No ale gdzie ta nerwica? Nie jestem przekonana do tego. Dlaczego uważasz że ona ma nerwice? Po czym dochodzisz do takich wniosków?
No ale gdzie ta nerwica? Nie jestem przekonana do tego. Dlaczego uważasz że ona ma nerwice? Po czym dochodzisz do takich wniosków?
Własnie po tym, ze mąż sie nad nią znecał. Daryl też może mieć nerwicę zważywszy na jego dziecinstwo, co rowniez jest prawdopodobne.
No ale jeżeli jedno i drugie ma nerwice, to powinno się to w jakiś sposób przejawiać, czy nie tak? Oboje są obecni od 1 sezonu, mamy 4 sezon, więc od dawna powinni wykazywać jakieś objawy.
W kazdym razie uwazam ze glownym bodźcem do dalszych zmian (od konca 3 sezonu do 4, bo wczesniejsze omawialam) byly wlasnie te dzieciaki za ktore Carol czuła się odpowiedzialna. Zresztą póki co niewiele wiemy, będziemy mogli bardziej sensownie dyskutowac, jak poznamy rozwiązanie wątku z Carol.
No właśnie, póki co nie ma pewności w jaką stronę chcą kierować Carol. Pożyjemy, zobaczymy.
Wszystko sprowadza się do zakładania tego i owego. Bo tak jest w realu. Ale Carol nie jest w tym momencie realną osobą i nie ma żadnych z tych zachowań. Nie ma depresji, nie ma nerwicy, nie ma współuzależnienia, bo nie musiała walczyć z żadnym nałogiem męża i ponosić konsekwencji tego uzależnienia.
Wbrew pozorom właśnie jej zachowanie w poprzednim sezonie było dla mnie najbardziej wiarygodne dla niej. Carol się po prostu uspokoiła. Nie było już czynników wywołujących gwałtowne uczucia (nie ma już męża i córki). Potencjalny związek z Darylem nawet się nie zaczął. Inni przeszli podobną do jej drogę krzyżową, tak samo wycierpieli, już nie było nikogo z pełną rodziną (co miałam wrażenie budziło zawiść w Carol względem Lori i Ricka). Nikt nie ostał się bez traumy, wszyscy są równi w cierpieniu. Wydaje mi się, że jej to w jakiś podświadomy sposób pomogło.
No ale znowu - to jest moje gdybanie, pokazane toto nie zostało.
http://www.youtube.com/watch?v=MVS7QLILaJU
http://25.media.tumblr.com/tumblr_lxnb1pMhdP1r18n4vo1_500.gif
http://24.media.tumblr.com/8e53b7e27a478b7acba39b66ebfbfe4a/tumblr_mfs6ixZT1w1qe qxnjo1_500.gif
Co takie słabe te oklaski, śniadania nie jadłaś? *patrzy na zegarek* co takie słabe te oklaski, obiadu nie jadłaś?
Masz, zjedz kotleta, bo mi coś słabujesz http://naszkraj.ca/wp-content/uploads/2013/02/kotlet-schabowy.jpg
TO BYŁ KOTLET Z KNURA ale pssssssssssssssssssssst
Sorry, po koncercie jestem. Mówić nie mogę, klaskać mi się nie chce... Ale ten, miałaś długie!
Oops! Czy to nie jest już kanibalizm?
Skillet <3 i Nickelback. Generalnie... Nie mówię dzisiaj. A jak mówię to raczej cicho, bo mi się mięcho z gardła zdziera.
nie ma co się dziwić, skoro wrzucili największego antagonistę w 3 sezon, który okazał się sukcesem, a żeby nie zabić kury znoszącej złote jaja, uporozowali najśmieszniejszą rzecz świata, mianowicie ucieczkę, wbicie 40 statystów do 4 sezonu to kolejna bzdura, mieli tak dobrze, ale nie poczucie godności ricka zmusiło go do wzięcia kolejnych problemów na garb. Jakby Merla nie zabili to co dalej? Plułby mięsem i byłoby fajnie. Andrea? Wielkie odkupienie? Moim skromnym zdaniem, 3 sezon wykopał sobie wielki grób, aczkolwiek teraz starają się delikatnie zakopać, ale dla nas bardziej wymagających fanów jest to nienaturalne, nudne i tak jak napisałeś "Wszystko i Nic" Jest jak jest miejmy nadzieję, że się poprawi, choć jest to wątpliwe. A najbardziej jest irytujący fakt, że szukają problemów na siłę, Rick ze swoimi spazmami, Carol, która ma poczucie jakiś chorych wartości, żeby zabijać chorych, prawie jak gubciu, pseudoobrończyni. Maggie i Glenn ta ich "miłość" to już zapychacz. Jedynie Hershell i Carl trzymają poziom. Sashę zaszlachtowali tym choróbskiem, a była taka świetna. A z Tyreesa zrobili kupę mięśni, choć to był bardzo dobry człowiek (czyt. w komiksie). Szkoda słów, ale jedziemy dalej.
