PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78083
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

Treść? Przecież wszytsko jasne...;)...................................................

Mino

Jak to zwykle w poniedziałkowe poranki bywa, czekam sobie na wykład...Nudzi mi się strasznie...Więc proszę.
Dziś krótko, choć mam nadzieję, że treściwie.
Miłej lektury.
Z pozdrowieniami
*Marlen

***BB Show Part VIII***

Daisy wygodnie rozsiadła się na kanapie obok Tempe, a Booth z Parkerem opanowali kuchnię. Nie minęła godzina, a danie było gotowe i wszyscy wspólnie zasiedli do stołu.
Przyrządzone wspólnymi siłami śniadanie okazało się niezwykle smaczne, nawet sam Booth pożałował w duchu, iż wcześniej protestował.
- Sweets zostawił nam instrukcje na dzisiejszy dzień- zwróciła się do swego partnera.
- Jedziemy na piknik!- wykrzyknął uradowany Parker.
- Oh…W porządku- odparł, spoglądając na swą partnerkę.- A dokąd konkretnie nas wysyła?
- W tej kwestii daje ci wolna rękę, gdyż jak stwierdził, ty na pewno cos wymyślisz- odparła.
Na twarzy Bootha zagościł tajemniczy uśmiech, a w oczach błysnęła iskra zadowolenia.
-Tatusiu, może zabierzemy Tempie tam, gdzie by…
- Cii…-przerwał synowi szybko, przykładając palec do ust. – Niech to będzie dla niej niespodzianka.
- Ok.- zgodził się.
- Dlaczego rozmawiacie, jakby mnie tu nie było? – zapytała niezbyt zadowolona z faktu, że nie ma zbyt wiele do gadania.
- Spokojnie, satysfakcja gwarantowana.- odparł głosem pełnym pewności siebie.
- Ale wiesz dobrze, że nie możesz…
- Żadne ale – przerwał jej czując nadchodzący wywód antropologiczny.- Zaufaj mi, jak zawsze…- uśmiechnął się, posyłając dodatkowo czarujący uśmiech, z którego słynął.

***
Jechali w milczeniu już dobra godzinę. Gdyby nie radio i płynące z niego, spokojne nuty muzyki Chrisa de Burgh’a, w aucie zapanowałaby iście grobowa cisza. Nawet siedzący z tyłu Parker i Daisy byli wyjątkowo spokojni.
- Daleko jeszcze?- odezwała się w końcu jako pierwsza pani antropolog.
- Już prawie jesteśmy- odparł Seeley spoglądając na nią katem oka i dostrzegł, że chyba znów wpadła w ten dziwny „stan zamyślenia”, czy cokolwiek to było.
Temperance nie była zadowolona z faktu, iż Sweets powierzył przygotowanie zadania jej partnerowi, a ona nie miała żadnego pola do popisu. A może po prostu uznał, że się do tego nie nadaje? W sumie miałby rację, bo nie było żadna tajemnicą, że nie radziła sobie zbyt dobrze w kontaktach międzyludzkich i „ codziennych sytuacjach”. Skrycie zazdrościła Booth’owi, iż mino braku choć jednego doktoratu, potrafił doskonale odnaleźć się w każdej sytuacji…
- Jesteśmy na miejscu.- usłyszała nagle, przerywając tym samym rozmyślania.

Booth zaparkował auto w cieniu drzew, po czym szybko wysiadł z samochodu i oswobodził Parkera z więzów pasów bezpieczeństwa w foteliku. Rozradowany malec szybko wybiegł na zewnątrz wraz ze szczeniakiem. Widząc, iż drzwi pasażera z przodu samochodu nadal pozostają zamknięte, podszedł i otworzył je powoli.
- Długo masz zamiar tak tam siedzieć?- zapytał.
Nie odpowiedziała. Spojrzała tylko na niego dziwnym, jakby nieobecnym wzrokiem i wysiadła niechętnie.
Booth zagrodził jej drogę, opierając się o samochód, a rękę o otwarte drzwi.
- Co się dzieje?- popatrzył na nią troskliwie.
- Nic…Boli mnie głowa i…
- Słucham?- roześmiał się.- O nie, nie myśl, że zbyjesz mnie tą kiepska wymówką, która w dodatku kompletnie nie jest w twoim stylu- zakomunikował jej, czekając na bardziej sensowne wyjaśnienie.
- A jaki jest mój styl?- spojrzała na niego, jakby z wyrzutem, po czym spuściła głowę.- Ja po prostu…To znaczy, wydaje mi się, że…- gubiła się we własnych słowach.- Chyba naprawdę jestem inna…
Seeley zmarszczył brwi wyrażając swe zdziwienie, po czym zaczął przyglądać się jej wnikliwie.
- Hmm…Spójrzmy, dwie ręce, dwie nogi, głowa tez w odpowiednim miejscu…Według mnie wszystko z tobą w porządku- stwierdził poważnym tonem.
- Booth…- uśmiechnęła się w końcu. – Wiesz dobrze o czym mówię…Ja nie potrafię cieszyć się z prostych, zwykłych rzeczy jak wy…- westchnęła. – Brak mi spontaniczności, kiepsko odnajduję się w towarzystwie, no chyba, że jestem wśród naukowców, ale w normalnym świecie…Zawsze maja mnie za dziwaka i najgorsze jest to, że…Że maja rację….
- Nikt nie jest doskonały- powiedział uśmiechając się lekko.
- Ty jesteś- powiedziała podnosząc głowę, wprawiając go w osłupienie.
- Nie- zaśmiał się.- Uwierz mi, że nie jestem. Kto, jak kto, ale ja? Niee…- pokręcił tylko głowa.
- Jesteś wspaniałym ojcem, doskonałym agentem, oddanym przyjacielem, potrafisz wiele rzeczy, zawsze wiesz, co powiedzieć i znasz się na ludziach…- spojrzała w jego brązowe oczy. Uśmiechnął się lekko zawstydzony tą opinią.
- A ty jesteś świetnym fachowcem, doskonałą pisarką i…
- I nic poza tym- dodała, przerywając jego wypowiedź.
- …I przede wszystkim inteligentną, wrażliwą i piękną kobietą…- stopniowo ściszał ton głosu. – Czyli jak dla mnie w sam raz. – dodał pochylając się w jej stronę i lekko całując.
- A reszty z pewnością szybko się nauczysz, jeśli tak bardzo ci na tym zależy- wyszeptał.
- Od czego masz mnie? Lepszego nauczyciela nigdzie nie znajdziesz- uśmiechnął się i przytulił ja czule.
- Tato, Tempie, chodźcie! – usłyszeli nagle wołanie Parkera. Uwolnili się z objęć i zaczęli wyjmować rzeczy z bagażnika, a następnie poszli w stronę biegającego chłopca.
Dopiero teraz Temperance zaczęła rozglądać się i obserwować miejsce, w którym się znaleźli.
Jej oczom ukazał się niewiarygodny widok. Przed sobą miała wielką łąkę , obok las a jeszcze kawałek dalej małe jeziorko. Było to jakieś kompletne odludzie, ale bardzo piękne.
Gdy byli już na miejscu Booth wygrzebał z torby koc, rozłożył go pod drzewem, po czym wyciągnął się na nim jak długi. Parker natomiast biegał jak szalony, bawiąc się z Daisy, która rozkoszowała się błogą wolnością i brakiem smyczy.
- Bones, chodź!- zawołał ją Booth wskazując miejsce obok siebie,
Usiadła obok niego i razem obserwowali bawiącego się chłopca.
- Parker to urocze dziecko- stwierdziła po chwili.
- Zupełnie jak jego ojciec- stwierdził z przekąsem. Zwróciła głowę w jego stronę. - Zapomniałaś dodać…-
Uśmiechnęła się i powróciła do obserwacji malca.
- A ty nadal nie chcesz mieć dzieci?- zapytał nagle.
- Nie wiem…-odparła. – Chyba nie jestem tego już taka pewna, jak kiedyś…
- Więc rozważasz możliwość ewentualnego zostania mamusią?- drążył dalej temat.
Spojrzała tylko na niego wymownie, a on uśmiechnął się zadowolony z faktu, iż nie zaprzeczyła. Nie mogąc się powstrzymać, po raz kolejny już tego dnia pocałował ją. Nie zdziwił już go fakt, iż od razu oddała mu pocałunek, który po chwili znacznie się pogłębił. Oboje nie zdawali sobie jednak sprawy, iż całe zdarzenie obserwuje z ukrycia uśmiechający się szeroko Parker…

Później, jak to na piknikach bywa, przyszła kolej na wspólny posiłek i zabawę w plenerze. Czas upłynął im niewiarygodnie szybko. Gdy wrócili już w granice miasta, dochodziła szósta, więc Seeley postanowił od razu odwieźć Parkera, aby Rebecka nie robiła mu potem niepotrzebnych wyrzutów.

Gdy byli już u celu Seeley wraz z synem wysiadł z samochodu. Malec czule pożegnał się z Tempe, ściskając ją mocno i całując w policzek. Pogłaskał też Daisy i wyruszył z ojcem do domu.

-Jak się bawiłeś?- zapytała syna Rebecka, gdy Booth zniknął już za drzwiami.
- Wspaniale! Robiliśmy razem z tatusiem i dr Bones zakupy dla Daisy i byliśmy dziś na pikniku…- zaczął opowiadać.
- Daisy? Któż to taki? - dociekała.
- To mały piesek, który mieszka teraz razem z tatusiem i Tempie- oświecił ją.
- Jak to razem? - zdziwiła się.
- No bo dr Bones mieszka teraz u tatusia i Daisy też- wyjaśnił.
Rebeka nie ukrywała zdziwienia. Podeszła do okna, obserwując Seeley’a wsiadającego do auta, w którym czekała jego partnerka.
- Tatuś bardzo lubi Tempie, nawet widziałem jak ją dzisiaj pocałował- dodał podekscytowany malec.
Ta wypowiedź wyraźnie dała do myślenia jego matce…

CDN…

marlen_3

LG powie Ci zawsze to, co myśli. Czytam z uwagą każdą Twoją część Marlenko i cieszy mnie kontynuowanie tego cyklu. Ósemeczka jest w porządku, ale poprzednie podobały mi się bardziej. Styl i cała forma bez zarzutu jak zwykle, ale pomysł z piknikiem nie miał w sobie tyle dynamizmu... Mimo wszystko spisujesz się na piątkę.
Liczę na następne ciekwae pomysły.
Życzliwa Ci LG

_LG_

W takim bądź razie sorki za rozczarowanie, ale zważywszy na to, iż moje niedziele są koszmarnie nudne, nie mogłam wymyślić nic innego na ten dzień, choć próbowałam zawzięcie...
Następnym razem bardziej się postaram....;)

marlen_3

Nie chciałam Cię urazić, a jeśli to niechcący zrobiłam - to przepraszam. Mówię tylko, że piknik ma swoją specyfikę. Dla mnie Ty i Rokitka jesteście najlepsze z najlepszych i najwięcej też od Was wymagam.
Fanka LG

_LG_

Dodam jeszcze, że wiem jak trudno wymyślić coś odkrywczego - znam to z autopsji...;)))

_LG_

Źle mnie chyba zrozumiałaś....To ja tylko przeprosiłam za mała niedoskonałość tym razem... A konstruktywna krytyka jest jak najbardziej mile widziana, gdyż pomaga nam w dążeniu do doskonałości (hehe).
Zresztą nas trudno urazić, bo na ogół niepoważne do granic możliwości jesteśmy....;-)

marlen_3

Dobrze, że uznałaś ją za konstruktywną, a nie destruktywną;)))

_LG_

Hej mam nadzieje, że mnie pamiętacie. Postanowiłam ,iż znowu zacznę pisać.
Widzę, że u was robota idzie pełną parą. Tak w ogóle to cudowne opowiadanka. Chyba szkoła przynosi wenę. :D

ocenił(a) serial na 8
Azura2007

Cieszę się, że wróciłaś.

