - Seeley pomyślał, że nic lepszego nie mogło mu się trafić.
- Stary spadłeś jak grom jasnego nieba. Pewnie, że chcę. Tylko się przebiorę w jakieś wygodniejsze ciuchy i już mogę jechać.
- Dobra przyjadę po ciebie za jakieś pół godziny, swoim służbowym autkiem chyba się nie będziesz tłuc.
- YYyy dobra dobra rozumiem, ale mógłbyś przyjechać za 15 minut, a już będę gotowy.
- OK. Na razie.
Gdy tylko odłożył słuchawkę jak struś pobiegł do sypialni, aby się przebrać nie zajęło mu to więcej niż 7 minut. Ale będzie ubaw. Znał Nicka na wylot i wiedział jak on potrafi się zabawić. Wybiegł przed dom i czekał chwile na swojego „szofera”. Ale nie trwało to długo, bo Nick już się zjawił.
- Hej no to, co jedziemy? – zapytał
- No pewnie, ale właściwie to gdzie jedziemy?
- Niedawno odkryłam super bar knajpę nazwij to jak chcesz. Byłem tam raz i było zaje…
- Mówisz, że nowy lokal to będzie tam zupełnie pusto – stwierdził Seeley
- O nie tam nigdy nie jest pusto sam się przekonasz – powiedział zapalając samochód.

…………………………………………………………………………………………………………………

- Angela mówiłam ci już, że nie mam ochoty nigdzie wychodzić, wiem, że myślisz, że pracuję, ale wcale tak nie jest - odpowiedziała
- Dobra powiedzmy, że ci wierze i widzę, że ci życie przelatuje między palcami.
- Hej idź z jakąś koleżanką, no, co pewnie znasz jakieś? O na przykład Ann, wygląda jak miss i lubi gadać na te tematy, na które ja nie bardzo…
- Wiem, wiem- zachichotała - ale ona nie zna się na kościach.
- To wyślij ją na studia.
- Temp jak chcesz to zostań w domu i czytaj te swoje kryminały, ale ja wychodzę
- Idź idź i baw się dobrze kochana – odłożyła słuchawkę i tak jak powiedziała Angela wzięła książkę zakopała się w kocu. Przez chwilę szukała strony, na której skończyła. Po godzinie czytania, przerwała i zastanawiała się nad bohaterką, która żyła tak samo jak ona. Dużo pracy mało zabawy i co ją za to spotkało łoże w grobowej mogile… Energicznie ściągnęła z siebie koc i pobiegła się przebrać raz się żyje pomyślała. Zamknęła mieszkanie, wsiadła do samochodu wyjechała z garażu przez chwile zastanawiała się gdzie ma pojechać. Końcu natrafiła na jakieś miejsce, które się jej spodobało. Gdy tylko weszła usłyszała nawet miłą muzykę…

………………………………………………………………………………………………………………….

Nick i Seeley weszli do lokalu i natychmiast przysiedli się do baru.
- Dwa duże piwa poprosimy- poprosił Nick młodą barmankę stojącą za ladą – no i jak ci się tu podoba?
Booth rozejrzał się dookoła, całym sobą czuł muzykę chciałby zatańczyć.
- Zaraz wrócę – a Nick zobaczył, że idzie w stronę jakiejś brunetki, która miała długie włosy, uśmiechnął się pod nosem, a Seeley od razu porwał ją do tańca.
- Hej i jak było – zapytał uśmiechniętego przyjaciela
- Ma na imię Viola jest w mieście przyjazdem…- lecz Nick już go nie słuchał skupił się, bowiem na jakiejś dziewczynie, która właśnie weszła do lokalu i lekko się uśmiechnęła, mogłaby być lekarzem. Wtedy Booth szarpną go tak mocno, że całkowicie oprzytomniał. I zobaczył, że Seeley się na niego gapi. Nie zdążył nawet się odezwać, bo podszedł do nich kelner i zapytał:
- Czy z któryś z panów chciałby uczestniczyć w pewnej zabawie?
- Jakiej? -odpowiedzieli chórem
- To bardzo proste. Trzeba mieć zawiązane oczy i zatańczyć z dziewczyną, która też nie będzie nic widzieć.
- Tylko tyle – zapytał nieco rozczarowany Booth
- Nie na przykład pan będzie miał zawiązane oczy- gdzie wskazał na Seeleya- i pana partnerka, którą wybiorę ja też będzie mieć zawiązane oczy. Nie będziecie się widzieć, ale też nie możecie się do siebie odzywać, bo możecie się znać, kiedy piosenka się skończy para musi się pocałować. Booth uśmiechnął się pod nosem, a kelner zapytał:
-To, co pan się zgadza?- Nick klepnął go w łopatkę i odpowiedział za niego
- Pewnie, że się zgadza – Seeley tylko rozejrzał się w koło w poszukiwaniu ewentualnych znajomych, który mogliby go zastać w nie codziennej sytuacji. Gdy nikogo nie zauważył odpowiedział:
- Ok. Zgadzam się, ale nich pan obieca, że wybierze pan w miarę normalna dziewczynę.
- Nie ma sprawy.

