PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=225833}

Nie z tego świata

Supernatural
8,1 94 647
ocen
8,1 10 1 94647
7,0 4
oceny krytyków
Nie z tego świata
powrót do forum serialu Nie z tego świata

Poświąteczna cisza i nuda na forum. W tygodniu Miłosierdzia nikt nic nie napisał o ubiegłotygodniowym "Sammy Sue"... Czyżby wszyscy spuścili na to miłosierną zasłonę milczenia?

Tak sobie troszeczkę szydzę, ale mnie się podobał ten odcinek a'la "The Revenant". Jako sadystyczna fanka nie wstydzę się powiedzieć nawet, że podobał mi się bardzo, bo w końcu naprawdę polała się krew.

Zacznę od tego, co teoretycznie (przynajmniej wg 'ekspertów' z IMDb) zawiodło najbardziej, czyli od poziomu 'realizmu' medycznego.

To nie jest "Ostry Dyżur", tylko "Supernnatural", czyli serial w którym przedstawienie urazów, ran oraz sposobów ich wyleczenia kulało od zawsze, bo gdyby nie kulało, to serial skończyłby się po pierwszym śmiertelnym spotkaniu głównych bohaterów ze ścianą, czyli praktycznie po 3 pierwszych odcinkach.

Więc nie miałam nic przeciwko oczywistym absurdom w postaci Deana grzebiącego w samowych bebehach, bez uprzedniego polania ich choćby odrobiną alkoholu, o octeniseptcie nie wspominając. Byłam i tak w szoku, że chłopcy oprócz posrebrzanych noży i srebrnych kulek, zabrali apteczkę.

Swoją drogą, gdyby raz na jakiś czas ubrali się "do pracy" w kamizelki za kevlaru, które tak zachwalała Abaddon, też by im korona z głowy nie spadła.
A że pracę mają niebezpieczną, taką jak Wiedźmin, tylko bez efektów specjalnych... to powinni na siebie uważać.

Sammy, jak to Sammy ( który nawet z rozległymi urazami wewnętrznymi z początku sezonu nr 9, nie potrzebował respiratora, a zadowalał się jedynie rurką z tlenem ), dziarsko, choć lekko drżąco zakleił się sam, po czym pozbierał się z podłogi i powędrował dalej.

Na szczęście nie zawędrował za daleko, co pozwoliło Deanowi na heroiczną walkę z gałęziami zbieranymi na nosze. W owym momencie naprawdę się wzruszyłam ( nie żartuję ).

Następnie się wzruszyłam, gdy 'ugryźnięty wilkołaczo' brodaty Corbin postanowił skupić na sobie i swojej ukochanej żonie Michelle pełną uwagę Deana, zabijając jego młodszego braciszka. Było to zwyczajnie brutalne. Przy okazji pozbył się niewygodnego świadka, bo zapewne Dean nie byłby niego tak wyrozumiały jak dla znajomych wilkołaków, czyli Gartha i Kate.

Wracając do medycznych wtop: Dean ze złamanymi przez wilkołaka o kredens żebrami, pomykał sobie dziarsko po lesie. O jego fatalnej kondycji poinformowała dopiero pani doktor, która go dopadła, gdy boleśnie stłukł sobie mózg o asfalt oczywiście po porażeniu prądem przez bezmózgiego (o ironio) szeryfa.
Żadnych nudności Dean nie miał, jedynie zmęczoną i smutną twarz, lecz można mu to wybaczyć z okazji śmierci brata.
Jak to z Deanem zwykle bywa, szybko otrzepał się i za pomocą butli z tlenem włamał się do jednak strzeżonej szafki z barbituranem, oczywiście w celach konwersacyjno-negocjacyjnych, by pogadać z kosiarz Billie.

Dlaczego, napisałam "jednak strzeżonej szafki"?
Bo ambulatorium, lub jak kto woli SOR w leśnym Grangeville w Idaho pamiętało prezydenturę Regana, a obsada tego "ośrodka" ograniczała się do Dr. Kessler. Zadupie nawet jak na SPN. Cała ta otoczka przychodni jak z Baligrodu, przemawiała do mnie - zdezelowane łóżka z panelami "buk jasny", z lampkami pamiętającymi lepsze dni... I te okropne zasłonki w paski, ale...
Chociaż jedna pielęgniarka by się przydała.
Rozumiem, że brak pielęgniarki pozwolił Michelle na aktywne ratowanie Deana. Zresztą "chemia" między nimi w tym odcinku była fajna...
Do Deano-centrystów mam uwagę: odcinek znowu był pokazany z jego perspektywy, i to znowu on poznawał "nowych ludzi".

