Cotygodniowy temat dla wszystkich chętnych do wspólnego dyskutowania, wyrażania opinii, przewidywań, zachwytów oraz hejtów na temat drugiego odcinka piątego sezonu TWD w jednym miejscu. Korzystanie z tematu dobrowolne.
Premiera USA: noc z niedzieli 19.10 na poniedziałek 20.10, 03:00 czasu polskiego. Podaję w celu uniknięcia przedpremierowego zamieszania pt. "Czy już można obejrzeć?!".
Odcinek taki średniawy, który trochę podciąga jedynie końcówka. Prawdziwa petarda na finał trzeba przyznać! Chyba każdy wiedział co kanibale chcą zrobić, ale podane w taki sposób że zwala z krzesła. Brawo.
Natomiast poza mocna końcówką odcinek mnie rozczarował. Generalnie już chyba od dwóch sezonów jeśli idzie elementy grozy/ akcji to wygląda to całkiem dobrze, ale rozmowy w grupie są często jakby pisane na kolanie, do tego grane bez większego przekonania. Nie mówię że zawsze tak jest, ale bardzo często ten element zawodzi, a to powinna być najmocniejsza strona serialu.
Dużo rozwlekanych, nudnych, powierzchownych, zagranych bez emocji, drętwych dialogów. I tak trochę też było w tym odcinku. Grupa nie widziała się tyle czasu, naprawdę dużo się zadziało, ale sensownego czy ciekawego to za wiele nikt nie ma do powiedzenia. A można by było tyle z tego wyciągnąć, jakieś konflikty, urazy, żale, przemyślenia. Pod tym względem serial często leży jak sobie porównuje np do LOST gdzie konflikty w grupie, czy przeżycia, rozterki bohaterów były o niebo lepiej pokazane.
- sądzicie że Bob był ugryziony? ja myślałem że on tak za tym winem się rozkleił ;)
- Tyreese jest przekomiczny, tyle kobiet dookoła on taki silny, wielki facet i naprawdę w końcu będzie robił za niańkę
- grupa sobie balangę urządziła w kościele oczywiście zapominając że należy jakieś straże porozstawiać, dla nich apokalipsa zaczęła się wczoraj (są takie momenty, że tak to wygląda)
A Boba generalnie trochę szkoda, bo są gorsi do odstrzału/ ogryzienia.
No z tą balangą to prawda, co innego w podziemnym kompleksie u Jennera, a co innego po ucieczce z obozu psychopatycznych kanibali. Do tego członkowie grupy wychodzą sobie w nocy do lasu i nikt nawet się o nich nie zająknie. Amy to chociaż powiedziała, że idzie siku.
- Carol, gdzie ty idziesz sama po nocy?
- A, zabić się bo mam depresję z powodu zabicia Lizzie...
- A, ok.
Hahahahaha, you made my day :D Ale nie no, taka prawda. Też mi trochę brakuje tych rozmów między nimi, a nie takie pierdu pierdu, ani be, ani me, ani pocałuj mnie w dupę. Najbardziej to mnie rozbawiła scena, w której Rick widzi, że Tyreese trzyma Judith na rękach. Podbiega, wyrywa ją i zamiast wyrazić wdzięczność, nie wiem klepnąć w ramie, podać rękę, to ten kiwnął głową. Nie no w ch*j podziekował za opiekę i ryzykowanie życiem dla bąbla.
Niestety, ale wiele tych dialogów wewnątrz grupy jest słabych. Nie rozumiem dlaczego twórcy, nie przyłożą się do tego bardziej.
Z tego odcinka, zarys rozmowy Tary z Maggie.
Tara: Brałam udział w ataku na więzienie...
Maggie: Spoko.
No naprawdę nie można trochę więcej ikry, emocji, dwuznaczności, pomysłu w tych dialogach zawrzeć?
Dokładnie identycznie o tym pomyślałam oglądając tę scenę. Myślałam, że powie coś w stylu ,,żałuje, że brałam w tym udział.. to wtedy zginął twój ojciec, przepraszam'' czy coś takiego. A tu ani krzty emocji.
Przytoczony przykład akurat nie pasuje mi tutaj, ponieważ twórcom najwidoczniej wystarczyła gra aktorska 'Maggie' i jej reakcja na tę wieść - i to się dostało albo inaczej zrozumiałem wyraz wypisany na twarzy Maggie. Ale ogólnie fakt, jest tak jak piszesz.
Ja tak nie uważam, tą rozmowę (tak jak i kilka innych) można było poprowadzić na mnóstwo innych sposobów. Znacznie ciekawiej, bardziej emocjonalnie, sam kontekst sytuacji daje takie możliwości. Ale twórcy nie wiedzieć czemu z tego nie korzystają, i serwują nam jakieś powierzchowne, mdłe, kilku wyrazowe, pseudo-głębokie dyskusje.
