Treść? Przecież wszytsko jasne...;)...................................................
Opowiadanka z zakończenia - przeczytane!
Opowieści M&R - przeczytane!
Tylko ankieta została.
LG- pokłony! O bogini opowiadań cudownych, co swoją twórczością słońce zasłaniasz... Twoje opowiadania sa piekne, doskonałe, zabawne, idealne, miodowe itp. itd.
Zuza - Yeah!! Fajnie. Tylko troszkę się pogubiłam (ja zawsze się gubię)
kryfionka - Witam pisarkę! Opowiadanko świetne!
Aguś - pięknie, słodko i rodzinnie... Uczulenie powoli zanika.
Olunia - WOW!! Pomysł świetny!! Oby tak dalej!
Wikusia - Dobry pomysł! To mi się podoba!
Natalqm - fajnie się zaczyna.... Kiedy cedek?
Milva89 - nebezpiecznie? Ciekawie....
M&R - Hmmm.... Kłaniam się!!! Dostajecie nagrode za najlepszą "Modę na Bones" (statuetka z żółtych kamieni)
Meteora - witam ziomala! Okularnicy górą!
Jaka "Moda na Bones??!!!
Stwiedzamy, że podobieństw żadnych nie widzimy (A widziała Ty tam Ridża jakiego?)
Stwierdenie wyjątkowo nietrafione i za bardzo nam się nie podoba.
A modę to my ogladalim o 16. Jesli masz ochotę to od poniedziałku do piątku (chyba) o godz.16 zapraszamy do TVP, a powtórki dnia następnego o godz. 10
Rokitka jesteś żywą kopalnią programową TVP. Kolejny szacun. Ja chciałam być panią pogodynką, ale to potrafią tylko Góralki wysoko, a nie średniogórskie;(((
400 dla mnie!!!
Niestety, chyba nic nie napiszę. Nie ma kto wystąpic w moich opowiadankach. Alexis jest zajęta opieką nad córką, Kim, Smith i Stella są obrażeni za tamten rozwój akcji, Monica woli nurkowac, Azure obraziła się za wysłanie jej chłopaka do więzienia, Roberson w więzieniu, Darren protestuje za uwięzienie kumpla, Dave obrażony za kontuzje, siostra Bootha obrażona za brata agenta, tamten agent obrażony za napad Bootha, a Estevez jest u wuja w Kolumbi...
M&R nie zaczaiły przenośni. No już trudno. Ja Modę Na Ridża obejrzę w środe bo Jackie prześpi się z Deaconem! YEAH!!
Myślę (więc jestem;), że M&R sa na tyle kumate,że zaczaja każda przenosnię, ba-nawet i metaforę!
...
Natenczas, onegdaj z "siostrą" mą Marlen, a i owszem, zapraszamy na nasz nowy, zakręcony jak słoik na zimę temacik :)))
Choć nazwa może być myląca, nadal pozostajemy w kościstym temacie, oczywiścież ;)
Pozdro from stąd
M&R
Cześc dziewczęta patrząc na liczbę odpowiedzi już myslałam że coś sobie poczytam a tu nici. Mam nadzieje że coś się tu zmieni????? :) Aha Bea-Alex-dzięki.
Olunia15 bardzo mi sie podoba czekam na cd.
Moja nieobecność na forum jest sprawką pieknej kobiety, którą dane było mi zobaczyć. Ale obiecuję poprawę. Czekam na nowe opowiadanka.
Właśnie planuję następną część, ale nie wiem kiedy będzie. Ale ty dorzuć coś od siebie:)
Aha o co ci chodzi z nieobecnością, która spowodowała piekna kobieta nie kapuję???
Udało mi się sięgnąć do głowy i miałam pomysł co do Tokio Drift strasznie mi się podobał film spróbowałam zaciągnąć Booth`a na ... sami się dowiedzcie i przeczytajcie ;D
Obudził ją słodki pocałunek w policzek czuła się jak w niebie to Booth ja pocałował mówiąc, że dzisiejszy
dzień będzie wspaniały, nie wiedziała o co chodzi, ale czuła, że Seleey coś zaplanował.
- Kochanie chodź na śniadanie mama bawi Gaby a Parker z kolegami w ogródku siedzi.
- Ubiorę się tylko i odświeżę.
- Czekam na dole.
Tempe weszła do łazienki wzięła szybki prysznic pomalowała rzęsy, przypudrowała lekko twarz i ubrała
się w dżinsy i zieloną koszulkę. Uprzątnęła ciuchy Booth`a z łóżka i zeszła na śniadanie.
Zjedli pieczonego kurczaka z sałatką, po czym Booth opowiedział jej swoje plany na dzisiejszy dzień.
- Kochanie zabiorę Cię na wyścigi Driftingu.
- Co to takiego ?
- Samochody wyścigowe się ścigają i robią takie ostre zakręty, jak byłem młodszy i mieszkałem z rodzicami
właśnie tu to z tatą co środę chodziliśmy właśnie na te wyścigi. Jak podrosłem i miałem już 16 lat
to mogłem brać udział w wyścigach wtedy poznałem Taya, który nauczył mnie jak się obsługiwać kółkiem.
Dlatego dziś dla Ciebie wezmę udział w wyścigach.- Powiedział rozpromieniony sięgając po miskę z sałatką.
- Booth nie !!!!
- Co się stało Tempe ?
- To jest niebezpieczne, a ja nie chcę zostać samotną matką !- Miała wystraszone oczy, patrzyła na Seleey`ego
z zaciekawieniem.
- Tempe ty wiesz jak ja jeżdżę, chciałem Ci zaproponować, żebyś ze mną jechała i mnie wspierała duchowo,
ja kocham te wyścigi to jest moja pasja od dzieciństwa. Nasze miasteczko słynie z tych wyścigów.
Na Drifting przyjeżdżają tutaj miliony ludzi, żeby zobaczyć jak to jest lub wsiąść udział w wyścigu.
- Ja się boję...
- Tempe kochanie jesteś ze mną, przy mnie się nie musisz niczego bać !- Przytulił ukochaną mocno do siebie.
Przekonywał ją jeszcze bardzo długo, ale po namowach Temperance się zgodziła. Miała wielkie obawy,
nie wiedziała czy dobrze robi zgadzając się na udział w wyścigu w końcu to nie ona będzie prowadziła,
a Booth, który jeździ jak szalony. Rodzice Booth`a dziś mięli się zaopiekować Parkerem I Gabrielle,
ponieważ Tempe i Booth musieli wyjechać wcześniej, żeby zajrzeć do Taya, który miał przygotować samochód
dla Seleey`ego. Tempe przygotowała butelkę i mleko dla Gaby, przebrała się w biały top na który ubrała
czarną skórzaną kurtkę, spodnie dżinsowe na które założyła mokasynki. Wyglądała jak modelka obcisła
bluzka podkreślała jej śliczną figurę i biust, a obcisłe dżinsy i buty ukazywały jej długie zgrabne nogi.
Booth spojrzał na Tempe i się zarumienił nie mógł wymówić słowa, ale widać było po minie, że podoba
mu się wygląd Temperance. Szepnął jej kilka słówek do ucha i wsiedli do samochodu ojca, pomachali ręką
na pożegnanie i ruszyli z piskiem opon.
Parker ciągle wypytywał dziadka gdzie pojechali rodzice i czemu go nie wzięli na wyścigi, matka Booth`a
siedziała na bujanym krześle z Gabrielle na rękach i rozmyślała tylko o tym, żeby nic się nie stało
Seleey`emu i Tempe.
***
Po dwóch godzinach Booth i Brennan zajechali do Taya. Przed jego domem stała wypasiona fura, śliczne
sportowe ferrari pomarańczowo zielone. Booth podszedł do Taya uścisnął mu dłoń i podziękował, odchodząc
rzucił mu kluczyki do samochodu, którym przyjechali. Przesiedli się do ferrari i ruszyli na wyścig.
Wszyscy czekali na Seleey`ego wiedzieli, że to jest dobry przeciwnik.
Fajnie Aguś :)
A ja na razie nie wrzucę nic bo brak czasu na przepisanie..ehhh.
A moja nieobecność jest spowodowana Piękną Kobietę, którą spotkałam. Spełniałam marzenie :) Myślałam, że się poprawię w tym tygodniu ale nie dam rady. Nawet nie mam czasu na przeczytanie ostatniej części R&M.
Jacy wy ciekawscy <nono> <hahaha> hheheheheh.....
Aaaaaaaaa spotkałam piękną kobietę, czarnowłosą. A jak sie nazywa to nie powiem bo będziecie się śmiać. :PP
Hejcia!
Przychylając się do licznych próśb, postanowiłam w końcu pociągnąć dalej moją małą historyjkę, dedykowana od samego początku naszej Piegzy;) Co z tego wyszło- sami oceńcie.
Swoja droga długa droga jeszcze przede mną, bo terapia ma trwać cały tydzień, a ja dopiero przy sobocie jestem…(gdzie tu do następnego piątku!) No nic-dość tej paplaniny.
Z góry sorki za wszelkie wpadki i potknięcia słowne.
Z życzeniami miłego lektury
Marlen
***BB Show- part V***
Choć od czasu wyjścia Seeley’a minęła dobra godzina, Temperance nadal siedziała z martwym wzrokiem skupionym na ekranie komputera, a dokładniej mówiąc na wiadomości od Sweets’a. Jej głowę zaprzątało milion myśli. Nawet niezbyt bystry obserwator, śmiało mógłby wysunąć stwierdzenie, iż kobieta wpadła w jakiś trans, czy też stan bardzo do niego zbliżony, a co niektórzy uznaliby to po prostu za chwilowy „odlot”, lub zwyczajnie nazwali zamyśleniem. Jednakże w przypadku Tempe, u której proces analizy myślowej, trwający zwykle ułamki sekund szedł zawsze w parze z działaniem dla zaoszczędzenia cennego czasu, było to co najmniej dziwne. Mało tego, stan zamyślenia zawładnął nią do tego stopnia, że nawet nie zauważyła powrotu swego partnera. Dopiero wylewne powitanie Parkera, który podbiegł do niej, oplótł jej szyję małymi ramionami i serdecznie pocałował w policzek, zdołało nieco przywrócić ja do stanu świadomości, coć nadal nie do końca pełnej.
- Hej, dr Bones- wszystko w porządku?- zapytał z troską malec, przyglądając się jej uważnie.
- Jesteś chora?- dociekał, przykładając swe małe dłonie po kolei do jej czoła i policzków.
- Nie Parker, nie jestem chora, tylko chyba zbyt intensywnie myślałam nad jedna sprawa i….- przerwała widząc minę Booth’a, który od razu spostrzegł, że cos dziwnego dzieje się z jego partnerką.
- Zamyśliłaś się?- dokończył za nią malec.
- Nie Park, Bones nawet nie zna tego słowa, wiec to na pewno nie to.- odpowiedział z przekąsem i nutką ironii w głosie. – Zobacz, kto na ciebie czeka w kuchni..- zmienił szybko temat, kierując go na Daisy zajętą miętoleniem ulubionego kapcia agenta.
- Daisyyy!!!- krzyknął chłopiec i błyskawicznie znalazł się obok szczeniaka.
Booth natomiast podszedł do nadal nie do końca będącej sobą Temperance, która znów pogrążyła się z tajemniczym stanie. Kątem oka zauważył, iż na pulpicie komputera widnieje nadal otwarta instrukcja od doktorka…Pochylił się nad swą partnerką, opierając jedna rękę na biurku, a w drugą ujmując delikatnie jej podbródek i kierując jej głowę w swym kierunku.
- Nie martw się, damy sobie radę.- szepnął półgłosem, patrząc głęboko w oczy.
Uśmiechnęła się do niego delikatnie.- Dobry znak- pomyślał.
Podnosząc się z miejsca odruchowo pogładził ją po głowie i złożył na niej delikatny pocałunek. Dopiero po chwili dotarło do niego, co właśnie zrobił. W przeciwieństwie do swej partnerki zwykł najpierw działać, a dopiero później myśleć.
Chcąc odpędzić niewygodne dla obojga uczucie zakłopotania, jakie wywołał jego choć znikomo szkodliwy społecznie, ale nie do końca przemyślany czyn, skupił się na synu, który zdążył już porządnie wymęczyć Daisy.
- Parker, nie za ogon!- krzyknął i ruszył szczeniakowi z odsieczą.
Uwaga Temperance skupiła się teraz na Seeley’u i jego synu, będącego wierna kopią tatusia, tylko w wersji blond. Szeroki uśmiech zagościł na jej twarzy, gdy obserwowała swego partnera turlającego się z Parkerem po kuchennej podłodze i śmiejącego się przy tym jak dziecko. W mieszkaniu zapanowała iście rodzinna atmosfera…
- Więc będziemy mieli małego pomocnika podczas dzisiejszych zakupów?- rzuciła kierując się w stronę kuchni.
- Zakupów? – zapytał chłopiec ze skwaszoną miną.- Tatusiu wiesz przecież, że nie znoszę zakupów.- mały nie wydawał się być zadowolony, co wyraźnie zaniepokoiło Brenn.
- Wiem Park, ale to nie będą takie zwyczajne zakupy. I nie bój się, nie będziesz musiał niczego przymierzać- zapewnił go. – Będziemy kupować rzeczy dla Daisy. Wiesz, jest z nami dopiero jeden dzień i musimy sprawić jej jakieś fajne legowisko, smycz, żebyś mógł zabrać ja na spacer , jakieś extra zabawki i jedzenie oczywiście. Podejrzewam, że sami z Bones sobie nie poradzimy, więc gdybyś był tak miły i zgodził się z nami wybrać…
- Pewnie!- wykrzyknął uradowany.
Tempe odetchnęła z ulgą.
Po chwili cała czwórka wyruszyła na, jak się później okazało, bardzo wyczerpujący maraton po sklepach.
Wspólne zakupy wcale nie były tak prostym zadaniem, jakby się mogło wydawać. Już na samym początku sporo czasu zajęło im ściganie Daisy, która zwyczajnie im „zwiała” podczas wizyty w pierwszym sklepie. Później Booth trenował swój dar przekonywania, próbując uświadomić synowi, że Daisy wcale nie potrzebuje wielkiego, plastikowego toru z przeszkodami, który zająłby trzy czwarte mieszkania, ani dwudziestu kartonów karmy w różnych smakach. Potem z kolei wdał się w pasjonującą dyskusję ze swa partnerką na temat wyższości wyrobów wiklinowych nad tymi z tworzyw sztucznych oraz o intelektualnym uwstecznianiu zwierząt poprzez używanie dziwnego rodzaju zdrobnień w relacjach z nimi.
Jedynym bezstresowym akcentem był wspólny lunch, podczas którego Temperance dała się nawet skusić na burgera, wegetariańskiego oczywiście.
Gdy wrócili do mieszkania późnym popołudniem, totalne wyczerpanie dało im się we znaki. Parker prawie od razu zasnął, a Tempe i Booth zajęli się rozpakowywaniem zakupionych przedmiotów, po czym zmęczeni, ale zadowoleni z wykonanego zadania spoczęli na kanapie, wpatrując się w Daisy wylegająca się w swoim nowym posłaniu.
- Chwila godna uwiecznienia- stwierdził Booth.- Gdzie nasza kamera?
- Nie mam pojęcia..- odparła Tempe.- I wcale nie mam ochoty jej teraz szukać…Padam na nogi…
- Z nóg, Bones. Mówi się „padam z nóg”- odruchowo poprawił ją uśmiechając się nieznacznie.
- Wszystko jedno.
- Zmęczona?- zapytał odwracając się w jej kierunku.
- Jeszcze pytasz?- odparła obracając głowę ku niemu.
Patrzyli na siebie przez chwilę, która pomimo, iż trwała niespełna minutę, dla obojga wydawała się być wiecznością, ale i tak mogłaby trwać i trwać….bez końca.
- Muszę się zbierać- wykrztusiła w końcu. – Umówiłam się z Angelą w moim mieszkaniu.
Nie pytał o nic, gdyż podświadomie wyczuł, że najprawdopodobniej ma to jakiś związek z ich wieczorna kolacją. Uśmiechnął się nawet w duchu znając poniekąd gust Angeli, co do wieczorowych kreacji…
***
- Spójrzmy, co tu mamy- rzekła Angela starannie egzaminując szafę swej przyjaciółki. – Może ta?- wyciągnęła krwistoczerwoną suknię z satyny.- Wiesz, w sumie powinnyśmy zacząć od ustalenia czy będzie to spotkanie w stylu „u cioci na imieninach”, czy raczej zapowiedź gorącej…
- Daj spokój, Ange- przerwała jej z dezaprobatą. – Pamiętaj, że to zwykła kolacja z Booth’em.
- Zwykła kolacja, huh? Więc dlaczego tak się nią przejmujesz?- zapytała, posyłając znany sobie wymowny uśmiech.
