Cotygodniowy temat dla wszystkich chętnych do wspólnego dyskutowania, wyrażania opinii, przewidywań, zachwytów oraz hejtów na temat drugiego odcinka piątego sezonu TWD w jednym miejscu. Korzystanie z tematu dobrowolne.
Premiera USA: noc z niedzieli 19.10 na poniedziałek 20.10, 03:00 czasu polskiego. Podaję w celu uniknięcia przedpremierowego zamieszania pt. "Czy już można obejrzeć?!".
Wyszedłem z założenia, że w temacie z opiniami o odcinku można spoilerować :/ Jeszcze raz przepraszam. Na pocieszenie powiem, że po napisach jest jeszcze jedna scena, której treści nie zdradziłem. Także wciąż możesz się zaskoczyć podczas seansu :)
W 2 odcinku ksiądz, który okaże się pedofilem porwie Judith i ucieknie. Ogólnie połowa 5 sezonu będzie o tym, że Rick z Calem i resztą szukają księdza pedofila. W połowie sezonu okaże się, że jest więcej takich księży i mają oni bazę w klasztorze.
Wątek księdza w komiksie był całkiem sprawnie zrealizowany - odniosłem nawet wrażenie, że ta postać pełniła rolę Dale'a; ksiądz pojawił się znikąd i natrafił na grupę, która przeszła przez gehennę więziennych przygód [wątek więzienny z komiksu jest O WIELE BRUTALNIEJSZY niż serialowy].
Ciekawe czy w serialu będzie to one episode show czy raczej ksiądz pojawi się w ekipie na dłużej...
OBEJRZANE
SPOILER
SPOILER
SPOILER
Kto jeszcze nie oglądał, niech nie czyta.
Odcinek spokojniejszy, ale zaskakujący. Końcowa masakra rekompensuje początkowe zwolnienie akcji. To jednak zrozumiałe po odcinku tak napakowanym akcją jak poprzedni, że teraz musiała przyjść pora na wyjaśnianie, uzgadnianie i tego typu kwestie. Zabawne było sięgnięcie po nieistniejący miecz przez Michonne, kolejka do kościoła gdy każdy odmawiał Abrahamowi (What he said) i tekst Daryla o tym, że wolą się rozejrzeć, żeby zatrzymać swoje wiewiórki. Ale ten żart księdza o pułapce - wyjątkowo bad timing xD
Przyjęcie Tary - w porządku. Ty ratujesz nas, my ratujemy ciebie, tak to działa.
Przyjęcie Gabriela - przez cały odcinek myślałem, no kurde, dopiero co uciekliście przed bandą kanibali, a teraz chodzicie sobie koło tego obcego, który może za chwilę rozbić dziecku głowę o ścianę albo co, kto mu udowodni, że się nie przebrał i udaje? Ale ostatnie słowa Ricka do niego mnie uspokoiły :D Ogólnie sama postać mi się podoba, jest dobrze zagrana a jej wprowadzenie wypadło moim zdaniem lepiej niż w komiksie - że szedł sobie drogą.
Wyprawa po zapasy - ciekawy podział na grupy, fajnie zrobione napuchnięte szare zombie z wody.
Hunterzy - gdy tylko przed czołówką zobaczyłem ten cień w lesie, już wiedziałem, że wykorzystają ten motyw. Oj tak, po Terminusie mają powody, żeby ich wszystkich upolować i zjeść. Z tą świadomością dla kogoś kto czytał komiks każda scena nocna i trzask gałęzi był istną masakrą, zwłaszcza moment z Carol przy samochodzie. Ale ta końcówka... Jest to motyw zaadaptowany z komiksu, z tym że w stosunku do innej postaci oczywiście, ale to jedzenie nogi Boba podczas rozmowy z nim... No genialna scena... Nothing personal, man's got to eat. Szkoda Boba :(
Samochód z krzyżem - WOW! Tego się totalnie nie spodziewałem! Ciekawe na jak długo grupa się rozdzieli! Carol i Daryl są białymi kartami, więc mogą sobie robić co im się żywnie podoba.
Ogólnie odcinek na plus, nikt mnie nie denerwował, Carl był Sherlockiem a nawet Tyreese wypadł dobrze w roli opiekuna. Przyjemna scena o decydowaniu na temat dalszych losów, autobus już jest, więc teraz czas na wątek Hunterów. Już mi smutno.