Miałem na myśli, jego słownictwo, ową niepohamowaną chęć, mówiąc kolokwialnie "trolowania".
Nie ma co do jednej rzeczy wątpliwości, sezon trzeci podkopał stabilny grunt serialu wypracowany na przestrzeni S1 i S2. Mazzara wchodząc po Daraboncie nie miał kompletnie pomysłu na to jak poprowadzić ten tytuł, i choć udało mi się jako tako doprowadzić wątek farmy do końca mając wytyczne samego Franka, poległ na polu samodzielnego tworzenia autonomicznego już sezonu, który odcinał się od pozostałych dwóch nowym umiejscowieniem akcji jak i całkowicie świeżym startem bohaterów. Z jednej strony trzeba było nadal utrzymać TWD w klimatach ekranizacji, ale z drugiej strony należało stworzyć coś innowacyjnego. To natomiast było dla Glena nie do przeskoczenia, o czym świadczą chociażby liczne doniesienia mówiące o częstym stopowaniu planu zdjęciowego na kilka tygodni w celu zmian scenariuszowych. Żaden, dosłownie żaden aktor z frontowego składu (może poza Dallasem Robertsem i Jeffreyem DeMunnem) nie miał bladego pojęcia iż jego usunięcie z serialu nastąpi w tak rychłym czasie. Holden chociażby była pewna swojego minimalnie 6 sezonowego wkładu w serial. Rooker też miał pociągnąć jeszcze trzy. Callies natomiast wiedziała, że śmierć jej postaci jest nieunikniona ale nie wiedziała że dojdzie do tego już w czwartym epizodzie. Niestety jednak Mazzara, któremu zaczął się osuwać grunt spod nóg poszedł w tanią dramę i jeszcze gorszą kontrowersję. Chciał wyjść obronną ręką uchodząc za reżysera będącego gwarantem sukcesu, niemniej jednak nie był obok tego świadom jakie krzywdy wyrządzał serialowi. Bo już pal licho kiedy do tej dramy wykorzystywał postaci pokroju T-doga czy Axela, ale w momencie kiedy zaczął się brać za głównych bohaterów, to stało się zwiastunem powolnego opadania w dół po równi pochyłej. Cały wątek więzienny będący póki co najbardziej dopracowanym całej historii przerósł twórców, przez co nie wiedzieli jak to ugryźć. Mówiąc prosto zaczęli od du*y strony, bo zamiast zachować jaką hierarchie następstw ci złapali się samego końca. Gubernator choć waży, to występował zwieńczających moment wątkach, więc naprawdę nie mogę pojąć takiego przywiązania do niego. Patrząc prawdzie w oczy dla niego wystarczyłby tylko jeden sezon. Niestety, ale jak już sam zauważyłeś zaczęła się "seria niefortunnych zdarzeń", przez co TWD osiągnęło martwy wręcz punkt. Szanuję GImple za to, że w ogóle podjął się próby ratowania tego serialu, ale nawet on który dostał łatkę następcy Darabonta w kwestii wysokiej jakości storytellingu nie daje po prostu rady. Powrót na tory komiksu jest na dzień dzisiejszy niemożliwi, bo zmiany jakie zaszły w zeszłym sezonie są aż za bardzo drastyczne. Chciał on wziąć podstawowe elementy okresu więziennego i złączyć w jedną spójną całość, jednak szkoda że nie mają przy tym wątku przewodniego jak i dobrego składu bohaterów, który mógłby to wszystko spajać w jedną klarowną i rzetelnie poprowadzoną całość. Zaczęło się po prostu chwytanie brzytwy i wprowadzanie kilku pomniejszych historii na raz, które niestety ale nie są na tyle intrygujące by nadal wywoływać to uczucie zachwytu nad przyszłym materiałem.