- Wcale się nie przejmuję.
- Taa, jasne. Panikujesz niczym nastolatka przed pierwsza randką- kontynuowała z zapałem.
- Ange, to nie jest randka, tylko zwykłe zadanie jakie musimy wykonać- próbowała bezskutecznie wytłumaczyć swej przyjaciółce.
- Musimy, ale i chyba chcemy, nieprawdaż?- Angela była w swoim żywiole, jednak widząc rosnąca irytacje Tempe, w końcu powstrzymała się od komentarzy i powróciła do poszukiwań odpowiedniego stroju.
- Ta będzie idealna!- wykrzyknęła zadowolona prezentując na wieszaku czarną suknię. - Prosta i elegancka, a zarazem zniewalająca i niesamowicie seksowna.
Tempe przyjrzała się jej uważnie, po czym stwierdziła, że ten strój jest w stanie nawet zaakceptować.
- Do tego koniecznie wysokie szpilki, kochana. Booth nie będzie w stanie ci się oprzeć!- artystka przez cały czas śledziła w myślach wizję ich wspólnej kolacji i tego, co w jej mniemaniu byłoby wskazane po niej.
Następnie skrupulatnie zajęła się fryzurą i makijażem przyjaciółki.
W międzyczasie kilka razy zdążył zadzwonić Booth, najpierw pytając, co robią tak długo, a później informując, iż Sweets przybył już do jego mieszkania, aby zgodnie z umową zająć się Parkerem i przekazał mu dalsze instrukcje odnośnie wieczoru. Wspólnie z Bones doszli również do wniosku, że najlepiej będzie jak podjedzie po nią do jej mieszkania, gdyż jej powrót w tej chwili nie miałby już najmniejszego sensu, a poza tym zajęłoby to zbyt dużo czasu.
Gdy przygotowania dobiegły końca, Angela z zadowoleniem przyjrzała się swojemu dziełu.
- Kochana, wyglądasz bosko!
- Dzieki za pomoc- odpowiedziała.- I przepraszam, że zajęłam ci tyle czasu.
- Daj spokój. Dla ciebie i Booth’a wszystko!- odrzekła zadowolona.
Kilka chwil później minęła się w drzwiach z seksownym jak zwykle agentem w stalowo-grafitowym garniturze i czarnej koszuli. Całość dopełniał idealnie dobrany krawat w kolorze odzienia.
- Hmm…Armani -wymruczała cicho, uśmiechając się przy tym tajemniczo. –Powodzenia. –dodała, klepiąc go lekko w ramię i zniknęła za drzwiami.
Po chwili Temperance wyłoniła się z sypialni. Widok ten powaliłby na kolana niejednego. Oto, jego partnerka, na co dzień widziana najczęściej w granatowym fartuchu laboratoryjnym, stała przed nim w idealnie dopasowanej, czarnej sukni do kolan, z dość głębokim dekoltem, wykończonym czarną koronką. Włosy miała upięte w kok, uszy zdobiły długie, srebrne kolczyki wysadzane czarnymi kamykami, a oczy podkreślał wyrazisty makijaż w stylu „smoky eyes”. Całości dodatkowego uroku przydawały czarne, wysokie szpilki.
- Wow….-zdołał jedynie wykrztusić, początkowo oniemiały z zachwytu.- Wyglądasz bosko.- dodał nie mogąc się powstrzymać.
- Dziękuję- dparła rumieniąc się lekko.- Ty również- odparła szybko, bez namysłu.
Odpowiedział jej uśmiechem, po czym udali się do taksówki, jak się potem okazało.
- Dlaczego jedziemy taksówką?- zapytała wsiadając do pojazdu.
- Kolejny pomysł doktorka- odrzekł.
Droga do restauracji wydawała się być niesamowicie długa. Jechali w milczeniu, ukradkiem spoglądając w swoim kierunku co jakiś czas. Każde z nich wyraźnie bało się odezwać jako pierwsze, aby przypadkiem nie strzelić jakiejś gafy w tej jakże wyjątkowej dla nich sytuacji…W końcu dotarli w wyznaczone miejsce.
Booth przez cały wieczór zachowywał się jak kodeksowy gentelman, chociażby otwierając przed nią każde drzwi, czy szamanko odsuwając krzesło podczas zasiadania do stolika w wytwornej restauracji.
Miejsce to okazało się wyjątkowo urocze i można by rzec- niemalże magiczne. Pomimo wcześniejszej obawy, podczas kolacji nie zabrakło im wspólnych tematów do rozmów. Jedli ze smakiem, śmiejąc się przy tym radośnie i popijając czerwone wino. Doskonale czuli się w swoim towarzystwie, jak zwykle zresztą.
Seeley przez cały czas nie odrywał wzroku od swej uroczej i jeszcze piękniejszej niż zwykle partnerki, a i ona sama nie skąpiła mu swej uwagi. Czas upłynął im niesłychanie szybko.
Po wyjściu z restauracji Tempe nagle nabrała ochoty na spacer.
- Jesteś pewna? Dzisiejszy wieczór nie należy do najcieplejszych- zapytał z troska.
- Nie jest mi zimno, chodźmy- uśmiechnęła się do niego i odruchowo złapała pod ramię.
Szczerze mówiąc, trochę to go zaskoczyło, ale rzecz jasna nie oponował.
- To był całkiem miły wieczór, nie sądzisz?- zaczęła jako pierwsza.
- Masz całkowitą rację- odparł spoglądając w jej kierunku i pomaszerowali przed siebie.
Po dłuższej chwili Seeley wyczuł, że jego partnerka lekko drży. Najwyraźniej nie było jej aż tak ciepło, jak wcześniej zapewniała. Przystanął, zdjął marynarkę i delikatnie narzucił ją na ramiona z początku zaskoczonej Tempe.
-Dziękuję- uśmiechnęła się.
- Ależ proszę bardzo- odparł oplatając ja ramieniem i pomaszerowali dalej.
- Zabawne…-tym razem to on rozpoczął rozmowę.
- Co takiego?
- Ty i ja, po wspólnej kolacji, spacerujący sobie późnym wieczorem ulicami Waszyngtonu…W dodatku Ty w mojej marynarce…
- Jeśli chcesz ja z powrotem, to mogę ci ją oddać…- zareagowała szybko.
- Nie o to chodzi, Bones- nie dał jej dokończyć, aby całkowicie nie zepsuła uroku chwili.
Spojrzała na niego zdezorientowana.- Po prostu chodzi i o to, że gdyby ktoś w tej chwili zobaczył nas po raz pierwszy-kontynuował.- Mógłby pomyśleć, że jesteśmy…Szczęśliwą parą- dodał niepewnie. W tej samej chwili obcas Tempe utkwił niefortunnie w szczelinie chodnika, pozbawiając ją równowagi, co w ostateczności doprowadziło do tego, że wylądowała w ramionach swego partnera. Ich twarze znalazły się w niebezpiecznie bliskiej odległości, która z sekundy na sekundę, zdawała się zmniejszać.
- Może lepiej złapmy taksówkę- powiedziała szybko.
- Racja odparł.
Gdy w milczeniu dojechali wreszcie do domu, powoli udali się w stronę mieszkania Bootha. Będąc niedaleko drzwi, Seeley zaśmiał się nagle.
- Z czego się śmiejesz?- zapytała zaskoczona.
- Wiesz, jako prawdziwy gentelman po pierwszej randce powinienem cię grzecznie odprowadzić do drzwi, tyle że nie swoich- zażartował.
- Hmm…Biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich się znajdujemy, jestem ci w stanie wybaczyć ten nietakt- podjęła grę.
- Ale poza tym nasza „ randka” nie była chyba aż taka zła?- zapytał z szyderczym uśmiechem.
- Nie, mogłabym rzec, że była całkiem udana, nawet…Bardzo…
- A wiesz, co zwykle następuje, po udanej randce?- zapytał zatrzymując się przed drzwiami.
- Co takiego?- spojrzała dociekliwie. W odpowiedzi Seeley pochylił się lekko ku niej i złożył delikatny pocałunek na jej ustach.- To.- odrzekł patrząc głęboko w oczy, nadal z bardzo bliskiej odległości.
- Ale ja powiedziałam, że była bardzo udana- wyszeptała zalotnie, po czym również obdarowała pocałunkiem, jednak dłuższym i o wiele bardziej namiętnym.
Niczym para nastolatków stali teraz przed drzwiami w czułym uścisku, poddając się chwili zapomnienia, dopóki w chwili roztargnienia łokieć Booth’a nie zawadził o dzwonek do drzwi.