Tara jest do odstrzału. Zagrała swoją kwestię "atakowałam więzienie razem z gubernatorem", już chyba niczego istotnego nie zrobi w tym sezonie :D
No i Glenn, na którego nie mają żadnego pomysłu, a bez niego Maggie dostaje +200 do zajebistości.
Jeśli chodzi o mnie, to odcinek mi się podobał, choć może cały czas trzyma mnie jeszcze niedawna tęsknota za serialem i cieszę się z każdej minuty odcinka. Aczkolwiek masz rację, porównując interakcje w grupie do LOSTów. Ale bądźmy szczerzy, każdy serial w porównaniu do nich wypada po prostu blado :)
Też mi się wydawało, że Bob był ugryziony, ale gdyby tak było, to kanibale chyba by go nie jedli. Chyba, że zombie ugryzł go w drugą nogę, a oni jej nie sprawdzili. Czemu Tyreese jest przekomiczny? To najlepszy opiekun dziecięcy jaki może istnieć, gdybym miała dziecko i powierzyłabym mu je w opiekę, wiedziałabym, że nie stanie mu się nic złego ;)
Podoba mi się postać księdza, być może dlatego, że lubię bardzo tego aktora. W "Teen Wolfie" był chyba jednym z niewielu aktorów, którzy rzeczywiście wiedzieli to i owo o aktorstwie.
Końcówka mnie w ogóle nie zdziwiła, gdy Bob się obudził i ujrzał przed sobą Garetha, już wiedziałam, że pewnie nie ma nogi (albo nóg). Za dużo grania w "Walking dead"... Aczkolwiek owszem, było to mocne.
I czy tylko ja rozpłynęłam się ze szczęścia, widząc Ricka karmiącego córeczkę?
,,Też mi się wydawało, że Bob był ugryziony, ale gdyby tak było, to kanibale chyba by go nie jedli. Chyba, że zombie ugryzł go w drugą nogę, a oni jej nie sprawdzili.''
Szewndacz niekoniecznie musiał ugryźć go w nogę. Przecież wpadł cały do wody i nie było nawet pokazane gdzie zombie mógł go złapać. Równie dobrze mógł go ugryźć w plecy, w ramię, w cokolwiek.
,,Tyreese jest przekomiczny? To najlepszy opiekun dziecięcy jaki może istnieć, gdybym miała dziecko i powierzyłabym mu je w opiekę, wiedziałabym, że nie stanie mu się nic złego ;) ''
Tutaj raczej nikt nie kwestionuje jego opieki nad dzieckiem. Chodzi o to, że on tego nie będzie robił, a tamtego nie chce robić, a tego się brzydzi, a o dziewczynkach nikomu nie powie, bo nie da rady.. Ciągle ma ze sobą jakiś problem i wiecznie przeżywa jakieś rozterki zamiast wziąć się w garść.
Ksiądz wypadł całkiem dobrze i naturalnie, ogólnie wątek na plus.
Dla mnie i jak sądzę dla wielu osób końcówka była lekko szokująca. To że mieli zamiar go zjeść to jasne, ale że w taki sposób to nie spodziewałem się. Sądziłem że to taki wstęp do przyszłego odcinka, gdzie będą go szykować na strawę, torturować czy coś. A tu bum ;)
Gdyby został ugryziony to raczej by się już przemienił albo miał jakieś objawy pod koniec odcinka, gorączka itp itd. Wydaje mi się że zapłakał z tego powodu że alkohol znów prawie mu odebrał życie ( patrzcie z jaką uciechą sięgnął po niego w tej akcji gdzie byli po zapasy, a tu pach zombie prawie go dziabnął ).
O tym nie pomyślałam. Faktycznie, zapomniałam o jego uwielbieniu do wszelakich alkoholi. Ale, żeby od razu tak płakać z tego powodu?
Chociaż z drugiej strony, jakby został ugryziony, to nie powiedziałby nic grupie i ich tak naraził? Przecież równie dobrze mógłby się przemienić i zatopić zębiska w Sashy.
Nie wiem co o tym myśleć :P Obie wersje są prawdopodobne.
W takim momencie nigdy nie wiadomo czy twórcy postąpią zgodnie z komiksem, czy żartują z czytelników pewnych dalszych wydarzeń i coś pozmieniają.
Czułby przemianę i może już zaczynał coś odczuwać, dlatego miał taką minę po pocałunku z Sashą i spieprzył do lasu się wypłakać. Błagam tylko nie wersja z tym alkoholem...
żeby się przemienić to by musiał najpierw się pochorować i umrzeć, a to raczej by nie nastąpiło niepostrzeżenie, więc raczej nikogo nie narażał. może wolał popełnić samobójstwo niż rozgłosić wszem i wobec że jest ugryziony i spowodować zamieszanie.
ale dopuszczam tez możliwość że wcale nie płakał z powodu ugryzienia tylko ogólnie z nagromadzenia silnych emocji w momencie kiedy adrenalina opada. to też się ludziom zdarza.
Jak dla mnie odcinek świetny jak zresztą każdy XD I ta końcówka OMG kocham :3 Nie mogę się doczekać następnego poniedziałku XD Carol i Daryl poszukiwacze zaginionej Beth :D Ten przytulasek Tary i Maggie szuodki hehe :3 Miałam nadzieję że Maggie będzie wypytywać Daryl'a o Beth lub chociaż o niej wspomni a tu nicz ahh... Fajnie że Michonne wspomniała Andre/Andreę (kurcze nie wiem jak to napisać XD ) i Papę Hershela XD Scena delektowania się kawałkiem nogi Bob'a genialna XD i jeszcze ten tekst ,, Jesteś smaczniejszy niż mi się wydawało " XD Jak już ktoś wspomniał mnie też rozbawiła scena gdy Michonne próbowała zabić walkera swoją wyimaginowaną kataną hehe XD I jak to ??? Ta katana nie była jej ?? Moje życie legło w gruzach XD Odcinek super 10/10 XD
Właśnie, zapomniałem o tym tekście Garetha "Na pocieszenie powiem ci, że jesteś smaczniejszy niż mi się wydawało" - rany xD xD xD
hehehe :D czy to próba sparodiowania mojego ciągłego pisania ,, XD " ? Nw czemu ale ta ,, minka " przypadła mi do gustu najbardziej ;)
ja się wreszcie cieszę, ten odcinek i po części przyszły będą ściśle powiązane z komiksem. :]
ugh, miałam nadzieję, że wątek z Terminusem został na zawsze skończony, a tu takie rozczarowanie :/ Nienawidziłam wątku z Woodbury i Gubernatorem, ciągnął się flaki z olejem i obawiam się, że z nowym czarnym charakterem będzie tak samo.
mam nadzieję że nie będą ciągnąć tych kanibali przez cały sezon :P nie przeżyję tego wątku dłużej niż 1, max, 2 odcinki. jak widzę garetha to mi się rzygać chce tak samo jak gdy wrócil gubernator.
a już myślałam, że tylko ja nie trawię tych wątków. Wszyscy widzę podniecają się nadchodzącą wizją walki z Garethem, a mi się słabo na samą myśl robi :D
ja to w ogóle najbardziej lubiłam te odcinki w których mieszkali sobie sielsko w więzieniu i hodowali roślinki, wcale mnie to nie nudziło xD
wykręca mnie natomiast od tego typu złych charakterów "total evil" psycholi którym się coś w mózgu przepaliło i robią coś w imię jakiejś pokrętnej idei (gubcio dla swoich ludzi, gareth w imie tego ze lepiej zjesc niz byc zjedzonym), i widzę tez garetha jako takie przedłużenie gubernatora, co jest podwójnie męczące, bo ile można.
raczej on nie jest czarnym charakterem, i nie zdziwię się jeśli zginie w przyszłym odcinku.
bo to zwykły S*kinsyn taki typu zabijasz go i idziesz dalej, daleko mu do gubernatora. :)
czy ja wiem, jak będzie na nich polował przez cały sezon, porywając jednego po drugim, to raczej bliżej mu do czarnego charakteru niż do tączowej wróżki. Chociaż mam nadzieję, że grupa się szybko zorientuje o co chodzi i zlikwidują ich w następnym, max. w 4 odcinku.
serio? dla mnie to takie przedłużenie gubernatora. co prawda nie miał zbyt wielu scen budujących jego postać tak jak gubernator co może świadczyć o tym że szybko się go pozbędą, ale pod względem zrytej psychy jest dokładnie taki sam, ma podobną motywację i nawet mi go przypomina tym takim dziwnym spokojem i pewnością.
Tyle szalonych teorii krąży już po internetach:
- że Bob należał kiedyś do grupy Termitów jeszcze zanim przeszli na monodietę i to właśnie o nich wspomniał Darylowi i Glennowi przy spotkaniu w 4x13, że miał grupę ale się od niej odłączył, a ludzie wnioskują to po fakcie, że Gareth mówi do Boba po imieniu i wspomina, że to zabawne że to musiał być akurat on
- że Gabriel jest przynętą Termitów wystawianą na kamieniu na wędrowców
- że nadrzewne znaki znaczą szlak z kościoła do Terminusa dla wymian zapasów za zwabionych ludzi
itp.
itd.
Jeżeli będzie jeszcze coś co pobije Daryl'a otwierającego psu drzwi i Carol rozwalającą Terminus petardą pod względem absurdalności, to ja rozkładam ręce :)
to że Bob był kiedyś z grupą Terminusa jest raczej niemożliwe, przecież by nie szedł tam z powrotem, a przede wszystkim powiedziałby Sashy i Maggie, że tam był z nimi :D
Tak, chyba że był z nimi przed założeniem Sanktuarium jeszcze tego faktycznego. Nie pokazali w sumie schwytania grupy Maggie i reszty. Choć osobiście nie wierzę w to, bo to takie same domysły jak ostatni pseudoNegan.
nawet jak tak, to po ucieczce stamtąd raczej by grupie powiedział, że ich zna, takich rzeczy się raczej nie zataja :D