Mino

Hmm...Co ja mogę powiedzieć...Miała być kolejna część, to jest, ale uwaga- z góry lojalnie uprzedzam- krótka, mdła, mało ciekawa i ogólnie pozostawiająca wiele do życzenia...Niestety.
Jednak co złego to nie ja (tylko ONZ, który muszę "obrobić" na jutrzejsze seminarium, a nie mam za dużo czasu).

Następnym razem bardziej się postaram.
Mimo wszystko miłej lektury, z dużą doza wyrozumiałości dla autorki:-)

***BB Show Part IX***

-To było naprawdę miłe popołudnie.- stwierdziła przekraczając próg mieszkania.
- Bynajmniej- odparł zamykając drzwi.
Brennan, lekko zmęczona usiadła wygodnie na kanapie i przeciągnęła się leniwie.
- Widzę, że razem z Parkerem nie mamy na ciebie zbyt dobrego wpływu.
Zmarszczyła brwi, próbując dociec, do czego zmierza.
- Znów jesteś zmęczona – wyjasnił i zajął miejsce obok niej. Zwrócił głowę w jej stronę, wspierając się łokciem o oparcie kanapy.
- To nie to…Powiedzmy raczej, że nie jestem przyzwyczajona do spędzania czasu w ten sposób- uśmiechnęła się łagodnie…- Co nie znaczy, że mi to nie odpowiada…
Seeley wolna ręką pogładził jej policzek i odgarnął za ucho niesforny kosmyk włosów, opadający jej na twarz. Zarumieniła się lekko. Ich wzrok spotkał się na dłuższą chwilę.
Otrzeźwiło ich głośne szczekniecie, najprawdopodobniej głodnej Daisy.
- Już malutka- Booth wziął szczeniaka na ręce i zaniósł do kuchni, gdzie stała jego miska.
- A może szanowna mamusia też miałaby ochotę na małe co nieco?- zapytał wyciągając sucha karmę z szafki.
- Oferujesz mi psie przysmaki?
Booth powąchał otwartą paczkę i skrzywił się nieco.
- No może niekoniecznie, ale może coś tajskiego?- wyszczerzył żeby w swym słynnym już, czarującym uśmiechu.
- Może..-również odpowiedziała mu uśmiechem.
- Ok. W takim razie zaraz cos zamówię- uraczył szczeniaka przysmakami i sięgnął po telefon.
- A ja w tym czasie chętnie wezmę prysznic…Jeśli nie masz nic przeciwko- zawahała się.
- Skąd, czuj się jak u siebie- odparł i zajął się składaniem zamówienia.

Po dłuższej chwili Tempe w końcu wyszła z łazienki. Podczas jej nieobecności Seeley zdążył już przygotować jedzenie przywiezione przez dostawcę. Właśnie kończył ustawiać naczynia na stole, kiedy wzrok jego skupił się na krzątającej się po salonie Temperance.
W mokrych włosach i jedwabnym szlafroku, wyglądała wyjątkowo ponętnie.
Jego wzrok mówił sam za siebie.
Nie mogąc oderwać od niej oczu, ukradkiem śledził każdy jej ruch, każdy gest.
Patrzył jak czule pochyla się nad legowiskiem śpiącej Daisy i głaszcze ja troskliwie. Uśmiechnął się.
- Czemu mi się tak przyglądasz?- usłyszał nagle pytanie.
-Ja tylko…(chciałbym wiedzieć, czy ten szlafrok to jedyne odzienie, jakie w tej chwili masz na sobie- pomyślał). Chciałem sprawdzić, czy…czy już jesteś gotowa- wymyślił na prędce.
- Oczywiście, że jestem- odparła lekko zdziwiona, zajmując miejsce przy stole.
Zauważył, ze gdy tylko oparła ręce o stół, dekolt szlafroka lekko się rozchylił, ukazując nieco więcej niż powinien. Momentalnie poczuł, jak robi mu się gorąco. – Chyba naprawdę nie ma nic pod spodem, no przynajmniej, jeśli chodzi o górna partię ciała- pomyślał. – Boże, człowieku, o czym ty myślisz!- skarcił się w duchu zaraz po tym i lekko speszony zajął swoje miejsce.
Niemal równocześnie zaczęli jeść.
- Nie ma to jak tajskie jadło- zagadnął.
- Mhhm…
Rozmowa jakoś się nie kleiła. Oboje czuli się dziwnie niezręcznie, zważywszy na wydarzenia z pikniku, a fakt, iż byli teraz sami w mieszkaniu dodatkowo ten stan pogłębiał.
Booth spojrzał na zegar wiszący na ścianie w kuchni, dochodziła dziewiąta.
- Może po kolacji miałabyś ochotę na jakiś film?- zaproponował.
- W porządku, tylko pamiętaj, ze jutro pracujesz i musisz wcześniej wstać- uświadomiła mu.
– Powinieneś wypocząć.
Roześmiał się szczerze.
- I kto to mówi? Sama kładziesz się o wręcz nieprzyzwoitych porach, lub co gorsza wcale, a mi każesz chodzić spać z kurami?- roześmiał się głośno.
- Co? Jakimi kurami? O czym ty mówisz?- jego wypowiedź wyraźnie zbiła ją z tropu.
- Oj Bones, tak się tylko mówi….Ale nieważne, masz racje film może zaczekać.- odparł.- Tylko wiesz, skoro już mam się kłaść o tak wczesnej porze, to…- uśmiechnął się szyderczo.- Bez bajki na dobranoc się nie obejdzie- dodał z miną skrzywdzonego dziecka.
- Booth! - upomniała go.
- Ok., już nic nie mówię- rzekł unosząc ręce do góry w geście kapitulacji.
- Lepiej pójdę przygotować swoje posłanie…- rzekła wstając powoli od stołu.- A ty w tym czasie mógłbyś pozmywać.
- Chwila, jakie posłanie?- zapytał zaskoczony.- Chyba nie chcesz…
- Przecież od początku była mi przeznacza kanapa, jedynie przez wcześniejsze okoliczności…
- Bones- nie dał jak dokończyć.- Dobrze wiesz, że nie musisz tam spać.
Spojrzała na niego niepewnie.
- Wiem, ale tak będzie…Lepiej- odparła i ruszyła w stronę posłania.
- Ok., jak tam chcesz- rzucił zrezygnowany.- Tylko nie biorę odpowiedzialności za twój poranny ból karku- odgryzł się, zgarnął naczynia do zlewu i pomaszerował do łazienki.

Kiedy wrócił, Tempe spała już w dziwnie skulonej pozycji. Nie zdziwił się, gdyż z własnego doświadczenia wiedział, jak strasznie jest niewygodna, no ale kiedy kobieta się uprze…
Zauważył również, iż ze zlewozmywaka zniknęły naczynia, które di niego wstawił po kolacji. Uśmiechnął się, zabrał z kuchni szklankę wody, popatrzył chwilkę na śpiąca kobietę i poszedł do siebie.

- Cholera, tu naprawdę nie da się spać!- zaklęła pod nosem, gdy tylko obudziła się z płytkiego snu. Zegar wskazywał kilka minut po północy. Wierciła się w różne strony, walcząc jednocześnie z poduszką, aż wreszcie znalazła w miarę wygodna pozycję, jeśli można by to tak nazwać i spróbowała ponownie zasnąć.
Obudziła się, jak się okazało po niespełna godzinie. Booth miał rację, ból karku już teraz dawał jej się we znaki. Aż bała się myśleć, co to dopiero będzie rano…
Kolejna próba zapadnięcia w błogi sen skończyła się podobnie. Tym razem była minuta po drugiej w nocy.
- Mam dość! Poddaję się!- wymamrotała i zabrawszy poduszkę pomaszerowała w kierunku sypialni. Po cichu uchyliła drzwi i weszła do środka. Seeley spał sobie w najlepsze rozłożony jak długi w swym dużym i wygodnym łożu. Słyszała jego głośny, miarowy oddech.
Podeszła do łóżka, delikatnie odchyliła kołdrę i zwinnie wśliznęła się pod nią. Układając się na boku w wygodnym posłaniu, odczuła w końcu ulgę. Odetchnęła głęboko i zamknęła oczy. Po chwili poczuła oplatające ją silne, męskie ramię. Uśmiechnęła się i oddała objęciom Morfeusza.

Seeley otworzył oczy, nim budzik zdążył zadzwonić. Cyferki na jego elektronicznym wyświetlaczu informowały, że jest 5.50. – Mam jeszcze 10 minut- pomyślał i przekręcił się na drugi bok. W tym samym momencie dostrzegł, iż nie śpi sam. Uśmiechnął się, widząc leżącą u jego boku, śpiącą Tempe.
- A nie mówiłem?- powiedział do siebie, uśmiechając się nadal.
Obrócił się, żeby zablokować budzik, zanim włączy się alarm. Nie chciał, by sygnał, który miał rozlec się za chwilę i ją obudził.
Po chwili wstał z zamiarem udania się do łazienki. Zanim jednak wyszedł, pochylił się nad śpiącą partnerką, najdelikatniej jak potrafił ucałował ją w czoło i pogładził ręką po głowie…


CDN...

użytkownik usunięty
marlen_3

Dlaczego tak Ci się nie podoba? Gdybym ja choć trochę potrafiła napisać tak jak Ty... Moim zdaniem jest super!

ocenił(a) serial na 10
marlen_3

Extra do potęgi entej. T yto masz wyobraźnie i talent sdo pisania, zazdroszcze. Ciąg dalszy nastąpi? Mam nadzieje ,że tak szybko jak ostatnio.Posumowując Miód cud i orzeszki

Marta___OSB

Nastąpi, zwykłam kończyć, co zaczynam, tylko czasu ciągle brak... A chyba nikt nie lubi tworzyć z "zegarkiem w dłoni", bo tak sie po prostu nie da...A mnie tego czasu teraz ciągle brak,a mino tego i tak staram się co nieco skrobnąć...Dlatego tez ciągle narzekam, że nie jest to do końca takie, jak pierwotnie zakładałam.
Ale cieszy mnie bardzo fakt, iż jednak się spodobało;))

ocenił(a) serial na 8
marlen_3

Marlenko, super jak zawsze. Podobają mi się Twoje pomysły. Życzę jak najwięcej czasu wolnego i weny twórczej :)

marlen_3

Same pozytywne wibracje.
Dziękuję za tę cząstkę.
Pozdrowionka

_LG_

Skoro tak twierdzicie...;))
To teraz pójdę troszkę popracować na swoje przyszłe (miejmy nadzieję;) 3 literki przed nazwiskiem, a gdy czasu wystarczy to wyprodukuję część kolejną;))

PS. W weekend kolejne spotkanie na szczycie z Rokitką, więc może w końcu kolejna część naszego opka i króliczków się pojawi....

pozdrówki;)

marlen_3

pozwolę sobie przerwać, bo chcę się o coś spytać
Czy ktoś wie ile odcinków będzie miała 4 seria "Bones".
Zależy mi, aby się dowiedzieć.