Cdn…
Endżoj!
(jak zwykły mawiać Króliczki;)
Obywatelki, jak mówi Pismo "Jęczcie, a będzie Wam dane". Tyle razy prosiłam, że wreszcie Marlenkę ruszyło sumienie i napisała dalszy ciąg. To cudowny weekendowy prezent. Dziękuję. Jak ja tęskniłam za Twoimi wersami;))) Twój styl, gra słowna... absolutnie doskonale.
Dzięki za tę część, a o następną nie daj się długo prosić
Uszczęśliwiona LG
Zapomniałam jeszcze dodać, że Twoje długie milczenie Marlenko jest bardzo szkodliwe społecznie;)))))
Jak mnie ma wena nie opuści i znów pół nocy przy kompie spędzę, to może już dziś kolejna część powstanie...
PS. Paradoksalnie najlepsza pora na pisanie dla mnie, to miedzy 23 a 2, 3 nad ranem...Więc zobaczymy, czy sen mi nie zepsuje planów....
Oj bardzo czytelne to opowiadane... miło mi się czytało i czekam na cd. kiedy on będzie bo nie mogę się doczekać.
Prosto z mego wydziału w oczekiwaniu na wykład z wykroczeń pod audytorium B, ślę część kolejną, a dokładniej mały wstęp do następnego dnia terapii.
Kurcze- jak tak dalej pójdzie to nigdy tego nie skończę… Choć już przy niedzieli jestem;)
W sumie to mogłabym pominąć poniższy fragment i od razu przejść do kolejnego zadania, ale wybaczcie-nie mogłam się powstrzymać od opisania tej wizji.
Jak zwykle czekam na opinie i sugestie.
A może WY macie jakieś życzenia , co do kolejnych zadań? W końcu zostało jeszcze kilka dni do zagospodarowania….;-)
***BB Show- Part VI***
Dźwięk dzwonka podziałał na nich niczym sole trzeźwiące na omdlałego. Momentalnie oderwali się od siebie, powracając tym samym do szarej rzeczywistości.
Jakież było ich zdziwienie, kiedy pomimo sygnału i chwili oczekiwania nikt nie otworzył im drzwi.
Booth wydobył z kieszeni pęk kluczy i po chwili weszli do środka. Widok, jaki tam zastali od razu wywołał na ich twarzach niemałe rozbawienie. Oto na kanapie w salonie spał w najlepsze totalnie wykończony (co można było śmiało stwierdzić po jego wyglądzie) Sweets z Daisy na kolanach. I byłoby to zupełnie normalnym zjawiskiem po wieczorze spędzonym z niezwykle żywiołowym malcem, gdyby nie fakt, iż z niezrozumiałego im powodu z ust doktorka wystawała…Pasiasta skarpetka. Widok ten był na tyle komiczny, że oboje przez dłuższą chwilę nie mogli powstrzymać się od śmiechu.
W końcu Booth, nie chcąc skazać Lance’a na uduszenie się, podszedł do niego i delikatnie wyjął tkaninę z jego ust. Momentalnie rozległo się głośne chrapanie.
- Cały Parker- wyszeptał, uśmiechając się szeroko do Bones.- Na mnie również testował ten sposób-dodał po chwili.
- Nie wiedziałam, że chrapiesz…- rzekła.
- Bo nie chrapię- zaczął się bronić.- Parkerowi musiało cos przesłyszeć, czy coś…
- Najprawdopodobniej…- uśmiechnęła się.
- To co z nim zrobimy?- zapytał w końcu wskazując palcem na śpiącego mężczyznę.- „ Wakey, wake Sweets? „- wyśpiewał po cichu.
- Niee, zostawmy go. Niech się wyśpi-stwierdziła.
- No, ale wiesz co to oznacza….- próbował delikatnie zasugerować.- Będziesz po raz kolejny skazana na moje łóżko i tym samym także i mnie…
- Mówi się trudno- odparła ironicznie.- Ale nie ma tego złego…Dziś będę bardziej uważna i być może na własne uszy przekonam się jak to jest z tym chrapaniem- dodała z przekąsem.
W odpowiedzi otrzymała cios w głowę pasiastą skarpetką, którą Seeley kilka chwil wcześniej pozyskał od doktorka. Zadowolona z siebie pokręciła tylko głową.
Tymczasem Booth postanowił sprawdzić, co dzieje się z jego synem. Gdy tylko uchylił drzwi pokoju, ujrzał Parkera smacznie śpiącego. Podszedł do niego, dokładnie okrył kołdrą i szepcząc „dobranoc” ucałował w czoło. Katem oka dostrzegł stojącą w drzwiach i bacznie obserwująca go Tempe.
- Jeśli chcesz, mogę tu zostać razem z nim- szepnął, aby nie obudzić syna odwracając się do niej.
- Nie, w porządku. Zresztą to łóżko…Jest takie małe… Byłoby ci strasznie niewygodnie..- odparła, karcąc się w duchu za to, iż podświadomie dąży do tego, aby móc znów zasnąć obok swojego partnera.
Kiedy zjawił się w sypialni Tempe już spała, a przynajmniej tak wyglądała. Kładąc się obok niej szepnął ciche „dobranoc Bones” i zgasił światło.
- Dobranoc Booth- usłyszał po chwili.
- Myślałem, że już śpisz.
- Próbowałam, ale jakoś nie mogę zasnąć
- Nadmiar wrażeń- uśmiechnął się.
- Możliwe.-odparła, po czym zaczęła się dziwnie wiercić i szczelnie owijać kołdrą, zagarniając jej większą część dla siebie.
- Jak tak dalej pójdzie, to tu zamarznę- skomentował żartobliwie.
- Przepraszam ja tylko….Chyba trochę dziś przemarzłam i nadal jest mi…- nie dokończyła wiedząc, jak dwuznacznie mogłaby zabrzmieć jej wypowiedź w całości.
Booth uśmiechnął się tylko.
- Chodź tu- rzekł po chwili w przypływie odwagi.
- Co?- wyraźnie ja zaskoczył.
- Przecież cię nie zjem…(choć mam na to wielka ochotę - pomyślał). A razem będzie nam cieplej…
Nie wiedziała jak powinna zareagować. Za to Seeley nie zastanawiając się długo, przysunął się bliżej niej, objął ręką w pasie i przyciągnął do siebie.
- Dobranoc.-dodał wtulając głowę w jej włosy.
- Dobranoc- odparła cicho, uśmiechając się nieznacznie.
Dr Lance Sweets obudził się z okropnym bólem karku. Rozejrzał się uważnie dookoła, jednak wszechogarniająca go ciemność uniemożliwiała mu rozpoznanie miejsca, w którym się znajdował. Jednego był jednak pewien, na sto procent nie było to jego mieszkanie.
- Znowu film mi się urwał?- pomyślał zdezorientowany, rozmasowując bolący kark.
W tym samym czasie rozległo się głośne jęknięcie Daisy spoczywającej na jego kolanach, a w głowie zaczęły pojawiać się migawki wydarzeń z poprzedniego wieczoru.
Spojrzał na wyświetlacz odtwarzacza DVD stojącego na wprost- była 4.30.
Pomyślał, iż w zaistniałej sytuacji najlepszym rozwiązaniem byłoby chyba bezszelestne wyjście w stylu angielskim. Ostrożnie podniósł Daisy i delikatnie ułożył obok siebie na kanapie, po czym wstał i wyruszył na poszukiwania swej marynarki. Na szczęście jego wzrok zdążył już nieco przystosować się do panującej ciemności, choć i to nie uchroniło go od licznych potknięć o walające się po salonie zabawki Parkera. Gdy poszukiwania w końcu zaowocowały, przed wyjściem postanowił jeszcze zerknąć do pokoju małego. Uśmiechnął się widząc pierwszy raz tą małą blond istotę w tak statycznej pozycji.
Przypomniał sobie także o niedzielnym planie dnia, jaki sporządził dla swych podopiecznych, tym razem w wersji papierowej. Wygrzebał lekko wymięta kartkę z kieszeni marynarki i położył na stole w widocznym miejscu. Postanowił także zabrać ze sobą kamerę, gdyż wizja blisko 7 godzinnego nagrania śpiącej Brennan, które zdążył obejrzeć pod nieobecność partnerów, nie napawała go zbytnia nadzieją na ciekawsze odcinki.