Po kilku minutach Booth stał przed ladą z zawiązanymi oczami obok niego Nick komentował dziewczynę, którą wybrał dla niego kelner.
- O niech mnie, ale trafił.
- Co trafił?- zapytał Booth mając w głosie tremę
- Nie panikuj stary wybrał ci taką laskę, że chętnie bym się z tobą zamienił- patrząc na dziewczynę z zawiązanymi oczami, która wyglądem przypominała lekarza.
- Hej Nick a czy ona mnie widzi?
- Nie ma już zawiązane oczy – odpowiedział patrząc na nią i kelnera, który objaśniał jej zasady
- Seeley ona idzie tu razem z nim a raczej on ją prowadzi – Booth poczuł, że jest cały spięty. Gdy tylko kelner do nich podszedł powiedział:
- Słuchajcie jesteście tu teraz obydwoje, jednak nie możecie się do siebie odzywać rozumiemy się- i on i ona pokiwali głowami, – kiedy skończy się muzyka macie się pocałować, ale nie martwcie się dobrałem was tak, że pasujecie do siebie budowa fizyczną – powiedział i zachichotał- a kiedy się już pocałujecie możecie ściągnąć opaski rozumiecie- tu oboje pokiwali głowami - poproszę jeszcze o chwilę cierpliwości muszę ogłosić reszcie, co się dzieje.