Jedyne co mogą zrobić to więzienie opuścić już za 2/3/4 odcinki i zacząć podróż do Waszyngtonu, wtedy może by mogli powrócić na tory komiksu, ale wtedy taki dramatyczny przeskok mógłby się zakończyć zanudzeniem serialowców, bo tak jak Ja, czy Ty wiemy że dalsze perypetie naszych kompanów to śmiech na sali. Ezechiel, Negan, nie wspominając o Alexandrii to wszystko nie jest tak genialne, jak więzienie.
No właśnie najgorsze jest to że sam komiks już na etapie Alexandrii zaczyna podupadać. Praktycznie powtórka z więzienia. Cały motyw walki z Neganem ciągnie się jak w Modzie na sukces - kilkanaście zeszytów mówi się że będą się prać, a tu nic. (Nie wiem jak to w końcu jest bo nie czytałam jeszcze 2/3 ostatnich zeszytów, bo nawet mi się nie chcę przez takie obniżanie lotów). Nie wyobrażam sobie pseudo-zabawnego Negana czy karykaturalnego Ezekiela ze swoim kotkiem i Królestwem w serialu. Znając twórców to może być jeszcze gorsze niż w oryginale :D
Jedyny plus komiksu i jego rozwoju to Carl, jest on teraz moim faworytem. A tak poza tym to szału nie robi i z każdym zeszytem z większym ziewem mi się chce to czytać :) Ale nie ma co spoilować. Serial się dupczy, komiks się dupczy, literatura trzyma w miarę poziom, czekamy na "Upadek Gubernatora" i Sezon drugi gry.Który będzie 20 grudnia. A już dziś odcinek czwarty zobaczymy co pokażą
Do książek jakoś mnie nie ciągnie. No ale przynajmniej gra trzyma poziom. Szkoda tylko że właśnie premiera będzie najprawdopodobniej tuż przed świętami.
Akurat "Droga do Woodbury" też rewelacyjna nie była :) Ciekawi mnie "Upadek Gubernatora" który ma zostać wydany ponoć w dwóch częściach (aczkolwiek nie rozumiem dlaczego nie można wypuścić jednej 600 stronicowej książki). Intryguje mnie to nie tylko ze względu na samo zakończenie serii, ale również wyjaśnienie masy wątków, które zostały pominięte jak np. sprawa Andrew który uciekł bóg wie gdzie, kwestia reporterki porwanej przez Philipa, czy chociażby zakończenie historii Lilly która zabarykadowała się w oblężonym więzieniu po ataku i śmierci Gubernatora.
Naprawdę nie rozumiesz czy się zgrywasz? Pewnie z tej samej przyczyny dla której tom drugi Pieśni lodu i ognia pomieścił się w jednej cegle, a kolejne już pocięto na dwie książeczki wydawane z odpowiednim odstępem czasowym :).
Na opuszczenie wiezienia się w najbliższym czasie nie zanosi i nie wiem nawet czy dojdzie do tego w tym sezonie. Odcinek ósmy to chociażby jeszcze pobyt w ustabilizowanym już kompleksie, aczkolwiek mamy zapowiedzi kolejnych problemów. Czy będzie to Gubernator? Szczerze w to wątpię. Musimy mieć na uwadze to, że chłopak nadal może mieć ciężko z "zaopatrzeniem". Pozostawiono tą postać w tak beznadziejnym położeniu, że jakiekolwiek próby ponownego wprowadzenia go na tapetę będą musiał być nieźle umotywowane. Bo jeszcze zrozumiałbym gdyby nadal rządził Woodbury, ale tak nie jest. Przyszłość niestety nie rysuje nam się w pozytywnych barwach. Dodatkowo w planach są jeszcze dwa w pełni poświęcone Philipowi odcinki więc znowu możliwość zakończenia wątku odkłada nam się w czasie. Spekuluje się również iż pierwsze złączenie się z Abrahamem i spółką również nastąpi pod bramami więzienia o czym świadczy opis siódmego epizodu w którym ktoś nowy pojawia się na obrzeżach West Prison. Osobiście obawiam się najgorszego. Poza tym nawet podróż do Waszyngtonu nie poprawiłaby sytuacji. Problemem w tym przypadku jest to, że TWD nie ma ciekawych postaci, którego mogłyby to napędzać. Hershel, Carl i marginalizowana Sasha nie uciągną razem serialu, a poza tym Aleksandria zaczyna być już jedną wielką karykaturą. Od roku czasu nic się w tym komiksie nie wydarzyło prócz jednego wielkiego kilometrowego oraz nudnego monologu Negana.
"Osobiście obawiam się najgorszego" czyli?
Wywody Negana o Lucille przez cał zeszyt to jakiś żart i to niesmaczny. Zresztą żeby to tylko przez jeden zeszyt gadał i gadał rzucając co chwila mięsem żeby pokazać jaki z niego maderfaker.
Czyli tego, że sezon czwarty może być jeszcze gorszy niż poprzedni. O ile w ogóle jest to możliwe.
Negan to absurd. Kirkman chciał stworzyć kogoś kompleksowego, a wyszły mu cyrki.
Smutne jest to, że mimo że są zombiaki, jest krew, flaki itd. cenzurują zażyłości międzyludzkie. Tzn przyjmując, że siostry to coś jak Ben i Bill to wątpię, aby pokazali krzywdę jaka między nimi się stała. Tak samo, ostry dym między Michonne, a Gubciem też został uproszczony do przepychanki. A ta scena była naprawdę mocna, naprawdę oddawała silne emocje i desperacką walkę o życie. A serialik jest no co by nie powiedzieć, delikatniejszy.
To co miało miejsce w TV między Gubernatorem, a Michonne jest tak wielką absurdalnością że aż mi się płakać nad tym chce. Mich zachowała się jakby dostała czystego wścieku dupy za to, że jej ktoś zabaweczkę odebrał. Ani nie miała motywu, ani nie miała w tym celu, ani powodu. Jeszcze zrozumiałbym gdyby ten ją zaatakował, a ta chciała zabrać Andreę z miasta, ale nie!! No bo po co? A walnijmy durną walkę między dwoma bohaterami, niech się gawiedź cieszy. Straszne, po prostu straszne. Istna profanacja kultowego już dla tytułu momentu. Nie jestem w stanie pojąć jak można tak zniszczyć aż tak dobry materiał, który człowiek chłonął z dosłownie zapartym tchem mimo komiksowej formy. Z jednej strony pokazują cesarką na żywca, a z drugiej nie potrafią dobrze umotywować takiego zagrania. Śmiech na sali. A to co się natomiast dzieje w S4 jest sporym zawodem. Marginalizacja wszelkich poważnych relacji na rzecz taniej i źle rozpisanej dramy wręcz boli. Dobrze że przynajmniej mamy tego Carla czy Hershela. Może ruszą towarzystwo.
Ale koniec tego, nie niszczmy ludziom przyjemności oglądania, wyciągając wnioski, które mogą zdegustować odbiorców tylko serialu ;)
UWAGA DLA WSZYSTKICH OSÓB KTÓRE WKRĘCAJĄ SOBIE TĄ ŚMIESZNĄ TEORIĘ O TYM, ŻE KAREN I DAVIDA ZABIŁA 10 LATKA, SŁOWA KIRKMANA:
Carol killed Karen and David! Will there be repercussions for her actions?
There's definitely going to be huge repercussions coming from that. I don't think Rick anticipated this danger that was inside the prison to be revealed to be someone they were so close with. It was always, "Hey, we've brought in a lot of people, who knows who it could be." But this is someone that's been one of them for a very long time so the outcome of this is going to be something that none of them have been expecting and none of them could have prepared for. This is going to go in a pretty interesting direction.
Wybacz za tak późną odpowiedzieć, ale zupełnie zapomniałam.
Ano dlatego obraża ponieważ scenarzyści robią sobie z widzów głupków! Carol jaką postacią była, każdy wie. I o ile jej metamorfoza z drugiego i trzeciego sezonu była wiarygodna i bardzo na plus, to o tyle teraz jest zwyczajnie wtrącona na siłę. Głupia, niemożliwa i nielogiczna. To tak jakby Gubernator stał się miłym i empatycznym członkiem grupy.
Piszesz ''Być może jej bezsilność wobec tego nowego świata wyraża się właśnie w bezwględnej chęci pomocy ludziom, którzy autentycznie potrzebują pomocy.'', no właśnie, a Karen i David byli właśnie takimi osobami, potrzebowali pomocy. To, co zrobiła Carol było zupełnie idiotyczne, ten wątek służy wyłącznie fabule (czy podnosi jej poziom? pozostawiam to do oceny wam).
Gdyby jej zależało na niesieniu pomocy ludziom, mogłabym również im, jako że wciąż ludźmi byli. No nie wiem, dla mnie wątek Carol to dramat.
Ja również przepraszam za zwłokę.
Dopiero teraz, po obejrzeniu czwartego odcinka mogę się śmiało zgodzić. Jakoś niespecjalnie mnie irytowała Carol, dlatego może na siłe doszukiwałam się dobrych stron jej poczynań, ale to co się dzieje w czwartym odcinku z jej postacią- porażka.
Napisałaś(tyle ze z wyprzedzeniem :D) dokładnie to co powiedział Rick, że gdyby tak bardzo chciała pomóc, to pomogłaby im wyzdrowieć, a nie umierać. Pozbycie się problemu przecież go nie rozwiązuje.
Był już hejt na Lori i Carla, którzy irytowali ponoć wszystkich swoim zachowaniem- niekoniecznie irytowali i mnie, ale teraz mogę stwierdzic, ze Carol jest druga osobą(zaraz po Merlu), która mnie naprawdę irytuje i której wątek staję się po prostu słaby. Jednak licze, że wykrzesają coś jeszcze z tej kobieciny :)
Merle Cię irytował? Idź, precz ;D
Co do czwartego odcinka (wiem, że to inny temat, ale nie chcę pisać gdzie indziej), to przewracałam oczami przy każdej rozmowie Ricka z Carol. ''Tu chodzi o mnie/zmieniłam się/jestem inna/ja, ja!'. No litości, dlaczego scenarzyści nie będą konsekwentni? Poza tym wszyscy znamy historię Carol, mąż ją tłukł, a ona nic z tym nie robiła. Po co to teraz odgrzebywać? Chętniej poznałabym parę nowych postaci niż słuchała biadolenia pożal się boże killerki ;x Uff, wyrzuciłam to z siebie :D
Aham, i to bardzo :D Nie lubiłam bardzo gościa, ale to nie o Nim mowa.
O, fajnie, ja tez nie chce wchodzić w inne posty, można tutaj ją obgadywać :D
No właśnie, nic już nowego wnieść tutaj nie można. Coś tam z nią kombinują, ale ostatni odcinek pokazał, że raczej w niedobrym kierunku. Historia znana, teraz jedynie pokazana z innej perspektywy nieco, po jej rzekomej zmianie. Nie wiem jak Ty się zapatrujesz na zmianę człowieka, na podłożu psychologicznym, społecznym. Ja osobiście nie wierzę w coś takiego jak ,,zmieniłam się".NIE. Owszem, istnieje coś takiego jak dostosowanie się do nowego otoczenia, do nowej sytuacji, rzeczywistości, ale to nadal zostaje dostosowaniem się. Robimy to całe życie/ To jeden wielki proces dostosowywania się bardziej lub mniej. Poza tym zmiana polega na tym, że jesteśmy w danej sytuacji załóżmy dwa razy i za drugim podejściem robimy coś inaczej niż przy pierwszej okazji. Czy Carol już wczesniej straciła córkę podczas apokalipsy zombie?
NIE.
Nie chce tu krytykować samego pojęcia ,,zmieniłam się", ale cholera mnie jednak bierze kiedy ktoś tego używa w takim kontekście. Wcale się nie zmieniła, po prostu dojrzała do innego postrzegania pewnych spraw, ma inne priorytety, inne cele i inne motywacje.
To już taka raczej luźna myśl- również chciałam to z siebie wyrzucić słuchaj haha :D
"Wcale się nie zmieniła, po prostu dojrzała do innego postrzegania pewnych spraw, ma inne priorytety, inne cele i inne motywacje. "
Dla mnie to właśnie jest przemianą. Ludzie przez całe życie, kształtują swoją osobowość, dojrzewają - zmieniają się.
Dostosowanie w moim rozumowaniu wygląda w ten sposób (podam na przykładzie,wiem że Merle'a nie lubisz, ale myślę że to najbardziej przejrzysty przykład :D):
Merle będąc u Philipa dostosowuje się - nie wszczyna awantur, nie buntuje się, nie pyskuje. Nie dlatego że se siad i go olśniło "o to nie jest ok" i dąży to do zmiany tego zachowania, tylko nie robi tego, bo stosuję samokontrolę - panuję nad tym, bo wie że takie zachowanie będzie mieć skutki w postaci zostania 53 kanałem. To jest dostosowywanie się. Choć nie jestem do końca pewna, czy to dobry przykład.
