Ale sam nie wiem czy jest się z czego cieszyć. Na razie akcja jest rozwleczona, w obecnym sezonie tak naprawdę ucieszyło mnie chyba tylko pojawienie się Chucka. Wątek demon Deana nie został jeszcze w pełni wykorzystany, więc być może w 2 części sezonu coś ruszy, Metatron za wiele się nie pokazał, ogólnie wątek anielski jest kiepski, a pamiętam sezony 4-5, nawet 6 to było nieźle. Teraz sam nie wiem co powiedzieć o Castielu. Dla mnie to taki trochę zbity szczeniaczek. Kurde szczerze liczyłem na mały anielski romans, ale się zawiodłem. Całkiem niezły był Fan Fiction jako parodia serialu :D
Widać też że powoli jest to wyjaśnianie wątków z poprzednich sezonów jak np córka naczynia Castiela. z drugiej strony wychodzi to o czym kiedyś już mówiłem - sprawa naczyń to strzał w stopę. Tych informacji o zaginięciach powinno być multum, podobnie jest z demonami. Aniołowie wrócili do Nieba, ale nadal korzystają z naczyń, co właśnie stwarza problemy. Pomimo czystki Castiela aniołów i tak musi być multum. Ale jak na razie tylko Hanne złapali.
" Na razie akcja jest rozwleczona, "
Myślę, że powodem tego jest właśnie fakt, że będzie kolejny sezon. Scenarzyści zapewne byli przygotowani na taką ewentualność wcześniej i zwolnili akcję na wszelki wypadek. Gdyby nie dostali zgody na kolejny sezon, to cała akcja leciałaby teraz na łeb na szyję, żeby tylko się wyrobić.
A z tymi zaginionymi ludźmi, to wcale nie muszą być problemy. W Stanach wiele osób ginie w ciągu jednego roku, a przecież takie pozostawione po aniele czy demonie naczynie jest potem znajdywane. Tyle że martwe ;)
No właśnie. I czasem ma upieczony mózg czy coś :D Tyle że anioły spadły na cały świat tylko nie u ruskich :D
Zajawka następnego odcinka spoko, ale będąc doświadczonym nie ekscytuje się na zapas.
Też mam mieszane uczucia, wg. mnie w serialu zaczyna powoli wiać nudą, mogli by poświęcić drugą połowę 10 sezonu na domknięcie aktualnych i zapomnianych wątków bo np. mogliby choć wspomnieć o antychryście z 5 sezonu..
Antychryst najprawdopodobniej stracił swoje moce, albo przynajmniej część. Całą swoją potęgę czerpał od Lucyfera chodzącego po świecie, skoro Lucek jest już zamknięty w Piekle, to antychryst nie stanowi żadnego zagrożenia, zwłaszcza że Jesse wie, czym jest i zdążył już poznać lepiej swoje moce. Kilka lat minęło.
Fajnie byłoby, gdyby o nim wspomnieli, ale z fabularnego punktu widzenia nie ma takiej potrzeby.
Moda na sukces :D Nie no, fajnie, że aktorzy mają pracę. I że będzie można oglądać Sama i Deana trochę dłużej.
Ale co najmniej od 3 sezonów twórcy mają niewiele ciekawego do powiedzenia. Owszem, pojawiło się w tym czasie kilka dobrych postaci i wątków, jak Charlie, Kevin, sprawa z Bunkrem, próby zamknięcia Piekła i Kainowe Piętno, ale to jest za mało.
A 10 sezon jak dotąd był totalnie bezpłciowy, nie wiem, co mają zamiar pokazać dalej, a co dopiero w 11 ^^
Niestety, myślę, że jakość serialu nadal będzie się obniżać, że twórcy będą bali się ryzykować, czego skutkiem będzie: dalsze ślamazarne ciągnięcie wątków, eksploatowanie postaci, które dawno już straciły potencjał, brak zdecydowanych rozwiązań fabularnych (jak usunięcie Castiela) i świeżych postaci oraz nudnawe odcinki - zapychacze.
No właśnie. Deathmaster pisze że to pewnie przez zielone światło na 11 sezon. A jak dostaną na 12? To 11 też będzie słaby? a potem 13,14. Ja wszystko rozumiem, ale nie ma już zaskoczenia. Potwory do bólu ograne, tylko Crowley się wybija. Szkoda, był potencjał Sam+Gadriel te przejścia były spoko, Kain + Castiel który cieszy się z człowieczeństwa. Niestety Gadriel nie żyję, Kain gdzieś znowu przepadł, a Castiel męczybuła ze zbolałą miną męczennika. Jak pamięta się wejście Castiela, jaka kiedyś była akcja z aniołami, to to jest nie do przyjęcia. Gadriel był spoko, można było zrobić coś więcej. Metatron chyba nie powiedział ostatniego słowa, więc może coś ruszy. Zawiódł mnie wątek Malachiasza(?) który zabity został za kulisami. A zapowiadał się nieźle. A kiedyś? Lucyfer, Gabriel, Michał, Uriel, Anna, Baltazar, Zachariasz, Rafał. Mnóstwo niezłych postaci anielskich.
Kain ma być chyba w 14 odcinku nie pamiętam dokładnie ale na pewno ma być w 10 sezonie
Jak tak dalej pójdzie, będzie 12 sezonów jak... 12 pór roku, 12 apostołów, 12 krasnoludków i 12 potraw na wigilii....
I nie wiem czy się śmiać, czy płakać.
Może chociaż Cole'owi ubili rodzinę i chłop wróci do akcji.
Bo powrót Charlie z OZ, z nową fryzurą, to zdecydowanie za mało.
A co do ogólnie poziomu mi się już trochę przejadły w koło te same potwory. Wampir, wilkołak, zmiennokształtny, demon i anioł. No może duch. Chętnie bym zobaczył coś z zombie, strzygą. Można wpleść znowu trochę mitologii i dać jakieś monstra z mitów. Choćby smoki, tylko troszkę zmienić ich koncept. Albo meduza czy bazyliszek, Minotaur który tylko podczas ataków przemienia się w taką formę, nieco jak wilkołak, może nawiedzony statek, bo w sumie chyba raz tylko był ten motyw.
Jest sporo opcji, ale nie wiadomo czy zostaną wykorzystane.
Obejrzałem sobie niedawno znowu 3 odcinek z 6 sezonu i róznica w zachowaniu Castiela z tamtych sezonów i teraz jest uderzajaca. Teraz to własnie jak napisałes ze łazi w kółko bez celu ze zbolała mina meczennika, tak jak by był waznym aniołem a nie miał nawet swojego zdania tylko był popychlem braci. Zero inicjatywy, zero czegokolwiek, praktycznie nie ma juz co robic na Ziemii. A kiedys to był facet z wizją (grozną co prawda, ale lepsza taka jak zadna), z celem, ktory chciał osiagnac, z inicjatywa i ZE SWOIM zdaniem. No i miał robote do wykonania, a nie pałetał sie bez celu. A i najwzniejsze, miał skrzydła i latał, a nie robił z siebie jakiegos anielskiego kretyna jezdzac po swiecie jakims starym rzechem jak człowiek. A teraz jest tylko popychlem. Wystarczy sobie obejrzec nwet koncowa rozmowe Deana z Casem z 2 odcinka 4 sezonu. Jak Dean zaczał mu pier*olic i gadac do niego bez zadnego nawet elementarnego szacunku, to zaraz ustawił go do pionu, ze Dean stanał jak bezbronny szczeniak z przepraszajaca mina, a teraz zrobili z Casa juz od kilku sezonow takiego popychla. Nie wiem, jak mozna było tak zepsuc taka postac...
Jak dla mnie to w poprzednich sezonach Cas był popychadłem, nie teraz :D Ciągle tylko odwalał brudną robotę za Winchesterów, wzywali go, gdy był potrzebny. Teraz ma własny wątek, który łączy się z braćmi dopiero pod koniec. Jakość jakością, ale to nieporównywalna zmiana w stosunku do poprzednich sezonów.
Osobiście podoba mi się zmiana, jaka zaszła w Castielu. Kripke miał to do siebie, że kiedy jeszcze był showrunnerem, to jego postacie praktycznie się nie rozwijały. W sezonie szóstym, gdy Kripke odszedł, Castiel nagle dostał ważniejszy wątek, a jego postać powoli się zmieniła. Ósmy sezon to już w ogóle rozkwit tej zmiany i rozwinięcie przyjaźni z Deanem.
Czasami tęsknię za Casem z czwartego sezonu, ale koniec końców nie zamieniłabym go miejscami z tym obecnym. Podoba mi się taki ludzki Cas, który powoli odkrywa uczucia, także te, które odczuwał już dawno, ale dopiero teraz zaczyna je rozumieć. Podoba mi się to, że ma dość śmierci aniołów. Podoba mi się to, że chociaż sam potrzebuje pomocy jak najszybciej, to priorytetem wciąż jest dla niego Dean. Podoba mi się, że próbuje naprawić poprzednie błędy i chce zaopiekować się Claire. Podoba mi się jego samochód :D
Obecny Cas jest po prostu dużo, dużo lepszy pod względem kompleksowości. Na co dzień jest zbolałym i zagubionym aniołem szukającym swojego miejsca(co w sumie nie dziwne, te wszystkie emocje go przytłaczają, a ma naprawdę dużo na głowie), ale gdy trzeba to potrafi zamienić się w żołnierza, którym wszak dalej jest.
Kocham po prostu, co zrobili z tą postacią i wcale nie uważam, że ją zepsuli. Wprost przeciwnie ;)
Dawny Castiel był na poziomie Crowleya, obecnie jego wątki mnie wkurzają poprzez ciągłe poświęcanie się tylko dla braci. Pierwsze pojawienie się Castiela, jego postać i w ogóle. Pojawił się i kurde już się myślało, zajebista postać. Początkowy Castiel był jak inne anioły, czyli dupowaty, nie mający swojego rozumu, ale potem to się zmienia, zaczyna mieć wątpliwości. W sezonie 5 było znowu dość śmiesznie z jego udziałem. W 6 to stanie na czele buntu, i kombinowanie z Crowleyem. Potem wiadomo. Obecnie mamy powtórkę roli Castiela jako przywódcy, ale ta rola mu nie pasuje. Castiel chcę dobrze, ale nie nadaję się do tego. A była nadzieja, naprawdę te wątki jak tam wplątuję się w romans czy coś naprawdę były świetne, miały potencjał, w końcu anioł który stał się człowiekiem. Ale niestety spieprzyli. Przykładem dobrej postaci to jest Crowley ironiczny, cyniczny, sarkastyczny, zły, a ale też fantastyczny. Ten motyw z krwią był świetny, taka nieco ludzka twarz Crowleya dawała sporo frajdy. Castiel to po prostu Sam w wersji anielskiej. Czasem się zastanawiam czy Anna na tym etapie nie była by lepsza. A przywódcą mógłby być Gadriel, czy ktoś taki, ale nie Cass. To już było, nie sprawdziło się. Cass poprzez ciągłe pomaganie braciom ma zaburzony osąd.
Nie mówiąc już że Clarie to tylko kropla w morzu. Mnóstwo wymordowanych aniołów(w tym Baltazara)stawianie braci nad innymi ( aż dziwne że nie ufał im w kwestii tabliczki, bo może wtedy nie doszło by do tego całego bajzlu). Może Cass nie jest zły, ale dla mnie to ofiara losu.
Dla mnie taki jest właśnie urok Castiela. To że chce za wszelką cenę pomagać. To że mu nie wychodzi, to już inna bajka, ale w przeciwieństwie do innych aniołów przynajmniej coś robi.