Wreszcie zaczęła grac muzyka Seeley stwierdził, że, jest wolna za wolna pomyślał. Lekko wziął jej dłoń w swoją rękę. Drugą położył na jej talii, a ona położyła swoją rękę na jego ramieniu. „ Szkoda, że nawet nie mogę się do niej odezwać może mógłbym ją poznać po głosie” I tak obracali się przy wolnej muzyce całkowicie milcząc. Gdy Seeley przesunął nieco ręką po jej talii i plecach lekko się wzdrygnęła. Jej dłoń bardziej zacisnęła się na jego ramieniu. Booth nie wiedział dokładnie, co się wokół niego dzieje, słyszał tylko, co jakiś czas śmiech ludzi, a na parkiecie byli sami, więc wiedział, że prawie wszyscy ich obserwują. Naraz muzyka ustała, a wszystkie rozmowy ucichły, Booth zastanawiał się, co zrobić, powinien ją pocałować czy nie. Końcu trochę się pochylił i napotkał czyjeś usta, usłyszał gromkie brawa chwilę był zdezorientowany, lecz później dziewczyna zaczęła go całować. Seeley ośmielony bardziej się zaangażował, używając do tego języka;) Minuty leciały, w końcu się od siebie oderwali. Razem przez chwilę stali nie wiedząc, co zrobić. Wkońcu Booth cały uśmiechnięty, poczuł jak ona ściąga z oczu opaskę, złapał za swoją i szybko ściągną, mina mu zrzedła, gdy zobaczył, że stoi przed nim…
- Bones…co ty tu robisz?- zapytał chyba zapominając co z nią robił przed chwilą, patrzył w jej oczy szeroko otwarte ze zdziwienia
-O nie...to ty nie wiedziałam Booth chyba tego nie zaplanowałeś co ? – tłum nie widząc że para była partnerami w pracy rozeszła się po sali.
-Chyba żartujesz nigdy bym na to nie wpadł - jeszcze się obejmowali, w końcu Temp wyrwała się z jego objęć. I odpowiedziała trochę przerażonym głosem
- Wiesz powinnam już z stąd pójść lepiej będzie żeby nikt nas nie widział- wybiegła Booth jeszcze stał trochę sparaliżowany w tłumie pełnym tańczących ludzi. Zobaczył jak w jego stronę kieruje się Nick, to go otrzeźwiło i ruszył za Temperance. Zobaczył jak stoi przed swoim samochodem, szukała kluczyków.
- Bones poczekaj.
- Nie nie mogę
- Dlaczego?- złapał ją za ramię
- Co? Nie wiesz Booth jesteśmy przecież partnerami pracujemy ze sobą nie możemy się tak po prostu cało… nie dokończyła, bo Seeley znowu pocałował to była naprawdę magiczna chwila. Wkońcu ona się od niego oderwała i powiedziała:
- Nie możemy, tak nie może być – powiedziała, wsiadła do samochodu i odjechała. Seeley odprowadził ją wzrokiem, wtedy podbiegł do niego Nick i zapytał:
- Hej stary, co to miało być znasz ją?
- Tak codziennie z nią pracuję- odparł trochę wkurzony- zawieziesz mnie do domu czy mam iść na piechotę zapytał nie patrząc na niego
- No oczywiście, chodź- westchnął
Oboje załadowali się do samochodu, Nick o nic nie pytał, wiedział, bowiem że jest nieziemsko wkurzony tylko nie wiedział, na kogo na nią czy na siebie. Gdy Booth wysiadł z samochodu bąknął jakieś cześć i poszedł do domu zastanawiał się czy dobrze zrobił całując ją po raz drugi. Wszedł do cichego domu i zamknął drzwi z wielkim trzaskiem. Popołudniu chciał zaznać trochę wrażeń, ale nie aż takich.

_LG_

Cześc Dziewczyny rano tłukł mi się taki pomysł i oto jest

______________________________________________________________


Jadąc samochodem myślał, co będzie robił, a wybór był duży. Dzisiaj pracę skończyli wyjątkowo wcześnie, więc mógł zaszaleć. Gdy tylko wszedł do domu usłyszał dźwięk dzwonka telefonu. Podszedł i podniósł słuchawkę odezwał się jego kolega jeszcze z piaskownicy, który w przeciwieństwie do Booth’a nie lubił pracy w FBI. Chociaż jego uważał go za dobrego kumpla.
- Cześć- prawie wykrzyknął- myślałem, że cię nie zastanę. Chciałbyś wyskoczyć z kumplem na małe piwko no wiesz okazja… ja stawiam - Seeley pomyślał, że nic lepszego nie mogło mu się trafić.
- Stary spadłeś jak grom jasnego nieba. Pewnie, że chcę. Tylko się przebiorę w jakieś wygodniejsze ciuchy i już mogę jechać.
- Dobra przyjadę po ciebie za jakieś pół godziny, swoim służbowym autkiem chyba się nie będziesz tłuc.
- YYyy dobra dobra rozumiem, ale mógłbyś przyjechać za 15 minut, a już będę gotowy.
- OK. Na razie.
Gdy tylko odłożył słuchawkę jak struś pobiegł do sypialni, aby się przebrać nie zajęło mu to więcej niż 7 minut. Ale będzie ubaw. Znał Nicka na wylot i wiedział jak on potrafi się zabawić. Wybiegł przed dom i czekał chwile na swojego „szofera”. Ale nie trwało to długo, bo Nick już się zjawił.
- Hej no to, co jedziemy? – zapytał
- No pewnie, ale właściwie to gdzie jedziemy?
- Niedawno odkryłam super bar knajpę nazwij to jak chcesz. Byłem tam raz i było zaje…
- Mówisz, że nowy lokal to będzie tam zupełnie pusto – stwierdził Seeley
- O nie tam nigdy nie jest pusto sam się przekonasz – powiedział zapalając samochód.