Ale żeby nie było to może - Daryl. On się dostosowuje do grupy poprzez "ustawienie" sobie konkretnej funkcji w tej społeczność, ale również się zmienia - bo z narwanego, dzikiego Rednecka zamienia się w pomocnego i łagodniejszego Rednecka. Zmienia się w nim też to, że przestaje być na uboczu, działać w pojedynkę, a zaczyna współpracować. Zmienia się, bo jego cechy osobowości i priorytety zaczynają być inne. Tak że właściwie to Daryl zarówno się dostosowuje jak i zmienia.
Tak że podsumowując - z tego co se przemyślałam, to wychodzi na to, że raczej dostosowywanie się i przemiana mogą iść w parzę, ale też nie muszą.
Nie wierzę w proces resocjalizacji, nie wierzę w cudowną zmianę człowieka, w kontekście jego zachowania i bycia kimś innym. To jest nielogiczne, nie można stać się innym, jest się przecież cały czas sobą- tyle, ze z nowymi poglądami. Zawsze, ale to zawsze będę powtarzała za House'owskim ,,people dont change"- po prostu.
Weźmy na ruszt Darlina. Załóżmy, że kiedyś był hamem i prostakiem, wulgarnym hultajem, a teraz jest wartościowym członkiem grupy, pomaga ludziom, ratuje im życia, pomaga(przynosi żarcie etc), to znaczy że się zmienił? Nie. Nie zmienił się, po prostu nie był jeszcze w takiej sytuacji i nie wiedziałby jak postąpić, brat tamtego otoczenia, tamtej społećznosci jak widać wydobył z Niego same dobre cechy. Był taki zawsze, nie zmienił się, po prostu o tych cechach nie wiedział, bo nie było okazji, aby wyszły one na światło dzienne.
Rozumiem o co Ci chodzi, ale ja właśnie wyszłam już poza te ogólne znaczenie pojęcia ,,dostosowania się", raczej tutaj zahaczyłam o terminologię psychologii rozwojowej.
Może nie tyle, że w parze, ale zmiana tych czynników znajdujących się dookoła Darlina (na ten przykład) sprawia, że się dostosowuje do nowej realności.
Jasne że nie da się stać całkowicie innym człowiekiem, zawsze jakiś %, zostaje, ale jednak ogólnie da się zmieniać. Bo czy jesteśmy tacy sami w wieku 10, 20, 30 lat? No, nie :) Czynniki zewnętrze na które nie mamy wpływu, czy tego chcemy czy nie, kształtują nas.
Dla mnie Daryl się zmienił. Nie jest dokładnie taki sam jak w 1 i w 2 sezonie. Zmieniły się jego priorytety, osobowość w jakimś stopniu. Skoro nie jest dokładnie taki sam jak wcześniej, to jakaś zmiana w nim zaszła. To że się równocześnie dostosował, to nie wyklucza jego ewolucji. To nie jest istotne czy w nim to wcześniej siedziało, czy nie. Ważne że to wydobył na wierzch i teraz jest inny.
Tak ja to widzę. Z psychologią mam do czynienia w podstawowych, ogólnych zakresach, więc mój level w tej dziedzinie nie jest wysoki :D Tak że moje wywody w małym stopniu bazują na specjalistycznej wiedzy.
No w końcu jakaś taka ogólna rozmowa a nie tylko "bo Carol, bo Rick" :)
Osobiście popieram tutaj zarówno BeeBee61 jak i Iknowwhatkindofmenur (matko skąd Ty żeś taki nick wytrzasnęła :D). Człowiek jedynie dostosowuje swoją osobę do danych warunków. Pełna zmiana jest wręcz niemożliwa, ponieważ każdy z osobna posiada w sobie uniwersalny zestaw cech, które definiują nas jako odrębną jednostkę. Możemy jedynie pod wpływem danych czynników wykształcić pewne umiejętności, zmienić wyznawane idee czy spojrzenie na świat wraz z uwierzytelnieniem niektórych spraw. Zdarza się również że elementy które nas charakteryzują będą przez jakiś czas ukryte zarówno dla nas samych jak i ludzi z około. Takim przykładem jest właśnie Daryl. On nie uległ zmianie, on wyciągnął na wierzch skrywane wcześniej tendencje których echo było sprawnie zagłuszane dzięki patologicznej rodzinie. Mimo tego, że był chamem to jednak gdzieś tam w jego podświadomości kłębiła się informacja w stylu "ja nie jestem taki, mogę być inny". Potrzebował jedynie bodźca który pozwoliłby na przełamanie barier dzielących go od uwypuklenia tego poczucia moralności, odpowiedzialności, lojalności. Nie oznacza to jednak, że jego osobowość uległa zmianie. Określiłbym to raczej poszerzaniem "granicy".