A tak ogólnie to czytam wasze opowiadanie obecnie jestem przy "Zakończenie 3" i jestem pod wrażeniem waszego talentu. Osobiście też coś tam pisze, ale nie na temat B&B (może niedługo to się zmieni)

Proszę o odpowiedź

kinia1406

Ja spotkałam się z tym, ze 4 sezon ma mieć 20 odcinków, ale być może się mylę.

ocenił(a) serial na 8
reneskarb

chyba nie tez słyszałam, że 20 ;(( tylkoo.

umc__

Marlen jak zawsze świetny pomysł na opowiadanko;]

Mino

Marlen- WOW! LOL!! Super!!! Ja chcę więcej!!! Nie bedziemy musiały długo czekać na kolejną część, prawda??

Azura, fajni że wróciłaś!! Huuurrraa!!!!

Mino

Znów pisane w pospiechu, ale proszę;)

*** BB Show – Part-X***

Po przebudzeniu zauważyła, że leży w łóżku sama. Po chwili zastanowienia przypomniała sobie, że dziś poniedziałek, a ten dzień doktorek wyznaczył jej partnerowi na pracę. Przeciągnęła się leniwie i odwróciła głowę, spoglądając na zegar. Dochodziła ósma. Seeley najprawdopodobniej już od godziny siedział w swoim biurze.
Zastanawiało ją jedno, dlaczego jej nie obudził, kiedy rano wychodził?
Rozmyślania bez skrupułów przerwał jej dźwięk dzwoniącej komórki.
- Brennan- odebrała.
- Hej słono!- usłyszała znajomy głos swej przyjaciółki.
- Witaj Ange! Coś się stało? Jestem potrzebna w Instytucie?
- Nie, spokojnie…Ja tylko…Chciałam się dowiedzieć, co tam słychać u mojej najlepszej przyjaciółki, po wspólnie spędzonym weekendzie z mega przystojnym agentem w jego mieszkaniu….
- Angela…- próbowała ostudzić nieco zapędy wybujałej wyobraźni artystki.
- Ok., rozumiem…- przystopowała nieco. – To w takim razie standardowo zapytam, co porabiasz ciekawego, skoro dziś twój przystojniak pracuje, a ty nie?
- Tak właściwie, to właśnie miałam zamiar wstać z łóżka.
- Z łóżka-łóżka, czy raczej z łóżka-kanapy?- wyraźnie zainteresował ją ten aspekt.
- Z łóżka po prostu…-odparła krótko.
- Chcesz przez to powiedzieć, że twój bohater poświęcił się dla ciebie i odstąpił swe królestwo na rzecz niewygodnego mebla w salonie? Hmm…Milusio.
- Niezupełnie…- odparła niepewnie.- Łóżko Botha jest całkiem spore, więc…
- Żartujesz!- wykrzyknęła podekscytowana Angie.- Spaliście razem?
- Nie…To znaczy tak, spaliśmy razem, ale nie w tym sensie…- zaczęła tłumaczyć. – Tylko spaliśmy…- w jej głosie dało się słyszeć nutkę rozczarowania, z czego sama chyba nie zdała sobie sprawy.
Twarz Angeli rozświetlił, szeroki, wymowny uśmiech, ukazujący rząd śnieżnobiałych zębów.
- Hmm…Skoro już dotarliście do łóżka, to teraz masz już z górki…- rozmarzyła się.- To pewnie z tego powodu Booth ma dziś taki dobry humor- dodała po chwili.
- To znaczy?
- Wpadł do nas przed chwilą po raport od Cam, dziwnie podśpiewując pod nosem…I w ogóle był jakiś….- przerwała szukając odpowiedniego określenia.
- Jaki niby?
- Szczęśliwy złotko… Kto jak kto, ale ja na odległość rozpoznam zakochanego faceta.
- A ty znowu swoje…
- Ja tylko stwierdzam fakty kochana. Powinno ci to dać trochę do myślenia.
Temperance westchnęła głęboko, czując swą bezsilność w tym słownym pojedynku.
- Wiesz co? Mam pomysł! Mam do załatwienia sprawę na mieście, więc wyrwę się na chwile z Instytutu i wpadnę do ciebie to porozmawiamy spokojnie.
- Ange, wiesz doskonale, że nie powinnaś w godzinach pracy…
- O nie! Nawet nie myśl, że się wymigasz! Będę u ciebie koło południa! Do zobaczenia! Pa!- powiedziała szybko, po czym równie prędko się rozłączyła, nie dając Temperance czasu na odpowiednią reakcję.
- Pięknie- Tempe powiedziała do siebie, wzdychając przy tym głęboko. Bała się tej wizyty, gdyż wiedziała, ze Angela bez problemu ją rozszyfruje. Nie będzie musiała jej mówić zbyt wiele, bo i tak wszystkiego błyskawicznie się domyśli, taka już jest.
W sumie to nie powinna się wcale martwić, gdyż między nią a Booth’em nie wydarzyło się nic szczególnego…No pomijając fakt wspólnego sypiania, jakkolwiek by to nie brzmiało i pocałunku…A raczej trzech pocałunków…
- Trzech pocałunków…-powtórzyła głośno. W tym samym momencie powoli zaczęła docierać do niej powaga sytuacji.- Całowałam Booth’a…Nie, to on całował mnie, ale ja też…To nie jest normalne zachowanie w relacjach między partnerami…- przeraziły ja własne słowa. – To nieprofesjonalne…- powtórzyła.
Siedziała tak jeszcze przez chwilę ze wzrokiem wbitym w nadal trzymaną w dłoni słuchawkę, po czym szybko wstała z łóżka z postanowieniem, że znajdzie sobie jakieś pożyteczne zajecie, gdyż dłuższe rozmyślanie i głębsza analiza zaistniałej sytuacji doprowadzi ja do obłędu.
W salonie powitała ja piszcząca Daisy, usilnie domagająca się śniadania. Brennan od razu podążyła do kuchni i napełniła jej miskę. Czule pogłaskała zadowoloną psinę, a następnie włączyła ekspres do kawy i udała się do łazienki.
Czas upłynął niewiarygodnie szybko. Po śniadaniu zdecydowała, że wypadałoby wyprowadzić Daisy, bo w przeciwnym razie może znaleźć się kolejny powód do sprzątania. Właśnie, skoro ma cały dzień wolny, to mogłaby posprzątać, przynajmniej się do czegoś przyda. Postanowiła, że zajmie się tym zaraz po spacerze.