…………………………………………………………………………………………………………………

- Angela mówiłam ci już, że nie mam ochoty nigdzie wychodzić, wiem, że myślisz, że pracuję, ale wcale tak nie jest - odpowiedziała
- Dobra powiedzmy, że ci wierze i widzę, że ci życie przelatuje między palcami.
- Hej idź z jakąś koleżanką, no, co pewnie znasz jakieś? O na przykład Ann, wygląda jak miss i lubi gadać na te tematy, na które ja nie bardzo…
- Wiem, wiem- zachichotała - ale ona nie zna się na kościach.
- To wyślij ją na studia.
- Temp jak chcesz to zostań w domu i czytaj te swoje kryminały, ale ja wychodzę
- Idź idź i baw się dobrze kochana – odłożyła słuchawkę i tak jak powiedziała Angela wzięła książkę zakopała się w kocu. Przez chwilę szukała strony, na której skończyła. Po godzinie czytania, przerwała i zastanawiała się nad bohaterką, która żyła tak samo jak ona. Dużo pracy mało zabawy i co ją za to spotkało łoże w grobowej mogile… Energicznie ściągnęła z siebie koc i pobiegła się przebrać raz się żyje pomyślała. Zamknęła mieszkanie, wsiadła do samochodu wyjechała z garażu przez chwile zastanawiała się gdzie ma pojechać. Końcu natrafiła na jakieś miejsce, które się jej spodobało. Gdy tylko weszła usłyszała nawet miłą muzykę…

………………………………………………………………………………………………………………….

Nick i Seeley weszli do lokalu i natychmiast przysiedli się do baru.
- Dwa duże piwa poprosimy- poprosił Nick młodą barmankę stojącą za ladą – no i jak ci się tu podoba?
Booth rozejrzał się dookoła, całym sobą czuł muzykę chciałby zatańczyć.
- Zaraz wrócę – a Nick zobaczył, że idzie w stronę jakiejś brunetki, która miała długie włosy, uśmiechnął się pod nosem, a Seeley od razu porwał ją do tańca.
- Hej i jak było – zapytał uśmiechniętego przyjaciela
- Ma na imię Viola jest w mieście przyjazdem…- lecz Nick już go nie słuchał skupił się, bowiem na jakiejś dziewczynie, która właśnie weszła do lokalu i lekko się uśmiechnęła, mogłaby być lekarzem. Wtedy Booth szarpną go tak mocno, że całkowicie oprzytomniał. I zobaczył, że Seeley się na niego gapi. Nie zdążył nawet się odezwać, bo podszedł do nich kelner i zapytał:
- Czy z któryś z panów chciałby uczestniczyć w pewnej zabawie?
- Jakiej? -odpowiedzieli chórem
- To bardzo proste. Trzeba mieć zawiązane oczy i zatańczyć z dziewczyną, która też nie będzie nic widzieć.
- Tylko tyle – zapytał nieco rozczarowany Booth
- Nie na przykład pan będzie miał zawiązane oczy- gdzie wskazał na Seeleya- i pana partnerka, którą wybiorę ja też będzie mieć zawiązane oczy. Nie będziecie się widzieć, ale też nie możecie się do siebie odzywać, bo możecie się znać, kiedy piosenka się skończy para musi się pocałować. Booth uśmiechnął się pod nosem, a kelner zapytał:
-To, co pan się zgadza?- Nick klepnął go w łopatkę i odpowiedział za niego
- Pewnie, że się zgadza – Seeley tylko rozejrzał się w koło w poszukiwaniu ewentualnych znajomych, który mogliby go zastać w nie codziennej sytuacji. Gdy nikogo nie zauważył odpowiedział:
- Ok. Zgadzam się, ale nich pan obieca, że wybierze pan w miarę normalna dziewczynę.
- Nie ma sprawy.

Po kilku minutach Booth stał przed ladą z zawiązanymi oczami obok niego Nick komentował dziewczynę, którą wybrał dla niego kelner.
- O niech mnie, ale trafił.
- Co trafił?- zapytał Booth mając w głosie tremę
- Nie panikuj stary wybrał ci taką laskę, że chętnie bym się z tobą zamienił- patrząc na dziewczynę z zawiązanymi oczami, która wyglądem przypominała lekarza.
- Hej Nick a czy ona mnie widzi?
- Nie ma już zawiązane oczy – odpowiedział patrząc na nią i kelnera, który objaśniał jej zasady
- Seeley ona idzie tu razem z nim a raczej on ją prowadzi – Booth poczuł, że jest cały spięty. Gdy tylko kelner do nich podszedł powiedział:
- Słuchajcie jesteście tu teraz obydwoje, jednak nie możecie się do siebie odzywać rozumiemy się- i on i ona pokiwali głowami, – kiedy skończy się muzyka macie się pocałować, ale nie martwcie się dobrałem was tak, że pasujecie do siebie budowa fizyczną – powiedział i zachichotał- a kiedy się już pocałujecie możecie ściągnąć opaski rozumiecie- tu oboje pokiwali głowami - poproszę jeszcze o chwilę cierpliwości muszę ogłosić reszcie, co się dzieje.

Wreszcie zaczęła grac muzyka Seeley stwierdził, że, jest wolna za wolna pomyślał. Lekko wziął jej dłoń w swoją rękę. Drugą położył na jej talii, a ona położyła swoją rękę na jego ramieniu. „ Szkoda, że nawet nie mogę się do niej odezwać może mógłbym ją poznać po głosie” I tak obracali się przy wolnej muzyce całkowicie milcząc. Gdy Seeley przesunął nieco ręką po jej talii i plecach lekko się wzdrygnęła. Jej dłoń bardziej zacisnęła się na jego ramieniu. Booth nie wiedział dokładnie, co się wokół niego dzieje, słyszał tylko, co jakiś czas śmiech ludzi, a na parkiecie byli sami, więc wiedział, że prawie wszyscy ich obserwują. Naraz muzyka ustała, a wszystkie rozmowy ucichły, Booth zastanawiał się, co zrobić, powinien ją pocałować czy nie. Końcu trochę się pochylił i napotkał czyjeś usta, usłyszał gromkie brawa chwilę był zdezorientowany, lecz później dziewczyna zaczęła go całować. Seeley ośmielony bardziej się zaangażował, używając do tego języka;) Minuty leciały, w końcu się od siebie oderwali. Razem przez chwilę stali nie wiedząc, co zrobić. Wkońcu Booth cały uśmiechnięty, poczuł jak ona ściąga z oczu opaskę, złapał za swoją i szybko ściągną, mina mu zrzedła, gdy zobaczył, że stoi przed nim…
- Bones…co ty tu robisz?- zapytał chyba zapominając co z nią robił przed chwilą, patrzył w jej oczy szeroko otwarte ze zdziwienia
-O nie...to ty nie wiedziałam Booth chyba tego nie zaplanowałeś co ? – tłum nie widząc że para była partnerami w pracy rozeszła się po sali.
-Chyba żartujesz nigdy bym na to nie wpadł - jeszcze się obejmowali, w końcu Temp wyrwała się z jego objęć. I odpowiedziała trochę przerażonym głosem
- Wiesz powinnam już z stąd pójść lepiej będzie żeby nikt nas nie widział- wybiegła Booth jeszcze stał trochę sparaliżowany w tłumie pełnym tańczących ludzi. Zobaczył jak w jego stronę kieruje się Nick, to go otrzeźwiło i ruszył za Temperance. Zobaczył jak stoi przed swoim samochodem, szukała kluczyków.
- Bones poczekaj.
- Nie nie mogę
- Dlaczego?- złapał ją za ramię
- Co? Nie wiesz Booth jesteśmy przecież partnerami pracujemy ze sobą nie możemy się tak po prostu cało… nie dokończyła, bo Seeley znowu pocałował to była naprawdę magiczna chwila. Wkońcu ona się od niego oderwała i powiedziała:
- Nie możemy, tak nie może być – powiedziała, wsiadła do samochodu i odjechała. Seeley odprowadził ją wzrokiem, wtedy podbiegł do niego Nick i zapytał:
- Hej stary, co to miało być znasz ją?
- Tak codziennie z nią pracuję- odparł trochę wkurzony- zawieziesz mnie do domu czy mam iść na piechotę zapytał nie patrząc na niego
- No oczywiście, chodź- westchnął
Oboje załadowali się do samochodu, Nick o nic nie pytał, wiedział, bowiem że jest nieziemsko wkurzony tylko nie wiedział, na kogo na nią czy na siebie. Gdy Booth wysiadł z samochodu bąknął jakieś cześć i poszedł do domu zastanawiał się czy dobrze zrobił całując ją po raz drugi. Wszedł do cichego domu i zamknął drzwi z wielkim trzaskiem. Popołudniu chciał zaznać trochę wrażeń, ale nie aż takich.

_LG_


Dzisiaj rano tłukł mi się po głowie taki pomysł

Jadąc samochodem myślał, co będzie robił, a wybór był duży. Dzisiaj pracę skończyli wyjątkowo wcześnie, więc mógł zaszaleć. Gdy tylko wszedł do domu usłyszał dźwięk dzwonka telefonu. Podszedł i podniósł słuchawkę odezwał się jego kolega jeszcze z piaskownicy, który w przeciwieństwie do Booth’a nie lubił pracy w FBI. Chociaż jego uważał go za dobrego kumpla.
- Cześć- prawie wykrzyknął- myślałem, że cię nie zastanę. Chciałbyś wyskoczyć z kumplem na małe piwko no wiesz okazja… ja stawiam - Seeley pomyślał, że nic lepszego nie mogło mu się trafić.
- Stary spadłeś jak grom jasnego nieba. Pewnie, że chcę. Tylko się przebiorę w jakieś wygodniejsze ciuchy i już mogę jechać.
- Dobra przyjadę po ciebie za jakieś pół godziny, swoim służbowym autkiem chyba się nie będziesz tłuc.
- YYyy dobra dobra rozumiem, ale mógłbyś przyjechać za 15 minut, a już będę gotowy.
- OK. Na razie.
Gdy tylko odłożył słuchawkę jak struś pobiegł do sypialni, aby się przebrać nie zajęło mu to więcej niż 7 minut. Ale będzie ubaw. Znał Nicka na wylot i wiedział jak on potrafi się zabawić. Wybiegł przed dom i czekał chwile na swojego „szofera”. Ale nie trwało to długo, bo Nick już się zjawił.
- Hej no to, co jedziemy? – zapytał
- No pewnie, ale właściwie to gdzie jedziemy?
- Niedawno odkryłam super bar knajpę nazwij to jak chcesz. Byłem tam raz i było zaje…
- Mówisz, że nowy lokal to będzie tam zupełnie pusto – stwierdził Seeley
- O nie tam nigdy nie jest pusto sam się przekonasz – powiedział zapalając samochód.

…………………………………………………………………………………………………………………

- Angela mówiłam ci już, że nie mam ochoty nigdzie wychodzić, wiem, że myślisz, że pracuję, ale wcale tak nie jest - odpowiedziała
- Dobra powiedzmy, że ci wierze i widzę, że ci życie przelatuje między palcami.
- Hej idź z jakąś koleżanką, no, co pewnie znasz jakieś? O na przykład Ann, wygląda jak miss i lubi gadać na te tematy, na które ja nie bardzo…
- Wiem, wiem- zachichotała - ale ona nie zna się na kościach.
- To wyślij ją na studia.
- Temp jak chcesz to zostań w domu i czytaj te swoje kryminały, ale ja wychodzę
- Idź idź i baw się dobrze kochana – odłożyła słuchawkę i tak jak powiedziała Angela wzięła książkę zakopała się w kocu. Przez chwilę szukała strony, na której skończyła. Po godzinie czytania, przerwała i zastanawiała się nad bohaterką, która żyła tak samo jak ona. Dużo pracy mało zabawy i co ją za to spotkało łoże w grobowej mogile… Energicznie ściągnęła z siebie koc i pobiegła się przebrać raz się żyje pomyślała. Zamknęła mieszkanie, wsiadła do samochodu wyjechała z garażu przez chwile zastanawiała się gdzie ma pojechać. Końcu natrafiła na jakieś miejsce, które się jej spodobało. Gdy tylko weszła usłyszała nawet miłą muzykę…

………………………………………………………………………………………………………………….

