No i nastąpił koniec Świata...
Sammy sam się uratował. I to w jakim stylu.
Żyło-zombie-apokalipsa zakończyła się ekspresowo na facecie, dumnie kroczącym w jednym bucie. Jego skarpetka sprawiła mi większą przyjemność niż stada zombiaków w "The Walking Dead". Ostatnio krążą słuchy o reaktywacji "MacGyver'a". No nie wiem czy jest to konieczne, skoro "mały" Winchester jest w stanie wybudować podręczny paralizator z baterii, kija od szczotki i pudełka na przynęty dla ryb.
Generalnie scenarzysta Andrew Daab ma problem z akcesoriami wędkarskimi. Łańcuchy, haczyki (serio), czerwona poświata... Czyżby komuś przypominała się klatka. Miejmy nadzieję, że tak... Lucek i Michał potrzebni od zaraz. Sammy drący się "Co to ma znaczyć!" chyba pobierał lekcje od misia giganta z 4x8 - "Wishful Thinking". Aż się popłakałam ze śmiechu, gdy przypomniałam sobie słynne "Why!" (Nie jestem pewna czy taki był zamiar).
Kosiarz Billy.
Tęsknię za panem Śmiercią i jego poczuciem humoru. Jednak występ muzykalnej pani Reaper był niezły. Okazało się, że żarty się skończyły i dotąd niezabijalnych braci Mroczek, od teraz czeka mroczek=nicość.
Dean "Goustbuster" i "Ojciec" Crowley.
Nasi specjaliści / egzorcyści rozmawiają przy kapliczce zrobionej z wbitej na sztorc w ziemię wanny ... Takie rzeczy tyko w "Supernatural". Ci dwaj nie mogą bez siebie żyć. Crowley odgraża się "Rozerwę cię na atomy", co Deana jednak jakoś nie spotyka. Dean zamiast wbić anielskie ostrze w przerośnięte serducho kurdupla piekielnego, przyszpila mu rączkę do tapety w róże. Z tyłu, mała Darkness wbija klocki w ścianę i zasysa dusze skuteczniej niż Głód, lub ciocia Abbadon. Mała Amara rośnie w tempie Amazonki i wujcio Crowley po spożyciu "cukierków" z furgonetki, zamiast małej Lilith, być może będzie miał do czynienia dorosłą Darkness, która da mu w nos.
Po wizycie Frankensteinów, Dean szuka pokojówki z dużym... A zastaje jak zwykle sponiewieranego Cassa. Dzięki Bogu, Hanka pożegnała się z żywotem.
Reasumując bawiłam się nieźle. Powtórki z "Żywych trupów" nie będzie.
Nie widziałam jeszcze całego odcinka, bo musiałam przerwać w 12 minucie... żeby się wyśmiać :D
"Who're we gonna call?" To były ułamki sekund, kiedy pomyślałam "Ghostbusters" i zaraz po tym Dean powiedział to samo :D
Prawdopodobnie. Nie wiem, dlaczego akurat to, ale tak mnie rozbawiło, że jeszcze dziś śmieję się na samo wspomnienie. :D
Nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca i takie tam, ale sezon 11 jest zarąbisty póki co.
W odcinku drugim więcej emocji niż przez 3/4 sezonu dziesiątego.
Ghostbusters, Oh Death i father Crowley. <3
Szkoda tylko że Amara tak szybko dorasta, pomysł z głównym badassem-niemowlakiem był mega fajny, a teraz to taka Lilith, a jak jeszcze zeżre dusze od wujka Crowleya, to już w ogóle zrobi się z niej druga Eve, a tego bym baaaardzo nie chciała. :/
Myślałam że Crowley ma już najlepsze występy za sobą ale tu przeszedł sam siebie :D Ciekawe co będzie dalej z Casem i jak rozwinie się akcja z dziewczynką i Crowleyem :)
szkoda że Delores tak szybko zginęła.Sam wymiata a w następnym odcinku odkryje lek na raka.