Nie pamiętasz może komiksowo który wątek mógł być związany z samochodem z krzyżem? Bo kompletnie wyleciało z głowy
Właśnie nie było żadnego samochodu z krzyżem ;) Przed wprowadzeniem Gabriela można było sądzić, że to jego, ale teraz to odpada. Nie sądzę też, by był to Jesus z Aleksandrii. Wygląda na to, że samochód będzie należał do tajemniczych mieszkańców mistycznego szpitala z trailera.
Hehe też miałem skojarzenie z zabójczymi samochodami bez kierowcy jak ze starych horrorów typu Christine ;D
myślisz, że Ben jest ugryziony ? troche jakby już łapał go szaleńczy śmiech Dale'a :D
Dokładnie, już myślałem w pewnym momencie jak się skrzywił, że wybuchnie śmiechem, ale widać, jeśli to nastąpi to zostawili to na następny odcinek.
Albo mi się wydawało albo kulał? Wtedy, jak wyszedł po zmroku z kościółka. Plus, z niewiadomego powodu płakał :P To byłoby ciekawe, skoro teraz kanibale się nim pożywili.
On przez cały odcinek dziwnie moim zdaniem się zachowywał i też spostrzegłam, że kulał. Dodatkowo, ciągle nie chciał opuszczać swojej nowej kobiety (zapomniałam imienia :P), jakby miał ją za chwilę stracić. A ten płacz koło drzewa to już w ogóle... Podejrzewam, że może został ugryziony, albo po prostu ranny i rana mu się paprze. Z pewnością kanibale się ucieszą, jeżeli okaże się, że zjedli zainfekowaną nóżkę hahah :D
Pojawia sięGabriel, który bądź co bądź był mocno nieciekawą postacią w komiksie. Ale pewnie pociągną go w tej samej formie by stworzyć przeciwwagę dla reszty bohaterów.
Bardzo cieszy za to wątek kanibali, który teraz jest niemal dokładnie niczym z komiksu. Pytanie czy murzyn też był już ugryziony i chory, by ich zarazić.
Sądzę, że był, dlatego wyszedł i płakał :( Ale to zombie w wodzie było już tak zgniłe, że serio nie wiem czym go ugryzło jeszcze xD Tzn. wiem, że zęby nie gniją, ale coś musiało nimi poruszać w końcu.
Eno, trochę poruszały tymi gębami. Mam nadzieję, że został ugryziony, chcę zobaczyć minę Garetha z polikami pełnymi mięska Boba, kiedy go o tym powiadomi.
Swoją drogą to by pasowało, jeśli scena ma być jak w komiksie - skoro Dale się śmiał to i Bob śmiać się powinien. Zobaczcie ile w tym odcinku zostało nam podsuniętych sytuacji "Bob to taki heheszek, zawsze widzi pozytywną stronę". Szczerze mówiąc nie przypominam go sobie takiego z poprzednich odcinków. Może dlatego, że mam na niego wywalone.
Szczerze mówiąc na początku sezonu nawet nie skojarzyłem kim był i skąd się wziął ;)
Taki tam trzecioplanowiec, który istniał w serialu tylko po te 2-3 sceny które teraz dostaniemy.
So it begins...
No cóż, po odcinku wypompowanym akcją i strzelaninami mamy wyraźne (ro)zwolnienie akcji. Te ujęcia sloł mołszyn z idącymi bohaterami trochę śmieszniutkie, ale niech będzie. Interakcja Tara - Rick bardzo na plus, bo lubię żołwiki.
Sama Tara się integruje, głównie z Glennem i Maggie, nawet się przytuliły dziewczyny och jak słodko. Najpierw żółwik, potem hug <3<3<3<3<3
Rudy stara się przekonać grupę Romana, tfu, Ryszarda do misji ratowania świata. Ryk mówi NIE, a właściwie nic nie mówi, ale sugeruje że mu to póki co nie w smak. Oczywistym było, że da się jednak przekonać. I już człowiek myśli - łaaaaał, wreszcie ten serial do czegoś zmierza, bohaterowie mają jakiś cel, to się może jakoś skończyć. Fajnie, tylko że pojawia się kolejne zagrożenie w postaci niedobitków kanibali z Terminusa. Ba dum tss. Czyli zanim dojdą do tego łaszyngtonu, to pewnie minie trzy lata.
Pojawił się ksiądz, wobec którego Rick jest zimny jak syberyjskie łagry. I w sumie nie ma się co dziwić, od początku w jego historyjce coś śmierdziało. Pewnie ma na sumieniu trochę żyć, ale raczej nie bezpośrednio. Prędzej odmówił komuś udzielenia pomocy i ten ktoś zginął bynajmniej nie z przyczyn naturalnych.
Korl dojrzewa, drodzy państwo. Bierze na siebie odpowiedzialność, podtrzymuje ojca na duchu górnolotnymi przemowami.
Now I'm strong enough - to live without you - strong enough and I quit crying... jejejeejeje.
Nawet jakąś inicjatywę zdecydował się wykazać. Bardzo na plus, może coś jeszcze z tego będzie.
Karol w tym odcinku bardzo nijaka. Ale to w sumie dobrze. Daryl też nie błyszczy, ale pewnie zabłyszczy bo pobiegł, pojechał, poleciał za samochodem, w którym pewnie jest Beth! Ale tak naprawdę wszyscy wiemy, że wcale jej tam nie będzie.
No i końcóweczka bardzo do przewidzenia, przynajmniej częściowo. Bobowi było za słodko w tym odcinku, buzi buzi, szmegerege z Saszą - wiadomym było, że coś mu się w tym odcinku stanie. Ale to że mu girę zjedli +++++++++ 10/10. Fajny motyw, lubię. Mam nadzieję, że przedtem umyli mu stopę.
SPOILER
Obstawiam że ksiądz albo kanibal albo ma coś innego naskrobane. Chociaż sądząc po słowach na wejściu " Ładne dziecko" pomyślałem, pedofil? Trochę to by było absurdalne szczerze mówiąc, ale z drugiej strony jeśli na kościele było wyryte nożem " Spłoniesz za to ", a potem oglądał zdjęcie z tą dziewczyną i notabene przed nią uciekał w banku żywności ( kiedy była w formie zombie ) , różnie może być, może twórcy chcą żebyśmy tak myśleli a zaskoczą nas czymś innym? Generalnie odcinek typowy na rozdzielenie ku kilkom wątkom. Jedni pojechali za samochodem, tego porwali więc i znając życie porwą więcej ( w końcowym trailerze padły słowa że porwali już 3 z nich, acz nie jestem pewien czyj to był głos, chyba Sary ). Pewnie między czasie kiedy Daryl i Carol będą uganiać się za tajemniczą furą to w tym samym czasie kościół zostanie napadnięty? Całkiem możliwe że znowu rozdzielą grupę. Swoją drogą Garteh dobry świr : )
Mnie się wydaje, że kiedy ktoś wspominał o zaginionej trójce to miał na myśli też Carol i Daryla, którzy ruszyli na akcję ratunkową i nikomu nic nie powiedzieli. Ale byłoby ciekawiej gdyby rzeczywiście porwali więcej osób z grupy.
O faktycznie, Twoja myśl jest bardziej wiarygodna i lepiej trzymająca się kupy : )
Co to, pół The Wire ląduje w TWD? No cóż, lepsze role mieli do zagrania w West Baltimore :P
Teraz każda z tych osób pomstujących na Ricka, że się chciał wrócić do Terminusa i dowyrzynać resztki oraz broniących niewinnej, czuowieczej duszy Tyreese'a mogą sobie pogratulować: Los Canibalos żwawi i głodni ruszyli za miłosiernymi Rickami i proszę, już mięsko wesoło skwierczy, watra płonie, pieśń na ustach się błąka *oklaski*
Odcinek taki właściwie o niczym, wiadomo było, że na koniec wszystko się rypnie, bo było bardzo miło, żarciki, żółwiki, całuski, uściski, wybaczania, czekałam tylko na kolektywne odśpiewanie Kumbaja maj looord, kumbajaaa! i group hug. Nadprogramowa ilość czułości między Saszą i Bobem sugerowała, że któreś z nich spotka coś złego, więc w momencie, kiedy Bob wesoło poszedł w kierunku bąbelków wiedziałam, nie chwaląc się, do czego to zmierza. A to potem "nic mi nie jest"? Heloł! Było w Resident Evil! :D
I tu zmierzamy do genialnego (mimo wtórności pomysłu, ale o tym później) moim zdaniem zagrania komiksowego i zgrabnego zawrócenia fabuły serialu, żeby pasowała do pierwowzoru.
SPOILER KOMIKS
Jeśli się nie mylę tak właśnie było w komiksie, prawda? Kanibale byli randomową grupą obdartusów bez konkretnej miejscówki i bez organizacji. I też spożyli zakażone łolkerstwem mięso, tylko akurat kogoś innego, tak?
KONIEC SPOILERA
Co poza tym:
- ksiądz, jak to ksiądz: bezużyteczny i skrzywdził kogoś w parafii
- kochom Ricka <3
- dziwne, że Maggie nie chce się dowiedzieć w imię czego zginął jej ojciec, że nie próbuje dowiedzieć się czegoś więcej od Tary. Czyli zaakceptowała kobitę, która napadła jej dom, przyczyniła się do śmierci jej ojca, spowodowała tyle nieszczęść, bo "nie wiedziała, kim jest prowodyr". No ale w końcu z własnej woli pojechała z czołgiem i bronią zaatakować obcych ludzi, tak? A co tam, uściski!
- Michonne wspomniała Andreę i Hersha :OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO
- Carl jak zawsze fajny
- Pączuś jak zawsze smuta. I jeżeli dobrze paczę na ekipę Garetha - nie zabił tego kolesia z chaty?? Gaspadin pamiłuj... -_-
- Daryl i Karolcia: http://www.holymoly.com/sites/default/files/imce/tumblr_mhw5nqNmLn1s5sbqoo1_250. gif
Fajne były te oślizgłe zombi.
Czyli że co, ksiądz kiedyś nie pomógł, nie wpuścił do kościół (?) parafian, między innymi tej kobity, co go chciała capnąć?
Podsumowując: Gubernator vol. 2, Gubernator New Edition, Gubernator Remastered, Gubernator sequel. Znowu nie-do-końca zabity świr wraca po więcej, Ricki przeżywają horror, jest akcja, jest napięcie, hurra!
Gdzie się podziała kreatywność? Czy tak już będzie zawsze?
Odcinek dobry.
O spoilerze w komiksie napisałem w swoim poście. Co do Tary, wiesz, Maggie żyła w więzieniu z ludźmi uratowanymi z Woodbury i sądzę, że nasłuchała się opowieści o perswazji Gubernatora i jego wpływach. O tym jak wmawiał wszystkim kłamstwa i manipulował. Poza tym Tara nie była pierwsza do walki na czołgu z bagnetem ;D
Poniżej przemyślenia zawierające SPOILER Z KOMIKSU.
Grupa Huntersów pojawiła się w komiksie właśnie w takich okolicznościach - ktoś znika w lesie, grupa skrywa się w kościele, Gabriel zostaje oskarżony o współudział (wystawianie ofiar kanibalom). Ricki nie wiedzą z kim mają do czynienia i po co ktoś miałby porywać członka grupy. Huntery są wyjątkowo odpychający, otwarcie przyznają, że na ludzi najłatwiej polować bo zwierzęta zbyt szybko uciekają, a w okolicy nie ma już żadnych sklepów czy zapasów. Brak jakichkolwiek wyrzutów sumienia czy rozterek sugeruje, że trwa to już od dłuższego czasu. Pada informacja o zjedzeniu własnych dzieci.