Już miał wychodzić, jednak ciekawość, niczym dzika żądza kazała mu zajrzeć jeszcze do sypialni agenta. Nie mogąc tego przezwyciężyć po cichu podreptał w wiadomym kierunku i ostrożnie uchylił drzwi. Nie pożałował swej decyzji, gdyż słodki widok śpiących i mocno wtulonych w siebie partnerów wywołał szeroki uśmiech na jego twarzy.
- Terapia zmierza w dobrym kierunku- pochwalił się w myślach, a następnie bezszelestnie opuścił mieszkanie.
Piskliwe odgłosy dochodzące z salonu przywiodły ją z krainy Morfeusza. Zdaje się, że Parker, korzystając z faktu, iż wstał jako pierwszy, zafundował sobie poranny seans kreskówek.
Przeciągnęła się leniwie i zaczęła powoli otwierać oczy.
- Czyżbym trafiła do raju? – zapytała w myślach, czując się niezwykle komfortowo.
Podniosła lekko głowę i wówczas zauważyła iż spoczywała ona na męskim torsie odzianym w bawełniana koszulkę. Wyczuła także czule obejmujące ja silne, męskie ramiona.
Rozejrzała się uważnie po nie swojej sypialni i nagle doznała olśnienia. Booth!- dotarło do niej w końcu.
Dla pewności uniosła głowę ku górze i ujrzała śpiącego w najlepsze Seeley’a.
- No pięknie- pomyślała i zaczęła się zastanawiać jakby tu wyswobodzić się z uwięzi. Jednak po kilku podjętych próbach okazało się, że nie obejdzie się bez obudzenia partnera. Zrezygnowana odpuściła, czekając w nadziei aż problem sam się rozwiąże. A poza tym nie spieszyło się jej jakoś szczególnie do zmiany tej niezwykle wygodnej pozycji. W końcu ponownie zasnęła.
Obudził się nie wierząc własnym oczom. Leżał wygodnie w swoim łóżku trzymając swą piękną partnerką w objęciach. Musiał przyznać, iż było to całkiem miłe uczucie. Uśmiechnął się spoglądając na śpiącą Bones. Jednak już po chwili dotarła do niego okrutna rzeczywistość. – Niestety kolego, live is brutal- mruknął pod nosem przesuwając się nieco. Niestety jego niezbyt zręczny ruch obudził Temperance. Seeley odruchowo uwolnił ja z objęć. Uniosła się nieco i ułożyła na wznak-tym razem już na poduszce lezącej obok.
- Dzień dobry, jak się spało?- powitał ją o poranku dziwnie przewracając oczami, co mogło świadczyć o aluzji do sytuacji sprzed momentu.
- Dzień dobry, dobrze, dziękuję- odparła nieco speszona.
Leżeli tak jeszcze przez chwile obok siebie w milczeniu. Na zegarze dochodziła ósma.
- Zgłodniałem- rzucił po chwili energicznie wstając z łóżka.- Zrobię jakieś śniadanie, a ty pośpij sobie jeszcze- dodał obserwując Bones walczącą z niesforna poduszką.
- Chyba nie myślisz, że będzie aż TAK wygodna- skomentował zadowolony kierując się ku drzwiom.
Po chwili owa poduszka wylądowała na jego głowie.
CDN.
Ogarnięta weną twórczą
Marlen.
Marlenko droga, nie ukrywam, że cieszy mnie, iż wena zasiedziała się u Ciebie i nie odchodzi. Mój zachwyt Twoimi pomysłami wyrażałam już nie raz i nie dwa razy. Chciałabym się do czgoś przyczepić (czepialska jestem, jak wiesz), ale nie potrafię.
Pytasz o sugestie... Wiem, że masz koncepcje pozostałych dni terapii, ale może możliwa jest maleńka podróż? W końcu mają w pracy wolne. Tylko co zrobić z Lancem? Jak myślę o podróży, to mam na myśli miejsce, do którego sama ich wysłałam;)))))
Aguś ciekawosc to pierszy stopień do pikła :PP
A spotkłam no dobra już powiem Edytę ......... Górniak :)
aha ;) łoo boże nie masz się czym przejmować, przecież możesz nam powiedzieć kogo jak ja bym miała powiedzieć kogo ja spotkałam to dużo by tego było ;]].
Ja sie nie przejmuję tylko wiem ze bardzo dożo osób jej nie lubi :PP Ja też spotkałam ale reszta nie jest tak ważna jak Edyta :) Bo jestem jej fanką i to było ogromne przeżycie i teraz nie mam jak czytać ff i mam duze zaległości
To jest dalsza częśc, tylko może trochę nudna.
Ciszę przeciął wrzask telefonu. Otworzyła oczy i spojrzała przez okno było jeszcze ciemno pomyślała. Więc kto może się o tej porze dobijać. Podniosła się tak jakby całą noc nie spała, jednak dźwięk telefonu nie przestał dzwonić. Z zamkniętymi oczami podniosła rękę, a słuchawkę przyłożyła do ucha i powiedziała nieco nieprzytomnym głosem:
- Halo?
- Brennan to ty? Dlaczego masz taki dziwny głos? I dlaczego nie jesteś w Instytucie?- to była Camile, choć Temp poznała ją po głosie dopiero przy drugim pytaniu.
- Nie ma mnie w Instytucie, bo jest szósta rano jak widać – odpowiedziała zirytowana Tempi
- Czy ty sobie ze mnie kpisz? – Już była bardziej zdenerwowana – jest już wpół do 10 nie mów mi, że jeszcze śpisz?- dopiero teraz Temperance zerknęła na zegarek i zobaczyła, że rzeczywiście jest wpół do 10
- Nie, nie śpię sorry Camile właśnie, nieważne za 10 minut będę w Instytucie.
- Nic ci nie jest mówisz jakoś nie wyraźnie a spóźnianie się nie leży w twojej naturze?
- Nie naprawdę. Do zobaczenia- wyłączyła telefon i szybciej niż zwykle poszła się przebrać.
…………………………………………………………………………………………………………
- No dobrze to….- nie dokończyła, bo usłyszała przerywany sygnał, westchnęła i odłożyła słuchawkę
-Hej posłuchajcie mnie chwilę – zwróciła się do Bootha, Angeli, Jack’a i Zacha – doktor Brenndan za chwilę pojawi się w Instytucie, więc z informacjami na temat znalezionego ciała, musicie jeszcze poczekać. Jak przyjedzie do Instytutu od razu macie jechać do miejsca znalezienia rozumiemy się – to ostatnie polecenie było skierowane do Bootha.
- Dobra nie musisz się tak wkurzać chyba rozumiem- odparł nieco podniesionym głosem, po czym dodał-, ale dlaczego tak na nią naskoczyłaś przecież, chyba każdy człowiek może po porostu zaspać- zastanawiał się czy to nie przez niego nawet nie chciała przyjść do pracy.
- Jak wiesz agencie Seeley Booth nie punktualność jest cechą, której szczególnie nie toleruję, a w szcze- gólności w przypadku doktor Brenndan - wypowiedziała to bardzo szybko głosem, którym zwykle wypowiadała się w sądzie – po za tym, dlaczego jej tak bronisz – zapytała już bardziej normalnie
- Ja jej wcale nie bronie – odpowiedział i poczuł się jakoś dziwnie
- Nieważne – podniosła rękę w geście jakby chciała powiedzieć żeby wszyscy dali jej spokój, zwróciła się do trójki- na razie macie czas wolny, a ty Booth czkasz na nią i od razu jedziecie na do tego ciała-i wyszła
- No to nie wiem jak wy, ale idę się trochę zrelaksować – odpowiedział Jack niezrażony niecodziennym zachowaniem szefowej
- Zaczekaj idę z tobą – powiedział Zach i wybiegł za Jackem
Angela i Booth zostali sami - o nie teraz się zacznie pomyślał - Seeley. Lecz ona spojrzała na niego jak by z jego wzroku chciała się dowiedzieć czy on miał cokolwiek wspólnego ze spóźnieniem Brenndan. Booth czekał aż jego partnerka przyjedzie. Kompletnie nie wiedział jak ma się zachować i nie wiedział jak ona się będzie zachowywać. Po niej to wszystko jest możliwe – zdążył pomyśleć- w końcu zobaczył jak Temperance wchodzi przez drzwi do Instytutu. Zebrał w sobie wszystkie siły, podszedł do niej i powiedział:
- Cześć Bones – złapał ją za ramię widząc, że kieruje się do Camile – lepiej tam nie chodź, Camile i tak jest w wystarczająco złym humorze
- A to, dlaczego? –zapytała, zatrzymała się i wyrwała rękę z jego uścisku
- No cóż… Przez twoje spóźnienie - powiedział z dziwnym spojrzeniem – słuchaj zdaje się że musimy o czymś po…- nie dokończył bo Bones zaczęła
- O nie wyjaśnię to… i to najlepiej zaraz- ruszyła w stronę Camile
- Nie – zaoponował Booth ponownie łapiąc ją za ramię – i tak jest w wystarczająco złym humorze, powiedziała, że mamy od razu jechać do miejsca, w który znaleziono ciało.
