Z duza przyjemnoscia obejrzalem wszystkie sezony. Mix emocji, za infantylnoscia i dziecinnoscia bohaterow i czasami glupia fabula, staly emocje, dobre, zle, tesknota, milosc, zlosc, smutek.
I chyba tego oczekuje od serialu.
Carry on my wayward son!
Z wielką przyjemnością stwierdzam że Sam i Dean to dwa kmiotki która przez cały serial zostawiali za sobą całe rzesze trupów nijak poczuwając się do odpowiedzialności. Generalnie rzecz ujmując to cały świat być może i wszechświat w tym serialu kręcił się wokół nich, liczył a sie tylko ich racja i nikogo innego. I co ciekawe, akurat wszystkie potwory jak i śmieszny bóg przebywało w stanach. Widać USA to pępek Ziemi i według niektórych twórców Wszechświata.
Oglądaliśmy ten sam serial? Kojarzysz np brytyjskich kronikarzy? :) Ponadto byli, jakby nie było, naznaczeni przez Chucka i dlatego ich decyzje były wiążące dla dalszych losów świata. Nawet spotkanie ich rodziców było zaplanowane pod apokalipsę. PS były też inne swiaty, które na koniec Chuck rozwalil, bo się znudził.