Wydaje mi się, że wiem dokąd zmierza jego postać. Zapewne jeszcze w tym sezonie każą mu na dobre wybrać między niebem a ziemią(Deanem). On już nawet nie chce dowodzić, zresztą nigdy tego nie chciał i został do tego zmuszony z konieczności. Tak jak mówiłam, i jakby to patetycznie nie brzmiało, Cas szuka teraz siebie i stara się zagłuszyć ludzkie emocje, które go po prostu bolą. Czuje się takie niepotrzebny, że robi cokolwiek, byle tylko nie wyglądać na niepotrzebnego. A to pomaga Hannie łapać anioły, choć bardziej wolałby przeżywać żałobę, a to odnajduje Claire by pomóc jej i przy okazji pozbyć się poczucia winy. Teraz dodatkowo będzie też szukał sposobu na wyleczenia Znamienia.
Ta postać wciąż ma wielki potencjał i chociaż nie jest wykorzystywany w stu procentach, to jednak póki co mi to odpowiada, nawet jeśli nie ma żadnego suspensu i chyba wszyscy doskonale wiedzą, kogo ostatecznie wybierze Cas. Niestety przez to, że nie we wszystkich odcinkach jest, wątki Casa są albo potwornie rozwleczone albo pędzą na łeb na szyję. Sprawdzało się to, gdy tylko pomagał braciom, ale teraz, gdy ma oddzielne sceny i własną fabułę, czasami wychodzi to koszmarnie. Ucierpiało na tym chociażby jego człowieczeństwo zakończone po trzech odcinkach. Tak długo jak Cas nie będzie głównym bohaterem, takim prawdziwym z krwi i kości, tak długo jego wątki będą marnej jakości. Choć dla mnie nadal są przyjemne do oglądania i z niecierpliwością czekam na odcinki z nim.
Anna nie sprawdziłaby się na żadnym z poprzednich etapów Castiela, bo po prostu chemia pomiędzy nią, a Deanem nie istniała. Tylko dzięki temu, że Misha i Jensen tak się wspaniale uzupełniają Cas w ogóle przeżył sezon czwarty.
Jeśli chodzi o Crowleya... gość nigdy specjalnie mnie nie interesował. Świetny jako przerywnik komediowy, ale już dawno powinien gryźć glebę, gdyby Winchesterowie mieli choć trochę pomyślunku :D
Widać, że lubisz bardzo Castiela, ale daj spokój... Ta postać nie ma już potencjału. Twórcy zabrnęli w ślepą uliczkę. Gdyby mieli jaja, to uśmierciliby go/odesłali do nieba, ale widzą, że ma zaślepionych fanów i boją się, że widownia im się zmniejszy. Albo co gorsza, nie mają pomysłu na nowy, świeży, dynamiczny wątek zamiast tej castielowej biedy.
Cas był sensowny w 4 i 5 sezonie, kiedy był zwykłym aniołem, ale zaczynał interesować się ludzkością i z czasem zmienił swoje "anielskie" poglądy i przyłączył się akcji "zatrzymać Lucyfera". I w 6 sezonie fajnie go poprowadzono, jako anielskiego przywódcę, który walczy o swoje miejsce i "trochę" go ponosi.
Sezon 7 był kiepski ogólnie, podobał mi się wątek Casa szalonego i jego romansik z Meg, ta dwójka miała świetną chemię i mogli to jeszcze pociągnąć. Ogólnie, w tym sezonie Cas powinien odejść na zawsze. W sezonie 8 nie był zbyt potrzebny, a jego pseudowątki w 9 i 10 sezonie to śmiech na sali, te sezony byłyby lepsze bez niego.
Teraz nawet nie wiem, jaki on jest, kompletnie pozbawiono go osobowości, nie zdziwię się, jeśli nagle zacznie chodzić po linie w cyrku albo tańczyć w balecie, bo jest tylko papierową postacią, z którą scenarzyści co chwilę robią coś innego.
Mogłabym go hejtować bez końca :D Tylko obniża poziom serialu przez swoje durne wątki i głupią minę.
Na temat chemii miedzy nim a Deanem może lepiej zamilczę... :D A czy coś robi? Właśnie nie robi, nawet bezbarwna i idiotyczna Hanna po roku pobytu na Ziemi więcej zrobiła dla swojego naczynia i jej rodziny niż Cas przez 6 lat. A jego rozterki moralne i wybory nic mnie nie obchodzą.
A hejć go sobie ile chcesz, ja dalej uważam go za najlepszą i najciekawszą postać w serialu zaraz po Deanie. Wole oglądać jego niż ciągłe dramy braci :D
Na całe szczęście Carver lubi Castiela równie mocno, co ja, więc szybko się go nie pozbędzie z serialu ;)
Toć to było oczywiste od dawna. Gdyby 10ty sezon miał być ostatnim, to na kilka miesięcy przed premierą głośno by go reklamowali hasłami w stylu: "To już koniec". ;)
Pierwsza połowa faktycznie denna i jedyne z czym teraz wiążę jakieś większe nadzieje, to pojawienie się Chucka. Mam nadzieję, że to nie był jednoodcinkowy smaczek, a zapowiedź czegoś poważniejszego.
Myślę że skoro będzie 11 sezon, to pojawienie się Chucka to na razie smaczek. Ale fakt. Chyba największa niespodzianka. Tylko zobaczyłem Chucka i już myślałem - no to teraz się zacznie.
Z tym reklamowaniem końca to wcale nie takie proste. Obecnie produkcje mogą dostać zielone światło w połowie. Jestem ciekaw co by było gdyby nie dostali zielonego światła. Historia by się urwała?
Pewnie wymyśliliby na szybko jakieś zakończenie.
Ciekawa jestem, co dalej z Chuckiem.
Powiem szczerze że bardzo mnie to zaintrygowało. Mogli by coś z nim ruszyć, ale jak ma być 11 sezon to niestety. W tym sezonie może jeszcze z 3-4 dobre odcinki, a reszta to durne sprawy. Pewnie i tak matka Crowleya zginie, jakoś uda się uratować Deana od znamienia, Castiel odzyska swoją laskę...tfu.. łaskę, może zginie Jodie albo Charlie bo kobiety must die niestety. A ten wątek niebios to nudny jak flaki z olejem. Kurde zamiast zrobić taką małą niebiańską apokalipsę pomiędzy Malachiaszem a Bartłomiejem to wrócili do Casa zagubionego przywódcy. A ten wątek zapowiadał się świetnie, to spotkanie na parkingu, wycięcie aniołów w tym barze, potem to przesłuchiwanie Castiela eh. Demon Dean raptem 3 odcinki, fakt Dean ma znamię i ma chęć na krew, ale dla mnie w sumie nie różni się to od ścinania aniołów czy demonów, co sprawia że i tak ma wielu ludzi na sumieniu.
Jej, strasznie się zawiodłam 11 sezonem :(
W serial wciągnęłam się w okolicy kwietnia i z wypiekami czekałam na sezon 10, czyli całe rozwiązanie. Już miałam nadzieje, że Dean umrze - jako świetne zakończenie, a tu raz , że Chuck wrócił (wierzę w teorię jakoby był Bogiem), a dwa Rowena (nie jestem pewna, czy dobrze zapamiętałam imię, w każdym razie marka Crowleya).
Strasznie denerwujące jest to, że aktualnie wszyscy producenci na siłę kręcą sezony i sezony...
Moim zdaniem ten serial powinien się skończyć jakieś dwa sezony temu. To smutne, że ciągną go na siłę, bo od dawna nie ma w nim świeżości. Niektóre odcinki są po prostu nudne :( ciężko mi to pisać, bo naprawdę uwielbiam ten serial, ale on tylko traci na jakości jako całość przez to, że tak go rozwlekają.. Albo powinni go jako spektakularnie zakończyć albo wprowadzić totalnie nową formę, wątek - chociażby wprowadzić do akcji Boga, uśmiercić chłopaków i przenieść do innej rzeczywistości np. jako anioły. Coś zupełnie nowego, innego zaproponować, bo już i tak bardziej nie zepsują tego co ostatnio nam serwują..