Nick i Seeley weszli do lokalu i natychmiast przysiedli się do baru.
- Dwa duże piwa poprosimy- poprosił Nick młodą barmankę stojącą za ladą – no i jak ci się tu podoba?
Booth rozejrzał się dookoła, całym sobą czuł muzykę chciałby zatańczyć.
- Zaraz wrócę – a Nick zobaczył, że idzie w stronę jakiejś brunetki, która miała długie włosy, uśmiechnął się pod nosem, a Seeley od razu porwał ją do tańca.
- Hej i jak było – zapytał uśmiechniętego przyjaciela
- Ma na imię Viola jest w mieście przyjazdem…- lecz Nick już go nie słuchał skupił się, bowiem na jakiejś dziewczynie, która właśnie weszła do lokalu i lekko się uśmiechnęła, mogłaby być lekarzem. Wtedy Booth szarpną go tak mocno, że całkowicie oprzytomniał. I zobaczył, że Seeley się na niego gapi. Nie zdążył nawet się odezwać, bo podszedł do nich kelner i zapytał:
- Czy z któryś z panów chciałby uczestniczyć w pewnej zabawie?
- Jakiej? -odpowiedzieli chórem
- To bardzo proste. Trzeba mieć zawiązane oczy i zatańczyć z dziewczyną, która też nie będzie nic widzieć.
- Tylko tyle – zapytał nieco rozczarowany Booth
- Nie na przykład pan będzie miał zawiązane oczy- gdzie wskazał na Seeleya- i pana partnerka, którą wybiorę ja też będzie mieć zawiązane oczy. Nie będziecie się widzieć, ale też nie możecie się do siebie odzywać, bo możecie się znać, kiedy piosenka się skończy para musi się pocałować. Booth uśmiechnął się pod nosem, a kelner zapytał:
-To, co pan się zgadza?- Nick klepnął go w łopatkę i odpowiedział za niego
- Pewnie, że się zgadza – Seeley tylko rozejrzał się w koło w poszukiwaniu ewentualnych znajomych, który mogliby go zastać w nie codziennej sytuacji. Gdy nikogo nie zauważył odpowiedział:
- Ok. Zgadzam się, ale nich pan obieca, że wybierze pan w miarę normalna dziewczynę.
- Nie ma sprawy.

Po kilku minutach Booth stał przed ladą z zawiązanymi oczami obok niego Nick komentował dziewczynę, którą wybrał dla niego kelner.
- O niech mnie, ale trafił.
- Co trafił?- zapytał Booth mając w głosie tremę
- Nie panikuj stary wybrał ci taką laskę, że chętnie bym się z tobą zamienił- patrząc na dziewczynę z zawiązanymi oczami, która wyglądem przypominała lekarza.
- Hej Nick a czy ona mnie widzi?
- Nie ma już zawiązane oczy – odpowiedział patrząc na nią i kelnera, który objaśniał jej zasady
- Seeley ona idzie tu razem z nim a raczej on ją prowadzi – Booth poczuł, że jest cały spięty. Gdy tylko kelner do nich podszedł powiedział:
- Słuchajcie jesteście tu teraz obydwoje, jednak nie możecie się do siebie odzywać rozumiemy się- i on i ona pokiwali głowami, – kiedy skończy się muzyka macie się pocałować, ale nie martwcie się dobrałem was tak, że pasujecie do siebie budowa fizyczną – powiedział i zachichotał- a kiedy się już pocałujecie możecie ściągnąć opaski rozumiecie- tu oboje pokiwali głowami - poproszę jeszcze o chwilę cierpliwości muszę ogłosić reszcie, co się dzieje.

Wreszcie zaczęła grac muzyka Seeley stwierdził, że, jest wolna za wolna pomyślał. Lekko wziął jej dłoń w swoją rękę. Drugą położył na jej talii, a ona położyła swoją rękę na jego ramieniu. „ Szkoda, że nawet nie mogę się do niej odezwać może mógłbym ją poznać po głosie” I tak obracali się przy wolnej muzyce całkowicie milcząc. Gdy Seeley przesunął nieco ręką po jej talii i plecach lekko się wzdrygnęła. Jej dłoń bardziej zacisnęła się na jego ramieniu. Booth nie wiedział dokładnie, co się wokół niego dzieje, słyszał tylko, co jakiś czas śmiech ludzi, a na parkiecie byli sami, więc wiedział, że prawie wszyscy ich obserwują. Naraz muzyka ustała, a wszystkie rozmowy ucichły, Booth zastanawiał się, co zrobić, powinien ją pocałować czy nie. Końcu trochę się pochylił i napotkał czyjeś usta, usłyszał gromkie brawa chwilę był zdezorientowany, lecz później dziewczyna zaczęła go całować. Seeley ośmielony bardziej się zaangażował, używając do tego języka;) Minuty leciały, w końcu się od siebie oderwali. Razem przez chwilę stali nie wiedząc, co zrobić. Wkońcu Booth cały uśmiechnięty, poczuł jak ona ściąga z oczu opaskę, złapał za swoją i szybko ściągną, mina mu zrzedła, gdy zobaczył, że stoi przed nim…
- Bones…co ty tu robisz?- zapytał chyba zapominając co z nią robił przed chwilą, patrzył w jej oczy szeroko otwarte ze zdziwienia
-O nie...to ty nie wiedziałam Booth chyba tego nie zaplanowałeś co ? – tłum nie widząc że para była partnerami w pracy rozeszła się po sali.
-Chyba żartujesz nigdy bym na to nie wpadł - jeszcze się obejmowali, w końcu Temp wyrwała się z jego objęć. I odpowiedziała trochę przerażonym głosem
- Wiesz powinnam już z stąd pójść lepiej będzie żeby nikt nas nie widział- wybiegła Booth jeszcze stał trochę sparaliżowany w tłumie pełnym tańczących ludzi. Zobaczył jak w jego stronę kieruje się Nick, to go otrzeźwiło i ruszył za Temperance. Zobaczył jak stoi przed swoim samochodem, szukała kluczyków.
- Bones poczekaj.
- Nie nie mogę
- Dlaczego?- złapał ją za ramię
- Co? Nie wiesz Booth jesteśmy przecież partnerami pracujemy ze sobą nie możemy się tak po prostu cało… nie dokończyła, bo Seeley znowu pocałował to była naprawdę magiczna chwila. Wkońcu ona się od niego oderwała i powiedziała:
- Nie możemy, tak nie może być – powiedziała, wsiadła do samochodu i odjechała. Seeley odprowadził ją wzrokiem, wtedy podbiegł do niego Nick i zapytał:
- Hej stary, co to miało być znasz ją?
- Tak codziennie z nią pracuję- odparł trochę wkurzony- zawieziesz mnie do domu czy mam iść na piechotę zapytał nie patrząc na niego
- No oczywiście, chodź- westchnął
Oboje załadowali się do samochodu, Nick o nic nie pytał, wiedział, bowiem że jest nieziemsko wkurzony tylko nie wiedział, na kogo na nią czy na siebie. Gdy Booth wysiadł z samochodu bąknął jakieś cześć i poszedł do domu zastanawiał się czy dobrze zrobił całując ją po raz drugi. Wszedł do cichego domu i zamknął drzwi z wielkim trzaskiem. Popołudniu chciał zaznać trochę wrażeń, ale nie aż takich.

OLUNIA16

Soory nawet nie wiem kiedy wgrały mi się dwa opowiadania...

ocenił(a) serial na 8
OLUNIA16

lux. Fajnie tylko tak dziwnie jakoś no, ale looz.

umc__

o rzeszki...
przepraszam za swoją nieobecność, ale ciemna strona mocy w postaci szkoły próbuje mnie do siebie przeciągnąć, uch...
ale widzę że nowe koleżanki piszą, piszą!
coraz bardziej podobają mi się wasze opowiadania
prosząc o przebaczenie biję ukłony:)