"Bo czy jesteśmy tacy sami w wieku 10, 20, 30 lat?"
Jesteśmy nadal tą samą osobą, ale z bardziej ukierunkowanym nastawieniem i rozszerzonym wachlarzem cech.
Nie pamiętasz tego pogardliwego Dale'owego do Szejnasa "I know what kind of men you are" ? :D
Okey, ma to sens i po zastanowieniu się i skonfrontowaniu tego nawet w kontekście mojej własnej osoby, przyjmuję to i przekonaliście mnie.
Jej, ale się przy Was doedukuję :D
Przespałam się z tym i jednak mi to do końca nie leży.
W końcu oczekujemy od postaci przemian i ewolucji. A tak, to wychodzi na to że w ogóle czegoś takiego nie ma. No sorry, ale nie mogę powiedzieć że Rick, Daryl czy Glenn są dokładnie tacy sami przez cały czas. Szejnas jest normalny, a potem przeradza się w świra. Na chłopski rozum - nawet jeżeli ten świr był już w nim, to dopiero teraz z niego wyszedł i co za tym idzie w jakimś stopniu Szejn uległ przemianie/metamorfozie/ewoluował.
Oj, tutaj troszeczkę dziwny podałaś przykład, bo zmiana rozwojowa jest wpisana w życie każdej istoty ludzkiej- wtedy idzie w parze i te soma i psyche i owo polis. Więc tutaj już moglibyśmy wejść w szczegółowe etapy rozwojowe człowieka i analizować każdy etap, ale generalnie kształtujemy się na ,,takich samych" przez całe życie.
Użyłaś pojęcia ewolucja w złym kontekście, bowiem ewolucji nie można zatrzymać, albo cofnąć. To ciągły proces. On ewouluje cały czas. Tak jak już mówiłam wcześniej, moim zdaniem zmiana nastąpi wtedy kiedy popełniając dwa razy to samo, za drugim zrobi inaczej(tak bardzo kolokwialnie mówiąc). Zmienił się jego światopogląd, jego postrzegania ludzi, świata blabla.. ale on- ten sam mały Darylek nie zmienił się :) Może mówie jakoś chaotycznie, albo ciężko idzie mi dziś ubrać myśli w słowa, ale o to generalnie mi chodzi :)
Moja styczność z psychologią w ujęciu naukowym jest póki co na poziomie początkującego, ale jakby nie patrzeć, w zakresie ,,rozszerzonym", tak więc ja również opieram się w jakiś sposób w swoich myślach na przyswojonej mi wiedzy.
''Nie wiem jak Ty się zapatrujesz na zmianę człowieka, na podłożu psychologicznym, społecznym.''
Powiem tak: każdy człowiek jest inny, jednak istnieje pewien schemat do którego większość pasuje. Mieści się w szablonie, a nawet jeśli nie, określone zmiany można logicznie wyjaśnić, mimo obiegowej opinii jakoby człowiek był istotą niepojętą. Oczywiście nie ma żadnej reguły, skoro są wyjątki, jednakże to co scenarzyści robią z Carol jest absolutnie pozbawione sensu.
Wiem, że jest to tylko serial. Wiem, że scenarzyści nie studiowali ludzkiej psychiki, ale skoro nawet widzowie dostrzegają absurd w jej zachowaniu, można by pomyśleć, że doświadczeni ludzie, którzy zarabiają na życie tworząc postacie, której mają z zachowania przypominać prawdziwe osoby, również powinni to dostrzec. I może dostrzegają, ale mają widzów za kretynów? Właśnie to mnie najbardziej irytuję. Robienie z widza barana, który kupi wszystko, co mu się pokaże.
''Ja osobiście nie wierzę w coś takiego jak ,,zmieniłam się".NIE. Owszem, istnieje coś takiego jak dostosowanie się do nowego otoczenia, do nowej sytuacji, rzeczywistości, ale to nadal zostaje dostosowaniem się.''