Spacer z Daisy okazał się wyjątkowo dobrym pomysłem. Pogoda dopisywała, a w dodatku sama psina była jakoś wyjątkowo posłuszna. Tempe po drodze postanowiła również, że zrobi małe zakupy, bo lodówka powoli zaczyna świecić pustkami.
Kiedy wracały, pod drzwiami mieszkania zastały Angelę nerwowo poszukującą czegoś w swej torebce.
- Hej Ange!- powitała ją.
- Złotko, nareszcie! Czekam tu i czekam, już miałam do ciebie dzwonić…- przerwała spoglądając na przyjaciółkę, trzymającą siatkę z zakupami w jednej, a smycz z psem w drugiej dłoni i uśmiechnęła się znacząco.
- Co? – odparła zdziwiona.
- Nic, nic…Czyżby szykował się jakiś ciepły obiadek dla Pana Wspaniałego, kiedy znużony dniem pracy powróci w swe progi?
- Znając nasze godziny pracy, to będzie raczek kolacja…
- A jednak!- klasnęła w dłonie zadowolona.
- Angie…- upomniała ją i podała klucze do mieszkania.
- Ok., ok.- szybko otworzyła drzwi i wszyscy weszli do środka.
Angela od razu zaczęła wycieczkę po mieszkaniu, zaglądając niemal w każdy kąt.
- A więc to jest królestwo naszego agenta…No, no całkiem stylowe jak na mieszkanie samotnego faceta, choć brak tu nieco kobiecej reki…- posłała wymowne spojrzenie swej przyjaciółce, krzątającej się po kuchni.
- A gdzie to słynne małżeńskie łoże?- zapytała ze znanym sobie uśmieszkiem. Temperance spojrzała na nią w stylu „jeszcze chwila, a zrobię ci krzywdę”.
- No coo? Znasz mnie, wiesz, że ja po prostu musze….- odparła i otworzyła drzwi sypialni. Jej oczom ukazało się sporej wielkości łóżko z drewna w kolorze wiśni i typowe dla wystroju sypialni meble w identycznej tonacji kolorystycznej. Uwagę jej bardziej jednak przykuła pomięta do granic możliwości, ciemnogranatowa, satynowa pościel.
- Wow…- obróciła się w kierunku Temperance.- Tajfun tędy przeszedł, czy może raczej tsunami…- rzekła z głośnym podtekstem erotycznym w tle.
- To zapewne sprawka Daisy, nie zdążyłam jeszcze posprzątać- odrzekła lekko zakłopotana.
- Jasne…A Hodgins zostanie nowym prezydentem USA- zaironizowała.
- Co takiego?
- Nie, nic.- odrzekła artystka, siadając na łóżku. Podskoczyła lekko kilka razy, testując w ten sposób materac.- Całkiem wygodny- stwierdziła.
Kiedy już dokładnie wszystko obejrzała, wróciła do salonu i usiadła na kanapie, biorąc szczeniaka na kolana.
- Kawy?- zaproponowała Tempe, gdy tylko uporała się z zakupami.
- Poproszę.
- A może jesteś głodna? W końcu jest pora lunchu…
- Nawet nie myśl, ze zamkniesz mi usta jedzeniem- Angela ostrzegła ja. – Zaczynamy przesłuchanie, tak więc zapraszam- poklepała miejsce obok siebie na kanapie.
Brennan niepewnym krokiem podeszła podała jej kubek z kawą i spoczęła na kanapie.
- No więc?- zaczęła Ange. -Mów mi wszystko jak na spowiedzi!
- Dobrze wiesz, ze nie jestem wierząca…
- Brenn, tak się tylko mówi…Masz być po prostu ze mną szczera- dotknęła lekko jej ramienia.
- Ale co ja mam ci powiedzieć?- spytała.
- Kochana od kilku dni mieszkasz razem z przeprzystojnym facetem, mało tego, spisz razem z nim w jednym łóżku, więc nie myśl, że uwierzę, jeśli mi powiesz, że nie ma o czym opowiadać.
Pani antropolog wzięła głęboki, spoglądając na żądną informacji koleżankę.
- Ok., pomogę ci. Powiedz mi po prostu jak się z tym wszystkim czujesz.
- W porządku…To znaczy jest…Inaczej, bo dawno nie dzieliłam z nikim mieszkania…
- Już lepiej, kontynuuj…- zachęciła ją.
- Mieszkanie z Booth’em to ciekawe doświadczenie i nie powiem nawet całkiem…Przyjemne…- utkwiła wzrok w kubku z kawa.
- Wcale się nie dziwię- skomentowała wypowiedź przyjaciółki.- Mów dalej, wiesz przecież, że możesz mi zaufać…Zobaczysz od razu poczujesz się lepiej, bo widzę wyraźnie, że coś cię gryzie.
- Po prostu…Boję się, że za bardzo się do tego wszystkiego zaczynam przyzwyczajać… Do tego mieszkania, całej sytuacji i przede wszystkim do Booth’a….- spojrzała na Angelę.- Owszem, zawsze spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, ale nie do tego stopnia…No a zostało nam jeszcze tylko kilka dni, więc…
- Złotko, dobrze wiesz, że ta bajka nie musi się tak skończyć…- uśmiechnęła się.- A nie pochwaliłaś się jeszcze jak wypadła sobotnia kolacja i w ogóle, jak spędziliście niedzielę i takie tam…Ze wszystkimi detalami poproszę.
- Poszliśmy do tej restauracji, o której wspomniałaś…
- Hmm, ma się tego nosa. I jak było?
- To był całkiem miły wieczór, wyśmienite jedzenie, miła atmosfera…
- I wspaniały towarzysz- dodała za nią.
Temperance uśmiechnęła się.
- A potem zafundowaliśmy sobie mały spacer…
- Jak romantycznie…-rozmarzyła się Ange.- I co? Nie mów, że to wszystko? Atmosfera wieczoru w ogóle na was nie podziałała? Żadnego buzi-buzi, chociażby w policzek?- była wyraźnie rozczarowana.
- Niezupełnie…Na końcu Booth stwierdził, że wieczór był całkiem udany, a potem dodał, że po dobrej randce…
- Randce…Hmm?- przerwała Angela, której mina wyraźnie pojaśniała.
- To tylko tak w przenośni.- wytłumaczyła jej.
- Dobra, nieważne. To co po tej udanej randce?
- On…Pocałował mnie…- jej policzki lekko się zarumieniły.
- Nareszcie!- wykrzyknęła rozanielona Angie.- No ale chyba nie w policzek?- zapytała dla pewności.
- Niee…- odparła, z powrotem skupiając wzrok na kubku z kawą.
- Iii? Jak było? Jak zareagowałaś? No i najważniejsze, jak długo to trwało?- zasypała ją lawina pytań.
- Angie…- wolałaby uniknąć odpowiedzi na to pytanie, ale wiedziała, że jej się to nie uda. – Było… Całkiem przyjemnie…- odparła wiec.
- Sweety…To jak najbardziej zrozumiałe, w końcu to Booth…Z nim nie mogłoby być inaczej.
- Na jakiej podstawie tak twierdzisz, hm?
- Czyżbym wyczuła nutkę zazdrości w głosie? Spokojnie, tylko zgaduję.
- Ale nie uważasz, że to nieprofesjonalne?- zapytała w końcu. – Pracujemy razem i nie wiem czy…
- Jakie nieprofesjonalne! Nie pracujesz dla FBI, więc nie musisz się martwic kwestią fraternizacji miedzy partnerskiej, a to, że będziecie razem nie tylko na gruncie służbowym, nie oznacza, ze staniecie się od razu mniej wydajni w pracy…- próbowała ja przekonać i uspokoić zarazem.
- Sama nie wiem…Nie wiem co powinnam z tym zrobić…
Angela spojrzała na nią troskliwie i położyła rękę na ramieniu.
- Brenn, odpowiedz mi na jedno proste pytanie: Chciałabyś teraz wyjść ze mną, zatrzasnąć za sobą drzwi tego mieszkania i wrócić do normalności, jak gdyby nigdy nic?
Zastanowiła się chwilę.
- Nie wiem…
- Za to ja wiem. Odpowiedź brzmi NIE. Jeśli byś mogła, zostałabyś tu tak długo, jak to tylko możliwe, widzę to w twoich oczach złotko…
- Masz rację…
- Co?- spytała zaskoczona. – Tak z marszu przyznajesz mi rację? Wow! Kim ty jesteś i co zrobiłaś z moja przyjaciółka- zażartowała.
- To wszystko jest dziwne. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czuję się…Szczęśliwa…Tak po prostu. – otworzyła się wreszcie.- Nie musze siedzieć sama w pustym mieszkaniu, zaczynają cieszyc mnie proste rzeczy, świetnie bawiłam się na pikniku, na którym byliśmy w niedzielę razem z Parkerem…
- Chciałabyś, aby tak zostało, prawda?
- Tak, ale…
- Boisz się, że to nierealne i ulotne. Nie chcesz się przywiązywać, aby uniknąć rozczarowania…
Brennan przytaknęła skinieniem głowy.
- Kochanie, Booth świata poza toba nie widzi i na moje tylko czeka na znak z twojej strony.- próbowała dodać jej otuchy.- I nie martw się, jeśli już cię zdobędzie, to żadna siła go od ciebie nie odciągnie, więc nie musisz się obawiać.
- Nie wiem, ta cała sytuacja jest dziwna…
- Alleluja i do przodu moja droga! Masz świetna okazję, to ją wykorzystaj! Oczaruj go, aby nie pozwolił ci odejść. Zacznij już dziś, na przykład od romantycznej kolacji, gdy wróci…
- To nie w moim stylu…- zaczęła się wykręcać.
- No właśnie. W ten sposób mile go zaskoczysz, a potem będzie ci jadł z ręki.
- Co?- chyba nie zrozumiała co miała na myśli.
- Metafora taka. Ale nie ważne.- wstała powoli. – Muszę już lecieć, bo inaczej Cam mnie wyleje- uśmiechnęła się.- A ty kotku, do dzieła.! Oczaruj swojego księcia i postaraj się, aby ta bajka miała finał z happy endem- uścisnęła przyjaciółkę na pożegnanie.
- Dzięki Ange.- wyszeptała.

Enjoy!

marlen_3

Marlenko pozwól, że ogłoszę, iż jesteś w szczytowej formie! Takie pogaduchy z Ange aż się proszą by być sfilmowane:) Cieszę się i gratuluję.
Twoja LG

ocenił(a) serial na 8
_LG_

zgadzam się ta forma jest niesamowita.

ocenił(a) serial na 8
umc__

Marlen, Twoje opowiadanka są superowe, oby tak dalej. Czytam je z ogromną przyjemnością i za każdym razem nie mogę doczekać się kolejnej części :)

gainka


Z racji tego, iz moja uczelnia zafundowała mi długi weekend (chwała konferencjom naukowym!)- kolejna część już niebawem i obiecuje, że będzie w niej znacznie WIĘCEJ Bootha;)
pozdrówki!

ocenił(a) serial na 10
marlen_3

Marlen, jest bosko :)
Ale co z Waszym wspólnym projektem - Twoim i Rokitka??? To było najlepsze opowiadanie, jakie do tej pory czytałam... :)

bracianka

Kiedyś w końcu nadejdzie ta chwila i kolejna część sie pojawi....Na razie trochę "środka" nam brak....

ocenił(a) serial na 8
marlen_3

A ja właśnie zaczęłam pisać, może coś jeszcze do końca dnia skrobnę, ale weny brak.

umc__

Hej!

Marlen - No co tu napisac?? A po co pisać? Wszystko jasne! Twoje opowiadanko jest cudne!! Czekam na cedek! I na cedek dwóch innych opowiadań.

Aguś - no to czekam.

Mam napływ weny (2 z liryki, treny Kochanowskiego) i jutro zaczne dla was szykować niespodziankę. Będziecie mieli prezent na Mikołoajki. Miejście tylko nadzieje iż wena mnie nie opuści. Jutro, bo dzisiaj mam opis do napisania (tak, obraz przestawiający Kochanowskiego) i tren do nauczenia. Muszę szybko przeczytać coś smutnego bym mogła do brać słowa. W którymś zakonczeniu cos takiego było, prawda? Proszę o odpowiedź!

Dziewczyny wpzk czyli wymyślac, pisac, zamieszczac, komentowac!

Pozdrowionka od przeziębionej Beatki z szarej, podtoruńskiej wsi!

Ps: Jeśli kogoś nudzi moje użalanie się nad sobą, niech to napisze.

umc__

Tamto doszło? Bo mi się nie wyświetliło.

Ps: Piegża, gdzie ty??

ocenił(a) serial na 8
Bea_przerwa_Alex

Doszło. Takie sobie to opowiadanie nie miałam weny ;(

Wszyscy byli już na nogach o prócz uroczej pary, która wróciła nad ranem do domu. Mam na myśli Booth`a
i Brennan, którzy wchodzili obijając się o ściany na pierwsze piętro. Parker woził siostrzyczkę w wózku
przed domem, a dziadek z babcią siedzieli na ganku, miło patrzeć na brata, który zajmuje się młodszą
siostrą. Tempe z Seleey`m smacznie spali do póki nie obudził ich głośny dzwonek telefonu Tempe.
Odebrała telefon i zaspanym głosem powiedziała.
- Halo?
- Cześć Słonko, jak wam się powodzi ? - Angela miała dobry humor, to da się wyczuć w jej głosie.
- Co się stało, o co chodzi? - Ledwo wydawała głos z siebie co chwilę podnosiła się, żeby czasem nie
usnąć.
- Tempe czy ja słyszę Seleey`ego ?
- Tak. Co się stało, Angie jestem strasznie zmęczona...- powiedziała. - Idę spać, oddzwonię później.
- Brennan nie rozłączaj się, jest ważna sprawa !!- Angela mogła już tylko usłyszeć sygnał telefonu..
Próbowała się dodzwonić jeszcze kilka razy, ale Tempe wyłączyła telefon, a Selee`y go zostawił w
samochodzie.
Zbliżało się południe, a oni dalej spali, przyjechał Tay z samochodem Booth`a, ale postanowił go nie
budzić i dał kluczyki ojcu Seleey`ego.
- Tempe może wstaniemy już?
- Kochanie idź na dół do dzieci i rodziców, a ja się wykąpię, ubiorę i zejdę.
- W porządku. - Uśmiechnął się do niej, pocałował w policzek i poszedł do łazienki.
Umył zęby, ubrał się w krótkie spodenki hawajskie i koszulkę z napisem ,,I am fairest'' co znaczyło ,,Ja jestem najlepszy'', zszedł na dół.
- Witam wszystkich.
- Synu, ale pobalowaliście wczoraj. - Patrzył na syna z zdumieniem. - Masz to po mnie chłopcze.
- Witajcie dzieci.
- Tata, tata. - Krzyczał Parker, a Gaby coś mruczała pod nosem biegnąć do ojca.
- Pacz na swoje dzieci czyż nie są słodkie?
- Tato w końcu moje.
- Gdzie dziś się wybieracie?
- Nie wiem jeszcze.
Usiadł z rodzicami na huśtawce, a dzieci wróciły do zabawy. Tempe zadzwoniła do Angeli i bardzo długo
z nią rozmawiała.
- O co chodziło Angie ?
- Jestem w rozsypce... - Powiedziała prawie płacząc..
- Co się stało ?? Jack`owi coś dolega, miał wypadek ?
- Nie, nie Jack, ale moje dzieci, dzieci..
- Co z nimi?
- Wyszło w badaniach, że to nie są dzieci Jack`a.
- Może pomylili wyniki, albo ... O boże.
- Wiem powtórzyliśmy badania i teraz czekamy na wyniki..
- Nie martw się, wyjaśni się wszystko, będzie dobrze.
- Ale Hodgins myśli, że ja go zdradziłam z moim byłym. Znaczy ja myślę, że on tak myśli.
- Angie on w Ciebie wierzy nie zepsuj tego, my wracamy pojutrze, nie martw się.
- Jak ja mam się nie martwić ? - Mówiła zapłakanym głosem.
- Kochana to jakaś głupia pomyłka w laboratorium pewnie. Radzicie sobie tam beze mnie i Booth`a?
- Tak Camil jest w porządku i zatrudniła Melanie na twoją nieobecność.
- Jaką Melanie?
- Ona jest dużo słabsza od Ciebie nie martw się nie pozbawi Cię stanowiska.
- Dzięki za pocieszenie, Angie i nie martw się!!
Poszła do łazienki gdzie przemyślała to co mówiła jej przyjaciółka, ale doszła do wniosku, że Angela
by nie zdradziła swojego partnera życiowego tym bardziej, że kocha go nad życie.
Nie to nie możliwe to na pewno są dzieci Hodgi`ego. -myślała. Wykąpała się i ubrała sukienkę, co w jej
przypadku było rzadkością.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęła się. - Musimy porozmawiać Booth.
- Coś się stało?
- Chodź to pilne.
Seleey wstał i poszedł za Tempe w stronę ogórdka.
- O co chodzi kochanie?
- Myślisz, że Angela mogła zdradzić Jack`a?
- Nie. To jest nie możliwe.
- Też tak uważam, a w laboratorium przy pobieraniu krwi ich dzieci wyszło, że nie są dzieci Hodginsa.
- Nie martw się pewnie zaszła pomyłka.
- To samo powiedziałam Angie.
Podniósł jej rękę i pocałował, zaproponował spacer. Szli długą alejką między kwiatami, przez ogród
sąsiadki, ale to nie był koniec Booth miał dla niej niespodziankę. Kupił jej śliczny wisiorek z napisem
,,You are for I all '' co znaczyło ,,Jesteś dla mnie wszystkim'', bardzo spodobał się prezent Tempe.
- Jestem zaskoczona, ten wisiorek jest cudowny, dziękuję. - Była szczęśliwa, widać było na jej policzkach
rumieńce.
- Kochanie dla Ciebie jestem wstanie zrobić wszystko.
Objął ją i wrócili do domu, uświadomili rodziców, że jutro wyjeżdżają, co nie spodobało się matce Booth`a.
Obiecał, że odwiedzą ich w wakacje jeśli nie będą mieć dużo pracy.
Matka przytuliła Tempe i powiedziała, że zawsze marzyła, żeby jej syn miał taką żonę jak ona.
Tempe poczuła się zaszczycona podziękowała i powiedziała, że nie jest doskonała, ta odpowiedź zaskoczyła
ojca, który myślał, że Temperance jest tzw. inna.
Wszystko się wyjaśniło i rodzice Booth`a zaakceptowali Tempe, co powinni zrobić już dawno.

ocenił(a) serial na 10
umc__

FAjoskie, szkoda że taki krotki, no ale coz. CZekam na kontynuacje.
A i jeszcze w sprawie tego wisiorka ,nie chce zwracać uwagi, ale czy nie powinno byc ,,You are for me all '' Niwe jestem specjalistką, moze sie myle

Mino

***BB Show- Part 11***

Po wyjściu Angeli Brennan zajęła się sprzątaniem, jak wcześniej zamierzała. Omiotła dokładnie każdy kąt, podczas, gdy Daisy smacznie spała sobie na kanapie.
Gdy skończyła dochodziła 15. Przez chwilę pomyślała o obiedzie, lecz potem stwierdziła, że nie jest specjalnie głodna i zasiadła do komputera z zamiarem uporządkowania swej skrzynki mailowej. Po zalogowaniu wyświetlił się komunikat o 35 nieodebranych wiadomościach, które w większości okazały się być zwykłym SPAM-em. Jednakże jedna z wiadomości, opatrzona uśmiechniętym emotikonem w miejscu tematu, szczególnie przykuła jej uwagę. W pierwszym momencie pomyślała, że to kolejna dziwaczna wiadomość od doktorka, ale…
Po otwarciu uśmiechnęła się.

- „Hej Bones…- zaczęła czytać.

-…nie chciałem Cię budzić rano- tak słodko spałaś w nie swoim łóżku… Nie, żeby to był jakiś wyrzut, czy coś, bo moje łóżko zawsze stoi przed Tobą otworem.
Chyba jakoś dziwnie to zabrzmiało, ale skoro już tak napisałem…
Przynajmniej nie będę miał wrzutów sumienia z powodu twojego bolącego karku;-)
Co to ja jeszcze miałem napisać... A, już wiem- masz szczęście, że nie chrapiesz;-)))
Nie no- nie to miałem na myśli…
Czuj się jak u siebie;-)
Nie wiem jak długo mi tu dziś zejdzie, ale podejrzewam, ze wrócę nieprędko, niestety…

I jeszcze jedno - Dzień dobry (skoro jeszcze dziś się nie widzieliśmy… Chociaż nie do końca, bo to tylko Ty nie widziałaś mnie;-)

Do zobaczenia wieczorem!

Booth”

Nie wiedząc dlaczego, nie mogła przestać się uśmiechać. Bez wątpienia była to najbardziej urocza wiadomość, jaką kiedykolwiek otrzymała. No nie wspominając już o tym, że był to pierwszy, prywatny mail, jaki otrzymała od swego partnera. Do tej pory jakoś nie było jej dane spotkać się ze słowem pisanym w wykonaniu Seeley’a, skierowanym wyłącznie do niej na gruncie osobistym. Chyba również dlatego tak ją to ujęło.
Przez chwilę zastanawiała się jak powinna zareagować i czy w ogóle powinna.
- Odpisać, czy raczej nie..?- spytała siebie samą.
W końcu zdecydowała, że to nie miałoby sensu, co nawet było jej na rękę, gdyż nie miała pojęcia jak powinna brzmieć wiadomość zwrotna.
Odpisała wiec jedynie na maila od wydawcy i odwiedziła ulubione forum naukowe.
Od komputera odciągnęła ją dopiero głośno szczękająca Daisy, domagająca się kolejnego spaceru. Nie myśląc długo, zarzuciła na siebie żakiet, sięgnęła po smycz i wyszła z mieszkania z zadowolonym szczeniakiem. Na korytarzu spotkała starsza panią, którą widok wychodzącej z mieszkania sąsiada kobiety, w dodatku z psem, zaskoczył do tego stopnia, iż upadły jej klucze.
Temperance natychmiast pośpieszyła jej z pomocą.
- Dziękuję złotko- uśmiechnęła się życzliwie.
- Nie ma za co- odparła Tempe, zbierając się do dalszej drogi.
- Czy ty…Jesteś narzeczona Seeley’a?- zapytała zaciekawiona staruszka.
- Nie, to znaczy…- zawahała się.
- Dobry z niego chłopiec - powiedziała starsza pani..- Tobie tez dobrze z oczu patrzy. Dbaj o niego…
Nie chcąc powiedzieć czegoś niewłaściwego Brennan uśmiechnęła się tylko i pospacerowała dalej.

Booth siedział w gabinecie, sporządzając zaległe raporty. Na jego biurku piętrzył się okazały stos kolorowych teczek.
- Niech to szlag!- zaklął pod nosem, odkładając jedno z nielicznych, gotowych już zestawień i patrząc na górę, jaka mu jeszcze pozostała.
Zbawienny okazał się dla niego dźwięk telefonu, który na chwilę pozwolił mu oderwać się od znienawidzonych papierzysk.
- Booth- odebrał.
- Cześć tatusiu!- usłyszał głos syna w słuchawce.
- Część kolego! Co tam?
- Pani w szkole kazała nam na dziś, jako zadanie domowe opisać jakąś osobę, którą szczególnie podziwiamy i…
- Kogo opisałeś, huh?- przerwał spodziewając się, że syn opisał właśnie jego.
- Tempie, bo jest naukowcem i pisarką i w ogóle jest bardzo mądra i fajna- odparł mały.
- Oh…- agentowi wyraźnie zrzedła mina.
- Na początku pani nie chciała mi uwierzyć, że znam Tempie, ale powiedziałem, że jak się zgodzi to przyprowadzę ją kiedyś do szkoły i sama opowie o swojej pracy. Myślisz, że się zgodzi?
-Hmm…No nie wiem, chyba będziesz ją musiał o to sam zapytać…
- A ty nie mógłbyś?- poprosił mały błagalnym tonem. – Ona cię bardzo lubi, wiec jak ty ja o to zapytasz to na pewno się zgodzi, proooszę….
- Ok., zobaczę co się da zrobić.
- Dzięki! Wszyscy pękną z zazdrości!- wykrzyknął zadowolony mały.
- Dam ci jutro znać co i jak, a teraz muszę niestety wracać do pracy.
- Dobrze, pa tatusiu!- pożegnał się.
- Pa.- rzucił i westchnął głęboko.
Z jednej strony ucieszył go fakt, iż jego syn tak bardzo polubił Temperance, ale jednocześnie zmartwiło go to, że przestał być ideałem dla małego. Ale czemu tu się dziwić – nie posiada tak szerokiej wiedzy jak jego partnerka, nie jest sławny i bogaty…A czasy, kiedy małym chłopcom imponowali policjanci i ich odznaki powoli odchodzą do lamusa…
Niechętnie sięgnął po kolejna teczkę i zabrał się do dalszej pracy, próbując odgonić od siebie przytłaczające myśli. Jednak w jego oczach zagościł dziwny smutek.

Do domu wróciła z zadowolonym szczeniakiem i butelką wina.
Argumenty Angeli chyba do niej przemówiły, gdyż postanowiła przygotować dla Booth’a kolację. Jednak nie miał być to tylko zwykły posiłek. Chciała, aby było to coś specjalnego, wyjątkowego.
A cóż mogło sprawić jej partnerowi większą radość, jak nie jego ulubione danie w odpowiedniej oprawie. Chciała jednak zrobić mu niespodziankę, wiec przystąpiła do realizacji planu, jaki zrodził się w jej głowie.
Przygotowanie kolacji nie zajęło jej zbyt wiele czasu, z resztą również wszystko poszło gładko.
Postarała się także, aby po przybyciu do domu Booth od razu niczego nie wywęszył i jak gdyby nigdy nic zaczęła bawić się z Daisy.

Gdy otworzył drzwi mieszkania, na powitanie dostał w głowę gumowa piłką.
- Booth, przepraszam…-usłyszał od swej partnerki.
Szczerze mówiąc nie spodziewał się, że kiedykolwiek ujrzy ją lezącą na podłodze w jego salonie, w dodatku z psem skaczącym jej po brzuchu.
- Chciałam tylko ją czymś zająć, nie wiedziałam, że akurat wejdziesz…- dodała podnosząc się.
Daisy tymczasem znalazła sobie inny obiekt zainteresowania w postaci nogawki spodni agenta.
- Nie ma sprawy, jeszcze żyję- uśmiechnął się. – Choć jak tak dalej pójdzie, to zostanę bez spodni.- dorzucił półżartem spoglądając w dół.
- Hmm…- zmierzyła go dziwnym wzrokiem połączonym z zagadkowa miną.- A co tam w pracy?- zmieniła szybko temat.
- Nic szczególnego- odparł niechętnie, uwalniając się od Daisy i siadając na kanapie. Westchnął głęboko, wyciągając się jak długi. – A, dzwonił do mnie Parker. Chciałby zaprosić cię do swojej szkoły, gdyż stałaś się bohaterką jego pracy domowej o osobie, która najbardziej mu imponuje.- dodał.
Nie mogąc ukryć zdziwienia, wstała i zajęła miejsce obok niego.
- Ale…Dlaczego ja?- spytała zaskoczona. – I w jakim celu miałabym tam pójść?
- Najwidoczniej tak zaskarbiłaś sobie sympatię mojego syna, że teraz stałaś się jego nowa idolką i chciałby się Toba pochwalić…- spojrzał na nią.- I nie martw się, musiałabyś tylko trochę poopowiadać o swojej pracy itd. – rzucił szybko, jakby od niechcenia.
- Aha…W porządku…-odparła. -Ale wydaje mi się, że chyba nie cieszy cię to, że zaprosił właśnie mnie….- dodała niepewnie, widząc minę swego partnera i obawiając się odpowiedzi.
- Nie, czemu….To nie tak….Cieszę się….- odrzekł z wyczuwalnie udawanym entuzjazmem, nerwowo obracając pilota TV w dłoni.
Spojrzała na niego w taki sposób, iż nawet nie musiała mówić „Nie wierzę ci”.
- Booth…Co się dzieje?- zapytała z troską.
Przez chwilę nie odpowiadał, tylko siedział gapiąc się w ekran telewizora.
- Każdy ojciec marzy, aby być idolem dla swego dziecka przez jak najdłuższy czas…- zaczął w końcu.- Chce mu imponować, być dla niego wzorem….Ale dzieci z wiekiem stają się coraz mądrzejsze i widocznie Parker przejrzał na oczy i znalazł sobie kogoś bardziej odpowiedniego i doskonalszego….- mówił z wyraźną nutą żalu i rozczarowania w głosie. Przerwał jednak, czując na swym ramieniu dłoń Temperance.
- Booth, zawsze będziesz najdoskonalszym wzorem dla Parkera. Jesteś wspaniałym ojcem, świetnym agentem i to, że zaprosił mnie do swojej szkoły wcale nie oznacza, że przestałeś być jego ideałem…
- Ale ja nie mam nic przeciwko temu, wiem doskonale, ze nie mogę poszczycić się taką wiedzą i umiejętnościami jak twoje, więc wcale nie dziwi mnie fakt, że….- przyłożyła mu palec do ust, nie pozwalając dokończyć.
- Za to masz wiele innych zalet…- uśmiechnęła się.-…I umiejętności. A Parker bardzo cię kocha i zawsze będziesz dla niego najwspanialszym ojcem.
- Tak sądzisz?
- Ja to wiem…-odparła gładząc go lekko po policzku. -A skoro jestem taka mądra i oczytana to cos w tym musi być.. -dostrzegła w końcu wyraz ulgi malujący się na jego twarzy.- No a teraz weź gorący prysznic i przestań użalać się nad sobą. Zapraszam cie na kolację.- znów go zaskoczyła.
Posłusznie podniósł się z kanapy i skierował się w stronę łazienki, uśmiechając się pod nosem.
- A gdy skończysz, chcę tu widzieć z powrotem swojego Booth’a, a nie jakiegoś mazgaja- dodała szybko i bez namysłu.
Odwrócił się nie wierząc własnym uszom. – Czy ona właśnie nazwała mnie swoim Booth’em?- zapytał w myślach, po czym wyraźnie zadowolony zniknął za drzwiami.

Brennan natomiast wiedząc, że nie ma zbyt wiele czasu, błyskawicznie przystąpiła do działania. Najpierw włączyła piekarnik, aby podgrzać wcześniej przygotowane danie, potem zajęła się dekoracją stołu i innymi detalami, aż w końcu zniknęła za drzwiami sypialni.

Kiedy wyszedł z łazienki, przez chwilę zwątpił w to, iż nadal znajduje się w swoim mieszkaniu. Światło w salonie było przyciemnione, na stole w jadalni dostrzegł palące się świece, a z głośników płynęła spokojna muzyka. Poczuł tez zapach dziwnie znajomej potrawy. Nigdzie natomiast nie dostrzegł swej partnerki. Czyżby znudziła jej się ta cała terapia i po prostu się zmyła?
Jednak po chwili Temperance wyłoniła się zza drzwi sypialni. Poczuł jakby dopadło go klasyczne deja vu, gdyż swym wygładem olśniła go w ten sam sposób, w jaki udało jej się to zrobić w sobotni wieczór. Wyglądała prześlicznie w obcisłej, czerwonej bluzce i idealnie dopasowanej do jej kształtów czarnej spódnicy, sięgającej do kolan. Włosy swobodnie opadały jej na ramiona, a wysokie, czerwone szpilki były idealnym dopełnieniem całości.
Jej widok po raz kolejny odebrał mu mowę na dłuższa chwilę.
- Gotowy?- zapytała.
- T…Tak- wystękał.
- W takim razie zapraszam do stołu- stwierdziła wskazując mu miejsce dłonią. Sama zaś podążyła do kuchni, wydobyła z piekarnika słynny makaron z serem i triumfalnie ustawiła swe popisowe danie na stole, wywołując tym samym jeszcze większy zachwyt na twarzy Booth’a.
Po chwili do zestawu dołączyła także butelka wina.
- Smacznego- powiedziała z uśmiechem siadając do stołu.
- Wow…- wydobył w końcu z siebie.- Bones, jestem….Znaczy się to jest….- język zaczął mu się plątać.- Potrafisz człowieka zaskoczyć….
- To dobrze, na tym chyba polega sens niespodzianek, prawda?
- Zdecydowanie…- potwierdził. - Ale tyle zachodu specjalnie dla mnie?- zapytał nadal niedowierzając.
- Tak…Dla ciebie…
- Ale…Dlaczego? A może tylko mnie podpuszczasz, bo zapomniałem o jakimś święcie narodowym, czy coś..?
Roześmiała się tylko.
- Po prostu…Chciałam, abyś poczuł się dziś wyjątkowo i biorąc pod uwagę okoliczności, chyba trafnie wybrałam moment.- odrzekła.
Ooo tak! Miała rację, gdyż zupełnie zapomniał, jak podle czuł się jeszcze parę chwil temu.
- Dziękuję Bones…- rzekł cicho, nie ukrywając wzruszenia.
- Smacznego..- powtórzyła uśmiechając się szczerze i oboje zabrali się do jedzenia.
Przez cały czas ukradkiem spoglądali w swoją stronę.
Podczas, gdy Booth delektował się każdym kęsem swego ulubionego dania, pani antropolog zastanawiała się co się z nią dzieje – nigdy nie starała się aż tak bardzo dla żadnego mężczyzny, gdyż zawsze to oni silili się, by jej zaimponować. Jednak tym razem było inaczej. Czy to argumentacja Angeli tak na nią podziałała, czy…
Nie, bała się nawet pomyśleć, co innego mogłoby być powodem.
Seeley natomiast cały czas nie mógł uwierzyć, że scena ta rozgrywa się naprawdę. Wprawdzie znał Tempe już jakiś czas, ale nigdy nawet przez myśl mu nie przemknęło, iż mogłaby zaskoczyć go w taki sposób. – A może nawąchała się środków czyszczących?- pomyślał.
Choć o tym nie wspomniał, zdążył zauważyć, iż całe mieszkanie lśni czystością. – Sprząta, gotuje, jeszcze może za chwilę się okaże, ze wyprała również moje skarpetki i…Jejku, człowieku o czym ty myślisz!- przystopował nieco swe myśli i zaśmiał się cicho, dłubiąc widelcem w talerzu.
- Co cię tak rozbawiło?- spytała z nieukrywana ciekawością.
- Nie nic, tylko…Byłaby z ciebie niezła pani domu.- powiedział, po czym szybko zajął się jedzeniem, spoglądając kątem oka, czy przypadkiem żaden widelec lub inny przedmiot nie leci już w jego stronę. Wiedział bowiem doskonale, jak zawsze reagowała na tego typu uwagi.
Jednak ku jego wielkiemu zaskoczeniu uśmiechnęła się tylko, traktując to najwyraźniej jak zwykły komplement.
- Mam jeszcze wiele ukrytych talentów…- dodała upijając łyk wina, patrząc mu głęboko w oczy.
- W to nie wątpię….- odparł, czując, jak z minuty na minutę robi mu się coraz bardziej gorąco. Sytuacja przypominała mu klasyczna randkę, na jakich było mu dane często bywać. Zawsze jednak to on starał się być panem sytuacji, ale dziś…Dziś było zupełnie inaczej. Siedział naprzeciwko swej partnerki, a nie jakiejś tam nowo poznanej panny, czując się kompletnie zdezorientowany. Wprawdzie jeszcze kilka dni temu siedzieli razem w eleganckiej restauracji w analogicznej sytuacji, ale było to wymuszone rzez doktorka zadanie, a słowo ‘randka’ pojawiło się jedynie w żartach, a dziś… Taka inicjatywa i to z jej strony…
Nadal nie mógł zrozumieć, co to wszystko miało znaczyć. Jednak cokolwiek by to nie było, mogłoby trwać i trwać…W nieskończoność.
Gdy wreszcie skończyli posiłek, a butelka z winem zaczęła świecić pustkami, Booth podziękował raz jeszcze za wyśmienite danie i zaoferował się, że w ramach rewanżu to on pozmywa po kolacji. Podniósł się wiec lekko, chcąc wstać od stołu i zebrać naczynia.
- Nie…-powstrzymała go.- Ja zaczęłam, więc i ja skończę…- wstała i rozpoczęła sprzątanie.
- Mogę ci pomóc…- zaoferował.
- Nie trzeba, poradzę sobie.- odparła z uśmiechem i powędrowała do kuchni.
- No to ci pomogę..- stwierdził wstając od stołu. Złapał pierwsze lepsze naczynie ze stołu i pospieszył za nią.
Wkładając naczynia do zlewu, poczuła nagle jego ciepły oddech na swej szyi.
- Jeszcze to- dołożył mały talerzyk, nadal stojąc za nią.
Poczuła na swych plecach jego delikatny dotyk.
- Dziękuje…- odparła cicho.
Ze wszystkich sił próbował się powstrzymać, ale zmysłowy zapach jej perfum podziałał na niego natychmiastowo. Nawet nie zauważył, kiedy odgarnął lekko jej włosy i złożył delikatny pocałunek na jej smukłej szyi. O dziwo nie powaliła go żadnym ciosem na podłogę.
Wyczuwając więc podświadomie jej przyzwolenie, objął ją w pasie i przyciągnął do siebie, przywierając do niej całym ciałem.
Napięcie rosło z każdą minutą, a oddechy obojga gwałtownie przyspieszyły..
Obróciła się w końcu do niego, spojrzała głęboko w oczy, a ich usta po chwili spotkały się w delikatnym i czułym pocałunku. Odruchowo objęła ramionami jego szyję, podczas gdy jego ręce błądziły po jej ciele. Sytuacja stawała się być coraz bardziej jednoznaczna.
Jednak już po chwili…

CDN…
***

Jakieś pomysły na ciąg dalszy?
;-)
Wiem, że jestem okrutna, ale dalszy rozwój sytuacji poznacie już w poniedziałkowy poranek, kiedy to jak co tydzień będę siedziała bezczynnie przed audytorium w oczekiwaniu na pasjonujący wykład z prawa wykroczeń.

Pozdrowionka i udanego weekendu!

marlen_3

Mmmm mnie też smakowało;)))
"- Jadźka pomóc ci?
- Nie nie trzeba!
- No to ci pomogę" Sami swoi:)))))


Co do pomysłów, to zależy co chcesz dalej z nimi zrobić. Czy dalej przyprawiać o frustrację, czy też gdzieć (a może dokądś) posłać? Ja bym ich jeszcze przetrzymała, ale mówię to cichutko by mnie nie zlinczowano...;)))
LG

_LG_

Hmm...W sumie jestem dopiero przy poniedziałku, więc do piątku troszkę czasu pozostało..
Ttakże wszystko się może wydarzyć, lub nie...
Sama zresztą jeszcze nie wiem jak to będzie...

PS. Gratulację, za trafne wyszukanie akcentu ludowego, heh;)

marlen_3

:) Lubię ludowe akcenty;)))

_LG_

Bo nie ma to, jak na ludową nutę, hej!
;))

marlen_3

no nie, nie wierzę że przerwałaś!!!!
"... gdy nagle usłyszeli brzęk tłukącego się talerza. byli jednak tak zajęci sobą, że nie przerywali"!!!!:)

ocenił(a) serial na 10
kgadzinka

A już zrobiło się taaaaaaaaak gorąco.......

ocenił(a) serial na 8
bracianka

bardzo fajne. .

umc__

Marlen! zaczęło robić się tak gorąco, a ty nagle przerywasz! szczerze to też bym im trochę jeszcze poprzerywała...xD
czekam na kolejną część;]

ocenił(a) serial na 8
Mino

Marlenko, poniedziałkowy poranek minął, a kolejnej części jak nie było tak nie ma. Mam nadzieję, że nie każesz nam czekać w nieskończoność. :)

gainka

Sorki za poślizg mały, ale noga mi się zwichnęła i sami rozumiecie....
Ale proszę..;-)

***BB Show- Part 12***

Jednak już po chwili magię chwili popsuło nagłe pukanie do drzwi.
- Nie otwieraj…-wyszeptała Temperance w przerwie pomiędzy kolejnymi pocałunkami.
- Nie mam zamiaru- odrzekł, po czym przystąpił do dalszych działań.
Pukanie jednak nie ustało, mało tego, nieproszony gość zaczął dobijać się do drzwi w bardziej natarczywy sposób.
- Agencie Booth, dr Brennan, to ja dr Sweets!- usłyszeli nagle.
W jednej chwili prysł czar romantycznego wieczoru, a parze w okamgnieniu przeszła ochota na miłosne igraszki. Gwałtownie odsunęli się od siebie i zaczęli poprawiać garderobę.
- Już otwieram- Booth zwrócił się do oczekującego doktorka, podążając do drzwi.
Temperance nerwowo przeczesała dłonią włosy, doprowadzając je nieco do ładu i szybko powróciła do sprzątania po kolacji.
- Hej Sweets, wejdź!- Seeley zaprosił doktorka do mieszkania, gdy tylko otworzył mu drzwi.- Co cię do nas sprowadza o tej porze?
- Dobry wieczór.- odparł uważnie przyglądając się agentowi.- Przeszkodziłem wam w czymś, czy…? – zapytał rozglądając się uważnie po mieszkaniu.
- Nie, nie…Oczywiście, że nie…My właśnie….Zmywaliśmy.- oświecił go.
- To prawda.- przytaknęła wychylając się z kuchni Brennan.
- Rozumiem…- odrzekł doktorek bez przekonania nadal dokładnie egzaminując pomieszczenie. – Nie ma prądu, że siedzicie przy świecach?- dorzucił jeszcze pytanie, nie mogąc się doczekać jak z tego wybrną.
- Nie wiedziałeś, że prąd jest teraz w cenie?- odparł półżartem nieco speszony agent.
- A poza tym, nadmiar niepotrzebnie używanej energii elektrycznej potęguje efekt cieplarniany…- uzupełniła wypowiedź partnera Brennan.
- No właśnie!- stwierdził zadowolony Booth. – Ale specjalnie dla ciebie zrobię teraz wyjątek i pstryk…- dotknął triumfalnie włącznika.- Nastała jasność!
- Heh…Dziękuję. To teraz możecie zgasić świece, żeby wystarczyło wam na później….- Sweets wskazał na stół.
- Racja! Sweets, jak zwykle myślisz o wszystkim!- Booth klasnął w dłonie, obrócił się na pięcie i pospieszył ugasić tlące się płomyki.
- Ok.- westchnął Lance siadając na kanapie. – Przyszedłem, bo chciałem zobaczyć jak sobie radzicie, a poza tym Biuro kazało mi to podrzucić- podał agentowi kilka kolorowych teczek z raportami, których nie skończył. – Praca domowa, jak mniemam…
- Dzięki- odparł niechętnie Booth, zajmując miejsce obok doktorka.
- To jak sobie radzicie?- zapytał znowu terapeuta.
- Dobrze, jak widać..- usłyszał w odpowiedzi głos pani antropolog dochodzący z kuchni.
Spojrzał na siedzącego obok siebie agenta.
- Świetnie- dodał Seeley widząc, że doktorek dziwnie mu się przygląda.
- A jak tam Daisy?
- Jak widać na załączonym obrazku- Booth wskazał na śpiącego smacznie w swym nowym legowisku szczeniaka.- Cała, zdrowa, najedzona…
W tym samym momencie z kuchni wyłoniła się w końcu Brennan, ze ścierką w dłoni.
- Myślałam, że przybyłeś do nas z kolejnym zadaniem…- rzekła do Sweets’a.
- Yyy…Nie, zadanie dostaniecie jutro drogą mailową, jak zwykle, a…- zmierzył ją dokładnie wzrokiem od stóp do głów.- …Zawsze się pani tak ubiera do sprzątania?
Przyjrzała się dokładnie swemu odzieniu i zrozumiała do czego zmierza, jednak udała zaskoczoną pytaniem.
- Tak, a co?
- Nie, nic…W porządku, w końcu nigdy nie możemy być pewni, czy akurat nikt nas nie obserwuje, heh..- zażartował. – Albo czy ktoś nas niespodziewanie nie odwiedzi- wskazał na siebie, robiąc przy tym dziwną minę, która zapewne w jego mniemaniu była niezwykle zabawna. Jednak jego żarty najwidoczniej ich nie bawiły.
– Ok. Przekazałem, co miałem przekazać, więc.... – podniósł się z kanapy. – Zadanie jak już mówiłem, dostaniecie jutro, tak więc…Miłego wieczoru.- skierował się ku wyjściu.
- Wzajemnie.- otrzymał w odpowiedzi.
Gdy już otwierał drzwi, zatrzymał się jeszcze na chwilę i obrócił.
- Aha, zapomniałbym! Do twarzy panu w czerwonym Agencie Booth! – dodał z ironicznym uśmieszkiem i zniknął za drzwiami.
Booth przez chwilę jakby nie rozumiał o co chodzi. Niebieskie jeansy, czarna koszulka…
- Cholercia- po chwili zaklął w myślach wycierając w końcu dłonią usta i usuwając z nich tym samym resztki kosmetyku, należącego do partnerki.
Sytuacja zrobiła się lekko niezręczna, zważywszy na fakt, iż znów zostali sami.
- Więc..- zaczął niepewnie, unikając kontaktu wzrokowego ze swą partnerką. – Chyba będę miał zajęcie na resztę wieczoru.- podszedł do leżących na kanapie teczek.
- Pomogę ci- zaoferowała i usiadła obok niego.
- Daj spokój, to mój problem.- zaprotestował i zabrał się za przeglądanie dokumentów.
- Seeley…- poczuł jej rękę na ramieniu. Zrozumiał, że nie ustąpi.
- Pamiętaj tylko, że jutro od rana pracujesz.
Uśmiechnęła się.
- Jakoś sobie z tym poradzę.
- Ok., jak tam chcesz- odpuścił, widząc, że nic nie wskóra.
- Zaparzę nam kawy- zaproponowała i udała się do kuchni.
Booth odprowadził ją wzrokiem i uśmiechnął się.
Chwilo trwaj, jesteś tak piękna…- powiedział do siebie w myślach.
Po chwili Tempe wróciła stawiając dwa kubki z gorącą kawa na stoliku. Pozbyła się niewygodnego obuwia, zajęła miejsce na kanapie i razem zaczęli przeglądać dokumenty.

Po kilku godzinach i dwóch następnych kubkach kawy, Booth zauważył, że jego partnerka z ledwością powstrzymuje się od zaśnięcia. Nie myśląc więc długo i ignorując falę sprzeciwów, jaką go zalała, niemalże siłą zaciągnął ją do sypialni i położył na łóżku. Nie zdążył wyjść z pomieszczenia, a Temperance zapadła w kamienny sen.
Cicho zamknął drzwi i wrócił do swojej pracy.

Dźwięk alarmu, ustawionego w komórce brutalnie wyrwał ją ze snu. Spojrzała na zegarek, 5.30. Obróciła się na bok sadząc, że ujrzy obok siebie śpiącego w najlepsze partnera. Okazało się jednak, iż go tam nie ma. Zastanowiła się chwilę, po czym wstała niechętnie i skierowała się w stronę łazienki. Po drodze, odnalazła Bootha w salonie. Zasnął siedząc na podłodze, oparty o kanapę, z papierami w dłoni.
Niezbyt wygodna pozycja do snu- stwierdziła w myślach.
Podeszła bliżej, przykucnęła obok niego i dotknęła dłonią jego twarzy.
- Booth…- poklepała go lekko po pliczku.- Booth, obudź się…
Wykrzywił twarz w dziwnym grymasie i wymamrotał coś całkowicie niezrozumiałego.
- Booth, wstawaj…-nie dawała za wygraną.
Powoli, acz niechętnie zaczął otwierać oczy.
- Bones? Co się stało?- zapytał na w pół przytomny przecierając ręką oczy.
- Cii, nic tylko powinieneś się położyć w bardziej odpowiednim do tego miejscu, chodź.- pomogła mu wstać i tym razem to ona odprowadziła go do sypialni.
Padł na łóżko jak kłoda, a na twarzy wymalował mu się wyraz ulgi. Przykryła go kołdrą i zgodnie z wcześniejszym zamiarem pomaszerowała do łazienki, zaczynając przygotowywania do wyjścia.

Pierwszą osobą, jaką ujrzała po przybyciu do Instytutu, była Angela. Siedziała w jej gabinecie niecierpliwie oczekując na przybycie swe przyjaciółki.
- Hej, Ange!- przywitała się wchodząc do biura.
- Hej, hej- wstała i uścisnęła ją serdecznie. Z jej twarzy nie znikał zagadkowy uśmiech.- Jak tam..? No wiesz…Sprawy się mają….- domagała się szczegółowej relacji.
- O co ci chodzi?
- Nie Brenn, nie rób mi tego, proszę…- wyjąkała błagalnym tonem. – A może sama mam się domyślić, co? Bo sadząc po…- odwróciła się wskazując palcem na pokaźnych rozmiarów bukiet czerwonych róż, oczekujący na biurku Temperance. -…Sprawy zmierzają we właściwym kierunku.- dokończyła.
Brennan nieco zdziwiona powoli skierowała się w stronę tajemniczego prezentu.
- Booth wie, że nie lubię róż.- rzekła po drodze. Po chwili wydobyła mały bilecik, skrzętnie schowany wśród kwiatów i rozchyliła karteczkę. Odwróciła się i spojrzała na Angelę wystraszonym wzrokiem.
- O co chodzi złotko?- zapytała więc.
Brennan jednak nie odpowiedziała, tylko z powrotem utkwiła wzrok w tajemniczym bileciku.
Angela nie mogąc wytrzymać, postanowiła sama zapoznać się z treścią informacji. Podeszła więc do przyjaciółki, odebrała bilecik i zaczęła czytać.
- „ Droga Temperance,
wiem, ze źle postąpiłem i fatalnie się z tym czuję. Mam jednak nadzieję, ze jednak mi wybaczysz i podarujesz kolejną szansę. Jutro będę przejazdem w D.C. i mam nadzieję, że nie odmówisz mi spotkania z Tobą.
Całuję Sully”…
Wow, to się narobiło!- stwierdziła Ange, siadając z wrażenia.
Temperance nadal stała opierając się o biurko.
- Co ja mam z tym zrobić?- zapytała z bezradnością w głosie.
- Sweety….- westchnęła. – Szczerze mówiąc nie mam pojęcia…- pokręciła głową.- To znaczy, nie mam dostatecznego rozeznania w sprawie, że tak się wyrażę. Widzę, że cos się zmieniło między tobą a Booth’em, choć jak na razie nie wtajemniczyłaś mnie w szczegóły, co tylko działa na twoja niekorzyść, ale…- podeszła do przyjaciółki i położyła dłonie na jej ramionach.
- Co powiesz na mały lunch? Pogadamy i spróbujemy znaleźć jakieś dobre wyjście.
- W porządku…- odparła.
- W takim razie jesteśmy umówione.- stwierdziła Angela i skierowała się do wyjścia.
- Ange!- zawołała ją jeszcze.
- Tak?
- Zabierz stąd te kwiaty.- poprosiła.
- Na pewno?
- Tak. Nie pasują do wystroju.- stwierdziła.
- Za to u mnie będą wyglądały idealnie!- zabrała wazon i poszła do siebie.
Temperance natomiast czym prędzej zabrała się do pracy, aby to na niej skoncentrować wszystkie swoje myśli.

- Więc co masz mi do powiedzenia, kochana?- zaczęła Angela, gdy tylko zasiadły przy barowym stoliku.
- Ja…Nie wiem od czego zacząć…- odpowiedziała uśmiechając się tajemniczo.- To wszystko jest takie nowe, dziwne…I sama nie wiem, co mam o tym myśleć.
- Pomogę ci, jeśli w końcu wprowadzisz mnie w szczegóły!- stwierdziła nieco poirytowana.
- Ok., powoli..
- Zaraz, zaraz…- przerwała jej doznając nagłego olśnienia. – To znaczy, ze wy…Hm…No wiesz…Tego…- twarz artystki rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Nie…- odparła, a mina Angeli wyraźnie zrzedła. – Ale mało brakowało…- dodała po chwili. – Gdyby wczoraj akurat nie nadszedł Sweets, to…- uśmiechnęła się tylko, ukradkiem spoglądając na koleżankę.
- Yeah!- wykrzyknęła Montenegro, zwracając na siebie tym samym uwagę pozostałych gości w lokalu. – Wiedziałam, że w końcu skapitulujesz i dasz się ponieść!- podskoczyła na krześle podekscytowana.
- Że ja w końcu skapituluję?- zacytowała ją Tempe.- Jak mam to rozumieć?
- Kochana, wszyscy dookoła już od dawna widzieliśmy jak Booth pozera cię wzrokiem i tylko czeka na jakiś sygnał z twej strony. Tylko ty byłaś jakoś dziwnie oporna.
- Naprawdę?- zdziwiła się. – Nic takiego nie zauważyłam…- zastanowiła się.
- Ale to już nieistotne. Ważne jest to, że w końcu zrozumiałaś, co jest dla ciebie najlepsze.
- A co mam zrobić z Sullym?
- Pewnie znów będzie cie prosił, abyś z nim popłynęła.
- Zapewne…Ale znowu dostanie koszem, jeśli tylko to zrobi.- stwierdziła.
Angela roześmiał się głośno, dławiąc się przy tym frytką.
- Kosza złotko. Dostanie kosza, nie koszem.- poprawiła ją.
- Ważne, że wiesz co mam na mysli.
- Tak więc po raz kolejny Booth wygra z Sullym?
- Kolejny?- Tempe zdziwiła się.
- No chyba teraz nie będziesz próbowała mnie przekonać, że to nie z powodu twojego agenta nie popłynęłaś z nim ostatnim razem.- spojrzała na nią wymownie.
Nie odpowiedziała.
- Tak myślałam.- stwierdziła zadowolona z siebie artystka, po czym obie zajęły się lunchem.

Godzinę później Brennan siedziała znów w swym gabinecie, katalogując to i owo.
Zadzwonił telefon.
- Brennan-odebrała.
- Witaj Tempe- w słuchawce odezwał się głos Sully’ego.
- Hej- odparła krótko.
- Dostałaś moja przesyłkę?
- Tak, dziękuję.
- A co z naszym spotkaniem? Znajdziesz dla mnie jutro chwilkę?- zapytał w końcu.
- Nie wiem, mamy tu urwanie głowy i…
- Temperance….
- Zadzwonię jutro i dam ci znać, a teraz wybacz, ale muszę kończyć. Pa!- rozłączyła się szybko i rzuciła w wir pracy.

Dochodziła 18, kiedy zadzwoniła jej komórka. Bała się spojrzeć na wyświetlacz myśląc, że to znów Sully. Gdy jednak to zrobiła uśmiechnęła się.
- Booth?- odebrała.
- Taa?…A myślałem, że to komórka dr Brennan- powiedział żartobliwie.
Roześmiała się tylko.
- O co chodzi?- zapytała.
- Dochodzi 18, nie uważasz więc, że najwyższa pora się zbierać?
- Muszę jeszcze wypełnić kilka pozycji w zestawieniach i będę…
- Nad ranem…- dokończył za nią. – Co to, to nie moja droga. Masz 10 minut i wychodzimy.
- Jak to wychodzimy?
- Tak to.- stanął nagle w drzwiach jej biura.- Myślisz, że ile jeszcze będę głodował czekając na kolację, co?- oparł się o framugę, krzyżując ręce.
- Mogłeś zjeść sam- odparła, przekładając nerwowo lezące na biurku teczki.
- Żartujesz?- uśmiechnął się szyderczo.- Ale spokojnie, masz jeszcze całe 7 minut.. – dodał ostentacyjnie spoglądając na zegarek.- Zanim będę musiał cię stąd wynieść...- dokończył.
- Co takiego?- spojrzała na niego zdziwiona.
- Jeśli nie zmieścisz się w czasie, a potem będziesz stawiała opór…
- Spokojnie, wyjdę o własnych siłach- stwierdziła wstając w końcu od biurka i zbierając swoje rzeczy.
- Słuszny wybór..- odparł, po czym oplótł ją ramieniem w pasie i razem wyszli z Instytutu.

W drodze do domu była dziwnie milcząca i zamyślona. Booth wyczuł, że cos jest nie tak, ale wolał poczekać, aż sama zacznie mówić, co ją gryzie.
Kiedy przekroczyli próg mieszkania, Booth zagrodził jej drogę, zatrzymując przy drzwiach.
- Co się dzieje?- zapytał w końcu, nie wytrzymując.
Spojrzała na niego wystraszonymi oczyma. Wiedziała, że i tak będzie musiała mu powiedzieć.
- Sully będzie jutro w mieście…I chce się ze mną spotkać…- wystękała.
Tylko jego mi tutaj brakuje- pomyślał.
- I..?- chciał się dowiedzieć co zamierza.
- Chyba nie chcę się z nim widzieć- powiedziała cicho, przytulając się do niego. Objął ją mocno i pogładził ręka jej włosy. Uśmiechnął się czując ulgę.
- Zrobisz, co będziesz uważała za stosowne.
- Pewnie znów będzie mnie namawiał do wyjazdu, a ja…- tu przerwała, gdyż zdała sobie sprawę, że o mało co nie przyznała się swemu partnerowi, że chce zostać z nim.- Nie chcę do tego wracać.
- Rozumiem, ale wiesz co? Myślę, że powinnaś jednak się z nim spotkać.- wyswobodziła się nagle z uścisku i spojrzała na niego nie ukrywając zdziwienia.
- Dlaczego?
- Nie można wiecznie uciekać. Porozmawiasz z nim, wyjaśnicie sobie wszystko i ostatecznie się z tym rozliczysz…Albo popłyniesz, jeśli tak zdecydujesz…- czuł jak głos więźnie mu w gardle, gdy wypowiadał ostatnie zdanie.
Uśmiechnęła się do niego łagodnie i przytuliła po raz kolejny.
- Dziękuję.- wyszeptała.
- Nie ma za co- odparł.
- Za wszystko…- dodała cicho.
Pogładził ją po głowie i pocałował lekko w pliczek.
- Zamówiłem dla nas chińszczyznę, co ty na to?
- Za to też…- uśmiechnęła się.

marlen_3

To była solidna dawka, za którą należą Ci się uściski. Dobra część, nawet jeśli drzwiowi dobijacze materializują się ku zgryzocie czytających:)

PS - Kawałek o powrocie S. gdzieś już spotkałam i dałabym o to sobie łepetynę uciąć, albo dopadło mnie "deja lu" (już czytane;)))

_LG_

No bo to taki słynniejszy z wątków niewyjaśnionych, który warto by rozwinąć...Ale dobre 'deja vu', 'deja lu', czy tam 'tejeve' jak kto woli, nie jest złe;))

marlen_3

Pewnie, że nie. Wariacje na dobrze znane tematy są ciekawe, zwłaszcza gdy ich forma jest perfekcyjna. Napracowałaś cię Marlenko, to widać. Przykro mi z powodu nogi, jeśli to nie żart;)))
Twoja Eldżi

_LG_

No niestety nie żart;/ Ale trzeba być naprawdę zdolnym, żeby noge sobie uszkodzić, nie wiedząc nawet dokładnie kiedy, co nie?
Ale jakims cudem jeszcze chodzę.
Jak dobrze pójdzie to w czwartek kolejna cząstka się pojawi, no i moze wreszcie wkrótce zakończę tą historię;)
pozdrówki!

ocenił(a) serial na 10
marlen_3

Wspaniałe:)
Szkoda, ze Sully pojawi się w D.C, chociaż może przyśpieszy proces oczekiwania na to, kiedy Brennan i Booth będa razem:) Może być ciekawie:)
Ogólnie bardzo fajnie piszesz i umiesz trzymać w napięciudo końca opowiadania xD

suerte_2

Oj..... troszeczke mnie zatkało. OO nie nie, nie troszeczke
C A Ł K O W I C I E. Jestem pod wrazeniem

Słyszałam że odcinki lecą w AXN (chyba?) ktoś wie w jaki dzien tygodnia?