- Dobrze, ale nie musisz mnie prowadzi sama chyba trafię do samochodu – znowu wyrwała się i poszła do jego samochodu. Booth szedł z nią, oboje wsiedli, zapalił samochód pojechali do tego miejsca. Z początku była zupełna cisza. W końcu odezwał się Booth:
- Bones… musimy pogadać o tym, co się zdarzyło wczoraj – spojrzał na nią
- Tak – prawie krzyknęła – i powiem wprost Booth nie powinieneś całować mnie po raz drugi
- Tak masz rację, to nie było w porządku - powiedział
- Więc zapominamy o tym tak i nikt się o tym nie dowie?
- Oczywiście… ale – zapytał
- Jakie ale? – nie wytrzymała
- Ja jednak nie mogę zapomnieć o tym pierwszym pocałunku…- oświadczył z dziwnym uśmieszkiem
- Ale przecież o nim musimy zapomnieć,… och gdyby się wszyscy Instytutu dowiedzieli… - powiedziała i zrobiła przerażoną minę
- Nie ja zapominam o tym drugim…-powiedział
- Booth jesteśmy partnerami nikt nie może się dowiedzie…- ponownie nie dokończyła
- I nikt się nie dowie – odpowiedział nieco spokojny, Seeley – choć z drugiej strony nie nasza wina, że się całowaliśmy przecież i ty i ja nie wiedzieliśmy – chwila zastanowienia, – że całujemy się – przerwał jak by zastanawiał się czy te zdanie ma sens poczym szeroko się uśmiechnął i dodał:
- A nawiasem mówiąc mnie się podobało – Tempe pomału się uśmiechała i powiedziała
- Dobra robota czeka – wyszła z samochodu a Booth odetchnął z ulgą. Nie zniósłby, gdy by musiał pracować z nią w takiej atmosferze, naprawdę cieszył się, że zaczął tę rozmowę, choć poszła w stronę, w którą nie chciał.
Po około 20 minutach jazdy dojechali na miejsce zbrodni, a raczej na miejsce pożaru. Do domu, w którym przynajmniej trzy pomieszczenia były całkowicie spalone, weszła Bones była już przebrana w kombinezon.
W pierwszym z tych pomieszczeń leżały dwa ciała prawie doszczętnie spalone, Brenndan podeszła do pierwszego ciała:
- No i co? – Zapytał Booth, który stał i przyglądał się jej
- Kobieta a raczej kobiety… raczej młode ok. 25-30. Dowiedziałeś się czy to było podpalenie?
- Właśnie to sprawdzają długo to nie potrwa.
- Przyczyna śmierci pewnie jest ta sama albo uduszenie dymem albo spalenie – podniosła się - więcej dowiedziałabym się w Instytucie trzeba będzie je przetransportować.
Instytut
Przy stołach, na których leżały ciała stała Bones, Zach, Jack, Booth, Camile. Właśnie wszyscy oglądali powiększenie jednej kości. Kiedy dr. Brenndan przyglądała się obrazowi na ekranie odezwał się Zach:
- Tu dr Brenndan znalazłem popękanie kości spowodowane silnym naciskiem, lecz nie wiem co to jest? -odpowiedział poczym się zamyślił, a Bones zapytała:
- To wszystko, co wiesz?
- Tak –odparł i westchnął
- Czy Angela odtworzyła twarz z jednej z czaszek, którą jej dałam? –zapytała Kamile
- Tak robi to już od dłuższego czasu – odparł Jack jak by był obrażony, zapanowała trochę niezręczna chwila lecz Camile powiedziała:
- Rzecz, która wywołuje nie pęknięcie kości, ale jej popękanie na zewnętrznej stronie dłoni, nie wiem, co to może być – powiedziała nieco zrezygnowana.
- To lina była tym narzędziem- odparła Bones
- Czy ty masz jakiś zanik słuchu? – zapytał Booth – Chodzi o narzędzie wywołujące popękanie w jednym miejscu a nie dookoła ręki. Dobrze mówię – zapytał tych, którzy bardziej znali się na tym fachu.
- Tak właściwie o to nam chodzi, więc nie rozumiem, dlaczego dr… - nie dokończył, bo Bones zaczęła wszystko wyjaśniać, o co jej chodzi
- Zgadzam się, że doszło do popękania kości, ale dookoła nie w jednym miejscu, co oznacza, że to była lina, sznur podczas pożaru… - przerwała, bo zaczęła prześwietlywać inne kości poszczególnych kończyn wreszcie się odezwała – widzicie te ciemne ślady –wskazała ręką na ekran – takie same obrażenia na rękach i nogach może sugerować tylko jedno podczas pożaru ta osoba była związana i myślę że druga ofiar także:
- Przyczyna śmierci to uduszenie – potwierdziła Camile
- A policja potwierdziła, że to było podpalenie –dodał Jack
- Więc mamy do czynienia z kolejnym morderstwem – dodał Booth w tym samym momencie kiedy już zakończyli rozmowę weszła Angela
- Słuchajcie to jest pierwsza ofiara moim zdaniem wygląda jakoś znajomo – wtedy Booth zobaczył piękną młodą kobietę, miała złociste włosy i te oczy, po jakimś czasie dotarło do niego, że ta kobieta to Rebbeca. Zdążył zobaczyć tylko współczujący wzrok Bones, która jedna poznała dziewczynę z obrazka Angeli. Jeśli ona nie żyje – pomyślał - to gdzie jest jego syn gdzie jest Parker?
Here you are!
Aha mam pytanie
Pamiętacie takie opowiadanie kiedy Tempe zaszła w ciążę (oczywiście z Boothem)ale on o tym nie wiedział i wyjechała chyba do Francji mieszkała chyba z ojcem ,po jakimś czasie wróciła (nadal była w ciąży) do Waszyngtonu. Poszła z Ange na jakieś przyjęcie, tam zemdlała i trafiła do szpitala więcej nie wiem. Ale strasznie mi się podobało. Nie wiecie kto to napisał i czy są dalsze części, bo ich nie spotkałam w zakończeniach?
Hej, tu autorka tego opowiadania:) Francja, Francja:) tak, napisałam kolejne części i wrzuciłam na zakończenie, ale jak nie możesz znaleźć to wejdź na www.zezulce.blog.onet.pl tam w starszych notkach są wszystkie części:) no i gratki z tego wyższego opowiadanka:)
Ja też już sie upominałam o to opowiadanko :)
Aguś to gdzie Ty mieszkasz, ze tak codziennie prawie widzisz :PP
Może nie doskonała, ale następna część, czyli:
***BB Show Pat VII***
- Ja chcę naleśniki! – zawołał Parker, gdy tylko Booth napomknął o śniadaniu.- Z sosem czekoladowym! Koniecznie!- zażądał.
- Park, słodkości z samego rana to nie jest najlepszy pomysł. Zresztą, gdyby mama się dowiedziała….
- Ale jej tu nie ma, proszę tatusiuuuuuuu- skomlał błagalnym głosem.
- Ale….
- Prooooszę!- nie dając za wygraną podbiegł do ojca i objął w pasie. – Mama się nie dowie. Nic jej nie powiem- przekonywał. Również Daisy udzieliła małemu poparcia, wyrażonego w głośnym i stanowczym szczęknięciu.- Dwa do jednego, wygrałem!- wykrzyknął rozradowany malec.- Dzięki Daisy!- czule pogłaskał psinę.
- Chwilunia, jakie wygrałem? – zwrócił się do syna.- Zapomniałeś chyba, że jest tu z nami ktoś jeszcze. Bones!- rzucił do swej partnerki, która akurat wyszła z łazienki. – Twój głos będzie decydujący!
- A o co chodzi?- zapytała nie będąc w temacie.
- Tatuś nie chce zrobić mi naleśników z czekoladą. – oznajmił jej smutnym głosem.
- Dlaczego?
- Ponieważ to nie jest odpowiednie danie dla dzieci. Tym bardziej na śniadanie. – zakomunikował jej Seeley.
Parker z osowiałą miną i rękoma skrzyżowanymi na piersi odwrócił się do ojca plecami.
- O nie mój drogi, tak nie będziemy rozmawiać…- pogroził mu palcem.
- Booth, daj spokój. Parker to jeszcze dziecko. Poluzuj trochę.- stanęła w obronie malca.
- Chyba wyluzuj- poprawił ją.- Ale mniejsza o to…
- A czy przypadkiem przed momentem nie powiedziałeś, że to ode mnie należy decyzja?- nie dała mu dokończyć.
Booth zacisnął tylko wargi, czując że traci przewagę.
- Stwierdzam więc, że ja również z przyjemnością zjadłabym na śniadanie naleśniki.- oznajmiła swemu partnerowi posyłając wymowny uśmiech.
- Yeah!!!- krzyknął uradowany chłopiec podbiegając do Bones i ściskając ją serdecznie.
- Z czekoladą?- zapytał po chwili.
- Oczywiście- dodała z uśmiechem.
Przegrany na całej linii Booth udał się więc do kuchni w poszukiwaniu niezbędnych produktów.
- Houston, mamy problem.-stwierdził po chwili.- Nie mamy sosu czekoladowego, więc chyba trzeba będzie wymyślić coś innego…- wyraźnie poprawił mu się humor.
- Dlaczego? Przecież możesz iść do sklepu, a ja i Tempe zrobimy ciasto, prawda?- mały znalazł błyskawicznie wyjście z sytuacji i skierował uśmiechniętą twarz w kierunku antropolożki, szukając poparcia.
- Prawda- odparła.
- Widzę, że nie mam tu za wiele do powiedzenia…I żeby to we własnym domu- wymruczał pod nosem niechętnie zbierając się do wyjścia.
- Booth! Przy okazji możesz wyprowadzić Daisy.- wyraziła swe zdanie Tempe..
- Oczywiście! Jasne! Z przyjemnością!- odparł głosem przesyconym ironią do granic możliwości i wziął bawiącego się szczeniaka na ręce. – Jeszcze jakieś życzenia, madame? – zapytał swa partnerkę, patrząc jej głęboko w oczy.
- Nie. To chyba byłoby wszystko, ale gdybym sobie o czymś przypomniała, zadzwonię.- triumfalnie przeszła koło niego, kierując się do kuchni.
Pokręcił tylko głową i zniknął za drzwiami.
Brennan natomiast postanowiła zająć się przygotowywaniem ciasta, całe szczęście, że naleśniki tez potrafiła zrobić i nawet nieźle jej to wychodziło.
Kiedy wyjęła już potrzebne rzeczy, obok niej zjawił się Parker oferując swą pomoc.
Kilka zręcznych ruchów, trochę rozsypanej mąki i w okamgnieniu ciasto było gotowe.
Bones, zdążyła już nawet posprzątać po kuchennych wojażach i zrobić sobie kawę, a Booth’a nadal nie było…
Usiadła wygodnie na kanapie obok Parkera, śledzącego losy ulubionego bohatera z kreskówki i ze smakiem popijała kawę. Jej wzrok przykuła kartka papieru leżąca na stoliku. Sięgnęła po nią. „Zadanie na niedzielę” – odczytała krótką notkę na wierzchu, po czym zaczęła rozkładać kartkę w poszukiwaniu rozcięcia tytułu. – Już się boję – pomyślała.
„ Drodzy pacjenci!..” – już sam początek ją poirytował. – To brzmi, jakbyśmy byli chorzy!- zdegustowała się wyraźnie. „ Mam nadzieję, że kolacja się udała i że nie była dla Was tylko zwykłym obowiązkiem, ale i sprawiła trochę przyjemnościJ. Dzisiejsze zadanie będzie równie przyjemne, jak sądzę. Mam tylko szczerą nadzieję, że pogoda dopisze, gdyż wybierzecie się razem na piknik! Wybór miejsca i menu pozostawiam Wam, a jak podejrzewam, Agent Booth na pewno cos wymyśli. Życzę więc miłego popołudnia i powodzenia oczywiście!
PS. Czy Parker nigdy się nie męczy??? J
Dr Lance Sweets.”
- Hmm…Nie jest tak źle…- powiedziała do siebie.
- Słucham?- odezwał się chłopiec, myśląc najwyraźniej, iż zwróciła się do niego.
- Nie, nic…- odparła szybko uśmiechając się.- Jedziemy dziś na piknik.
- Naprawdę? Hurra! – zaczął wykrzykiwać skacząc po kanapie.- Uwielbiam pikniki!
- To dobrze.
Gdy wreszcie zmęczyło chłopca podskakiwanie, usiadł grzecznie obok Tempe i zaczął jej się dziwnie przyglądać.
- Tempie?- wystękał w końcu.- Mogę cię o cos zapytać?
- Pewnie.
- Czy ty…- zawahał się przez moment.- Jesteś dziewczyną mojego tatusia?
- Co?- pytanie wyraźnie ja zaskoczyło i zdziwiło zarazem.- Skąd to pytanie?
- Tatuś powiedział, że nie, a jak go zapytałem czy chciałby żebyś nią była to powiedział, że jeśli nawet tak by było, to nie zależy to tylko od niego. Co to znaczy?- spojrzał na nią czekając na wyjaśnienia.
- Parker…- nie wiedziała zbytnio co odpowiedzieć.
- Czy chodziło mu to, że on by chciał, a ty nie?- drążył dalej.
- Nie…To znaczy…Ja…-zaczęła się jąkać.
- Nie lubisz mojego tatusia?
- Nie- zaprzeczyła szybko.- Bardzo go lubię, pracujemy razem i jest moim przyjacielem…
- A nie może być także twoim chłopakiem?- zapytał wywołując u niej jeszcze większe zakłopotanie.
- To skomplikowane..- stwierdziła.- Jak trochę podrośniesz to wtedy zrozumiesz.
- Mówisz jak tata…
- To znaczy, że cos w tym musi być - uśmiechnęła się do niego i pogładziła po blond czuprynce.
- Tatuś też bardzo cię lubi….- powiedział cicho po chwili.
Uśmiechnęła się po raz kolejny.
- Tylko Tempie, nie mów tatusiowi, że cie o to pytałem dobrze? Bo zabronił mi cie o to pytać…
- W porządku, to będzie taka nasza mała tajemnica.
Droga powrotna Seeley’a za sklepu była jedną wielką walką z nieustannie szamoczącą się Daisy, której chodzenie na smyczy było wyraźnie nie w smak. W końcu na dobre zastrajkowała i musiał ją wziąć na ręce.
Będąc już nieopodal domu, przypadkiem zerknął na staruszkę sprzedająca kwiaty na ulicy. Jego uwagę natychmiast przykuł mały, samotnie stojący w małym wazoniku bukiecik różowych stokrotek. Nim się obejrzał, szedł już dalej z nowym zakupem w ręku..
Dopiero przed domem zdał sobie sprawę z tego, co zrobił.
- Co ja wyprawiam?- zapytał samego siebie.
Gdy przekroczył próg mieszkania, widok Temperance i Parkera, siedzących razem na kanapie i oglądających kreskówki wyraźnie go poruszył.
- Tatusiu, co robiłeś tak długo? – spytał malec, gdy tylko go zauważył.
- Miałem małe problemy z Daisy…- wyjaśnił, uwalniając szczeniaka ze smyczy.
- Kupiłeś sos czekoladowy?
- Oczywiście i…- pochylił się nad nim.- Coś ekstra za długie oczekiwanie na śniadanie.- uśmiechnął się tajemniczo i wyciągnął z torby miniaturowe autko.
- Suuper!- wykrzyknął chłopiec.
Tempe przyglądała się im w skupieniu, aż napotkała wzrok swego partnera.
- Nie martw się, o tobie tez nie zapomniałem- podszedł do niej i wyciągnął zza pleców skrywany bukiecik.
- Dz…Dziękuję- odparła zaskoczona i zadowolona zarazem.
- Nie ma za co- uśmiechnął się szeroko.- Więc jak, możemy zaczynać?- zwrócił się już do Parkera.
- Tak, razem z Tempe już wszystko przygotowaliśmy- poinformował.
- Więc do dzieła! – Booth obrócił się na pięcie, wykonując przy tym dziwny piruet, wziął syna na ręce i dziwnie podskakując udał się do kuchni.
***
Sorki wielkie, że tak krótko dziś, ale małe zawirowania życiowe nie pozwoliły na więcej. Mam tylko taką cichą nadzieję, że nie będę musiała nagle przerwać pisania, choć niestety może się tak stać (bo live naprawdę is brutal), no ale czas pokaże…
Z pozdrowieniami dla wszystkich:
*Marlen
Skąd ty masz tyle świetnych pomysłów w głowie dziewczyno te opowiadania są cudowne.
Ja dziś zabieram się za pisanie kolejnego koniec przerwy.
W sumie to z moim nie najlepszym humorem w dniu wczorajszym, obawiałam się, że jak zacznę pisać, to skończy się na tym, że Brennan utopi się w muszli klozetowej, a Booth'a rozjedzie walec drogowy, albo cos...
Ale, dziś jest już ok- duży problem rozwiązany, wiec następna część zabawniejsza będzie;))
Oczywiście czekam na kolejną część Twojego opowiadanka!
pozdrowionka!
Heh może i by było ciekawie, gdyby z tym walcem i muszlą klozetową wypaliło, ale wolę tak jak jest i czekam na tą cześć zabawniejszą ;*
Acydzieło, szkoda ,żę tak krótko, no ale cóz, życie. Czekam na kolejne twoje dzieło. I zazdroszcze Ci takich pomysłów :)
Pozdrawiam wszystkich ;*
(Przypomnienie chodzi o to, że Tempe i Seleey są na zawodach Driftingu)
Siedzieli w wypicowanym samochodzie, on miał dużo fajnych dodatków, turbo, neony, spoilery,
to wszystko to była zasługa prawdziwego przyjaciela. Tay się zna na żeczy od dziecka bawił się
samochodami, rozbierał na kawałki i składał w lepszy i większy kawałek. Ma doświadczenie w tych
sprawach kiedyś wygrał zawody na najlepszy samochód. Tempe cała się trzęsła, bała się jechać
z Booth`em mimo wszystko, że wie jak on jeździ, że jest naprawdę niesamowicie dobry.
- Zaczynamy zawody proszę się ustawić na linii startu!- krzyczał rozpoczynający zawody.
Miał w ręku dwie flagi, którymi machnął po chwili w dół i wszystkie samochody ruszyły z piskiem
opon. To było niesamowicie interesujące jak te wszystkie samochody ruszyły i jeden przed drugi się
wciskał, Tempe w samochodzie siedziała po stronie pasażera obserwowała całe wydarzenie, nie było dla
niej jasne o co w tym w ogóle chodzi, Booth jej tłumaczył, ale ona dalej musiała wywnioskować sama o co
chodzi w driftingu.
- Booth my musimy zajechać na metę jako pierwsi? Co wtedy się stanie, dostaniesz puchar?
- Uwaga trzymaj się.- krzyknął na nią kiwając głową w lewą stronę.- Pacz na to.
Zacisnął sprzęgło i przekręcił kierownicę w lewo jechali na skos wyjazdem z parkingu, potem wyrównał
dodał gazu na prostej, wcisną przycisk przyśpieszenia i nagle jechali już ponad 250km/h. Tempe trzymała
się mocno rączki, która zamontował Tay specjalnie z obaw o dziewczynę Booth`a, narzeczoną.
Zostało do pokonania może z 15km, a Booth chciał być pierwszy na mecie więc musiał się teraz na tym
długim prostym odcinku postarać i wyminąć lub zlikwidować z trasy samochód Bertranda, który był pierwszy.
- To było ekscytujące.- Uśmiechnęła się i zaczęła się lekko śmiać pod nosem.- Przyznam, że się trochę
bałam nawet nie trochę bardzo się bałam.
- Temperance ja Ci nie powiedziałem, że tutaj się też zderzają samochody przeciwników przechyl się w moją
stronę szybko.
- Co się dzieje?
- Zbliżamy się do Bertranda, a on jest nieobliczalny.
- O boże co on robi. - Na jej twarzy pojawiły się obawy, strach przed niepowodzeniem...
Bertrand uderzył w stronę Booth`a i zobaczył, że na siedzeniu pasażera siedzi jakaś kobieta, postanowił
uderzyć z drugiej strony. Bertrand z pozoru wydaje się groźny, ale on to robi na pokaz, naprawdę jest
całkiem miłym i wrażliwym facetem. Bał się uderzyć w stronę tej kobiety bo wiedział, że jak zadrze z
Seleey`m to będzie źle, ale postanowił się zabawić na całego.
Tempe poczuła mocny odrzut w lewą stronę i ujrzała małe wgniecenie w drzwiach. Ten wyścig coraz bardziej
robił się niebezpieczny.
- Booth długom jeszcze?
- Tempe, jeszcze 8km, ale teraz muszę dać z siebie wszystko.- Zacisnął wargi i znów wcisnął przycisk turbo.
Wyprzedził Bertranda, ale nie na długo po chwili on wcisnął swój przycisk i był znów na równi z Seleey`m,
kończyła się prosta zaczynały się zakręty w prawo w lewo i na odwrót. Więc jeśli teraz na ostatnich 600m uda
się Booth`owi wyprzedzić Bertranda wygra wyścig. Bertrand uderzył samochodem próbując zepchnąć Booth`a z trasy,
ale mu się nie udało i wjechał jako pierwszy do tunelu. Booth był zły na siebie wiedząc, że jak nie wyprzedził
go tutaj to nie uda mu się wyprzedzić go na zakrętach chyba, że zaryzykuje. Droga którą się ściągają jest otwarta
jeżdżą nią samochody, więc jest podwójna adrenalina. Zaczęły się zakręty Seleey widział nadjeżdżającego tria, ale
stwierdził, że to ostatni zakręt na którym może wyprzedzić Bertranda.
- Życie to ryzyko.
- Co ty robisz Booth !!
Zjechał na lewą stronę pasu i jechał łeb w łeb z Bertrandem tir był 500m przed nim, ale on dalej nie zjechał za Bertranda,
nagle przeciwnik się zapatrzył na Booth i skręcił kierownicą w prawo co spowodowało spadnięcie auta w przepaść.
Booth był pierwszy, ale to nie zmienia faktu, że Bertrand leży w przepaści, samochód nie wybuchł, a człowiek
prowadzący auto przyczołgał się na metę już bez samochodu. Wszyscy podskakiwali ściskali Booth`a dostał swoją wgraną,
a Tempe siedziała w samochodzie zszokowana jak można barć udział w tak głupich zawodach.
- Kochanie co się dzieje?
- Czy ty się człowieku dobrze czujesz, mało co nie zabiłeś tego Bertranda !?
- Tempe te zawody polegają na tym, że labo ja, albo on,
- Odwieź mnie do dzieci nie będę przebywać w takim towarzystwie.
- Kochanie walałabyś, żebyśmy to my spadli w tą przepaść?
- Jak byś nie jechał obok niego zajechalibyśmy jako drudzy stało by się coś?
- Tak moja reputacja poszła by w piach.
- To naprawdę jest takie ważne?
- Tak, Tempe od dziecka jeździłem z tatą na takie zawody nie umiał bym przegrać.
- Przecież mogliśmy zabić człowieka?
- Nie kochanie ta droga jest tak zaplanowana, że nic nikomu nie może się stać, chyba, że jakiś cud. Sędziowie czyli ludzie
oglądający te zawody wybrali tą drogę bo ją znają, wiedzą jaka jest.
- Booth ja się tak bałam..
- Już po wszystkim, a Bertrand to mój kumpel, tylko w wyścigach jest moim przeciwnikiem.-Uśmiechnął się i dał buziaka Tempe.
- Tempe i wiesz powinniśmy się teraz bawić tutaj, za moje, za nasze zwycięstwo.
- Może...
Weszli na parkiet gdzie wszyscy tańczyli, polewali się szampanem i dołączyli do nich. Zabawa trwała do 4 w nocy, zabawa była
udana nawet nie pamiętali kiedy ostatnio tak dobrze się bawili. Po zakończeniu imprezy wsiedli do samochodu pojechali do domu,
po auto Booth`a postanowili pojechać jak się wyśpią. Weszli po cichu po schodach na górę do pokoju i położyli się do łóżek.
Aguś - codowne opowiadanko. Co tu wiele pisac?? Po prostu fajne! Oby tak dalej!
Marlen - WOW!! Odpowiednie słowa uciekły! JA CHCE WIĘCEJ!!!
Olunia - Ciekawe, robi się groźnie. Czekam na cedek.
Dziewczyny, pisać!! Złapcie wene i do roboty.
PS: Wysyłajcie smsy pod numer 7390 o treści 2!! Proszę!! Zróbcie coś dla muzyki!