Oczywiście, że tak. Zmiana charakteru jest niemożliwa. Może się zmienić postrzeganie świata, można zmądrzeć, ale jeżeli posiadasz takie, a nie inne cechy charakteru, to będziesz je posiadał do końca życia.
Dajmy na przykład narkomana: może się on zmienić - przestać brać, stać się porządnym obywatelem i lepszym człowiekiem, ale jeżeli był egoistyczny, arogancki i zarozumiały, wciąż taki będzie. Nasz charakter jest częścią nas i kształtuje się bardzo wcześnie. Zmiana charakteru jest niemożliwa. Z krzesła szafy nie zrobisz.
Tak samo jest z Carol. Może i wierzyła w siebie, nie jest już zastraszoną owieczką, ale zawsze będzie submisyjną osobą, gdyby było inaczej, nigdy nie zostałaby ofiarą przemocy domowej.
Z góry przepraszam za błędy i wymądrzanie się ;x
Nie dostrzegłam Moja Droga ni tego ni tego :)
Od kilku już seansów z różnymi filmami(ostatnim przykładem jest premierowa ,,Carrie") chodzi mi po głowie dokładnie to hasło: robią z widzów kretynów, co mnie bardzo irytuje! Nie wiem za kogo nas, odbiorców mają, najprawdopodobniej za żywe pieniądze, bo ja również zauwazyłam takie traktowanie. Chyba że, chcą sprawić, że wszyscy przestana lubic/tolerować Carol a potem ją bezczelnie unicestwią. Mogli tak zrobić z Andreą, mogą z każdym.
Idąc za przykładem narkomana, będzie to po prostu narkoman, który zakończył odwyk z wynikiem pozytywnym. :)
Wszyscy przeżyli traumę i stracili kogoś bliskiego.
Rick żonę, Hershel też żonę, syna i inne bliskie osoby, Carl matkę, Daryl brata itd. jednak nikt nie morduje ludzi ze swojej grupy. Stara rodziny sprawiła że Carol się zaczęła zmieniać, ok. Ale dlaczego tak drastyczne skutki tej przemiany widzimy dopiero w 4 sezonie, a nie w 3? Przecież Ed i Sophie nie zginęli "wczoraj". W 3 sezonie Carol zachowuje się normalnie, wszystko sobie ułożyła i żyje dalej, a nagle w 4 sezonie ni z tego ni z owego zaczyna świrować. Gdyby zaczęła w 3 to wtedy to jest logiczne i konsekwentne, bądź gdyby w 3 sezonie już były jakieś wyraźne początki jej niepokojącego zachowania, to wtedy tak samo. A tak? No sorry.
"Poza tym wszyscy znamy historię Carol, mąż ją tłukł, a ona nic z tym nie robiła"
Odniosę się też do tego, bo z związku z tym co wyżej napisałam, można powiedzieć że nie każdy z bohaterów miał takie przeżycia jak Carol. Owszem. Ja tu nie umniejszam jej dramatowi związanemu z życiem w patologicznej rodzinie, bycie terroryzowaną przez męża. I teraz zahaczając o to co napisałaś - wiesz, to już nawet nie dość że nie zrobiła nic żeby polepszyć własne życie, ale nie zrobiła przede wszystkim nic, żeby uratować z tego bagna swoją córkę. Chyba nie ma nic gorszego dla dziecka, niż matka, która pozwala na to żeby spotykało je najobrzydliwsza krzywda ze strony rodzica.
Ale wracając do głównej myśli - jw, nie umniejszam jej dramatowi, ale Daryl też żył w patologicznej rodzinie. Nie wiem nawet czy on nie miał gorzej. Matka alkoholiczka, ojciec tak samo i jeszcze do tego sadysta znęcający się fizycznie i psychicznie. I jeszcze do tego brat, który też będąc maltretowany z ofiary zamienia się w kata i to wszystko co w nim siedzi odreagowuje na młodszym bracie poprzez dominacje i przyporządkowanie oraz zaborczość i toksyczność. Jednak mimo tego wszystkiego Daryl nie ma destruktywnego wpływu na otoczenie. Nie idzie i nie morduje niewinnych ludzi.
Ja wiem że ludzie są skomplikowani i każdy reaguje inaczej, ale z wyżej wymienionych powodów ( a szczególnie z 1 akapitu), ja nie kupuje prowadzenia Carol w taki sposób.
No...to też coś skrobłam :D