W serialu na podstawie przemowy Garetha widać spore podobieństwo do wspomnianej sytuacji, moim zdaniem aktor bardzo dobrze się wpisał w postać utwierdzonego w swoich przekonaniach kanibala. Tyle tylko, że w komiksie kanibale uznali, że Ricki trzęsą przed nimi portkami i łatwo ich pokonają, a tu mamy inną sytuację gdzie siedziba kanibali została rozwalona w drobny mak przez Ricków. Ponadto zabito matkę przywódcy. Ciężko tu mówić o lekkomyślności i chłodnym podejściu, natomiast Gareth nie wyżywa się na Bobie tylko spokojnie sobie rozmawia przekąszając Bob-burgera. Jest to albo dziwny kontrast, albo genialne wręcz ukazanie jak niewiele człowieczeństwa zostało już w Termitach. Alex podobno był bratem Garetha a ląduje na stole do obróbki. Niby były jakieś magazyny z żywnością, ale sprowadzać ludzi było zwyczajnie wygodniej. Wszystko zorganizowane, wielka grupa ludzi, zużycie mięsa musiało być bardzo duże, nie jak w przypadku kilkuosobowej grupki z komiksu. Nic już się nie liczy poza przetrwaniem i adaptacją za wszelką cenę. Moim zdaniem to oszczędzenie Martina, nie wracanie do Terminusa się zemści na Rickach, by pokazać, że w takich czasach litość i dobro oznaczają najczęściej śmierć. A Tyreesowi to powinni najpierw na jego oczach zjeść Saszę, a potem jego samego.
Powiem tak: my wiemy, jak doszło do tego ataku, chociaż już wtedy baranio-lemingowe zachowanie grupy Filipa budziło niedowierzanie wśród widzów. Ta grupa, do której przystał Filip z przyszywaną rodzinką była w sumie podobna do Ricków, a Tara i jej siostra też nie były bezwględnymi osobami. A jednak po krótkiej gadce-szmatce Filipka wszyscy ochoczo i z przysiadami postanowili napaść kogoś innego w imię lebensraum i Filipkowego "bo to zła grupa była".
Maggie tego nie wie. Właściwie to wszystko powinno być dla niej świeże, bo mimo rozwleczenia akcji dla widzów, tak naprawdę dopiero co nastąpił atak i dramatyczna ucieczka oraz Terminus. Maggie straciła ukochanego ojca. OJCA. Do śmierci którego przyczyniła się Tara, bez względu na jej motywy i rzeczywisty udział w masakrze (znane tylko jej oraz nam ^^). Po prostu przyszło mi do głowy, że grupa Ricka tak naprawdę nie zna Judżina i paczki, ani Tary. I nawet nie wypytują się ich, kim są, Maggie nie dowiaduje się, kim jest Tara i jak poznała ich do tej pory największego wroga, jak doszło do współpracy Tary z mordercą jej taty i gościa, który porwał, więził, torturował ją i Glenna i macał jej cycki.
Wspólna chwilowa podróż i przypadkowe wylądowanie w kontenerze nie powinno moim zdaniem rozbrajać nieufności Ricków :) Oni nie są nami, nie znają komiksu, nie widzieli scen poza więzieniem :D
Osobiście bardzo mi się podoba nowa odsłona kanibali - najpierw poznaliśmy ich jako zorganizowaną morderczą społeczność, potem poznaliśmy ich dramatyczną przeszłość, a teraz wskakujemy w znane z komiksu tory. Bardzo dobry zabieg!
Postać Garetha jest niesamowita. Jest inteligentny i całkowicie wyprany z emocji, uczuć, empatii. Chociaż mimo wszystko kołacze się w nim jakieś uczucie, chociaż by i tylko zemsty, bo nie mówi do Boba: idziemy za wami, bo jesteście aktualnie jedynym dostępnym pożywieniem w okolicy, o którym wiemy, tylko wspomina o zniszczonym przez Ricka ich domu.
No cóż, jest już tak "daleko" w apokalipsie, że można by już założyć, że po takim czasie i horrorze powinni uchować się tylko najbardziej dostosowani. Czyli albo ci, którzy skutecznie ukrywają się przed ludźmi i zombi (jak Gabriel), albo ci, którzy bezwzględnie podchodzą do nowej rzeczywistości.
Tym samym grupa Ricka, o czym ostatnio pisałam, coraz bardziej odkleja się od rzeczywistości. Tak naprawdę, to oni wychodzili najlepiej tylko wtedy, kiedy rzeczywiście walczyli o siebie (albo siedzieli cicho). Za to za każdym razem, kiedy próbowali być dobrzy i szlachetni, kończyło się to tragedią.
Okazując determinację, siłę charakteru, racjonalne myślenie w miejsce pobożnego myślenia życzeniowego - tym grupa się ratowała i tak okazywała swoją siłę. Kiedy ratowali siebie szukając lekarstw i lecząc chorych, kiedy wspólnym działaniem wymęczyli schronienie w więzieniu, uciekli z Terminusa i odparli atak Filipa - wtedy grupa była w szczytowej formie.
Za każdym razem, kiedy do głosu dochodziły emocje, prywata, stawianie siebie ponad innych, własnego zdania, opinii ponad resztę, bycie na stanowisku "ja wiem lepiej co jest dobre dla grupy", naiwność, lekceważenie, negowanie rzeczywistości tak bardzo różnej od starego świata - wtedy zaczynają ginąć ludzie.
To jeszcze było do kupienia na farmie. Potem było tylko przejawem skrajnej głupoty i naiwności.
Wiadomo, łatwo nam się mówi, ciężko jest zapanować nad emocjami, nad odrazą do pewnych rzeczy, zachowań, każdy chce przeżyć bez kosztów własnych :) Ale to jest, co powtarzam do znudzenia, apokalipsa zombi, nie praca w korpo, z tego koszmaru jest tylko jedno wyjście i to wcale nie jest kupno domku nad rozlewiskiem :D Na dodatek ten koszmar trwa już lata, można by oczekiwać zmian w psychice, w postawie bohaterów, ich adaptacji.
No i właśnie chęć przeżycia powinna napędzać bohaterów TWD. A wychodzi na to, że najbardziej chcą przeżyć mordercy, świry i kanibale, a najmniej taki Tajris :D
Pamiętajmy, że Tara spędziła z grupą, a przynajmniej jej częścią sporo czasu, a Glenn wiedział, że była spoza grupy przecież. Maggie mogła ją polubić, zaprzyjaźnić się nawet, a gdy potem dowiedziała się, że tamta była z Gubernatorem, nie winiła już tak kogoś kto nie był dla niej całkiem obcy. Tara też straciła bliskich przez szaleństwa Gubsona, nie zapominaj. Owszem, jako widz wiemy więcej, ale nie mamy wglądu we wszystkie interakcje - jestem pewien, że pierwszym pytaniem Maggie do Glenna poza kadrem było "Co to za wywłoka?!" :D Na farmie też nie każdy rozmawiał z Maggie czy z Beth a jednak teraz są przez wszystkich traktowane jak rodzina. I tak samo sytuacja będzie wyglądać z naszymi żołnierzami. W komiksie Rick i Abraham mieli bardzo fajny wspólny epizod, ale on już się raczej nie pojawi. Podsumowując, Tara oczekiwała jedynie akceptacji Ricka jako przywódcy, stąd wniosek że grupa ją przyjęła.
Mnie jedynie dziwi to o czym często się wspomina przy TWD czyli momentalne przechodzenie bohaterów z jednego stanu w drugi. Dopiero co uciekli kanibalom, z którymi nie było żadnej dyskusji, a chodzą sobie tak jakoś hmm niewzruszenie. Jasne, każdy przeżywa to po cichu i w środku, ale jak np Carol i Daryl szli z tymi baniakami to myślałem - kurcze, ktoś by ich z zaskoczenia rozwalił, że nawet by po broń nie zdążyli sięgnąć. Słychać trzaski, jakiś Sasquatch się czai, ale nie ma śladów, więc to wiatr :D
Ok pomarudziłem ale mam na to uzasadnienie - bohaterowie są po prostu zmęczeni. Tyle człapali z nadzieją na azyl, że nie trzeba będzie znów człapać a tu kiszka i to z ludzi. Może i obawiają się pościgu, zemsty ale nie mają chyba siły na stałą czujność czy paranoję. Musieli dać jakieś szanse Hunterom bo inaczej nie mielibyśmy wcale motywu kanibalizowania na Rickach.
Właśnie tak patrzę na Ricków, którzy w krótkim okresie czasu zostali kilkakrotnie zdradzeni, zaatakowani znienacka, podle i podstępnie,dostali wręcz dosłownie kilka ciosów w plecy, cudem uniknęli śmierci na kilka fajnych sposobów... i faktycznie, jakoś tak miło jest, luźno :) Jedyny Rick mówi o trzymaniu gardy, o dorzynaniu watahy, o czujności, jako jedyny panuje nad księdzem. A reszta?
Wszystko w tym odcinku szybko i gładko przeszło. Wiszące nad nimi problemy, niedomówienia rozwiązano w kilku zdaniach. Zaakceptowanie Carol, Tary, wyprawy do Waszyngtonu: szast-prast i po krzyku. Nikt dłużej nie zasępił się nad tym, co się ostatnio stało, nad ucieczką, nad losami pozostałych. Wszystko fajnie, ale... nie po tym wszystkim. Właśnie przez wzgląd na ostatnie wydarzenia, poziom paranoi powinien być dość wysoki w grupie, okres euforii po odnalezieniu się i ucieczce z patelni powinien właśnie ustępować i wraz z obniżeniem "głuszącego" efektu adrenaliny powinny narastać inne emocje.
Tak myślę.
Poza tym mini konflikt w grupie jest ok. Nieufność Maggie do Tary, czy Ricka do Abrahama mogłyby być dość ciekawe. Ale no cóż sarnie oczy i pełny biust (nie, żebym się paczyła ^^) plus budząca zaufanie żołnierska postawa Abrahama wydają się wystarczać :)
A wracając do Tary: jakby nie było napadła na Ricków. Nie wiadomo, jak długo była z Filipkiem, pod jak wielkim wpływem była jego sajko-osobowości, czego ja nauczył. A Maggie jest jak: ojej, uratowałaś podobno mojego Glennika, we cool, man.
Jak głupio zachowuje się wg mnie grupa widać po pewnej uroczej scenie z Caryl, kiedy trzasnęła gałązka i Daryl mówi: a nic to:
- ostatnio, kiedy trzasnęła gałązka Carl i Mich prawie zostali zgwałceni i wszyscy prawie zginęli
- ostatnio, kiedy Daryl olał czyjąś obecność/ zlekceważył bezpieczeństwo, stracił Beth. No ale wiecie, sprawdził to nazajutrz, powinno starczyć :D
No więc, tak jak wspomniałam, po pierdylionie podobnych wątków z niedalekiej przeszłości, opary paranoi powinny słać się gęsto wokół Ricków. A tu nic. Tylko ten okropny Rick, będący, jak już gdzieś czytałam po drugiej stronie mocy, zachowuje się, jak w zombi apokalipsie. Reszta, z Tajrisem, Bobem i Saszą na czele mają wakacje :D
Mówisz o Darylku i Carol z baniakami? A co powiesz na rozgadanego, rozkojarzonego, uchachanego Boba? :)
Ja też staram się jakoś tłumaczyć zachowanie Ricków i do któregoś momentu jestem nawet w stanie. Mogłabym nawet je z oporami kupić - gdyby nie Rick - który wg mnie zachowuje się niej więcej tak, jak właśnie powinien po tym Filipie i Terminusie :) I co, tylko on? :o
Tak to wygląda, długość odcinka jest ograniczona, a twórcy chcieli zawrzeć to, tamto, dwie rzeczy zamknąć, trzy otworzyć. Gdyby akcja z kanibalami miała miejsce w Polsce to nie wyobrażam sobie rozmowy po ucieczce bez wiązanek typu "Ja p..le, te poj..y chciały nas wp..lić, co się dzieje z tym światem?!" xD A tu bohaterowie nawet o tym nie porozmawiali, zero refleksji na temat zjadania ludzi przez ludzi. "They ain't people" - i tyle, można zabijać bo to potwory nie mające nic wspólnego z ludźmi. Ok wiem, że na takie przemyślenia łatwo wpadać siedząc pod dachem z pełnym brzuchem, ale w sumie nawet nie jestem pewien czy reszta z kontenera miała świadomość że mają do czynienia z kanibalami. Jasne, nie można przez jedną grupę teraz brać wszystkich za morderców i psychopatów (przykład - ksiądz), ale miewam wrażenie że bohaterowie mało rozmawiają o praktycznych sprawach bieżących - pamiętasz dyskusję o brakach narad na temat zabezpieczania więzienia. Większość wypowiedzi to przewidywania, wspomnienia lub banały mające na celu dodać otuchy. Przy czym dodam, że nie jest to krytyka a obserwacja.