Bille była, postraszyła, ale nie skosiła.
Mogłaby coś nowego powiedzieć, bo ciągłe powtarzanie, że nie ma taryfy ulgowej, i że Dean ratuje gigantycznego brata tylko ze względu na siebie jest dość nudne. Zresztą słabo jej te groźby wyszły, bo zwykły zastrzyk z adrenaliną ją przegonił... A może był to ktoś jeszcze. Ktoś kto porzucił 'przypadkowo' miedziaki w Impali. Pożyjemy zobaczymy.

W każdym razie równie słabo wyjaśnione medycznie jest cudowne zmartwychwstanie Sama, bo wytłumaczenie dusili więc "szokłem i mi się serce spowolniło" jest słabe.
Okazuje się, że Sammy pod wpływem utraty krwi, z dziurą w brzuchu i w strachu o brata jest cudownym, samowystarczalnym łowcą... Bo gdy w pobliżu jest Dean, to Sama zazwyczaj duszą, wiążą, lub w jakiś inny sposób zostaje damą w opałach, którą ratuje brat.
Nagle etatowa ciapa ma super wytrzymałość i determinację. Normalnie jak Leo Di w drodze do Oskara ;) Dobrze, że po tych lasach grasowały tyko wilkołaki, a nie niedźwiedzie... Tym właśnie sposobem Sam został "Sammy Sue" chociaż wypadki, które spotkały DiCaprio w "Zjawie" były bardziej absurdalne. Taki Leo sam wyłowiłby Tytanica.

Po co Sam pojechał do Impali, a nie bezpośrednio do szpitala?
Bo przy Impali był zasięg, a on chciał jak najszybciej ostrzec brata o Corbinie, brodatym, nowo-wyklutym wilkołaku. Poza tym Impala to Dom, a lepiej chorować (umierać) w domu.

Kontynuując trop medycznych wtop.
Ktoś na IMDb napisał, że po próbie samobójczej powinni Deana zatrzymać na 72 godziny na obserwacji i wypłukać żołądek. No cóż Szeryf go zakuł, czyli zatrzymał, a co do płukania... Dean sam zwymiotował. A potem jak to on wyruszył od razu szukać brata.
W tym miejscu trzeba dodać, że Dean od tak dawna jest zdeterminowany i super bohaterski, że nikt nie myśli o tym, że to też można podciągnąć pod "Mary Sue".

Czarę goryczy Deano-centrystów przelało to, że ledwo żywy Sam uratował dzień, czyli brata, co było jawnym zamachem na super bohaterstwo Deana, który normalnie potrafi wyratować się samodzielnie.
Z tego została wysnuta przez nich przykra refleksja, że Sam "ukradnie" Deanowi wątek z Amarą, a starszy Winchester znowu zostanie usunięty w cień.

Myślę, że będzie zupełnie na odwrót. Jak przyjdzie co do czego, to cała fascynacja Amarą zostanie przebita w głowie Deana tradycyjnym chronieniem braciszka. W końcu to jest "ustawienie fabryczne" Deana.

Na koniec tych długich wywodów dodam, że obaj bracia mieli kilka naprawdę dobrych scen z których wybieram: dla Sama prawie dziecięce zagubienie po tym jak się ocknął, a dla Deana "otumanionego tygrysa" po zażyciu tabletek, który nie będzie miał żalu jeśli go nie odratują.

Odcinek miał wiele dziur, ale grał na emocjach i przypomniał mi dlaczego lubię tych idiotów.

ocenił(a) serial na 10
evo_33

Jakem dean!girl - doskonały tekst. Pięknie wypunktowane "Błędy medyczne", bez których Supernatural ne miałoby prawa istnieć. Cudny opis zmagań i Sama i Deana. Od teraz przyjmijmy, że obaj są bardzo Mary Sue, a biednego Sama przestaną na okrągło dusić i poniewierać. A może powinien permanentnie bywać ranny. <evil laugh> Bardzo mi sie podobało określenie "ustawienie fabryczne" Deana. Zresztą, podoba mi się cały wywód. Brawo!

ocenił(a) serial na 9
evo_33

Wspaniały tekst:). Poleciały łzy ze śmiechu. Nawiązania do Leo - majstersztyk:)

nan_s

To nie mnie należą się podziękowania, tylko "dynamicznemu super-duo", które bawi nas od tylu lat.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones